/IW_518-Ostaszewski_Barański_K-Krwawy_rok.djvu

			KRWAWY ROK 
Opowiadanie historyczne 
Złoczów. 
Nakładem i drukiem Wilhelma Zukerkandla, 
Dr. K. Ostaszewski-Barański 
I. Wstęp. 
„O Panie! Panie! ze zgrozą świata 
Okropne dzieje przyniósł nam czas, 
Syn zabił matkę — brat zabił brata — 
Mnóstwo Kainów jest pośród nas. 
Ale o Panie ! oni nie winni, 
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz; 
Inni szatani byli tam czynni, 
O 
! rękę karaj, nie ślepy 
miecz! 
Pół wieku mija od chwili, która pozostanie 
jednem z najboleśniejszych wspomnień naszej prze- 
szłości, od tej nieszczęsnej chwili, kiedy ciemny 
a przez podżegaczy obłąkany lud polski w bar- 
barzyński i dziki sposób mordował naturalnych 
swych wodzów i opiekunów, właśnie wówczas, 
gdy ci nieśli zań w ofierze wolność i życie. 
Rzeź ta, która natchnionemu poecie, Jere- 
miemu naszej niewoli, wydarła ze skrwawionego 
serca potężną pieśń bolu i skargi a razem prze- 
baczenia i nadziei, jest jedną z najciemniejszych 
kart w dziejach już nie naszych, ale ludzkości. 
Mord na braciach dokonany przez braci, niszczenie 
mienia, pożoga, na której ugaszenie trzeba było 
morza łez i krwi, to zaiste obraz piekła dantej- 
skiego, tem okropniejszy, że nie urojony. To też 
na tej karcie naszych dziejów się zatrzy- 
1* 
4 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
mujemy — dziś po pięćdziesięciu latacli prze- 
chodzi nas uczucie niezwykłej zgrozy: a prze- 
cież interes nasz narodowy wymaga, ażebyśmy 
i tę chwilę poznali i to nietylko w jej stra- 
sznych szczegółach, ale w całym historycznym 
przebiegu. 
Rzeźgalicyjska była faktem nieporównanie 
okropniej szym od rzezi humańskiej; w tej dru- 
giej , ograniczonej terytoryalnie, ukazuje się 
krwawo lud, którego narodowość nie polska — 
ale ruska, którego wiara nie katolicka, ale szy- 
zmatycka — który istotnie cierpiał ucisk fizyczny 
i moralny a pamiętał czasy niekrępowanej swobo- 
dy. Lud ten podbechtany głównie przez zmoskwi- 
cone duchowieństwo, porwał się do nożów prze- 
ciwko tym, których uważał za narodowych, po- 
litycznych i religijnych gnębicieli, i w tem szu- 
kał dla siebie powodu usprawiedliwiającego zbó- 
jeckie dzieło. W rzezi galicyjskiej natomiast od- 
grywa rolę lud szczeropolski — równie polski 
i katolicki jak szlachta i inteligencya, którą 
mordował. I kiedy dopuścił się tej zbrodni? 
Właśnie wówczas, gdy szlachta wyciągała ku 
niemu życzliwą dłoń pojednania i zgody, gdy 
dobrowolnie, bez żadnego wynagrodzenia chciała 
się z nim dzielić własnością, gdy usiłowała go 
wyswobodzić nie od pańszczyźnianego jeno — 
ale od wrogiego jarzma i w niezależnej Ojczy- 
znie dać mu prawa człowieka i obywatela. Nie 
Krwawy 
Eok. 
25 
cel wyższy władał tym ludem, gdy się porwał 
do okropnej zbrodni, rządził nim żyd podający 
mu wódkę i biurokrata brzękający trzosem. 
W rzezi humańskiej zginęło ciał wiele — w rzezi 
galicyjskiej dusz krocie, bo waśń i nieufność, 
jakie się zrodziły z krwawego posiewu, na dłu- 
gie, długie czasy zatruły serca wszystkich! 
„Niczem Sybir — niczem knuty 
I cielesnych tortur król... 
Lecz narodu duch otruty... 
To dopiero bólów ból!" 
* 
Chcąc należycie zrozumieć tę tragiczną chwilę, 
musimy się przenieść myślą nieco w przeszłość. 
Zwątpienie, jakie ogarnęło społeczeństwo na- 
sze po równie bohaterskiej jak nieszczęśliwej 
walce w r. 1831 — nie trwało długo. Ucisk 
bezprzykładny, którym rządy chciały do reszty 
stłumić ducha narodowego, wywoływał tem sil- 
niejszy odpór. Zawodził ogłupiający system szkol- 
ny, nic nie pomagały środki policyjne, gorzał 
bowiem w sercach święty ogień miłości Ojczyzny, 
który nie gasł nawet w obliczu szubienicy. Myśl 
narodowa poczęła się stawać czem raz wyra- 
źniejszą i jaśniejszą, a to nietylko w Królestwie, 
ziemiach zabranych i Księstwie, ale nawet w Ga- 
licyi, która w największej pogrążona była apa- 
tyi. Myśl ta budzoną była głównie z Paryża. 
Rozbitki rewolucyi listopadowej, znalazłszy się 
7 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
na ziemi francuskiej, postanowili nie ustawać 
w pracy i dalej dzieło narodowego odrodzenia 
prowadzić. Bonawentura Niemojowski, ostatni 
prezes rządu narodowego, stworzył w tym celu 
komitet naczelny złożony z członków byłego rządu 
i byłycli posłów sejmowych; komitet ten jednak nie 
długo musiał ustąpić innemu, a mianowicie ko- 
mitetowi narodowemu polskiemu, na którego czele 
stanął Joachim Lelewel. W komitecie tym zna- 
leźli się przedstawiciele szlachty i demokracyi — 
zachowawców i rewolucyonistów. W nieszczęściu 
na tułactwie, w tęsknocie za rodziną i domem 
pod rewolucyjnem niebem Francyi zaczęła się 
czem raz silniej rozwijać i dojrzewać myśl lu- 
doica. Poczęto rozpamiętywać przyczyny tylo- 
krotnych niepowodzeń powstania: przypisywano 
je jedynie brakowi sił żywotnych, pochodzącemu 
z zamknięcia się w ciasnych obrębach kasty 
szlacheckiej, bez odwołania się do ludu, bez obu- 
dzenia w masach interesu. 
„Nędza i tęsknota za krajem" — powiada 
Wiesiołowski — „coraz bardziej jątrzyły umy- 
sły młode przeciwko szlachcie jako wrzekomo 
głównej przyczynie tylu niepowodzeń; — po- 
wstały towarzystwa, pisma i broszury jadem 
i żółcią tryskające przeciw szlachcie". 
W obec takiego stanu rzeczy, mieszany ko- 
mitet Lelewela nie mógł długo istnieć, to też 
Krwawy 
Eok. 
25 
niebawem widzimy w obozie emigracyjnym przy- 
kry rozłam, który potęgował się czem raz więcej. 
Z jednej strony szereguje się obóz monar- 
chiczny i zachowawczy pod wodzą ks. Adama 
Czartoryskiego, z drugiej powstaje „Towarzy- 
stwo demokratyczne" (17. marca 1832), zało- 
żone przez dwóch członków komitetu lelewelow- 
skiego. Pierwszy obóz liczył na pomoc rządów 
i gabinetów — drugi chciał zdążyć do celu 
przez lud — choćby w połączeniu z rewolucyj- 
nymi żywiołami całej Europy. Drugi ten obóz 
dzięki popularnym hasłom odpowiadającym du- 
chowi czasu, szybko począł wzrastać w siły i po- 
stanowił przenieść swą działalność do Ojczyzny. 
Pierwszym niedojrzałym owocem tych prac 
emigracyjnych była nad wyraz lekkomyślna wy- 
prawa Józefa Zaliwskiego w r. 1833. Wyprawę 
tę cechuje już nazwa, jaką jej dano: „Zemsta 
ludu". Plan tej wyprawy opierał Zaliwski na 
powołaniu pod broń mas ludowych, które chciał 
poruszyć hasłem rewolucyi społecznej. To natu- 
ralnie wywołało w obozie zachowawców ogro- 
mną nieufność, która rozszerzyła przepaść dzie- 
lącą oba stronnictwa emigracyjne. 
Wyprawa ta, spowodowana chyba zupełną 
nieznajomością stosunków, zakończyła się szere- 
giem ofiar — więzieniem i szubienicami. Ale 
nowy ten zawód nie wywołał zwątpienia w zmar- 
twychwstanie Ojczyzny. Duch wolności pokonany 
8 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
brutalną przemocą zstąpił w podziemny labirynt 
spisków, partyzantów zastąpili spiskowcy. Hasło 
do tego wyszło znowu z Paryża, gdzie tymcza- 
sem w łonie emigracyi ciągła trwała walka. 
Pragnąc pogodzić sprzeczności zachodzące mię- 
dzy arystokratycznem stronnictwem ks. Adama 
a centralizacyą demokratyczną, część szlachty 
stworzyła w r. 1838 nowy związek pod nazwą 
„Zjednoczenie". Związek ten, obok „niepodległej 
Polski w dawnych granicach", głosił nowy po- 
rządek rzeczy, oparty na zasadach demokraty- 
cznych, a więc usamowolnienie włościan, nadanie 
im własności gruntowej, wolność wyznania i ogólną 
oświatę. Jak romantycznie a niepraktycznie za- 
patrywano się na rzeczywiste życie, dowodem 
odezwa tego towarzystwa z lipca 1846, a więc 
już po rzezi, w której Zjednoczenie chce, 
„ażeby 
gminne niewiasty stały się matkami szlachty, 
a córki i siostry wasze niech upodobają dziarską 
gminną młodzież — niech kapłan przed ołta- 
rzem pobłogosławi ich małżeństwa, a wnet zginą 
kasty" itd. 
Tymczasem obóz demokratyczny rósł w siłę 
nawiązywał stosunki z krajem przez swych wy- 
słanników i popierał tworzenie się tajnych to- 
warzystw, mających na celu budzenie mas lu- 
dowych. 
Z rozbitków wyprawy Zaliwskiego potwo- 
rzyły się rozmaite koła tajnych stowarzyszeń: Ma- 
Krwawy 
Eok. 
25 
sonerya, Karbonaryzm, Związek synów ojczyzny, 
Młoda Sarmacya, Gromada, Grudziąż itp., po- 
wstawały jedne po drugich, jedne gorzej jak 
drugie zorganizowane. W tej epoce oddziaływano 
bezpośrednio na lud wiejski, młodzież niedoświad- 
czona chwytała z zapałem myśli nowe: jak 
pierwszą miłością do kochanki, tak rozgorzała 
tą pierwszą miłością do ludu. I nie dziw, że 
w gorączkowym tym szale rzucono niejedno złe 
ziarno — ale młodzieży za to winić niepodobna. 
Była to chwila, w której gorętsze umysły mu- 
siały powstać przeciw pańszczyźnie i przywile- 
jom szlachty, w których widziały powody niepo- 
wodzenia myśli narodowej. Że to czyniły nie- 
które jednostki zbyt może namiętnie, zbyt nie- 
cierpliwie, że przesadzano w zbytniej i jedno- 
stronnej, wyłącznej prawie miłości dla ludu, że 
mimowoli pracowano w intencyi satrapów powia- 
towych _ to pewnie fakt smutny, ale uspra- 
wiedliwiony sytuacyą społeczeństwa nękanego. 
I znów znalazły się ofiary! 
Między innymi przypłacili wolnością ten ruch 
Kasper Cięglewicz, Marceli Kropiwnicki, Ludwik 
Kępiński, a w Wilnie złożył swe życie w ofie- 
rze Szymon Konarski. 
Z resztek tych związków i stowarzyszeń 
uformował się „Związek demokratyczny polski" 
i sprzysiężenie demokratów. Niestety w organi- 
zacyi nie zachowano należytej ostrożności: sku- 
10 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
tkiem zdrady Wojciecha Hellera policya pochwy- 
ciła spiskowych. Po długiem, nader ostrem śledz- 
twie i dłuższym jeszcze procesie trzynastu oska- 
rżonych usłyszało w styczniu 1845 wyrok śmierci. 
Byli to: Henryk Bogdański, Robert Chmie- 
lewski, Eugeniusz Ohrząstkowski, Albin 
Dunajewski, ks. Mikołaj Hordyński, Le- 
sław Łukaszewicz, Leander Pawlikow- 
ski, Leonard Stawski, Robert Hef er n, Leon 
Korecki, Adolf Leo, Tomasz Rayski i Fran- 
ciszek Smolka. Pięciu ostatnich zostało na- 
tychmiast ułaskawionych, innym zmieniono karę 
śmierci na więzienie od lat ośmiu do piętnastu. 
W chwili jednak, gdy odczytywano te wyroki — 
gotował się kraj do nowego wybuchu, którego 
epilogiem była rzeź!... 
3" 
II. Rząd i naród. 
(Austrya i Galicya. Reformy józefińskie. Lud i szla- 
chta. Wnioski stanów w sprawie zniesienia pańszczy- 
zny. Stanowisko rządu. Biurokracya i jej charakte- 
rystyka.) 
W chwili, gdy Austrya zajmowała — czyli 
„rewindykowała" Galicyę, nie znajdywała się ta 
część ojczyzny naszej w rozkwicie. Ostatnie 
wypadki w Rzeczypospolitej sprawiły, że w tych 
województwach właśnie życie publiczne obumarło 
a stan ich moralny i materyalny pogarszał się 
z dniem każdym. Niestety okupacya austrya- 
cka nie tylko nie przyniosła polepszenia — 
ale zniszczyła nawet resztki pomyślności. Pro- 
wincya rządzona przez prokonsulów i hordy urzę- 
dnicze nie tylko obce narodowością, ale wrogie 
wszystkiemu co polskie, stała się polem najdzi- 
waczniejszych eksperymentów, które kraj do- 
szczętnie zrujnowały. System ten z biegiem lat 
„wydoskonalano" nieustannie: szkoły miały czem 
raz wyraźniejszy cel ogłupiania, przemysł i han- 
del upadał pod naciskiem fiskalizmu, wszelka wol- 
ność myśli była wygnana raz na zawsze. W kraju 
umiano równocześnie podtrzymać ciągły ferment: 
przeciwko Polakom postawiono Rusinów — prze- 
26 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27 
ciw szlachcie chłopów. Nigdy zasada „divide et 
impera" nie była tak bezwzględnie przeprowa- 
dzoną, jak w owym czasie w Galicyi. 
Nas głównie obchodzi stosunek ludu do szla- 
chty, i dla tego bliżej tej kwestyi przypatrzyć 
się należy. Patentem z dnia 5. kwietnia 1782 
zniósł Józef II. osobiste — czyli „niewolnicze" 
poddaństwo, które istniało jeszcze w Węgrzech, 
Czechach, Górnej Austryi, w Morawii, Krainie 
i Galicyi. Każdy poddany mógł odtąd zawierać 
samowolnie śluby małżeńskie, mógł za zezwole- 
niem pana przenieść się do innej wsi, mógł 
uczyć się rzemiosła — natomiast nie mógł być 
zmuszanym do służby dworskiej. Rozporządze- 
niami z lat 1783 i 1784 określono bliżej da- 
niny i robocizny, zaś w r. 1786 wyszedł t. zw. 
Uniwersał roboczych powinności. Ustanawiał on 
dla gospodarzy gruntowych obowiązek odrabia- 
nia trzech dni pańszczyzny w tygodniu; robota 
trwać miała w lecie dziesięć, w zimie siedm godzin. 
Komornicy, ludzie mający więcej jak 60 lat, sy- 
nowie służący u ojca, wysłużeni żołnierze, wolni 
byli od odrabiania pańszczyzny. Inne prace i da- 
niny zostały zniesione. W r. 1787 uregulował 
rzad sprawę sukcesyi co do gruntów włościańskich, 
w ten sposób, że grunt przypadał najstarszemu 
synowi, który spłacał młodsze rodzeństwo. Za- 
rząd gminny spoczywał w ręku wójta i przy- 
siężnych, wybieranych na przeciąg trzech lat. 
Krwawy Eok. 
Wójta mianował dziedzic z pomiędzy przedsta- 
wionych mu trzech kandydatów. Rozporządzeniem 
z 12. maja 1787 określono wzajemny stosunek 
właściciela dóbr do gminy i rządu. Wykonawcą 
sądownictwa patrymonialnego był justycyaryusz, 
którego kontrolował dziedzic a potwierdzał urząd 
cyrkularny. Pomocnikiem jego później był „man- 
dataryusz". 
Chwalcy systemu józefińskiego podnoszą ogro- 
mną doniosłość jego reform — my niestety, nie 
zapoznając jego dobrych intencyi, nie możemy 
tego o nich powiedzieć. Reformy te były poło- 
wiczne i niedostateczne; z jednej strony nie- 
sprawiedliwie skrzywdziły posiadaczy ziemskich 
— 
z drugiej przyniosły włościanom bardzo pro- 
blematyczne korzyści. Równocześnie dały one 
życie zgubnemu systemowi, który stał się za- 
sadą biurokracyi austryacldej. System ten zni- 
szczył patryarchalny stosunek dworu i gminy, 
który często prowadził do nadużyć, ale daleko 
częściej był dla poddanego prawdziwem dobrodziej- 
stwem. wprowadził natomiast nieufność, zamącenie 
stosunków, które coraz pogarszać i utrzymywać 
w stanie niepewności stało się jedynym celem rządu. 
Wszystko co tylko drażliwego, dotkliwego miała 
w sobie władza wykonawcza administracyi: pobór 
podatków, pobór rekruta, kara w pierwszej in- 
stancyi — wszystko to ów system zepchnął na 
dziedzica. Biurokracya zmuszając z jednej strony 
26 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27 
chłopa do posłuszeństwa, buntowała go z drugiej 
strony twierdzeniem, że to co się złego mu dzieje, 
dzieje się tylko przez panów i dla nich. To też 
te stosunki poddańcze stały się wkrótce powo- 
dem licznych, po kilkanaście lat trwających pro- 
cesów, które budziły wzajemną nieufność, rozgo- 
ryczenie i zawziętość. „Na zmianie patryarchal- 
nej opieki panów na opiekę prawniczą biurokra- 
cyi włościanin w Galicyi nie zyskał — pisze 
Aleksander hr. Fredro. 
— 
Z ubogiego stał się 
nieszczęśliwym, bo stracił wiarę w ludzi i Boga, 
bo przyjął w serce zaród nieukontentowania i za- 
wiści, bo się nareszcie odsunął od tych, od któ- 
rych jedynie oświata dobroczynna na niego prze- 
lać się mogła. Ale na tem wszystkiem binrokra- 
cya zyskała, bo znienawidzona jej szlachta co- 
raz bardziej samą, coraz bardziej opuszczoną się 
widziała". 
Istotnie! jakkolwiek ustawodawstwo józe- 
fińskie było połowiczne i wymierzone przeciw 
szlachcie, to jednak nie byłoby ono wywołało 
tak zgubnych skutków, gdyby takich nie miało 
wykonawców. Nie brakło bowiem wśród naszej 
szlachty jednostek rozumnych i wykształconych, 
które szczerze pragnęły poprawy złych stosun- 
ków pomiędzy gminą a dworem, widząc, że tu 
leży cały sekret rozwoju naszego życia politycz- 
nego w przyszłości. 
Krwawy Eok. 
I tak już w roku 1823 podały stany gali- 
cyjskie do gubernium wniosek hrabiego Fredry 
o wolnem przenoszeniu się włościan ze wsi do 
wsi i o nadaniu włościanom własności użytkowej. 
W tymże roku wicemarszałek stanów, jeden 
z najzacniejszych obywateli, Tadeusz Wasilew- 
ski, występuje z wnioskiem zniesienia pańszczy- 
zny, „tej głównej choroby kraju naszego, źródła 
ciemnoty, niedbalstwa u włościan, ucisku ze 
strony dworów, a ujemnego wpływu żydów". 
„Znieść w kraju naszym zgodnym sposobem pań- 
szczyznę — pisze Wasilewski — jest to spokoj- 
ność na wieki mu zapewnić, wszystkie socyalne 
wzburzenia niepodobnemi uczynić. Zarówno więc 
ludzkość, sprawiedliwość, dobrze zrozumiany wła- 
sny interes, jak wzgląd na ogólne dobro kraju, 
domagają się zniesienia pańszczyzny". 
W roku 1843 sprawa uregulowania kwestyi 
włościańskiej była na najlepszej już drodze. Wię- 
kszością 86 głosów przeciw 15 uchwalono bo- 
wiem: „Upraszać J. C. K . Mość, ażeby raczył 
upoważnić stany do ustanowienia komisyi, która 
zajęłaby się uregulowaniem stosunku pomiędzy 
dworem a gminą, w sposób dla obu stron ko- 
rzystny". Eząd na prośbę tę dał wymijającą od- 
powiedź, skutkiem czego Stany ponowiły w r. 
1844 swą prośbę i to już z większym naci- 
skiem, dodając, że celem ostatecznym prac tej 
komisyi ma być wypracowanie projektu zupeł- 
16 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
nego uwłaszczenia włościan. Rząd zniewolony tą, 
ponowną prośbą, zezwolił wreszcie na zamiano- 
wanie takiej komisyi, ale równocześnie znacznie 
ścieśnił jej zakres działania; w obec tego. Stany 
we wrześniu 1845 r. komisyę taką wprawdzie 
nstanowiły, ale równocześnie większością 116 gło- 
sów przeciw 10 uchwalono prosić monarchę o roz- 
szerzenie zakresu działalności tej komisyi i na- 
danie jej większej swobody działania. 
W odnośnym ustępie adresu ułożonego przez 
wicemarszałka Stanów Tadeusza Chochlika z Wa- 
silewa Wasilewskiego, zaznaczono także wyraźnie, 
że sprawa rozwiązania kwesty i włościańskiej nie 
cierpi zwłoki i konieczną jest rzeczą „otworzyć, 
pole dobrowolnym układom, które wzmacniając 
siły ekonomiczne właściciela i włościanina po 
dźwigną kraj i usuną powód wszelkich nieporo-j 
zumień pomiędzy klasami społecznemi kraju"...! 
Komisya stanowa wybraną została istotnie, ale: 
prace jej przerwały krwawe wypadki... 
Że szlachta istotnie myślała poważnie o kwe-; 
styi włościańskiej, dowodem tego patronizowanie 
przez nią towarzystw wstrzemięźliwości, które 
w zachodniej Galicyi — według słów Sali — 
„rozszerzyły się z szaloną szybkością na kształt 
epidemii". Bez względu na ujmę w dochodach 
popierała cała prawie szlachta usiłowania księży 
w tym kierunku i to tak gorliwie, że aż rząd 
począł patrzyć podejrzliwie na ową akcyę. 
Krwawy Rok. 
17 
Również w obec katastrofy spowodowanej po- 
wodziami w r. 1845, uchwaliły w tymże roku 
Stany zapomogę dla zachodnich powiatów w kwo- 
cie 400,000 złr. m. k., zezwalając równocześnie 
podnieść tę kwotę do wysokości 1,500.000 złr. 
m. k ., gdyby się tego okazała potrzeba. Oprócz 
tego szlachta galicyjska i w inny sposób oka- 
zała swą ofiarność. Oto w drodze dobrowolnych 
składek ofiarowała tymże powiatom 130.000 złr. 
m. k . (ogół składek wynosił 217.000) nie licząc za- 
pomóg w zbożu i naturaliach. 
Widzimy więc, że ta spotwarzana szlachta 
miała istotnie dobrą wolę. i wolę tę okazywała 
czynem — jednakże rząd paraliżował najlepsze 
jej zamiary. 
Na czele tego rządu krajowego stał w kry- 
tycznej dobie członek domu cesarskiego, arcy- 
książę austro esteński, Ferdynand Karol. Był to 
pan pobożny, świadczył wiele dobrego, był za- 
chowawcą i arystokratą, zajmował się wiele 
wojskiem, panował — ale nie rządził. Prezyden- 
tem gubernialnym był br. Franciszek K r i e g 
v. Hochfelden. Przybył on do Galicyi z Badeń- 
skiego a finanse jego nie musiały być w najle- 
pszym stanie, gdy się starał o posadę dyurnisty 
przy zarządzie celnym Galicyi wschodniej. Ale 
— 
takim się szczęściło. Jako koncepista guber- 
nialny zetknął się z Hauerem, późniejszym gu- 
bernatorem Galicyi, który go polubił. Niebawem 
2 
18 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
widzimy Kriega komisarzem we Lwowie, gdzie 
się ożenił z córką bogatego krawca, a w jakiś- 
czas potem spotykamy go już radcą gubernial- 
nym, później starostą w Tarnowie, później zaś 
jako barona już, wiceprezesem nadwornej ka- 
mery. Stąd poszedł znów do Galicyi, jako prawa 
ręka arcyksięcia. Wysoki, chudy, z wiecznym 
uśmiechem ironii na ustach, był prawdziwym 
wilkiem co do drapieżności. Właśni jego urzę- 
dnicy nienawidzili go serdecznie, a jeden z nich, 
sekretarz gubernialny Tatzauer, prześladowany 
przez Kriega, zemścił się na nim, umieszczając 
w wychodzącej podówczas we Lwowie Mnemo- 
zynie wiersz p. t . „Krieg und Frieden", 
w któ- 
rym w ten sposób uwiecznił swego szefa: 
„Seht Thr das hohe, das mag're Gerippe 
Mit der blassen Wange und der grinsenden Lippe, 
Dies ist der harte, der herzlose Krieg! 
O! dass dich, Du Unhold, in Tartarus' Flammen, 
Die friedlichen Gotter alle verdaramen, 
Es lebe der Frieden, es sterbe der Krieg!" 
Cenzor Mnemozyny nie zrozumiał tej przej- 
rzystej aluzyi i puścił wiersz do druku. Dopiero, 
gdy wśród publiczności rozeszła się wiadomość 
o tym utworze, policya poczęła konfiskować nu- 
mery pisma w lokalach publicznych się znajdujące. 
Krieg był przedewszystkiem wrogiem Pola- 
ków; z nadzwyczajną przebiegłością siał on waśń 
społeczną, budził ducha zawiści i niezgody w spo 
Krwawy Kok. 
19 
łeczeństwie, które wyrokiem Opatrzności skazane 
zostało na jego rządy. W chwili, gdy się wa- 
żyły zdania co do wywołania rzezi, on był tym, 
który ją głównie zadecydował. 
Gubernialnym wiceprezydentem był Leopold 
hr. Lazancky v. Bukove, człowiek mier- 
nych zdolności i przewrotnego charakteru. Rad- 
cami gubernialnymi byli: Andrzej Ettmayer radca 
dworu, Wilhelm Reitzenheim, Józef Bobowski, 
Karol Maschek, Ferdynand Hausmann, Dr. Józef 
Wilhelm Emminger, Franciszek Mitis, Józef 
Widmann, ks. Antoni Manastyrski, Walenty Ma- 
durowicz, Feliks Kwiatkiewicz, Agenor hr. Go- 
łuchowski, Alfred hr. Althan, Henryk Saar, 
Dr. Karol Stransky protomedyk i Maurycy br. 
Sala, sekretarz prezydyalny arcyksięcia. Arcy- 
książę był równocześnie i komendantem sił zbroj- 
nych, zastępcą jego na tem stanowisku był Adam 
Retsey de Retse marszałek polny porucznik, jego 
adjutantem zaś podpułkownik Ludwik Benedek. 
Na czele sądu apelacyjnego kryminalnego stał 
Karol Enzendorfer; prezydentem sądu kra- 
jowego był Karol br. Krauss, prezydentem 
sądu karnego zaś Maurycy Witt mann, któ- 
rego prawą ręką był rumun, Leonidas Janowicz. 
Wszyscy ci ludzie odznaczali się fanatyczną nie- 
nawiścią do wszystkiego co polskie. 
Gorliwym pomocnikiem Kriega był dyrektor 
policyi we Lwowie, jednooki Sacher-Masoch. 
2* 
20 
Dr. IC. Ostaszewski-Barański. 
Zajmował on się w wolnych godzinach archeo- 
logią, numizmatyką i muzyką, ale naturalnie naj- 
więcej czasu poświęcał swej służbie, której ce- 
lem było chwytanie jak największej ilości spi- 
skowców. Jakie uczucia władały nim w stosunku 
do nas, o tem najlepiej przekonywa bezimiennie 
wydana przez niego książka p. t. Polnisclie 
Revolutionen Erinnerungen 
aus Galizien. 
Apo- 
teozuje on tam inicyatorów rzezi, a nawet na 
skrwawioną krwią bratnią głowę bandyty Szeli 
wkłada wieniec lojalności. 
Galicya podzielona była na 18 cyrkułów, 
którymi zarządzali t. zw. Kreishauptmani, czyli 
starostowie. W początkach r. 1846 starostami 
byli: w cyrkule wadowickim Józef Loserth; w bo- 
cheńskim Karol Bernd; w sądeckim Karol Bo- 
chyński; w jasielskim Stanisław Przybylski: 
w rzeszowskim Tadeusz Lederer a później Au- 
gust Festenburg; w sanockim Jan Jerzy Oster- 
mann; w przemyskim Karol Czecz y. Linden- 
wald; w samborskim Ignacy Hietzgern; w żół- 
kiewskim Ignacy Martynowicz; w lwowskim Ka- 
zimierz Milbacher: w stryjskim Leopold Kratter: 
w złoczowskim Piotr Andrzejowski; w brzeżań- 
skim Józef Werner; w stanisławowskim Franci- 
szek Lorenz; w tarnopolskim Karol Sacher; 
w czortkowskim Wilhelm Krieg v. Hochfelden; 
w kołomyjskim Fryderyk Swieceny. Kilku z nich 
krwawo zapisało się w dziejach rzezi — naj- 
Krwawy Eok. 
21 
wybitniejszym jednak z nich działaczem, szata- 
nem rzezi był starosta tarnowski Józef Breinl 
v. Wallerstern, rodem z Pragi czeskiej, którego 
współczesny autor książki „Memoiren und Acten- 
stiicke" tak charakteryzuje: 
„Najnędzniejszy, który zarazem za najdokła- 
dniejszy typ austryackich urzędników w Galicyi 
uważany być może, jest Breinl v. Wallerstern, 
kreishauptmann tarnowski. Ograniczonego umy- 
słu, miał tylko rozum do złego, ożywiony gwał- 
towną nienawiścią przeciw szlachcie polskiej, i re- 
ligii katolickiej. Przy każdej zdarzającej się 
sposobności prześladował te dwa mu niena- 
wistne przedmioty nikczemnem 
szyderstwem 
i wzgardliwemi obrazami. Największą jego ra- 
dością było widzieć Polaków znieważających się 
niegodnymi czynami. Najbardziej zaś tryumfował, 
gdy zepsucie wkradało się do szkół publicznych 
i gdy namiętność gwałtowna do gier hazardo- 
wych opanowała kilku znakomitych obywateli. 
„Lubo o powstaniu mówiono głośno w Tar- 
nowie, nawet w hotelu krakowskim, tuż obok 
urzędu obwodowego, nie kwapił się Breinl z are- 
sztowaniem naczelników spisku, gdyż pragnął 
obfitego krwi przelewu. Taką widocznie była 
jego instrukcya, gdyż już po rzezi wyrażał się 
o wypadkach lutowych w sposób następujący: 
„Gdybym był działał z własnego natchnienia, 
wtedy nie byłoby dosyć wysokiej szubienicy dla 
22 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
ukarania mnie, ale order, który noszę, dowodzi, 
że rozkazy mi udzielone dobrze wykonałem..." 
Breinlowi nie brakło pomocników wśród jego 
podwładnych; głównemi narzędziami jego byli 
komisarze Joachim Chomiński, Kasper L e- 
śniewicz i kancelista Marceli Trojanow- 
ski; oni to, przejąwszy się myślą swego szefa, 
gorliwie przyłożyli dłoń do jej wykonania, oni 
pomiędzy lud ponieśli zarzewie buntu — a na- 
wet głos publiczny obwiniał ich, że przebrani 
stali na czele czerni, wiodąc ją do mordu i ra- 
bunku. Obwinieniom tym autentycznie nie za- 
przeczono — to też nazwiska te o swojskiem 
brzmieniu otoczone są słuszną pogardą. 
Przypatrzmy się teraz bliżej biurokracyi au- 
stryackiej , na której tak ciężkie cięży oska- 
rżenie. 
Stan urzędniczy w Galicyi przed r. 1848 
składał się z wyrzutków społeczeństwa. Wyższe 
posady zajmowali Niemcy i Czesi: nie pytano 
ich o kwalifikacye, żądano tylko, ażeby przejęli 
się serdeczną nienawiścią do wszystkiego, co pol- 
skie. Ludziom tym nie chodziło ani o kraj po- 
wierzony ich pieczy, ani o interes monarchii. 
Z jednej strony gospodarka ich niszczyła do- 
szczętnie kraj, z drugiej słali ciągle raporty do 
Wiednia, ażeby tam utwierdzić przekonanie, że 
Polacy nigdy nie wyrzekną się tradycyi rewolu- 
cyjnych. Główna ich nienawiść zwracała się prze- 
Krwawy Eok. 
23 
ciw szlachcie, która reprezentowała ideę naro- 
dową. Szlachty tej nie cierpieli podwójnie: raz 
z obawy przed jej rodowymi związkami, opiera- 
jącymi się aż o Wiedeń i najwyższe sfery, po- 
wtóre dlatego, że szlachta polska mimo ucisku 
i niewoli, mimo gwałtów i brutalnej przemocy, 
potrafiła w znacznej większości nawet wobec 
najwyższych dostojników - przybłędów zachować 
godność osobistą. 
To też z całą usilnością starała się biuro- 
kracya, ażeby podburzyć chłopów przeciw szla- 
chcie i złamać ją za każdą cenę. Słusznie okre- 
śla ten stan rzeczy Bogdański w swym pamię- 
tniku. 
„Ci przybysze urzędnicy nie doznawali od 
szlachty, uważającej ich za czynnik nieprzyja- 
cielskiego rządu, a poddanej ich władzy, uprze- 
dzającego przyjęcia i uważania, co powiększyło 
ich nienawiść przeciw bogatszym i zajmującym 
poważne w społeczeństwie stanowisko, podwoiło 
usiłowania rozjątrzenia poddanych ku ich pa- 
nom , wzięciem ich w opiekę przeciw często- 
kroć pozornym, a nawet umyślnym uciemięże- 
niom i obudzało pragnienie podzielenia się za- 
sobem szlachty, a przynajmniej zniszczenia ich. 
Komunizm tem straszniejszy i" obrzydliwszy, że 
dążono do niego za pomocą ciemnego ludu. Re- 
ligia nie stawiała im w tem żadnego hamulca, 
bo już od czasów Józefa II. niereligijność wko- 
24 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
rzeniła się głęboko w biurokracyę. Komunizm 
przeto powstały z nienawiści i zazdrości, połą- 
czony z niereligijnością, robił każdy środek do- 
brym, który prowadził do opanowania lub zni- 
szczenia cudzego mienia, a więc przy zdarzonej 
sposobności, jeśliby to bezkarnie powieść się 
mogło i zabezpieczyło przywłaszczenie, także 
rabunek i morderstwo nie były środkami do po- 
gardzenia." 
I w istocie, jak rok 1846 pokazał, biuro- 
kracya czyhała tylko na podobną sposobność. 
Najsmutniejszą rolę w tragedyi r. 1846 ode- 
grali oczywiście urzędnicy cyrkularni. Autor 
współczesnego dzieła francuskiego o wypadkach 
w Galicyi, zbijając zarzut komunizmu czyniony 
emisaryuszom tak pisze: 
„Największym komunistą w Galicyi jest rząd 
austryacki, w całem znaczeniu komunizmu, ko- 
muniści są to komisarze cyrkułowi, jego wysłańcy 
na prowincye. 
„Zwykle na komisarzów cyrkularnych wy- 
syła gubernium do cyrkułów tylko takich ludzi, 
którzy są synami ubogich rodziców; najczęściej 
synów wysłużonych żołnierzy, niższych urzędni- 
ków, i synów ubogich rodzin austryackich nie, 
mających ukształcenia. W tych ludziach widzi 
rząd początkowo tylko trutni próżaujących — 
i aby im dać zatrudnienie i sposób bogacenia się 
i dobrego bytu — wysyła ich na prowincye do 
Krwawy Eok. 
25 
cyrkułów na komisarzy, dając im najobszerniej 
sze instrukcye, jak mają między chłopem i pa- 
nem niezgodę rozsiewać, jak księży przeciw pa- 
nom podburzać, jak żydów szpiegostwa nauczać, 
i jak wszystkie klasy społeczeństwa przeciw so- 
bie w ustawicznej walce utrzymywać; jak mają 
postępować, aby chłop nie był przyjacielem pana, 
aby pan nie był gościem księdza, aby pan, 
chłop i ksiądz koniecznie potrzebowali żyda. 
„Poczynający komisarz staje się najgorliw- 
szym wykonywaczem podobnych instrukcyi — 
ponieważ własny interes go już do tego wiąże. 
Każdy komisarz cyrkularny stara się mieć na- 
przód pięknych parę koni, powóz wiedeński i 
człowieka do posług dobrze ubranego. Pensya 
sama na to nie wystarczy — musi zatem je- 
chać w obwód pod pozorem, czy kancelarye do- 
minikalne są w porządku — czy podatki dla 
skarbu są należycie wybrane — czy niema gdzie 
na prywatnej drodze dziury w moście —- 
lub 
aby się dowiedzieć, dla czego chłopi tej lub owej 
gminy żadnej skargi przeciw swojemu panu do 
cyrkułu nie zanoszą. 
— 
Niepodobna jest uchro- 
nić się, aby taki komisarz nie wcisnął się do 
domu obywatela; — jakoż pod różnymi pozorami 
umie on w każdy kącik zaglądnąć. 
— 
W stajni 
podoba mu się zwyczajnie jakiś koń, na oborze 
dobrze dojna krówka, w ogrodzie bujne jarzyny, 
a w spiżarni dobrze przyrządzone leguminy. Na 
26 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
to wszystko spogląda on okiem bezdennej chci^ 
wości niedawno wygłodniałego aplikanta — myśl 
przez chwilę, jakimby to sposobem tem wszystkiem 
podzielić się można. Ezecz bardzo prosta i łatwa 
— 
wszakże instrnkcya dana mu od gubernium, 
podaje mu wszystkie potemu sposoby. W kilka 
dni po wyjeździe komisarza z domu obywatel- 
skiego — już się skarży gromada, że się jej 
należy pastwisko na łanach pańskich, że powinna 
mieć wrąb do lasu pańskiego — że nie powinna 
tej lub owej powinności w dawny sposób odby- 
wać" — że pan winien, iż gromada podatku nie 
płaci, że pan pochował młodych ładzi przed re- 
krutacyą, że droga nie naprawiona, że księdzu 
spłoszyły się konie przy pańskim młynie od 
szumu wody — że jakiegoś przechodnia w dru- 
giej wsi, o cztery mile odległej, pan nie zatrzy- 
mał i do cyrkułu nie odesłał — że ksiądz ka- 
zał sobie za nadto wiele zapłacić za pogrzeb,, 
że ksiądz winien, iż ktoś nagle umarł bez spo- 
wiedzi — że młodzi ludzie za wiedzą księdza 
żyją niemoralnie, i wiele innych podobnych skarg, 
jakby parową machiną popychanych, leci naraz 
do cyrkułu, do referatu komisarza. 
— 
Wyobraź 
sobie, czytelniku, w jakiem teraz jest położeniu 
obywatel, chłop i ksiądz naprzeciw siebie, ja- 
kiego można się spodziewać sprawiedliwości sku- 
tku, gdy sprawa jest w ręku sędziego i kata 
razem; to jest w ręku komisarza austryackiego,. 
największego komunisty na świecie. 
Krwawy Rok. 
Otóż strony zaczynają sobie radzić każda 
oddzielnie dla siebie, a każda popiera swoją 
sprawą 
dokumentami. Pan bułanym konikiem, 
siwa krówką, melonami, kawonami i czem tylko 
mile. 
Ksiądz pokłonami i kilkunastu talarami 
załatwia w krótkości swoją sprawę i t. d . a tak 
komisarz niedawno wygłodniały aplikant Pomy 
ślał już o wszystkiem dobrze bopodzieliłsię 
już cudzą własnością - i sprawę zawieś 
decyzyi na czas niepewny - to jest na czas, 
n m si wypróżnią jego zasoby potrzeb domo 
wych-apóźniej zacznie strony sądzie i stro- 
nom 
własnoscią 
nom na nowo radzie — to jesi, 
na nowo się dzielić. 
taki komisarz staje się 
„Po kilku leciech 
zamożnym panem - 
Już cały jego dom 
znaj- 
dziesz ubrany w kosztowne sprzęty - i zaopa- 
trzony we wszystkie potrzeby życia do zbytku. 
Powszystkichcyrkularnychmiastach prowadzą 
oni huczne życie. Wizyty, wieczory, bale po 
Łzyi kosztowne toalety, są dowodem, jaki mają 
interes w szerzeniu owej zasady komunizmu, 
kS są głównemi sprężynami i uczestnikami 
w Galicyi - a z któremi tak wybornie się m 
widzie Często się też wydarza, że taki 
k= 
komunista zrzeka *ię awansu na wyz zy topin 
_ 
i prosi rządu, aby mu wolno było zostic na 
tej samej posadzie, choćby z mniejszą płacą, po- 
nieważ to jego zdrowiu służy". 
III. Przed burzą. 
(Marzycielstwo. Krasiński i Słowacki. Dembowski. 
Teofil Wiśniowski. Wiesiołowscy. Przygotowań.* spi- 
skowych. Postępowanie rządu. Szela i jego sztaD. 
Aicyksiaże i biurokracya. Zachowanie sie Bremla. 
Ogłoszenia urzędowe.) 
Powiedzieliśmy już, że ani aresztowania, ani 
więzienia, ani groza szubienicy, nie zdołały po- 
wstrzymać ruchu narodowego, i w chwili-gdy 
w r 1845 wywożono „zbrodniarzy stanu do 
więzień austryackich, w tej już chwili tworzyło 
się nowe sprzysiężenie, celem wywalczenia nie- 
podległości Ojczyźnie. Powstanie wisiało w po- 
wietrzu — mówiono o niem jako o rzeczy nie- 
odzownej, koniecznej, nie zgadzano się tylko co do 
chwili wybuchu. Poważniejsza część narodu była 
przeciwną natychmiastowemu wybuchowi, pra- 
gnęła ona przygotować rzecz należycie i wycze- 
kać stosownej chwili. Żywioły młodsze i goręt- 
sze parły natomiast do wybuchu natychmiasto- 
wego. Oba stronnictwa czuły, że skutek i powo- 
dzenie akcyi zawisły wyłącznie od udziału ludu 
— 
ale co do sposobu działania na lud 
znów różniły się zdania. 
Rozważniejsi — to jest ogromna większosc 
społeczeństwa sądzili, że najpierw potrzeba zy- 
Nie potrzebujemy jednak uciekać się do źró- 
deł nowych : w pismach au torów niemieckich jak 
Sali, Di'dackyeg-o znajdujemy zdania, które świad- 
Dr. K. Ostaszewski -Barański. 
czą, w jakiej pogardzie była biurokracya, a je- 
den z wyższych oficerów, autor broszury "Das 
Polen - Attentat im Jahre 
1846" 
wydanej 
w Grimma tegoż roku 
autor nienawistny 
nam do najwyższego stopnia 
tak się wyraża 
o ówczesnych 
urzędnikach: 
„ Was aber die oesterreichische durch Acten- 
staub und Pederkauen eingeschrumpften Schlen- 
drians-Mumien betrifft, oder den Teig, woraus 
wenn er 
genugsam gesessen hat, Regierungs-, 
Apellations und Hofrathe gebacken werden, so 
bin ich ansser 
Stande dariiber viel Ruehmliches 
zu sagen"... gdyby był organem publicznym, mu- 
siałby powiedzieć, „ dass der hiesige Beamte mit 
den Gesetzen der Gastfreiheit, der Taxordnang 
und der 
Diaten-Aufrechnung bei Weitem yer- 
trauter ist, ais mit den Gesetzen, Rechten und 
der Wohlfahrt des Landes" (Beamtenthum str. 
65 i 66.). Sąd niepodejrzany 
— 
ostry, ale jak 
z toku opowiadania 
się przekonamy, zupełnie 
sprawiedliwy. 
28 
26 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27 
skać ufność ludu przez należyte rozwiązanie 
kwestyi włościańskiej, a równocześnie podnieść 
go umysłowo i moralnie, zaczem się zaapeluje 
do jego patryotyzmu; do tych należała nie tylko 
szlachta, ale i najszczersi demokraci jak Smolka 
i Teofil Wiśniewski — gorętsi natomiast sadzili, 
że przyrzeczenie wolności i ziemi wystarczy, 
ażeby masy zyskać dla myśli powstania. Był to 
rodzaj marzy cielstwa! Jak poetycznie wyobra- 
żano sobie lud i jego zapatrywanie się na sprawę 
narodową dowodem tego głos Adama Kochanow- 
skiego, cytowany przez Wiesiołowskiego. 
„Ponieważ — mów.ł on — ani dostatecznej 
broni palnej nie mamy, ani armat, by zaczynać 
wojnę, niech każdy u siebie zbierze cały lud we 
wsi, niech wezwie duchowieństwo, by w orna- 
tach z krzyżem w ręku i chorągwiami, bez- 
bronny lud ten procesyami w masie prowadziło 
do miast obwodowych w jednym dniu, o jednym 
czasie, dopominając się głośno o ustąpienie wojska 
i urzędników z kraju. 
„Rząd w takiem położeniu nietylko nie będzie 
się mógł oprzeć tym masom bezbronnego ludu, 
ale nawet gdyby chciał użyć siły i strzelać 
do bezbronnych, to samo wojsko w większej 
części złożone z chłopów galicyjskich, zobaczywszy 
w tłumie swych ojców, braci, żony, siostry —• 
nie poważy się dawać do nich ognia i raczej da 
się rozbroić". 
Krwawy Eok. 
Ileż tu serca — poezyi — szlachetności, a 
jak mało zrozumienia rzeczy! 
Ależ ten lud niestety nietylko nie miał po- 
czucia swych obowiązków, nietylko nie myślał 
iść za krzyżem z ofiarą krwi, ale za chwilę 
morderczo rzucił się na swych naturalnych opie- 
kunów i obrońców. 
Długi ucisk zrobił lud ten na wskroś cie- 
mnym, podejrzliwym, dzikim i przebiegłym, tak 
że na dobre objawy uczuć był on wprost nie- 
czuły. Pojęcia społeczne i narodowe były mu 
nieznane, niezrozumiałe. 
„U chłopa na Mazu- 
rach — powiada Słotwiński — „ojcyzna" była 
ojcowizną, „polok" był jakimś mitycznym potwo- 
rem, nierównie gorszym od dyabła, a chłop sam 
w swem silnem przekonaniu nie był polskim, jeno 
„cysarskim"... 
I takim to ludem nieszczęsnym, 
z szumnem hasłem na ustach: — przez lud, z lu- 
dem! dla ludu! — chciała zacna, ale nieopatrzna 
emigracya nam wywalczyć niepodległość! 
To też wykorzystał to rząd i zdusił powsta- 
nie, nim wybuchnęło! 
Niewątpliwie jest tu wiele winy po stronie 
szlachty. Posiadając rozum i znaczenie, powinna 
ona była objąć od razu ster 
przygotowujących 
się wypadkSw, ze szczerym patryotyzmem otrząść 
się z przesądów, poświęcić to, czego wymagał 
duch czasu i konieczność, a wpływając na lud 
wiejski, ująć propagandę we własne dłonie, nie 
32 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
zostawiając tej niebezpiecznej broni w ręku mło- 
dzieży, niedoświadczonej i nie mającej środków 
wykonania w czynie tego, co czczemi słowy między 
ludem rozszerzała. Lud z natury swej bierny, 
a mimo fizycznej siły na duchu słaby i potrze- 
bujący podpory, rad lgnie tam, gdzie widzi wła- 
dzę. Szlachta tylko i rząd mieli ją tu w ręku, 
gdy więc pierwsza dobrowolnie jej się wyrzekła, 
zwrócił się lud do rządu. Władze rządowe, nie- 
równoważone niczyim wpływem, stały się tedy 
panem pola bitwy — jedyną wyrocznią rozdra- 
żnionego a ciemnego ludu. 
A lud ten burzony był nie tylko przez rząd, 
ale niestety i przez młodych zapaleńców obozu 
demokratycznego, którzy do niego przemawiali 
językiem rewolncyonistów francuskich. Prawda, że 
lud ich ani nie rozumiał, ani im nie wierzył, ale 
działalność ta była głównie dla tego złą, że 
waśniła klasy społeczne, i dała niebezpieczną 
broń w ręce biurokracyi. Ta bowiem po rzezi po- 
sługiwała się wyjątkami tych publikacyi, ażeby 
wmówić w świat, że to Polacy sami przez swych 
emisaryuszów wywołali rzeź szlachty galicyjskiej. 
Fałsz ten znachodził wiarę nie tylko u obcych, 
ale nawet u swoich, zwłaszcza wśród wyższej 
szlachty. Dziś wiemy, że przypisywanie jakiego- 
kolwiek wpływu emisaryuszom na wywołanie rzezi 
jest co najmniej niesprawiedliwem. 
Krwawy Eok, 
33 
Najzapaleńszym wyrazem niechęci a raczej 
nienawiści do szlachty w owej epoce były dwie 
książki napisane przez autora kryjącego się pod 
; pseudonimem „Prawdowskiego". 
Książki te 
były: O prawdach żywotnych narodu polskiego 
i Katechizm demokratyczny, 
czyli opoioiadanie 
słowa ludowego. Nie było tu ani prawd, ani ży- 
' wotnych, ani polskich — nie było nawet demo- 
kracyi. „Był to — jak powiada Małecki — za- 
mach ojcobójstwa w obec przeszłości własnej, 
akt zerwania wszelkich węzłów tradycyi. 
„Wszelka miłość została tu nazwaną słabością, 
powaga hypokryzyą, umiarkowanie — zdradą! 
Pół narodu wydziedziczono z czci i odtrącono od 
posługi krajowej. A wśród tego hałaśliwie zapo- 
wiadano, że nadeszła godzina czynu". 
Z powodu pojawienia się tych dwóch książek 
w r. 1845 wystąpił Zygmunt Krasiński, pod 
przybranem nazwiskiem Spirydyona Prawdzickiego 
ze swymi Trzema Psalmami. W ostatnim z nich 
j woła: 
„Przeciw piekłu podnieść kord! 
Bić szatanów czarny ród! 
Rozciąć szablą krwawy knut 
Barbarzyńskich w świecie hord! 
Lecz nie nęció polski lud — 
By niósł szlachcie polskiej mord! 
Jedno tylko — ach ! zbawienie — 
Jeden tylko — jeden cud: 
Z szlachtą polską — polski lud! 
I 
34 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Jak dwa chóry — jedno pienie... 
Hajdamackie rzućcie noże 
I oszczerstwa i bluźnie rstwa! 
By carycy w grobie kości 
Nie skleiły sie z radości, 
Trup nie parsknął w śmiech szyderstwa"... 
W wierszu tym dopatrzył się Juliusz Sło- 
wacki zacofania szlacheckiego — co więcej, nie 
chcąc zrozumieć jego tendencyi wziął go jako 
protest całej szlacheckiej klasy przeciw zamie- 
rzonemu powstaniu. Napisał więc pełen gryzącej 
ironii wiersz, „Do autora trzech psalmów", w któ- 
rym wykpiwa „urojone" jak twierdzi obawy Kra-, 
sińskiego, apoteozuje lud i woła: „A tyś zląkł 
się, syn szlachecki". Wiersz ten pisany nie długo 
przed katastrofą miał niestety doczekać się krwa- 
wego zaprzeczenia. Krasińskiemu nawet wrogowie 
nie mogli odmówić smutnej w tym razie, lecz 
zawsze chlubnej i świetnej nazwy prawdziwego 
wieszcza przyszłości. Na krótko polemika ta po- 
różniła obu poetów — ale później Słowacki uznał 
swą pomyłkę. Krasiński ból swój zamknął 
w czwartym „Psalmie żalu", w którym surowo, 
ale zasłużenie karci Słowackiego: 
„Więc strach — mówisz — mówił ze mnie, 
Gdym przeczuwał, że się w ciemnie, 
Zasuwamy a nie w zorze! 
I że lud sie shańbi może?... 
Krwawy Kok. 
85 
Prawda nakazuje jednak zaznaczyć, że prze- 
ważna część tych, do których mówił Krasiński 
o „hajdamackich nożach" — byli to raczej ma- 
rzyciele niż krwawi republikanie. 
Typowym emisaryuszem-marzycielem był w tej 
epoce Edward Dembowski. Pan z rodu, należący 
do jednej z najpierwszych rodzin szlacheckich, 
syn senatorski, przejąwszy się zasadami rewolu- 
cyi francuskiej, znienawidził szlachtę i stał się 
jednym z najdzielniejszych i najśmielszych emi- 
saryuszy. Na rozbudzenie ludu do czynu wy- 
dawał wszystkie pieniądze, aż w roku 1844 za 
udział w spisku skonfiskowano nu posiadłości. 
Uszedłszy szczęśliwie z Królestwa, błąkał się pó- 
źniej po Wielkopolsce i stał się główną osią na- 
rodowego ruchu. W lutym 1845 przybył do Gra- 
licyi, zajeżdżając do Wojsławia, majętności Fran- 
ciszka Wiesiołowskiego. Był to człowiek młody, 
bez zarostu, z długim blond włosem, twarzy po- 
ciągłej, bladej, wzrostu średniego, ruchów nie- 
zgrabnych. Był to mówca zdolny porwać każdego 
Isiłą swego słowa, zwłaszcza, gdy szło o sprawę 
powstania. Był on ludowym radykałem w stylu 
francuskich rewolucyonistów, nie cierpiał szlachty 
jako kasty i występował przeciw niej namiętnie. 
Śmiałość jego jako emisaryusza przechodziła 
wszelkie pojęcie — krążyły o nim całe legendy. 
Wincenty Pol w poemacie swym „Emisaryusz" 
tak powiada: 
3* 
52 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
„Znacie Morawca, starca, górala, 
Znacie żebraka, kominiarczyka, 
Węsra, cygana, włocha, moskala, 
Co ledwie przyjdzie natychmiast znika, 
Co dziś jak flisak do Gdańska płynie, 
Jutro jak handlarz do Węgier zmierza, 
Co dziś w Stambule, jutro w Londynie, 
Dziś u wieśniaka — znów u papieża, 
Dziś w głębi Litwy — jutro w Poznaniu 
A wszędzie mówi o zmartwyahwstaniu... 
Znacie człowieka, co zaparł siebie, 
Co dla Ojczyzny, braci, wolności, 
Przebiegł pół świata o suchym chlebie, 
Wyrzekł się żony, dziatek, miłości! 
Co mu wiatr zesiekł wychudłe lica, 
Chlebem powszednim cierpienia, troski, 
Uściskiem stryczek, grób szubienica: 
To Emisaryusz! Edward Dembowski"... 
Ciągle ścigany przez policyę zawsze jej ujść 
potrafił, nawet wówczas, gdy służył u Kriega 
jako kamerdyner! Oddając jednak hołd jego cno- 
cie, odwadze i bezwzględnej miłości Ojczyzny, nie 
możemy ukrywać tego, że w gruncie rzeczy dzia- 
łanie jego było wśród ludu szkodliwe, i że onto 
głównie parł do wybuchu powstania... 
Obok niego czynnym — ale w inny sposób 
był Teofil Wiśniowski. Jest on jedną z naj- 
czystszych, najszlachetniejszych i najsympaty- 
czniejszych postaci tej doby. Prawdziwy apostoł 
sprawy, krążył i działał niezmordowanie po ca- 
łej wschodniej Galicyi. Zbierał składki, rozdawał 
publikacye emigracyjne, a ciągle pod grozą po- 
Krwawy 
Eok. 
53 
ścigu policyi, którą do rozpaczy doprowadzał. 
Był 011 wzrostu nieco więcej jak średniego, twarz 
miał pociągłą, rumianą, na której malował się 
głęboki spokój. Był on w każdym względzie kon- 
trastem Dembowskiego, nie był takim, jak on 
mówcą, nigdy też nie widywano go w uniesie- 
niu, w którem traciłby krew zimną. I w tem się 
różnił od Dembowskiego, że nie myślał o pręd- 
kiem powstaniu; 011 pragnął systematycznej, po- 
wolnej pracy wśród niższej inteligencyi i ludu. 
Nie był teoretykiem, znał lud dobrze i wcale się 
nie łudził nadzieją natychmiastowego pozyskania 
go dla sprawy ojczystej. Autor „Pamiętnika wię- 
źnia stanu" tak streszcza jego poglądy. Podług 
naszego zapału nie można sądzić ludu. Masy nie 
interesują się rządem, nie myślą, tylko słuchają, 
a nie należy zapominać, że lud nasz nic nie wie 
o Polsce, a jeżeli co wie, to dzięki niecnym za- 
biegom, zapewne nip dobrego. Ażebyśmy mogli 
za sobą lud pociągnąć, musielibyśmy posiadać je- 
go przywiązanie i żeby żadnej krzywdy nie miał 
nam do wyrzucenia. Musielibyśmy więc najpierw 
z ludem się obrachować, zadane mu rany za- 
goić, a jakże to trudno o taki sumienny rachu- 
nek!... Ale nie zatrzymujmy się w zaczętem 
dziele, róbmy to, co nam obowiązek każe, a re- 
sztę zdajmy na Boga. Dążmy do tego, ażeby lud 
oświecać, zaprowadzajmy szkółki — my nie wie- 
my, kiedy powstaniemy, ale każdą szkołą spła- 
38 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
camy dług Ojczyźnie, bo tylko przez oświatę lud 
może się dowiedzieć, kim jest. 
Teofil Wiśniowski *) urodził się w Jazłowcu, 
obwodzie czortkowskim w r. 1806 — miał więc 
w tej chwili lat czterdzieści. W roku 1829 
ukończył wydział prawny na lwowskim uniwer- 
sytecie. Po ukończeniu praw wstąpił na praktykę 
do adwokata Zacharjasiewicza w Stanisławowie; 
złożył następnie egzamin na sędziego cywilnego 
i komorniczego w lwowskiej apelacyi. 
U Zacharjasiewicza był bez przerwy do roku 
1832, poczem był plenipotentem Henryka Bro- 
niewskiego. 
W roku 1835 aresztowano go 
jako zbrodniarza stanu, ale we wrześniu 1836 
wypuszczono z powodu braku dowodów. 
Po uwolnieniu udał się do brata Jana, mie- 
szkającego w Zabłotowie i bawił u niego przez 
pół roku. W tym czasie, prowadząc interesa pra- 
wne Bieńkowskich, poznał się z panną Kornelią 
Bieńkowską i pojął ją w małżeństwo. Dalej opo- 
wiadamy słowami ś. p. Teofila: 
„W r. 1838 otrzymałem list anonimowy ze 
Lwowa, że znów mam być pociągnięty do inkwi- 
zycyi kryminalnej. Ażeby ujść temu losowi, uda- 
łem się do Francyi, a mianowicie do Strasburga, 
*) Szczegóły tu podane czerpiemy z zeznnń Wiśniowskiego, 
złożonych przed sędzią śledczym w dniu 15. lipca 1849 r. Za udzie- 
lenie nam tych ciekawych dokumentów, składamy na tem miejscu 
podziękowanie Dr. A. Czolowskiemu. 
Krwawy Rok. 
5 
5 
gdzie zostałem członkiem sekcyi towarzystwa de- 
mokratycznego, którego centralizacya w Poitiers 
miała swój zarząd W Strasburgu bawiłem do 
kwietnia 1841, robiąc częste podróże po Fran- 
cyi, przeniosłem się potem do Wersalu, gdzie 
byłem znów członkiem centralizacyi, która tu 
miała od r. 1840 swą siedzibę. W Wersalu ba- 
wiłem do miesiąca kwietnia 1844 roku, poczem 
przez Marsylię udałem się okrętem do Stambułu, 
następnie zaś do Jass". 
Z wiosną r. 1845 przybył Wiśniowski do 
Galicyi i zetknął się z Wiesiołowskim, który był 
głównym organizatorem powstania. 
Franciszek hr. Wiesiołowski był podówczas 
młodym, zaledwie 32 letnim młodzieńcem. Był 
on synem hr. Franciszka Ksawerego i Chrystyny 
z hr. Świerzyńskich. Żoną jego była Emma hr. 
Reyówna. On i brat jego Michał, o dwa lat młod- 
szy od niego, całą duszą oddali się sprawie na- 
rodowej, a majętność ich Wojsław w Tarnow- 
skiem, była ogniskiem konspiracyi. Tu widzimy 
na pierwszej naradzie Dembowskiego i Wiktora 
Heltmana, tu przybył także Teofil Wiśniowski. 
Na zjeździe u Wiesiołowskiego w Wojsławiu, 
postanowiono, że Wiesiołowski z Dembowskim 
zajmą się organizacyą kraju po San, podczas 
gdy we wschodnich powiatach działać miał Wi- 
śniowski. Na razie postanowiono prowadzić akcyę 
tylko wśród inteligencyi — agitacyę wśród ludu 
40 
K. Ostaszewski-Barański. 
odkładano na czas późniejszy. Równocześnie po- 
częto dla ujednostajnienia toku działania, znosić 
się z komitetem poznańskim; na wspólnej nara- 
dzie odbytej w Poznaniu w październiku r. 1845 
wybrano komitet wykonawczy, w skład którego 
weszli: 
Karol Libelt, Wł. Kosiński, Aleksander 
Gutry, Esswein, Wład. Dzwonkowski 
(del. Królestwa) i Prane. Wiesiołowski (del. 
Gfalicyi). Nadto powołano do grona tego,jenerała 
Mierosławskiego i Gorzkowskiego 
(jako delegata Krakowa). 
Po powrocie z Poznania, na naradzie odby- 
tej w Wojsławiu podzielono Galicyę na poszcze- 
gólne okręgi, dla których wyznaczono organiza- 
torów. 
W okręgu stanisławowskim i brzeżańskim 
poruczono czynność orgauizacyjną Teofilowi Wi- 
śniowskiemu, w tarnopolskim i czortkowskim 
Adolfowi Rozwadowskiemu, w sanockim i przemy- 
skim Mazurkiewiczowi, we Lwowie Dembowskiemu, 
w bocheńskim i w tarnowskim działali Henryk 
Rogaliński, Adam Kochanowski, Clirząstowscy, 
Jaworski, Machowicz, Małecki, Gumiński. W sa- 
nockim punktem zbornym miał być Wzdów, wła- 
sność ś. p . Teofila Ostaszewskiego. Tu organiza- 
cją zajęli się Jerzy Bułharyn i Stanisław Brze- 
ściański. 
Krwawy Rok. 
41 
We wschodnich powiatach ruszano się ró- 
wnież. W Turce organizowali powstanie Win- 
centy i Nikodem Pr z estr z e 1 scy z Wojciechem 
Strzeleckim, wśród robotników w fabryce tłu- 
mackiej agitowali Ludwik i Franciszek Elia- 
siewicz, w Podhorcach zbroił oddział sekre- 
tarz Rzewuskich Seweryn Wszel aczyński, 
w Czerwonogrodzie działał Henryk Górski 
z Cichockim, w Tarnopolu myśl powstania 
propagowali gorliwie Dymitr Czubaty i Ma- 
teusz Zdunikow ski. Najsilniejszą była agitacya, 
którą prowadził w Drohowyskiem Czaplicki; 
akcya ta skończyła się krwawą rzezią, o której 
wspomnimy później. 
W styczniu utworzono rząd narodowy.' W skład 
jego weszli: Karol Libelt, Jan Alcjato, Lu- 
dwik Gorakowski, Jan Tyssowski. Sekre- 
taryat powierzono Heltmanowi, przewodni- 
ctwo trybunału rewolucyjnego (z pięciu członków) 
Teofilowi Wiśniowskiemu. Wielkorządztwo Galicyi 
na nalegania Mirosławskiego przyjął Wiesio- 
łowski Franciszek, acz z wielką niechęcią. 
Kiedy tak partya rewolucyjna przygotowy- 
wała powstanie, rząd ze swej strony nie zasy- 
piał. Pozwalając w pierwszych chwilach emisa- 
ryuszom burzyć lud przeciw szlachcie, zabrał 
się następnie sam do dzieła i począł przez swych 
urzędników „uświadamiać" chłopa. To też już 
przed Wielkanocą r. 1845, zaczęły krążyć jakieś 
42 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
tajemnicze pogłoski. W tym czasie rozeszła się 
pomiędzy chłopami bałamutna wieść o „powsta- 
niu Polaków", którzy buntują się przeciw cesa- 
rzowi i będą wycinać chłopów, a równocześnie 
poczęli chłopi powtarzać sobie na ucho, że ce- 
sarz odbierze panom grunta, i rozda je chłopom, 
pozwalając równocześnie, aby całe plemię szla- 
checkie wyniszczyli. Te nadzieje poddawane 
chłopom przez ajentów rządowych, którymi byli 
niżsi urzędnicy, urlopnicy i żydzi zaniepokojeni 
szerzeniem się stowarzyszeń wstrzemięźliwości, 
stawały się czem raz głośniejszemi i uporczyw- 
szemi, a rząd naturalnie patrzył na to przez 
palce. 
_ 
Kiedy Kriegowi niektórzy członkowie obra- 
dujących Stanów w zapale szlachetnej denuncya- 
cyi otwierali oczy na gotujące się powstanie, 
tenże zapewnił ich, „że nie ma w tem nic stra- 
sznego, a w najgorszym nawet razie, zaburze- 
nia nie potrwają więcej nad trzy dni, 
poczem będzie sto lat pokoju". Członkowie Sta- 
nów powtarzali z zadowoleniem ten dowcip Kriega, 
nie przeczuwając ile w nim było krwawej ironii,' 
ile aluzyi do owych tragicznych trzech dni: 19, 
20 i 21 lutego, w których pozwolono czerni 
mordować „Polaków". 
Zresztą wszystkie źródła w tem się zgadzają. 
W pamiętniku ś. p. Żeleńskiej czytamy: „.Już 
przed r. 1846 biurokracya bardzo zły wpływ 
Krwawy Rok. 
43 
wywierała na polskiego chłopa. Schlebiając jego 
namiętnościom, starała się ile możności przemie- 
nić go na swoje ślepe narzędzie, w końcu zaś 
udało się przemienić go w dzikie krwiożercze 
zwierzę. Przez dwa lata przed krwawym 
lutym głosili ajenci po wsiach, że panowie 
i szlachta chcą ich wyrżnąć, a na dwa dni przed 
wybuchem ogólnego powstania zwołał starosta 
wójtów do cyrkułu i rozkazał im, ażeby się nie 
stawili do dwom na wezwanie dziedzica, i ażeby 
rozdali chłopom broń, której dostateczną ilość 
przygotowano. Ostatnim aktem tego piekielnego 
prologu był straszny rozkaz napadnięcia dworów, 
mordowania każdego podejrzanego i przywożenia 
trupów do cyrkułu." 
Pierwsze doniesienia o spiskach nadeszły do 
Gubernium już w marcu 1845 r. Bernd, starosta 
bocheński, doniósł już wówczas o agitacyi Edwarda 
Eylskiego z Gorzkowa, na rzecz powstania, a ró- 
wnocześnie wykryto pierwsze ślady sprzysiężenia 
w Krakowie między rzemieślnikami. W lipcu 
t. r. donosi Sacher-Masoch, dyrektor policyi we 
Lwowie, że Teofil Wiśniowski kręci się między 
ludem w złoczowskiem, a 9 października podaje 
wiadomość o pobycie Edwarda Dembowskiego 
pod przybranem nazwiskiem Borkowskiego w po- 
wiecie tarnowskim W raporcie swym — na pod- 
stawie „konfidencyonalnego" doniesienia zapewnia, 
źe głową spisku w Galicyi jest Franciszek 
44 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
lir. Wiesiołowski, którego należałoby 
zaraz aresztować". 
Widzimy więc, że rząd 
dosyć wcześnie poinformowany był o toku akcyi, 
że mógł stłumić w zarodku powstanie bez ucie- 
kania się do siły zbrojnej. Nie uczyniono jednak 
tego, gdyż liczono na inny, pewniejszy efekt. Że 
tak b3'ło, stwierdza całe dalsze postępowanie or- 
ganów rządowych. W październiku 1845 poczęły 
się już aresztowania: aresztowano w sądeckiem 
Przyłęckiego, w przemyskiem Ludwika Nabie- 
laka, kilku szeregowców i podoficerów pułku Nu- 
gent posądzonych o współudział w spisku, ucznia 
Hassmana i górnika Górskiego... Słowem ze 
wszystkich stron donoszono o rozgałęzionym spi- 
sku — tylko starosta tarnowski Breinl, na któ- 
rego okręg wskazywano jako na ognisko powsta- 
nia, nic nie donosił. Celem rozpatrzenia się na 
miejscu w położeniu rzeczy delegowano radcę gu- 
bernialnego Maurycego br. Salę do wizytacyi 
okręgów zachodnich. Przegląd swój rozpoczął on 
od cyrkułu przemyskiego, który był dotychczas 
zupełnie spokojny; natomiast starosta rzeszowski 
Lederer był zaniepokojony, gdyż w nocy d. 10 
grudnia skradziono z magazynu wojskowego zna- 
czną ilość prochu i ostrych naboi. Lederer są- 
dził, że wybuch powstania jest bardzo blizki 
i radził powiększyć siły zbrojne. Zupełnie od- 
miennie wyrażał się wobec Sali, tarnowski starosta 
Breinl v. Wallerstern. Nie wierzył on w to, 
Krwawy 
Rok. 
55 
ażeby słabe i niedostatecznie zorganizowane stron- 
nictwo rewolucyjne mogło się stać naprawdę gro- 
źne. Lud jest zupełnie po stronie rządu i nie da 
sobą owładnąć. Gdy Sala zwrócił jego uwagę na 
wiadomości zawarte w raportach innych staro- 
stów, odparł Breinl z lekceważeniem, że o tem 
wszystkiem wie oddawna, a do Gubernium o tem 
nie donosił, bo nie chciał niepotrzebnie alarmować 
rządu. W Bochni zajęty był starosta Bernd 
śledztwem w sprawie spisku wojskowego i jego 
zdaniem powstanie było przygotowane a wybuch 
blizki. Na podstawie naocznych badań wystoso- 
wał Sala raport do Wiednia, w którym twierdzi 
wprawdzie, że powstanie nie jest zbyt groźne 
w tej chwili, ale wymaga wielkiej czujności 
i natychmiastowego stanowczego stłumienia przez 
rząd. Podał również do wiadomości centralnego 
rządu rezultaty śledztwa prowadzonego przez 
radcę kryminalnego Wołtawę. 
Tymczasem me zarządzono nic—owszem część 
wojska cofnięto z Galicyi! „Gdyby w dniach na- 
szych—pisze w r. 1868 Sala—rząd miał tyle dowo- 
dów w ręku, czyż wahałby się ogłosić natychmiast 
stan oblężenia i zdusić zbrodnicze zamiary w za- 
rodku? Jak się to stało, że tak naturalne, same 
przez się nasuwające się środki nie zostały wów- 
czas zastosowane — to prawdziwa zagadka!" 
W Galicyi stało wówczas 30.000 wojska, które 
przez powołanie urlopników łatwo do siły 40.000 
46 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
wzmocnione być mogło; nie trudno więc było 
obsadzić główne centra ruchu. I tego wszakże 
jakby umyślnie nie zrobiono, wrzekomo, ażeby 
nie pomnażać ludności w okręgach dotkniętych 
wylewami i nieurodzajem! Jednak siły wojskowe 
i tak były znaczne. 
Siły zbrojne w zachodnich cyrkułach przed- 
stawiały się w sposób następujący: 
Bochnia: 2 bataliony piesze p. Nugent, 
tegoż pułku 1 batalion obrony krajowej, cztery 
szwadrony szwoleżerów, pół bateryi artyleryi 
w sile 1155 pieszych i 656 kawaleryi. 
Jasło: Dwa bataliony obrony krajowej 
pułków Kaudelka i Mazzucheli w sile 600 ludzi. 
Rzeszów: Batalion pieszy p. Kaudelka, 
sześć szwadronów kirasyerów arcyks. Franciszka, 
jeden szwadron szwoleżerów w ogólnej sile 540 
ludzi piechoty i 968 kawaleryi. 
Sącz: Batalion pieszego pułku Hohenegg, 
wzmocniony powołanymi urlopnikami do siły 
620 piechoty. 
Tarnów: Batalion pieszy pułku Haynau, 
takiż batalion obrony krajowej i pół czwarta 
szwadronu szwoleżerów, razem 1080 piechoty 
i 574 kawaleryi. 
Razem więc w tych pięciu powiatach: 3995 
piechoty, 2198 kawaleryi. 
Cyfry te podane są już po odtrąceniu wojsk, 
które następnie Colin poprowadził pod Kraków, 
Krwawy 
Rok. 
5 
5 
a które składały się z 1100 piechoty, 230 ka- 
waleryi i trzech dział. 
Tak więc przeciw garstce powstańców było 
6193 należycie uzbrojonego żołnierza, zaopatrzo- 
nego w zapas amnnicyi, nie licząc jeszcze roz- 
rzuconych po całym obszarze zachodniej Galicyi 
posterunków straży finansowej. 
Rząd mógł wiec w razie wybuchu 
stłumić 
wojskiem 'powstanie; ale nie myślał o tem i po- 
stanowił odrazu użyć chłopów. Dowodem tego 
także fakt, że w najkrytyczniejszej chwili ogo- 
łacano Galicyę z wojska. 
Już w listopadzie i grudniu poleciło Guber- 
nium cyrkułom zaprowadzenie wart chłopskich, 
za przyzwoitem wynagrodzeniem. Stosownie do 
tego rozporządzenia rozesłali starostowie po dwa- 
kroć cyrkularze wprost do wójtów z pominięciem 
dominiów. Jeden z takich cyrkularzy, pisany 
po polsku, a będący prawdziwym aktem oskar- 
żenia przeciw biurokracyi austryackiej, otrzyma- 
liśmy dzięki p. W . Ł . w oryginale. Pismo to 
wystosowane było do p. Józefa Stelmacha, wójta 
z Lisiej Góry, a brzmienie jego następujące: 
„Od dłuższego czasu — jak świadczą o tem 
liczne doniesienia — ludzie źle myślący pracują 
nad obaleniem istniejącego porządku i ojcowskich 
rządów Najjaśniejszego Pana. Ludzie ci posta- 
nowili obałamucać lud wiejski przyrzekając mu 
ulgi, których ani chcą, ani myślą, ani nie mają 
48 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
prawa uczynić. Wiedząc zaś, że ludność wiejska,, 
zawdzięczająca dzisiejsze swoje położenie wyłą- 
cznie Najjaśniejszemu Panu i jego rządowi, 
który z ^ boleścią patrzy 
na częste i wielkie 
nadużycia ze strony dworu wobec poddanych— 
nie łatwo uwierzy podstępnym i przeniewierczym 
icli obietnicom, postanowili w razie potrzeby 
zmusić gwałtem tez ludność wiejską do brania 
udziału w zbrodniczych ich knowaniach. Ze 
śledztw przeprowadzonych z aresztowanymi re- 
beliantami wynika, że gotowi oni byli nawet 
przez użycie groźby morderstwa i podpalenia 
zmuszać poddaryęh do buntu przeciw Najjaś- 
niejszemu Monarsze, i mieli tak twarde serca, 
ze chcieli ten lud zwrócić przeciw c. k . armii, 
ID której służą synowie i bracia tego ludu} 
Zbrodnicze to działanie zmusza rząd cyrkularny 
do zarządzenia nadzwyczajnych środków ostro- 
żności w porozumieniu z gminami, o których 
wierności dla Monarchy i rządu jest przekonany. 
W tym celu należy dokładnie pouczyć włościan 
o zamiarach ludzi źle myślących i sposobie, 
w jaki działać zamyślają. Dalej należy mieć 
baczne oko na wichrzycieli, ustanowić ku temu 
celowi warty w dzień pojedyncze, w nocy po- 
dwójne, przeszkadzać zebraniom się spiskowych, 
które odbywają się najczęściej we dworach, 
w kancelaryach dommikalnych, iv plebaniach 
lub u urzędników i sług dworsliich. 
Krwawy Eok, 
49 
„Na te tedy osoby w każdej gminie należy 
nieustannie dawać pozór i o każdem podejrzanem 
ich zachowaniu się natychmiast do tutejszego 
urzędu donosić, zapewniwszy się poprzednio co 
do ich osób. 
„Gdyby jednak zanosiło się bezpośrednio na za- 
wichrzenie, lub zwłoka z jakiegokolwiek powodu 
była szkodliwą, mogą gminy bez obawy ponoszenia 
jakiejkolwiek; odpowiedzialności, każdego podej- 
rzanego chwytać i związanego do urzędu cyrku- 
larnego dostawiać, za co otrzymają przyzwoitą 
nagrodę. Należy także zważać na zachowanie 
się mandataryuszów przy sesyach wójtów, tudzież 
na treść nauk, jakie księża w niedzielę i święta 
z ambon udzielają i o treści takowych donosić. 
„Ponieważ zachodzi uzasadniona obawa, że 
źle myślący, uzbrojeni, gwałtów dopuścić się 
mogą, przeto zaleca się gminom w ich własnym 
interesie, 
ażeby dostateczną ilość 
mężczyzn 
uzbroiły odpowiednio i przygotowały do obrony . 
Gdyby który z przełożonych gmin chciał otrzy- 
mać stosowne objaśnienia, może się o każdej po- 
rze zgłosić do urzędu cyrkularnego. 
Polecając 
gminom, aby pilnie czuwały nad bezpieczeństwem 
wlasnem i rządu, dodaję, że rząd potrafi ze swej 
strony dobrze wynagrodzić takie zasługi około 
utrzymania porządku i bezpieczeństwa. 
Tarnów 3. grudnia 1845. 
Breinl. 
4 
66 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Jeden tylko starosta żółkiewski Ignacy Mar- 
ty 11 o w i c z nie zastosował się do rozporządze- 
nia Gubernium. Oświadczył, że środek taki uważa 
za niemoralny, tem bardziej, że w danym razie 
ma dosyć siły na powstrzymanie rozruchów. 
Od grudnia 1845 urzędnicy tarnowscy nieu- 
stannie jeździli po wsiach, konferowali z chło- 
pami, natomiast zaś wójtowie i wybitniejsi „ple- 
nipotenci" chłopów zbierali się często w Tarno- 
wie i już to donosili o podejrzanych ruchach 
inteligencyi już też zasięgali rady pana starosty. 
Oprócz tego rozesłano po gminach urlopników, 
z dokładną instrukcyą, jak mają podburzać lud, 
a akcyę tę gorliwie popierali żydzi, przejęci nie- 
nawiścią do szlachty i duchowieństwa z powodu 
szerzenia się Towarzystw wstrzemięźliwości. 
Wiernym sojusznikiem Breinla był niejaki Izaak 
Luxenberg, propinator tarnowski, który do dyspo- 
zycyi starosty oddał wyśmienicie urządzoną ży- 
dowską pocztę szpiegowską. On to postarał się 
również o zaangażowanie kahałów do pomocy 
rządowi i chłopom przeciw szlachcie. Każda 
karczma była urzędem policyjnym, każdy żyd 
szpiegiem, przed którym nic się nie ukryło. Ży- 
dzi, nrlopnicy i kryminaliści, którym rozmyślnie 
ujść pozwolono, opowiadali chłopom o zbrodniach, 
jakich się panowie w obec włościan dopuszczają, 
oskarżali księży, że w interesie dziedziców zata- 
ili pismo cesarskie o zniesieniu pańszczyzny, 
Krwawy 
Rok. 
67 
że chcą truć ludzi przy ceremoniach kościelnych, 
że cesarz zniósł dziesięcioro bożych przekazań 
etc. To też gdzie się tylko pojawili urlopnicy, 
poczęły się odbywać tajemne narady i chłopi po- 
częli pić na „umor". 
W ten sposób usiłowała biurokracya zastą- 
pić hierarchię szlachty i duchowieństwa nowym 
rządem, złożonym z żydów, urlopników i krymi- 
nalistów. 
W miejsce boskiego słowa i świętych sakra- 
mentów zapewniono wpływ wódce i krwawemu 
zaślepieniu. Doprowadzono też lud do takiego 
rozbestwienia, że rabował kościoły, szaty i sprzęty 
poświęcane sprzedawał żydom, a hostyę świętą, 
dla okazania wzgardy, wyrzucał na gnój! 
Jak się Breinl obchodził z kapłanami, dowo- 
dem tego prześladowanie jednego z najzacniej- 
szych i najgorliwszych kapłanów-obywateli, śp. 
księdza Ser watów s kiego, profesora teologii 
w seminaryum tarnowskiem. Z powodu mowy, 
wygłoszonej przez tego kapłana w czasie żało- 
bnego nabożeństwa za duszę ś. p . księcia Eusta- 
chego Sanguszki, żołnierza Kościuszkowskiego, 
Breinl zawołał go do siebie i przemowę zaczął 
od słów: Bu niedertrachtiger Pfaffe! Kiedy 
znów później w czasie rzezi pełnił obowiązki 
kapłana i groził chłopom karą Bożą — został 
uwięziony pod zarzutem, 
„że mieszczan i chło- 
pów przeciw rządowi burzył i publicznie w mie- 
5* 
52 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
ście środki rządu na stłumienie rewolucyi wobec 
chłopów ganił". 
Gdy po dziewięciotygodniowem 
srogiem śledczem więzieniu sędzia ten zarzut mu 
powtórzył, odrzekł mu z godnością kapłan: „Nie 
wiedziałem, że rząd takich środków używał — 
ale jako kapłan muszę je potępić". 
Zatrzymany następnie trzy miesiące pod klu- 
czem, utracił profesurą mimo protestu biskupa 
i przeniesiony został do Lincu jako wikaryusz. 
Do kraju wrócił dopiero w roku 1848 i osiadł 
w Krakowie, gdzie akademia umiejętności zamia- 
nowała go swym członkiem. Umarł w r. 1891. 
Głównym wodzem chłopskiej czerni, był Ja- 
kób Szela, którego nazwisko na zawsze otacza 
przekleństwo narodu. 
Jakób Szela urodził się we wsi Smarzowej, 
własności Boguszów, niedaleko Pilzna. Od wcze- 
snej młodości przesiąkł nienawiścią do „ciara- 
chów" i „szargów" i śmiało wśród chłopów odzy- 
wał się, że trzeba z nimi zrobić koniec, gdyż 
inaczej pańszczyzna nie będzie nigdy zniesioną. 
To zyskało mu nietylko w gminie, ale w całej 
parafii siedliskiej wpływ prawie nieorganiczony. 
Wyszedłszy z wojska, wybrany został „ple- 
nipotentem" kilkudziesięciu gmin do prowadze- 
nia z dworami procesów, które dzięki akcyi 
rządu mnożyły się niesłychanie. 
Szczególną nienawiść czuł do Boguszów, któ- 
rych też następnie cały ród wygładził. 
Krwawy Eok. 
53 
Nie umiał on ani czytać, ani pisać, ale miał 
tak olbrzymią pamięć, że po dwudziestu latach 
o każdym szczególe wiedział. 
Pisma sądowe dyktował pisarzowi z Brzostka, 
•Takóbowi Winiarskiemu, później funkcye sekre- 
tarza przy nim pełnił syn jego Stach, urlopnik 
od piechoty. 
Skutkiem ciągłych procesów zetknął się 
z Breinlem, który w lot go przejrzał i zaprzy- 
jaźnił się z nim, jako z pokrewnym duchem. 
Szela bywał często u Breinla, zwłaszcza 
w styczniu i lutym 1846 roku. W dniu 16. lu- 
tego przybył do Smarzawy landsdragon i wezwał 
Szelę do cyrkułu. Tu odbyła się ostateczna kon- 
ferencya, na której, jak sam Szela chwalił się 
przed nieszczęśliwą Boguszową, powiedział mu 
Breinl: „ Ty jesteś człowiekiem, na którego rząd 
rachuje. 
Daje 
ci pełnomocnictwo 
zrobienia 
w swej okolicy wszystkiego, co ci się podobać 
będzie. Zważ tylko, czem jesteś! Arcyksiąże jest 
pierwszym, a ty drugim w Galicyi. Masz, mó- 
wię ci, zupełną władzę. W ciągu dwudziestu- 
czterech godzin możesz zabijać, mordować i ra- 
bować szlachtę. Cały zysk z grabieży należy do 
ciebie. Łamiąc ręce i nogi szlachcie, masz zwią- 
zanych odstawić do cyrkułu, gdzie ci zapłacą za 
każdego trupa 10 zł., za rannego 5 złr., a za 
zdrowego 2 zł." 
64 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Trudno prawie przypuścić, że tak potworne 
słowa mogły wyiść z ust urzędnika: ale wido- 
cznie nie kłamał Szela, skoro słowa te ogłoszone 
zostały w r. 1848, a ze sfer rządowych nie 
ośmielono im się zaprzeczyć. Jak Breinl miał 
swego Izaaka Luksenberga, tak Szela miał gor- 
liwego ajenta w Lewku Sternie, arendarzu sma- 
rzawskim. Gdy powrócił od Breinla, rozkazał, 
ażeby w całej okolicy co dziesiąty właściciel wy- 
stawił przed chatą pustą beczkę, która miała 
służyć do alarmowania; sam nie brał udziału 
w mordach, ale wszystkiem kierował. Otaczał go 
sztab, jakby jenerała. Gdy przemawiał do czerni 
w imieniu Boga i cesarza, miał zawsze w ręku 
jakieś papiery. Zasadą jego taktyki było to, że 
zawsze do mordowania szlachty używał chłopów 
z obcych wsi, snać bał się, aby się w niektó- 
rych nie budziło uczucie litości. 
Fakt to bardzo ważny, gdyż zadaje kłam 
twierdzeniom kreatur rządowych, 
umieszczanym 
w pismach i broszurach, jakoby główną po- 
budką ruchu było „pragnienie zemsty uciska- 
nego ludu". 
Gdyby tak było istotnie, to mordo- 
wanoby przedewszystkiem własnych dziedziców, 
a nie szukanoby ofiar w dalszych wsiach. Szela 
brał z rabunku dziesięcinę, a łupem dzielił się 
z Breinlem, który z Tarnowa wywiózł 100.000 
zł. Po rzezi, miał Szela przy sobie około 15.000 
Krwawy Rok. 
55 
zł. i chwalił się, że je zarobił na handlu „świnia- 
mi", tj. „ciarachami!" 
W chwili wybuchu rzezi miał Szela lat pięć- 
dziesiąt, urodził się bowiem w r. 1796. 
Był to chłop dosyć wysoki, średniej tuszy 
w białą płótniankę zwykle odziany, rysów twa- 
rzy nie miał wcale odrażających, oblicze jego 
było raczej poważne, a równocześnie przebiegłe. 
Był on kilkakrotnie karany za kradzież, a gdy 
mu ojciec nie chciał dać gospodarstwa na wła- 
sność — podpalił chatę i uciekł. Ożenił się w r. 
1830, a w trzy lata później pobił tak ciężko 
żonę, że wkrótce umarła. Za to znów dostał 
się do więzienia, gdzie przesiedział trzy lata. Na 
krótko przed rabacyą siedział znów w kryminale 
za nieludzkie i zwierzęce obejście się z 10 letnią 
dziewczyną, a wolność swą zawdzięczał widocznie 
temu, że go Breinl potrzebował. 
Była to natura niezwykle harda i stanowcza, 
czem imponował chłopom. Rządził nimi samowła- 
dnie przez dwa prawie miesiące, a chłopi uzna- 
wali w nim plenipotenta rządu, jak się sam chę- 
tnie nazywał. Chłopstwem dowodził po wojsko- 
wemu, każdą niesforność i uchybienie karał zaraz 
surowo; podróżującym, którzy mu się okupili, lub 
których chciał oszczędzić, wydawał karty bez- 
pieczeństwa, które chłopstwo wszędzie nadzwy- 
czaj szanowało. Strzelbicki, justycyaryusz i man- 
dataryusz kameralny w Brzostku, w raporcie 
56 
K. Ostaszewski-Barański. 
swym do Gubernium pisze, że widział dwie takie 
kartki wydane przez Szelę Jakóbowi Hiczkiewi- 
c.zowi z Brzostka i żonie ekonoma ze Smarzawy 
Ulubionym jego frazesem było: „Znam tylko Pana 
Boga w niebie, cesarza we Wiedniu i siebie na 
ziemi"... 
_ 
Ażeby skończyć tę sylwetkę, powiemy słów 
kilka o jego dalszem życiu. Po rzezi, chłopi opa- 
miętawszy się, (zwłaszcza, że jego obietnica co 
do zniesienia pańszczyzny i podziału gruntów 
pańskich nie spełniła się) poczuli ku niemu taką 
nienawiść, że Szela dla bezpieczeństwa własnego 
musiał się przenieść do Tarnowa. 
— 
Tu— 
pisze Tessarczyk - honorowo był od starosty 
Bremla i władz uważany i traktowany, miał wy- 
godne mieszkanie wśród miasta, przechadzał się 
publicznie, wolny, tylko dla obserwacyi miał do- 
danego policyanta, aby go lud miejski nie znie- 
ważał, a gdy się to często i tak trafiało, karano 
tych, co go lżyli. Widok jego i jego bezkarno- 
ści jest dla wszystkich oburzającym, a okropny 
dla tych wdów i sierót, które okrył żałobą i po- 
zbawił utrzymania. Jest nawet tak bezczelny iż 
za spotkaniem znajomych tych ofiar, spogląda na 
me szyderczo, zaczepia i rady dawać się im 
ośmiela. Natomiast urzędnicy cywilni i wojskowi 
wyzszych rang uprzejmie go witają i częstują. 
Niemki obsypują g0 prezentami, pamiątkami 
Krwawy Bok. 
57 
i przysmakami. Wszelkie skargi na niego wnie- 
sione nic nie osięgają..." 
Buta jego była tak wielką, że gdy wicegu- 
bernator hr. Leopold Lazansky przybył na ko- 
misyę do Tarnowa i wezwał go do siebie, Szela 
oświadczył, że się stawić nie myśli. Ta krnąbrność 
me przeszkodziła jednak szlachetnemu hrabiemu 
bratać się następnie z Szelą, traktować go cy- 
garami i spacerować z nim po ulicach Tarnowa 
Czcigodnego biskupa Woytarowicza zmusił La- 
zansky do tego, że nikczemnego zbója zaprosił 
na obiad. Na skargi wnoszone przeciwko Szeli 
zwykł był odpowiadać Lazansky „iż to jest nie- 
pospolity i zasłużony krajowi człowiek, który 
jako zbrodniarz nie może być karany". 
Cóż dziwnego, że w obec takiego sądu wy- 
sokich figur, rząd Metterniclia skłonił cesarza 
Ferdynanda, że reskryptem z dnia 5. sierpnia 1847, 
nadał Szeli honorowy medal zasługi!... 
Wynagrodzono go jednak i namacalnie), dając 
mu obszerne włości we wsi Glid (Lichtenberg) 
w dobrach kameralnych Solka, na Bukowinie- 
przeniesiono go tam, bo ten wódz ludu nie był 
powien życia między Mazurami. 
Koloniści niemieccy z obrzydzeniem patrzyli 
na niego i raz po raz protestowali przeciw temu ' 
aby wśród nich, łudzi poczciwych i zacnych, 
osadzie „mordercę i rozbójnika". 
32 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
W r. 1848 obraził się Szela na rząd, że go 
nie kazał wybrać posłem na sejm rakuski — 
i napisał skargę do cesarza! Gdy Stadion obje- 
żdżał Bukowinę, koloniści zanieśli setki skarg 
na butnego chłopa i prosili, ażeby rząd „zdjął 
z nich tę hańbę", stawił się i Szela butnie i 
dumnie, oskarżał Niemców, że go nie szanują 
i żądał ich ukarania. Równocześnie domagał się, 
aby go za jego wielkie zasługi lepiej wynagro- 
dzono. 
Oburzony tem Stadion rzekł: „Za to, coś 
uczynił, już ci zapłacili — resztę zapłaci ci 
Bóg sprawiedliwy"... 
Istotnie ta reszta miała być straszną. 
Wyrzuty sumienia, krwawe widma wyprowa- 
dzały go z równowagi. Szela rozpił się — a gdy 
był trzeźwiejszy, błąka 
1 
się po górach i lasach. 
Tak przeżył lat kilka. Kula wysłana nieznaną ręką, 
trafiwszy go w czoło, położyła kres jego krwa- 
wemu życiu. 
Tak wygląda główny herszt rzezi. 
Obok niego głównymi naczelnikami — - 
acz 
z mniejszem powodzeniem byli: Koryga w Bo- 
cheńskiem, Janocha w Sandeckiem, 
Bokola 
w Samborskiem. Wszyscy oni działali w poro- 
zumieniu z Szelą, Breinlem i Berndtem, których 
dzielnie sukursował komisarz Chomiński. Obok 
tych wodzów byli poddowódzcy i starsi; przyto- 
czymy ich nazwiska, o ile z akt sądowych wy- 
Krwawy 
Rok. 
55 
ciągnąć się dały. Do najczynniejszych należeli 
urlopnicy pułku piechoty br. Koudelki: Matysik, 
Wójcik i Kruszkiewicz, który to ostatni był 
adjutantem i jednym z sekretarzów Szeli—dalej 
Tomasz Wojnarowicz, były policyant, Stach Szela, 
syn Jakóba, urlopnicy pułku br. Haynaua: Stefan 
Gąsior, Tomasz Ryba, Kasper Zaucha, Kasper 
Guziec, Paweł Znba, dalej zaś chłopi Szymon 
Siwiński, Paweł Szczepanik, Wojciech Wielgus, 
Tomasz Niens, Mikołaj Polański, Autoni Ziemba, 
Bartłomiej Leśniak, Szymon Kogut, Jan Ostro- 
wski, Tomasz Jardys, dwaj bracia Rachmacieje, 
Paweł Hisiarczyk, Kazimierz Zurczan, Marcin 
Szczurek, Bartłomiej Warcała, Kasper Gruda, 
Paweł Ozimek. Rzecz prosta, że nazwiska te 
nie wyczerpują ani jednej setnej części tej fa- 
langi morderców, ale ci należeli do najczynniej- 
szych, a zbrodnie ich świadectwami zostały 
skonstatowane. 
Urlopnicy w ogóle odgrywali wielką rolę 
w całej tej sprawie; autor w wrogim nam du- 
chu pisanej książki p. t . 
„Das Polen-Attentat 
im Jahre 1846," oficer armii zacliodnio-galicyjskiej 
twierdzi, że rzeź wywołali urlopnicy, którzy 
w wojsku nabywali wykształcenia i nie chcieli 
pozwolić panom na dalsze ich maltretowanie. 
Dalej zaś, na stronie 74 pisze: „Urlopnicy to 
i wysłużeni żołnierze byli, którzy bandy chłopskie 
{Schwarme des Landyolkes) organizowali woj- 
33 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
skowo, dowodzili niemi i kierowali w wymierza- 
niu sumarycznej sprawiedliwości (summarische 
Justiz")... Oni to byli, którzy Polakom zgoto- 
wali krwawą — ale jak się spodziewamy, nie- 
daremną przestrogę'!.. 
Szkoda, że waleczny oficer - autor nie dodał,, 
kto to tych urlopników tak „patryotycznie" 
usposabiał! 
Tak przygotowywano ze strony rządu, a ra- 
czej biurokracyi krwawe zapusty! Tymczasem 
związkowi dowiedziawszy się o aresztowaniach 
w Poznańskiem, postanowili przyspieszyć wybuch 
powstania, którego termin oznaczono na 21 lutego. 
W dniu tym mieli spiskowi, pozyskawszy lud dla 
swych zamiarów uderzyć na cyrkularne miasta— 
we Lwowie zaś, korzystając z balu u arcyksięcia 
uwięzić wszystkich cywilnych i wojskowych dygni- 
tarzy. Od tej chwili powstanie przestało być 
tajemnicą: poczęto o niem mówić głośno, tak 
że rząd chcąc niechcąc o wszystkiem wiedział 
— 
ale nie przedsiębrał żadnych kroków, bo liczył 
na plan Breinla, zabicia powstania chłopami. 
Arcyksiążę w pierwszej chwili nie chciał się na to 
zgodzić i dopiero po kilku konferencyach, w któ- 
rych brali udział Krieg, Sacher-Masoch, Emmin- 
ger, Milbacher, Kraus i Wittmann, zapadła 
ostateczna decyzja, zwłaszcza gdy arcyksięciu 
wytłómaczono, że chodzi tu tylko o „bierny" 
opór chłopstwa i do powołania go pod broń, aby 
Krwawy 
Rok. 
5 
5 
utrzymać spokój i bezpieczeństwo. Owocem tych 
narad był raport wysłany przez arcyksięcia 
Ferdynanda do Wiednia, w dniu 30 stycznia 1846, 
w którym czytamy: „Krajjest wzburzony i zdaje 
sie przygotowano wybuch powstania. 
Umysły są 
zaniepokojone. Rząd jednak może być zupełnie 
spokojny — ja pomocy żadnej nie potrzebują, 
wszystkie bowiem środki są zarządzone, 
ażeby 
ewentualne powstanie zgnieść bez kompromito- 
wania wojska." 
Tak pisał i myślał arcyksiążę w styczniu 
1846, jednakże bezpośrednio potem nadeszły 
wypadki, które otworzyły mu nieco oczy. Eaport 
starosty jasielskiego a następnie rzeszowskiego, 
raporty komenderujących jenerałów wskazywały 
jasno, że opór chłopski nie pozostanie biernym, 
ale przemienić się może w rzeź. Arcyksiążę za- 
czął na seryo myśleć o stłumieniu powstania 
natychmiast, użyciem siły zbrojnej, ale tu spa- 
raliżowała działalność jego biurokracya a prze- 
dewszystkiem Breinl, który milczał dopóty, 
dopóki nie przygotował rzezi, i robił wszystko co 
mógł aby jej nie przeszkodzić. 
Dopiero w dniu 11 lutego wystosował do 
Gubernium raport doi. 173, w którym zapytuje, 
czy nie należałoby może aresztować Franciszka 
hr. Wiesiołowskiego, co położyłoby tamę powsta- 
niu. Tymczasem arcyksiążę, za poradą Kriega 
już reskryptem z dnia 10. lutego 1. 404 upo- 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
ważnił Breinla do aresztowania Wiesiołowskiego 
i innych związkowych, znanych mu. Ten reskrypt, 
jak protokół świadczy, doręczony został Breinlowi 
przez kuryera w dniu 11. lutego. Cóż on robi? 
czy aresztuje Wiesiołowskiego? Bynajmniej; ma- 
jąc rozkaz aresztowania, o który sam upraszał, 
czeka spokojnie na załatwienie swego raportu 
z dnia 11. lutego. 
Dopiero gdy arcyksiążę rozkazem z dnia 13. 
lutego 1. 471 surowo zalecił aresztowanie Wie- 
siołowskiego i wszystkich, którzy choćby tylko 
podejrzani być mogą — wysłał Breinl — (jak 
donosi o tem arcyksięciu w raporcie z 15. lu- 
tego 1. 195) komisarza Walentyna Bartmańskiego 
doWojsławia celem aresztowania Wiesiołowskiego. 
Tymczasem było to zrobione tylko dla oka. Bart- 
mański nie zastawszy Wiesiołowskiego w domu 
powrócił do Tarnowa, gdzie niemal równocześnie 
z nim zjawił się Wiesiołowski i najspokojniej 
obradował ze spiskowymi w hotelu obok cyrkułu. 
Było to dnia 17. 
— 
a Breinl wiedział od 
rana o pobycie spiskowych; doniósł mu o tem 
komisarz Brzeżany i domagał się rozkazu aresz- 
towania. Ale Breinlowi, który już obstało wał 
chłopów na 18. do rzezi—niechodziło o pochwy- 
cenie spiskowych. Cała komedya rewizyjna była 
wywołana tylko poto, aby przestraszyć spisko- 
wych i skłonić ich do przyspieszenia wybuchu! 
To też pisał on rozkaz aresztowania tak długo, 
Krwawy Eok. 
63 
mówił o aresztowaniu zaś tak głośno, że prze- 
strzeżony Wiesiołowski opuścił Tarnów i schronił 
się do Gumnisk. Dalej go nie poszukiwano! To 
zestawienie faktów jest najcięższym dowodem 
zbrodniczych zamysłów Breinla — a nawet sekre- 
tarz arcyksięcia Ferdynanda br. Sala tak się 
dyplomatycznie wyraża: „cokolwiek by o tem 
sądzić — to niewątpliwą jest rzeczą, że Breinl 
oba razy wybrał do aresztowania Wiesiołowskiego 
jakby umyślnie najmniej zdolnych ludzi. W ko- 
łach urzędniczych nie było tajemnicą, że Bart- 
mański — tęgi zresztą urzędnik — nie miał 
talentu policyjnego wcale a Brzeżany był za 
lekkomyślny"... 
Nie tylko przez swoich szpiegów, nie tylko 
przez rząd gubernialny, ale z Krakowa nawet 
był Breinl powiadomiony o robotach spiskowców. 
Baron Palmrode, rezydent austryacki w Krako- 
wie pisał dnia 16. lutego 1846 o terminie 
wybuchu powstania do Breinla domagając się 
szybkiego aresztowania spiskowych w Tarnowie. 
Dywizyoner tarnowski fmp. Csollitsch 
pisał 12, 14, 17 lutego do Wiednia i Lwowa 
o wzmocnienie garnizonu. W nocie z dnia 
14 lutego pisze on: 
„Partya demokratyczna nie jest już małą. 
Opanowała ona całą Galicyę zachodnią i cieszy 
się ogólną sympatyą. Ciągle odbywają się zebra- 
nia spiskującej szlachty, która z nielicznymi wy- 
'64 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
jątkami (które opuszczają kraj) staje do ruchu. 
Aresztowania i zwiększenie garnizonów stają się 
koniecznością." 
Pisma te jednak starannie przed arcyksięciem 
ukrywano. Dopiero gdy nadeszła wieść, że kata- 
strofa się zbliża, gdy z drugiej strony doniesiono 
arcyksięciu o podejrzanych ruchach chłopskich 
w bocheńskim cyrkule — wydaje gubernium — 
prosimy uważać na datę — 18 lutego—jakby 
na ironię, następujący okólnik do starostw 
w Tarnowie, Wadowicach, Jaśle, Sączu, Rzeszo- 
wie i Sanoku: 
„W 
powiecie bocheńskim zdarzyło się, że 
kilka gmin przerażonych wieściami o wrzekomo 
szybko nastąpić mającem powstaniu szlachty, dla 
własnego bezpieczeństwa i utrzymania porządku, 
a więc w dobrym i pochwały godnym 
zamiarze, 
uzbroiło swych mieszkańców w kosy i siekiery, 
pouczeni (!) jednak przez przybyłego komisarza 
i uspokojeni widokiem wojskowej asystencyi, 
powrócili spokojnie do domu. Z powodu jeduak 
możliwych nadużyć muszą podobne wypadki być 
powstrzymane. Polecisz pan przeto wszystkim 
komisarzom i urzędnikom znającym język krajo- 
wy, ażeby przy sposobności objazdów i czynności 
urzędowych — gdzie tego położenie wymaga — 
przez stosowne pouczenie wójtów i poważnych 
gospodarzy, starali się wpłynąć na uspokojenie 
włościan. (!!!) Urzędnicy ci mają pouczać, że 
Krwawy Eok, 
65 
obecne zaniepokojenie wywołane zostało przez 
kilku malkontentów, którzy za cel swój wzięli 
zakłócić istniejący spokój i porządek, rozsiewać 
kłamliwe wieści o bezpośrednim wybuchu powsta- 
nia, ludność podburzać i straszyć, pobudzać ją 
do gwałtów i stąd korzyść dla siebie wyciągnąć. 
Rząd przedsięwziął silne środki, ażeby złemu za- 
pobiedz, wielu podżegaczy już uwięziono i pro- 
wadzi się z nimi śledztwo. Rząd uważa za swój 
szczególniejszy 
obowiązek, dobrze 
myślących 
obywateli wszystkich stanów, a szczególnie pod- 
danych włościan przeciuj wszelkim ekscesom 
przez szybkie, skuteczne użycie siły wojskowej 
bronić. Ufając silnie w opiekę rządu, niech wło- 
ścianie zostaną w domu i spokojnie oddają się 
swej pracy, nie dając się bałamucić pogłoskom. 
Gdyby jednak doszło coś do ich wiadomości o 
knowaniach, to mają o tem donieść władzom cy- 
wilnym, lub najbliższej władzy wojskowej. Gdy- 
by jednak gdziekolwiek pojawiły się uzbrojone 
oddziały chłopów, wyszle pan natychmiast urzęd- 
nika, władającego językiem krajowym, z odpo- 
wiednią, jednak nie zbyt wielką asystencyą woj- 
skową, z poleceniem, aby przez pouczenie i u- 
pomnienie skłonił chłopów do rozbrojenia się i 
spokoju..." 
Ten okólnik to prawdziwy Meisterstiiclc ob- 
łudy i przewrotności biurokracyi. Rzecz prosta, 
wydano go tylko dla tego, ażeby przejętej 
5 
66 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
zgrozą Europie wykazać, że rząd nie był zu- 
pełnie winny, a wydano go umyślnie dopiero 
w dniu 18. lutego, ażeby nie zbałamucić urzęd- 
ników. 
Jak się do tego zastosowali starostowie i 
podwładni urzędnicy, jak rząd wkraczał wszędzie 
„silnie i energicznie", aby zapobiedz ekscesom, 
dowiodła cała katastrofa. 
Równocześnie tego samego dnia, ogłoszone 
zostało obwieszczenie podpisane przez arcyksię- 
cia tej treści: 
OBWIESZCZENIE. 
Od niejakiego czasu emisaryusze, czyli wy- 
słańcy za granicą przebywających stowarzyszeń, 
których celem jest, prawy porządek Galicyi zbu- 
rzyć i mieszkańców tutejszych do nieposłuszeń- 
stwa przeciw istniejącym władzom podniecać, nie 
mniej inni burzyciele ogólnego spokoju, niedo- 
świadczonych i łatwowiernych do swych zamy- 
słów uzyskać chcieli, rozszerzając postrach przy- 
szłego niepokoju, oraz grożąc, że ogólne powstanie 
wkrótce wybuchnie i w całym kraju się rozszerzy. 
Kiedy ci burzyciele swobody podług różnicy 
okoliczności i osób: przywrócenie dawnej Polski, 
zniweczenie teraz istniejącej różnicy stanów i 
równy podział majątków, za pośrednictwem so- 
cyalnego wstrząśnienia, mianowicie zaś włościa- 
Krwawy Rok. 
67 
nom uwolnienie od powinności pańszczyźnianych 
i innych danin ewentualnych nie mniej uchylenie 
podatków, jako cel mniemanego powstania ogła- 
szają, a gdzie te środki niedostatecznymi być się 
okazują, lękliwe umysły groźbą krwawej zemsty 
zatrważają, prawdziwa ich dążność ku zburzeniu 
istniejącego na podstawie religii i prawa trwale 
uzasadnionego porządku towarzyskiego jest zwró- 
coną. Ci wichrzyciele prawdziwej swobody, wy- 
zuwszy się z wszelkiego uczucia cnoty, błąkając 
się bez majątku i wpływu w obec towarzystwa 
ludzkiego, tego stanu rzeczy z niecierpliwością 
wyglądają, albowiem przy zburzeniu prawnego 
porządku nic do stracenia nie mają, przeciwnie 
zaś na wypadek uwieńczenia ich zbrodniczych 
zamysłów nadzieję uzyskania materyalnych ko- 
rzyści sobie rokują". 
(Tu zapewniwszy, że Rząd ma siłę i energię, 
zagroziwszy uczestnikom karą śmierci, od której 
nie należy się spodziewać ułaskawienia, tak koń- 
czy manifest:) 
„Każdy ze stosunkami miejscowymi obznajo- 
miony przyzna, że rząd istniejący ma dostateczną 
siłę i niezmuszone przedsięwzięcie, zbrodnicze i 
zuchwałe zabiegi źle myślących zniweczyć a wier- 
nych poddanych Najjaśniejszego Pana od nikczem- 
nych i wściekłych zamachów ochronić. Niechże 
nikt tem przekonaniem wsparty niewczesnej oba- 
wie się nie poddaje, przeciwnie niech ściśle 
5* 
68 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
prawnem postępowaniem opieki rządowej godnym 
się stanie. 
We Lwowie 18. lutego 1846. 
Ferdynand 
Arcyks. Aust. - Esteński, cywilny 
i wojenny Jeneralny Gubernator. 
Wszystko to było obliczone przez biurokracyę 
na przyszłość — dla usprawiedliwienia się w obec 
Europy. Tymczasem nadeszła katastrofa... 
IV. Katastrofa. 
(Przyspieszenie terminu wybuchu — aresztowania we 
Lwowie — nowa zmiana terminu — wybuch po- 
wstania — pierwsza walka — Lisia góra— Tarnów 
w dniach krwawych — ogólne uwagi). 
Praca nasza przybrałaby zbyt wielkie roz- 
miary, gdybyśmy chcieli szegółowo przedstawić 
przebieg rewolucyi lutowej: w opowiadaniu na- 
szem przytoczymy tylko to, co koniecznie jest 
potrzebnem, ażeby obraz zyskał tło należyte. 
Na naradzie spiskowych we Lwowie, w sty- 
czniu 1846 odbytej w obecności Fr. hr. Wie- 
siołowskiego oznaczono jako termin wybuchu 
dzień 22. lub 24. lutego, stosownie do tego, 
w którym z tych dni odbędzie się wielki bal 
u arcyksięcia gubernatora. Spiskowi postanowili 
bowiem skorzystać z tego balu i równocześnie 
uwięzić wszystkich zgromadzonych dygnitarzy 
cywilnych i wojskowych. Plan ten — jak zo- 
baczymy później, nie udał się, gdyż skutkiem 
żałoby dworskiej odwołano wszystkie zabawy. 
W kilka dni później odbyła się narada 
w Krakowie, na której prócz Wiesiołowskiego 
znajdowali się Mierosławski, Tyszowski, Gorz- 
kowski, Skarżyński i Leon Czechowski. Miero- 
sławski przedstawił opracowany przez siebie plan 
38 
Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
powstania, który otrzymał zatwierdzenie centra- 
lizaeyi paryskiej. Rządy miał objąć komitet 
z pięciu z władzą dyktatorską, Polskę'podzielono 
całą na pięć wielkorządztw, głównych sił na razie 
miała dostarczyć Galicya. W Galicyi powstanie 
miało wybuchnąć równocześnie na całym obsza- 
rze; szlachta miała stanąć na czele chłopów 
i rozbroić pomniejsze komendy. Ogniskiem dzia- 
łania w Galicyi wschodniej miał być Lwów, 
w Galicyi zachodniej Tarnów, poczem połączo- 
nemi siłami miano obsadzić Kraków. Wielko- 
rządcą Galicyi mianowany został — wbrew swej 
woli — Franciszek hr. Wiesiołowski. 
Tymczasem policya poznańska wpadła na 
trop spisku i rozpoczęła aresztować podejrzanych. 
Rezultatami swych zdoby zy podzieliła się na- 
tychmiast z dyrekcyą policyi austryackiej we 
Lwowie, która w nocy z 12. na 13. lutego 1846 
aresztowała trzydziestu siedmiu spiskowych we 
Lwowie a między tymi naczelników jak Maryana 
Sroczyńskiego, Juliana Gutowskiego, Antoniego 
Krzyżanowskiego i w. i . Wiadomość o tych 
aresztowaniach, tudzież zachowanie się Breinla 
skłoniło Leona Czechowskiego, mianowanego przez 
Mierosławskiego naczelnikiem obwodu tarnow- 
skiego do przyspieszenia terminu wybuchu. Atak 
na Tarnów miał nastąpić w nocy z 18. na 19. lutego 
z dwóch stron: od cmętarza pod wodzą Czecho- 
wskiego i od Tarnowca pod wodzą Józefa Eisenba- 
Krwawy Rok. 
5 
5 
cha, byłego kapitana wojsk polskich. Walkę ropoz- 
cząć mieli spiskowi w sameir mieście pod wodzą 
Jana Machowicza. Na dzień przed wybuchem 
zgłosili się do Breinla deputaci 70 gmin z do- 
niesieniem, że panowie namawiają ich do po- 
wstania. Breinl kazał im stawiać opór, siłę siłą 
odeprzeć, buntowników wiązać i odstawiać do 
starostwa i obdarzył ich kwotą 500 zł. (spra- 
wozdanie Breinla z 31. marca 1. 851). Rzecz 
prosta, że prócz tego dał im inne jeszcze in- 
strukcye... 
O przyspieszeniu terminu Wiesiołowski nic 
nie wiedział: robił on też gorżkie wymówki Cze- 
chowskiemu, ale ostatecznie do decyzyi tej za- 
stosować się musiał. On i brat jego Michał w do- 
brach swych w Woj sławiu i Goleszowie ogło- 
sili włościanom zniesienie pańszczyzny i uzyskali 
kilku parobków dla powstania. Wójt z Wojsła- 
wia Tomasz Sarana przyprowadził osobiście 
swego zięcia Marka Mazura do wyprawy i ze 
łzami w oczach dziękował panom za zniesienie 
pańszczyzny. Swoją drogą ten sam „patryotyczny 
włościanin" w trzy dni potem poprowadził chło- 
pów na rabunek dworu w Wojsławiu, a 
„po- 
wstaniec" Marek Mazur — w Lisiejgórze, jako 
chłop ubrany w płóciennicę uszedł jakoś uwagi 
otaczających nas chłopów, a złączywszy się pó- 
źniej z nimi — pisze Wiesiołowski — liulał so- 
bie wraz z rozmaitemi bandami rabującemi po 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
okolicy. Gdy w kilkanaście dni potem powrócił 
do domu, ganił mocno ludzi wojsławskich, że tak 
lekko rabunek odbyli... 
Noc z ośmnastego na dziewiętnastego lutego 
była wprost okropną; szalała burza z zamiecią, 
tworząc olbrzymie zaspy śnieżne, tamujące ko- 
munikacyę. Bracia Wiesiołowscy z Gumińskim i 
Kłobukowskim, na czele oddziału z 40 ludzi, 
wyruszyli wozami ku Tarnowowi. Jechali z tru- 
dem przez Eudę, Radomyśl i Żarówkę; wszędzie 
było spokojnie i cicho. Tak dowlekli się do Ja- 
strzębki, wsi oddalonej o trzy mile od Tarnowa. 
Tu popaśli w karczmie, gdzie zastali kilku ochot- 
ników, między innymi Gromczewskiego, byłego 
oficera. Temu i młodemu Wilhelmowi Romerowi 
poruczyli dalsze prowadzenie konwoju, zaś Wie- 
siołowscy obaj, Kłobukowski i Gnmiński pospie- 
szyli naprzód, ażeby na czas stanąć w Tarnowie. 
Z pierwszym brzaskiem jutrzenki minęli 
wieś Lisią górę i dotarli do karczmy stojącej 
przy gościńcu Tarnowskim. 
Przed karczmą stała czerń chłopska. 
„Z wrzaskiem i gwarem nie do opisania — 
opowiada Wiesiołowski — wypadli ku nam i oto- 
czyli nas w jednej chwili do koła. Było ich 
może ze 200. Jedni pochwycili zakonie, drudzy 
poczęli ściągać z bryczki. Chcieliśmy do nich 
przemawiać, ale gwar był taki, że nie słyszeli- 
śmy własnych słów. Nie wiedząc co począć od- 
Iirwawy 
Eok. 
73 
wiodłem kurki u dubeltówki, chcąc strzelić w tę 
kupę, od czego wstrzymał mnie mój brat, jako- 
też i ta myśl, że trudno było zaczynać powsta- 
nie ludowe od mordowania ludu". 
Tymczasem chłopi rzucili się na nich i wią- 
zali w tył ręce. Nieszczęśliwy Kłobukowski chcąc 
się bronić, dobył z zanadrza sztylet, lecz ten 
wypadł mu z ręki i stanął sztorcem w śniegu. 
Ściągnięty gwałtownie z kozła, padł na sterczące 
żelazo i wskroś przebił się niem pod samem 
sercem. Zaniesiono go do karczmy i na pól ży- 
wego położono na stole. 
Nie byli oni pierwsi. 
Znajdowali się tam schwytani przez chłopstwo 
i powiązani spiskowcy z Pilzna, którzy z Jó- 
zefem Kapuścińskim na czele po zasztyletowaniu 
pilzneńskiego burmistrza, gorliwego ajenta rzezi, 
Kaspra Mark la — dążyli do Tarnowa. 
Po chwili nadciągnął ów oddział pod wodzą 
Gromczewskiego; gdyby wówczas wystąpili byli 
energicznie i odbili uwięzionych, byłoby to może 
zrobiło wrażenie na masach chłopskich. Ale 
w niepojętem zaślepieniu, pod pozorem, że nie 
godzi się strzelać do ludu, nietylko się nie 
bronili, ale odrzucali broń od siebie. Wów- 
czas chłopstwo rzuciło się na nich i powią- 
zawszy, wtrąciło razem z poprzednimi do piwni- 
cy — wśród urągań i bicia. Kilku chłopów 
dopadło bryczki Wiesiołowskiego i popędziło do 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Tarnowa, celem sprowadzenia wojska. Jakoś po 
chwili przybył szwadron szwoleżerów, pod ko- 
mendą podpułkownika Ludwiga. Ten to hanie- 
bnej sławy podpułkownik, zamiast rycersko za- 
chować się wobec nieszczęśliwych więźniów, gło- 
śno zachęcał chłopów, aby porządnie przetrzepali 
więźniów i aby na przyszłość mordowali każdego, 
kto nie po chłopsku ubrany. Do takich samych 
potworów należał dywizyoner Csolitsch — a nie- 
stety było i kilku oficerów o polskich nazwiskach, 
którzy obojętnie patrzyli się na maltretowanie 
więźniów. 
Natomiast zapisać należy nazwiska dwóch 
szlachetnych oficerów Niemców: byli nimi br. 
Beri ich i 11 gen i Bierfeldner, którzy oso- 
biście bronili nieszczęśliwych od razów rozbest- 
wionego chłopstwa. Obok nich zanotować należy 
nazwiska oficerów Lebowskiego, Chaima 
i De G r a t i a Polignacz pułku szwoleżerów, 
Offenliaima i Zeidela, oficerów piechoty, 
tudzież podpułkownika Moltkego i majora 
Eosnera. 
Po słowach wyrzeczonych przez Ludwiga 
rzuciło się chłopstwo na więźniów, katując ich 
pałkami i cepami, następnie mocniej pokaleczo- 
nych wsadzono na wozy, resztę ustawiono środ- 
kiem drogi. Każdego wziął chłop z tyłu za po- 
stronek, trzymając pałkę w drugiej ręce i po- 
Iirwawy 
Eok. 
74 
pędzając, ażeby dorównał kłusowi konno jadących 
żołnierzy! 
Po drodze naturalnie znów nie szczędzono 
nieszczęśliwym razów: Wiesiołowskiemu rozbito 
głowę, Gumiński ledwie się ruszał, Eomer był 
cały we krwi. Ale w tej pierwszej chwili nie 
rabowano jeszcze. 
„Jak dalece chłopi — pisze 
Wiesiołowski — byli jeszcze niewprawni w rzezi 
i rabunku, dowodzi, że zegarek, 1600 zł. i 52 
dukatów w złocie, które miałem przy sobie, zo- 
stały nietknięte. Przekonany jestem, że gdyby 
nie zachęcano ich do bicia, bylibyśmy zdrowo 
wyszli i byłoby się skończyło na tych kilku, co 
ich przy rozbrajaniu poszturchali." 
Od tej jednak oliwili, chłopi pouczani przez 
oficerów i urzędników, poczęli nietylko rabować, 
ale i mordować, a to nietylko tych, którzy mo- 
gli być posądzeni o zamiar powstania, ale wszyst- 
kich bez wyjątku. 
Epizod pod Lisią górą był epilogiem powsta- 
nia w" Galicyi, a prologiem rzezi. Powstanie 
zduszone zostało w samym zarodku, a rozpoczęła 
się wyprawa Breinla na szlachtę i inteligencyę. 
Kogo chciano ocalić, temu Breinl dawał kartę 
bezpieczeństwa; takie karty posiadali między 
innymi Franciszek Moszczeński z Wielopola 
i Szczepan Leśniewski z Eyglic, który miał kre- 
wnego adjutanta przy arcyksięciu. Byli i tacy, 
których urzędownie przestrzeżono, i ci wyjechali 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
do miast, w ostatniej chwili zaś wybranym po- 
syłano po dwóch żołnierzy uzbrojonych. Gdy 
czerń nadciągała, żołnierze ci ukazywali się i 
chłopstwo odchodziło w pokorze. Natomiast więk- 
szość skazana była na zagładę. Kto z tych ska- 
zanych schronił się do miasta, tego wyrzucano, 
umyślnie, ażeby wpadł w ręce czerni, pod pozo- 
rem, że obecność jego w mieście może się stać 
przyczyną rozruchów. Zanim jednak opowiemy o 
kilku najjaskrawszych wypadkach, przytoczymy 
ogólne uwagi o rzezi, według zapisków H. Bogdań- 
skiego: 
„Najwymyślniejsze męki, powolne a okrutne, 
były zadawane nieszczęśliwym. Tego łamano ce- 
pami przez długie godziny, z tamtego zdzierano 
żywcem skórę, pieczono go na wolnym ogniu, ła- 
mano palce u rąk i nóg, przebijano widłami, 
rębano siekierą, przerzynano piłą, wydłubywano 
oczy i żyjącym jeszcze w miejsce oka wsadzano 
zapaloną świecę, aby oświetliła ciemność nocy. 
Zabitych później nie odwożono do Tarnowa, ale 
rzucano psom i trzodzie do pożarcia. Matkom, 
żonom, córkom, kazano trzymać mordowanych lub 
przyświecać morderstwu. Która nie usłuchała, tę 
czekały najrozmaitsze katusze, przed któremi 
wzdryga się natura. 
„Morderstwom towarzyszył wszędzie rabunek, 
nacechowany istotnym wandalizmem ludzi ciem- 
nych, bo popsuli wszystko, czego nie zabrali ze 
Iirwawy Eok. 
76 
sobą i co zdawało im się mieć wartość, lecz nie 
było im przydatne. Różne najkosztowniejsze 
zbiory, biblioteki, nawet apteki dworskie, z któ- 
rych ich rodziny korzystały, zniszczyli". 
Sprzęty domowe, lustra, zegary tłukli cepami, 
wybijali okna, zrywali posadzki, rozrzucali piece. 
Zabrane wartościowe papiery publiczne, srebro, 
złoto, klejnoty, ubiory odkupowali od nich za 
bezcen żydzi i urzędnicy. 
Sobie zostawiali konie, bydło i zboże i uwa- 
żali to za wynagrodzenie, należące się im za 
wierność cesarzowi. 
Były nawet zdarzenia, że grunta dworskie 
dzielili między siebie. Najpierw napadano z re- 
guły na składy wódki. 
Rozbestwiona czerń nie szanowała nic i ni- 
kogo. Podobnie jak dwory, rabowano także ko- 
ścioły, plebanie, szkoły, pod razami chłopów pa- 
dał dziedzic, oficyalista, mandataryusz, ksiądz i 
nauczyciel. W pierwszych dniach zwożono jeń- 
ców i trupów do Tarnowa; scenę tę tak opisuje 
Wiesiołowski: 
„Tak zbliżyliśmy się do nieszczęsnego Tar- 
nowa. Masa ludu, żydów, uliczników wyległa na- 
przeciw nas. Sam mottocli i naj podlejsza częsc 
ludności wybiegła na to widowisko. Była to droga 
prawdziwie krzyżowa: plwano, ciskano błotem, 
katowano nas jako rabusiów i złodziei. 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
„W ulicy zwanej Brama Pilzneńska, naprze- 
ciw nas, w otwartem oknie z fajką na długim 
cybuchu, rozsiadł się Luxenberg (osławiony 
propinator tarnowski i pomocnik Breinla). Z try- 
umfującą miną patrzał on z góry na nas. 
„Zaprowadzono nas następnie na rynek i tu 
przed ratuszem otoczeni wojskiem i chłopami 
czekaliśmy godzinę, jedni na wozach, drudzy na 
sankach, inni piechotą, a wszyscy mniej lub wię- 
cej zbici, zbroczeni krwią, która się lała z wo- 
zów po bruku wśród przekleństw, szkalowań 
i krzyków rozjuszonej gawiedzi. Baron Berli- 
chingen i porucznik Bierfeldner i tu bronili nie- 
szczęśliwych od kolb i razów." 
Tarnów przedstawiał przerażający widok: 
co chwila przywożono rannych i trupy, które 
rzucano przed urzędem cyrkularnym, po mieście 
Włóczyli się chłopi i urlopnicy, odgrażając się 
inteligencyi, która przerażona ukryła się w swych 
domach. Eównocześnie żydzi prowadzili w naj- 
lepsze handel złupionemi rzeczami. Kiedy pierw- 
szy transport nieszczęśliwych przywieziono do 
Tarnowa, zebrali się wyżsi urzędnicy cywilni 
\ wojskowi, wyrażając swą radość i zachwyt. 
Klepano po ramionach krwią niewinnych zbro- 
czone chłopstwo, mówiąc „dobre — dobre". 
Są niezbite świadectwa, że Breinl i Troja- 
nowski doradzali chłopom, aby nie przywozili 
Iirwawy Eok. 78 
jeńców, ale trupów, takie rady dawali chłopom 
także oficerowie Bauer *) i Maurer. Widziano 
i to, że za trupy płacono w cyrkule dwa razy 
tyle, ile za rannych, i dlatego chłopi w obliczu 
urzędników i wojska dobijali rannych już w sa- 
mym Tarnowie. Rannych poskładanych hurtem 
w sali domu Kamienobrodzkiego nie pozwolono 
wcale ratować. Dopiero później polecono prze- 
nieść ich do szpitala wojskowego. Było to nowe 
piekło i niejeden z rannych, ciągnięty za nogi, 
bijąc głową o ziemię, kończył wśród okropnych 
mąk na ulicy. Niejaka pani Hope, Niemka, roz- 
wiązłego życia kobieta i poufała Breinla, rozda- 
wała publicznie cwancygiery chłopom przybywa- 
jącym z transportem. 
Jakie było usposobienie tej hordy rządzącej 
krajem, dowodem profesorowie Niemcy, którzy 
bezpośrednio po wypadkach bijąc polskie dzieci, 
wykrzykiwali: „To psie polskie buntownicze 
plemie, które wytępić należy, dobrze 
wierne 
chłopy zrobiły, że wam ojców i braci pozabi- 
jały i z wami tak samo się stanie." 
Wszystkie prawie dobra po wymordowanych 
obywatelach w Galicyi, fiskus obciążył tabularnie 
na koszta wojenne bez wyrażenia nawet kwoty. 
Fałszowano nawet weksle i obligi z podpisami po- 
mordowanych, które żydzi z wszelkiem ułatwie- 
*) Syn restauratora lwowskiego, b. minister wojny. 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
niem hipotekowali na dobrach. Po katastrofie już, 
w marcu, wysłano z cyrkułów urzędników na 
wsie dla odbierania od chłopów zrabowanych 
pieniędzy i kosztowności. Ezecz prosta, że wszyst- 
ko to tonęło w kieszeniach urzędników. 
Obywatelki wdowy poznawały później na 
Niemcach swoje precyoza, perły, brylanty, futra, 
szale i srebra. Szela dzielił się z Breinlem, a 
temu ostatniemu spieniężał łupy Luksenberg, 
który się ogromnie obłowił. Znaczną część skra- 
dzionych kosztowności wysyłano do Węgier, gdzie 
znajdywały chętnych nabywców. Jeden z głów- 
nych składów był w domu Szeli. 
„Gdy nas 
wprowadzono do dużej izby — pisze Słotwiński 
— 
uderzył nas tam przedewszystkiem widok 
ogromnej kupy zrabowanych rzeczy. Rzeczy te 
drogocenne a wreszcie i mniejszej wartości były 
pomięszane i w dzikim bezładzie spoczywały ra- 
zem. Obok kupy sreber i bronzów stały niecki 
z mąką, na drogich futrach siedziała kura z ko- 
tem, złote biżuterye leżały z jagłami na patelni, 
a na meblach leżały tu i owdzie: marchew i 
wędliny, karpiele i flaszki, stosy porcelany, przę- 
dziwa i garnków". 
Autor broszury „Memóiren und Actenstiicke" 
taki daje nam obraz ogólny: „Właściciele, urzęd- 
nicy prywatni, słudzy, kobiety i dzieci, padało to 
wszystko pod razami. Nie podobna było ukryć 
się przed domowym wrogiem ani próbować ucie- 
Iirwawy 
Eok. 
80 
czki, gdyż chłopi powstali równocześnie w całej 
okolicy. Pióro odmawia nam posłuszeństwa, uczu- 
cie się wzdryga, gdy przychodzi mówić o tej 
okropnej zbrodni stanu dokonanej na narodzie. 
Szlachtę torturowano formalnie. Jednych po kilka 
dni zabijano cepami, innym obcinano uszy, nosy, 
piersi, innych pieczono na wolnym ogniu. W ró- 
żnych miejscowościach rzucano żywych jeszcze 
na pożarcie psom i świniom. W tarnowskim po- 
wiecie zaledwie dziesięciu właścicieli uratowało 
życie. Nie podobna podać dokładnej cyfry, ale 
w powiatach wszystkich zginęło co najmniej do 
3000 osób. Najsurowsze prawo nie zrobiłoby 
więcej! Część rewolucyonistów mogłaby być uka- 
rana śmiercią, reszta poszłaby do więzienia. A tu 
tylu ludzi padło! Oskarżonemu i skazanemu po- 
zwalają przynajmniej na ostatnią religijną pocie- 
chę — nieszczęśliwym ofiarom biurokracyi i tego 
odmówiono... 
„Nadarmo przeczą wypłacania nagród za za- 
mordowanych. Chłopi oddawna przyzwyczajeni 
zwozić do cyrkułu zabite wilki, za które im 
płacono nagrody — robili toż samo z zamordo- 
waną szlachtą. Płacono też im istotnie p > 5 do 
20 złr. za „sztukę". 
Mordercy jeździli po Tar 
nowie jak tryumfatorowie na zrabowanych brycz- 
kach, z których krwawe strugi płynęły na świe- 
ży śnieg... 
82 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
„Co się tyczy kobiet i dzieci, to faktycznie 
nie dawała biurokracya nakazu, by ich mordo- 
wano. Z tem wszystkiem jednak nie jedna ofiara 
i tej kategoryi padła... Dla serca chrześcijań- 
skiego bolesnym był rabunek dokonywany na 
kościołach. Ubrania kościelne obracano na kami- 
zelki i gorsety dla kobiet — naczynia sprzeda- 
wano żydom, hostyę świętą rzucano na gnój"... 
Opis ten bynajmniej nie jest przesadzony — 
owszem odbiega on daleko od rzeczywistości. 
Przejdźmy jednak do krwawych szczegółów. 
• ®I§aB$00 
V. Rzeź. 
(Wypadki w cyrkułach: tarnowskim, bocheńskim, 
jasielskim, sanockim, sądeckim, rzeszowskim i wado- 
wickim). 
Rabacya wybuchnęta z największą siłą 
w tarnowskim cyrkule: stąd zaś przeniosła się 
w sąsiednie a mianowicie w bocheński, jasielski, 
rzeszowski, sanocki, sądecki i wadowicki. Im da- 
lej od granic powiatu sanockiego, tem słabszy 
był wybuch. Ile osób zginęło, tego dokładnie nie 
wiemy, zapiski współczesne mówią o 2000 za- 
mordowanych lub zmarłych skutkiem ran. Zdaje 
się jednak że cyfra ta była w istocie znacznie 
większą, w przeszło bowiem 250 miejscowościach 
rozegrały się krwawe sceny, z których kilka 
opowiemy na podstawie współczesnych pamięt- 
ników. 
A. Cyrkuł tarnowski. 
Na czele cyrkułu stał osławiony starosta, 
c. k. radca gubernialny Józef Breinl v. Waller- 
stern. Pomocnikami jego w krwawem dziele byli 
komisarze: Joachim Chomiński, Kasper Leśnie- 
6* 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
wicz, Karol Zminkowski i kancelista Marceli 
Trojanowski. Natomiast podnieść należy zacho- 
wanie się komisarza cyrkularnego Walentego 
Bartmańskiego i starszego komisarza policyi 
Adolfa Brzeżany. Ten ostatni, 
— 
jak świadczy 
list p. Klemensa Kutowskiego, —• dowiedziawszy 
się o wypadkach z dnia. 19. lutego, chociaż chory 
przybył do Breinla i zawołał: „Przebóg panie 
starosto, tej krwawej kąpieli trzeba przecież raz 
tamę położyć! Daj mi jedną kompanię wojska 
a ja ci ręczę, że spokojność i porządek przy- 
wrócę". Na to odpowiedział mu ironicznie będący 
wówczas u Breinla Chomiński: „Mój przyjacielu! 
jesteś niepolitycznym, dajesz się powodować uczu- 
ciami ludzkości". 
List ten wydrukowany został w Nr. 74. 
„Dziennika Narodowego" z r. 1848, z wezwa- 
niem K. Wilczyńskiego, ażeby Chomiński z za- 
rzutów się oczyścił. Naturalnie trudno było tej 
hyenie zaprzeczyć, bo i Brzeżany żył wówczas. 
Większość urzędników tarnowskich z Breinlem 
i Szelą na czele nie była przystępną „uczuciom 
ludzkości"; toteż w powiecie tym rozegrały się 
sceny, które nie mają sobie równych w dziejach 
świata. 
1. Wymordowanie 
rodziny Boguszów (i 25 
innych osób). 
Eodzina Boguszów z Ziemblic, jedna z naj- 
starszych w kraju, połączona związkami po- 
Iirwawy Eok. 
84 
krewieństwa z najpierwszymi domami w Pol- 
sce, mieszkała od wieku w okolicy Tarnowa. 
Reprezentantami tego rodu byli w ostat- 
nich czasach Stanisław Bogusz z Siedlisk, Ksa- 
wery z Lubasza, Krzysztof z Olszowej, a prócz 
tego Antoni i Wojciech, osiedli w Królestwie. 
Stanisław Bogusz z Siedlisk był patryarchą 
rodziny. Urodzony w Żelechowie nad Wisłą w r. 
1760, ukończył szkoły u Pijarów, poczem był 
sekretarzem przybocznym króla Stanisława Au- 
gusta, a nakoniec szambelanem dworu. Należał 
on do grona twórców kónstytueyi 3. maja, brał 
udział w powstaniu Kościuszki. Po upadku spra- 
wy, ożenił się z córką burgrabiego krakowskiego 
Apolonią Stojowską i osiadł w Siedliskach w Ga- 
licyi. Szanowany i kochany powszechnie, był ży- 
jącą kroniką ostatnich czasów, dom zaś jego był 
przykładem staropolskich cnót i życia. Biegły 
w językach i nauce prawa, nie przestawał i pod 
obcym rządem pracować dla dobra kraju. Dla 
poddanych był prawdziwym ojcem, a szeroko i 
daleko nie było tak zamożnych chłopów jak 
w jego dobrach. Boguszowie mieli pięciu synów: 
Feliksa, Stanisława, Wiktora, Henryka i Niko- 
dema, tudzież córkę, zamężną Gorayską *). Wszy- 
*) Opowiadanie powyższe opiera się głównie na pamiętniku 
pani Ludwiki z Boguszów (lorayskiej, matki p. Augusta Goray- 
skiego, marszałka powiatu Krośnieńskiego, tudzież na zapiskach 
Tessarczyka. 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
scy oni odziedziczyli cnoty swych ojców, żyli 
w patryarchalnej miłości i zgodzie, oddając się 
rolnictwu — jeden tylko Henryk poświęcił się 
karyerze urzędniczej, w rzeczypospolitej krakow- 
skiej. Feliks zmarł jeszcze przed r. 1846. 
W ręku Boguszów znajdowały się znaczne 
dobra jako to: Winnica, Bzędzianowice, Siedliska, 
Żarówka i Smarzowa, siedziba Szeli. Potwór ten, 
który miał już poprzednio kilka morderstw na 
sumieniu, znienawidził całą rodzinę Boguszów 
a przedewszystkiem Nikodema i Wiktoryna, któ- 
rzy stykali się z nim bliżej, administrując Sma- 
rzową. Zapisał im w duszy śmierć. 
W dniu 20. lutego w dworze w Siedliskach 
zasiedli przy stole, 87 letni Stanisław Bogusz, 
siostrzeniec jego Tytus, synowa p. Stanisławowa 
Boguszowa (z domu Marya Stojowska) z piętna- 
stoletnim synem Włodzimierzem, oczekując na 
przybycie Wiktora z Kamienicy i Stanisława 
z Rzędzianowic. Niestety! obaj oni nie mieli już 
przybyć. Wiktoryn Bogusz 
napadnięty 
w Kamienicy przez bandę chłopów został okru- 
tnie pokaleczony. Byłby może jednak przy po- 
mocy żyda karczmarza uniknął śmierci, gdyby 
nie Szela, który nadciągnął tu ze swą bandą. 
Ujrzawszy Wiktora leżącego w karczmie, rzekł 
szydersko: „Jeszcze to żyjesz, Wiktorku? zawsze 
mi groziłeś kryminałem, teraz ja ci pokażę, że 
ty zginiesz. Chłopcy! weźcie się do roboty!" 
Iirwawy 
Eok. 
87 
Wówczas chłopi rzucili się na nieszczęśliwego, 
który też skonał pod uderzeniami cepów i ko- 
łów. Razem z nim padł PieścińsKi, stary 
70 letni rezydent Boguszów Ignacy Zabierzów- 
ski i Adam Pohorecki, nauczyciel dzieci Fe- 
liksa, Oprócz nich ubito tam jeszcze pisarza go- 
rzelnianego Górskiego i jego 15-letniego 
brata, tudzież leśniczego Józefa Michalskiego, 
10 ludzi niewiadomego nazwiska. Taki sam los 
spotkał Stanisława Bogusza, którego na 
rozkaz Szeli pochwycono i zamordowano w dro- 
dze z Pilzna do Tarnowa. 
Teraz wyruszył Szela do Siedlisk, gdzie prócz 
Boguszów znajdowali się jeszcze A. Kalita, 
mandataryusz miejscowy, Jan 
Stradomski, 
rządca Siedliski, Antoni Terlecki, manda- 
taryusz z Rzędzianowic, Sobolewski,Kr u cz- 
kiewicz i Rozkoszny, oficyaliści, Wojciech 
Bieliński i Józef Klein, dzierżawcy. 
Szela postanowił, wytępić do szczętu całą ro- 
dzinę. Na czele 500 chłopów z obcych wsi ru- 
szył ku Siedliskom i właśnie w czasie obiadu 
napadł niespodzianie na dwór, obsadziwszy po- 
przednio wszystkie wyjścia Gdy dzika tłuszcza 
uzbrojona w kosy, widły, cepy i pałki wpadła 
na salę •—- 
Szela stanąwszy wśród oniemiałych 
ze strachu biesiadników krzyknął: „Wasza go- 
dzina już wybiła, panowie! Wszyscy śmierć po- 
niesiecie i przekonacie się, że wszelki opór jest 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
niepodobny, gdyż z tego domu żadna męzka nie 
wyjdzie dusza..." 
Jeszcze Szela nie skończył, gdy siepacze por- 
wali Kruczkiewicza, Sobolewskiego, Strzeleckiego 
i Stradomskiego, wywlekli na dziedziniec i bili 
cepami, dokąd nie wyzionęli ducha. Korzystając 
z zamieszania, Antoni Terlecki pochwycił sta- 
rego Bogusza i umknął z nim na poddasze, gdzie 
się skrył także Tytus Bogusz. Ale nie uszło to 
oczu oprawców. Wnet podążyli za nimi, zrzucili 
z poddasza na ziemię nieszczęśliwego starca, a gdy 
strzałami zabić go nie mogli, dobili pałkami i 
cepami. Taki sam los spotkał Tytusa, którego 
zrzucono z poddasza na podstawione widły, za- 
bito Polioreckiego, Zabierzewskiego, Brelińskiego, 
Kleina, Terleckiego, Kalitę i Rozkosznego. 
Czternastoletni Włodzimierz zdołał się ukryć 
w piwnicy, jednakże miejsce jego ukrycia zdra- 
dziła własna jego mamka i wydała na rzeż tego, 
którego własną karmiła piersią. Zabito go 
w oczach matki, rozpruwając brzuch... Bo nie- 
szczęśliwe kobiety, trzymane przez oprawców, 
musiały się przypatrywać tej strasznej tragedyi!... 
Równocześnie inna partya rzuciła się na dom 
zamordowanego mandataryusza, gdzie czworo 
dzieci — chłopców — leżało chorych na szkar- 
latynę. Dom zrabowano doszczętnie, a nieszczę- 
śliwe dzieci bezlitośnie wyrzucono z łóżeczek na 
śnieg. 
Iirwawy Eok. 
88 
— 
Psiętom ciarachów nic się nie stanie —- 
zawołał Szela do nieszczęśliwej matki wdowy. 
I rzeczywiście cudowi chyba zawdzięczyć 
należy i szczególnej łasce Opatrzności, że bie- 
dne sieroty nie pomarły. Dziś trzech z nich już 
nie żyje. Złożyli swe życie na ołtarzu sprawy 
narodowej. Pozostał tylko jeden, który o ile nam 
wiadomo, jest urzędnikiem w dobrach hr. Poto- 
ckiego. 
Ze Siedlisk ruszył Szela na czele swej bandy 
do Smarzowy, . gdzie mieszkał Nikodem Bo- 
gusz — sparaliżowany od lat czterech. I ten 
padł pod razami rozjuszonego chłopstwa, osie- 
rocając żonę i czworo drobnych dzieci. 
Małżonkom pomordowanych darowano życie; 
Apolonię Boguszową, wraz z synowemi Maryą 
Anną i Józefiną i czworgiem drobnych dzieci 
zabrał Szela do siebie i zmusił nieszczęśliwe ko- 
biety do ułożenia i napisania raportu o rzezi dla 
Breinla!... 
„Boguszów już nie ma — dyktował — 
wszystko spokojnie. Co dalej robić mamy?" Pi- 
sała to Apolonia Boguszową, pod grozą kijów! 
Z więźniami obchodził się Szela jak z nie- 
wolnikami, wszystkie ich majętności wziął pod 
swój zarząd, mówił, że najmłodszego syna swego 
ożeni z córką Nikodema Bogusza a majętności 
ich rozdzieli między swych krewnych. Zwłoki 
pomordowanych zakopano bez pogrzebu — jakże 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
zresztą mogli myśleć o oddaniu ostatniej chrze- 
ścijańskiej posługi zbrodniarze, kiedy proboszcza 
z Siedlisk ks. Jurczaka modlącego się przed 
Przenajświętszym sakramentem na sznurze wy- 
ciągnęli z Kościoła i obili. Na cmentarzu nawet 
kazał Szela obalić krzyże i nagrobki Boguszów, 
krzycząc głośno, że i w tem równość być musi. 
Porębanymi krzyżami palono w piecach! Bóg wie 
jak długo byłyby cierpiały biedne kobiety swą 
straszną niewolę, gdyby nie zacny major Rosner, 
który na proźbę Aleksandra Gorayskiego wysłał 
oddział żołnierzy z porucznikiem Offenheimerem 
na czele, by odebrał z rąk bandytów ostatnie 
szczątki rodziny Boguszów. Szela opierając się 
na tem, że Rosner stacyonowany w Jaśle nie 
ma prawa mięszać się do Tarnowa, stawił opór 
a nawet groził oficerowi, że go każe związać, 
bo on jest przebranym Polakiem. Lecz stanow- 
cze wystąpienie dzielnego oficera poskutkowało 
i Szela wydał wreszcie wdowy i sieroty. Nie 
tak łatwo poszło z odebraniem Szeli zagrabio- 
nych Boguszom dóbr. Dopiero interwencya 
Breinla poskutkowała. O tej interwencyi dowia- 
dujemy się z listu pisanego przez starostę do 
Langnera, „męża zaufania" w Pilznie: 
Czytamy tam: 
„Odnośnie etc. 
— 
wzywam Pana, abyś we 
wszelki możebny sposób był pomocny p. Bogusz 
w odzyskaniu skradzionych rzeczy... Szeli zaś 
Iirwawy 
Eok. 
91 
oświadcz Pan w mojem imieniu, że spodziewani 
sie tego po nim i oczekuje, że żadnego oporu 
stawiać nie bedzie etc. 
— 
Data, Tarnów 20. 
marca 1846." 
Wśród licznych zbrodni Szeli, to wymordo- 
wanie całego rodu jest najstraszniejszą zbrodnią — 
niestety jednak ani skarga p. Apolonii i Hen- 
ryka Boguszów, ani ponowne podanie do tronu 
Henryka Bogusza, nie odniosły skutku. Szela 
wyszedł obronną ręką i z orderem wyrobionym 
przez Metternicha. 
Z powodu tego orderu, znakomity Nestroy 
zaśpiewał raz następujący kuplet: 
„ Wollts ihr rauben, 
Wollts ihr morden, 
Gehts nach Galizien, 
JDa kriegts ihr a' Orden..." 
Wezwany przez policyę do wytłumaczenia 
się, oświadczył odważnie, że czuł się w prawie 
i obowiązku dać wyraz opinii całego poczciwego 
Wiednia, gdyż prasie tego uczynić nie wolno. 
Od tej chwili figurował Nestroy ośm dni na 
afiszu, jako „chory" 
— 
wiedziano jednak, że 
nie leżał w szpitalu, ale siedział w areszcie. 
Oprócz Boguszów z linii Stanisława zginęli 
jeszcze w czasie rzezi dwaj Boguszowie z bocz- 
nej linii a mianowicie Krzysztof i Ksa- 
wery z Olszowy. Tak więc ośmiu Boguszów 
padło ofiarą szalejącego chłopstwa a ostatni — 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
dziewiąty Henryk, autor podania do tronu, został 
później w tajemniczy sposób zamordowany. 
W sąsiedztwie Siedlisk zamordowano w Go- 
rzejowej staruszka Fleszyńskiego i ciężką 
cliorobą złożonego Feliksa G umiń skiego.. 
Razem tedy zginęło w parafii Siedliskiej 34 osób. 
2. Wymordowanie Łazowskich (i ośmiu osób). 
Pstrągowa, wieś obwodu tarnowskiego, była 
t. z. kollokacyą — było tu jedenaście dworów 
szlacheckich. W jednym z nich mieszkał podeszły 
w latach Erazm Antoni Łazowski, były ofi- 
cer polski z r. 1809. Miał on czterech synów: 
Aleksandra, Józefa i Henryka, którzy mieszkali 
przy nim, i Franciszka, który był w szkołach 
w Rzeszowie. Oprócz tego miał dwie córki. Był 
to człowiek dla ludu bardzo dobry i względny, 
pani Łazowska zaś słynęła w okolicy ze swej 
dobroczynności. Zagorzałego wroga mieli Łazow- 
scy w niejakim Strzemeskim, szlachcicu zagro- 
dowym, znanym pieniaczu. Gdy się rozeszła wieść 
o rabacyi, Łazowski ukrył żonę i córki we dwo- 
rze, sam zaś udał się wraz z synami do Rze- 
szowa, ażeby uniknąć losu, którego na pewno 
musiał oczekiwać. Starosta tamtejszy, pod któ- 
rego opiekę się udał, oświadczył jednak stanow- 
czo, że nie może mu dać schronienia i dodał 
ironicznie: 
„Szlachta powinna teraz siedzieć w domu, 
pilnować ogniska rodzinnego i starać się zapo- 
biedz nieszczęściu..." 
Iirwawy Eok. 
92 
Pomimo zakazu starosty zdołał się Łazowski 
schronić w domu pani Misingiewiczowej, u któ- 
rej syn jego Franciszek stał na stancyi. Policya 
wytropiła go jednak, a starosta kazał go wy- 
prowadzić z miasta, oddając w ten sposób na 
pewną rzeź. 
Pojechał tedy nieszczęśliwy starzec, a nie 
wiedząc, co się dzieje w domu, stanął w czystem 
polu o pół mili od Pstrągowej i wysłał synów 
Aleksandra i Józefa na zwiady. 
Tymczasem ów Strzemeski w porozumieniu 
ze Stachem Szelą, zebrawszy bandę chłopów 
przeważnie okolicznych, rzucił się na dwór i zra- 
bował go doszczętnie, tak że nawet kobiety, 
których schronienie wydała służąca, odarli do 
koszuli. Aleksander i Józef odkryci, zaciągnięci 
zostali na podwórze i zamordowani w oczach 
matki i sióstr, taki sam los spotkał Henryka, 
który z kolei poszedł na zwiady. Wybito mu 
najpierw pałkairi zęby, a potem zamordowano piłą. 
Biedny starzec, nie widząc wracających sy- 
nów, przeczuwając katastrofę, sam poszedł ku 
wsi i a tu na przeciw niego wybiegła czerń i po- 
chwyciła za nogi, wlokąc go do dworu. 
Tu ujrzał trupy synów, a przeczuwając, że 
go nie oszczędzą, prosił, aby mu sprowadzono 
księdza. Przyprowadzono ks. Modłę, którego pa- 
miętnik nazywa „kłótliwym sąsiadem"; ten opa- 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
trzył go coprędzej na ostatnią drogę y:nial na- 
stępnie powiedzieć do chłopów: 
„Teraz go sobie weźcie". 
Czy słowa te podyktowała obawa, czy bez- 
mierna cliyba nienawiść do Łazowskiego — o 
tem jeden Bóg może sądzić. W każdym razie 
zachowanie się owego księdza fatalnie odbija od 
szlachetnego i pełnego poświęcenia zachowania 
się duchowieństwa. 
Odarto teraz Łazowskiego z ubrania i 
w samej tylko koszuli, zaciągnięto za uszy do 
żony i córek, ażeby się z nimi pożegnał. Mężnie 
zniósł i ten ostatni cios, a odwracając się do 
morderców rzekł, uciekając się do podstępu: 
— 
Wiecie, że jestem oficerem cesarskim 
(był polskim)! wolno mnie tylko zastrzelić, gdy- 
byście odważyli się ubić mię pałkami, odpowiecie 
srogo przed cesarzem. 
Po krótkiej naradzie chłopi zgodzili się i 
Strzemeski wystąpił ze strzelbą. Starzec ukląkł 
przed oknami swego domu i zawołał: „Zaklinam 
cię, Strzemeski, mierz dobrze!" Obnażył koszulę 
i zawołał jeszcze: „Boże, przebacz mej grzesznej 
duszy i mym mordercom!" Padł strzał — i Ła- 
zowski zginął na miejscu. Ale czerń nie była 
jeszcze zadowoloną. Strzemeski wołał: „Jeszcze 
żyje jeden Łazowski Franuś, chodzi do szkół 
w Rzeszowie. I tego trzeba sprawić"... 
Jakoż 
wysłano furę do Rzeszowa, z wezwaniem niby 
Iirwawy 
Eok. 
94 
od rodziców, ażeby Franuś przybywał. Szczęściem 
jednak p. Kisingiewiczowa nie zaufała chłopu 
i tylko w ten sposób ocaliła ostatniego syna od 
zagłady. Oprócz niego pozostały dwie siostry 
Walerya i Paulina. 
Ciała pomordowanych Łazowskich ułożono- 
na wozie w ten sposób, że synowie leżeli na 
deskach a trupa ojca posadzono na ciałach dzieci 
i włożono mu fajkę w usta! Oprócz nich padli 
ofiarą rozbestwionego tłumu Kazimierz Józef 
Bełdowski, Paweł Iskrewicz, Ignacy We- 
wiórowski; Feliks Stetkiewicz, JózefKo- 
szewski, Teofil Tymowski, Józef Hoszow- 
ski i właściciel Zawadki Litwiński. 
3. Wymordowanie Wolskich, Żurowskich, 
Morskich, JBobrownickiego, hr. Dominika Reya, 
ks. Gałeckiego, Seweryna Stadnickiego i wielu 
innych. 
Wypadki, które zamierzamy opisać, rozegrały 
się w okolicy Głowaczowej, Dobrkowa, Latoszyna 
i Brzezin. 
W Głowaczowej, w powiecie tarnowskim, mie- 
szkali pp. Onufrowie Wolscy, którzy w okolicy 
cieszyli się sympatyą i życzliwością, ale we wsi 
mieli nie mało wrogów, podburzonych już prze- 
ciwko nim. W tejto wsi, dzięki agitacyi osła- 
wionego komisarza akcyzowego Wolframa i Lan- 
gera z Pilzna, rozpoczęły się pierwsze rozruchy. 
Stanowi to dowód, że nie dopiero wypadki pod 
'96 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
Lisią górą wywołały rzeź, ale że ona była na- 
znaczoną na 18. Na dwór Wolskich napadła 
bowiem zgraja o godz. 7. wieczorem w dniu 
18. lutego. W gościnie u Wolskich bawili wów- 
czas państwo Żurowscy i młody 12 letni uczeń 
gimnazyalny Stefan Pieniążek. Gdy napastnicy rzu- 
cili się na dwór, Wolski bronił się dzielnie: żona 
nabijała mu broń i podawała, a czynił z niej 
tak dzielny użytek, że zabiwszy i zraniwszy 
kilku rabusiów, zmusił ich po czterogodzinnej walce 
do ustąpienia. Ale Wolski widział, że zguba jest 
nieuchronną, ukrywszy drobne dzieci, których 
zabierać było niepodobna, poleciwszy je Bogu, 
zabrał trochę pieniędzy w gotówce i 7—8000 
papierami i wraz z żoną i gośćmi wybrał się 
pieszo w drogę. Noc była burzliwa, mróz przej- 
mujący. Pani Wolska osłabła wkrótce i mimo 
pomocy męża nie mogła iść dalej. Wówczas mąż 
ukrył ją w kląbie drzew, a sam z rozpaczą 
pospieszył dalej, w nadziei dostania jakiej pod- 
wody. Tymczasem omdlałą Wolską znalazła 
zgraja morderców; ocucono ją umyślnie, odebrano 
pieniądze i kosztowności, zdarto z niej suknię 
i obnażoną, powrozami skrępowaną, rzucono o zie- 
mię, pastwiąc się nad nią bez miłosierdzia. Do- 
póty kłuto jej ciało widłami i osękami, obcięto 
piersi, aż nieszczęśliwa wyzionęła ducha. Bazem 
z nią zamordowano lokaja Wolskich Ignacego, 
Krwawy Kok. 
97 
Żurowskich zaś odkryto i zamordowano na leśni- 
czówce, gdzie szukali schronienia. 
Nie uniknął też swego przeznaczenia Onufry 
Wolski. Pod lasem, koło kuźni stojącej przy drodze 
tarnowsko-pilzneńskiej, pochwycili go złoczyńcy, 
i w najokropniejszy sposób zamordowali. Stefan 
Pieniążek, pokaleczony kosą, omdlał i temu tylko 
zawdzięcza życie. Obecnie służy przy artyleryi 
i jest pułkownikiem — o ile nam się zdaje, 
w Pradze. Długie lata był w garnizonie lwow- 
skim. 
Z Głowaczowy pociągnęła tłuszcza do Dobr- 
kowa, własności Bobrownickiego. W historyi ro- 
dziny Bobrownickich i Morskich rok 1846 rów- 
nież bardzo krwawo się zapisał, o czem świadczy 
skarga wniesiona przez Maryę Bobrownicką do 
Stadiona. W Dobrkowie mieszkał p. Józef Bo- 
brownicki, wraz z żoną Maryą z Morskich 
i matką żony Pelagią z Bobrownickich Morską. 
W dniu 20. lutego banda chłopów z Parkosza 
pod dowództwem Józefa Książka, urlopnika, na- 
padła dwór, i zamordowawszy pisarza Kul- 
czyckiego i oficyalistę Adolfa W i n o g r o d z- 
kiego, rzuciła się na Bobrownickiego, 
którego cepami ubito na podwórzu w oczach 
żony. Matka pani B. uciekła w pole i tu znale- 
ziono ją nazajutrz uduszoną. Po zrabowaniu 
dworu rzucili się chłopi na plebanię, gdzie za- 
mordowali panią S t awi ck ą, krewną proboszcza. 
7 
98 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
Wikary uciekł do Pilzna, dowiedziawszy się o 
tem część chłopów rzuciła się za nim a dognaw- 
szy, zamordowali go w okrutny sposób. Nazywał 
się on ks. Gałecki. Razem z nim zamordo- 
wano synowca proboszcza Antoniego Piasec- 
kiego i Seweryna Stadnickiego. Nieba- 
wem otrzymała pani Bobrownicka nową przera- 
żającą wiadomość o zamordowaniu swych braci 
Aleksego Morskiego w Latoszynie i Stani- 
sława w Brzezinie. Obu morderstw dokonała 
banda Szeli pod dowództwem ojca i syna. Ra- 
zem ze Stanisławem Morskim padli pod razami 
chłopstwa Ambroży Stron czak, dzierżawca, 
Maciej Łobaszewski, ekonom, Ludwik Nide- 
cki, dzierżawca, Ksawery i Aleksander Sto- 
jowscy, obywatele, Feliks Tabaczyński, 
dzierżawca Jaszczurowy, i Alojzy Rucki. Ten 
ostatni był to ociemniały starzec; słysząc ruch 
niezwykły obok siebie, rozumiał, że to powstańcy, 
Opowiedział: „Och! gdybym miał wzrok, poszedł- 
bym z wami"! Zginął zabity polanem. 
W związku z morderstwem w Latoszynie 
była śmierć hr. Dominika Reya, właściciela 
Przyborowa. Na wieść o rozruchach chłopskich 
wybrał się z żoną z domu Ankwiczówną i dzieć- 
mi do Dembicy, by tu znaleźć schronienie. To- 
warzyszył mujego rządca Józef Ziątkowski, 
ulubieniec hrabiego i jego nieodstępny towarzysz, 
tudzież francuz, guwerner. 
Krwawy Bok. 
99 
Konie biegły szybko, aż w Latoszynie, wła- 
sności p. Morskiego, gromada chłopów rzuciła 
się na podróżnych. Jednakże hrabia Rey i Ziąt- 
kowski stawili im dzielny opór i powaliwszy 
kilku rabusiów, zdołali wraz z hrabiną umknąć. 
Natomiast dzieci hrabstwa dostały się w ręce 
czerni a francuz guwerner został zabity. Hrabia 
uciekł z żoną do Dembicy i tu chciał, przecze- 
kać, a względnie próbować, czyby za pośredni- 
ctwem urzędników nie można dzieci wykupić. 
Tymczasem w Latoszynie chłopi, zamordowawszy 
Morskiego i zniszczywszy doszczętnie dwór, rzu- 
cili się w pogoń za Reyem. Znalazłszy go koło 
poczty, wywlekli z powozów —• poczęli mordo- 
wać w oczach żony, która z bolu i przerażenia 
omdlała. Kiedy już hrabia Rey nie dawał znaku 
życia, mieszczanie litując się nad nim, zanieśli go 
do komisaryatn. Żonę jego ukryto w hotelu Ra- 
deckiego. Tymczasem Rey żył jeszcze, przywo- 
łano więc spiesznie doktora Grossera, który 
istotnie przywrócił go do życia. Wiadomość tę 
zakomunikował Langer lub komisarz Wolfram 
chłopom. Natychmiast rzuciła się rozjadła tłu- 
szcza do pokoju nieszczęśliwej ofiary i wobec 
dwóch urzędników i dwóch landsdragonów, 
przypatrujących 
się temu obojętnie, ponownie 
mordować poczęła. Jeden z morderców przebił 
pierś widłami, drugi, snać litościwszy, wystrzałem 
z pistoletu skrócił jego męki. 
,7* 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Ziątkowski uciekł do Przyborowa i tu się 
ukrył; zdradzony przez służącą, zabity został ki- 
lofem. Hrabia Eey pozostawił dwóch synów, 
którzy ocaleli, Mieczysława, właściciela Przecła- 
wia, klucza mikulinickiego i wyżnickiego, tudzież 
Stanisława i córkę Helenę wydaną za hr. Mar- 
cina Kęszyckiego. 
4. Zamordowanie Karola Kotarskiego i 26 
osib. 
Niewdzięczność chłopska, brak wszelkiego 
poczucia ludzkiego, w żadnym może wypadku 
nie wystąpiły tak dobitnie, jak przy zamordo- 
waniu Karola Kotarskiego, .właściciela dóbr 
Oleśna w cyrkule tarnowskim. Był to jeden 
z najgodniejszych obywateli, dobry, a przytem 
szlachetny i iriłosierny bez granic. Dla swych 
poddanych nie panem był, ale ojcem prawdzi- 
wym i niczem się tak nie zajmował, jak sprawą 
poprawy ich losu. W trzech ostatnich latach, 
gdy głód panował i ludność rozmaitemi klęskami 
dotkniętą została, rozdał przeszło 60.000 złr. 
bezprocentowych pożyczek i zapomóg pomiędzy 
włościan. Pani Kotarska przedstawiała typ pol- 
skiej matrony; jej dwór, kasa, apteka, a prze- 
dewszystkiem jej serce było otwarte dla ka- 
żdego z poddanych: sieroty miały w niej gorącą 
i najzacniejszą opiekunkę. W okolicy zwano 
Kotarskiego powszechnie „królem chłopków" i 
Iirwawy 
Eok. 
100 
wierzono w jego stanowczy i przemożny wpływ 
na włościan. 
To czyniło go podejrzanym w oczach Breinla, 
który też upatrzył go sobie na jedną z pierw- 
szych ofiar. 
Gdy w owych pamiętnych dniach doniesiono 
Kotarskiemu, że jego okoliczni chłopi zbierają 
się we wsi Ćwikowie, ażeby wystąpić przeciw 
szlachcie, która „chce wyrżnąć lud i palić 
sioła", 
ufny w swój wpływ wybrał się natych- 
miast z mandataryuszem Grzywińskim i ple- 
banem z Bolesławia ks. Wit s kim, ażeby obała- 
muconych chłopów uspokoić. To mu się wpra- 
wdzie nie udało — ale znalazł się denuncyant, 
który w czasie jego pertraktacyi z chłopami po- 
leciał konno do Breinla i doniósł, że Kotarski 
w kilka tysięcy chłopów ciągnie na Tarnów. 
Breinl nie uwierzył w to wprawdzie, ale znalazł 
korzystną sposobność do załatwienia się z Ko- 
tarskim. Posłał też natychmiast 20 kilku ajen- 
tów do Łukowa i Odporynowa, ażeby podburzyć 
chłopów przeciw Kotarskiemu. Plan się udał. 
W dniu 20. lutego, o godzinie dziesiątej rano 
napadła czerń na dwór Kotarskiego pod pozo- 
rem, że jako powstańca mają go odwieźć do 
Tarnowa. Kotarski nie stawił oporu, pociągnięto 
go więc ku karczmie w Oleśnie, gdzie miała się 
odbyć ostateczna narada. Pleban miejscowy Ka- 
znowski, widząc co się dzieje, wyszedł z kościoła 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
z przenajświętszym sakramentem, ażeby Ind 
uspokoić. Tymczasem chłopi zaczęli wołać: „Nie 
potrzebujemy Pana Boga — bo teraz wojna!", 
a gdy ksiądz zaczął ich upominać, wyrwali mu 
kielich z ręki i poczęli bić straszliwie. W tem 
ktoś zawołał z tłumu: „Zabijcie Kotarskiego i 
trupa zawieźcie clo Tarnowa, tam wam wy- 
płacą 100 fl." 
Było to hasłem morderstwa. 
Czerń rzuciła się na swego dobrodzieja i na 
mandataryusza Grzywińskiego i poczęła ich 
mordować. Grzywińskiemu wyłupiono oczy i 
powyrywano zęby, Kotarskiego rozcięto piłą! Po 
dokonaniu tego morderstwa, które wściekłość 
chłopstwa do najwyższego podniosło stopnia, roz- 
dzieliła się tłuszcza: jedna część uderzyła na 
plebanię, a druga na dworskie zabudowania, 
gdzie wymordowano 26 osób oficyalistów i są- 
siadów Kotarskiego, pomiędzy tymi: Kazimierza 
Nowińskiego, ekonoma Rymanowicza, Se- 
rafińskiego, gorzelnika, Kopera Franciszka, 
stangreta, Żelazowskiego, ekonoma, St. Ora- 
czewskiego, Kunaszewskiego, Kosakie- 
wicza, Tomaszewskiego, Czyżewskiego 
Dwór zrabowano doszczętnie i z taką zaciekło- 
ścią, że nawet drzew w ogrodzie nie oszczę- 
dzono. 
„I taki to los — pisze pani Kotarska 
w swej skardze do tronu wniesionej w marcu 
1846 — spotkał dziedzica i obywatela Stanów, 
Iirwawy 
Eok. 
102 
a to w XIX. wieku, w państwie systematycznie 
urządzonem, wśród zupełnego spokoju, wśród 
własnych poddanych i na własnym gruncie, a to 
z ręki tych, którym z poświęceniem własnego 
majątku, podawał rękę pomocy w nędzy i po- 
trzebie , którym nigdy nie dał przyczyny do 
skargi... 
„Został osądzonym, nie będąc przesłucha- 
nym, a ukarany — nie będąc osądzonym. Któż 
pełnił urząd sędziego? Oto włościanin — przez 
długi czas jątrzony fałszywemi pogłoskami i ułu- 
dnemi przedstawieniami... 
„Kto nadał włościaninowi prawo sędziego ? 
Czy rozkaz urzędu cyrkularnego? O potężny 
Stwórco, jakżeby głęboko ludzkość upadła, gdyby 
wydano rozkaz podobny! Jeclnah jest niepojetą 
rzeczą, ze mordercy pokaleczone 
ziuloki nie- 
winnych ofiar, z najwiekszem przed karą bez- 
pieczeństwem 
sami przywozili clo miasta cyr- 
kularnego, a dających jeszcze niejakie 
znaki 
życia w obecności iclaclz cywilnych i wojsko- 
wych dobijali." 
W dalszym ciągu swej prośby o ukaranie 
morderców, podaje p. Kotarska fakty nastę- 
pujące: 
a) Jeszcze przed nieszczęsnymi wypadkami 
lutego, służący żyda Lukseuberga perswadował 
mieszczaninowi Tomaszewskiemu, żeby się nie 
bał rewolucyi, gdyż Luksenberg temu zapobiegł. 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Oddawna bowiem rozesłał listy do kahalów, 
aby żydzi ostrzegli chłopów, że ich szlachta 
chce wymordować. 
b) W dniu 19. lutego, gdy już zwożono po- 
mordowanych do Tarnowa, żydzi mówili chło- 
pom: Będzie dobrze, ale trzeba jeszcze 
zabić 
Kotarskiego, Górskiego i Prospera 
Konopkę. 
c) Rękawicznik z Tarnowa Hossakowski 
może stwierdzić przysięgą, iż dnia 19. lutego 
słyszał od Lnksenberga,' że na głowę Karola 
Kotarskiegj nałożono cenę w kwocie 1000 złr. 
d) Sołtys z Ćwikowa zeznał, że ludzi ćwi- 
kowskich jakiś oficer w Tarnowie namawiał, 
aby Kotarskiego zabili. 
e) Tomasz Nidecki i Ostrowski zeznają, jak 
chłopi po Tarnowie chodząc, mówili: „spieszmy 
się, bo za Kotarskiego dostaniemy 1000 złr." 
Pierwsze podanie nieszczęśliwej wdowy miało 
ten skutek, że istotnie wytoczono proces — 
ale nie przeciw mordercom, tylko przeciw nie- 
boszczykowi, któremu po śmierci udowodniono, 
że był niebezpiecznym rewolucyonistą. Dowie- 
działa się o tem p. Kotarska, wniosła więc 
drugą skargę do tronu w grudniu 1846 r., 
w której tak pisze: „Sąd nic nie przedsięwziął 
przeciw zbrodniarzom; mordercy i rabusie tak 
tu, jak po całym kraju chodzą bezkarnie, zatrzy- 
mują dotąd zrabowane przedmioty, a nawet od- 
ważają się grozić, że i całą rodzinę wytępią". 
Iirwawy Eok. 
105 
Dalej wykazuje p. Kotarska krzywdy majątkowe, 
jakie się dzieją z wiedzą sądu, zaprzecza, jakoby 
Kotarski należał do spisku i grał w nim głó- 
wną rolę. 
„Lecz umarły bronić się nie może, łatwo 
jest przeto spotwarzyć go, jeżeli ścisłe śledztwo 
dochodzić nie będzie początku oskarżenia i rze- 
telności pism owych. O rozpoczęcie śledztwa 
tego błaga najuniżeniej podpisana, gdyż jest 
jej świętym obowiązkiem stanąć w obronie za- 
mordowanego, który zarówno w grobie jest bez 
plamy, jak bez plamy był w życiu, powszechnie 
kochany i szanowany". 
Kończy zaś swe podanie wdowa w sposób 
następujący: 
„Wasza cesarska i królewska Mość jesteś 
najwyższym namiestnikiem sprawiedliwości Boga 
na ziemi. Niech więc i w tym razie sprawiedli- 
wość podpisanej wymierzoną zostanie, tak co do 
oczyszczenia pamięci Karola Kotarskiego, jak co 
do pociągnięcia do kary zbrodniarzy, tudzież 
wynagrodzenia szkód zrządzonych". 
Równocześnie z zamordowaniem Kotarskiego 
zrabowano sąsiednią wieś Mędrychowce, własność 
lir. Arturowej Potockiej z Branickich, której syn 
p. Adam Potocki przed rokiem ofiarował 20.000 
złr. na powodzian. Jeszcze dzień przed napadem 
—- 
w piątek, rozdawano, jak zwykle chłopom 
uboższym zboże z dworskich zapasów. W so- 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
botę czerń wpadła do wsi, zamordowała p. Sro- 
czyńskiego i jego syna Michała, a pokaleczywszy 
srodze Ignacego Smolińskiego, kasyera Steinera, 
oficyalistę Grunwalda, leśniczego i strażnika 
Zarębskiego, powlokła zabitych i rannych do 
Tarnowa. 
Obok Dąbrowy spotkali szwoleżerów pod 
osławionym Ludwigiem. Smoliński prosił o po- 
moc, a ów waleczny rycerz, którego pod Kra- 
kowem „koń uniósł z pola bitwy", krzyknął: 
„Hauts die verfluchten Hunde! Bijte je!" 
Chłopi rzucili się do bicia. Steinerowi złamano 
nogę a chcąc dostać sygnet, odcięto palec, do- 
mordowano Stanisława Hickla, Józefa Ocho- 
ckiego i Jędrzejowskiego, a Smoliń- 
skiego tak okropnie zbito, że w Tarnowie wśród 
najsroższych mąk życia dokonał. Żona Smoliń- 
skiego, Honorata,, z rozpaczy umarła w cztery 
miesiące później. 
5. Zamordowanie Przetockich i jedenastu 
osób. 
Do rodzin ciężko dotkniętych wypadkami r. 
1846 należy rodzina Przetockich osiadła w Ko- 
walowy, obok Ryglic. Z rodziny tej zginęli: 
Henryk lat 37, Julian lat 28 i Kryspin 
lat 23. Oprócz nich zginęli: Bonawentura Ja- 
strzębski, właściciel Uniszowy, Piotr Mali- 
nowski, ekonom, Ludwik Stanczykiewicz, 
ekonom. Antoni Mus sil. szewc.. Antoni Oświe- 
Iirwawy 
Eok. 
106 
cimski, szewc, Jan Szymański, krawiec, Jan 
Sozański, ekonom, Jakób Walczyk, woźnica, 
Stanisław Zięba, Ludwik Konarski, kucharz, 
Jan Oczkowski, ekonom. Razem 14, osób. 
6. Rzeź w Laczkach i okolicy. 
W dniu 21. lutego odbywał się w Łączkach 
pogrzeb dziedzica Szymona Brzeskiego. Chwilę 
tę wyzyskali chłopi, ażeby rzucić się na po- 
wracających z cmentarza i wymordować bez- 
karnie. Tak padli tutaj ks. Trutty, wikary 
z Wadowic, Fu cli s, dzierżawca Wadowic, Mi- 
chał Psarski, dzierżawca Dulesy, Matuszew- 
ski, leśniczy, ekonom Strzempka i pięć osób 
ze służby. Następnie banda ta ruszyła na Nie- 
dźwiadę i Broniszowę, gdzie w okrutny spo- 
sób zamordowano 70-letniego Gruszczyń- 
skiego. Ofiarą chłopów padli też dzierżawca 
Niedźwiady Franciszek Baranowski wraz ze 
synem, dzierżawca Broniszowa Olszewski, 
dzierżawca Łączek, węgier Ih ar, ekonom R a ch- 
lewicz i ekonom Gere. Żonę Ihara za- 
przągnięto obok koni do wozu i kazano jej cią- 
gnąć zwłoki męża; gdy zmęczona upadła na 
ziemię, bito ją cepami, dokąd nie skonała ! 
7. Pleśna i Lichwin. 
Właścicielem Pleśny był p. Józef E i s e li- 
ft a c h, pomimo niemieckiego nazwiska gorący 
patryota, żołnierz z 31. roku. Miał on sobie po- 
wierzone dowództwo nad oddziałem konnicy, 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
która wspólnie z piechotą Czechowskiego na 
Tarnów uderzyć miała. Z nim razem był i jego 
syn, który w charakterze' adjutanta wyruszył 
z ojcem pod Tarnów. Skutkiem niestawienia się 
innych oddziałów, cofnął się Eisenbach z synem 
i czternastu spiskowymi do Pleśny. Tu napadła 
ich czerń chłopska i wszyscy wymordowani zo- 
stali w okrutny sposób. Takiż sam los spotkał 
miejscowego proboszcza ks. Wojciecha Ciecz- 
kiewicza, który próbując ucieczki rzucił się 
do rzeki Biały, ale schwytany położony został 
na wóz i zamłocony cepami. Księdza Cieczkie- 
wicza zamordował chłop nazwiskiem Iwoniec- 
Socha; po niejakim czasie dręczony wyrzutami 
sumienia, obwiesił się na dębie pochylonym nad 
głębiną rzeki Biały. Ponieważ nikt nie chciał 
zdjąć trupa, rząd, by usunąć świadectwo budzą- 
cego się sumienia ludu, kazał wyciąć dęba wraz 
z trupem. Wymordowawszy tak siedmnaście osób 
w Pleśnie, pociągnął tłum ku Lichwinowi, gdzie 
inna partya wymordowała już ośm osób, a Aleksan- 
dra Chrząstowskiego, właściciela Szczepa- 
nowie i Lubczy, dzierżawcę Lichwina, Kazimierza 
Górskiego i Felicyana 
Szybalskiego 
kończyła właśnie mordować. Dwaj pierwsi zgi- 
nęli pod uderzeniami cepów — ostatni uratował 
się tylko dla tego, że chłopi uważając go za 
trupa, rzucili na wóz i odstawili do Tarnowa. 
Tu ocalił go jakiś kapelan wojskowy. 
Iirwawy Eok. 
109 
8. Inne ofiary w cyrkule 
tarnowskim. 
Przedstawiwszy tak najkrwawsze sceny stra- 
sznej tragedyi, uzupełnimy je wyliczeniem zra- 
bowanych dworów i reszty ofiar rzezi, znanych 
z nazwiska. Ofiarą zaburzeń padły dwory: 
1) Bistuszowa, 
2) Bolesław (zamordowano tu 
Michała i Ferdynanda Sroczyńskich i nau- 
czyciela dzieci Madeyskie go), 3) Breń (za- 
mordowano Prospera br. K o n o p k ę), 4) Bro- 
niszowa, 5) Brzeziny, 6) Burzyn (zamordowano 
Aleksandra Różyckiego, majora wojsk pol- 
skich z r. 1831, tegoż syna Romana, nauczy- 
ciela Romana, Marcelego Skałkowskiego, 
ojca dr. Tadeusza Skałkowskiego posła sejmowego, 
i dwóch oficyalistów), 7) Chojnik (zamordo- 
wano Aleksandra Dembińskiego, żołnierza 
z 31. roku, którego nadziano na żelazne widły i 
podrzucano w górę, Eliasza Dembińskiego, 
dzierżawcę Chojnika, Ignacego Dzwonkow- 
skiego i Antoniego Tetmajera), 8) Dąbro- 
wa (zamordowany Górski z Partynia i leśni- 
czy Psarski), 9) Dobrków, 10) Glinki, 11) 
Głobikowa (tu zamordowano Konstantego Sło- 
t w i ń s k i e g o, właściciela wsi, żołnierza armii 
Napoleońskiej, kustosza biblioteki Ossolińskich 
i więźnia stanu, z powodu udziału w wyprawie 
Zaliwskiego. Siedział dwa lata w więzieniu śled- 
czem a od r. 1837--1843 w Kufszteinie. Był 
to prawdziwy ojciec ludu: zginął modląc się 
108 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
przed obrazem Ukrzyżowanego), 12) Głowaczo- 
wa, 13) Gorzejowa, 14) Gromnik, 15) Gruszów 
(syn właściciela p. Kazimierza Bzowskiego 
widząc zbliżającą się czerń wystrzałem z pi- 
stoletu odebrał 
sobie życie), 16) Gumni- 
ska (w pobliżu Gumniska, Parkosza i Wolicy 
zamordowano dzierżawcę Jerzego Nowaka, 
ekonoma tegoż, Tadeusza Marynowskiego, 
właściciela Gumnisk, tegoż leśniczego i pisarza 
Szymona Szumańskiego), 17) Jaszczurowa, 
18) Jaworze, 19) Joniny, 20) Kamienica dolna, 
21) Karwodża (zamordowano właściciela Flo- 
ryana N iem y s kieg o, koniuszego Gauliera, 
i pięciu oficyalistów), 22) Kowalowa, 
Ko- 
paliny, 24) Latoszyn, 
25) Łączki, 26) Łęki 
dolne (zamordowany rządca dóbr Piotr 01- 
szewski), 27) Lichwin, 28) Lisia góra, 29) 
Łopuchowa, 
30) Lubcza, 31) Luszowice (za- 
mordowano Baranowskiego, Górskiego, 
Eamuita, starca Antoniego Leśniowskie- 
go pobito tak, że wkrótce umarł, a Ludwik 
Hubicki okaleczał), 32) Mokrzec, 33) Mędry- 
chowbe, 34) Nieciecza (zamordowany dzierżawca 
Dulęba), 35) Niedźwiada, 
36) Niziny (za- 
mordowani Julian Strecz, rządca, Bindychowski 
Tomasz, ekonom, Żabicki Jan, Sztoga Błażej), 
37) Nockowa, 38) Olesno, 39) Ostrówek, 40) Pa- 
dew (zamordowano panią Małecką, mandataryu- 
szów Krupickiego i Wincentego Ostrów- 
Iirwawy Eok. 
110 
skiego, tudzież 4 ludzi ze służby), 41) Parkosz 
(zamordowany Marceli Szybalski, dzierżawca 
Podgrodzia), 42) Partyń, 43) Paszczyzna, 44) 
Pilzno, 45) Pleśna, 46) Podgrodzie, 47) Prze- 
cław, 48) Przyborowo, 49) Przybysz (zamordo- 
wany właściciel Teodor Broniewski i ośmiu ofi- 
cyalistów), 50—54) pięć dworów w Pstrągowej, 
55) Ryglice, 56) Sepnica, 57) Siedliska, 
58) 
Siemiechów (zamordowani: Władysław F o x, były 
oficer wojsk polskich, dzierżawca Borowy, man- 
dataryusz Karol Jaworski, aktuaryusze Miklu- 
siński Adam, Talarek Józef i Teleżyński Antoni, 
ekonom Nalepa Piotr), 59) Sieradza (właściciel 
dóbr Bronisław Star.zeński, widząc nadcią- 
gającą hordę zastrzelił się w oczach matki), 60) 
Slupie, 
61) Smarzowa, 
62) Straszęcin, 
63) 
Strzegocice (zamordowano Erazma Tomczyń- 
skiego mandataryusza i ekonoma Józefa Wala), 
64) Szczepanowice , 65) Tuszów (Krupiński 
mandataryusz), 66) Trzciana, 
67) Uniszowa, 
68—70) Wadowice (zamordowano tu dzierża- 
wcę Hipolita Aczkiewicza i ojca jego żony 
Jędrzeja Terleckiego, trzech Fuch sów, 
ojca, syna i stryja, Świderskich męża i żonę 
tudzież Władysława Komorowskiego), 71) 
Wampierzów., 
72) Wielopole skrzyńskie (zamor- 
dowani: Piotr Misky ekonom, Marceli Hoszowski, 
mandataryusz, Michał Sitkiewicz, pisarz gorzel- 
niany, Stanisław i Kasper Litwińscy, właści- 
H2 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
ciele Zawadki, Stefan Nawdziński, Antoni 
Kanarski), 73) Wiewiórka, 
74) Wiercalny, 
75) Wiśniowa, 76) Wola szczucińska, 77) Wola 
rogowska, 78) Wola Zurakowska, 
79) Wolioa, 
80) Wołkowa, 81) Zawadka, 
82) Zaduszniki 
(tu padli Małeccy Feliksowie, mąż i' żona, 
Góral Wincenty i Mikiera Szymon), 83) Zgórsko 
(zamordowani: ordynat Broniewski Teodor i 
dwaj jego bracia Józef i Leon). 
Oto rezultat rzezi w tarnowskiem — rezul- 
tat nie kompletny. Raport bowiem Zaleskiego 
mówi o 150 zrabowanych dworach. Wśród tych 
przerażających obrazów jasno odbija zachowanie 
się mieszczan Baranowa, Ozudca i Kolbuszowy, 
którzy bandy chłopskie mężnie odparli. 
B) Cyrkuł bocheński. 
Jakkolwiek rabacya najsilniej szalała w tar- 
nowskim cyrkule, to jednak i w innych powia- 
tach nie brakło licznych morderstw. Im bliżej 
leżały okolice koło centrum morderczej bandy, 
tem silniej wściekłość chłopstwa występowała. 
Godnego współzawodnika w mordowaniu szla- 
chty, znalazł Breinl w bocheńskim staroście Bern- 
dzie. Nie był on może tak znakomitym organi- 
zatorem jak Breinl, nie miał takiego dzielnego 
wykonawcy jak Szela, ale wcale nie brakło mu 
dobrych chęci wyrżnięcia szlachty, a w kilku 
swych urzędnikach znalazł ku teinu bardzo do- 
Krwawy Eok. 
113 
bry materyał. Szelą bocheńskim był włościanin 
K o s y g a, urlopnik pułku Kaudelka, a z urzędni- 
ków najczynniejszymi byli kancelista Hoschar, 
Wojakowski, konęepts-praktykant- Yitzthum i ko- 
misarz Proksch. 
Tu również rząd jak najdokładniej powia- 
domiony był o planie powstania i o nazwiskach 
spiskowych To też już w dniu 16. lutego are- 
sztowano wyznaczonego na dowódcę związko- 
wych p. Antoniego Lewickiego wraz z wieloma 
winnymi i niewinnymi. Ale celem rządu było 
nie złamanie powstania, tylko wyrżnięcia szlachty 
i dlatego bynajmniej nie przeszkadzano włościa- 
nom w ich dziele, ale jak świadczą zeznania 
osób wiarygodnych, i tu płacono za „trupa". To 
też chłopi i w tym powiecie pochwytali i pora- 
nili więcej lub mniej ciężko 366 osób, które do- 
stawiono do cyrkułu, a około sto dworów zostało 
doszczętnie zrujnowanych. Przypatrzmy się kilku 
krwawszym scenom. 
1. Zamordowanie Żeleńskiego, 
Stańskiego 
i Promera. 
W Grodkowicach mieszkali pp. Marcyanowie 
Żeleńscy*), do których właśnie przybyła ich 
kuzynka p. Stańska z mężem. Pomimo iż Że- 
leński był nadzwyczaj dobrym panem dla wło- 
ścian, nie uszli i oni swego losu. Gromada cliło- 
*) Rodzica znanego kompozytora. 
8 
114 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
pów, którą dowodził kancelista cyrkularny Ho- 
schar i kilku urlopników, napadła na dwór, a 
gdy Żeleński zaczął reflektować chłopów i przed- 
stawiać im bezprawie, jakiego się dopuszczają, 
własny jego służący zarzucił mu postronek na 
szyję i ściągnął z ganku. 
Widząc to Stański, odezwał się do nich: 
„Opamiętajcie się, ludzie — co robicie!" 
„I ty 
psie tutaj", krzyknął jeden z hersztów i ude- 
rzył go cepem w głowę, co dało hasło mordu. 
Stański zginął zatłuczony cepami tak, że ani je- 
dnej całej kości w nim nie było. Żeleńskiego 
dobito na ekonomii, dokąd go zawleczono: jeden 
z opryszków odciął mu szczękę, a drugi — 
stróż domowy — siekierą głowę rozpłatał. Panią 
Żeleńską, która błagała o życie męża, stratowało 
chłopstwo nogami na schodach domu. 
Podług 
zeznania wysłużonego sierżanta 
w pułku Hoheneck, (którego Żeleński trzymał u 
siebie do dzieci dla ćwiczenia ich w szermierce) 
— 
ów kancelista przybrany za parobka, powie- 
dział po zamordowaniu dwóch panów i kilku 
oficyalistów: „Dosyć już, dosyć macie wynagro- 
dzenia na szlachcie, która dawniej życie nasze 
pieniędzmi opłacić mogła." Także ów stróż, który 
uderzył siekierą w głowę Żeleńskiego, zeznał, 
że wśród morderców byli obecni przebrani urzę- 
dnicy. Pani Żeleńska za życia swego wymieniała 
jako poznanego niejakiego Adolfa Vitzthum'a, 
Krwawy Rok. 
115 
konceptowego praktykanta namiestnictwa, przy- 
dzielonego podówczas do starostwa. Tu zginął 
także Promer, guwerner dzieci. 
2. Zamordowanie Kępińskich i towarzyszy. 
Henryk Kępiński powróciwszy wraz z swą 
małżonką w dniu 14. lutego do Nieznanowic 
został oskarżony w cyrkule przez jednego ze 
swych poddanych, jakoby miał mnóstwo broni 
z Krakowa sprowadzić. Starosta Berndt zarzą- 
dził wnet rewizyę i w tym celu posłał komisa- 
rza Karola Proksclia i kancelistę Franciszka 
Wojakowskiego, dodawszy im asystencyę woj- 
skową z sześćdziesięciu ludzi, a równocześnie 
wójtom wsi sąsiednich nakazał, ażeby zebrali 
chłopów — również w pomoc komisarzowi. Wójci 
uczynili to i cała czerń wraz z wojskiem poszła 
na Nieznanowice. Ale najskrzętniejsza rewizya 
nie wykryła nic, prócz trzech myśliwskich du- 
beltówek, które też zabrano. Komisarz i kance- 
lista odjechali, nie omieszkawszy jednak pou- 
czyć chłopów, że nie powinni wierzyć szlachcie, 
bo ona chce ich zgubić — i polecając im, aby 
pilnowali, co panowie robią, i donosili do cyr- 
kułu, albo ich samych dostawiali... Chłopi zacho- 
wywali się na pozór spokojnie, ale w owych 
krwawych dniach przybył wspomniany już Yit z- 
thum w okolicę, każąc się „chłopom zbroić 
przeciw panom". Przebrany po chłopsku stanął 
na czele czerni zebranej z dóbr Marszowiec, 
8* 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Pierszcliowa i wsi okolicznych i z nimi ruszył 
na Nieznanowice. Kępiński chciał się ratować 
ucieczką — ale już było za późno. Chłopi do- 
padli ich i poczęli okładać razami — następnie 
porwano ich za włosy i na ziemi okrutnie do- 
mordowywano. Kępińskiemu wybijano zęby i od- 
rywano palce — jego żonie zaś konającej (była 
ona w poważnym stanie) rozpłatano brzuch, 
ażeby i za tego „przyszłego eiaracha" coś do- 
stać. Gdy jedni mordowali, drudzy rzucili się na 
dom i tu znaleźli ukrytego brata p. Kępińskiej, 
Mieczysława hr. Dębickiego, którego również 
wraz z jego lokajem okropnie zamordowano. 
Dwór zrabowano doszczętnie, a trupy nieszczę- 
śliwych ofiar zawieziono do Bochni, gdzie je 
przed cyrkułem złożono. 
Zabrano także krzyż wojskowy z r. 1831. 
Krzyż kupił komisarz Wangermann i „zatrzy- 
mał dla ozdobienia się nim na sądzie osta- 
tecznym..." 
3. Zamordowanie A. Ilorodyńskiego. 
W tym samym czasie zginął dziedzic dóbr 
Wesołowa Antoni Horodyński. Na wieść o zbli- 
żającej się czerni ukrył się z dziećmi w domu 
gajowego. Ten jednak go zdradził. Czerń rzu- 
ciła się na niego: żywemu jeszcze rozpruto 
brzuch i wydzierano wnętrzności, a jeden z mor- 
derców wtłoczył mu widły w usta mówiąc: „Lu- 
białeś palić fajkę na długim cybuchu — to za- 
pal sobie na wędrówkę." 
Iirwawy 
Eok. 
117 
4. Zamordowanie Babskiego, 
Bielińskich, 
Romera etc. 
Dominik Dąbski właściciel dóbr Droginia, 
należał do najlepszych panów. Był on gorącym 
patryotą, ale zawsze potępiał niewczesne porywy, 
a więc i rewolucyę lutową. Był on za pracą 
organiczną i powolnem przygotowaniem się do 
powstania. To też o ile z początku rząd mu 
ufał, o tyle przejrzawszy go bliżej, postanowił 
go się później tem energiczniej pozbyć. Berndt 
posławszy agitatorów, potrafił zbuntować jego 
własnych poddanych, którzy napadli na dwór. 
Energicznie spotkał się z nimi Dąbski, ale 
chłopi rozjuszeni poznali go, zbili i postanowili 
prowadzić do Bochni. Po drodze jednak roz- 
myśleli się inaczej; poczęli go znów bić, a gdy 
konał już, odcięli mu głowę, i porąbawszy ciało 
w sztuki, rzucili je do rzeki Raby. 
Ta sama banda napadła na dwór w Racie- 
chowicach , gdzie skutkiem zadanych ran zgi- 
nęli Kasper Biliński liczący lat blizko 80 i 
syn jego Kazimierz, były rotmistrz austryacki. 
Pierwszego tarzano po podłodze, na którą rzu- 
cono stłuczone szkło, bijąc go przytem niemiło- 
siernie. Drugi, syn, wyszedł naprzeciw chłopom 
w mundurze austryackim — ale chłopi zaczęli 
krzyczeć, że to „przebrany Polak". Pan Kazi- 
mierz spostrzegł w tej krytycznej chwili wśród 
chłopów przebranego urzędnika Yitztliuma, któ- 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
rego znał — zaczem zawołał do niego: „Vitz- 
thum, ratuj!" Na to odebrał odpowiedź: „Gdy- 
byś mnie był nie poznał, to może — ale teraz 
biada ei! Bijcie, chłopcy"! Wówczas Kazimierz 
Biliński dobył pistoletu i wystrzałem odebrał 
sobie życie. Fakt ten skonstatowany został 
w skardze do sądu. Równocześnie zginął Antoni 
Komarnicki, dzierżawca Glichowa. Ludwikowi 
Romerowi z Krakuszowiec wiercono kosą 
w głowie. Cudownem zrządzeniem Opatrzności 
przyszedł do siebie i żył jeszcze lat kilka. 
5. Filiciuserowie. 
W Gdowie, w cyrkule bocheńskim, w części 
własności Henryków Fihauserów, w czasie na- 
padu chłopów dnia 20. lutego, gromada wsi, 
której dziedzic obiecał znaczne sumy, stanęła 
w obronie dworu. Gdy jednak zbliżająca się 
czerń wydawała się zbyt groźną, umówił się Fi- 
hauser ze swoimi obrońcami, ażeby zabrawszy 
jego, żonę i czworo małych dzieci, odwieźli go 
jako „zabitego" do Bochni. „Wśród drogi okro- 
pne spotykali widoki, pomordowanych i pokale- 
czonych obywateli, wiezionych przez oddziały 
chłopów pijanych, przebijać się musieli przez 
tę dzicz i co chwila wystawieni byli na niebez- 
pieczeństwo życia; jak przy karczmach pi- 
jane chłopstwo pastwiło się nad żywymi i nie- 
żywymi, których wlekli do cyrkułu z różnych 
stron. Patrzyli, jak spotykane oddziały wojska, 
Iirwawy Eok. 
118 
maszerującego ku Bochni, nie tylko nie broniły 
tych ofiar, ale owszem, pochwalały chłopom ten 
ich postępek: żołnierze kolbami, a oficerowie 
szpadami sami bili i ranili"... 
Gdy przybyli do Bochni, p. Fihanserowej 
udało się z nadzwyczajną trudnością dostać do 
kancelaryi cyrkułowej, przed którą stały wozy 
z trupami. Tu na klęczkach błagała starostę 
Berndta, aby męża jej wyzwolił z rąk chłop- 
skich — i tak jej jak dzieciom i jemu dał przy- 
tułek. „Lecz ten dziki urzędnik odmówił wszyst- 
kiego i dał rozkaz, ażeby męża do więzienia, 
a ją z dziećmi za miasto wyprowadzić; gdy zaś 
nieszczęśliwa, leżąc u nóg jego nie przestawała 
go błagać, kopnął ją nogą tak silnie, 
iż omdlała upadła, trzymając dziecko przy pier- 
siach, które przestraszone dostało drgawek." 
Obecny tej scenie prosty landsdragon, Nie- 
miec, nie mógł znieść tego widoku i rzekł: „Je- 
żeli JW. starosta pozwoli, wezmę tę kobietę 
z dziećmi do siebie". Rzeczywiście zabrał ją do 
siebie i trzy dni przechowywał. Fihauser, któ- 
rego obrabowano z gotówki, przesiedział kilka 
miesięcy w więzieniu. 
6. Morderstwo w Dąbrowiczu. 
W dniu 25. lutego, Henryk Miln, sędzia po- 
licyjny w Zegarto wicach, powracał z żoną i swym 
policyantem z zapust do domu. Po drodze spo- 
tkał p. Kazimierza Bielińskiego, właściciela wsi 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Zegartowice. Chłopi pochwycili ich i pobiwszy 
okropnie, wieźli ich do Bochni przez Łapanów 
obok mieszkania Karola Schlossera, któremu się 
również odgrażali i którego na drugi dzień zabili. 
Gdy przybyli do Dąbrowicza, spotkali inną partyę, 
która zaczęła wołać, że nie trzeba wieźć żywych, 
bo mniej za nich płacą. Wówczas rzucono się 
na więźniów, zamordowano Kazimierza Bieliń- 
skiego, jego fornala, Dydyńskiego, Wesołowskiego 
80-letniego starca i Henryka Milna. Gdy żona 
tego ostatniego rzuciła się na ciało męża, zbito 
ją okrutnie, tak że utraciła przytomność. Rzu- 
cono ją razem z trupami i przywieziono do 
Bochni, gdzie zajęli się nią szlachetni mieszcza- 
nie. Przyszedłszy do siebie ta niewinna ofiara, 
żądała, aby ją prowadzono do starosty. Ten od- 
mówił, natomiast kazał odnieść ją do szpitala 
wojskowego. Tu odwiedzał ją osławiony Vitz- 
thum i z ironiczną miną, wiedząc, że mąż już 
nie żyje, wypytywał się, jak się miewa „pan sę- 
dzia Miln?"... 
Nieszczęśliwa kobieta ciężko to odchorowała. 
7. Zamordowanie 
Schlossera. 
Karol Schlosser był od 14 lat sędzią poli- 
cyjnym w Łapanowie, a równocześnie pełnił 
urząd poborcy podatków. Miał on żonę i sze- 
ścioro dzieci. Gdy doszła go wieść, że chłopi 
uzbrojeni się gromadzą i dopuszczają bezprawi, 
zwołał on wójtów i zapytał o przyczynę tego. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Chłopi odpowiedzieli mu, że „mają taki rozkaz 
z cyrkułu"... Schlosser uniesiony gniewem odpo- 
wiedział, że to nie prawda, i zagroził karami,, 
jeżeli nie przestaną napastować spokojnych lu- 
dzi. Gdy jednak pokazano pisemny rozkaz, 
Schlosser postanowił udać się do Berndta i jego 
interpelować. Tak też istotnie zrobił. Opowie- 
dział staroście, co się dzieje, wynurzył swoje 
obawy i zaznaczył, że chłopi zasłaniają się roz- 
kazem starosty. 
W dalszym ciągu zapytał, dla czego to po- 
lecenie starostwa nie było jemu zakomuniko- 
wane. 
Starosta na to: 
„Właśnie był tu chłop ze skargą na pana, 
że zabraniasz im odbywać po wsiach straży, 
którą im nakazałem, powiedziałem przeto, że 
gdybyś pan im tego wzbraniał jeszcze, mają 
prawo pana związać i tutaj dostawić. Nauczę ja 
was buntowników powstawać przeciw rządowi." 
— 
„Panie starosto — rzekł Schlosser —- 
proszę się pierwej przekonać, jaki jest porządek 
w moich dominiach i jaki tam spokój panował, 
ja z mej strony zaręcz? m, że nikt tam nie my- 
śli o powstaniu — a gdyby i tak było, to 
przecież innym zaradzić można sposobem, a nie 
przez chłopstwo, któremu nadałeś pan tyle mocy, 
ze wolno im robić co się podoba, to jest wybić 
lub zabić swego pana, lub sędziego. Cóż się 
108 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
stanie ze mną? Proszę przeto p. starostę o jaką 
straż bezpieczeństwa, tem bardziej, że mam u 
siebie pieniądze podatkowe, ważne papiery i 
akty. Gdyby zresztą mi się co złego stało, na 
czyjemżeby to ciężyło sumieniu, jeżeli nie na 
p. starosty?" 
Berndt słuchał z zimną krwią i odpowiedział 
mu: „Asystencyi panu nie dam, bo nie mam, 
ale jedź pan spokojny, bo się panu nic nie sta- 
nie." 
Ufając w te słowa starosty, powrócił 
Schlosser do domu. Było to wieczorem 24. lutego. 
Nazajutrz, przerażony wieścią o zamordo- 
waniu Kępińskich, postanowił Schlosser wraz 
z żoną wyjechać do miasta. Jednakże było już 
zapóźno. Banda rabusiów złożona z przeszło 
600 chłopów otoczyła niespodzianie dom i zwią- 
zawszy Schlossera, jego aktuaryusza i szwagra 
Wiktora Zarębę poczęła ich katować. 
Poranionych w niemożliwy sposób wsadzono 
na wóz i wieziono do cyrkułu. Tu mieszczanie 
przywołali lekarza — ale Schlosser był nie do 
uleczenia. Miał tylko tę pociechę, że mógł się 
pożegnać z żoną i pobłogosławić dzieci, które 
staraniem przyjaciół przy asystencyi straży fi- 
nansowej przywieziono do Bochni. 
Przy rabunku rzeczy Karola Schlossera za- 
brano także krzyż wojskowy, który otrzymał za 
waleczność roku 1831.. Krzyż ten kupił od 
chłopa komisarz Wangenau za 40 ct... i „za- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
trzymał dla ozdobienia się niir na sądzie osta- 
tecznym" dodaje autor pamiętnika. 
8. Wymordowanie 
Rydlko. 
Szlachecka rodzina Bydlów herbu Jelita mie- 
szkała częścią w tarnowskiem częścią w bocheń- 
skiem, gdzie mieszkał jej patryarcha Bonawen- 
tura Rydel w Strzelcach wielkich. Prócz niego 
rodzinę składali dorośli synowie Mikołaj i Leo^ 
pold, bracia Bonawentury Feliks, Józef i An- 
toni, szwagrowie Kierwiński Józef i G o ł u- 
chowski Ludwik, wreszcie Zaplatalski 
Józef, Wendorfowa Antonina i Szumów- 
s k i Wojciech. W okropnym tym roku, z całej 
rodziny ocalał tylko Bonawentura Rydel i syn 
jego Leopold — reszta legła pod razami chłop- 
stwa. I tak Mikołaj Rydel po nieudałym za- 
machu na Tarnów padł w Dąbrowicy, wraz 
z 70-letnim starcem, żołnierzem kościuszkowskim, 
Zaplatalskim i swym stryjem Feliksem. Józef 
Rydel, żołnierz napoleoński, zginął od kuli chłop- 
skiej, a wraz nim jego kuzyn Józef Kierwiński, 
który do niego się schronił. Antoniemu Rydlowi 
rozbito czaszkę w oczach żony we własnym 
dworze w Zielonej a żona skutkiem pomięszania 
zmysłów niebawem umarła! Gołuchowski Ludwik, 
szwagier Bonawentury, schroniwszy się z synami 
Ludwikiem i Walerym do stodoły został w niej 
wraz z dziećmi żywcem spalony. Szumowski 
Wojciech, cioteczny brat pani Bonawenturów ej, 
294 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
zarznięty został kosą, na podwórzu własnego 
dworu. Wendorfowa, cioteczna siostra pani Bo- 
nawenturowej, umarła również skutkiem zajść 
krwawych. Widząc bowiem zranionego i zwią- 
zanego męża dostała pomięszania zmysłów i w lek- 
kiej odzieży biegła po śniegu za wozem wśród 
naigrawań chłopskich. Przeziębiła się nieszczęsna 
i w kilka dni umarła na tyfus. Wendorfa ura- 
tował porucznik szwoleżerów Lebowski. 
9. Inne ofiary w cyrkule bocheńskim. 
Ofiarą rabunku i rzezi w bocheńskiem — 
o ile nam wiadomo padły dwory i folwarki: 
1) Annów, 2) Boczów, 3) Gharzewice, 4) Dą- 
browica, 5) Dębno, 6) Demblin, 
7) Dołęga 
(zamordowano syna pp. Piekosińskich), 8) 
Doły, 9) Domosławice, 10) Droginia, 11) Gh- 
chóvj, 12) Grodkowice, 13) Gwoździec- (zamor- 
dowany ekonom Józef Żubek, Aleksander Trem- 
becki, właściciel folwarku, a ks. Jan Hocho- 
rowski został tak zbity, że w miesiąc później 
umarł), 14) Hucisko (zamordowany Lipowski 
wraz z zięciami Henrykiem Komarem i Era- 
zmem Niedzielskim), 15) Jaworsko (zamordo- 
wany właściciel Daniel Żelechowski, wybijano 
mu zęby siekierą, zdarto skórę z głowy i do- 
piero domordowano), 16) Jurków, 17) Kisieló- 
toka, 18) Komorniki, 19) Laskowa, 
20) Li- 
pnica, 21) Lustatuice (zamordowani Jan Tel- 
Czyński, Hubczyk, Jan Galan, rządca, Pilecki 
Krwawy Bok. 
295 
Antoni i kasyer skarbowy Biliński), 22) Łapa- 
nów, 23) Łonioum, 24) Masłów, 25) Nieznano 
wice, 26) Ostrów, 27) Ostrówek, 28) Paleśmca 
(tu zamordowano uciekających Nikodema Mary- 
nowskiego, syna Tadeusza, dzierżawcę Kra- 
snego, jego brata ciotecznego Władysława Foxa 
i Juliana Nemyskiego, syna Ploryana, dzie- 
dzica Karwodzy), 29) Pierzchów, 30) Porzębka 
uszewska, 
31) Podstohce, 
32) Raciechowice, 
33) Radłów, 
34) Rozdziele, 35—38) Rybie 
nowe i stare, cztery dwory, 39) Stojowice, 40) 
Strzelcze wielkie, 41) Tarnawa (tu zginął Be- 
nedykt Marynowski), 42) Wesołów, 43) Wola 
przemykowska, 
44) Wielopole, 45) Wróblik 
(tu pojmani zostali Feliks Urbański i słynny 
emisaryusz I. Gosslar), 46) Zabrń 47) Za- 
kliczyn, 48) Zborczyce (zamordowany właściciel 
Antoni Hałd ziński), 49) Zegartowice, 
50) 
Zielona. 
* 
* 
* 
Kończąc opis katastrofy w bocheńskiem cyr- 
kule, nie możemy pominąć ustępu z raportu 
Romana Prackiego, komendanta 1. oddziału 
jazdy w powstaniu krakowskiem. Rozbiwszy pod 
wsią Łazanami czerń i wziąwszy kilku do nie- 
woli, indagował ich w obecności wójta z Ła- 
zan, Wawrzyńca Dymka, i gospodarza najstar- 
szego wiekiem Jana Dymka. Inkwirenci ze- 
127 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
znali pod przysięgą, że rabunków i mordów 
dopuszczali się na wyraźny rozkaz cyrkułu wy- 
dany wójtom, że za zamordowanych: Kempiń- 
skiego Henryka z żoną i dwojgiem dzieci, Ryl- 
skiego Antoniego z żoną z Gońkowa, Kempiń- 
skiego, Niedzielskiego i innych, zapłacił im 
cyrkuł na ręce Marcina, wyrobnika z Borówki. 
Zeznali dalej, że od kilku tygodni komisarze 
i urzędnicy zachęcali ich do rznięcia 
szlachty, 
która ich chce mordować, uczyli, ażeby nie na 
swego pana, ale na sąsiedniego 
napadali i 
obiecywano im przysłać urlopników na dowód- 
ców! Zeznania powyższe stwierdził wójt Wa- 
wrzyniec Dymek, który pod przysięgą oświadczył, 
że i jemu to samo mówił komisarz w Niepoło- 
micach. 
G) Cyrkuł jasielski. 
Na czele cyrkułu stał starosta — o polskiem 
niestety nazwisku — Stanisław Przybylski. 
Chcielibyśmy wyróżnić go korzystniej z pośród 
ówczesnej zgrai urzędniczej, ale niestety wszystkie 
współczesne publikacye ludzi wiarygodnych nie 
pozwalają nam tego. Zarówno pismo manda- 
tarynsza Strzelbickiego, wystosowane do guber- 
nium, jak raport majora Podoleckiego, jak 
i podanie do tronu Jana Kantego Stojowskiego, 
byłego c. k . rotmistrza ułanów — nie pozwalają 
wątpić, że ów starosta o polskiem nazwisku nie 
Iirwawy Eok. 
121 
był lepszym od swoich kolegów. Głównymi jego 
urzędnikami niezbyt pięknej pamięci byli Ignacy 
Hejrowski i Narcyz Pajączkowski, komisarze 
obwodowi, i Józef Buschina, kancelista, natomiast 
ludzkością odznaczał się Niemiec, komisarz 
Karol Banholzel. 
W powiecie jasielskim ruch rozpoczął się 
w powiatach graniczących z tarnowskim cyrku- 
łem; w raportach swych przedstawia go Przy- 
bylski jako wywołany przez Szelę. Nie mniej 
ednak pewną jest rzeczą, że i jasielscy urzędnicy 
buntowali lud. We wsi Turze poznano w hersz- 
cie chłopskim naczelnika straży finansowej 
z Kołomyi; komisarz Pajączkowski, gdy mu 
w Jaśle panie z oburzeniem mówiły w oczy, że 
urzędnicy rabowali na czele chłopów, odpowie- 
dział: „Tak źle nie było — tylko strażnicy 
finansowi byli wśród chłopów, aby bronić od 
krwi przelewu!..." 
W Jaśle trzej obywatele słyszeli komisarza, 
jak dawał nauki chłopom, gdzie i jak mają ra- 
bować. Komisarz ten przemawiając do chłopów, 
zawsze im mówił: „Rząd na was liczy — że 
buntowników będziecie łapać", a gdy jakiś chłop 
się spytał, co mają robić, jeżeli nie dadzą się 
złapać.— 
odpowiedział krótko: „zabić". 
Major Podolecki opowiada, że dwór w Dembo- 
szynie rabowali chłopi w obecności komisarza 
Hejrowskiego i oficera od piechoty, a dziedzic 
288 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
Bobrowski okuty musiał się temu przypatrywać. 
Podolecki aresztowany przez Hejrowskiego, od- 
bywał z nim drogę do Jasła. Widział on, jak 
komisarz ciągle dawał chłopom tajne zlecenia 
i konstatuje, że chłopi urzędnikom i żołnierzom 
dawali część łupów. W Kamienicy (gdzie za- 
mordowali W. Bogusza) niejaki Tomasz Jardys 
chwalił się tak przed Hejrowskim: 
— 
„Ja to zabiłem Bogusza własną ręką,- ja, 
który służyłem dziesięć lat cesarzowi". 
Komisarz i landsdragony rozmawiali z tym 
bandytą nader poufale i grzecznie. 
O staroście jasielskim tak pisze Podolecki: 
„Podczas rozmowy z tym prostym, krwi chciwym 
człowiekiem, opowiedziałem mu okrucieństwa, 
których byłem świadkiem. Odpowiedział mi 
prawie wściekle: „Samiście sobie winni — wcale 
was nie żałuję..." 
„Wozy z więźniami, rannymi i zabitymi eskor- 
towane przez morderców, zatrzymywały się ciągle 
przed urzędem cyrkularnym, gdzie urzędnicy 
i landsdragoni odbierali żyjących i rzucali do 
więzienia. Trupy oddawano mordercom napowrót, 
z rozkazem pogrzebania ich na tem miejscu, 
gdzie mord był dokonany. Widziałem umierają- 
cych na wozach przed urząd cyrkularny zawie- 
zionych, którzy żądali św. Sakramentu, przyjmując 
takowy w obecności swych morderców, którzy 
niebawem ze zwłokami napowrót odjeżdżali". 
Krwawy 
Rok. 
289 
Bardzo charakterystycznem, nie tylko co do 
Jasła, ale w ogóle co do całej katastrofy jest 
podanie do cesarza 
Ferdynanda 
wystosowane w dniu 15. czerwca 1846 przez 
Jana Stojowskiego. 
Ów Stojowski był c. k . rotmistrzem pułku 
ułanów arcyksięcia Karola i odznaczył się w bi- 
twie pod Wagram. Przy wojsku służył lat 17, 
poczem odziedziczywszy po bracie Michale, który 
był radcą przy najwyższym trybunale we Wie- 
dniu, dobra Potok i Grodna dolna w jasielskiem, 
osiadł na roli i gospodarzył. W dniu 20. lutego 
banda Szeli n ipadła na Grndnę i zabiła w okropny 
sposób rządcę Kaczkowskiego: bito go całą noc, 
następnie oberznięto mu na rozkaz Szeli uszy, 
przestrzelono, a wreszcie stratowano końmi. 
W dniu 22. lutego gromada chłopów z Odrzy- 
konia i Żarnowca napadła na Potok, a zrabo- 
wawszy doszczętnie dwór i zrobiwszy szkody 
na przeszło 30.000 zł., 
związali Stojowskiego 
i synów i odstawili do Jasła, zapewniając, że 
„wszystko to robią z rozkazu cyrkułu 
11 
. 
Starego 
Stojowskiego wypuszczono natychmiast, synów 
zaś zatrzymano w więzieniu. Opowiedziawszy 
to wszystko w swem podaniu do tronu, tak 
pisze Stojowski: 
„Takowe to czyny okrucieństwa wykony- 
wano w roku 1846 w Galicyi — na nieszczęście 
tyło takowych wiele, lecz okropności te zape- 
128 
130 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
wne nie dojdą do wiadomości Waszej Cesar- 
skiej Mości przez organ właściwy władz miej- 
scowych, dla czego jest moim świętym obowią- 
zkiem takowe, o ile mnie dotknęły i o ile ta- 
kowych byłem świadkiem i ofiarą, podać do 
najwyższej wiadomości Waszej Cesarskiej Mości. 
„Rządowipowinno 
na tem zależeć, aby grun- 
townie dojść wątku owych głośnych 
wyrażeń 
chłopstwa przezemnie samego słyszanych: 
„iż 
okrucieństwa 
takowe 
wykonywają 
wskutek rozkazów urzędów 
cyrku- 
larnych", 
a gdyby przyczyna takowych wy- 
rażeń była zmyśloną, rząd winien odeprzeć rzu- 
cane na siebie potwarze, w przeciwnym zaś razie 
ukarać władze, które w niepojętem 
zaślepieniu 
przez wprowadzenie 
w błąd i namawianie 
chłopstwa do takowych okrucieństu) 
twojemu 
rządowi starały się taką usługę 
wyświadczyć. 
Dochodzenie tego jest potrzebnem, aby spokojność 
w przerażone umysły powróciła, co tem jest 
bardziej naglącem, że gminy, które swoich panów 
pozostawiły przy życiu, żałują tego, ile że 
w tarnowskim cyrkule prawie wszystkich dzie- 
dziców wymordowano i zrabowano, a sprawców 
do żadnej nie pociągnięto 
odpowiedzialności, 
Bezkarnością tą rozzuchwaleni głośno się odgra- 
żają, że wymordują pozostałych i podzielą -się 
ich gruntami. Dlatego wszystko, co tylko może, 
ucieka do miast i ja nie ufam mojemu mie- 
Krwawy 
Bok. 
227 
szkaniu na wsi, nie chcąc oddać się na pastw? 
zajadłej tłuszczy..." Przedstawiwszy dalej szkody, 
jakie poniósł, prosi raz jeszcze: 
1. 
„Aby prawdę tu wy łuszczonych szczegó- 
łów wyśledzić przez osobną komisyę, sądy bo- 
wiem kryminalne galicyjskie 
zupełnie 
milczą 
i dotąd nigdzie żadnego 
nie 
śledztwa 
2. .„Aby tych, którzy dopuścili się publicznych 
gwałtów i rabunków, oddać sprawiedliwości 
i ukarać ich według praw". 
Jak wiemy, męzkie to i szczere odezwanie 
się starego wiarusa do cesarza, pozostało bez 
skutku — - 
ale niewątpliwie cesarz pisma tego 
nawet nie widział, gdyż w kancelaryi takie 
„niewygodne" podania łatwo za Metternicha 
rządów znikały. 
Akt ten przytoczyliśmy obszerniej, bo jest 
on ze względu na osobę autora jednym z naj- 
ważniejszych dokumentów przeciw zbrodniom 
biurokracyi. 
Mówiąc o rabacyi w Jasielskiem, musimy 
wspomnieć też o Wincentym Polu. Mieszkał on 
podówczas w Maryapolu pod Gorlicami; widząc 
wzburzenie chłopstwa, zabrał rodzinę, spakował 
co cenniejsze książki i ruszył do Lwowa. W d. 
19. lutego przybył do Polanki (własn. Tytusa Trze- 
cieskiego), gdzie przybył także Józef Pol, brat 
poety, lekarz z Krosna. Nazajutrz nadciągnęła 
19* 
przedsięwzięły 
132 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
tłuszcza od Odrzykonia: chłopi zbiwszy cepami 
mężczyzn, przywiązali ich do drzewa i na śniegu 
i mrozie tak kilka godzin trzymali. Od czasu 
do czasu chłopi powracający z rabunku dworu 
znęcali się nad nieszczęśliwymi. Siedmioletniego 
syna poety, gdy garnął się do niego z trwogą, 
odrzuciło chłopstwo w śnieg, a żona chcąc za- 
słonić go od razów, sama otrzymała cios toporem 
w głowę. Pol hardo stawiał się napastnikom, 
najwięcej też odebrał ran, wreszcie ktoś za 
chłopa przebrany, łamanym językiem kazał zwią- 
zanych odstawić do Jasła. Po drodze bito ich 
przy każdej karczmie, aż wreszcie w Moderówee 
wojsko odebrało ich chłopstwu. 
Wincenty Pol wyszedł z tej sprawy ze zła- 
manem żebrem i zakrwawionem sercem. Odsta- 
wiony najpierw do Jasła, zamknięty został pó- 
źniej we Lwowie. Tu w więzieniu powstały 
„Psalmy pokutne". 
Pod wrażeniem strasznych 
scen pisał poeta: 
W co sie obróci ta polska dziedzina, 
I czem sie będzie lud ten dalej bawił? 
Gdy pierwszym krokiem, co w życiu postawił, 
Już w dziejach świata wyrósł na Kaina. 
Chociaż w Jasielskiem mniej mordowano, to 
jednak i tu nie brakło krwawych scen i ra- 
bunków. 
I tak ofiarą czerni chłopskiej padły nastę- 
pujące dwory: 1) Bączal dolny (tu pobito silnie 
Krwawy Eok, 
133 
dziedzica Józefa Miazgę i jego syna Marcelego. 
Ten ostatni dostał pomięszania zmysłów i umarł). 
2) Bączałka, 
3) Binarowa, 
4) Bonarówka, 
5) Brzeżanka, 6) Brzostek, 7) C-zermna, 8) Dem- 
bowa, 9) Dobieszyn, 10) Dombrówka, 11) Go- 
dowa, 
12) Gogolów (tu pod razami cepów 
i wideł padli Fryderyk Den ker (ojciec), Ale- 
ksander Zdzieński, jego zięć, i Erazm Denker 
(syn), dalej Marcin Kwiatek budowniczy, Gu- 
staw Fischer gorzelnik, Adam Der ner leśni- 
czy i Franciszek Pierzchała współwłaściciel 
Gogołowa), 13) Grud na (ekonom Kaczkowski), 
14) Januszkowice, 
15) Jaszczurowa, 
16) Ja- 
szczew, 17) Jodłowa (zamordowany leśniczy 
Franciszek Merski), 18) Kamienica górna, 
19) Klecie, 
20) Kowalowa (zamordowano Ju- 
liana i Kryspina Przetockich), 21) Kosówek, 
22) Kwiatonoiuice, 23) Lipnica dolna, 24—25) 
Lutcza, 26) Łużna 27) Markuszowa, 28) Mo- 
szczanica, 29) Obpiny (tu pastwiono się w spo- 
sób okrutny nad braćmi Romanem i Feliksem 
Kamiński mi. Pierwszy zmarł na drugi dzień 
z pobicia, drugi cudem ocalał mimo 32 ran 
w głowie!) 30) Olszyny (tu zbito i poraniono 
Mien tu szewskiego, Niewiarowskiego 
i 14-letniego jego syna, tudzież Antoniego Pa- 
włowskiego), 31) Opacie, 
32) Polanka, 
33) Potok, 34) Ropa, 35) Rzegocin (zamordo- 
wano Macieja Łobarzewskiego), 36) Rze- 
134 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
piennik, 37) Sawina, 
38) Siedliska, 
39) Sie- 
Mówka, 40) Stepina, 41) Swiecany, 42) Sza- 
lowa, 43) Szerzyny, 44) Turze, 45) Ustrobna, 
46) Wiśniowa, 
47) Wola turzańska, 
48—49 
Wysoka, 
50) Zagórzany, 51) Zawadka, 
52) 
Zyznów. 
D) Cyrkuł 
sanocki. 
W cyrkule sanockim, na którego czele stał 
Jan Jerzy Osterman, radca gubernialny, goto- 
wali związkowi trzy wyprawy na Sanok. Pun- 
ktem zbornym jednej partyi miał być Wzdów, 
własność śp. Teofila Ostaszewskiego, drugi od- 
dział organizował były wojskowy Jerzy Bułharyn, 
trzeci zaś Stanisław Brześciański, właściciel 
Ustjanowej. Pierwszy oddział z powodu groźnej 
postawy chłopstwa nie zorganizował się wcale, 
drugi oddział pod wodzą Bnłbaryna w sile 40 
ludzi przebił się przez czerń chłopską pod Bali- 
grodem i schronił się na Węgry. Najgorzej za- 
kończył oddział trzeci. W chwili bowiem, gdy 
proboszcz Jasienia, ks. Józef Putałkiewicz, we- 
zwał chłopów do powstania, ci rzucili się na 
Brześciańskiego, księdza i jedenastu spiskowych, 
a obiwszy ich związali i odstawili do cyrkułu. 
Jakkolwiek przebieg rozruchów był tu łagodniej- 
szy, niż w tarnowskim i bocheńskim cyrkule, 
to jednak i tu czerń chłopska szalała do woli 
i dopuszczała się okrucieństw. We wsi Izdebkach 
Iirwawy 
Eok. 
121 
mieszkał znany i szanowany obywatel lir. Leon 
Bukowski z żoną i synem Bonawenturą, tu- 
dzież z p. Szumańczykowską, siostrą swej żony. 
W fatalnych dniach lutego przybyli do niego 
w gościnę drugi jego syn Edward z żoną, pp. 
Józefowie Kotarscy i Aleksander Kabat. W dniu 
20. lutego napadła na dwór banda chłopów i wy- 
ciągnąwszy mężczyzn na dziedziniec, pastwiła 
się nad nimi w dziki sposób, zmuszając kobiety, 
aby patrzyły na tę scenę. Po kilkugodzinnych 
mękach, ułożono półżywych na jeden stos, herszt 
bandy kazał przygrywać muzyce i z urąganiem 
„łirabianeczki, magnateczki teraz z nami w ta- 
niec", zmuszano omdlałe do tańczenia! 
Następnie zabrano wszystkich na wozy i od- 
wieziono do cyrkułu, złupiwszy poprzód doszczę- 
tnie dwór cały. Żydzi po karczmach dostarczali 
im wszędzie za łupy hojnie gorzałki i chwalili, 
„że tak dobrze zrobili z panami". 
W cyrkule nieszczęśliwe ofiary rzucono do 
lochu więziennego bez żadnego opatrzenia i trzy- 
mano 49 godzin. Dopiero energiczne upomnienie 
się poważnych mieszczan Sanoka ulżyło im 
trochę losu i przynajmniej trupów od żywych 
oddzielono. 
Nie lepszego losu doznał Julian G o s 1 a r, 
ów, już nie demokrata, ale demagog zapalony, 
który dla ludu i jego sprawy zupełnie i wyłą- 
cznie się poświęcił. Dnia 20. lutego przybył do 
137 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Haczowa, gdzie — jak mu doniesiono — chłopi 
mieli być pozyskani dla myśli powstania. Tym- 
czasem było to złudzenie, bo chłopi natychmiast 
postanowili go ująć. Goslar ukrył się w domu 
ks. Gerarda Lecha, który jednak wydał go 
chłopom, za co później otrzymał order. Sceny, 
jakie przeżył, tak opisuje Goslar w liście do 
siostry: 
„Miałem przy sobie dwa dubeltowe pistolety 
nabite, ale te nie miały przeznaczenia przeciw 
ludowi. Nagle otwierają się drzwi z łoskotem 
i widzę sień napełnioną uzbrojonem chłopstwem. 
Nigdy mi się przedtem tak okropny widok nie 
przedstawił. Gdym widział zbliżające się na 
mnie cepy, widły, siekiery, nie uląkłem się, ale 
gdy mi oczy chłopów dzikim, jadowitym, 
wście- 
kłym żarem błysły, zadrżałem — nie mogłem 
pojąć, jaka siła nagle tych ludzi w zaciekłe 
bestye zmieniła... 
„Podaję im ręce, porywają mnie, zaczynają 
szarpać i bić na wszystkie strony. Potargali na 
mnie suknie, buty ściągnęli i pół nagiego wlekli 
po śniegu... Byłem pewny, że ręka moja w ka- 
wały połupana, i nie myślałem, że będę nią 
pisał do ciebie..." 
Po jakimś czasie zostawili 
mnie. sądząc, żem nieżywy — gdym zaczął 
mówić, wpadła nowa czereda i z okrzykiem: 
„to żyje jeszcze ta bestya?" rzuciła się na 
mnie znowu". 
Iirwawy Eok. 
121 
Takie katusze zadawano mu trzy dni, po- 
czem odwieziono do Sanoka. 
„We wszystkich 
wsiach, przez któreśmy jechali, stało chłopstwo 
po drodze i witało nas drągami. Jechaliśmy przez 
drągi i cepy, jak żołnierz idzie przez rózgi. 
Przez wieś Milczę drągami bili nas w oczy 
i chcieli je wyłupić... W Berku dwie mile od 
Sanoka już nietylko chłopi, ale i pijani żołnierze 
bili nas kolbami. Do mnie ze- złośliwem szyder- 
stwem przystąpił kapral: „Dobrze wam tak, 
zbóje — rzekł — coście to wy chcieli zrobić?" 
„Gdyśmy wjeżdżali do miasta, ulice, ganki 
i okna pełne były widzów. Patrzyłem po twa- 
rzach. W kilku tylko dostrzegłem współczucie, 
wszędzie malowało się gapiowate przerażenie, 
albo tryumfujące szyderstwo". 
Dalej opisuje przerażające więzienie —• jedną 
celkę, do której wtłoczono 60 więźniów, i donosi, 
jakie wrażenie zrobiła na nim wieść o rzezi 
w tarnowskim cyrkule. 
„Nigdy nie życzyłem sobie śmierci, nie wzy- 
wałem jej, ale wtedy złorzeczyłem władzy, która 
mnie oddaliła z Tarnowskiego: żal mi było, żem 
nie zgiuął razem z rodakami, gdy ich uratować 
od mordu nie mogłem. Przez kilka tygodni by- 
łem jak zatruty. Niczem męki Haczowian. Każda 
nowa wiadomość okrucieństwa Mazurów targała 
mi serce i rany jadem napawała. Wtedy mego 
dekretu na szubienicę słuchałbym jak najmilszej 
138 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
muzyki, plunąłbym w oczy temu, ktoby mię 
chciał był uwolnić z więzienia. Najmilszem mo- 
jem życzeniem było, żeby mnie ziemia, albo pie- 
kło zakryło przed oczyma i pamięcią rodaków, 
kiedy należałem do tych, co takie nieszczęście 
na kraj sprowadzili. Później pocieszyła mnie 
wiadomość, że okolice, w których trzy lata prze- 
bywałem, wolne były od mordu. O potwierdź to, 
jeżeli możesz, siostro kochana, i co tylko wiesz, 
donieś mi z Hadykówka, Komborna, Niwiska 
i tych miejsc, gdziem częściej przebywał. Jeżeli 
to prawda, że tam chłopi nie mordowali nikogo, 
to uwierzę w szczególniejszą łaskę Opatrzności 
nademną". 
Ofiarą rozbojów chłopskich padły dwory: 
1) Bachórz, 
2) Bezmiechowa (zamordowano 
Kerna), 3) Byblo, 4) Domaradz, 
5) Dynów, 
6) Graziowa, 7) Bacz 'w, 8) Huwinki, 9) Izdebki, 
10) Juryczków, 11) Kombornia, 12) Leszczowa, 
13) Lubno, 
14) Nowe miasto, 
15) Pielnica 
(tu zbito Rylskich i bawiącego u nich chwi- 
lowo Mieczysława Darowskiego, temu osta- 
tniemu zębami ściągano pierścienie z palców 
i poraniono go okrutnie. Rannych odstawiono do 
Sanoka), 16) Piekiełko, 17) Pisarowice, 18) Prze- 
dzielnica, 19) Sielnica, 20) Woytkowa, 21) Wró- 
blik, 22) Zagórz, 23) Zarszyn. 
Jakkolwiek mniej tu było ofiar, to areszto- 
wania były bardzo liczne. Między aresztowanymi 
widzimy: 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Balów Antoniego z Tyrnowy, Franciszka 
z Nowosiółek, Jana z Średniej Wsi; Buko- 
wskich Wincentego z Jasionowa i Edwarda 
z Izdebek; Brześciańsk iego Stanisława z Ust- 
janowej; Bobczyńskich Aleksandra i Kon- 
stantego z Newistki; Ciesielskiego Adama 
z Komborni; Darowskiego Mieczysława z Brze- 
zawy; Dydyńskich Wł. i Kajetana z Sietnicy; 
D ule mb ów Kleofasa i Leonarda z Jabłonicy; 
Gozdowicza Alfreda z Rakszowy; Janow- 
skiego Ludwika z Michalczowej; KI ob asę 
Karola z Zręcina; Kaczkowskich Ignacego 
z Bereznia i Zygmunta z Cisny; Kopystyń- 
skiego z Miejsca; Leszczyńskich Leopolda 
z Hulskiego, Erazma z Żurawina, Wojciecha 
z Turzego; Mary n o w sk iego Karola z Witry- 
łowa; Nowosieleckiego Klemensa z Graziowa; 
Ostaszewskich Franciszka z Glinnego, Ja- 
kóba i Teofila (wraz z piętnastu oficyalistami) 
ze Wzdowa; Osuchowskich Sylwestra i An- 
drzeja z Zerunia; Popielów Władysława i Wi- 
ktora z Grąziowej; Płockiego Karola z Bobrki; 
księdza Przylipskiego Augusta z Zarszyna; 
Romera Hieronima z Sanoka; Sękowskich 
Edwarda i Leonarda z Wydrnego; Sm a la w- 
skiego Kaz. z Morochowa; księdza Szym- 
czakiewicza Jana z Nozdrzca; księdza Szost- 
kiewicza Antoniego z Izdebek; Terleckich 
Antoniego i Leopolda z Skorodnego; Urbań- 
141 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
skiego Feliksa z Komborni; księdza Winni- 
ckiego Kaspra z Trześniowa; księdza Zgrze- 
bnego Walentyna z Komborni. 
Pierwszy spis urzędowy, który mamy przed 
sobą, obejmuje wogóle dwieście pięćdziesiąt jeden 
osób aresztowanych w Sanoku! 
E) Cyrkuł 
sądecki. 
We wszystkich powiatach, o których dotych- 
czas mówiliśmy, powstanie lutowe trafiło na 
bezwzględny i stanowczy opór masy ludu wiej- 
skiego, który podbechtany dosyć wcześnie przez 
niesumiennych agitatorów rządowych, rzucał się 
na swych naturalnych obrońców i mordował bez 
miłosierdzia. 
Widzieliśmy, że nawet ci, którzy (jak ów 
Tomasz Sarana i zięć jego Mazur) w pierwszej 
chwili dobrowolnie przyłączyli się do obrońców 
sprawy narodowej — później rabowali w naj- 
lepsze i to dwory tych, którzy przed chwilą 
prowadzili ich ze sobą. Były wprawdzie wyjątki, 
że gdzieniegdzie znajdowali się w gminach lu- 
dzie zacni i uczciwi wśród włościan, ale wyjątki 
te są tak nieznaczne, że giną w masie morder- 
ców i rabusiów. 
W obwodzie sądeckim widzimy wyjątkowo 
jaśniejszy nieco obraz, który odbija od czarnego 
tła zbrodni. Tu znalazły się okręgi, w których 
ludność, znalazłszy godnych przewodników w ka- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
płanach i zaufawszy im, przyłączyła się do po- 
wstania i nie szczędziła krwi w obronie sprawy. 
Takimi przewodnikami byli ks. Józef Kmietowicz 
w Chochołowie i ks. Michał Janiczak z Sza- 
flar. Znakomitego pomocnika znalazł ks. Kmie- 
towicz w osobie organisty chochołowskiego, 
byłego żołnierza z r. 1831 — Jana Andru- 
sikiewicza. 
Celem związkowych było i tu podobnie jak 
w innych powiatach zdobycie miasta cyrkular- 
nego, zaopatrzenie się w broń i później połącze- 
nie z główną siłą. Zamach miał być wykonany 
w nocy z 21. na 22. lutego, o czem zresztą 
starosta Karol Bocliyński wcześnie już był uprze- 
dzony. Sącz nie był pozbawiony środków obrony: 
stał w nim bowiem załogą trzeci batalion pułku 
Hohenegg o czterech kompaniach w sile 380 
ludzi pod komendą majora Fejervary. Na pier- 
wszą wieść o zamierzonem powstaniu obwaro- 
wano miasto dosyć silnie, utworzono przy głó- 
wnych drogach silny kordon, wysłano patrole, 
a nadto wzmocniono korpus wojskowy oddziałem 
160 strażników finansowych, należycie uzbrojo- 
nych. Równocześnie kazał starosta ogłosić w mie- 
ście stan oblężenia i wydalił wszystkich nieosia- 
dłycli stale w mieście poza jego obręb. Wysłał 
też część skarbowej straży, ażeby organizo- 
wała po wsiach bandy zbrojne, z któremi plon- 
drowano powiat i maltretowano winnych i nie- 
winnych. 
142 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Gdy się to dzieje w Sączu, zebrali się 
w nocy z 21. na 22. lutego na pierwsze we- 
zwanie ks. Kmietowicza górale chochołowscy 
w chacie Andrusikiewicza. Tu otrzymawszy bło- 
gosławieństwo kapłańskie, zorganizowali się jako 
tako i uderzyli pod wodzą swych naczelników 
najpierw na koszary straży skarbowej w Cho- 
chołowie, a następnie w Witowie. Tu zabrano 
nieco broni i amunicyi, poczem ruszono do Suchej 
góry. I tu znów, podobnie jak w dwóch pier- 
wszych miejscach, rozbrojono bez rozlewu krwi 
straż skarbową, zabrano kasę celną i w proto- 
kole wystawiono imieniem rządu rewolucyjnego 
odpowiednie pokwitowanie. 
Następnego dnia na czele o wiele liczniej- 
szego już oddziału posunął się ks. Kmietowicz 
ku Nowemu Ttrgowi. Tymczaseir dowiedziano 
się, że komisarz straży skarbowej z Nowego 
Targu, Romuald Fiutowski, ciągnie na czele sil- 
nej bandy, złożonej ze strażników akcyzowych 
i przeszło 200 chłopów, z Czarnego Dunajca na 
Chochołów. Postanowiono się bronić. 
Istotnie, wkrótce przyszło do walki i to 
walki zaciętej, w której plac boju utrzymali 
powstańcy. Fiutowski został silnie raniony przez 
Andrusikiewicza i wzięty do niewoli; chłopi 
z Czarnego Dunajca rozprószyli się nieścigani. 
Tu zanotować należy słowa autora „Briefe emes 
Deutschen iiber Galizien" 
(Wrocław 1847), 
Iirwawy 
Eok. 
121 
który acz jest dla nas najnieprzyjaźniejszym, 
konstatuje, że „organista Andrusikiewicz, który 
zranił Fiutowskiego, był tak szlachetny, że po- 
walonego przeciwnika ochronił od mściwych gó- 
rali, kazał go zanieść do swego mieszkania i tam 
najtroskliwiej go pielęgnował". 
Ten szlachetny postępek biednego organisty 
z Chochołowa jak świetlanie i jasno odbiia od 
barbarzyńskiego, nieludzkiego zachowania się 
większości ówczesnych austryackich oficerów! 
Jak rycerskim okazał się ów wiarus z r. 1831 
wobec powalonego przez siebie przeciwnika — 
a jak barbarzyńsko wyglądają czyny owych 
Crollicliów, Ludwigów, Benedeków, Galateów i tej 
mocy „rycerzy", którzy z zimną krwią patrzyli 
na dokonywany w oczach ich mord niewinnych, 
albo sami chłopów do dobijania rannych na- 
mawiali. 
Rok 1846, to ciemna karta w dziejach ofi- 
cerów armii austryackiej. Na szczęście karta 
ta, podobnie jak ówczesna armia należą do nie- 
powrotnej przeszłości! Dziś nie służą najemnicy — 
ale służą obywatele!... 
Na wiadomość o klęsce Fiutowskiego zorga- 
nizowano nową wyprawę, w której wzięło udział 
przeszło pięciuset chłopów i strażników akcyzo- 
wych pod przewodnictwem starszego komisarza 
Bernarda Molitora. Ten napadł na Chochołów, 
144 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
otoczył wieś ze wszystkich stron i po długiej 
utarczce „zdobył". 
W ręce zdobywców wpadli ks. Kmieto- 
w i c z, który później omal że nie podzielił losu 
śp. Teofila Wiśniowskiego, proboszcz ks. S u- 
ławski i czterdziestu górali. And r u siki e- 
w i c z przebił się odważnie na czele garstki gó- 
rali, ale widząc, że sprawa stracona, że główny 
przywódca aresztowany, sam się oddał w ręce 
Molitora. Z pomiędzy schwytanych dziesięciu gó- 
rali skazano, a trzej z nich siedzieli później 
w Grajgórze. Nazwiska ich są Jacenty i Jan 
Koisowie iJan Styrcu1a, wszyscy trzej 
.z Chochołowa. 
Inny oddział stworzył ks. Michał Jauiczak 
z Szaflar. Tu zgromadzili się powstańcy w Bia- 
łym Dunajcu, ale dowiedziawszy się o smutnym 
losie ks. Kmietowicza, rozprószyli się, a ks. Ja- 
niczkowi udało się umknąć do Węgier. 
Dla lepszej obrony miasta porucznik z pułku 
Hohenegg, nazwiskiem Siebert, powołał urlo- 
pników i stworzył z nich oddział, liczący prze- 
szło 300 ludzi; ci urlopnicy, „nauczeni" należy- 
cie, stanęli następnie sami na czele czerni chłop- 
skiej i poczęli rabować. 
Jakkolwiek nie popłynęła tu krew tak obfi- 
cie, to jednak według urzędowego wykazu 
zabito 21 szlachty i oficyalistów, zrabowano 
92 dworów i dostawiono 144 „insurgentów". 
Krwawy Kok. 
145 
Oto spis — acz niekompletny — zrabowa- 
nych dworów i ofiar: 1) Biała Niżna, 2) Brzana 
(zamordowany Leon Woynarowiczf syn 
właścicielki, który właśnie powrócił do domu z aka- 
demii paryskiej. Nieszczęśliwego najpierw zbito 
okropnie a później sypano mu do gardła tłuczone 
szkło. Wkońcu strzaskano mu głowę o kamień. 
3) Bobowa, 4) Bruśnik (tu zamordowani zo- 
stali: Artur Rożen, leśniczy, Leon Gojski, 
rządca, Józef Zięba, policyant, Aleks. Mon- 
kulski, właściciel cząstkowy i Tomasz Dre- 
zi ń s k i leśniczy), 5) Dobra (zamordow. Eliasz T a- 
rasiewicz, justycyaryusz), 6) Jamna, 7) Jan- 
kowa, 8) Jasienna, 
9) Jastrzębia (tu zamor- 
dowano Juliana Niemyskiego, Piotra Biało- 
brzesk iego, pułkownika wojsk polskich, a wraz 
z nimi ekonoma i dwóch pisarzy). 10) Jeżów, 
11) Jodłownik (pobici okrutnie Konstanty, Mi- 
chał i Ludwik Romerowie, Adolf Tetmajer, 
Michał Piastasiński, Michał Podoski i Win- 
centy Struszkiewicz. Sześciotygodniowe dzie- 
cko, Gustawa, (dzisiejszy właściciel Zabełcza 
i poseł na sejm kr.), wyrzuciły baby z kołyski 
na dwór, aby pościel przetrząsnąć), 12) Kajną, 
13) Koszary, 14) Łososina (tu obito tak Jana 
Pieniążka, że w kilka tygodni umarł. Żonie 
jego Maryi z Dunikowskich przy ściąganiu 
pierścieni z palców obgryzano palce. Na nie- 
szczęśliwych napadnięto w kościele). 15) Mako- 
10 
146 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
kowica, 16) Młynne, 
17) Niecew (Jakób Ka- 
miński), 18) Nowalcówka, 19) Podole, 20) Osi- 
ków (Aleksander Kola L u bie niecki, były 
oficer austr., widząc nadciągające bandy chłopskie, 
a nie chcąc wpaść w ich ręce, zastrzelił się. 
W okolicy Limanowy Soter Wielogłowski 
z obawy utracił zmysły, zaś Franciszek Brze- 
ść i a ń s k i również się zastrzelił). 21) Skrzydlna, 
22) Stróże, 23) Stopnica, 24) Szczyrzyc, 
25) 
Tymbark, 26) Wałowa (tu napadli chłopi na 
dwór, kiedy właśnie zwłoki właściciela A. Ujej- 
skiego leżały na katafalku. Katafalk obalono, 
a dwór zrabowano). 27) Witowice, 
28) Wy- 
mysłów. 
F) Galicya 
wschodnia. 
Podobnie jak na zachodzie, czynną też była 
biurokracya i na wschodzie, a to tak dalece 
czynną, że jak później zobaczymy, już po rzezi. 
Krwawy Rok. 
147 
miejscach przyszło do poważniejszego starcia: 
w Horożanie, położonej w cyrkule samborskim 
i pod Narajowem w cyrkule brzeżańskim. Zanim 
jednak pomówimy o tych wypadkach, rzućmy 
okiem na stolicę kraju, Lwów, w roku 1846. 
Wiemy już, że w grudniu 1845 roku bawił 
tu Edward Dembowski, który miał zorganizować 
powstanie. . Bawił on tu mimo czujności władz 
dosyć długo i nawiązał rozległe stosunki wśród 
młodzieży akademickiej i rzemieślniczej. 
Przebrany za chłopa, żyda, księdza, Węgra 
roznoszącego płótna, lub w stroju kobiecym, 
umiał zawsze ujść policyi. W guzikach roznosił 
proklamacye rewolucyjne, a nawet był przez 
jakiś czas lokajem u br. Kriega i prawdopodo- 
bnie niejedną poznał tajemnicę. 
On to także zaciągnął się jako szeregowiec 
do pułku Nugent, a jego agitacya, jak to później 
ibaczymy, nie została i tu bez skutku, 
tarnowskiej zachęcano lud do krwawych czynów / 
Dembowski zawiązał we Lwowie komitet 
Jeżeli we wschodnich powiatach nie przyszło \ ewolucyjny. W skład tego komitetu weszli mię- 
"II \ T IrłllfTftHTAl lrnł-nnł-MA+łf -4-^ nrv r.lm 
/1-i .i -aM** . 
do tak krwawej katastrofy, to zasługą natury 
ludu i cliyba dlatego, że wśród urzędników 
niemieckich nie znalazł się drugi Breinl, któ- 
ryby metodę tarnowską należycie zastosować 
umiał. Że Saclierowi, Milbacherowi, Hietzger- 
nowi nie brakło dobrych chęci, o tem wobec 
dowodów, jakie mamy przed sobą, ani wątpić 
nie podobna. Z tem wszystkiem tylko w dwóch 
Izy innymi Maurycy Sikorski, Maryan Sro- 
czyński i Alojzy Boberski. W agitacyjnej zaś 
pracy pomagali im Karol Kaczkowski, Julian 
Gutowski, Kleofas Domaradzki. Pomiędzy tymi, 
którym Dembowski ofiarował kierownictwo ruchu 
we Lwowie, był na pierwszem miejscu dr. Fran- 
ciszek Smolka. Ten jednakże nietylko kiero- 
wnictwa nie przyjął, ale wprost oświadczył, że 
10* 
132 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
uważa powstanie w tej chwili za zgubne dla 
kraju i sprawy narodowej, że obowiązek pa- 
tryotyczny nakazuje mu przeszkodzić niewcze- 
snemu wybuchowi. 
Dembowski zagroził mu szubienicą. Ale nie 
przestraszyło to człowieka, któremu po kilku- 
letniem więzieniu, rok temu właśnie czytano 
wyrok śmierci... 
— 
„Ta groźba •— odparł — nie zmienia 
w niczem ani mego przekonania, ani mego po- 
stanowienia; być myże, że będę wisiał, natomiast 
pewien jestem, że uratuję od niechybnej zagłady 
młodzież i tych, którzy nie umieją się liczyć 
z istotnymi czynnikami obopólnego położenia"... 
Smolka miał stokroć racyę, chociaż nie wie- 
dział tego, że Sacher-Masoch nietyiko znał 
wszystkie przygotowania, ale miał kompletną 
listę spiskowych! 
Pomimo niepokoju jaki panował, pomimo 
drożyzny niebywałej, "karnawał lwowski w r. 1846 
należał do najświetniejszych. Nowiniarz Gazety 
lwowskiej tak witał rok nowy: 
„Skończył się tedy rok stary — zaczyna 
się rok nowy pełen nieodgadnionej przyszłości, 
miejmy nadzieję, że powodzie, nieurodzaje, 
a osobliwie ta dla nas mieszczanów tak nieznośna 
drożyzna, zostaną przeszłością wnet zapomnianą, 
a natomiast pogoda, słońce, bujne niwy i taniość, 
to najpiękniejsze marzenie klas ubogich, będą 
Krwawy 
Eok, 
149 
darem nieboszczykowskiego dziedzica, którego 
witamy". 
Pan Nowiniarz był nietylko sentymental- 
nym — zdobył się nawet na poezyę, zapowia- 
dając szereg balów: 
Zapusty idą. z niemi zabaw chwile, 
Z niemi poskoczny bieży także bal, 
Aby go przyjąć i powitać mile, 
Eadość nam hasłem, rzućmy troski w dal. 
Ale jak wiosna smutna jest bez kwiatu, 
Obraz nie świetny, kiedy nie ma ram... 
Tak też bal na nic nie przyda się światu, 
Gdy go nie wieńczy grono pięknych dam! 
Waszych to, panie, na to wdzięków trzeba, 
Aby śmiertelnik rozkosz życia znał, 
Wszak w dobry humor nawet ów pan nieba 
Puhar nektaru z rączek wdzieńkiń brał! 
Przytoczyliśmy umyślnie ten zabytek urzę- 
dowej poezyi, jako rzecz wartą poznania z cza- 
sów, kiedy o p. Mickiewiczu nie wolno było nic 
pisać w Gazecie lwowskiej. 
Początkiem karnawału były próby tańców 
w sali strzeleckiej i w sali Tyrego, czyli t. zw. 
jaskini weteranów, przy ul. Kurkowej. Wstęp 
kosztował 6 kr. m. k. W teatrze grywano w tym 
czasie „Ramiro, król Nawary", „Młyn dyabelski", 
„Tajemnice Paryża", 
„Przypadki sieroty" etc. 
W restauracyi Matuli odbywały się od czasu 
150 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
do czasu przedstawienia ekwilibrystów i atletów, 
znakomita winiarnia Edwarda Zilina, słynna 
z swycli wytrawnych win węgierskich, była miej- 
scem zboru konsyliarzy i mieszczan, a słodyczy 
dostarczały cukiernie Ehrbara, Hehnemana, Pas- 
synkowskiego i p. Rossi. 
Czas był prześliczny. Grudzień r. 1845 był 
niepamiętnie łagodnym — styczeń zaś 1846 zda- 
wał się zapowiadać przejście do wiosny. Ale 
jak zabawa miała wkrótce przemienić się w ża- 
łobę, tak ta fałszywa wiosna z końcem stycznia 
zmieniła się znów w ostrą zimę. Jak się w tym 
roku bawiono, niech wykaże następujące zesta- 
wienie balów: 
13. stycznif : Bal z loteryą fantową, urzą- 
dzony na strzelnicy (czysty dochód 650 zł m. k .) . 
14. Bal Tow. kasynowego w sali Tow. mu - 
zycznego. 
19. I . Reduta. 
21. Bal Towarzystwa dam dobroczynności 
(cz. dochód 851 zł. m. k.). 
26. II. Reduta. 
27. Bal Tow. strzeleckiego. 
28. Bal Tow. muzycznego. 
4. lutego: III. Reduta. 
8. Bal na dochód zakładów ochrony małych 
dzieci (cz. d. 470 zł m. k.). 
9. IV. Reduta. 
Krwawy Kok. 
151 
10. Bal na zwiększenie funduszu taniego 
chleba (doch. 410 zł. m . k ., 1 dukat, 5 rubli). 
15. Bal na dom ubogich (czysty dochód 
512 zł. m. k.). 
16. V. Reduta. 
17. Drugi bal Tow. dam dobroczynności (cz. 
d. 640), wreszcie, tej samej nocy, w której na 
Lisiej górze mordowało chłopstwo naszą młodzież 
tj. z 18. na 19. lutego — odbywał się we Lwo- 
wie drugi bal Towarzystwa kasynowego. 
Na balach tych grywano najulubieńsze pod- 
ówczas tańce, jak straussowskie walce, stra- 
dellowe kadryle, polki Tymolskiego i mazury 
Krasnopolskiego. Bale otwierały się zwykle 
polonezem. 
„Z miłą przyjemnością — pisze 
Nowiniarz G. lwowskiej — słuchaliśmy polonezów 
naszego Ogińskiego, których nerwowość i ro- 
dzinne dźwięki żywo nam przypominały czasy, 
w jakich je tworzył ten muzyk-wojownik". To 
jedyne zdanie, zdradzające w Nowiniarzu Polaka, 
jakio znaleźliśmy w całym roczniku Gazety 
lwowskiej. 
U arcyksięcia miały się odbywać bale co 
wtorku, jednakże przyjęcia te szybko ustały 
z powodu śmierci starszego brata arcyksięcia, 
arc. Franciszka IV., ks. Modeny, Massy i Ka- 
rary w dniu 21. stycznia. Lwów miał sposo- 
bność przyglądać się wspaniałym nabożeństwom 
z tego powodu, jak niemniej ceremonii pogrzebu 
152 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
arcybiskupa lwowskiego Franciszka de Paula 
Piscliteka, który zmarł w dniu 1. lutego. 
W styczniu, a mianowicie 31., odbyło się 
pierwsze posiedzenie c. k . galicyjskiego Towa- 
rzystwa gospodarskiego, które, spowodowało liczny 
zjazd szlachty i ożywiło niemało miasto. Zresztą 
zajmowano się wiele metodą leczenia, wynale- 
zioną przez Priesnitza — i głodem. Bo chleb 
był niesłychanie drogi. Bochenek 21 /a f. koszto- 
wał od 13 —16 kr. m . k . Wobec tego magistra; 
zawarł umowę z pewnym piekarzem, że c 
wtorku i piątku dostarczać będzie 2000 — 40CK. 
bochenków chleba razowego w 2 częściach z ży 
tniej, a w 1 z pszennej mąki, za co magistrat płacił 
od bochenka 9 kr. m. k. Bochenki te sprzeda- 
wano ubogim w kancelaryach łandwójtów po 
4 kr. m . k. Na ten cel obficie sypały się składki, 
a z uwolnień od życzeń noworocznych wpłynęło 
756 zł. m. k., 3 dukaty i 1 rubel, któremi za- 
opatrzono 211 rodzin... 
Powróćmy teraz do spiskowców. 
W niedzielę lub wtorek zapustny miał się 
odbyć bal u arcyksięcia. Na ten dzień nazna- 
czono wybuch. Spiskowi mieli aresztować wszyst- 
kich obecnych dygnitarzy i uderzyć na wojsko 
Wówczas jednooki, ale czujny Sacher-Masoch po- 
stanowił nie zwlekać dłużej i puścić swoją sforę. 
W nocy z 12. na 13. lutego uwięziono we Lwo- 
wie przywódców przyszłego ruchu w liczbie, 
Iirwawy 
Eok. 
121 
trzydziestu sześciu. Brutalnością swą wsławił 
się wówczas starszy komisarz policyi Kamieno- 
brodzki Makary, który schwytanych rzemieślników 
katował kijami i kazał obcinać jeden róg przy 
konfederatkach! Dowcip ten zyskał mu uznanie 
urzędniczego świata! 
Powstanie we Lwowie upadło — a w dniu 
20. lutego wiedziano już, acz niedokładnie, 
z prywatnych wiadomości o katastrofie w Tar- 
howskiem. 
Gazeta lwowska zachowywała o rzezi i wy- 
padkach krakowskich aż do 3. marca t. r . naj- 
zupełniejsze milczenie, natomiast w chwili, gdy 
'(już w ręku wszystkich były listy donoszące 
0 krwawym przebiegu rewolucyi, w dniu 24. lu- 
tego, jakby na ironię pojawiło się w niej „Obwie- 
szczenie", podpisane przez arcyksięcia Ferdy- 
nanda w dniu 18. (!) lutego, grożące karą śmierci 
tym, którzy w rozruchach udział biorą 
Dopiero w numerze Gazety lwowskiej z dnia 
3. marca znajdujemy wzmiankę o rozruchach, 
inapisaną w formie wysuce dyplomatycznej. 
-Wszystkie gminy poddańcze —• czytamy tam — 
powstały przeciw zbrojnym napadom powstańców 
1 walczyły z nimi odważnie także dnia nastę- 
pnego. Kilkaset powstańców zabrali chłopi i od- 
stawili do c. k . urzędu obwodowego. Wielu 
z nich w boju (!) to pokaleczono, to zabito. 
Podług nadeszłych wiadomości wydarzyły się 
154 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
niestety tu i ówdzie niektóre gwałtowności i łu- 
piestwa, których obrona przeciw gwałtowi nie- 
koniecznie wymagała; upewnić jednak możemy, 
że takie wydarzenia należały tylko do wyjątków 
i że tam nawet, gdzie się wydarzyły, winowajcy 
upomnieni o to od urzędników i osób wojsko- 
wych, po największej części spiesznie (!) do po- 
rządku wracali. Rząd tymczasem użył środków, 
aby dalszym wszelkim bezprawiom ile możności 
tamę położyć, jakoż przy tęgości (!) środków 
rządowych i dobrym duchu (!), który ogólnie 
tutejszy lud wiejski ożywia, ani wątpimy, że 
wkrótce wszędzie spokojność publiczna i porzą- 
dek przywrócone zostaną". 
Oto próbka kolosalnego łgarstwa urzędo- 
wego i tej periidyi, która później dyktowała 
sprawozdania o wypadkach galicyjskich, za- 
mieszczane w płatnych dziennikach niemieckich 
i broszurach drukowanych przez rząd, lub tegoż 
kreatury. 
Tymczasem w dniu pierwszego marca miał 
Lwów prawdziwie dantejski obraz. Od rogatki 
stryjskiej wszedł do miasta długi szereg wozów, 
eskortowanych przez żołnierzy. Byli to zabici 
i ranni w Horożanie. Rysy twarzy rannych były 
trudne do rozpoznania, gdyż twarze były czarne 
z pobicia, lub okryte szmatami. Każde mocniej- 
sze stuknięcie wozu o bruk wywoływało z piersi 
rannych okropne jęki. Wozy jechały szybko 
Iirwawy 
Eok. 
121 
przez plac Ferdynanda (dziś Maryacki) ku Bry- 
gidkom. Przechodnie z przerażeniem spoglądali 
na te wozy krwią zbroczone, na. ciała półżywe, 
nagie, zaledwie kocami żołnierskimi okryte. 
Lękali się jednak okazać współczucie nieszczę- 
śliwym ofiarom! Natomiast kobiety Polki mniej 
okazywały bojaźni i jedna z nich, nie zważając 
na groźby żołdactwa przypadła do wozów, wo- 
łając: „Nie bójcie się, Bóg was nie opuści!" Za 
chwilę zniknął ten transport w otwartej na oścież 
bramie Brygidek, gdzie leczono rannych, by 
dostarczyć jak najobfitszego materyałn sądom 
śledczym. 
Widziano także chłopów dowożących zabi- 
tych przed gubernium, a ponieważ powiedziano 
im, że tylko, za całego trupa płacić im się bę- 
dzie, przeto odcięte nogi i ręce przykładali do 
pierwszych lepszych zwłok, ażeby tylko całość 
utworzyć. 
Pomimo że powstanie w zarodku zostało stłu- 
mione, pomiędzy „beamteryą" lwowską panował 
strach niesłychany. Wielu spakowało rzeczy, 
ażeby módz natychmiast uciekać. Pan Romuald 
Turasiewicz, który czasy te we Lwowie pamięta 
doskonale, opowiadał piszącemu epizody pełne hu- 
moru na ten temat. Do tych należy fakt nastę- 
pujący: Pewnego dnia, już nad wieczorem, wpa- 
dają od strony Winnik leśniczy Grraas i właści- 
ciel restauracyi w Krzywczycach 'Weissman do 
156 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
miasta, 
z okrzykiem: 
„Die 
Polen 
kommen." 
Krwawy Bok. 
•owe, a do piechoty Festenburg siłą mocą pa- 
W jednej chwili całe miasto było w poruszeniuL0wał obywateli przedmiejskich. Milicya ta 
urzędnicy chowali się w mysie jamy, wojsko cał^iczyła około 900 ludzi. Otóż — cytujemy tu 
stanęło pod bronią i batalion jeden wyrnszyjjłowa G. lwowskiej 
— 
„gdy się z powodu 
w kierunku Łyczakowa. 
stotnej obawy, że wichrzyciele zamierzają także 
Tymczasem pokazało się, że alarm był fał-jw tem stołecznem mieście zaburzyć spokój pu- 
szy wy i że to były warty chłopskie, pełniącebliczny, okazała się potrzeba wzmocnić stano- 
straż z rozkazu Milbachera. W każdym raziewiska straży i przedsięwziąć inne środki ostro- 
Graas i Weissman okazali się „dobrze myślą-fcności, c. k . radca i burmistrz de Festenburg, 
cymi", wskutek czego niebawem — jak czytamyipułkownik zbrojnej milicyi miejskiej, pełnej pa- 
w Gazecie lwowskiej: 
tryotycznego zapału i bezwarunkowej przychyl- 
„J. C . K . Mość raczył najwyższem postano^ności dla sprawy austryac.kiego rządu, oświadczył 
wieniem z dnia 30. czerwca b. r . leśniczemujej imieniem z własnej chęci, że się przyczyni 
m. Lwowa Janowi Graas i tamtejszemu obywa-do utrzymania spokojnośei publicznej i podjął się 
telowi Janowi Weissmann za pełne zasług ich z niezmordowaną wytrwałością wyznaczonej tejże 
postępowanie podczas zamieszek w Galicy i, pier- milicyi służby..." 
wszenni nadać średni złoty, a drugiemu wielki 
srebrny cywilny medal honorowy na wstążce" 
Tableau! 
Niemniej historycznym epizodem tego krwa- 
wego dramatn jest sprawa milicyi miejskiej i jej 
odznaczenia. Na czele miasta, jako mianowany 
burmistrz, stał dr. Emil Gerard von Festen- 
burg, który zarazem był pułkownikiem milicyi. 
Milicya ta składała się ze strzelców (Tow. strze- 
leckie), z artyleryi, grenadyerów i piechoty.' Na 
czele strzelców, którzy składali się z najpowa- 
żniejszych mieszczan, stał kapitan Franciszek 
Tomanek — inne oddziały były mniej wybo- 
Co prawda, służba ta ograniczała się do od- 
bywania straży i patrolowania — najniepotrze- 
bniejszego w świecie; natomiast p. burmistrz na 
seryo bawił się w pułkownika Obok jego mie- 
szkania stała warta honorowa, odbywały się 
ciągłe raporty i rewie, wychodziły zmiany regu- 
laminu. W szlachetnym zapale chciał ^ nawet 
strzelcom przepisać- nowy regulamin, aż jalas 
poczciwy Niemiec, Weiss, zirytowany tem, zawo- 
łał: „Hola. panie komendancie, nasze regulaminy 
pochodzą jeszcze od królów polskich — i me 
damy ich zmieniać". 
Odbywały się także ciągłe 
parady i rewie; na jedną z nich przybył raz 
158 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
konno Krieg. Festenburg clicąc go uczcić, kazał 
dać jednej kompanii ognia. Kriega koń, nieprzy- 
gotowany na taką owacyę, przyklęknął ze stra- 
chu, a wszechmocny prezes gubernialny w całej 
swej postaci zleciał mu przez głowę i padł pla- 
ckiem przed przerażonym Festenbnrgiem. Milicya 
wybuchnęła śmiechem. Krieg zbeształ Festen- 
burga i już od tego czasu nie bawił się w woj- 
skowego inspektora milicyi. Tak to się bawiono 
w dzień w żołnierza — a wieczorami dzielni 
obrońcy rządu odpoczywali po trudach dnia 
w winiarni Zihna. Rzecz prosta, że to „patryo- 
tyczne i pełne zapału" poświęcenie się milicyi nie 
mogło zostać bez nagrody. Najpierw arcyksiążę 
wyraził mili yi swe uznaie, później przyszła po- 
chwała cesarska, później kasyno oiicerów urzą- 
dziło owacyę dla Festenburga. Pod przewodni- 
ctwem radcy magistratualnego, majora Kiery- 
czyńskiego, korpus oficerów milicyi ofiarował 
Festenburgowi kosztowny pałasz honorowy ze sto- 
sownym napisem, a kapitan Tomanek uczcił ten 
fakt stosowną mową. 
Ale nie tu jeszcze koniec nagrodom — bo 
oto burmistrz Gerard de i von Festenburg otrzy- 
mał tytuł i godność gubernialnego radcy, zaś 
kapitan strzelców Franciszek Tomanek, kapitan 
grenadyerów Eutymiusz Gusta, kapitan piechoty 
Józef Terenkoczy, strzelec Fr. Adamski, otrzy- 
mali wielkie złote honorowe medale na wstędze. 
Iirwawy Eok. 
121 
Udekorowanie nastąpiło z niezwykłą uroczysto- 
ścią, w sali ratuszowej w obecności dygnitarzy 
cywilnych, wojskowych i duchowieństwa, przy- 
czem Festenburg miał długą mowę na temat 
„Leopolis semper ftdelis" i „Owium Jides, pa- 
triae decus 
u 
. 
Dla uzupełnienia humorystyki 
przytoczymy początek i koniec artykułu Gazety 
lwowskiej — nadesłanego jej, jak zaznacza, „od 
k. magistratu lwowskiego". 
„Dzień wczorajszy jaśnieć będzie w roczni- 
kach naszej stolicy jako dzień najradośniejszego 
zdarzenia, albowiem w tym dniu sześciu w kor- 
pusie zbrojnej milicyi służących obywateli lwow- 
skich, orderami uroczyście obwieszonych zo- 
stało.' Najczystsze niebo przyświecało tej dla 
obywateli Lwowa tak zaszczytnej uroczystości, 
na którą cała milicya miejska pod dowództwem 
wego pułkownika wyruszyła". 
Taki początek. Potem opis uroczystości, a ko- 
ńec jak następuje: 
„Tak świetną nagrodę otrzymały wierne 
sługi tutejszych obywateli miejskich, a sala 
.atuszowa poświęcona została uroczystością, która 
w sercach obywateli Lwowa i najdalszych ich 
potomków w niewygasłej pozostanie pamięci". 
* 
* 
* 
Zaznaczyliśmy już, że tylko w dwóch pun- 
ktach Galicyi wschodniej przyszło do krwawych 
'294 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
starć: w Horożauie i w Narajowie. Jakkolwiek je- 
dnak i tu krew popłynęła, to jednak wypadki 
te miały inny charakter, jak rzeź w powiatach 
zachodnich. Tam zamierzono mordować i wy- 
mordowano szlachtę — tu podbechtano lud prze- 
ciw garstce powstańców. W czasie aresztowań 
we Lwowie udało się ujść jednemu z naczelników 
-spisku, a mianowicie Maurycemu Sikorskiemu 
technikowi, który w towarzystwie Maksymiliana 
Mullera, konceptowego praktykanta przy fisku- 
sie, i Józefa Waligórskiego, manipulanta 
zatrudnionego przy redakcyi Gazety hooioshiej, 
udał się w dniu 19. lutego do Horożany, wła- 
sności hr. Dulskich, gdzie mandataryuszem był 
Ferdynand Czaplicki, u którego bawił już 
jego brat Henryk, urzędnik lwowskiego magi- 
stratu. Ci udali się w dniu 20. lutego do Rumna 
do ks. Nahlika, gdzie bawił ks. Tomasz K i n- 
tzel, skazany w roku 1845 na karę śmierci, 
a potem ułaskawiony, tudzież Jan Waligórski, 
jeden z czynniej szych organizatorów powstania 
w Samborskiem. Porozumiano się ostatecznie 
i ułożono plan powstania, zabrano przygotowaną 
broń i ruszono z powrotem do Horożany. Tu 
już oczekiwał na spiskowych najmłodszy brat 
mandataryusza, Władysław Czaplicki, ekonom 
z Horwacza Mikołaj Buczyński i leśniczy z Ho- 
rożany Tadeusz Laszkiewicz. Ferdynand Cza- 
plicki powołał natychmiast do Siebie pisarza 
Krwawy Bok. 
295 
gorzelnianego Jana Kuziana i wójtów Dudkę 
z Ryczychowa, Dmytra Kuchara z Horożany 
i Jacka Pełecha z Nowosiółki. Zapowiedział im, 
że gminy ich mają się stawić nazajutrz, tj. 21. 
lutego o godzinie 7. rano. Wszyscy mężczyźni 
powinni przybyć, a szczególniej ci, którzy słu- 
żyli wojskowo. Nakazał im również, ażeby spro- 
wadzili dostateczną ilość fur i wzięli ze sobą 
żywność na dwa do trzech. dni. Chłopi wysłu- 
chali spokojnie i udali się wprost — do gr.-kat. 
parocha w Horożanie ks. Horodyskiego. 
Ten poradził chłopom, ażeby natychmiast 
udali się do Drohowyża i donieśli majorowi 
Eckertowi, że panowie chcą robić powstanie. 
Tak się'stało. Jacko Pełech tejże samej nocy 
pojechał i doniósł o stanie rzeczy Eckertowi, 
który polecił chłopom, ażeby powstańców przy- 
trzymali i schwytali, sam zaś wysłał konnego 
gońca do Lwowa, ażeby stamtąd wysłano odpo- 
wiednią siłę wojskową. Raport Eckerta przy- 
szedł do Lwowa 21. i tegoż dnia około południa 
zakomunikowany został arcyksięciu, który na- 
tychmiast wysłał zatrudnionego w swem biurze 
konceptowego praktykanta Sumpera z 50 ka- 
walerzystami, ażeby dokonał aresztowania win- 
nych. Niestety — przybył on za późno, już po 
krwawym dramacie... 
W dniu 21. zgromadzili się istotnie chłopi 
z czterech gmin dominium liorożańskiego na 
11 
162 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
dziedzińcu dworu mandataryusza. Było ich 2fl 
3000, a wśród chłopstwa niemało kobiet i 
Wszyscy oni byli już „oświeceni" przez k 
szowskiego, Dmytra Kucliara i Dudkę o 
rach panów. Kucliar objął rolę przewódcy 
kazał chłopom, ażeby zatrzymali „panów 
Krwawy Rok. 
163 
z Komarna Jan Bilewicz. Tych zamknięto 
•eszcie, tuż obok domu mandataryusza. 
idy spiskowi nie odpowiadali na zuchwałe 
ii Kuchara, postanowiono ich zmusić do 
nia broni. Wybito okna i dokoła dworku 
łono słomę; gdy związkowi odpowiedzieli 
do nadejścia wojska, a równocześnie, ażebf strzałami, zapałono strzechę, pozostawiając 
sztowali każdego, kto do wsi przyjedzie. sadzonym dwie drogi: śmierć w płomieniach, 
Czaplicki wyszedł do zgromadzonych i odfmieró 
Pod cepami. Gdy sufit domu zaczął 
im manifest, znoszący pańszczyznę i zachę 
włościan do udziału w ruchu narodowyn 
char odparł zuchwale, że chłopi nie bę 
przeciw cesarzowi i nie chcą mieć nic wspf 
61 
"^ rozpaczy 
z buntownikami. Na to odezwał się pon 
chłopstwem groźny szmer. Spiskowi zroz 
w tej chwili, że sprawa stracona i Cza 
wraz z Laszkiewiczem starali się uspokoić 
pów — ale napróżno. Podbechtywani prz< 
lopników, zajęli chłopi stanowisko wprost g 
a Kuchar zażądał od zgromadzonych, ażel 
poddali i pozwolili aresztować. 
Tymczasem warty chłopskie rozstawioi 
drogach aresztowały każdego, kto zbliżał 
wsi. W ten sposób wpadł w ich ręce Ti 
Łomżyński, dzierżawca Opar, i jego służąc 
zimierz Wajda, dalej Jan Bredemayer, 
ryusz ze Szczerca, ks. August Nahlik, prot 
z Rumna, ojciec mandataryusza Józef Czaj 
farmaceuta ze Lwowa Gracyan Łagoński i 
lalić, zdecydowali się zrozpaczeni wywalczyć 
odwrót i przedostali się z domu do aresztu, 
abarykadowano drzwi i broniono się znów 
Ale chłopi i ten budynek 
alili i zmusili nieszczęśliwych do wyjścia, 
ednej chwili rzuciło się chłopstwo na roż- 
nych, bo nie mających amunicyi, i w ciągu 
minut ubili cepami sześciu. Padli pod ra- 
chłopów: Jan Bilewicz, Jan Brede- 
er, mandatary.usz Ferdynand Czaplicki, 
*sz Laszkiewicz, Gracyan Łagoński 
izef Waligórski. Równocześnie zginął 
lysław Czaplicki, raniony śmiertelnie 
jadkowo przez swego brata Henryka. Nadto 
ycy Sikorski i Maksymilian Muller, 
y uciekli w kierunku lasu, widząc, iż nie 
zemście rozjuszonego chłopstwa, postanowili 
: sobie śmierć wzajemnie. Stanęli naprzeciw 
3, oparli o piersi karabiny i na dany znak 
strzelili. Sikorski zginął na miejscu — 
11* 
164 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Muller został ciężko raniony, ale później nj 
szedł do siebie i został osadzony w wiej ; 
Inni więźniowie przetrwali katusze — J 
zajutrz eskortowani przez chłopów i wyr 
ze Lwowa żołnierzy — odstawieni zostL 
Lwowa. 
Równocześnie z wypadkami w Horo 
rozegrała się scena pod Narajowem w Bn 
skiem. Tu działał Teofil Wiśniowski — { i 
kolwiek nie był on zwolennikiem natychm , 
wego powstania, to jednak wobec postanov 
rządu narodowego zajął się organizacyą. Ns 
polecenie zebrało się w karczmie zwanej 
gła" o pół mili od Narajowa około sześ 
sięciu spiskowych. Wiśniowski przedstawi 
obecnym jako komisarz rządu rewolucy, 
kazał złożyć przysięgę na wierność na złoż 
w krzyż szablach i proklamował póws 
Jako najbliższy cel wyprawy wskazał Nai 
gdzie miano opanować koszary kawaleryi 
żarów), zabrać broń i amunicyę, a riast 
uderzyć na Brzeżany. Ponieważ koszary 
dowały się w trzech miejscach, przeto 
1 
pi 
łono się na trzy oddziały pod dowództwen 
łych wojskowych. Ponieważ jednak oc'-Mi 
jeszcze na wielu spiskowych, którzy z' 
zamieci śnieżnych i złych dróg mogli 
źnić — przeto zwlekano przez kilka 
a 
z wymarszem. Skorzystał z tego żyd, 
? 
z 
Iirwawy 
Eok. 
121 
jący obok, nazwiskiem Aaron Leib Moor i przez 
posłańca uwiadomił znanego sobie karczmarza 
w Naiajowie Michała Fegyveres (ozdobionego 
późni 
medalem honorowym!) o zamierzonym 
zama u. Fegyveres uwiadomił o tem komen- 
danta szwadronu, rotmistrza księcia Lij we n- 
steina, który natychmiast wysłał patrol ku 
Krągłej. Patrol zderzył się z powstańcami i ga- 
lopem zawrócił do Narajowa, powstańcy zaś 
widząc, że ich zdradzono, ruszyli już wprost 
na miasto. Tu około cmentarza oczekiwał ich 
na czele szwadronu ks. Lowenstein i porucznik 
Sehimpf. Powstańcy uderzyli na huzarów: dwóch 
z nich padło na miejscu, pięciu zaś zostało 
lekko ranionych. Książę Lowenstein nakazał 
odwrót, a huzarzy tak dzielnie go wykonali, 
że się oparli aż o Brzeżany. Powstańcy widząc, 
że są w zbyt szczupłej liczbie, ażeby zaraz na 
Brzeżany uderzyć, pociągnęli ku Pomorzanom, 
gdzie mieszkał jeden ze związkowych ks. Szer- 
sznik i tu mieli oczekiwać na drugi oddział, 
który pod kierownictwem Ignacego hr. Komo- 
rowskiego, właściciela Chorobrowa, miał się ze- 
brać w Potutoracli. Oddział ten jednak wcale 
się nie zebrał — wobec czego Wiśniowski, wi- 
dząc 
możliwość dalszej akcyi, dał znak do 
się. 
sz 
Wiśniowski schronił się w Złoczowskie, 
rozL 
> : }c fantazyi, pomimo że za ujęcie jego, 
'294 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
podobnie jak za ujęcie Dembowskiego, wyzna- 
czona była nagroda w kwocie 1000 zł. Do pią- 
tego marca udało się Wiśniowskiemu ukrywać 
w Manojowie w pasiece Kazimierza Zamorskiego, 
który wraz z drugim właścicielem tejże wsi 
Baltazarem Szczuckim donosili mu pożywienie. 
Wiśniowski przebrany był za księdza. Tak 
ujrzał go chłop Iwan Budnik i naradziwszy się 
z bratem Atanazym i chłopami, odstawił go do 
cyrkułu. Tu Andrzejowski mniemanego księdza 
Benedykta Lewińskiego pozostawił na razie na 
wolnej stopie i Wiśniowski byłby może uszedł, 
gdyby nie denuncyacya jakaś, na podstawie 
której zesłano ze Lwowa urzędnika kryminal- 
nego Selleya, który poznał Wiśniowskiego i od- 
stawił do Lwowa. 
W innych okręgach Galicyi wschodniej nie 
przyszło do krwawych starć, dla dokładności 
jednak obrazu uważamy za stosowne przedsta- 
wić ruch powstańczy i w tej części kraju. Naj- 
więcej powodzenia zapowiadał ruch w górach 
samborskich, organizowany przez Leona M a- 
z urkiewi cza, Juliana Gosslara, Nikodema 
i Wincentego P r z e str z el skich, dzierżawców 
Turki, tudzież Alberta Przestrzelskiego, 
syna właściciela dóbr Komarniki. Przestrzelski 
utrzymywał stosunki ze sprzysiężonymi w '•>. - 
noku, a oddział w Turce był wcale liczny. 
Tymczasem w przeddzień wybuchu spiskowi zo- 
Krwawy Bok. 
295 
stali zdradzeni, a dowiedziawszy się, że starosta 
Hitzgern wysłał już przedtem silny oddział woj- 
ska do Turki, musieli zamiaru zaniechać. Jakoż 
istotnie przybył znaczny zastęp siły zbrojnej 
z protokolistą Kostheimem, który przez cztery 
dni przeprowadzał rewizye. Równocześnie na koszt 
zarządu dóbr kameralnych utworzono liczne 
i silne oddziały urlopników pod dowództwem 
przeważnie strażników finansowych. 
Nie udało się także powstanie w Stani- 
sławowie, które wybuchnąć miało w chwili, 
gdy robotnicy zatrudnieni w fabryce cukru 
w Tłumaczu podstąpią pod Stanisławów. Orga- 
nizacyą wśród robotników, których było do 600, 
zajmowali się bracia Ludwik i Franciszek Elia- 
siewicze. Jednakże, mimo wszelkiej ostrożności, 
przygotowania nie uszły oka starosty Lorenza, 
który nie należał wprawdzie do wybitnych urzę- 
dników administracyjnych, ale miał znakomite 
zdolności policyjne. 
W złoczowskim cyrkule zebrali się w dniu 
21. lutego spiskowi w zamku podhoreckim, 
w mieszkaniu Seweryna Wszelaczyńskiego, se- 
kretarza hr. Rzewuskiego. Stawiło się ich około 
trzydziestu. Zamiarem ich było uderzyć pod do- 
wództwem Waleryana Kossakowskiego na ko- 
szary kawaleryi w Olesku i Białym kamieniu — 
rozbroić załogę, zyskać broń i amunicyę i pójść 
następnie na Złoczów. Jednakże szczupła liczba 
168 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
spiskowych i postawa chłopstwa, tudzież zdrada 
żydów — uniemożliwiły plan ten zupełnie. 
W Tarnop olskiem działał — głównie 
między młodzieżą Dymitr Czubay, obok niego 
zaś Adolf Rozwadowski i czeladnik krawiecki 
Mateusz Zdunikowski. Dla obywatelstwa cen- 
tralnym punktem zboru był Zakrzew, własność 
Władysława Dombskiego. O działalności spi- 
skowych w Tarnopolu mamy najmniej wiado- 
mości i znamy tylko doniesienie do gubernium 
starosty tarnopolskiego Sachera z dnia 1. marca 
1846, w którem zapewnia, że zamach na 
Tarnopol miał być wykonany w dniu 28. lu- 
tego, ale że potrafił go odpowiednimi środkami 
powstrzymać. 
Że jednak tu nie brakło na palnym mate- 
ryale i że tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi 
okoliczności przypisać należy, iż katastrofa nie 
przybrała szerszych rozmiarów, dowodem zamor- 
dowanie przez chłopów Samuela hr. Golejew- 
skiego, właściciela dóbr Hlibowa, i dwóch 
jego oficyalistów. 
W Czortkowie, jak donosi raport tam- 
tejszego starosty Wilhelma Kriega v. Hoch- 
felden z dnia 26. lutego, panował spokój Nato- 
miast w cyrkule tym pp. Henryk Górski 
i mandataryusz Cichocki przygotowywali po- 
wstanie. Puuktem zbornym miał być Czerwo- 
Iirwawy Eok. 
121 
nogród, własność ks. Ponińskiego, celem atako- 
wania Zaleszczyk. Tymczasem obu spiskowców 
zdradzonych przez wójta Tymka Winniczuka 
raesztówano 
na 
dwa dni przed 
wybuchem 
powstania. 
VI. Galicya po rzezi. 
(Walka o Kraków. 
— 
Benedek. 
— 
Upadek powsta- 
nia. 
— 
Pismo Papieża. 
— 
Pacyfikacya. 
— 
Rząd 
a chłopi. 
— 
Duchowieństwo i szlachta). 
Skreśliwszy tak obraz nieszczęśliwych usi- 
łowań stronnictwa narodowego w Galicyi, uwa- 
żamy za stosowne — zanim o skutkach tego 
dramatu krwawego w naszym kraju pomówimy — 
zwrócić się ku innym ziemiom Polski i przypa- 
trzeć się przebiegowi rewolncyi lutowej tamże. 
Jakkolwiek główne nici całej akcyi skupiały się 
w Poznaniu, to jednak centralnem ogniskiem 
całego ruchu miała być stara stolica Piastów 
i Jagiellonów. 
W Krakowie przygotowywali wybuch Cro- 
szkowski, Tyszowski i Alcyato, w okolicy zaś 
działał Dembowski. Przygotowania te były tak 
widoczne, że rezydent austryacki Palmrode we- 
zwał komendanta Podgórza jenerał-majora Collina 
do zajęcia Rzeczypospolitej. 
W dniu 18. lutego, o godzinie 8. rano, 
wkroczył Collin na czele dwóch batalionów pie- 
choty, dwóch szwadronów szwoleżerów, ogółem 
Krwawy Bok. 
171 
840 ludzi i trzech dział do Krakowa, który 
zachował się zupełnie spokojnie. Równocześnie 
z wkroczeniem Austryaków opuścił Alcyato mia- 
sto, a cały kierunek ruchu pozostawił dwom 
towarzyszom. 
Powstanie wybuchnąć miało o świcie w dniu 
21. lutego; tegoż dnia istotnie związkowi w sile 
około 400 ludzi uderzyli na Collina, który 
miał po połączeniu się z milicyą przeszło 1000 
ludzi. Walka trwała od 4. rano do 8., 
poczem 
powstańcy musieli się cofnąć na Kleparz. Col- 
lin — jak się zdaje, — zbałamucony doniesie- 
niami szpiegów obawiał się ich ścigać i po- 
przestał na tem, że żołnierzom swym pozwolił 
strzelać bezbronnych ukazujących się na ulicach. 
Kilkanaście osób (były między niemi dzieci i ko- 
biety), zostało zabitych. Celem przywrócenia spo- 
koju zawiązał się komitet z Józefem hr. Wo- 
dzickim na czele, który jednakże już nazajutrz 
się rozwiązał. 
W dniu 22. lutego stali Austryacy od świtu 
w pogotowiu; zabroniono dzwonić i zatrzymano 
wszystkie wieżowe zegary. O godzinie 6. Collin 
•obawiając się, że siły powstańców wzrosty, zo- 
stawia tylko 80 ludzi dla utrzymania straży, 
z resztą zaś cofa się na Podgórze, niszcząc 
równocześnie post łączący oba miasta. 
Tegoż dnia o godz. 8 . zawiązuje się rząd 
narodowy, w skład którego weszli: 
172 
Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
Tyszowski Jan, Grzegorzewski Aleks., G 
kowski Ludwik, a jako sekretarz Rogawski 
roi. Rząd ogłosił natychmiast protokół zaw 
nia się, manifest do narodu z podpisami 
ków i ustawę rewolucyjną. Lecz i ten rząd' 
rodowy niebawem, bo już 23., rozwiązał się; 
browolnie. składając władzę w ręce dyktć 
Tyszowskiego. Fakt ten wywołał protest 
strony prof. Michała Wiszniewskiego, który 
wet na chwilę przywłaszczył sobie dyktato 
władzę, za co przez trybunał rewolucyjny z< 
skazany i wyjęty z pod prawa. 
W dniu 23. lutego Collin odciągnął ku 
do wicom, skutkiem czego oddział krakusów' 
Skarżyńskim Erazmem na czele zajął Podg< 
Również zajętą została przez Dembowsk 
Wieliczka, której administrator radca dworu 
Blagay umknął na pierwszą wieść o po wsta' 
Równocześnie wysłał dyktator Suchorzewsk 
z pięciuset ludźmi na terytoryum galicyjskie 
Tu nastąpiła katastrofa. 
W dniu 25. lutego znalazł się Suchorze\ 
pomiędzy Książem i Gdowem, na czele swej' 
uzbrojonej garstki — a w drodze spotkał r* 
larne wojsko pod wodzą majora Benedeka, k: 
się tu splamił rzezią. Stał on na czele' batał 
pułku Nugent i szwadronu szwoleżerów, a] 
byli niepotrzebni, bo Benedek wlókł za 
liczne tłumy czerni chłopskiej, dobrze uzbro 
Kiwawy Rok. 
173 
nadto wystarczającej do zgniecenia garstki 
tańców. To też pod Gdowem nie było 
zki, ale formalna rzeź. Po kilku strzałach 
fo się chłopstwo na nieszczęśliwych i mordo- 
ich z bezprzykładną srogością. Gdy jeden 
cerów zbliżył się do Benedeka z przedsta- 
iem, że dość rozbroić i aresztować powstań- 
a nie mordować, odrzekł major obojętnie: 
e sollen mich die Bauera yerstehen, wenn 
ihnen auch sagen wollte, sie sollen der 
\qerei ein Ende mac/ien... 
11 
Dhłopów wynagrodzono pieniędzmi i solą, 
sdek mianowany został pułkownikiem i otrzy- 
order Leopolda! Czy też w krwawych dniach 
5 r., kiedy do ruiny doprowadził monarchię 
•yacką, nie stanęło mu przed oczyma widmo 
rzezi gdowskiej?... 
Niedobitki gdowskie przyniosły do Krakowa 
iną wieść o rzezi i nadciągającem chłopstwie, 
sowski z Dembowskim nakłonili księży, ażeby 
esyą ruszyć ku Wieliczce dla uspokojenia 
uągającej czerni. Znów sentyment bez cienia 
[tyczności... Zaledwie procesya, na której 
e obok księży szedł w sukmanie ubrany 
bowski, minęła Podgórze, a już wkroczyli 
, Austryacy. Na widok procesyi Collin dał 
i do bitwy i znów rozpoczęła się rzeź bez- 
nych... Padł Dembowski, ów nieszczęśliwy 
Ciebie i kraju marzyciel-demagog, padł ks. 
174 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Solarski — a cały plac przed kościołem zapeł- 
niony był rannymi i trupami... W trzy dni po- 
tem Kraków został zajęty. 
Tyszowski widząc niemożność utrzymania 
się, przekroczył na czele oddziału 1300 ludzi 
granicę pruską. Tu aresztowano go, a następnie 
osadzono w Konigsteinie, gdzie przebywał po 
koniec r. 1846. Później odstawiono go do Try- 
estu, a stąd pozwolono odpłynąć do Ameryki. 
We wrześniu 1847 r. ogłosił Tyszowski 
w nowojorskiem piśmie „Deutsche Schnettpost" 
oświadczenie, w którem zbija czynione mu za- 
rzuty i opisuje udręczenia, jakich mu nie szczę- 
dzono w Konigsteinie. Ponieważ Tyszowskiemu 
zarzucały gazety austryackie, że na jego utrzy- 
manie rząd musiał jeszcze łożyć — przeto były 
dyktator tak odpowiada: 
Gdy mię uwięziono w Dreźnie, odebrano mi 
20.000 zł. w srebrze i 400 dukatów; była to 
kasa rewolucyjna. Prócz tego miałem około 
1500 zł. własnych. W rynsztunku odebrano mi 
rzeczy wartości około 1000 zł. i nic z tego nie 
zwrócono. Dwór mój w Galicyi za zezwoleniem 
rządu zrabowano mi doszczętnie —• za to wszystko 
wyznaczył mi rząd na podróż do Ameryki wraz 
z chorą żoną i trojgiem drobnych dzieci 553 
dolarów..." 
Tyszowski był człowiek bardzo zacny, nader 
prawy — niestety nie dorósł do stanowiska, na 
jakie wypadki go powołały. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
W innych ziemiach Polski nie zbrakło ofiar. 
Królestwie szlachetni synowie Ojczyzny uka- 
i zostali szubienicą, w Prusiech zapełniono 
i więzienia. Powstanie upadło! 
Rozbudzona sztucznie wściekłość ludu nie 
t się tak łatwo uspokoić, jakkolwiek sprawcy 
istrofy, widząc cel swój osiągnięty, usilnie 
ali się o to, wzywając nawet pomocy poni- 
>ego dotychczas systematycznie duchowieństwa, 
iaką zaś perfidyą starała się biurokracya 
iąść ze siebie dosyć wcześnie możliwe podej- 
lia, świadczą wypadki następujące. 
Breinl, główny podżegacz do rzezi, który 
początkach lutego jeszcze zapewniał guber- 
n, że się obejdzie bez posiłków, który nie 
zedł nawet za przykładem innych starostw 
ie skoncentrował w mieście straży skarbowej 
kręgu, który w porozumieniu z jenerałem 
llichem zaniedbał nakazanego powołania 
>pników — ten sam Breinl w dniu 20. lutego, 
już więzienia były zapełnione, a trupy 
lem leżały, uczuł niesłychaną obawę przed 
'stańcami i wystosował do gubernium spra- 
;danie 1. 667, w którem przedstawia siły po- 
ańców jako bardzo groźne i domaga się, 
-przewidywaniu napadu na Tarnów, znacznego 
dększenia sił zbrojnych: „Ich bitte bei allem, 
? heilig ist, die Gamison von Tarnów be- 
:'md 
su verstdrken, 
und die Truppen 
<, t — die Infanterie 
auj Wcigen — lńeher 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
stu befórdern, 
sonst ist die Sache der In- 
surgenten geioonnen, und ganz Galizien folgt 
dem Beispiele/" 
W dalszym ciągu podnosi 
wierność chłopów, którym państwo i kraj jedy- 
nie — dotychczas — ocalenie zawdzięcza. Za- 
wiadamia dalej o odezwie, jaką zamierza wydać 
wspólnie z Crollicliem i prosi o zezwolenie na 
ogłoszenie stanu oblężenia. Cel, w jakim pismo 
to zostało wysłane, jest tak jasny, że określać 
go bliżej nie potrzeba. Tą samą myślą kierował 
się ów siepacz, gdy — jakby na ironię — 
wydał w tymże samym dniu, a mianowicie dnia 
20. lutego (Hornung!) następujący „Aufruf". 
„Ludzie źle myślący wywołali (!) w osta- 
tnich dniach zajścia, które do wysokiego stopnia 
rozdmuchały namiętności, a które nietylko wy- 
dają się dla wewnętrznego spokoju niebezpie- 
cznemi, ale wstrząsają do głębi każdem czują- 
cem sercem (auch jedes fiihlende Her z in dem 
Grund erscliiittern). Ponieważ nie można tak 
nagle i na wszystkie strony użyć środków celem 
zapobieżenia siłą temu stanowi rzeczy, przeto 
wzywamy 
wszelkie stany, panów, księży, 
urzędników krajowych, obywateli i poddanych — 
nakazując im równocześnie najzupełniejszą ule- 
głość — ażeby zachowali się spokojnie i wszel- 
kich gwałtowności unikali". 
Tarnów 20. lutego 1846. 
Albert Gro/licfi 
Breinl 
c. k. m . polny porucz. dywizyoner. 
starosta. 
Krwawy Bok. 
177 
Charakterystycznem jest, że w piśmie do 
gubernium mówił, iż w odezwie swej grozi 
ewentualnym stanem oblężenia — a faktycznie 
nie czyni o nim wzmianki. 
Od tej podstępnej biurokratycznej elukubra- 
cyi, jakże odbijają pełne bolu i żalu słowa ks. 
biskupa Woytarowicza, który również dnia 20. 
lutego wydał następujący list pasterski: 
„My Józef Grzegorz z Bożej łaski i woli 
stolicy świętej biskup tarnowski, oznajmiamy 
wiernym naszej, dyecezyi łaskę Bożą i nasze apo- 
stolskie błogosławieństwo. Chrystus pan nakazuje, 
ażebyśmy miłowali bliźnich naszych, a nawet 
nieprzyjaciół naszych, ażebyśmy najcięższe obrazy 
darowywali, a nawet tym, którzy nam źle czy- 
nią, dobrze czynili, to znaczy za złe dobrem 
odpłacali. Straszno pomyśleć, że wyście wbrew 
temu przykazowi Zbawiciela dali się porwać 
w dzikiem zaślepieniu do bezgranicznych okru- 
cieństw. Całe mnóstwo niewinnych ludzi poranio- 
nych lub zabitych. Pomnijcie, o drodzy bracia, 
że krew niewinnych podnosi krzyk do nieba 
i że Bóg wszechmocnie władnący światem, od 
którego pochodzą klęski powodzi, nieurodzajów 
i głodu — Bóg ten z bezwzględnę sprawiedli- 
wością karać was będzie za ten mord braci 
w tem i w przyszłem życiu! 
Ufając, że władze cywilne i wojskowe uczy- 
nią wszystko celem przywrócenia porządku 
12 
178 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
i spokoju, rozkazuję wam w imię Boga, naszego 
Pana i Zbawcy — od którego błogosławieństwo, 
odpuszczenie grzechów i przyszła tam w niebie 
szczęśliwość zależy — zróbcie pokój między 
sobą! 
Powracajcie do waszych domów, spełniajcie 
swe obowiązki i błagajcie kornie Pana, aby wam 
wybaczył w niewyczerpanej dobroci swojej. 
Nawołuję wszystkich, a przed wszystkimi 
tych, którzy w gminie poważne zajmują stano- 
wiska, by starali się umysły wzburzone uspo- 
koić, boć to obowiązek zarówno wobec Boga, 
jak wobec władz przełożonych. 
A wy, drodzy w Chrystusie bracia, których 
obowiązkiem prowadzić powierzone wam owie- 
czki do Zbawienia i strzedz twierdzy Zbawiciela, 
jako aniołowie pokoju, ogłoście to pismo naszym 
dzieciom, upominajcie do spokoju i posłuszeń- 
stwa. Niechaj was wiecznie otacza pokój i bło- 
gosławieństwo naszego Zbawiciela. 
Tarnów 20. lutego 1846. 
f Józef Grzegorz. 
List ten bardzo nie podobał się p. Breinlowi 
i urzędowym historykom owej doby, którzy nie 
szczędzą biskupowi zarzutów. 
Z jaką perfidyą usiłowano dosyć wcześnie 
obałamucić opinię europejską, jak rząd Metter- 
nicha nie wahał się używać najpodlejszych kro- 
Krwawy Bok. 
227 
ków, dowodem tego fakt następujący. W prze- 
widywaniu już rzezi oskarżono w Rzymie du- 
chowieństwo polskie, że nietylko nie dosyć silnie 
działa przeciw rewolucyonistom, ale nawet z nimi 
sympatyzuje. Pod naciskiem posła austryackiego 
chory papież Grzegoż XVI. dał się okłamać 
i wystosował list do wszystkich biskupów gali- 
cyjskich, datowany 27. lutego 1846. List ten 
jako ważny dokument przewrotności biurokracyi, 
która go kazała ogłosić jako list wyłącznie do 
biskupa tarnowskiego 
skierowany, podajemy 
w dosłownem brzmieniu: 
„Papież Grzegorz XVI. 
wielebnemu bratu 
Józefowi biskupowi tarnowskiemu 
— 
pozdro- 
wienie i apostolskie błogosławieństwo. 
„Pośród ciężkich trosk i niemałych smutków, 
które nas przygniatają i dręczą w wielkiem 
dzisiejszem zamięszaniu świata chrześcijańskiego, 
dowiedzieliśmy się z boleścią, że i w krajach 
tych podległych najmilszemu naszemu synowi, 
Cesarzowi austryackiemu, Apostolskiemu węgier- 
skiemu Królowi i Królowi czeskiemu, przedsię- 
wzięto niegodziwy spisek przeciwko panowaniu 
najjaśniejszego tego książęcia: spisek tajemnie 
knowany zabiegami tych ludzi, którzy w smu- 
tnych teraźniejszych czasach, idąc jedynie za 
swemi żądzami, wzburzeni bezustannie jak fale 
morskie, gardzą wszelkiem panowaniem i bluźnią 
przeciw majestatowi tronu; tych ludzi, którzy 
19* 
180 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
będąc podstępnymi sprawcami kłamstw i podejść, 
pod pozorem dobra publicznego, nadużywają 
bezbożnym sposobem religii i usiłują oszukać 
niedoświadczone umysły tłumu, wprowadzić go 
w błąd i wzbudzić rokosze, celem obalenia, jeśli 
można, praw i porządku wszelkiego państwa. 
Wielebny bracie, ważna ta i smutna wiadomość 
zmartwiła nas niezmiernie, albowiem wiadomo 
nam, jak jest wielką pobożność najjaśniejszego 
tego księcia, który dobrze się zasłużył Stolicy 
Apostolskiej, który wspiera religię katolicką 
w swych krajach, starannie broni wyznających 
ją i całą swą mocą wspiera pomyślność ludności. 
Tem więcej jesteśmy zasmuceni, żeśmy się do- 
wiedzieli, iż wielu duchownych było nędznie 
uwiedzionych złemi radami i intrygami uwodzi- 
cieli i że nawet kilku proboszczy ośmieliło się 
w sprawie tak ważnej odstąpić od swych obo- 
wiązków. 
„Przekonani jesteśmy, wielebny bracie, że 
będziesz się starał pasterskiem twem wezwaniem 
ustrzedz waszych wiernych od sideł zwodniczych, 
utrzymać ich w zachowywaniu przepisów religii 
katolickiej i w dochowaniu wierności panują- 
cemu, ulegając mu nietylko z bojaźni, ale i z roz- 
kazów sumienia i wykonując należne mu posłu- 
szeństwo. Przesyłamy wam wszakże list niniejszy 
dlatego, abyście z większą jeszcze gorliwością 
wykładali waszym owieczkom świętą naukę po- 
Krwawy Bok, 
181 
słuszeństwa, które każdy poddany winien jest 
sumiennie dochować najwyższej swej zwierzchno- 
ści, a to nietylko podług zdania św. Pawła 
apostoła, ale nawet podług przepisów boskiego 
księcia pasterzy. 
„Nie omieszkajcie przedewszystkiem przy- 
wołać do obowiązku tych duchownych, którzy 
nie pomnąc na swe zobowiązania się i na swą 
godność, śmią mieszać się do ruchów rokosznych; 
nigdy nie przestawajcie zachęcać i zapalać wa- 
szego duchowieństwa, aby pomnąc na swe powo- 
łanie, pomnąc na urząd, który od Pana odebrało, 
dokładało wszelkich starań, tak przez uczynki, 
jak słowami i przykładem, ku oddaleniu chrze- 
ścijan od zdradzieckich spisków rokoszan, aby 
jawnie ich nauczało, że wszelka władza pochodzi 
od Boga, i że nie można gwałcić tego boskiego 
przepisu bez popełnienia grzechu, chyba w razie, 
jeśliby rozkazywano coś przeciwnego prawom 
boskim i kościelnym. Nie wątpimy, wielebny 
bracie, o gorliwości, z jaką wspierać będziecie 
nasze życzenia i nasze rady, usiłując, aby wierni 
poruczeni waszej pieczy, brzydzili się i unikali 
szaleństwa umysłów zaciemnionych, bezbożnych 
ruchów i zwodniczych usiłowań ludzi burzli- 
wych, i aby dochowywali, podług nauki kościoła 
katolickiego, wszelkiej czci i posłuszeństwa 
najjaśniejszemu swemu książęciu. W oczeki- 
waniu oświadczamy i powtarzamy niniejszem 
182 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
szczególną naszą życzliwość, z jaką jesteśmy 
ku wam i dajemy wam apostolskie błogosła- 
wieństwo z całem wylaniem serca, życząc oraz. 
abyście wy i wasi wierni zażywali prawdziwej 
szczęśliwości. 
„Dan w Rzymie, u Świętego Piotra, 27. lu- 
tego 1846 roku, szesnastego roku naszego pa- 
piestwa". 
f Grzegorz P. P. XVI. 
Rządowa prasa nie omieszkała wyzyskać 
tego nieszczęśliwie napisanego listu i wyczytała 
w nim nietylko potępienie duchowieństwa, ruchu 
rewolucyjnego, ale i aspiracyi polskich. Prasa 
ta ośmieliła się w bezczelności swej posunąć 
do tego stopnia, że prawie wyraźnie twierdziła, 
ze ojciec św. wydał list, wiedząc już o tem, 
co zaszło w Tarnowskiem, 
że przeto w liście, 
jego mieści się pośrednio pochwała dla biuro- 
kracyi i chłopów za ich wierność. 
Było tego już za wiele nietylko dla obu- 
rzonej Europy, ale i dla sfer duchownych. To 
też katolicki dziennik Uniuers, używany do ofi- 
cyalnych oświadczeń, wystąpił przeciw tym twier- 
dzeniom bardzo ostro i zakończył artykuł nastę- 
pującą uwagą: 
„Wstrzymujemy się od wszelkiego komen- 
tarza, ale pozwalamy sobie tylko nadmienić, że 
ojciec św. podpisał w dniu 27. lutego pomieniony 
list tylko w tym zamiarze, by zapobiedz po- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
wstaniu, któremu każda chrześcijańska dusza 
byłaby sobie dzisiaj za szczęście miała, gdyby 
mu była mogła przeszkodzić. Ale wiadomość 
o insurekcyi 
nie mogła była pod żadnym wa- 
runkiem clojść już wówczas do Rzymu. 
Insu- 
rekcya wybuchła w dniu 20. lutego, wiadomość 
0 tem mogła przyjść do Wiednia najprędzej 22. 
Ponieważ zaś najspieszniejszy goniec na prze- 
bycie drogi z Wiednia do Rzymu potrzebuje 
dni ośm, przeto, gdyby wszystko szło było 
a tempo — wiadomość o powstaniu w Rzymie 
nie mogłaby być prędzej, jak 2. marca. 
Pismo to więc było naprzód zamówione. 
Rozmyślnie fałszywie przedstawiono Ojcu św. 
stosunki w kraju, a korzystając z jego zaufania, 
chciano je wyzyskać! 
Że tak jest, świadczy o tem nota Metter- 
nicha, wystosowana 18. lutego do rządu francu- 
skiego, w której „proroczo" wyraża obawę, że 
rewolucya polska wywoła groźne zamieszanie 
socyalne, gdyż lud gotów upomnieć się o swe 
krzywdy! 
Z drugiej strony, dzienniki urzędowe lub 
stojące na żołdzie Metternicha, w pierwszej zaraz 
chwili umiały „jasno" przedstawić stan rzeczy. 
1 tak Oesterr. Beobachter z 23. lutego pisze: 
„Spisek był szeroko rozgałęziony, a przez pe- 
wien rodzaj terroryzmu wszyscy, co tylko pol- 
skim mówią językiem, mieli być przymuszeni 
184 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
do wzięcia udziału w tej walce. Ktoby tego nie 
uczynił, jako też każdy urzędnik i każdy Nie- 
miec mial być zamordowany. (!) Dzięki wier- 
nemu, mężnemu ludowi galicyjskiemu uniknęło 
się przerażającej katastrofy..." 
Wiener Ztg. w tym czasie zamieszczając 
kłamliwy opis wypadków w Tarnowie, redukując 
liczbę zabitych do kilku, przyznaje jednak, że 
widok transportu zabitych i rannych był okropny, 
ale „man konnte es den Lanclleuten, bei denen 
die edle Grundidee łiervorleuchtete, so schreck- 
liches Verderben vom Lande abzuhalten, 
nur 
zum Guten rechnen... 
W numerze 60. Wiener Ztg. czytamy, że 
w cyrkułach sanockim, jasielskim, sądeckim, po- 
dobnie jak w rzeszowskim i bocheńskim „ver- 
theidigen die Landleute die Sache der Regie- 
rung und verliai'ten (!) die Aufwiegler" 
— 
w numerze zaś 61. woła z radością: „In allen 
Kreisen hat sich die Yolksstimme gleich aus- 
geśprochen". 
Tymczasem ta „ Volksstimme 
u 
zaczynała być 
fatalnie głośną i nie bardzo miłą rządowi. To 
też od pierwszego marca czytamy we wszystkich 
tubach urzędowych, 
„że arcyksiążę Ferdynand 
d'Este w podróży swej do Tarnowa, dokąd 
wyjechał w dniu 5. marca, witany był przez 
zupełnie „uspokojoną" ludność z niezwykłym 
entuzyazmem..." 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Niestety! Uspokojeni byli tylko ci, którzy 
padli pod razami chłopstwa, konali od ran w szpi- 
talach lub siedzieli w więzieniach! 
Tak jest! Pomimo wszelkich zapewnień urzę- 
dowych i półurzędowycli, kraj nie był wcale 
spokojny, chociaż już w dniu 25. lutego ogło- 
szono w Tarnowie i sąsiednich okręgach stan 
oblężenia... W dniu 28. lutego wystosował Breinl 
do gubernium sprawozdanie (1. 345), w ^ któ- 
rem donosi o swych czynnościach. Podnosi on, 
że ludność jest spokojną, chętnie (?) zwraca 
zrabowane przedmioty (!!), ale wyraźnie oświad- 
cza, że o jakiejkolwiek pańszczyźnie nikt nie 
myśli, zasłaniając się tein, że skoro _ stanęli 
w obronie cesarza, powinni przynajmniej dostać 
to, co im obiecywali powstańcy, gdyby się z nimi 
połączyli. (!) Że chłopi zajęli z kolei groźne 
stanowisko i hardo stawili się urzędnikom,, 
z którymi niedawno fraternizowali, dowodem 
tego odezwa Breinla z 2. marca 1846 r. 1 . 360, 
w której w myśl pisma gabinetowego z 26. lu- 
tego 1846 r. allen Unterthanen unter An- 
drohung der strengsten Strafen rozkazuje za- 
chować się spokojnie, nie popełniać gwałtów, nie 
wpadać na obce terytorya, zakazuje burzyć 
dwory, domy mieszkalne i budynki gospodarskie 
i poleca powrócić do roboty, według obowiązu- 
jących ustaw. 
186 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Równocześnie rozesłano silne patrole po ca" 
łym kraju, ustanowiono w miejsce zabitych — 
prowizorycznych mandataryuszów, a nieposłu- 
sznych „wiernych poddanych" okładano „po 
ojcowsku" kijami. Oprócz tego Breinl — jak 
świadczy Sala — udawał się do Szeli, ażeby ten 
naglił chłopów do roboty. 
Ale ugasić pożar było trudniej, jak go 
wzniecić. Szlachta albo wymordowana — albo 
w więzieniu, duchowieństwo pozbawione wpływu, 
urok władzy złamany — wszystko to rozzu- 
chwalało czerń. To też długie jeszcze tygodnie 
widziano pożary i słyszano o morderstwach. 
Chłopi, którym urzędnicy obok kijów nie szczę- 
dzili i dalej „należytych" uwag, odgrażali się, 
że wymordują wdowy i dzieci dziedziców, zaj- 
mowali dworskie grunta, dzielili się nimi i nie 
myśleli ustępować nawet przed siłą. Bitki mię- 
dzy wojskiem a chłopami były czem raz częstsze. 
Równocześnie zaczęły się między ludem rozcho- 
dzić wieści o odwecie. Mówiono sobie o „Pola- 
kach", „Francuzach" i „Hangielcykach", którzy 
połączą się z ciarachami, aby pomścić na chło- 
pach rzeź; wsie całe obozowały w borach, 
a chłopi trzymali wszędzie warty. Obszernie 
opowiada o tem Henryk Słotwiński, syn zamor- 
dowanego Konstantego, w swym szkicu „Z krwa- 
wych dni", 
gdyż i on zmuszony został do od- 
bywania wart podobnych. Młodzież w czasie 
Iirwawy 
Eok. 
121 
tych wart śpiewała — a ta śpiewka może naj- 
charakterystyczniej maluje cały przebieg rzezi. 
Oto ona: 
„Wygrali, wygrali ci nosi panowie, 
Wygrali Ojcyznę cepami po głowie, 
Na gardziołku siednę, flaków wydobende, 
Na miejscu szlachcica—sam szlachcicem bende." 
Potem, brzmiała jakby przestroga i wyra- 
żenie przyczyny mordów: 
„Polacy, Polacy, marnie wyginiecie, 
Że się na cysarza zawdy buntujecie." 
Ale dalej brzmiała jakby nuta żałosna, że 
nadzieje co do pańszczyzny i branki się nie 
spełniły. Śpiewano bowiem: 
„Cysarzu, cysarzu, wielgomożny Panie, 
Dałeś mi kamaśle, nie dziękuję za nie." 
Otóż postępowanie biurokracyi: posłuszna 
skinieniom konserwatywnego rządu, który ^ nie 
zdobył się w tej chwili wobec swej zbrodni na 
radykalny krok — zupełnego uwłaszczenia wło- 
ścian, chcąc pozornia usprawiedliwić się wobec 
Europy, starała się rzecz załatwić połowicznymi 
środkami, ale tak, ażeby z jednej strony szlachtę, 
z drugiej włościan podburzyć wzajemnie prze- 
ciwko sobie. Urzędnicy wysełani na t. zw. „pa- 
cyfikacyę poddanych", zmuszając ich kijami do 
roboty, mówili: 
188 
Dr. 
Ii. 
Ostaszewski-Barański. 
„Biedni wy, biedni! cóż my winni i rząd 
cesarski, że tak jest! Ale żyje jeszcze dużo 
szlachty, żyją ich wdowy i sieroty i to dla nich 
musicie odrabiać pańszczyznę". Tak więc i ta 
pacyflkacya poddanych została wyzyskaną, ażeby 
w ludzie budzić dalej niechęć do szlachty. Że 
biurokracya, zwłaszcza we wschodniej Galicyi, 
gotową była naśladować wzory z zachodu, do- 
wodzą następujące dokumenty, wydane już po 
rzezi tarnowskiej. 
I. 
(Nr. 169. Circular an alle Ortsobrigkeiten 
und Decanate beider Ritus). 
Na mocy nadeszłego tu właśnie rozporzą- 
dzenia Jeneralnego. Gubernatorstwa, zostałem 
upoważniony w poruczonym mi cyrkule złoczow- 
skim, każdej chwili, o ile okaże się potrzeba, 
stosownie do postanowień I. części kodeksu kar- 
nego § 501. — 
ogłosić i wykonać prawo doraźne 
wojenne. Gdyby powołany wypadek nastąpił, 
każdy dopuszczający się zbrodni stfnu będzie 
w przeciągu 24 godzin stawiony przed sąd i roz- 
strzelany. Ostrzegam tedy wszystkich mieszkań- 
ców cyrkułu, ażeby zachowali się spokojnie, nie 
brali udziału w ruchach określonych zbrodnią 
stanu, a co więcej, zwracam uwagę, że powinni 
wszelkich podejrzanych chwytać i do c. k. cyr- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
kularnego urzędu, a względnie do najbliższej 
c. k . wojskowej komendy takowych dostawiać. 
W szczególności spodziewam się, że gminy 
wiejskie pozostaną wierne obowiązkom swym 
i zaufaniu niezachwianemu dla J. C. K . Mości, 
że wichrzycieli, 
w razie koniecznej potrzeby, 
uzbroiwszy się w kosy i siekiery, łapać i do 
najbliższego c. k. urzędu cyrkularnego lub c. k. 
komendy wojskowej dostawiać będą. Za to na- 
tomiast jestem upoważniony 
zapłacić im na- 
tychmiast stosowną nagrodę pieniężną 
w go- 
tówce. Takim zacnym fbraven) gminom pospieszą 
zresztą z pomocą wojskową rozesłani w różnych 
kierunkach powiatu komisarze wojskowi z asy- 
stencyą wojskową. W razie, gdyby która gmina 
była w wątpliwości, co począć, zechce zgłosić 
się o radę do tych komisarzy. 
Dzielny lud mazurski w powiatach 
zacho- 
dnich trwa niezłomnie 10 swej wierności dla 
Najjaśniejszego Monarchy, 
zbroi on się wszę- 
dzie tłumnie 'dla obrony rządu, ściga powstań- 
ców i dostawia ich setkami do c. k . urzędów 
obwodowych. 
Przy' tem jednak ostrzegam gminy, ażeby 
nie dopuszczały się ekscesów, nie mąciły spokoju 
niewinnych, gdyż samowolne to postępowanie 
może ich narazić na karę. 
Pismo to, pod groźbą kary zawieszenia 
w urzędzie i uwięzienia ma być natychmiast 
191 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
ogłoszone przez mandataryuszów i duchowieństwo 
odnośnym gminom. 
C. k . cyrkuł złoczowski d. 26. lutego 1846. 
Andrzejowski m. p ." 
II. 
(Circular nr. 
130). 
C. k . podpułkownik-adjutant jeneralnej ko- 
mendy v. Benedek zgniótł pod Gdowem insur- 
gentów krakowskich i złączonych z nimi insur- 
gentów galicyjskich. Kilkuset z nich padło, 
wielu raniono i pojmano, reszta zaś uciekła. 
W tej aferze ponownie dowiedli chłopi swej 
wierności i wdzięczności dla c. k . rządu i wa- 
lecznie uderzali na rebelantów. We wszystkich 
zresztą powiatach zachodniej Galicyi chłopi po- 
stępowali tak samo i odważnie napadali na 
•powstańc >w i częścią zabijali ich, częścią zwią- 
zanych odstawiali do cyrkułu. 
Podobna gorli- 
wość ożywia chłopów w całej Galicyi, a ponie- 
waż i siły wojskowe zostają należycie wzmo- 
cnione, gminy zaś mają polecenie 
wszystkich 
zakłócających 
spokojność publiczną lub podej- 
rzanych o to (!!!) chwytać, a w razie oporu 
z ich strony — użyć nawet przemocy, przeto 
należy się spodziewać, że rewolucya zostanie 
niebawem zakończoną. Zresztą dotychczasowe 
przepisy utrzymywania przez włościan straży 
Iirwawy 
Eok. 
121 
i pogotowia zostają w swej mocy, a nadto ma 
się ogłosić gminom także o zwycięstwie nad 
rebelantami w Horożanie cyrkułu samborskiego, 
tudzież o okazanej przez włościan wierności 
i odwadze. 
Lwów 2. marca 1846 r. 
Milbacher m. p. 
Jeżeli tak brzmiały jawne okólniki — jak 
musiały wyglądać tajne instrukcye ustne prze- 
syłane na zachodzie icprost wójtom przez urlo- 
pników i urzędników! Teraz zaś zobaczmy, kto 
opłacił to pospolite ruszenie chłopów przeciw 
szlachcie! — Oto taż sama szlachta, jak świadczy: 
III. 
(Circular nr. 142). 
Złe wykonywanie przepisów policyjnych 
i paszportowych przez dominikalne urzędy uczy- 
niło koniecznem powołanie włościan do utrzy- 
mania porządku, trzymania straży i chwytania 
podejrzanych (!!). Ponieważ dzieje się to z po- 
święceniem ich codziennych obowiązków i zajęć, 
przeto polecam dominium pod surową odpowie- 
dzialnością, ażeby na swój własny 
rachunek, 
chłopom pełniącym straży, odbywającym patrole 
i stojącym w pogotowiu dla odparcia powstań- 
ców — wydawały codziennie na głowę po 2 f. 
dobrego chleba, lub po 2 f. dobrej mąki. Każdy 
288 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
dzień lub noc spędzona przez włościanina w ta- 
kiej służbie mają mu być liczone jako dzień 
roboczy i w odpowiedni sposób pokwitowane. 
PP. cyrkularni i gubernialni urzędnicy, którzy 
kierują uzbrojeniem i tokiem służby włościan, 
otrzymają polecenie pouczenia ich o tem rozpo- 
rządzeniu i czuwać będą z całą surowością nad 
•tegoż wykonaniem. 
Lwów 2. marca 1846. 
Milbacher. 
IV. 
(Circular an alle Obrigkeiten nr. 321). 
Straże bezpieczeństwa, spełniane przez wło- 
ścian, zaliczone będą na rachunek robót dwor- 
skich. 
Każdy właściciel dóbr, urzędnik dworsk- 
i dzierżawca, który poddanego źle traktuje, bęi 
dzie natychmiast uwięziony. 
Każde przekroczenie praw pańszczyźnianych 
wobec włościan będzie najsurowiej karane. 
Tarnopoi 5. marca 1846. 
Sacher. 
Dokumenty te wskazują dowodnie, w jakim 
•duchu biurokracya „pacyfikowała" wzburzone 
chłopstwo i jak ludowi przedstawiano jego obo- 
wiązki i prawa. To też nic dziwnego, że wzbu- 
rzenie nietylko nie uśmierzało się, ale ciągle 
wzrastało. 
Krwawy 
Rok. 
289 
Mówiliśmy już, że dnia 5. marca wybrał 
się arcyksiążę Ferdynand d'Este do zachodnich 
powiatów. Jakie z podróży tej odniósł wra- 
żenie — nie wiemy, gdyż Maurycy Sala, naj- 
kompetentniejszy w tym względzie świadek, milczy 
0 tem zupełnie. Natomiast wiemy o pewnem 
spotkaniu, które na nim wywarło głębokie wra- 
żenie. Oto w okolicy między Dembicą a Tar- 
nowem zaszły mu drogę dwie kobiety, pani 
Apolonia Bogusz i pani Broniewska, a rzuciwszy 
się na kolana, błagały arcyksięcia o wysłuchanie 
ich skargi. Arcyksiążę zaprosił obie do powozu, 
a w czasie ich opowiadania nie mógł się po- 
wstrzymać od łez... 
Zapóźno — niestety zapóźno! 
Nie należy zresztą wątpić, że szlachetne 
serce magnata i członka domu cesarskiego wzru- 
szyło się tem, co widział. 
Potrafiono jednak wmówić w niego, że ofiary 
rzezi, to wszystko sami spiskowcy, czyhający na 
całość monarchii, a zresztą wiemy, że wobec 
biurokracyi arcyksiążę był zupełnie bezwładny. 
Co chciano zrobić — robiono poza jego plecami 
1 wbrew jego woli. 
W dniu 10. marca wydał arcyksiążę rozkaz 
(datowany Bochnia 10. marca 1846 1. 2974) do 
wszystkich cyrkułów, ażeby nie tolerować bez- 
robocia chłopów. Urzędnicy mają pouczyć chło- 
pów, że spełnianie 
obowiązku wobec państwa 
192 
194 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
i rządu nie zwalnia ich bynajmniej 
od speł- 
niania obowiązków wobec dworów. 
Obowiązki 
te nie zmieniły się w niczem, gdyż zmienić je 
może tylko wola cesarza. Gdyby się chłopi po- 
woływali na obietnice, jakie im czynili insur- 
genci (!!!), należy im wytłumaczyć, że byi to- 
zbrodniarze, którzy nie mieli prawa tego oblie 
cywać, że zresztą gdyby się ich zbrodnicze za- 
miary udały, obietnicy tej z całą pewnością 
byliby nie dotrzymali (???). W razie oporu 
chłopów mają urzędy cyrkularne użyć stosownych 
środków przymusowych. 
Równocześnie mają starostowie wpłynąć na 
dwory, ażeby prawa swe wykonywały z łago- 
dnością i na razie żądały tylko tego, co do uprawy 
roli jest koniecznem. Wreszcie dominia są obo- 
wiązane wobec tego, że chłopi pełnili wartę 
i nieśli pomoc rządowi, odpisać im odpowiednią 
ilość dni roboczych. (!). 
Dalsze rozporządzenie arcyksięcia dotyczyło 
rozbudzenia religijnego ducha wśród włościan. 
W tym celu wezwał arcybiskupstwo lwowskie 
do przysłania w okręgi zachodnie kilkudziesięciu 
misyonarzy, którzy też niebawem przybyli. 
W Tarnowie też odebrał arcyksiążę Ferdynand 
trzy dziękczynne pisma cesarskie: dla armii, 
dla biurokracyi i dla „wiernych Galicyan". Pisma 
te podajemy w brzmieniu, jak je podała Gazeta 
lwowska w numerach 34 i 37 z r. 1846. 
Krwawy Rok. 
195 
I. 
Kochany Panie kuzynie arcyksiążę Ferdy- 
nandzie! 
Zostające pod rozkazami W. M . w mojem 
Królestwie Galicyi wojska dały w niezachwianej 
wierności podczas groźnych dni najnowszego 
czasu tak piękne dowody mężnego postanowienia 
do znoszenia wszelkich trudów i walczenia z ka- 
źdem niebezpieczeństwem i okazują ciągle to 
wzorowe postępowanie z taką wytrwałością, iż 
nie mogę sobie odmówić, abym im niniejszem 
za tak odznaczające się postępowanie i tak za- 
szczytne wypełnienie powinności przez W. M . 
zupełnego mojego uznania nie wyraził. 
We Wiedniu 12. marca 1846 r. 
Ferdynand m. p . 
II. 
Kochany Panie kuzynie arcyksiążę Ferdy- 
nandzie! 
W ostatnim groźnym czasie w Galicyi naj- 
większa część moich urzędników i sług tego 
kraju odznaczyła się szczególniej przytomnością 
umysłu i wielorakiem z niebezpieczeństwem po- 
łączonem pełnieniem powinności 
służbowych, 
a przeto pozyskała sobie prawo do zupełnego 
13* 
196 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
mojego zadowolenia, które ja niniejszem do po- 
znania im daję. 
We Wiedniu 12. marca 1846. 
Ferdynand 
m. p. 
III. 
Obwieszczenie. 
Najjaśniejsza Jego Cesarsko Królewska Mość 
u przedłożonych Jemu z Galicyi nadesłanych do- 
ziesień, o wszystkiem dokładnie 
uwiadomiony, 
cokolwiek się w tym kraju w ostatnim 
czasie 
wydarzyło, 
Najwyższem swem postanowieniem 
z dnia 12. t. m . Najłaskawiej mi rozporządzić 
raczył raczył, bym do publicznej wiadomości 
podał co następuje: 
Do moich Wiernych Galicyanów! 
Ciężkie próby w upłynionych tygodniach 
mieliśmy do przetrwania! Od dawnego czasu za 
granicą uknuty i przygotowany spisek nieprzy- 
jaciół porządku i istniejących stosunków socyal- 
nych wdarł się niestety i w moje Królestwo 
Galicyi. 
Udało się mu uczestników sobie zjednać, 
przejętych tą nierozsądną nadzieją wciągnięcia 
was wszystkich w swe zbrodnicze zamiary. 
Używano ku temu celowi wszelkiego przemysłu, 
zwodnictwa, wszelkiego rodzaju obietnic — po- 
Krwawy Bok, 
197 
ruszano nawet najświętszych uczuć ku najhanie- 
bniejszym celom. 
Wierne wasze serca jednakie i zdrowy wasz 
rozum nie dały pokusom tym do siebie przystępu. 
Gdy pomimo to sprzysiężenie w ślepym szale 
wybuchło i w zapamiętałem szaleństwie krwawą 
chorągiew zaburzenia podniesiono — zbrodnicze 
takowe przedsiębiorstwo przez stały opór was' 
wiernych zniweczone zostało. 
Memu czułemu sercu stało się potrzebą uko- 
chanym moim Galicyanom uznanie ich poczci- 
wości i niezachwianej wierności ku swemu Mo- 
narsze uroczyście objawić. 
Wierni, gdyście się dla porządku i prawa 
oburzyli, wzywa się Was obecnie po zniszczeniu 
haniebnych zamiarów nieprzyjaciół wszelkiego 
prawnego porządku, byście znowu dawnym spo- 
kojnym zatrudnieniom się oddali i przez ścisłe 
wypełnienia waszych obowiązków poddańczych 
nadal dowód złożyli, że tak, jak ku utrzymaniu 
porządku i praw walczyć, tak też przez posłu- 
szeństwo i uległość im one utwierdzać rozumiecie. 
Wiedeń 12. marca 1846. 
Ferdynand m. p. 
Pismo to ma być podane do powszechnej 
wiadomości przez przełożonych gmin i księży. 
Tarnów 16. marca 1846. 
Ferdynand 
arcyksiażę austr. Este. 
180 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
Pismo to podsunięte monarsze przez Metter- 
nieha jest najdobitniejszym aktem oskarżenia 
przeciw rządowi austryackiemu, który w ten 
sposób chciał wobec Enropy usprawiedliwić rzeź. 
Słusznie też zaznaczył Wielopolski w otwartym 
liście do Metternicha, że manifest ten to już nie 
tylko v;przebaczenie sprawcom 
rzezi, 
nietylko 
zupełna amnestya — ale coś więcej, bo podzię- 
kowanie tym, którzy tyle niewinnej krwi przelali... 
Tak to niesumienny minister potrafił uwieść 
swego cesarza, z natury tak dobrego, że nie bez 
słuszności przydomek „dobrotliwego" mu nadano. 
Mamy przed sobą charakterystyczny list jednego 
z członków najwyższej naszej arystokracyi pisany 
w maju 1846 z Wiednia do znajomego w Galicyi. 
W liście tym znajduje się ustęp taki: 
„Że ani arcyks. Ferdynand, ani cesarz nie 
znali prawdziwego stanu rzeczy, nie ulega wąt- 
pliwości. Cesarz dowiedział się i to tylko o części 
zbrodni dopiero w połowie kwietnia, a to w spo- 
sób następujący. Hrabina A. Węgierska dowie- 
dziawszy się o strasznych scenach rzezi gali- 
cyjskiej, a wiedząc, że cesarz o tem nic nie wie, 
na pewnem zebraniu dworskiem, znalazłszy się 
w pobliżu cesarza zaczęła swemu otoczeniu pół- 
głosem opowiadać, jak barbarzyńsko ludzi mor- 
dowano. Cesarz usłyszał urywek tej rozmowy 
i począł słuchać uważniej... Wreszcie przerażony 
opowiadaniem, zapytał hrabiny, gdzie się to stać 
mogło ? 
Krwawy Bok, 
198 
— 
Wasza Cesarska Mość — odpowiedziała 
odważnie kobieta — niestety nie tylko mogło 
się stać — ale istotnie się stało. To co opowia- 
dałam, jest niczem wobec strasznej zbrodni, 
która tysiące kobiet uczyniła wdowami, tysiące 
dzieci sierotami. Mordowano najniewinniejszych, 
a gdzie się to stało? O Najjaśniejszy Panie, 
spytaj o to hr. Kolowratha, a pewnie odpowie, 
że nie w Galicyi, nie w Austryi, nie w Twojem 
państwie!..." 
Cesarz usłyszawszy te słowa, omdlał i dostał 
ataku, który był następstwem wrodzonej mu 
już słabości. Niestety jednak Metternich i Kolo- 
wratli, acz przeciwnicy tam, gdzie chodziło 
0 omamienie cesarza, musieli iść wspólnie. To 
też słowa odważnej, kobiety wytłómaczono jako 
potwarz. W każdym razie na wyraźne życzenie 
cesarza powołano arcyksięcia natychmiast po tem 
wydarzeniu do Wiednia, gdzie bawił czas dłuższy 
1 gdzie wobec publicznych oskarżeń w izbie 
francuskiej i prasie angielskiej, postanowił podać 
się do dymisyi... 
Arcyksiążę został poniekąd zmuszony przez 
Metternicha do wzięcia tej dymisyi; przybywszy 
do Wiednia w dniu 9. kwietnia 1846, wrzekomo 
dla ważnych obrad, nie miał już stamtąd wrócić. 
Wprawdzie powołano go do redakcyi aktu łaski, 
który poniżej podajemy, ale tak długo zwlekano 
z zezwoleniem na jego powrót do Galicyi i tak 
200 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
naciskano na niego, ażeby się podał do dymisyi, 
że arcyksiążę, acz wbrew swej woli — jak 
świadczy Sala — zażądał w dniu 21. czerwca 
uwolnienia, które mu 2. lipca najłaskawiej udzie- 
lone zostało. Nazajutrz, t. j. 3. lipca, następca 
jego zamianowany został: lir. Rudolf Stadion, 
pełnomocny komisarz dla Galicyi. 
Ów akt łaski dla chłopów, połączony z roz- 
kazem odrabiania dalszego pańszczyzny, jakże 
jaskrawo odbija od żądań stanów galicyjskich 
w latach 1844 —1845! Ze względu na ważność 
podajemy go w dosłownem brzmieniu za Gazetą 
lwowską nr. 46: 
My, Ferdynand, z Bożej łaski etc. 
Przez zaszłe w pierwszych miesiącach bie- 
żącego roku wypadki w naszem królestwie Ga- 
licyi, poddańcze gminy i posiadacze poddańczych 
gruntów do oporu i do zaprzeczenia 
zwierz- 
chnościom swoim należących się im powinności 
w pańszczyźnie i daninach uwieść się dały. (!!!) 
Uznając dowody wierności i przychylności, 
które klasa poddanych w owym czasie wspo| 
mnianych bolesnych wypadków do naszej osoby 
i naszego rządu okazała, oczekujemy po ich 
wiernym sposobie myślenia i po ich zamiłowaniu 
porządku, że się wstrzymają od 
wszelkiego 
oporu przeciwko ustawom własności broniącym 
i od wszelkiego zaprzeczania 
w 
wypełnianiu 
sicoich powinności. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Jak to z jednej strony należy do szczegól- 
nych usiłowań naszej ojcowskiej pieczołowitości* 
bronić praw naszych poddanych od uciemiężenia 
i nienależyte domaganie się od nich oddalać 
i rozporządzenia poczynić do polepszenia ich bytu, 
tak z drugiej strony uznajemy to za nasz obo- 
wiązek i mocno trwamy w tem postanowieniu 
nie cierpienia gwałtów, albo zaprzeczania po- 
winności opartych na istniejących prawach i uka- 
rania takowych podług całej surowości ustaw. 
Oddajemy się przeto zaufaniu, że poddani 
ze spokojnością i ufnością oczekiwać będą roz- 
porządzeń, które nasze ojcowskie staranie o dobro 
ogólne nam poda. 
Wskutek tego stanowimy już teraz co na- 
stępuje: 
1. W patencie z dnia 16. czerwca 1786 
roku pod nazwą dalekich podwód oznaczona 
powinność pańszczyźniana od czasu niniejszego 
ustaje. 
2. Rozporządzeniem z dnia 9. sierpnia 1786 
roku dominiom za zapłatę dozwolone dni po- 
mocne w czasie sianokosów i żniwa nadal od 
poddanych wymaganemi być nie mogą. 
3. Gdy poddani przez jakie wymagania 
dominium czują się być uciążonymi, mogą się 
udać ze swoją żałobą wprost do urzędu cyrku- 
larnego, albo do postanowionych ku temu władz 
202 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
monarchicznych, nie potrzebując się udawać 
uprzednio ze skargą do zwierzchności gruntowej. 
Rozkazujemy wszelkim władzom, dominiom 
i poddanym, aby się podług tych przepisów 
zachowali i nad dopełnieniem takowych ostro 
czuwali. 
Dan etc. Wiedeń 13. kwietnia 1846 roku, 
a panowania naszego jedenastego roku. 
Ferdynand 
(L. S) 
Karol hi. Inzaghi 
najwyższy kanclerz. 
Fr. br. 
Pillersdorff 
kancl. nadworny. 
Jan Baron Krticzka de Jaden 
wice-kanclerz. 
Według J. C . K. Apostolskiej Mości naj- 
wyższego rozkazu 
Wacław Zaleski 
c. k. radca nadworny. 
Ale i to wszystko nie zdołało uspokoić je- 
szcze wzburzenia. 
* 
* 
* 
Posłuchajmy teraz współczesnych, przeważnie 
urzędowych raportów o stanie kraju. Wacław 
Zaleski, radca dworu przy kancelaryi nadwornej, 
późniejszy gubernator Galicyi, wysłany celem 
Kr wawy Ko k. 
151 
naocznego zbadania katastrofy, w raporcie swym 
z Rzeszowa, dnia 18. marca 1846 roku tak 
pisze: „Cyrkuł tarnowski przedstawia bardzo 
smutny obraz. Większość dworów i folwarków 
w 152 dominiach jest zrabowaną. Od małych 
początków przyszło do opróżnienia magazynów 
i spichlerzy, aż wreszcie bandy podniecone 
winem i wódką wpadły w formalną wściekłość. 
Przy rabunku zabierano nietylko wszystko, co 
się wziąść dało, ale systematycznie niszczono 
wszystko, co służyło do wygody lub komfortu. 
Jasną dla mnie jest rzeczą, że rabunki te nie 
były pozbawione wpływów wskazujących pewien 
plan (dass dieśe Raubzuge nicht ohne leitenden 
Einflus waren). Na granicach powiatu jasiel- 
skiego i tarnowskiego widziano ludzi, 
którzy 
w imieniu 
rządu wzywali 
gminy 
do rabowania 
i oświadczali, ze rząd wobec^ 
istniejących stosunków pozwala 
rabować 
wszelką własność szlachty. 
„W działalności tej dopatrują się złej dzia- 
łalności komunistycznych (!) emisaryuszów. (Man 
will darin das arge Treiben commumstischer 
Emissare 
erblicken)..." 
Że jednak śp. Wacław Zaleski dobrze zro- 
zumiał, kim byli ci emisaryusze, a tylko nie od- 
ważył się jasno napisać, dowodzi zdanie dalsze: 
„Czy byli to istotnie tacy emisaryusze, czy 
też po prostu łotrowska gromadka złodziei i ra 
j 
204 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
bnsiów — to nie da się zaprzeczyć, że złośliw 
e 
zbrodnie nie działy się bez podburzania ze stronY 
obcej (nicht ohne fremde Instigation geschah)1 
'. 
Zaznacza także raport, jako rzecz chara- 
kterystyczną, że mordy były przeważnie speł- 
niane przez poddanych gmin obcych. U chłopów 
panuje niewzruszone przekonanie, że otrzymają 
na wyłączną własność grunta dworskie. Liczbę 
ofiar dostawionych do cyrkułu tarnowskiego 
w dniach od 19. do 23. lutego podaje na 146 
trupów, z których tylko 30 poznano. 114 było 
tak skatowanych, że ich poznać było niepodobna. 
W więzieniach do 14. marca t. r . w Tarnowie 
było 543 osób, z których 444 zdrowych, 99 
rannych. Wśród tych było 78 właścicieli dóbr 
i dzierżawców, 10 księży, 5 strażników skar- 
bowych i 451 innych — przeważnie mandata- 
ryuszów i olicyalistów..." 
Czcigodny ks. Karol Antoniewicz, 
który 
był jednym z najgorliwszych misyonarzy w po- 
wiatach zachodnich, tak streszcza swe wrażenia: 
„Zgroza i spustoszenie jakby straże odby- 
wały przed każdą wioską i wyinownem milcze- 
niem do przejeżdżającego przemawiały. I tu jak 
wszędzie zbrodnia zagościła i tu krew przelaną 
została. Patrząc na dwory — pierwsze pytanie: 
gdzie pan? Zginął pod cepami ludu, z którym 
pracował! 
Iirwawy 
Eok. 
121 
„Gdzie żona? gdzie dzieci? — Jako biedne 
ptaszęta z gniazdka wypłoszone tułają się po 
świecie. I posłyszy serce te dzwony kościelne 
i zaraz ciemna jak chmura myśl błogie przyćmi 
wzruszenie. Ach! może i ten kościółek był świę- 
tokradzko zelżony i spojrzy oko na te chaty, 
które niegdyś miłosierdzie i politowanie budziły 
i odwróci się: może w tej chacie morderca 
mieszka. O! w tak krótkim czasie wiele — 
wieleśmy boleści przeżyli... 
„Każda wioska, każdy niemal dwór był wi- 
downią scen krwawych, każdy dwór ma teraz 
swoje pamiątki, swoją historyę krwawą, bolesną... 
Dzieje tych kilku dni, to historya boleści serca 
ludzkiego i niestety nędznej natury ludzkiej!" 
Gazeta lwowska w części urzędowej i re- 
dakcyjnej nie wspominała o zaburzeniach ani 
słówkiem, owszem pisała czasem o pogłoskach, 
które „złośliwe umysły uwzięły się dla szerzenia 
trwogi rozsiewać" 
— 
ale przecież i w tem pi- 
śmie urzędowem znajdują się w dziale gospo- 
darstwa notatki, które mówią wiele. Przytoczymy 
z nich kilka: 
Gazeta lwowska 1846 nr. 
36: 
„Z Tarnowa 20. marca. 
„Rozruchy ostatnie 
naturalnie, że handlowi i przemysłowi bardzo 
znaczny cios zadały, przeto o handlu hurtownym 
czy to zbożem czy okowitą nie ma co donieść. 
Na miejscową zaś potrzeb, czyli w mniejszych 
'294 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
partyacli, cena okowity podskoczyła w dwójnasób, 
gdyż teraz płacą szynkarze za handel okowitą 
po1złr.30kr.m.k., aleizatęcenętrudno 
jej dostać, gdyż zapasy po magazynach domini- 
kalnych poszły po największej części w niwecz. 
Zboże zapewne znacznie w górę pójdzie; 
spi- 
chlerze pańskie powypróżniane, 
chłopi są wpra- 
wdzie zaopatrzeni, 
ale u nich niedługo to po- 
trwa. 
Roboty w polu mimo pięknej pogody 
dotychczas się nie rozpoczęły. Mało która wieś 
ma teraz ekonoma do zarządu." 
Gazeta lwowska nr. 47 ., 
Z Sanoka 16. 
kwietnia: Handel w naszym powiecie ciągle je- 
szcze zatamowany. Targi po miasteczkach nigdzie 
się nie odbywają, a nawet i zboże nie sprze- 
daje się... Garniec okowity po 45 kr. m. k . 
i podobno bardziej jeszcze podrożeje, bo śluby 
na wstrzemięźliwość 
wszędzie pozrywane i za- 
pory podczas ostatnich wypadków 
poniszczone. 
Dziennik Narodowy w korespondencyi z Tar- 
nowa z dnia 2. maja tak pisze: 
„Chłopi w miejscach, gdzie wygubili szlachtę, 
są dotąd panującymi. Wszystkie służby ustały, 
nikt żadnymi nie zajmuje się obowiązkami. Część 
kraju zupełnie zdezorganizowana, dwory popa- 
lone lub poniszczone, bydło i trzody wyrżnięte 
lub porozprószane, zapasy zboża na zasiew zu- 
żyte, nikt o nowym zasiewie nie myśli, chłopi 
dojadają to, co znaleźli po dworach, pola pora- 
Krwawy Bok. 
295 
stają trawą — wszędzie pustki i zniszczenie. 
Oto stan Galicyi zachodniej. 
„Pełen obywatelstwa cyrkuł tarnowski przez 
zbestwione chłopstwo wymordowany tak, że 
ze szlachty i oficyalistów zaledwie 19 pozostało, 
skaleczonych lub uwięzionych ze 40. Reszta 
morderczo i okrutnie zabici, stali się męczenni- 
kami nieszczęścia i machiawelizmu rządu. Któż 
z obywateli obchodząc się poczciwie z wieśnia- 
kiem,. mógł pomyśleć, że on dlań będzie tyle 
okrutnym? Demoralizacja za poduszczeniem 
urzędników rozprzęgła wszystkie towarzyskie 
stosunki. 
„Kiedy na żądanie wieśniaków, aby grunta 
rozdzielone były pomiędzy nich, odpowiedział 
rząd, że do nich mają prawo pozostałe żony 
i dzieci, chłopi mówili: „pozabijaliśmy psów, 
trzeba pozabijać suki i szczenięta, nie damy im 
żyć dłużej, jak do Wielkiego Piątku. 
„Dwory, odległe od wsi, chłopi popalili, te 
zaś, które przytykały do chat wiejskich, poroz- 
walali. Wszystko pobrali i poniszczyli, w nie- 
których miejscach gnój nawet powywozili na 
swoje grunta. Szlachtę, która się chroni do miast 
cyrkularnych, władze zmuszają do opuszczania 
takowych, pod pozorem braku żywności, każą 
288 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
mi wracać do swych majątków. Tymczasem 
miasta ogłoszone są w stanie oblężenia, otoczone 
linią demarkacyjną, kogo wypchną po za linię, 
tego nie puszczają, a do przedzierających się 
strzelają". 
* 
Zaznaczyliśmy już, że biurokracya nieco 
przedwcześnie cieszyła się urojonem zwycięstwem 
i pozyskaniem chłopa dla siebie. Chłop ten, 
który dzięki działalności takich Breinlów, Bern- 
dów, Chomińskich i t. p. zbroczył dłonie we krwi 
bratniej, stawał się czem raz groźniejszym sprzy- 
mierzeńcem. Podobnie jak demokracya paryska, 
deklamująca niedorzeczne frazesy o wszech- 
władztwie ludu i stawiająca hasła: „przez lud 
i dla ludu" nie miała najlżejszego pojęcia o isto- 
tnem tego ludu usposobieniu, tak łudziła się także 
i biurokracya. Chłop nie był ani polskim, ani 
austryackim — był sobie po prostu chłopem, 
a zbiorowo biorąc, ciemną, egoistyczną masą, 
która o jakichkolwiek hasłach nie miała pojęcia, 
a w której dziki instynkt zawsze oddźwięk znaj- 
dował. Chłopu zależało tyle na Polsce, ile na dy- 
nastyi i rządzie — jeżeli czego pragnął, to chyba 
tego, ażeby jak najmniej robił, a jak najwięcej 
miał ziemi. Pod słowem „Polak" rozumiał chłop 
rewolucyonistę, którego mu cesarscy urzędnicy 
przedstawiali jako wcielonego dyabła. Tak samo 
Krwawy 
Rok. 
289 
w pogardzie stał u niegi „Niemiec" — i nigdy 
chłop nie przypuszczał, ażeby „cysarz" mógł 
być Niemcem; w cesarzu widział on coś nad- 
ziemskiego, jakiegoś naczelnika bez narodowości. 
„Galicyaninem" nigdy chłop się nie nazywał — 
a pod „Austryakiem" rozumiał tylko żołnierza. 
O ojczyźnie również nie miał pojęcia: nazywał 
się albo podług cyrkułu, albo ogólniej „z cesar- 
skiej strony". 
To też chłop mordujący szlachtę 
nie miał pojęcia o tym patryotyzmie cesarsko- 
austryackim, który przypisywały mu korespon- 
dencye dzienników niemieckich. Wprawdzie Szela 
w czasie swych morderczych napadów przyjął 
jako hasło: „Bóg i cesarz", 
ale na cesarzu za- 
leżało mu właśnie tyle, ile na Bogu, którego 
kapłanów kazał wiązać, bić i mordować, którego 
świątynie kazał łupić, którego święte ziemskie 
wyobrażenie kazał rzucać na gnój! 
Ten brak „cesarsko-austryackiego" patryo- 
tyzmu u chłopa z boleścią odczuła biurokracya, 
gdy jej przyszło kraj pacyfikować. Chłopi nic 
sobie nie robili z manifestów i przedstawień, 
głośno wołali, że urzędnicy przez panów prze- 
kupieni zostali, że za ich wielkie usługi, oddane 
dynastyi i monarchii, należy im się wolność — 
siłą opierali się zmuszaniu ich do roboty, a ko- 
misarzom — jak świadczy śp. p. Żeleńska — 
w oczy wyrzucali, że im za wyrżnięcie szlachty 
obiecywali grunta dworskie. W najgorszej sy- 
14 
210 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
tuacyi znalazł się tarnowski starosta p. Breinl. 
Z jednej strony czuł, że wobee chłopów, którzy 
byli ślepem jego narzędziem, nie może wystąpić 
ostro, z drugiej obawiając się gniewu arcyksięcia, 
musiał się starać o spokój w powiecie. To też 
mimo że pismem z 2. marca 1846 1. 36 zagroził 
renitentom najostrzejszemi karami, starał się 
sprawę przeprowadzić łagodniejszymi środkami. 
W raportach swych do Gubernium przedsta- 
wiał Breinl w najczarniejszych kolorach wzrost 
komunizmu, a podnosząc wielkie zasługi chłopów, 
doradzał, ażeby arcyksiążę na własną rękę wy- 
dał rozporządzenie, zmieniające dotychczasowy 
ustrój pańszczyzny. Chciał on mianowicie, ażeby 
utrzymując zasady pańszczyzny, płacono jednak 
chłopom mierną kwotę za każdy dzień roboczy. 
W tym duchu działał też Szela między 
chłopami. 
Tej przyjaźni Breinla z Szelą było już za 
wiele, szczególniej nie podobała się ona młodemu 
staroście rzeszowskiemu, Augustowi Gerardowi 
Festenburgowi, który na życzenie arcyksięcia 
zastąpił niedołężnego Lederera właśnie w chwili 
rozkwitu rabacyi, w drugiej połowie lutego 1846. 
Postanowił on z całą energią zwalczyć ruch 
chłopski, a że działał szlachetnie i po ludzku, 
mamy na to dowód w adresie nader sympaty- 
cznym, jakim go żegnało obywatelstwo rzeszowskie 
w r. 1848. Festenburg też pierwszy doniósł 
Krwawy Bok. 
227 
arcyksięcin, że Szela korzystając z łagodności 
Breinla, buntuje dalej chłopów. Toż samo doniósł 
starosta jasielski pismem z dnia 30. marca 1846 
1. 900, że Szela sprzedaje chłopom odpisy ostrze- 
żenia arcyksięcia z dnia 18. lutego, twierdząc, 
że są to dekrety, którymi cesarz zupełnie i bez- 
warunkowo zniósł pańszczyznę. 
Raporty te otworzyły arcyksięciu oczy; do- 
piero wówczas przejrzał plan Breinla i pismem 
z dnia 30. marca 1846 1. 1988 w ostrej formie 
zarzucił mu, że jego pertraktacye 
z Szelą za 
długo się ciągną, że projekt jego 
uwzględniony 
być nie może, gdyż wszelkie koncesye, 
uczynione 
chłopom w tej chwili, uchodziłyby w ich oczach 
za nagrodę morderstw i rabunków, 
popełnionych 
na osobach ich dziedziców i panów, a wreszcie 
nakazał mu, ażeby o ile możności łagodnymi 
środkami położył koniec rozruchom. 
„Ażeby je- 
dnak — czytamy — w razie niespodziewanie 
spotkanego czynnego oporu, uniknąć wszelkiej 
małoduszności, która ostateczny skutek osłabićby 
mogła, poleca się już teraz p. staroście, ażeby 
w takim wypadku polecił z broni robić użytek 
bez względu na możliwe skutki (in einem sol- 
'chen halle ohne Jiucksieht auf 
mogli- 
che Folgen 
von der Waffe Oebrauch ma- 
chen zu lassen). W razie rozruchów należy 
natychmiast bezwzględnie przeprowadzić postę- 
19* 
180 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
powanie doraźne z zastosowaniem całej srogości 
ustawy..." 
Równocześnie z kuryerem, który wiózł tę 
depeszę, maszerował do Tarnowa batalion pułku 
Haynau, a w dniu 31. marca wyruszył do Tar- 
nowa pułk Deutschmeistrów. 
Arcyksiążę miał istotną wolę złamania buntu 
chłopskiego, ale biurokracya umiała rozporzą- 
dzenie jego wypaczyć. 
Lud stał na rozdrożu; im bardziej wchodził 
w siebie, tem więcej czuł swą zbrodnię. Związek 
patryarchalny między dworem a gminą, między 
ojcem i dziećmi został zerwany. Rozlał się 
między nimi potok krwawy, który tylko miłość 
chrześcijańska przekroczyć była w stanie. Wło- 
ścianie długo nie śmieli się zbliżyć do pani, 
której zamordowali męża i synów — a ta chcąc 
im podać pomocną rękę, poznawała na ich dłoni 
krew swoich,.. 
Teraz rozpoczęła się działalność duchowień- 
stwa: działalność przykra, bolesna, narażająca 
niejednokrotnie misyonarza na bezgraniczne cier- 
pienie moralne. A i tu położył rząd ciężką swą 
rękę; obawiając się bowiem, że pod wpływem 
spowiedzi lud zwróci się przeciw tym, którzy 
go zbuntowali, starał się, ażeby spowiedź ta 
była dla chłopów jak najmniej przykrą. 
W dniu 22. marca zażądał Breinl od biskupa 
Wojtarowicza, ażeby „ze względu na interes 
Krwawy 
Bok, 
213 
państwa i kościoła" zalecił duchowieństwu jak 
najwzględmejsze 
traktowanie winnych przy spo- 
wiedzi. Oburzony biskup odmówił temu życzeniu, 
ale Breinl postarał się o okólnik gubernialny 
z dnia 26. marca, którym w bardzo stanowczy 
sposób doradzano duchowieństwu, ażeby nie od- 
mawiało rozgrzeszenia, 
nie domagało się zbyt 
natarczywie 
zwrotu niepraionie 
przywłaszczo- 
nych sobie rzeczy (co za zwrot!), a wreszcie, 
ażeby w czasie kazań i nauk misyjnych duchowni 
niezbyt „atakowali" lud i nie przedstaioiali zbyt 
jaskrawo grozy sądu ostatecznego! 
Na szczęście większa część duchowieństwa 
oparła się temu niebywałemu w katolickiem 
państwie gwałtowi i sumiennie i gorliwie speł- 
niała swój obowiązek, wskazując ludowi jego 
haniebną zbrodnię i karcąc tych, którzy go do 
tego popchnęli. 
Dla poznania wewnętrznego stanu ludu znaj- 
dujemy niesłychanie ciekawy materyał w „Wspo- 
mnieniach 
misyjnych z r. 1846", 
napisanych 
przez ks. Karola Antoniewicza. Nikt jak on 
nie umiał zajrzeć w głąb serca tego ludu, który 
setkami garnął się na jego nauki i do jego lcon- 
fesyonału. Przytoczymy kilka jego uwag: 
„Część — dzięki Bogu — bardzo mał? ludu 
chodzi jeszcze z piętnem Kaina na czole — 
większa jednak część czołga się jakby przywa- 
lona brzemieniem wstydu, które to słowo „zło- 
214 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
dziej, rabuś, morderca", 
wzbudza w każdym, 
kto z tych zbrodni rzemiosła nie czynił. Lecz 
tymczasem wszystkie pojęcia Indu pomieszane 
były, sami nie wiedzieli, czy to, co uczynili, 
było dobrem czy złem, czy zasłużyli na nagrodę 
czy na karę, a nie mieli nikogo, kogoby się po- 
radzić, komuby zaufać mogli. W takiem poło- 
żeniu jeden ksiądz mógłby icli oświecić, ale i ta 
ostatnia pociecha i pomoc została im odjętą. 
Jakąż mogli położyć ufność w słowach kapłań- 
skich ci, którzy bezkarnie lżyli, wiązali, bili 
i zabijali kapłanów? 
„I ten ostatni promyk światła i rozumu, 
który jeszcze przyświecał w głowach i sercach 
ludzi, zgasł wpośród krwi potoków i zostali 
wpośród ciemnej nocy wyrzutów sumienia, nie- 
ufności, nędzy i wątpliwości o przyszłości. Ciężko 
padła na nich ręka sprawiedliwości Boga, bo oni 
to prawo natury w sercu każdego zapisane: nie 
zabijaj, nie bierz cudzego mienia, — zgwałcili..." 
Istotnie wpływ duchowieństwa podkopywany 
przez biurokracyę był bardzo mały, a potem 
nie istniał wcale. Lud w grubych ciemnościach 
pogrążony miał wiarę, ale nie taką, by ją do 
praktycznego zastosować życia, a proboszczowie 
przy najlepszych nawet chęciach, mając do wal- 
czenia z rozsiewanem wśród ludu podejrzeniem, 
że są narzędziami panów, że zataili ogłoszenie 
zniesienia pańszczyzny, że mają truć ludzi ko- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
mnnią itd., nic zrobić nie mogli. Takie to wpływy 
zewnętrzne zawarły jakby sojnsz z przebie- 
głością żydowską i wrodzonym pociągiem do 
wódki, aby lud zepsuć i rozbestwić. Jak wielką 
ta nieufność była, dowodzą następujące fakty: 
W pewnej parafii, już po zaburzeniach, ksiądz 
zresztą lubiany, posłał raz chłopa do apteki po 
proszki na kaszel. Wnet gruchnęło po wsi, że 
ksiądz chce wytruć ludzi przy rozdawaniu ko- 
munii — i chłopi tak długo do stołu pańskiego 
nie przystąpili, dokąd ksiądz przy nich owych 
proszków nie zażył. 
W czasie święcenia paschy, chłopi wyle- 
wali wodę przygotowaną, przynosili inną, którą 
ksiądz w oczach ich musiał święcić i nią do- 
piero kropić. 
Długi czas nie chrzczono dzieci, gdyż oba- 
wiano się trucizny w soli, którą ksiądz dziecku 
do ust wkłada. 
Równocześnie w masach odzywały się wy- 
rzuty sumienia: chłopi pili na umor, ale ich 
zgłuszyć nie mogli. Wypadki szaleństwa były 
czem raz częstsze, pod wpływem krwawych 
wizyi i jakiejś nieokreślonej trwogi wieszali się 
lub topiii. Cale gromady chodziły jak błędne 
i za lada popłochem uciekały w lasy i kryły się 
z żonami i dziećmi. Pan B. opowiadał mi, że 
gdy w pięć miesięcy po rzezi jechał i przybył 
nad jakąś rzekę, którą trzeba była przebyć, 
217 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
furman jego nagle zemdlą} i wpadł w wodę. 
Uratowano go jednak, a gdy przyszedł do siebie, 
opowiadał, że wspomnienie morderstwa, którego 
tu był uczestnikiem w czasie rabacyi, tak na 
niego oddziałało. 
Czuli chłopi jakby gniew Boży, który karał 
i ścigał sprawców — nawiedzały ich choroby 
i klęski, a to potęgowało ten strach tajemny, 
który owładnął masami. 
Później, później dopiero ożywcze działanie 
wiary zwróciło lud na drogę pokuty. Ksiądz 
Antoniewicz opowiada, jak wielki był wpływ 
kazań na lud. „Gdym raz opisywał wewnętrzny 
stan duszy mordercy, słowy prostemi, ale do- 
bitnie, jeden ze słuchających, który wytężonego 
oka przez cały ciąg mowy zuchwale nie spu- 
szczał, raptownie pobladł i omdlały wyniesiony 
został z kościoła (co się zresztą często trafiało). 
Obecni poznali w nim jednego z morderców 
p. W." Często na pytania, dlaczegoś mordował, 
dlaczegoś rabował, odpowiadali chłopi: „Ja nie 
wiem sam, co się ze mną stało — żeby mi 
ojca rodzonego kazano zabić, byłbym wówczas 
zabił," 
„To pewna — pisze ks. Antoniewicz — że 
niektórzy jakby w obłąkaniu zmysłów dopuszczali 
się zbrodni, inni niestety z największą rozwagą 
to robili. Co do rabunków, to chęć zysku je- 
dnych wiodła, drudzy zmuszeni groźbami, inni 
Iirwawy Eok. 
121 
w mniemaniu, że już panów nie będzie, a więc 
wszystko do chłopów należy. Nie wezmę ja — 
to weźmie kto inny, rozumowali. Kobiety przy 
rabunkach najczynniejszemi się okazały, a choć 
który gospodarz nie chciał tego czynić, to mu 
żona spokoju nie dawała, póki i on swej ręki 
nie przyłożył." 
Pod wpływem misyonarzy lud zaczął się 
uspokajać, korzyć, pokutować, ze wstrętem od- 
wracał się od przewódców i oddawał w części 
zrabowane rzeczy. 
„Gdy po skończonej mszy zaintonowałem 
pieśń „Przed oczy Twoje Panie", 
to lud rzu- 
ciwszy się na kolana śpiewał. Był to głos bo- 
lesny, pochodzący z głębi rozdartego serca, które 
poznawszy zbrodnię, żebrze zlitowania i miło- 
sierdzia. Ten ponury mrok kościoła, przytomność 
Boga na ołtarzu, wśród blasku świec, ten głuchy 
głos organu, wszystko to dziwnie duszę wzru- 
szało. I mimowolnie myśl przychodziła: czy po- 
dobna, aby ten lud tak skruszony, korzący się 
przed Bogiem swoim, był tym ludem, który przed 
kilkunastu tygodniami broczył w krwi bratniej, 
znieważał i bluźnił Bogu, katował jego sługi? 
Cóż go w jednej chwili tak złym uczyniło, cóż 
go tak prędko do poznania przywiodło? Złym 
uczyniła go złość ludzka, 
łudu za narządzie 
ślepe użyioając, do poznania przywiodło go mi- 
218 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
łosierdzie boskie. Och, 
sąd 
ostateczny 
okropne światu wykryje 
tajemnice..." 
Zwracamy na te słowa szczególniejszą uwagę. 
Ksiądz spowiednik zamknąć musiał w swej duszy 
wszystko słyszane, a ostatnie te słowa o „okro- 
pnych tajemnicach" do niczego innego odnosić 
się nie mogą, jak do buntowania ludu przez 
biurokracyę. Wobec tych słów zacnego kapłana, 
słów wydartych boleścią, wszelkie wątpliwości 
co do udziału biurokracyi w rzezi muszą zniknąć, 
nawet gdybyśmy innych pozytywnych dowodów 
nie mieli. 
Moglibyśmy dziesiątkami cytować fakta nie 
ulegające zaprzeczeniu, gdzie chłopi głośno o roz- 
kazach mówili. Gdy po Wielkiej nocy wdowy 
zaczęły wracać do swych wsi, gromady wycho- 
dziły je witać i nazywały „matkami." 
-— 
Zabiliście mi męża i dzieci, a mnie zo- 
wiecie matką? 
— 
A cóż pani, myśmy temu nie winni, to 
urząd kazał, mówiąc, że panowie nas zabiją. 
—• A dlaczegóż zabijaliście księży? 
—• Nie mieliśmy do nich wiary, bo nam 
wódkę pić zakazują i trać nas chcieli! 
Z kolei cała nienawiść chłopów zwróciła si 
e 
przeciw Szeli, a nienawiść ta przybrała taki 
rozmiary, że urząd cyrkularny musiał obrońcę 
wolności chłopskiej przechowywać w Tarnowie 
Iirwawy 
Eok. 
121 
pod pozorem śledztwa przeciwko niemu. Szela 
chodził zawsze pod opieką policyantów. 
Kiedy tak lud powracał powoli do normal- 
nego stanu, biurokracya szła swoją drogą. 
Mówiliśmy już o jej działalności przed rzezią; 
na miejsce dawnej hierarchii socyalnej szlachty 
i duchowieństwa podstawiła ona nowy rząd, zło- 
żony z żydów i urlopników, powagę słowa 
Bożego i świętych sakramentów zastąpiono pod- 
nietą trunków i fałszów, upojeniem mordów 
i rabunków. 
Zduwaćby się może komuś mogło, że stra- 
szne sceny mordów i łupieży wpłynęły na 
zmianę trybu postępowania biurokracyi? Gdzie 
tam! Cała czynność pacyfikacyjna nacechowana 
była również dążnością jeszcze większego wa- 
śnienia klas społecznych i stanów. Przytoczone 
okólniki Milbachera, Andrzejowskiego i Saehera, 
wydane już po rzezi, wskazują aż nadto wy- 
raźnie, że duch ożywiający biurokracyę nie 
zmienił się zupełnie. 
Wynikiem tego były starania, ażeby chło- 
pom na wszelki sposób zapewnić bezkarność, 
raz dlatego, że po tylu manifestach, podzię- 
kowaniach i odznaczeniach, które Wiedeń na 
wiarę raportów galicyjskich satrapów wydawał, 
trudno było pozwolić wyjść na wierzch prawdzie 
i pokazać światu, że większość „patryotów" to 
prości mordercy — powtóre dlatego, ponieważ 
220 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
sprawcy obawiali się inkwizycyi sądowej, któr 
winę ich byłaby wykazała. 
Dla usunięcia chłopów od odpowiedzialności, 
wynaleziono istotnie bardzo dowcipny sposób — 
bo podciągnięto ich pojedynczo pod pojęcie zbro- 
dniarzy politycznych. Oto jak zrobiono: 
Na podstawie rozporządzenia gabinetowego 
jeszcze z 9. maja 1834, pociągano do odpowie- 
dzialności za zbrodnie polityczne tylko prze- 
wódców, ich bezpośrednich czynnych pomocników, 
tych, którzy już raz za zbrodnie zdrady stanu 
byli karani, 
wreszcie tych, którzy piastowali 
jakiś urząd publiczny. Zasady te obowiązywały 
dotychczas. Pomimo tego biurokracya galicyjska 
udając naiwną, zapytała we Wiedniu, czy sądy 
mają i nadal kierować się tą zasadą? Gabine- 
towem pismem z 26. lutego 1846 rozporządził 
cesarz, ażeby zasady powyższe i nadal były 
utrzymane, czyli ścigani być mieli tylko naczel- 
nicy rozruchów, ich pomocnicy i osoby w służbie 
publicznej jakiegokolwiekbądź rodzaju zostające. 
Już to samo byłoby wystarczyło sądom do 
puszczenia płazem chłopskich zbrodni, gdyż ci 
do żadnej kategoryi wymienionej powyżej nie 
należeli — ale galicyjska naczelna biurokracya 
postarała się, ażeby pismo to cesarskie należycie 
zostało wytłómaczone. Intymując tedy pismo ga- 
binetowe władzom sądowym, zaznaczył okólnik 
1. 965 z dnia 4. marca, iż cesarz pragnie, ażeby 
Krwawy Kok. 
151 
sprawa toczyła się szybko i z jak największą 
pobłażliwością, a kończy w ten sposób: „Recht 
und Billigkeit erheischt eine um so grossere 
Rucksicht und Schonung bei Beliandlung des 
Landvolkes eintreten zu lassen, uielches sich aus 
Anlass des Aufstandes 
zu mancherlei (!) Ge- 
waltthatigkeiten hochst bedauerlicher Art hin- 
reissen liess, um so mehr ols sich die Regie- 
rung nicht verhehlen kann, dass gerade die 
Erhebung des treuen Bauernstandes die In- 
surrection mit Aufopferung des eigenen Le- 
bens (!!!) erstickt und dadurch von dem Lande 
und von der Regierung 
eine grosse Galamitat 
abgewendet hat. 
Kto to przeczyta, ten zrozumie, jak po 
wyższe rozporządzenie oddziałać musiało na sę- 
dzio w-Niemcó w! Jednakże i to wydawało się 
biurokracyi niedostatecznem, to też w dniu 
30. maja 1846, wyszło odręczne -pismo cesarskie, 
określające bliżej zasady w osądzeniu chłopów. 
Pismo to obejmuje 7 punktów, z których pierwszy 
orzeka, że „gwałty (Gewaltthathigkeiten.) popeł- 
nione przez poddanych z powodu (co za kla- 
syczne wyrażenie!) zaburzeń rewolucyonistów, 
a wywołane „durch solche Handlungen, 
welche 
dem treuen Landvolke gegrilndeten Anlass zum 
thatigen Einschreiten gaben, um die demselben 
uncl dem Btaate drohende Gefahr 
abzuioenden, 
sind in dem strafgerichtlichen Wege selbst dann- 
222 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
nicht zu verfolgen, wenn dabei die Grenzen 
der Nothwehr uberschritten warden war en. 
Pod takie pojęcie dały się naturalnie pod- 
ciągnąć wszystkie chłopskie zbrodnie. Dalsze 
postanowienia orzekają, że każda skarga przeciw 
poddanym ma być komisyjnie zbadaną, rezultat 
ma być przesłany do apelacyjnej władzy i ta 
dopiero decyduje o dalszych krokach! Niemniej 
elastyczny i ciekawy jest ustęp 7 cytowanego 
cesarskiego rozporządzenia, który orzeka, że 
tam, 
„gdzie całe gminy lub znaczniejsza ilość 
mieszkańców brała udział w gwałtach wywoła- 
nych z powodu zamierzonego powstania, mają 
być „pociągani do odpowiedzialności" 
tylko 
przewódcy owych gmin..." 
Do dnia 13. kwietnia 1847 ujrzały się sądy 
spowodowane wytoczyć procesy w 467 wypad- 
kach, z powodu których 11 chłopów uwięziono. 
Sądy jednak były głóionie zajęte 
sprawą 
zdrady stanu i sprawa osądzenia cMopóyj — 
jak powiada urzędowy historyk —- 
przeciągnęła 
się po r. 1848, w którym, jak wiadomo, wy- 
daną została ogólna amnestya. Zapomina jednak 
p. Sala dodać, że amnestya dotyczyła tylko po- 
litycznych więźniów, a nie zwykłych morderców 
i rabusiów... 
Zobaczmy teraz, jak poskutkowały zarzą- 
dzenia arcyksięcia w sprawie „pacyfikowania" 
poddanych i jak je sobie tłumaczyła biurokracya. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Z wielu dokumentów wybieramy koresponden- 
cyę mandataryusza cieszyńskiego z cyrkułem 
jasielskim. 
I. 
Wysoki c. k. cyrkule! 
Według oświadczenia poddanych cieszyńskich 
wydał osławiony rozbójnik Szela pisemne pole- 
cenie gminom, ażeby pod surową, z góry ozna- 
czoną karą nikt nie odważył się odrabiać pań- 
szczyzny, która też skutkiem tego zupełnie 
ustała. Buntowniczy ten rozkaz przyjęty został 
przez chłopstwo tem skwapliwiej, że uważają go 
za osobę ważną, skoro głośne jego zbrodnie nie 
zostały dotychczas — niestety — ukarane. Oprócz 
tego twierdzi Szela, że ze strony rządu do ta- 
kiego postępowania jest upoważniony. Ponieważ 
ten rokosz Szeli rozszerza się jak zaraza i może 
wywołać nader niemiłe następstwa, a nawet 
groźne zawikłania, przeto spełniając swój obo- 
wiązek, uwiadamiam o tem świetny c. k. cyrkuł 
z prośbą o szybkie zaradzenie złemu, przywró- 
cenie porządku i posłuszeństwa, zwłaszcza, że 
nastała pora robót polnych. 
Cieszyn dnia 22. marca 1846 roku. 
Grodziński m. p . 
Na pismo to — z niezwykłą w cyrkułach 
szybkością — nadeszła odpowiedź następująca: 
22-1 
Br. K. Ostaszewski-Barański. 
II. 
Nr. 1522. Zwraca się przełożeństwu domi- 
nium (der Grrunclobrigkeit) z uwagą, że nie 
widzi się na razie potrzeby do wydawania za- 
rządzeń w tej sprawie, tem bardziej, że wobec 
zaszłych okoliczności Szela sam zapewnił, iż 
usilnie o to starać się będzie, ażeby poddani 
uprawili ziemię dworską pod zbiór letni. Jest 
jednak wskazanem, co zresztą natychmiast stać 
się było powinno — ów wrzekomo pisemny 
rozkaz Szeli dostać w swoje ręce i przesłać go 
urzędowi cyrkularnemu z nadmienieniem, czy 
chłopstwo i nadal odmawia odrobienia pańszczy- 
zny, czy też dało się do niej nakłonić. 
Jasło 28. marca 1846. 
Reiss m. p. 
Nietylko wobec morderców i odmawiających 
pańszczyzny, ale i wobec rabusiów zachowywały 
się władze austryackie z równą pobłażliwością, 
jak świadczą fakty następujące. 
Rozporządzeniem z dnia 21. marca 1846 
1. 5564 polecił wyższy sąd krajowy pouczyć 
dominia, że przy odbieraniu skradzionych rzeczy 
należy postępować z wszelką rozwagą i bez dra- 
żnienia ludności. (!) Urzędy cyrkularne zastoso- 
wywały się do tego z wielką gorliwością. I tak 
cyrkuł tarnowski wydał okólnik do dominiów 
w dniu 1. maja 1. 1039, w którym oświadcza, 
że poszukiwania i rewizye w sprawie zrabowanych 
Kiwawy Rok. 
225 
przedmiotów mogą być dokonywane tylko na 
polecenie 
urzędu cyrkularnego. Grdyby więc 
mandataryat otrzymał w tym kierunku jakieś 
nieuzasadnione doniesienie, to może wprawdzie 
zarządzić to, co nie cierpi zwłoki (!), ale donie- 
sienie, wraz z usprawiedliwieniem zarządzonych 
przez siebie ostrożności, ma posłać do cyrkułu 
i oczekiwać dalszych rozporządzeń. Wszystko 
jednak, co mandataryusz zamierza choćby chwi- 
lowo zarządzić — musi być przedsięwzięte w asy- 
stencyi wiarygodnych świadków i zostać natych- 
miast w ich obecności zapisane do protokołu." 
Podczas więc, gdy chłopom cyrkularzami 
pozwalano łapać i wiązać każdego podejrzanego 
według ich uznania — mandataryuszowi nie 
wolno było nawet odebrać skradzionej rzeczy! 
Przypatrzmy się teraz, jak się działo w pra- 
ktyce. Mandataryusz w Dynowie otrzymał do- 
niesienie, że jedenastu mieszkańców jego gminy 
brało udział w rabunkach i że posiadają zra- 
bowane rzeczy. Robi więc odpowiednie docho- 
dzenia, każe uwięzić rabusiów i donosi o tem 
sądowi karnemu w Samborze dnia 9. maja 1846 
roku 1. 328. Z pospiechem godnym lepszej 
sprawy odbiera z sądu już 13. maja 1846 roku 
następującą rezolucyę do 1. 5569 . 
Na urzędowe pismo donoszące o krokach 
zarządzonych w sprawie poddanych obwinio- 
nych o rabunek rzeczy dokonany w różnych 
15 
226 
"Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
dworach — odpowiada się zwróceniem uwagi 
świetnego dominium, że w myśl pouczeń wyso- 
kiego sądu krajowego z dnia 21. marca b. r . 
dominikalne urzędy mają jedynie prawo wdra- 
żania przedwstępnych kroków śledczych. Nato- 
miast do dalszej działalności kryminalnej, tudzież 
do więzienia osób obwinionych potrzeba nie- 
odzownie zezwolenia wysokich władz karnych. 
Na podstawie tego zarządzenia, poleca się 
świetnemu dominium, ażeby uwięzionych z po- 
wodu podejrzenia, iż należeli do rabunków, na- 
tychmiast wypuścił z wiezienia. 
Sambor 13. maja 1846 roku. 
[Podpis nieczytelny). 
Wobec tego naturalną było rzeczą, że za- 
ufanie do wszelkich władz zniknęło, że nie wno- 
szono nawet skarg do Wiednia, gdyż w rezul- 
tacie, w braku osobnej komisyi, skargi te w pier- 
wszym rzędzie dostawały się do załatwienia tym 
samym urzędnikom, przeciwko którym były skie- 
rowane*). Wówczas zaś urzędnicy ci, zamiast 
*) W jakiej pogardzie była biurokracja, dowodem tego zdanie 
0 niej oficera, autora dzieła „Das Polen-Attentat im Jahre 1846", 
wydanego w roku 1846. Autor nienawistny nam do tego stopnia, 
że wszystkich Polaków podejrzywa o najohyrtniejszy bandytyzm, 
który broszurę swą kończy tryumfalnym okrzykiem: „Finis Po- 
1 o n i a e", przyznaje, że to niedołężność biurokracyi zmusiła rząd 
odwołać się do pomocy chłopskiej. O biurokracyi zaś, czyli o ogóle 
urzędników tak się wyraża : „Was aber die oesterreichischen durch 
Actenstaub und Federkauen eingesehrumpften Schlendrians-Mumien 
betrifft, oder den Teig, woraus, wenn er genugsam gesessen hat, 
Krwawy Bok. 
227 
dochodzić prawdy, zamiast ukarać zbrodniarzy, 
brali ich w opiekę i starali się udowodnić, że 
skarżący należał do rewolucyi. 
W dziele „Memoiren u. Actenstiicke" znaj- 
dujemy fakt następujący, odnoszący się do sprawy 
zamordowanego Nikodema Bogusza, który był 
sparaliżowany. Oskarżonego o jego morderstwo 
chłopa pyta sędzia: 
— 
Czyś ty mordował pana? 
— 
Taki był befel! Mordowałem. 
— 
Czy pan się bronił? 
— 
Nie. On był chory. 
— 
Czy miał on w domu jaką broń? 
— 
Nie znaleźliśmy, tylko osęki do gaszenia 
ognia. 
Po tej odpowiedzi sędzia dyktuje aktuaryu- 
szowi do protokołu: „W domu znaleziono liczny 
zbiór lanc i pik." 
Aktuaryusz, za szlachetny do podobnego 
śledztwa, nie chciał tego zapisać, co spowodowało, 
że usunięto go natychmiast od protokołowania. 
Drugi przykład znajdujemy w pamiętniku 
p. E. W toku indagacyi pyta sędzia chłopa, 
Regierungs-, Apellations-und Hofrathe gebacken werden, so bin ich 
ausser Stande, daruber viel ruhmliehes zu sagen!" Dalej twierdzi, 
że gdyby był organem opinii publicznej, to musiałby powiedzieć : 
„dass der hiesige Beamte mit den Gesetzen der Gastfreiheit, der 
Fahrordnung und der Diaten-Anfrechnuiig bei Weitem vertrauter 
sei, ais mit den Gesetzen, Rechten und der Wohlfahrt des Landes 
etc. etc." (Beamtenthum str. 65 i 66). Sąd ostry — ale sprawiedliwy 
i niepodejrzany. 
19* 
228 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
który twierdził, że mieli rozkaz rabowania 
i mordowania, kto mu taki rozkaz wydał — 
czy nie jaki „emisarz". Chłop powiada: tak jest, 
kazali tak pan komisarz. W protokole jednak 
zanotowano „do rabunku i mordów podmawiał 
nas jakiś emisarz polski..." 
Takich faktów przytoczyćby można wiele 
z aktów sądowych, które mamy przed sobą. 
Słyszymy tam np. chłopów mówiących o cen- 
tralizacyi paryskiej, o emisaryuszach i o emigracyi. 
W protokole przesłuchania Butrymowicza, dtto 
Tarnów, 5. października 1846, czytamy np. 
zeznania Marcina Szczurka, polowego, który 
tak mówi: 
„Już przeszłego roku przybywali do nas 
emisaryusze 
polscy a centralizacyi 
paryskiej, 
ażeby wywołać w gminach komunistyczne 
ruchy 
i ażeby nas skłonić do zbrojnego powstania 
przeciw cesarzowi i państwu. W zbrodniczych 
tych działaniach uczestniczył p. Butrymowicz, 
który nam mówił: „dopiero wówczas będzie wam 
dobrze, jak cesarskich wszystkich urzędników 
wyrżniecie." 
— 
W tej formie, która chyba najdo- 
bitniej świadczy, że ani jedno podobne słowo 
z ust chłopskich wyjść nie mogło — spisywane 
są zeznania przeważnej części świadków. 
Gdy tak oszczędzano winnych, dla ofiar 
otwierały się równocześnie bramy więzienia. 
Wśród zupełnie niewinnych porywanych na go- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
ścińcach lub w mieszkaniach, nie brakło takich, 
którzy się sami oskarżali fałszywie i oddawali 
w ręce władzy, aby ujść śmierci. W więzieniach 
obchodzono się ze wszystkimi jak najgorzej. Za- 
mykano po 60—90 osób w jednym małym po- 
koju i półnagich zostawiano wśród zimna, nie 
dawano im pożywienia ni napoju. W niektórych 
więzieniach zgłodniałym rzucano umyślnie śle- 
dzie, aby patrzeć, jak później cierpieli z pra- 
gnienia. O pielęgnowaniu chorych nawet mowy 
nie było... 
Centrem inkwizycyi był Lwów, tu zwożono 
nieszczęśliwych ze wszystkich stron kraju. Umie- 
szczano ich w Brygidkach, u Karmelitów, w wol- 
nych koszarach. Najgorsze, prawdziwie plugawe 
pomieszkanie znajdowali więźniowie w więzieniu 
Karmelitów, gdzie pod pryczami roiły się mi- 
ryady stonóg i gdzie mieszczono ich wspólnie 
z najprostszymi zbrodniarzami. Okropności tego 
więzienia kreśli z realizmem Czaplicki w swym 
pamiętniku *). 
*) Jedyną ulgę znajdowali więźniowie we współczuciu im 
okazywanem zwłaszcza przez odważne panie nasze, które mimo 
najgroźniejszych zakazów potrafiły się porozumiewać z więźniami 
i nieść im pociechę. Jedną z najodważniejszych była piętnastoletnia 
Aleksandra Swubodówna, później zamężna Tycowa. Więźniowie 
zwali ją zwykle krótko „L e s i ą" lub „Czarną łapką. 
1 
' 
Zwykle 
ukrywała się ona na strychu jednego z domów na ulioy (dziś) Ba- 
torego, naprzeciw podwórza, po którem przechadzali się więźniowie 
i drobną swą rączką ubraną w czarną rękawiczkę porozumiewała 
się z nimi za pomocą osobnego alfabetu. Młodej Lesi towarzyszyła 
zwykle jej siostra Albertyna. O niejednem uwiadamiała więźniów, 
co im się później w śledztwie przydało. (Zmarła 1896 r.). 
180 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Pożywienie, jakie więźniowie dostawali, było 
nad wyraz wstrętne. W południe na obiad poda- 
wano im jakąś brudną i cuchnącą ciecz, zwaną 
pompatycznie zupą, którą przynoszono w wiel- 
kim kotle. Oprócz tego na leguminę dawano im 
t. z . sałamachę, t. j . rozgotowaną fasolę, bób, 
groch lub kaszę. We czwartki i niedziele dosta- 
wali żyły i kości, które dozorcom podobało się 
nazywać mięsem. W potrawach tych były często 
gęsto dla dodania apetytu muchy, pająki i inne 
tym podobne specyały. To też przeważna część 
nieszczęśliwych, którym nie pozwolono, lub 
którzy nie mogli postarać się o jedzenie z poza 
krat więziennych — żyła wodą i chlebem razo- 
wym, zawsze czerstwym, a często spleśniałym. 
Postarano się także o towarzystwo dla więźniów: 
przez przegniłe na wpół podłogi wkradały się 
do cel ciekawe szczury z kanałów i gospodaro- 
wały w najlepsze. Rodzinom i krewnym nie po- 
zwalano się z reguły widywać z więźniami, 
a jeżeli ktoś pozwolenie takie otrzymał, to obe- 
cność delegowanego ad hoc urzędnika i jego za- 
chowanie się, groźby, któremi miotał, zatruwały 
te słodkie chwile. Dla oka jednak i dla świata 
robiono także nieco. Oto co tygodnia jeden 
z wyższych urzędników kryminalnych obchodził 
wszystkie cele, zadawał szablonowe pytania, czy 
więźniowie się na co nie uskarżają, zapisywał 
zażalenia i z całą powagą odchodził. W pier- 
Krwawy Bok, 
231 
wszycli tygodniach więźniowie biorąc to na seryo 
uskarżali się na brak wody, powietrza, na nie- 
chlujstwo, na ścisk w celach, na złe pożywienie, 
na niegodne obchodzenie się straży, która zwła- 
szcza nocnemi rewizyami maltretowała więźniów, 
i na inne rzeczy. Gdy jednak spostrzegli, że za- 
żalenia te nietylko nie przynoszą im żadnej ulgi, 
ale co gorsza, wywołują tem sroższe prześlado- 
wanie podrzędnych organów, dali za wygraną 
i nie skarżyli się więcej. 
Podczas więc, gdy Szela i inni bandyci ko- 
rzystali z zupełnej bezkarności i nie byli pocią- 
gani do odpowiedzialności, w więzieniach lwow- 
skich znajdowały się setki najniewinniejszych 
często ludzi, niepewnych, co im groźne jutro 
przyniesie. 
Wśród uwięzionych znajdowali się między 
innymi: ks. Bereźnicki Józef, Bobczyńscy 
Aleks, i Konstanty, Bober ski Alojzy, Bo- 
browski Żelisław, Bogusz Łucyan z żoną, 
Brześciański Stanisław, lir. Bukowski Bo- 
naw., Chłędowski Józef, Chołodecki To- 
masz, Czapliccy Józef i Wład., lir. Dębicka, 
Dębowski Jan, ks. Długoszewski Ignacy, 
Dydyńscy Kajetan i Władysł., ks. Godówski 
Józef, Goslaro wie Jan i Julian, Grodzki 
Stanisław, ks. Grossman, Gumiński Jan, 
Jaworski Józef, Kamieński Henryk, Ka- 
puściński Józef, ks. Knicel Tomasz, ks. 
232 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Kmietowicz Józef, Koisowie Jacenty i Jan, 
hr. Komorowski Ignacy, Kowalski Stani- 
sław, Krasiński Alojzy, Krobiccy Julian 
i Wiktor, Leszczyńscy Emil i Leopold, ks. 
Lacheta Franciszek, Madejewski Leop., 
Morelowski Antoni, ks. Morgenstern, 
Muller Maksymilian, N a b i e l a k Robert, ks. 
Nahlik Antoni, ks. Olpiński, Pawlikowski 
Aleksander, PochwalskiW 
7 
incenty, Podoski 
Ferdyn., Potocki Ignacy, Przestrzelski 
Nikodem, hr. Eomerowie Teofil i Wilhelm, 
Rudnicki Franc., Rylski Edward, Schmitt 
Henryk (aresztowany powtórnie), Sieniieradzki 
Konstanty, Smagłowski Winc., Sobolewskich 
dwóch, Styrcula Janek, Stokowscy: ks. 
Leon, Ludwik i Marceli, ks. Szajnok Franc., 
Szeligowski Tomasz, ks. Szersznik, ks. 
Szostkiewicz, 
Szymańscy Eustachy 
i Leon, Tarnowski Michał, Terleccy An- 
toni, Feliks, Leopold, Tadeusz, Ujejski Józef, 
Urbański Franc., Wiśniowski Teofil (po- 
wtórnie), Woronieccy August i Henryk, 
ks. Zgrzebny, Żurowski Franc. i przeszło 
100 innych. 
Szlachta galicyjska uważaną była zawsze 
za kopciuszka; zarzucano jej lekkomyślność, ży- 
cie bez treści, brak poczucia obowiązku, a na- 
wet — brak patryotyzmu. Zwłaszcza od chwili, 
gdy niecierpliwe i niesforne demokratyczne To- 
Iirwawy 
Eok. 
121 
warzystwo zaczęło z Paryża kierować żywiołami 
demokratycznymi w kraju, posypały się na szla- 
chtę takie obelgi, takie podejrzenia, że nie zo- 
stawiono na niej, jak to mówią, „suchej nitki." 
A jednak zarzuty te nie były słuszne: pra- 
wda, że w Galicyi było wiele jednostek wśród 
wyższej zwłaszcza szlachty, które niepomne swych 
obowiązków albo żyły hulaszczo, albo, lgnąc do 
klamki pańskiej, dosługiwały się orderów i hono- 
rowych godności z ujmą godności własnej i go- 
dności narodowej — ale niezaprzeczoną jest rze- 
czą, że wielka masa szlachty drobniejszej, jedno-, 
dwu- i trzywioskowej była zawsze ożywiona 
duchem jak najlepszym, a głęboki i szczery pa- 
tryotyzm jej nie ulegał najmniejszej wątpliwości. 
Ale i przeważna część tych gorszych jednostek 
w chwili, gdy sprawa narodowa tego wymagała, 
umiała spełnić zawsze swój obowiązek. Najgorsi 
wrogowie nasi, owe płatne pisarskie gadziny, 
które szkalowały społeczeństwo nasze po r. 1846, 
przyznają, że olbrzymia większość szlachty brała 
udział „w komunistycznej rewolucyi" i ubole- 
wają, że ta nibyto zachowawcza część narodu — 
w ich oczach naturalnie — tak nizko upadła. 
Od tego zaszczytnego świadectwa dla olbrzymiej 
większości szlachty, jakże odbija nienawiść, jaką 
otoczyło ją bezzasadnie Towarzystwo demokra- 
tyczne! Do jakiego stopnia obłąkania dochodzili 
fanatycy tego obozu — najlepszym dowodem 
234 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Dembowski, który w mowie swej wygłoszonej 
w krakowskim klubie rewolucyjnym użył nastę- 
pującego zwrotu: „Ol dziwna, dziwna ta ła- 
godność naszego ludu, ze uraz tak łatwo za- 
pomina, ze Sroiej się nie pomścił na tych, któ- 
rzy go tak długo deptali i bezcześcili! 
A dodajmy, że mowę tę wygłosił w dniu 
26. lutego 1846, to jest w chwili, gdy mordy 
na szlachcie i inteligencyi były już spełnione, 
że słowa te padły wobec stosów trupów, wobec 
szalejących chłopów, którzy zbroczyli swe dłonie 
w krwi bratniej. 
To już nie zwykły fanatyzm — to obłąkanie! 
Tymczasem fakta mówią inaczej — na ko- 
rzyść szlachty. Równą niechęcią przejęte były 
po wsze czasy rządy rozbiorowe przeciw tej 
klasie społecznej, uważając ją słusznie za rdzeń 
narodu — a polityka ta przetrwała aż do na- 
szych czasów. 
Przeciwko komuż to dziś jeszcze zwraca się 
cała zapalczywość Moskali i Prusaków, jeżeli 
nie przeciw drobniejszej szlachcie? Wszędzie 
widzimy dążności do oddzielania jej od ludu, 
do pozbawienia wpływu na szersze masy, do 
wywłaszczenia z ziemi; słowem do unicestwienia 
jej materyalnego i moralnego wpływu. Jest to 
wypływem przekonania, że drobna, gospodarna 
szlachta z natury rzeczy jest najniezawiślejszą 
klasą narodu naszego. 
Krwawy Bok. 
171 
Rząd austryacki odrazu to spostrzegł i odrazu 
też jął się polityki różnienia. 
Podobnie, jak przeciwstawił Rusinów Pola- 
kom, drażniąc pierwszych przeciwko drugim, 
tak samo zupełnie starał się poróżnić szlachtę 
z ludem. Z jednej strony unormował, stosunek 
poddańczy w ten sposób, że właściciel wsi, 
spełniając funkcye urzędnika państwowego przez 
pobór podatków i pobór żołnierza, stał się znie- 
nawidzonym u ludu — z drugiej strony nie 
dozwolono tej szlachcie spełniać najgorętszych 
jej pragnień wobec tego ludu. Równocześnie 
zaś biurokracya, rekrutująca się z iudywiduuów 
najgorszego gatunku i całej rzeszy przybłędów, 
dyszących nienawiścią do wszystkich posiadają- 
cych, buntowała lud i wskazywała mu na panów, 
jako na przyczynę i źródło złego. 
W dobie spiskowej przeto emisaryusze To- 
warzystwa demokratycznego i biurokracya pra- 
cowali w jeden i ten sam. sposób — choć w innym 
zamiarze — przeciwko szlachcie. Rzecz prosta, 
że przewaga była po stronie biurokracyi, gdyż 
ta wobec chłopa otoczona była aureolą władzy, 
a więc wierzono w możność spełnienia jej obie- 
tnic, podczas gdy emisaryusze obiecywali to, 
czem rozporządzać nie mogli. Logika chłopskiego 
rozumu była niewzruszoną. 
Tymczasem ta oczerniona szlachta na seryo 
myślała o stanowczein rozwiązaniu kwestyi wło- 
236 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
ściańskiej. Ona to stała się — wbrew swemu 
materyalnemn interesowi — gorliwą opiekunką, 
i propagatorką towarzystw wstrzemięźliwości, 
które rozwinęły się pomyślnie, ona na sejmach 
stanowych domagała się zmiany, względnie znie- 
sienia pańszczyzny. Wnioski sejmu natrafiały 
jednak na nieprzezwyciężony opór Wiednia, który 
nie chciał, ażeby inicyatywa wyszła od szlachty, 
choćby ta szlachta największe nawet poniosła 
materyalne ofiary. Dopiero pod wpływem ener- 
gicznych domagań się seimu, złożonego z samej 
szlachty w latach 1843 i 1844, zgodził się rząd 
na ustanowienie (w r. 1845) komisyi 
stanowej, 
której zadaniem było zastanowić się nad spo- 
sobami nadania włościanom własności użytkowej 
gruntów i nad zaprowadzeniem wiejskich ksiąg 
gruntowych. W dalszym toku miała komisya ta 
obmyśleć środki zmienienia pańszczyzny w czynsz 
lub daniny w zbożu, a następnie całkowitego 
zniesienia pańszczyzny i wszelkich połączonych 
z nią uciążliwości. Do komisyi tej wybrani zo- 
stali deputowani wszystkich cyrkułów, a rząd 
mianował swych przedstawicieli. W adresie 
z r. 1845, uchwalonym na wniosek wicemar- 
szałka stanów, czcigodnego Wasilewskiego, upra- 
szał sejm o rozszerzenie zakresu działalności tej 
komisyi, której głównem zadaniem jest „otworzyć 
pole dobrowolnym układom i dać sposobność lep- 
szego rozwinięcia sił tak właścicielom dóbr, jak 
Iirwawy 
Eok. 
121 
włościanom, ku podniesieniu krajowego gospo- 
darstwa i bogactwa — jakoteż usunąć powód 
wszelkich nieporozumień 
między klasami spo- 
łecznemi!..." 
Na tym samym sejmie uchwalono 
wnieść prośbę do tronu o ułatwienie włościanom 
tańszego nabywania soli dla ludu i dla celów 
gospodarczych tegoż. 
Również wobec katastrofy powodzi i głodu 
uchwaliły Stany 400.000 zł. zapomogi dla tych 
powiatów i zezwoliły w razie potrzeby podnieść 
tę kwotę do wysokości 1,500.000 zł. m . k . 
Uchwała ta uzyskała zatwierdzenie cesarza, 
który raczył „najmiłościwiej rozkazać stanom 
galicyjskim oznajmić, jako o gotowości ich do 
niesienia pomocy z własną nawet ofiarą wło- 
ścianom w niewoli pogrążonym z upodobaniem 
powziął wiadomość..." 
Ale niedosyć na tem. Szlachta galicyjska 
cała dała dowód niezwykłej ofiarności, bo gdy 
zarządzono dobrowolne składki na rzecz wło- 
ścian powiatów zachodnich, które przyniosły 
okrągło 217.000 zł. m . k ., 
nie licząc wielkich 
darów w naturaliach — to sama szlachta zło- 
żyła 130.000 złr.! Rozdawnictwem tych składek 
zajmowały się organa rządowe i oto się stało, 
że ci, dla których szlachta takie poniosła ofiary, 
mordowali sicych dobrodziejów, a biurokracya 
pieniędzmi szlachty wynagradzała jej morder- 
ców pod pozorem zapomóg głodowych! 
238 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
A po rzezi? 
Znów na clilubę znacznej części naszej 
szlachty potrzeba powiedzieć, że gdy uspokoiły 
się namiętności, nie mściła się bynajmniej na 
ludzie, nie zwróciła przeciw niemu swej niena- 
wiści. Z jednej strony czuła, że ona i przod- 
kowie jej dużo, dużo wobec tego ludu zawinili, 
z drugiej widziała jasno, że lud ten był ślepem 
narzędziem. W jednym z listów, który mamy 
przed sobą — a rodzina piszącej uległa stra- 
sznym ciosom 1846 roku — znajdujemy wszystko, 
co na usprawiedliwienie ludu posłużyć mogło. 
List kończy się zaś na stępuj ącemi słowy: „Ale 
nie jątrzyć się nam wzajemnie, lecz przebaczyć 
temu ciemnemu ludowi. Morze łez i krwi stanęło 
pomiędzy nami — oby ta krew ofiarna prze- 
błagała gniew Boga za grzechy nasze i ojców. 
Odpuśćmy tym, którzy nie wiedzieli, co czynią, 
tak, jak pragniemy, aby odpuścił nam Bóg 
i otoczył raz już miłosierdziem tę krainę mogił 
i więzień. Odpuśćmy •— a na mogiłach naszych 
najdroższych zakwitnie najpożądańszy nam dziś 
kwiat — kwiat zgody." 
Ten sam duch ożywia wiele innych korespon- 
dencyi i dokumentów, on także w energiczny 
sposób przebija się z adresu do Stadiona, wrę- 
czonego mu w lipcu 1846 r., 
a opracowanego 
przez hr. Fredrę i hr. Stadnickiego i opatrzo- 
nego podpisami 107 członków Stanów. 
Krwawy Kok. 
239 
Adres ten zawiera najpierw dosadne oska- 
rżenie biurokracyi i jej zachowanie się podczas 
rzezi, domaga się ukrócenia jej 
samowoli, 
żąda, ażeby komisya stanowa dla sprawy wło- 
ściańskiej natychmiast się zebrała i radykalnie 
rozwiązała tę piekącą kwestyę, a nareszcie 
w następujący sposób krytykuje „pacyfikacyę 
poddanych": 
„Bez ogródki twierdzimy, że obecny szafu- 
nek tysiącami i tysiącami kijów jest podwójnie 
szkodliwy. Eaz, że jest nie ludzki, a powtóre 
gorzej jeszcze usposobi włościan przeciw rządowi 
i dziedzicom, zwłaszcza, gdy się im przedstawia, 
że dzieje się to na żądanie panów. Konieczność, 
uciekania się do takich środków dowodzi niedo- 
skonałości prawodawstwa i zdradza brak stoso- 
wnych środków wykonawczych. 
„Zdaniem naszem byłoby zgodniejszem z na- 
turą rzeczy i uszanowaniem należnem godności 
człowieka, aby w razie oporu włościan prze- 
wódcy osądzeni byli na wydalenie z gruntów 
i wyrok ten został natychmiast wykonany. Mamy 
najgłębsze przeświadczenie, że lepiej jak bicie 
pomogłoby na uspokojenie włościan wydalenie 
dwóch najkrnąbrniejszycli we wsi i oddanie ich 
gruntów natychmiast innym." Adres kończy się: 
użaleniem, że zbrodnie dotychczas nie zostały 
ukarane i prośbą o szybkie zaradzenie złemu. 
240 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
Adres ten nadzwyczaj nie podobał się 
we Wiedniu. Zwrócono go podpisanym z wyra- 
żeniem zdziwienia, że coś podobnego mogli złożyć 
u stóp tronu! 
Dowodem, że szlachta i po rzezi nie prze- 
stała myśleć o rozwiązaniu kwestyi włościańskiej, 
jest także i wniosek, który miał być postawiony 
na sejmie w roku 1846, ale „zamarł w tece", 
gdyż sejm się nie zebrał. 
Wnioskodawca*) wykazawszy, że jeśli istniały 
nadużycia jakie wobec włościan, to winien temu 
rząd, który ich nie karał, tak stawia kwestyę: 
„Ponieważ rząd sam, bez względu na to, ile 
własnej swej sprawie tem szkodzi, czernił nas 
wobec Europy jako ciemiężycieli włościan, powi- 
nien obecnie dać dowód dobrej woli, odebrać 
nam środki ciemiężenia włościan, a sobie powód 
do spotwarzania nas przed światem. Stało się 
dla niego i dla nas konieczną potrzebą zerwać 
pod słusznymi, nikogo nie krzywdzącymi wa- 
runkami dotychczasowe uciążliwe ze wszech miar 
stosunki między właścicielami włości, a włościa- 
nami. Usamowolnić i uwłaszczyć 
ostatnich, 
obmyśleć dla nich środki stosownej oświaty, po- 
stawić ich pod wzgledem prawa na 
równi 
z resztą obywateli kraju, a następnie przypuścić 
*) Manuskrypt nosi tytuł: „Głos w tece obywatela galicyjskiego 
zamarły, z powodu niedozwolonego przez rząd zebrania się stanów 
prowincyi na zwyczajny sejm postulatowy 1846 roku." 
Krwawy Bok. 
541 
do takiego przynajmniej udziału w reprezentacyi 
narodu, jaką obecnie miasta mają—jest sprawą 
nie cierpiącą 
zwłoki." 
Rozpisaliśmy się obszerniej nieco o szlachcie 
galicyjskiej w owej dobie —• bo tak nam kazało 
poczucie sprawiedliwości. Nie ukrywaliśmy w ciągu 
opowiadania jej grzechów i win, nie tłumaczyli 
błędów, ale bezstronność nakazywała nam pod- 
nieść także to, co stanowiło dodatnią stronę 
działalności tej poważnej klasy narodu, którą 
radzi zawsze widzimy w pierwszych szeregach 
pracowników na ojczystej niwie. 
16 
VII. Epilog. 
(Potwarze rządowe. — Metternich wobec Europy. 
— 
Dowody, iż biurokracya wywołała rzeź. 
— 
„Ślepy 
miecz". 
— 
„Bene meriti". 
— 
Ordery i nagrody. 
— 
Zakończenie.) 
I znów powstajem w ufności szczersi, 
A za Twą wolą zgniata nas wróg ! 
1 śmiech nam rzuca jak głaz na piersi: 
A gdzie ten Ojciec? A gdzie ten Bóg! 
Powstanie stłumione! 
Reszta wolnej Ojczyzny — Kraków — za- 
jęta. Kwiat narodu częścią zniszczony kosą 
chłopską, częścią więdnieje w więzieniach!... Oto 
bilans pierwszych kilku miesięcy tego krwawego 
roku, w którym wrogowie nasi nie już setki 
i tysiące obywateli, ale cały naród polski sta- 
wili przed trybunał Piłatów i Kaifaszów, ażeby 
fałszywemi oskarżeniami pozbawić go ostatn*" 
pociechy — dobrej sławy. 
Bezduszne, nielitościwe narzędzia polityki 
noszące na hańbę sprawiedliwości miano sę- 
dziów — ludzie ze wszystkiem obcy naszemu 
społeczeństwu, 
nie mogąc zrozumieć, czem 
jest 
dla Polaka uczucie miłości ojczyzny — sądzili. 
Krwawy Kok. 
243 
oskarżonych jako rewolucyonistów komunistycz- 
nych, którzy mieli zamiar posługiwać się mordem, 
trucizną i rabunkiem. Jeden jedyny — smutny 
zresztą fakt zamordowania Kaspra Markla, bur- 
mistrza pilzneńskiego, generalizowano i przedsta- 
wiano jako najwymowniejszy dowód krwawego 
terroryzmu Polaków. Ale w chwili, gdy Polacy 
stali jako oskarżeni przed sądem swych wro- 
gów, stanęła Polska w świeżo skrwawionej swej 
szacie, targana dłonią obłąkanych przez wrogów 
dzieci przed trybunałem Boga i opinii narodów 
jako ofiara i oskarżycielka. Wszędzie, gdzie 
tylko sumienie i słowo nie było skrępowane, 
odezwały się głosy podziwu i współczucia dla 
ofiar — pogardy i potępienia dla sprawców. 
Francya, Anglia, Włochy, Szwajcarya, Belgia, 
Szwecya — nawet większa część Niemiec roz- 
brzmiewały strasznymi szczegółami mordów po- 
pełnionych w Galicyi, a te opisy budząc rzetelne 
współczucie dla ofiar, burzyły zarazem podwaliny 
absolutyzmu. Dla znającego dzieje ówczesnej 
doby, nie nowem będzie twierdzenie, że rzeź 
galicyjska była jednym z momentów, które złożyły 
się na energiczny ruch rewolucyjny w Europie. 
Mowy pp. markiza de Rechajacąuelina, 
hr. de M o r n a y, markiza de Castellane, 
a szczególniej hr. de Montal ember ta, która 
była formalnym aktem oskarżenia przeciw rzą- 
dowi austryackiemu, wywołały w całej Europie 
16* 
244 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
niesłychane oburzenie przeciw rządom austryac- 
kim. W kołach najwięcej interesowanych rozległ 
się jeden okrzyk do nowego papieża Piusa IX.: 
„Usłysz, o ojcze święty, ten jęk z głębi serca 
Polaków, najwierniejszych Twych syriów. Przez 
krew niewinnie przelaną Chrystusa Pana wnieś 
twój głos potężny, by ulżyć ich cierpieniom" 
(innaha la tua voce possente a solli vare 
que miseri). Pieśń ta brzmiała w kościołach 
Rzymu! 
Uczciwa prasa całej Europy stanęła również 
po stronie ofiar, to też jakkolwiek rządy dyplo- 
matycznie tę sprawę traktowały, czuł Metternich 
potrzebę usprawiedliwienia się przed ogółem. 
Lecz jakżeż można usprawiedliwić tak krzyczącą 
zbrodnię — jeżeli nie rzuceniem oszczerstw na 
Polskę i poniżeniem jej wobec Europy? Tego 
też systemu chwycił się rząd Metternicha, znaj- 
dując powolne narzędzie w pismakach Wiener 
Ztg., 
Oester. Beobachter, Allgem. Preuss. Ztg., 
a zwłaszcza w rozpowszechnionej wówczas Augsb. 
Allg. Ztg. W pismach tych dowodzono: 
1. że Polacy są zawsze niepoprawnymi re- 
wolucyonistami, zagrażającymi porządkowi spo- 
łecznemu Europy; 
2. że sprzysiężenie miało charakter komu- 
nistyczny ; 
3. że gwałtem i terroryzmem zmuszono lud 
do wzięcia udziału w powstaniu; 
Iirwawy 
Eok. 
121 
4. że Polacy jako broń swą obrali skryto- 
bójstwo, że głównym ich celem było urządzenie 
rzezi na wzór nieszporów sycylijskich, że zamie- 
rzali otruć lub wymordować wszystkich Niemców 
i ku temu mieli przygotowane olbrzymie zapasy 
trucizny i sztyletów; 
5. że lud usposobiony patryotycznie odwrócił 
się od szlachty, która właściwie jest nie polskiego, 
ale tatarskiego pochodzenia (!!!) — i stanął 
wiernie przy rządzie i cesarzu; 
6. że obawiając się gróźb szlachty i mszcząc 
się na niej tyluwiekowych krzywd, lud przekro- 
czył nieco granice obrony koniecznej i uniesiony 
słuszną zemstą w zbyt dotkliwy sposób karał 
swych tyranów; 
7. zaprzeczono stanowczo, jakoby biurokracya 
brała jakikolwiek udział w podburzaniu chłopów 
lub płaciła za mordy. 
Podłe te kłamstwa rozstrzelone w różnych 
pismach zebrano następnie w broszury, któremi 
zasypywano zwłaszcza Niemcy. Broszury te pi- 
sane na obstalnnek rządu, są: 
1. Aufschlusse uber die jung sten Ereignisse 
in Polen. Mainz 1846. 
2. Bas Polen-Attentat 
im J. 1846; 
aus 
dem Tagebuche eines Ofjiciers der westgali- 
zischen Armee. Grimma 1846. 
3. Briefe eines Beutschen uber 
Galizien. 
Breslau 1847. 
246 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Ceclią tych wszystkich urzędowych publi- 
kacyi jest brak wszelkiej przedmiotowości, nie- 
nawiść do wszystkiego, co polskie, i bezimien- 
ność, z równoczesnem powoływaniem się na akty 
urzędowe. 
Zadaniem naszej pracy — zadaniem głównem 
jest zebranie rozprószonych dokumentów, odno- 
szących się do rzezi. Nie wdając się więc w treść 
publikacyi prywatnych, przytoczymy tu znane 
nam listy i noty urzędowe Metternicha, celem 
wykazania, jak rząd austryacki usiłował zba- 
łamucić i okłamać Europę, a zwłaszcza rząd 
francuski.; 
1 
') 
Poufne listy Metternicha do hr. Apponyi, 
ambasadora austr. w Paryżu. 
i. 
Nr. 1524. 
(Wyjątek.) 
Wiedeń 20. lutego 1846. 
„Człowiek mojego charakteru znajduje się 
często w położeniu, w którem miotają nim wręcz 
sprzeczne uczucia. Ożywiające mnie uczucie 
ludzkości nakazuje mi uważać za szczęśliwą 
każdą okoliczność, pozwalającą stróżom bezpie- 
*) Noty i listy cytujemy w dosłownem tłómaczeniu z dzieła : 
„Aus Metternichs npchgelassenen Papieren. Herausgegeben von dem 
Sohne des Staatskanclers Ftirsten Richard Metternich-Winneburg. 
7. Band. Wien 1^83 " Tłóniaczenie to zawdzięczamy p. M. Sch.f 
za co na tem miejscu składamy uprzejme podziękowania. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
czeństwa publicznego zapobiedz wybuchowi re- 
wolucyi, a stanowisko moje jako męża stanu 
zmusza mnie przeciwnie ubolewać nad temi 
samemi okolicznościami. Ostatnie to uczucie 
wbudza we mnie konieczność, której ulegliśmy 
wprowadzając wojsko cesarskie do Krakowa 
w celu przeszkodzenia wielkim nieszczęściom. 
Jutro byłoby dla nas korzystniejsze niż wczoraj. 
Ale miasto byłoby zmasakrowane, wiele posia- 
dłości prywatnych zniszczonych, tysiące ludzi 
padłoby ofiarą; niech to będzie mojem uspra- 
wiedliwieniem. 
„Istnieje obecnie w świecie porządek rzeczy, 
który z czasem stanie się nie do zniesienia. 
We wszystkich czasach były i będą rządy spra- 
wiedliwe i takie, które idą fałszywą drogą; będą 
stronnictwa popierające utrzymanie porządku 
i stronnictwa destrukcyjne; będą tłumy bez- 
myślne, stające się ofiarą wichrzycieli i sprytni 
przywódcy umiejący z tego korzystać. Ale co 
jest charakterystyczną cechą naszej epoki, oto, że 
szeroko rozgałęzione przedsięwzięcia rewolucyjne 
mają do swojej dyspozycyi bezpieczne ogniska, 
w których mogą bezkarnie wypracować i przy- 
gotować swoje plany za zgodą niemądrego 
ducha reformy i z pomocą składek rzekomo na 
cele patryotyczne i filantropijne zbieranych. Tak 
rzeczy stoją, kochany hrabio — poddać się im 
musimy. Europa monarchiczna tolerowała przez 
248 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
wieki całe barbarzyńskich piratów, a nawet 
płaciła daninę ich przywódcom. Dzisiaj Europa 
liberalna daje schronienie oszustom politycznym; 
w czem leży różnica?" 
II. 
Nr. 1525. 
(Wyjątek.) 
Wiedeń 20. lutego 1846. 
„Zdaje się, że odkrycia, jakie uczyniono 
w Wielkiem Księstwie Poznańskiem, skłoniły 
stronnictwo komunistyczne do przyspieszenia wy- 
buchu w Księstwie Krakowskiem. Przedsięwzięcie 
to było niedorzeczne, ale stronnictwo to może 
tylko działać zgodnie z duchem w niem panu- 
jącym. Spodziewano się tam dostać pieniędzy 
i strachem dokonać reszty... a potem niech się 
dzieje co chce. 
„Trwoga, którą rozsiewają wśród mieszkańców 
miasta ci krwiożerczy burzyciele, jest tak stra- 
szną, że właściciele domów, położonych w dziel- 
nicach przez nich zajętych, obawiają się nocować 
w swoich mieszkaniach. Jeśli uparci filantropi 
podnoszą jeszcze głos, broniąc sprawy polskiej, 
to wymowa ich, bogata w dźwięczne frazesy, 
pozbawioną jest zupełnie praktycznego zastoso- 
wania. W dzisiejszej mojej depeszy mówię 
o dwóch stronnictwach polskich; ale mogę zarę- 
czyć, że partya arystokratyczna rozbitą jest 
Iirwawy 
Eok. 
121 
zupełnie i że to skrajna lewica rej wodzi. Składa 
się ona ze zrujnowanych obywateli, małych 
urzędniczków z kasty sbatier (Betteladel*) i z sza- 
lonych głów ze wszystkich warstw społeczeństwa 
pochodzących. Stronnictwo to głosi zasadę po- 
działu dóbr i całymi oddziałami 
napada na 
właścicieli ziemskich. W Galicyi chłopi sta- 
nowią obecnie policye. 
„Chłopi nasi są teraz zadowoleni ze swego 
położenia i obawiają się jedynie przywrócenia 
dawnych stosunków, (!!) dlatego też chwytają 
propagatorów nowych idei i wydają ich wła- 
dzom (!!!). (A mordy? a rabunki?) 
„W depeszy mojej daję broń do ręki pana 
Guizot. Spodziewam się, że z niej skorzysta. 
Zajęcie Krakowa nie będzie, powtarzam, i tym 
tak jak i zeszłym razem, operacyą polityczną, 
ale środkiem zapewniającym bezpieczeństwo 
miasta, a podyktowanym przez uczucie ludzkości. 
Uznane za miasto wolne, nie powinno być ska- 
zanem na poddanie się najwstrętniejszej z ty- 
ranii... tyranii klubu, terrorystów 
najgorszego 
gatunku." 
Im dalej w las, tem więcej drzew —• im 
późniejsza nota, tem więcej kłamstw. Tegoż sa- 
mego dnia, 20. lutego, gdy zaledwie niektóre 
szczegóły mogły być znane w Wiedniu, wysłał 
*) Szlachta zaściankowa. 
250 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Metternich depeszę do Appony'ego i memorandum 
dla francuskiego rządu. 
III. 
Nr. 1541. 
Wiedeń 20. lutego 1846. 
„Spisek wkroczył stanowczo na tory komu- 
nizmu i jako bronią posługuje się terroryzmem. 
Einigracya polska, która przez dłuższy czas 
dzieliła się na dwa stronnictwa: arystokratyczne 
i demokratyczne, uległa teraz losowi wspólnemu 
wszystkim rewolucyom. Partya umiarkowana nie 
jest w stanie zwyciężyć tej, która idzie naprzód, 
a ta z kolei ulegnie prawom tych, którzy zechcą 
iść jeszcze dalej. Co jednak może dziwić, to to, 
że -przywódcy partyi arystokratycznej 
przykła- 
dają rękę do działań komunistów. 
Idee demo- 
kratyczne nie dały się zastosować do ludu sło- 
wiańskiego takiego, jakim są Polacy, i idee te 
głoszone przez część emigracyi musiały z ko- 
nieczności przerodzić się w komunizm, 
to jest 
wymordowanie 
właścicieli ziemskich i grabież 
ich własności. Zechciej pan bez zwłoki powyższą 
depeszę podać do wiadomości p. Guizot i za- 
pewnić go, że może śmiało w razie interpelacyi 
zaręczyć, że decydując się zająć wolne miasto 
Kraków, trzy sprzymierzone mocarstwa nie dzia- 
łały w celu widoków politycznych, ale tylko pod 
wpływem poczucia obowiązku, nakazującego im 
nie dopuścić, aby spokojna ludność miasta i rząd 
Iirwawy 
Eok. 
121 
jego stały się ofiarą spisku, którego jedną 
z głównych pobudek było pragnienie 
grabieży. 
„18. lutego rano, pułk piechoty, półtora szwa- 
dronu kawaleryi i pół bateryi artyleryi przeszło 
przez Wisłę i zajęło Kraków. Spokój i bezpie- 
czeństwo publiczne nie zostało naruszone w tem 
mieście." 
Równocześnie z tą depeszą wysłał ks. Met- 
ternich rządowi francuskiemu 
Memorandum. 
Nr. 1542. 
Wiedeń 20. lutego 1846. 
„Od jakiegoś czasu raporty z Krakowa do- 
noszą o ruchu, powstałym wśród znanych stron- 
ników partyi rewolucyjnej. Ruch ten, do którego 
należeli młodzi ludzie z naj pierwszych rodzin 
kraju i wielka liczba ludzi niższej sfery, roz- 
szerzał się z dniem każdym; nikt nie wątpił, że 
w Krakowie przygotowuje się wybuch mający 
być znakiem dla powstańców sąsiednich prowin- 
cyi, których udział w spisku krakowskim wido- 
cznym był z zeznań i wiadomości zebranycli 
w Galicyi i Wielkiem Księstwie Poznańskiem. 
„Ludzie zamożni, posiadający jaki majątek 
w Krakowie, nie śmieli już pokazywać się na 
ulicach, bojąc się, aby nie stali się pierwszemi 
ofiarami przygotowujących się zamachów. Wła- 
dze nawet i osobistości urzędowe przestraszone 
252 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
by}y groźbami, wygłaszanemi publicznie i prze" 
syłanemi im bezpośrednio przez ludzi znanych 
jako rewolucyoniści. Ostrzegano ich, że dosię- 
gnie ich zemsta narodu, jeśliby odważyli opierać 
się lub starali się przeszkodzić przygotowującemu 
się powstaniu. 
„Taki stan rzeczy wzbudzał paniczną trwogę 
w całem mieście i paraliżował czynności rządu 
krakowskiego, który nie mógł się łudzić co do 
niedostateczności środków represyjnych, jakimi 
rozporządzał. Reprezentanci trzech sprzymierzo- 
nych mocarstw, stale pounadamiani 
o losach 
spisku, otrzymali wkońcu pewną wiadomość: że 
dwóch przywódców partyi rewolucyjnej polskiej 
ukrywa się w Krakowie, aby stanąć na czele 
powstania, które miało wybuchnąć między 20. 
lutego, 
a ostatnimi dniami karnawału, 
że 
wszyscy młodzi ludzie w Krakowie, nawet nale- 
żący do najpierwszych rodzin w kraju, otrzymali 
wezwania, aby byli gotowi na dany znak po- 
łączyć się z naczelnikami powstania, a jedno- 
cześnie grożono pogardą tym, którzyby nie sta- 
wili się na wezwanie, śmiercią zaś tym, którzyby 
ośmielili się uwiadomić władze o spisku. Szcze- 
góły tak pozytywne, a tak niepokojące zarazem, 
nie pozwalały dłużej reprezentantom dworów 
pozostać widzami wypadków przygotowujących 
się przed ich oczyma i grożących wybuchem 
w niedalekiej przyszłości. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
„Wskutek tego zwrócili się do krakowskiego 
senatu z zapytaniem, czy uważa własne swoje 
siły za dostateczne do stłumienia powstania, 
które zdawało się być groźnem, i do utrzymania 
porządku i bezpieczeństwa publicznego. Dopiero 
na przeczącą odpowiedź senatu i deklaracyę, że 
sprzymierzonym dworom powierza starania o do- 
starczenie odpowiednich środków obrony, repre- 
zentanci trzech mocarstw wezwali komendanta 
wojsk cesarskich i królewskich do Podgórza, 
naprzeciw Krakowa, jako do najbliższego stano- 
wiska, najpierw nakazując mu trzymać się w po- 
gotowiu, a potem wkroczyć do miasta z siłami 
wystarczającemi do odparcia powstania, gdyż 
lody ruszyły na Wiśle i komunikacya przerwaną 
była na dni kilka." 
Kończy zaś tak: 
„ Obawiam się, aby nie wybuchło w Galicyi 
powstanie włościan przeciwko szlachcie, ^ oba- 
wiam się, ażeby socyalna komplikacya jeszcze 
bardziej nie utrudniała przeszkód politycznego 
położenia, abyśmy po rozwiązaniu kwesty i po- 
litycznej, nie 'mieli do czynienia z trudnościami 
socyalnej 
zawieruchy." 
A więc: 
Podczas gdy w depeszy do Appony'ego z dnia 
20. lutego 1846 mówi o mordowaniu i rabo- 
waniu szlachty, jako o koniecznem następstwie 
254 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
idei rewolucyjnej, jakby o fakcie już dokona- 
nym — to w piśmie do rządu francuskiego 
z tegoż samego dnia, wypowiada tylko swoją 
obawę na ten temat. 
Wszystkie pisma, które rząd austryacki wy- 
dał jako usprawiedliwienie rzezi, wszystkie przez 
nas cytowane broszury i korespondencye do 
dzienników, a nawet urzędowi zupełnie historycy 
jak Ostrow-Drdacky i Maurycy br. Sala twier- 
dzą z całą stanowczością i nieustannie, że „die 
blutige Reaction des Landvolkes ein Ereigniss 
loar, von welchem Niemand eine Ahnung liatte, 
und welches den Behorden gewiss ebenso uner- 
wartet kam, wie den Insurgenten..." 
Tymczasem, jak widzimy, było to rozmyśliłem 
kłamstwem, bo skoro Metternich już 20. lutego 
stanowczo mówi o mordowaniu szlaclity przez 
lud, to władze krajowe musiały chyba o wiele 
wcześniej z tą ewentualnością się liczyć. Zresztą 
sama data uderza. Wszak pierwsze morderstwa 
dokonane zostały dnia 19. lutego — do Wiednia 
więc najwcześniej mogła dojść wiadomość do- 
piero 21. Skoro więc Metternich w depeszy 
z 20. wyraża swe obawy, to znaczy, że o za- 
mierzonej rzezi wiedział, chciał winę jej zwalić 
na powstańców, a siebie przedstawić jako prze- 
widującego męża stanu. Zresztą rzeź służy mu 
jako moment usprawiedliwienia zaboru Krakowa. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Co więcej, Metternich w chwili, gdy wyrażał 
swą obawę — równocześnie wycofywał wojsko 
z Galicyi ku Krakowowi, ażeby się później 
usprawiedliwić, że z powodu braku wojska rzezi 
niepodobna było zapobiedz! 
Następny list do Appony'ego, nosi datę 27. 
lutego 1846 r. Użaliwszy się na trudne położenie 
rządu w obecnym czasie, tak pisze Metternich: 
„Przyznaję, że wiele jeszcze komplikacyi 
wytworzyć się może wskutek zbrodniczego ruchu 
wywołanego przez emigracyę polską w kraju, 
którego ludność nie podziela jej zapatrywań. 
Ruch ten raz rozpoczęty, gdzie się zatrzyma 
i w jakim kierunku rozszerzać się będzie? Po- 
czątek odsłonił niebezpieczeństwo grożące oby- 
watelstwu, które stanęło na czele partyi komu- 
nistycznej, a lud galicyjski powstaje przeciwko 
podżegaczom, bo nie chce przyjąć doktryn, któ- 
rych nie rozumie. 
„Emigracya rozrzuciła po kraju setki tysięcy 
broszur treści religijnej i instrukcyi do zorga- 
nizowania oddziałów powstańczych. Wprawdzie 
"" t . buntu tłumów przeciwko apostołom nowa- 
kim nie tkwi w duchu tych instrukcyi, ale 
pstwo, które morduje dziś panów, nauczyło 
z nich, jak postępować z przeciwnikiem. 
• • • awiedliwość ludu jest straszną 
si^rawiedli- 
i.zią {La justice du pewple est une terrible 
ice), a rząd — znajduje się wskutek tego 
144 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
w nader fałszywem położeniu; zmuszonym jest 
walczyć zarówno z przyjaciółmi jak z wrogami. 
Czy tego chciały sentymentalne damy, uważa- 
jące się w buduarach swoich za dobroczynne 
i nabożne, opiekujące się stowarzyszeniami, 
rzekomo dobroczynnemi, a których dochody 
wpływały do kasy rządu rewolucyjnego? Czy 
tego chcieli emigranci, którym pomordowano naj- 
bliższych krewnych i którym chłopstwo wkrótce 
popaliło pałacef Właściwości polskiego umysłu 
wychodzą tu na jaw. Polak nie umie nigdy 
przewidzieć następstw swoich czynów. Idzie 
z zamkniętemi oczyma do celu, który widzi 
przed sobą. Środki wiodące do tego celu są mu 
obojętne. Na czyją korzyść obrócą się one 
ostatecznie? 
„Będę się starał donosić panu o przebiegu 
wypadków. Niech rząd francuski czuwa bacznie 
nad emigracyą i niech nie stanie się wspólni- 
kiem jej zbrodni. Nie wątpię o dobrych chę- 
ciach króla i jego ministrów w tym względzie, 
dlatego też uwaga moja nie odnosi się do ich 
zamiarów, ale do sposobu ich wykonania." 
Oburzającym zaiste jest cynizm, z jakim 
Metternich kłamie, z jakim wyszydza patryotyzm 
kobiet polskich. Ale szczytem cynizmu jest naiwna 
szczerość, z jaką ten reprezentant „ojcowskiego 
rządu" zapowiada w dalszym ciągu rabowanie 
Krwawy 
Kok. 
145 
i palenie dworów i pałaców szlachty przez 
zbuntowanych chłopów. 
Jedno z dwojga: albo w tem jest wyraz 
zadowolenia z tego, co się stało -- albo też 
przyznanie, że rząd jest za słaby, aby w kraju 
utrzymać porządek. 
Ten sam ton, ta sama miłość prawdy brzmią 
i w dalszych listach do ambasadora, z których 
przytoczymy następujące wyjątki: 
Nr, 1537. 
Wiedeń 6. marca 
1846. 
„Depesze moje zdały już panu sprawę z wra- 
żeń moich dotyczących tego przedmiotu. Teraz, 
kiedy burza minęła, chcę przesłać moje zdanie 
o tych wypadkach, ich przyczynach i skutkach. 
Raport mój nie będzie długim, a zawiera czystą 
tylko praiudę. 
„Koniec głupiego i zbrodniczego przedsię- 
wzięcia emigracyi polskiej nosił te same cechy, 
co całe dzieło. 
„Rozbitki powstania poddały się armii pru- 
skiej na granicy Szląska i ziem krakowskich. 
Miasto zostało zajęte bez żadnych trudności na 
usilne żądanie samych mieszkańców. Zupełny 
spokój przywrócony został w całej Gralicyi i spra- 
wiedliwość ludu zatrzymała się sama przez się. 
Podróżny, przejeżdżający pocztą przez tę pro- 
wincyę ku granicy zachodniej, nie poznałby, że 
cokolwiek zakłóciło spokój państwa. Chłopi po- 
17 
258 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
stępują za pługami jak dawniej (!!!). Miasta 
powiatowe pełne są więźniów przyprowadzonych 
przez włościan, a kiedy władze pytają się ich, 
jaki jest powód ich aresztowania, podają fakta, 
a jeśli nie mogą tychże dostarczyć, odpowiadają 
niezmiennie: „Trzymajcie aresztowaną osobę pod 
dobrą strażą, to Polak, który buntował się 
przeciwko władzy cesarza!" Oto jest rezultat, 
do jakiego doprowadzili dzieło swoje szaleńcy, 
którzy sądzili, że spokojna ludność Galicyi po- 
dzielać będzie ich idee!" 
Nr. 1538. 
marca. 
„Depesza, którą wysyłam dzisiaj, traktująca 
o niendałem powstaniu w Galicyi, zainteresuje 
prawdopodobnie króla i p. Guizot. Spodziewam 
się, że pracy mojej nie odmówią zalet opisu, 
nacechowanego tym spokojem (!!), który sam 
nadaje rzeczywistą siłę nieszczęśliwym, obarczo- 
nym kierownictwem spraw publicznych. Uważano 
zaszłe tu wypadki jako najważniejsze w ostatnich 
czasach pod względem socyalnym. Powstanie 
upadło w walce z ludem i z instytucyami mo- 
narchicznemi — nim rządzącemi. 
„Fakt ten zdolny jest, nie przeczą, 
wzbić 
w dumą przyjaciół obecnego porządku 
rzeczy. 
Co do mnie,' przyzwyczajony godzić się _ z wy- 
padkami szczęśliwie zakończonymi (!) i zajmować 
się jedynie obowiązkami, które przebieg tych 
Krwawy Bok. 
227 
wypadków nakłada na sfery rządzące, starałem 
się pracy mojej tę właśnie nadać cechę. Sprawę 
tę, ściśle rzeczy biorąc, uważać można za skoń- 
czoną. Powstanie i wszelkie plany rewolucyjne 
utraciły na długo sympatyę kilku milionów Po- 
laków, poddanych cesarza. Przyjmujemy z za- 
dowoleniem tę przerwę w walkach, ubolewając 
jedynie nad ofiarami niegodnie uwiedzionemi. 
Galicya odzyskała spokój zewnętrzny (!!), a lu- 
dność jej ukazała się w świetle, które jedynie 
przebieg wypadków mógł wydostać na jaw, tak, 
jak to miało miejsce (!!). Czego więcej możemy 
pragnąć? 
„Ludność Galicyi powróciła do zupełnej ró- 
wnowagi, co przemawia na jej korzyść tak, jak 
i opór, który tak energicznie przeciwstawiła 
powstańczemu ruchowi, do którego nakłonić ją 
chciała party a emigracyjna. 
„Usposobienie to kilku milionów ludności 
świadczy bezwątpienia korzystnie o rządzie i in- 
stytucyach rządowych." 
Depesza, o której w poprzednim liście wspo- 
mina Metternich, nosi datę 7. marca 1846 (nr. 
1543). W niej sprawcą wszystkich nieszczęść 
nazywa polską szlachtę, która się niczego nie 
nauczyła i nie zapomniała niczego. Obszernie 
przedstawia ustawodawstwo austryackie na polu 
ludowem i dowodzi, że jest rzeczą naturalną, iż 
19* 
'294 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
lud nie dał się uwieść szlachcie i dokonał sam 
aktu sprawiedliwości! 
Emigracja polska, nie 
znając tego stanu rzeczy, przedstawia się jak 
sztab jeneralny bez armii— ona to jest winną 
rzezi. Nieodzownem jest, aby dla przykładu 
spełnić kilka surowych wyroków sprawiedliwości, 
inaczej bowiem wierny lud mógłby słusznie 
sarkać (!!!), a powaga władzy ucierpiałaby na 
tem. 
„Chłopi, jak pod wpływem czarodziejskiej 
różczki, powrócili do swych spokojnych zajęć, 
a rabusiów (!) sami chwytają (!!!). Zachowanie 
się ich zasługuje na bezwzględną pochwałę." 
W dalszym ciągu domaga się Metternich od 
rządu francuskiego, ażeby ograniczył prawo azylu 
wobec emigraeyi polskiej, której działanie jest 
zwodnicze. 
„Gdyby los nie był obrócił się 
przeciw spiskowcom, 
tysiące ofiar 
niewinnych 
byłoby padło pod ciosami sztyletów i morder- 
czej broni, którą mniemam patryoci dali chło- 
pom do rak, a której ci użyli ku obronie 
swego spokoju, przedkładając 
to, co nazywane 
bywa niewolą, nad dzikie okrzyki źle zrozu- 
mianego liberalizmu. 
1 
' 
1 
W dniu 18. marca znów pisze Metternich 
do Appony'ego i przesyła notę dla rządu. W li- 
ście usprawiedliwia konfiskatę dóbr ks. Adama 
Czartoryskiego, jako moralnego wodza powstań- 
ców, którzy „powiedzieli sobie: Zacznijmy 
od 
mordów i grabieży!! a potem pomyślimy o re- 
Krwawy 
Bok. 
295 
szcie. Instrulccya ta ściśle została 
wykonaną 
przez sprzysiężonych w tarnowskim powiecie 
Oto próbka kłamstwa dyplomatycznego! 
Nie większą prawdomownością grzeszy też 
nota (1544) z dnia 18. marca, zredagowana dla 
rządu francuskiego. Zaznacza Metternich w niej, 
że państwo austryackie przebyło niezasłużenie 
ciężką próbę, której nie wywołało (que certes 
U n'ą ni provoquee ni meritóe). Nie rząd je- 
dnak zgniótł powstanie, ale sama ludność wiernej 
prowincyi — i to dowodzi, jak demokratyczna 
emigracya w rachubach swych się myliła. „ Une 
democratie sans łe peuph gniest-elle?" zapytuje 
ironicznie kanclerz, a równocześnie podnosząc 
dobrodziejstwa, wyświadczone chłopom przez 
rząd anstryacki, tłumaczy, dlaczego chłopi nie 
dali się uwieść „zbrodniarzom". 
W dalszym 
ciągu opowiada, jak rozszerzano zasady komu- 
nistyczne wśród ludu, jak go wzywano do po- 
wstania, jak „bito kijami lub nawet strzelano 
do opornych chłopów" (sic!) iils tuerent quel- 
ques paysans a coups de pistolet). 
Wtedy to cierpliwi i spokojni włpścianie 
rzucili się na swych katów (!) i zaczęły się 
„wypadki" znane już. Dalej streszcza pokrótce 
wypadki w Księstwie i Królestwie — gdzie 
według twierdzenia Metternicha, chłopi również 
zabijali szlachtę i rabowali dwory (co jest, jak 
wiemy, zupełną nieprawdą —• schwytali tylko 
262 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
powstańców, mających uderzyć na Siedlce.) Opo- 
wiedziawszy tak „fakta", 
odzywa się znów 
Metternich do rządu francuskiego z żądaniem 
ograniczenia prawa „azylu" dla polskiej emigracyi. 
Dalsze tolerowanie jej zbrodniczych knowań 
przyniosłoby w rezultacie ogólno-europejską anar- 
chię społeczną. Skoro obywatele francuscy nie 
mają prawa mięszać się do spraw innego pań- 
stwa, to tem bardziej powinien tego zabronić 
rząd emigracyi polskiej — ludziom „bez kraju 
i ojczyzny..." 
Za zbrodnie, jakich dopuściła się 
emigracya, każdy Francuz musiałby być ukarany. 
Zbrodnia przedsięwzięta była wobec Austryi na 
szerokie rozmiary, a „jeżeli się nie udała, to za- 
wdzięczamy to prawdziwemu narodowi (la veri- 
table nation, t. j. chłopi!), anie tej części jego, 
która sobie nazwę narodu przywłaszcza." 
„Naród nie przyjął haseł głoszących mord 
i rabunek." (Pięknie nie przyjął!) 
Zaprzecza dalej, jakoby nie cała emigracya 
była winną — owszem, wszyscy ponoszą winę 
i wszyscy zasługują na karę. 
Tak to, czerniąc nasz naród, starał się 
Metternich usprawiedliwić wobec Europy. Tem 
samem piórem, tym samym atramentem pisane 
były nietylko jego listy i noty, ale te anonimowe 
publikacye, o których poprzednio mówiliśmy, 
i liczne, również anonimowe korespondencye do 
płatnych pism. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Wszędzie Polacy przedstawiani byli jako 
szajka rabusiów, morderców i trucicieli*) — lud 
jako obrońca rządu i zasad konserwatywnych... 
Ażeby już skończyć z Metternichem, po- 
patrzmy jeszcze, jakie plany miał on co do Ga- 
licyi na przyszłość. 
Wychodząc z założenia, że „der Polonismus 
ist nur eine tormel, ein Wortlaut, hinter dem. 
die Eevolution in ihrer crassesten Form steht — 
er ist die Revolution selbst und nicht eine Ab- 
theilung derselben, twierdzi, że walka z póloni- 
zmem jest nietjlko prawem, ale najświętszym 
obowiązkiem wszystkich mocarstw. Jako jeden 
ze środkow tej walki podaje zmianę systemu 
rządzenia Galicyą. a) Przedewszystkiem należy 
podzielić Galicyę na dwa okręgi — wschodni 
i zachodni. Podział ten wynika tak z położenia 
geograficznego, jak z natury stosunków. Lwów 
jak na stolicę kraju leży za daleko od Wiednia, 
a nawet od zachodnich granic Galicyi, skutkiem 
czego administracya nie może być dosyć sprę- 
żystą. b) Należy dalej stworzyć w Galicyi cały 
szereg fortec i c) uformować silny oddział żan- 
*) Autor korespondencyi umieszczonej w nr. 37 
„Augsb. Allg. 
Ztg.", opierając się na raporcie rotmistrza szwoleżerów Kirchbacba, 
twierdzi, że przy aresztowaniu Bobrowskiego znaleziono dwa funty 
arszeniku, przeznaczonego na wytrucie armii cesarskiej. Hrabina 
Wanda Bobrowska w piśmie swem do redakcyi nazwala doniesienie 
to „bezczelnem kłamstwem", powołując się na świadectwo starosty 
Ostermanua, inspektora Brosenbacha i burmistrza Wadowic Stasz- 
kiewicza, którzy rewizyę przeprowadzali. Taką to bronią wal- 
czył rząd! 
264 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
darmeryi, na razie ze straży finansowej, któr 
a 
okazała się w czasie ostatnich wypadków zdolni 
do takiej służby, d) Żywioł niemiecki powinien 
być otoczony w Galicyi najgorętszą opieką i jak 
najsilniej wspierany. 
Z jednej strony należy Niemcom ułatwić 
przez pomoc państwową 
zakupno 
posiadłości 
ziemskich., 
z drugiej podnieść w miastach nie- 
mieckie mieszczaństwo, a w szkołach zaprowa- 
dzić język niemiecki*), e) Dalej doradza rewizyę 
instytucyi „stanów", co jest tem potrzebniejsze, 
że szlachta nie okazała się godną zaufania mo- 
narchy i wolności, jaką ją tenże obdarzył. Wre- 
szcie kończy propozycyą wystosowaną do tronu, 
ażeby stolicą Galicyi zachodniej był Cieszyn, 
tak, że gubernium nazywałoby się „Schlesisch 
•und Westgalizisches." 
Był to także jeden ze 
środków niemczenia kraju. 
* 
* 
* 
Taką to bronią fałszów, kłamstw i obelg 
walczono przeciw powalonemu wrogowi. Ale je- 
żeli nie brakło oszczerców, to nie brakło nam 
i obrońców. Przedewszystkiem mowom posłów 
francuskich zawdzięczyć mamy, że Europa do- 
wiedziała się o faktycznym stanie rzeczy i o prze- 
*) Nie można więc przyznać Bismarkowi oryginalności pomysłu 
Wyprzedził go Metternich, wyprzedził go i Mensdorf, który opra- 
cował nawet dokładny finansowy plan celem wywłaszczenia szlacht}- 
gaiicyjskiej na rzecz Niemców i żydów. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
rażających okropnością szczegółach zbrodni. Na- 
stępnie szeroko i obszernie poruszyły sprawę 
naszą zgromadzenia ludowe we Prancyi i Anglii, 
które, niekrępowane przez policyę, korzystały 
z wielkiej swobody słowa. 
Równocześnie także prasa francuska i an- 
gielska, tudzież tak poważne dzienniki, jak 
Breslauer Zeitung, Kblnische Zeitung, Rhein. 
Beohachter i wiele innych, odsłaniało prawdziwy 
stan rzeczy i nie szczędziło rządu austryackiego. 
Wyszły też publikacye, które bezstronnie 
i prawdziwie rzeczy wyjaśniały. Do takich na- 
leżały przedewszystkiem: 1. List Wielopolskiego 
do Metternicha. 2. Bnefe 
eines polnischen 
Edelmannes 
an einen deutschen Puhlizisten. 
Hamburg 1846. 3 . La verit,e sur les evenements 
de Galicie. Paryż 1846. 4 . Wizerunki dumy 
narodowej — Ojczyzniarza (Trentowski). Paryż 
1847, a przedewszystkiem 5. Memoiren 
und 
Actenstucke aus Galizien im Jalire 1846, ge- 
sammelt von einern Mdhren. Leipzig 1847. 
Te prace, pisane pod świeżem wrażeniem 
rzezi, przyczyniły się znakomicie do wyjaśnienia 
tej zagadkowej dla Europy sprawy. 
W późniejszych czasach wyszło naturalnie 
— 
' 
! 
ele prac odnoszących się do tej doby — tu 
pomnimy o dwóch tylko, z których jedna 
.t aktem oskarżenia — druga obroną. Pier- 
za z nich wyszła z pod pióra Leonarda 
267 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Chodźki, a nosi tytuł: Les massacres de Ga- 
licie en 1846. Paris 1861 —• drugą widocznie 
z polecenia sfer dworskich napisał były sekre- 
tarz prezydyalny Maurycy baron Sala pod tytu- 
łem: Gescłrichte des polnischen 
Aufstandes 
im Jahre 1846. Wien 1867. 
Ostatnie to dzieło jest niesłychanie ważne — 
bo jakkolwiek Sala staje wyłącznie na stano- 
wisku rządu, to jednak dla podwładnych urzę- 
dników nie szczędzi nagany — a Szelę przed- 
stawia takim, jakim był istotnie, to jest jako 
zwykłego rozbójnika i mordercę. 
Pomimo tylu dzieł — niepodobna dziś już 
pisać dokładnej historyi rzezi; obie strony były 
interesowane i trudno przypuścić, ażeby w przed- 
stawieniu rzeczy kierowały się bezwzględną 
przedmiotowością. 
Ostatecznie sprawa da się wyjaśnić nale- 
życie dopiero wtedy, gdy dla historyka otworzą 
się drzwi tajnych archiwów wiedeńskich, lub 
gdy przynajmniej uzyska przystęp do tych 
aktów namiestnictwa lwowskiego, które ozna- 
czone są: G. (geheim) i G. G . (ganz geheim)„ 
Niestety, nie prędko to nastąpi — gdyż obecnie 
wolno studyować akta archiwów rządowych 
we Wiedniu tylko po rok 1830! 
W każdym jednak razie dosyć już jest zna- 
nych ogólnie dokumentów odnoszących się do 
rzezi, ażeby stworzyć sobie sąd jaki taki o jej 
Iirwawy 
Eok. 
121 
przyczynach. My mieliśmy ponadto do dy.spo- 
zycyi akty sądowe z procesu Franciszka hr. 
Wiesiołowskiego i Teofila Wiśniowskiego, 
tu- 
dzież urzędowe kopie zeznań złożonych w sądzie 
poznańskim przez Mierosławskiego. Prócz 
tego mieliśmy kilka urzędowych dokumentów — 
0 których dotychczas tylko ogólnie wspominano — 
a które rzucają na sprawę ciekawe światło. To 
też sądzimy, że materyał ten na razie przynaj- 
mniej wystarcza, ażeby o genezie mordów 1846 
roku wyrobić sobie należyte zdanie. 
Że urlopnicy używani byli przez biuokracyę, 
na to nie brak dowodów. Sala wspomina, że 
urlopnicy pierwsi donosili o wszystkich podej- 
rzanych ruchach powstańców, że oni znosili się 
z urzędnikami. Autor broszury oficyalnej p. t .: 
„Briefe eines Deutschen iiher Galizien 
u 
pisze: 
„Usposobienie ludu było wszędzie przychylne 
dla rządu —• o wszelkich ruchach spiskowych 
chłopi donosili. Najlepszymi ich doradcami byli 
urlopnicy lub wysłużeni żołnierze, którzy ich 
utwierdzali w wierności dla rządu." 
Również 
wojskowy autor „Tagebuchu" oddaje urlopnikom 
należyte pochwały za ich wierność, gorliwość, 
z jaką utwierdzali lud w przywiązaniu do rządu 
1 za zaufanie, z jakiem odnosili się do urzędni- 
ków i oficerów. To też na czele band widzimy 
wszędzie urlopników lub wysłużonych żołnierzy. 
Biurokracya, buntując lud w ten sposób, wie- 
268 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
działa, jakie będą następstwa; świadczą o tem 
słowa Kriega, który powiedział: „walka potrwa 
trzy dni — a będzie pięćdziesiąt lat spokoju" — 
świadczy o tem odezwanie się Metternicha: 
„niech szlachta tylko próbuje powstania, a po- 
trafimy zdusić ją bezwzględnie..." 
Że rzeź nie była dla biurokracyi niespo- 
dzianką, dowodem raport starosty bocheńskiego 
Bernda z 13. lutego 1846, w którym donosi do 
•Gubernium, że chłopi z Nieznanowic i okolicy 
zbroją się i przybierają groźną postawę. 
„Raport ten zrobił na arcyksięciu — pisze 
Maurycy Sala — wprost przygnębiające wraże- 
nie (•peinlichen Eindruck). Arcyksiążę liczył za- 
wsze na wypróbowaną wierność ludu wiejskiego, 
ale nigdy mu nie przyszło na myśl, ażeby wier- 
ność ta objawiła się inaczej, jak przez bierny 
opór przeciw nakłanianiom powstańców. Tymcza- 
sem raport Bernda otworzył mu oczy, że opór 
ten chłopski stać się może i czynnym. 
Jasnem 
mu było, że gdyby tak się stało, rządowi by- 
łoby bardzo trudno opanować wzburzone, dzikie 
siły, utrzymać je w posłuszeństwie i porządku..." 
Następstwem tego był ów spóźniony niestety 
reskrypt, zakazujący chłopom się zbroić... 
Arcyksiążę swoje — biurokracya swoje. 
Gdy w dniu 17. lutego wójt z Lisiej Góry, 
Stelmach, na czele wóitów z kilkudziesięciu 
gmin zjawił się u Breinla i doniósł mu, że pa- 
Iirwawy Eok. 
121 
nowie się zbroją, a ksiądz Morgenstern namawia 
ich do powstania, miał do nich Breinl długą 
mową, którą — według urzędowego świadectwa 
autora „Briefe eines Deutschen iiber Gcilizien" — 
zakończył tak: 
„Gdyby panowie uciekali się do przymusu, 
to chłopi są bezwzględnie uprawnieni odeprzeć 
go siłą. Wówczas niech się starają pojmać przy- 
wódców i odstawić ich do cyrkułu. Niech nie 
tracą odwagi: rząd, który się nimi zawsze opie- 
kował i teraz jest po ich stronie, liczy na ich 
wierność i skuteczny opór potrafi wynagrodzić..." 
Współczesne źródła inaczej nieco przedstawiają 
tę mowę — ale i urzędowy dokument wystarcza, 
ażeby pojąć, co w tej zachęcie się kryło. 
Niezaprzeczonym dalej jest faktem, że różne 
kreatury rządowe brały nawet czynny udział 
w rzezi, że żołnierze i niżsi urzędnicy zachęcali 
lud do mordowania i rabowania, że pijanych 
wódką i mordem chłopów witali Niemcy w Tar- 
nowie jak zbawców, że płacono nagrody większe 
za zamordowanych niż za żywych. Pamiętniki 
nasze wspominają o nagrodach po 20 zł. za 
głowę; obrońcy rządu zbijają to twierdzenie 
jako śmieszne i dowodzą, że chłopi dostawali 
tylko za „fatygę" po kilkadziesiąt centów, 
p0 i_2 zł. za furę, na której przywozili 
rannych i pomordowanych, a z dobrowolnych 
datków kupowano im wódkę, piwo, chleb i t. p. 
270 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Kwestya tego płacenia jest jedną z najcie- 
kawszych i dlatego zbadamy ją "bliżej. W ra- 
porcie swym z d. 17. marca 1846 pisze w tej 
sprawie Wacław Zaleski: „Starałem sie po- 
głoskę tę zbadać jak najdokładniej, 
muszę je- 
dnak wyznać, że wobec zupełnie 
sprzecznych 
świadectw nie mogłeyn dojść prawdy", 
zaznacza 
jednak, że starosta Breinl wypłacał istotnie' ' 
drobne kwoty tytułem wynagrodzenia za fury, 
za opłatę rogatek, und unter ahnłiclien Titełn. 
Sądzi jednak (!), że Breinl żadnych nagród 
jako zachętę do mordu nie dawał. Przydzielony 
do tarnowskiego cyrkułu były dyrektor policyi 
w Krakowie, Wo1farth, w piśmie z 4.kwietnia 
1846, również zaprzecza pogłoskom, jakoby 
Breinl wyznaczał ceny na głowy, ale pisze: 
„Że wymieniony p. starosta delegatów gmin, 
którzy w przededniu powstania do niego z do- 
niesieniem przybyli, 
obdarowywał (beschenkt 
hatte) i że chłopom, którzy następnych dni 
zwozili żywych insurgentów, płacił drobne kwoty 
tytułem wynagrodzenia 
za podwody — jest 
istotnie prawdą, nieprawdą jest jednak, jakoby 
płacił za nieżywych..." 
Znamy nadto raport Breinla do gubernium 
z dnia 31. marca 1846 1. 851 — w którym 
składa raport z użycia tajnego funduszu w kwo- 
cie 1600 zł. Otóż w raporcie tym czytamy, że 
z ogólnej sumy rozdano: 
Iirwawy 
Eok. 
121 
1. 445 zł. m. k. gminom w okolicy Tar- 
nowa „zur Aneijerung 
im Wachdienste. 
u 
2. 500 zł. m . k . na podarki dla deputatów 
70 gmin, którzy byli u Breinla w dniu 17. 
i 18. lutego. 
3. Beszta w kwocie 655 zł. m . k. użytą 
została na wynagrodzenia za fury i na wyna- 
grodzenia konnych posłańców roznoszących roz- 
kazy gminom (byli to właśnie urlopnicy prze- 
znaczeni na przewódców czerni). 
A więc coś płacono! 
Ale nie ma tu pieniędzy, które dał Luxen- 
berg na rachunek łupów, nie ma rachunku z fun- 
duszu, złożonego przez szlachtę dla włościan 
dotkniętych powodzią. Otóż v:łaśnie z tego to 
ostatniego funduszu, 
którym Breinl 
rozpo- 
rządzał samowładnie, 
nagradzano 
broczących 
w krwi szlachti/ chłopów. 
Według sprawozdania sumarycznego, za- 
mieszczonego w Gazecie łwowskiej 
nr. 108 
z 17. września 1846 r., 
z ogółu wydanych na 
zapomogi pieniędzy w kwocie 210.000 zł. m. k . 
rozdano w cyrkule tarnowskim 45 235 zł. m. k., 
w bocheńskim 36.943 zł. m . k . — 
a więc w tych 
dwóch powiatach, gdzie rzeź najbardziej szalała, 
rozdano najwięcej, bo ogółem 82.178 zł. m. k ., 
podczas gdy inne powiaty dostawały znacznie 
mniej. Tak samo się działo ze zbożem. Niemniej 
ciekawa jest pozycya zapomóg, jakie rozdał 
2 
88 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
hr. Lazańsky w tarnowskim i bocheńskim cy: 
kule osobiście zaraz po rzezi. Wyniosły 01 
kwotę 1520 zł. 
Jakkolwiek więc nie ma faktycznego dowodi 
że chłopom wypłacono za mordy pewną stai 
oznaczoną kwotę, to jednak nie ulega "żadne 
wątpliwości, że mordercom przyrzekano i wy 
płacono pogłówne. Że zresztą biurokracyi ni 
były obce takie środki, dowodem ogłoszon 
w Gazecie lwowskiej nagroda w kwocie p 
1000 zł. za schwytanie, względnie „dostaioie 
nie" (!) Teofila Wiśniowskiego i Edwarda Dem 
bowskiego. 
Zresztą cóż uczyniono, ażeby zapobiedz rzezi? 
Nic, a jednak zapobiedz było łatwo. Świadczą 
o tem urzędowi pisarze, że mundur jeduego 
żołnierza starczył, aby tłuszczę powstrzymać 
od mordu i rabunku; glejty Breinla, wydane 
Monczyńskiemu i Leśniewskiemu, ocaliły ich 
dwory od wszelkiej napaści. Tymczasem nietylko 
nie wysłano wojska i urzędników, ale przeci- 
wnie chcących się schronić do miast wypędzano, 
aby wpadli w ręce chłopstwa. Że można było 
ruch powstrzymać — dowodem cyrkuł rzeszowski, j 
w którym następca Lederera August Gerard 
Festenburg*), wspólnie z jenerałem Legediczem 
potrafili stłumić ruch chłopski w zupełności. 
*) Urzędnikowi temu należy się zaszczytna wzmianka, tem 
bardziej, że zachowanie się jego pięknie odbija od działalności 
Krwawy Rok. 
289 
Nie innem było zachowanie się biurokracyi 
i po rzezi. Wiemy, że chłopom schlebiano, że 
nazywano ich obrońcami ojczyzny i tronu! Wiemy, 
że nietylko winnych nie ukarano, ale sprawców 
pośrednich i bezpośrednich wynagrodzono — 
pieniędzmi i orderami. Wiener Zeitung, a za 
nią Gazeta lwowska przynosiły długie donie- 
sienia o odznaczeniach i darach pieniężnych, 
a działo się to w imieniu cesarza, 
którego 
rządy Metternicha potrafiły tak haniebnie oszu- 
kać i okłamać, tak długo utrzymać w błędzie... 
Przypatrzmy się tym odznaczeniom. 
brata jego Emila, byłego burmistrza lwowskiego. Festenburg był 
starosta rzeszowskim do roku 1848. Gdy "się dowiedziano, że 
Stadion przeniósł go do Stanisławowa, obywnte-e rzeszowscy wy- 
stosowali prośbę do Gubernium, aby go pozostawiono nadal, w pro- 
śbie tej podnieśli wyraźnie jego szlachetne postępowanie w roku 
1846. Pismo to podpisali: Jerzy ks Lubomirski, Henryk Jędrze- 
jowicz, Leon Boznański, Leon Rylski, Sylwester Wyszkowski, Jan 
hr. Tarnowski, Maurycy Szymanowski, Konstanty Nowaczyński, 
Antoni Gozdowicz, Julian Odrowąż Pieniążek, Feliks Jawornicki, 
Ludwik Jabłoński, Józef Świderski, Floryau Odrowąż Pieniążek, 
Grzegorz Jędrzejowicz, Antoni Mikołajewicz, Klemens Zaremba, 
Czesław br* Jakubowski, J. Straszewski, Maryau br. Brunicki, 
Wacław Jabłoński, Józef Straszewski, Ksawery Pick, Alojzy Ja- 
błonowski, Kajetan Skrzyński, Władysław hr. Rey. 
Do tego dołączono pismo następujące : 
„Przedstawienie do Najwyższej władzy Rządowej obywateli 
cyrkułu rzeszowskiego, oddające hołd zasłudze i cnocie Twojej, 
JW. Starosto, którym prosimy' rządcę krajowego o pozostawienie 
Ciebie nadal, załączam w odpisie. Dopełniając w tem jedynie 
skłonności i życzenia serca, poczytuję to sofcie jako zaszczyt, że 
publicznie mogę złożyć świadectwo prawdzie odpowiednie. Racz 
Panie Starosto'miły nam Zwierzchniku, takiem sercem przyjąć, 
z jakiego pochodzi, wówczas nawet, gdyby prośba nasza nie była 
wysłuchaną, niech to stanowi dowód szacunku i miłości, jakieo.i 
obywatele obwodu tego przejęci zostają. 
Słocina 24. grudnia 1847 roku. 
Maurycy Szymanowski m. p. 
18 
275 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
Pisaliśmy już o podziękowaniu cesarskiem 
dla wojska i urzędników, takie też same uzna- 
nie i podziękowanie otrzymała „galicyjska straż 
finansowa 
za okazane w ostatnim 
trudnym 
i niebezpiecznym 
czasie czynne i wierne jej 
postępowanie"*). 
Prezydent gubernialny br. Kri eg otrzymał 
postanowieniem z dnia 28. maja 1846 wielki 
krzyż ces. austryackiego orderu Leopolda z uwol- 
nieniem od taksy.**) 
Prośba nie została wysłuchaną Rozporządzeniem z dnia 2 sty- 
cznia 1848 1 40 polecił Stadion Festenburgowi starostwo w Stani- 
sławowie, przesłał mu jednak owe podanie i wyraził nadzieję, że 
podobnie jak w Rzeszowie, tak i na nowem stanowisku potrafi 
zjednać sobie zaufanie obywateli i władz. Wspomnieliśmy obszer- 
niej o tym fakcie — dla jego rzadkości! S. p . Antoni Festenburg 
był ojcem dr. Edwarda Festenburąa, znanego lekarza lwowskiego, 
i Eugeniusza, obecnie adwokata w Brzozowie. 
*) „Gazeta lwowska" z roku 1846 nr. 39 i nast , „Wiener Ztg." 
z roku 1846—7 nr. 37 i nast. 
**) Koniec karyery Kriega był dosyć komiczny. Pan baron 
lubił dalsze wycieczki i zatrzymywał się w domach, gdzie nieko- 
niecznie odpowiednie było towarzystwo dla takiego dygnitarza. 
Jeden z takich domów, w pobliżu ogrodu hr. Skarbka (obok dzi- 
siejszej wojskowej strzelnicy), ukrywał nadobną tajemnicę, o której 
pani Dorota Krieg najprawdopodobniej nie wiedziała. Krieg zachodził 
tam często, a dla upozorowania odwiedzał mały zwierzyniec, gdzie 
zwykł był drażnić źwierzęta. Rogacz — widocznie źle myślący 
i należący do partyi przewrotu, nie miał upodobania w żartach 
Jego Ekscellencyi, przewrócił go na ziemię i pobódt niemiłosiernie 
tak, że musiano kawalera orderu Leopolda ponieść na noszach. 
To go ośmieszyło okropnie. 
Urzędowy historyk, autor dzieła p. t .: 
„Bauera Krieg", 
v. Ostrów Drdacky, t&k opisuje to nieszczęście: „Krieg cieszył się 
większem niż kiedykolwiek zaufaniem rządu. Już mianowanie go 
gubernatorem w miejsce arcyksięcia było rzeczą postanowioną, gdy 
nieszczęśliwa gwiazda zawiodła go do pewnego zwierzyńca we Lwo- 
wie. Jak zwykle zaciął się bawić z dużym capem, rzucając mu 
gałązki. Złe zwierzę rzuciło się na niego i pobodło. Wstrząśnienie 
było tak silne, że na noszach musiano go zanieść do domu. Ten 
Krwawy 
Bok. 
227 
„Zwycięzca" z pod Gdowa, Ludwik Benedek, 
otrzymał taki sam order i posunięty został na 
stopień pułkownika. 
Ażeby dać próbkę pojęć, jakie w Wiedniu 
co do odznaczonych panowały, przytoczymy nie- 
które pisma cesarskie w dosłownem brzmieniu: 
Wiedeń 24. czerwca 
1846. 
Życząc sobie rozszerzyć jak najbardziej mą 
monarszą łaskę, tak, aby z niej mogli korzystać 
tak wyżsi urzędnicy jak członkowie gmin, oraz 
ci wszyscy, którzy w czasie ostatnich wypadków 
rozwinęli tyle pożytecznej działalności i odzna- 
czyli się w sposób tak wyróżniający się, usta- 
nawiamy obecnie i nadajemy: 
turniej barona z polskim capem był wyzyskany jako śmieszność, 
a potęga śmieszności jest tak wielką, że musiano się z nią liczyć. 
W Galicyi stał się niemożliwym, a niedługo został spensyo- 
nowany.,." 
Co prawda, to ośmieszono Kriega w mieście. Widzieliśmy ry- 
sunki z owego czasu z podpisem : „Krieg im Kriege mit der Ziege." 
Krieg w pełnym mundurze, z orderami na piersi, leży na ziemi — 
cap uderza go rogami, a całej scenie przypatruje się z załamanemi 
rękami owa piękność tajemnicza. 
I rymotwórca Baltazar Szczucki uwiecznił ów fakt w swej 
„Kolendzie" na rok 1846. Kolenda ta pisana w języku, jakim mó- 
wili ówcześni urzędnicy, krążyła w setkach odpisów. Koniec jej taki: 
Widział Mesyjasz zrobiona krzywda w naroda, 
Wysyłał capa z ostrego rogi do Groda. 
Cap Kriega wymacał, 
Jakgszturknol przewracał, 
Do góry nogami bestyja! 
Bo w prizidenta największa wina znachodzil, 
Że na zagłada bidnego Poloka nawodzil. 
Z całego świat ausschussa, 
Łajdaka, Derusa, 
Co jak gangrena dokuczał... 
19* 
276 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
1. Wielki złoty medal honorowy*) na wstę- 
dze Mateuszowi Stankiewiczowi, burmi- 
strzowi miasta Wadowic, i Alojzemu Temple, 
zarządcy dóbr Brzeszcze w pow. wadowickim. 
2. Średni złoty medal honorowy na wstędze 
Franciszkowi Stankovich z Brzeska, Franci- 
szkowi Huszka z Brojcina, Leopoldowi Loeben- 
steinowi ze Skawiny, Michałowi Parylewi- 
czowi z Niepołomic i Adolfowi Koschina, 
burmistrzowi Rzeszowa. 
3. Mały złoty medal honorowy na wstędze 
i 100 zł. m. k. gotówką: 
Józefowi Stelmachowi**), wójtowi z Lisiej 
Góry, Dmytrowi Kucharowi***), wójtowi z Ry- 
czychowa, Janowi Komperdzie****), wójtowi 
z Czarnego Dunajca, Jakóbowi Chlebkówi- 
również z Czarnego Dunajca, Janowi Śmiałow, 
skiemu, wójtowi z Czudźca, Andrzejowi Sie- 
ni a wsk i emu, wójtowi z Targowiska. 
4. Przeznaczam 1000 zł. do rozdziału po- 
między mieszkańców sześciu wsi, należących do 
dominium Horożany, 1000 zł. do rozdziału mię- 
dzy mieszkańców wsi Baranówka, Stefkowa, 01- 
*) Odznaki tej były dwa rodzaje: był medal srebrny i medal 
złoty. Każdy zaś z nich miał trzy klasy: wielki, średni i mały, 
Znaki podawane znaczą: w. wielki, ś. średni, m. mały medal, 
z. złoty, sr. srebrny. 
**) Ten, który był 18. u Breinla i pierwszy dał hasło do mor- 
dowania powstańców pod Lisią Grórą. 
***) Dowódca chłopów w napadzie na Czaplickich w Horożanie. 
****) Dowódca chłopów przeciw góralom z Chochołowa. 
Iirwawy Eok. 
121 
szanica i Ustjanowa*). Takąż kwotę rozdzielą 
władze miejscowe odpowiednio do zasług pomię- 
dzy mieszkańców wsi: Targowisko, Leżany,. 
Widacze. Jaszczewo, Jedlicze, Mencinek i Ko- 
żuchów**). 
5. Po 100 zł. przeznaczamy dla Jana D u- 
fanika, wójta z Horoszowy i Hnata Poleją, 
wójta z Podwysokiego**'*). 
Po 60 zł. m . k . dla Iwana Niemyki, wójta 
z Baranówki, Szczepana Packi, wójta ze Stef- 
kowy, Iwana Popiela, wójta z Olszanicy, i Jana 
Cybaka, wójta z Ustjanowej. 
Dalej rozkazujemy, aby władze miejscowe 
udzieliły wsparć jednorazowych wdowom i siero- 
tom po tych włościanach, którzy zginęli w czasie 
zamieszek w Lisiej Górze i Horożanie, i wre- 
szcie, aby wyrażono w mojem imieniu pisemne 
podziękowanie gminom Czarny Dunajec i Pod- 
czerwone. 
Ferdynand m. p. 
Dalsze pismo przynosi odznaczenia dla sta- 
rostów powiatów zachodnich w sposób nastę- 
pujący: 
Wiedeń 18. lipca 1846. 
Pragnąc wynagrodzić tak wybitne usługi 
oddane państwu w czasie ostatnich wypadków 
*) Powiat sanocki 
**) Powiat jasielski. 
***) Powiat samborski. 
279 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
w Galicyi, nadaję krzyż rycerski orderu Leopolda 
pp. Breinl de Wallerstern, staroście tar- 
nowskiemu, i Karolowi Csetschowi de Lin- 
denwald, staroście przemyskiemu. Równocześnie 
wynoszę do stanu szlacheckiego pp. Józefa Lo- 
serth, starostę wadowickiego, Karola Bernd, 
starostę bocheńskiego, Karola Bo cliyńskiego, 
starostę sądeckiego, i Stanisława Przybyl- 
skiego, starostę jasielskiego. Obie kategorye 
odznaczeń wolne są od wszelkich taks i opłat. 
Ferdynand 
m. p. 
Rozporządzeniem z d. 18. lipca 1846 od- 
znaczeni zostali za „wierne i pełne patryotyzniu 
zachowanie się" niektórzy urzędnicy galicyjskiej 
straży finansowej. Wielki złoty medal otrzymali 
nadkomisarze: Juliusz Brosenbach z Wadowic, 
Jan Markel z Rzeszowa, tudzież komisarze: 
Romuald Fiutowski*) z Nowego Targu i Ale- 
ksander Lowel z Podgórza. Średni złoty medal 
honorowy otrzymali komisarze: Antoni Br uhl 
w Wiśniczu i Henryk Krach w Łańcucie. Mały 
złoty medal honorowy otrzymali respicyenci: 
Michał Kreyss, Hubert St. Jeune-Homme, 
Fryderyk Wintuschka**) i Michał Troj- 
nalski. Wielki srebrny medal honorowy otrzy- 
mał Karol Grail. 
*) Dowódca chłopów przeciw ks. Kmietowiczowi. 
**) Dowódca chłopów (w przebraniu) w Kołaczycach. 
Iirwawy Eok. 
121 
Wiedeń 18. sierpnia 1846. 
Pragnąc wynagrodzić wierność niżej wy- 
mienionych swych urzędników i poddanych, udo- 
wodnioną ważnemi usługami, jakie oddali, roz- 
wijając tak energiczną działalność w celu obrony 
porządku publicznego w czasie ostatnich wy- 
padków w Galicyi. nadajemy najłaskawiej średni 
złoty medal honorowy Fryderykowi Koja, 
zwierzchnikowi urzędowemu (justycyaryusz) w My- 
ślenicach i Lanckoronie, tudzież Ignacemu Lan- 
gerowi, zw. urzędowemu w Makowie. Mały 
złoty medal Jakóbowi Bargiel o w i, wójtowi 
Sułkowic. Po 50 zł, nagrody wyznaczamy wój- 
tom: Janowi Klin nas z Lubienia, Antoniemu 
Malinowskiemu z Borek, Piotrowi Ma- 
ślonka z Woli Radzieszowskiej, Norbertowi 
Kloc z Kobierzyna i Wojciechowi Laska 
z Błonszek. 
Ferdynand 
m. p. 
Za też same usługi pismem z dnia 30. sier- 
pnia 1846 roku, polecono wypłacić nagrody: 
mieszkańcom Lisiej Góry 1000 zł., mieszkańcom 
Odporyszowa 500 zł., osobno zaś wójtowi Odpo- 
ryszowa Pawłowi Rozborskiemu 100 zł., 
mieszkańcom zaś tej wsi: Andrzejowi Tatar- 
czykowi 100 zł. a Łukaszowi Szostakowi 
50 zł. Rozporządzeniem z dnia 21. września 
1846 roku otrzymali mieszkańcy gminy Żtiko- 
280 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
wicy 600 zł., a gminy Gorzyce 300 zł. nagrody 
W dalszym ciągu odznaczeni zostali: ksiądz 
Gerard Lecli, proboszcz z Haczowa (w. z.), 
Ferdynand Stieber, dominikalny reprezentant 
państwa Andrychowskiego (sr. z.), Stanisław 
Piróg, wójt z Borowej. Antoni Łazarski, 
wójt z Grabówki, Józef Se diak, wójt z Za- 
błocia, Wojciech F i g a c z , wójt ze Strusina, 
Antoni Preyssner, wójt z Haczowa (wszyscy 
m. zł.) . Oberżysta z Narajowa Michał F e g y- 
y e r es, otrzymał średni złoty medal honorowy 
za ostrzeżenie Narajowa przed powstańcami. 
Leopold Sacher-Masoeh otrzymał tytuł 
radcy dworu, Józef Emminger mianowany 
radcą nadwornym, Ignacy Heyrowski został 
komisarzem II. klasy, Joachim Chomiński*) 
został wkrótce sekretarzem gubernialnym we 
Lwowie. Wiceprezydent hrabia L a z a n s k y, 
otrzymał krzyż komandorski orderu Leopolda... 
Koroną tych odznaczeń było nadanie Jaku- 
bowi Szeli „największego złotego medalu ho- 
norowego z wielką wstęgą" postanowieniem z dnia 
5. sierpnia 1847 r. Odznaczenie to miało być 
„wyróżniającym dowodem uznania za wierność 
*) Następca Breinla Csetsch von Lindenwald wydał Chomiń- 
skiemu w dniu 16. grudnia 1816 roku 1. 4278 najpochlebniejsze 
świadectwo, jako urzędnikowi wybitnych zdolności i pełnemu zasług. 
Mieszkał on pod koniec życia we Lwowie przy ulicy Skarb- 
kowskiej. Pogardzani nim powszechnie, straszono nim dzieci i pal- 
cami pokazywano go na ulicach. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
i zachowanie sie Jakóba Szeli w czasie wy- 
padków zaszłych w Galicyi", 
oraz „wzięciem 
go w obronę przeciw niecnym napaściom, ja- 
kiemi go obrzucano." 
Na medalu widniał napis: 
„Bene merito..." 
Rzecz naturalna, że doba tak krwawa w lite- 
raturze naszej odbiła się głośno. Nie jest jednak 
naszem zadaniem bliżej się nad sprawą tą roz- 
wodzić. Wspomnimy tu tylko o wierszu W. Pola 
p. tyt. Bok 1846, tudzież o cyklu strof p. t .: 
Z więzienia, 
które stanowią trzecią część zna- 
nych tak dobrze „Pieśni Janusza". 
Potężniej, 
bo „z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej" 
odezwał się Kornel Ujejski, tworząc w „Skar- 
gach Jeremiego" prawdziwy klejnot naszej lite- 
ratury. Nietylko jednak pisane mamy z tej 
epoki skargi. Nazwiska sprawców rzezi utrwalone 
zostały na medalach, wykonanych w Paryżu. 
W zbiorach biblioteki Ossolińskich znajduje się 
pięć sztuk medali, odnoszących się do owego 
czasu. Największy z nich o średnicy 23 cm. 
jest z żelaza w formie talerza: jest to kopia 
medalu wykonanego w Paryżu 1847 na podstawie 
szkicu polskiego artysty, którego nazwiska nie 
znamy. Środek medalu zajmują portrety (w pro- 
filu) Metternicha i Szeli, nazwisko ministra wy- 
ryte jest na czole, nazwisko Szeli na szyi. 
282 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
Nad głowami ich unosi się Orzeł polski, 
trzymający w szponach szeroką wstęgę z na- 
pisem: 
Horrori execrationi Umversarum Gentium. 
Dokoła portretów umieszczono napis: 
Austriae minister ministrissimus — 
Sicariorum Austriacorum Dux — 
Dół ramy, otaczającej portret, zajmuje po- 
mnik grobowy z napisem: 
D.O.M. 
Gaiiciae civibus, iniquissimo dolo 
lussu 
a stipendiosis 
sicariis interemptis. Febr. MDCCCXLVI. 
Z prawej strony grobu niewiasta płacząca, 
obok niej dzieci sieroty, z których jedno obu- 
rącz z całej siły ściska kotwicę, znak nadziei, 
drugie pod łańcuchem skurczone, tuli się do 
grobu. Po drugiej stronie grobu znów grupa 
dzieci, które zdają się grozić zemstą przyszłego 
pokolenia. Naprzeciw portretów są zwoje okryte 
napisami. Ze strony Metternicha napisano: 
Libertatis inimicus, iPoloniae, Hungariae, Ita- 
liae, Germariiae, Bohemiae oppressor, ze strony 
Szeli Parricitla, latro, airocis Austriae poli- 
ticae instrumentum, cum sociis Krieg 
Breindl (powinno być Breinl), Benedek, Berndt, 
Castiglione, iMiibacher. 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Pomiędzy Szelą a Metternichem widnieją 
noszone przez nich i nadane z powodu rzezi 
ordery. 
Takiż sam medal zmniejszony znajduje się 
w bronzie. 
Inny medal wykonał słynny rzeźbiarz David 
d'Angers w trzech rozmiarach. 
Na jednej stronie stoi kobieta w starożytnej 
draperyi w czapce wolności (frygijskiej), u nóg 
jej leżą porwane kajdany. W prawej dłoni 
trzyma bagnet, którym na obok stojącej szu- 
bienicy kreśli wyrazy: 
Massacres de Galicie (Metternich, Breinl). 
Z drugiej strony między pochodnią a mie- 
czem jest napis: „La democratie 
franęaise 
a fait frapper cette medaille pour livrer les 
auteurs des massacres de Galicie a l'execration 
clu monde et de la posterite. 
Na mniejszym medalu znajduje się także 
wyobrażenie wolności, po drugiej zaś stronie 
szubienica, pod nią napis podobny jak pierwszy. 
Wreszcie jest jeszcze jeden, mały medal, 
na którym widnieją cepy, widły, kosy, noże etc. 
a dokoła napis: 
Smutne wspomnienie bitwy pod Gdowem 
28. lutego 1846. 
Ulotnych pism na temat r, 1846 pojawiło 
się w druku mnóstwo, przeważnie na po- 
284 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
czątku r. 1848. Znamy wiersz „Do sprawców 
rzezi" Antoniego Rydla, wspominaliśmy już 
o „Kolendzie" Baltazara Szczuckiego. W reper- 
toarze śp. Pieniążka zapisaną jest „Pieśń z r. 
1846" zaczynająca się od słów: 
„Gdzież waleczni są żołnierze, 
Ów młodzieńczy piękny kwiat" itd. 
Wiersz ten napisany był pod wpływem 
oburzenia, jakie podzielali wszyscy prawi pa- 
tryoci, z powodu agitacyi „russo- i prusomanów." 
Rząd austryacki po rzezi i nieprawnem zajęciu 
Krakowa był tak znienawidzony, że całe niemal 
społeczeństwo szukało gdzieindziej oparcia. Po- 
myślano przedewszystkiem o carze. Wielkopolski 
w otwartym swym liście do Metternicha wzy- 
wał naród do bezwarunkowego oddania się „ry- 
cerskiemu carowi", Kraków prosił o zajęcie go 
przez wojska rosyjskie, we Lwowie na gwałt 
poczęto się po rosyjsku uczyć i obdarzano Mo- 
skali szczególniejszą sympatyą. Wyrazem tych 
dążeń była cytowana już książka Kubrakiewicza 
p. t Essai sur le gouvervement paternel et les 
mysteres d' Autriche, tudzież książka Gurowskiego 
p. t. 
„ Ostatnie wypadki w trzech 
częściach 
Polski. 
1 
' 
Równocześnie inna część społeczeństwa 
zwróciła swe sympatye ku Prusom, a rzeczni- 
kiem tego kierunku był p. Eugeniusz Breza, 
autor broszury: De la Russomanie dans le 
Grand Duche de Posen. Breza nie ograniczył 
Iirwawy Eok. 
121 
się na krytyce russomanii — ale przeciwstawi! 
jej prusomanię. Był to ieden z pierwszych 
objawów tej niezdrowej polityki „potrójnej" lo- 
jalności, która później stworzyła Wielopolskiego 
i jego naśladowców... 
Przeciw temu to protestuje autor „Pieśni z r. 
1846", wołając z żalem: 
Maż nadzieja być ostatnia, 
Ze nam wróg poprawi los? 
Póki żyje wiara bratnia, 
Polak woli śmierci cios! 
Nie brakło jednak i humoru — w później- 
szych zwłaszcza publikacyacli. Do takich należą 
wiersze o Kriegu, „Zbój galicyjski w r. 1846", 
„Ocet czterech złodziei, preparowany na sposób 
polsko-konstytucyjny" przez S. F . B . Przepis 
ten jest tak krótki, że go możemy podać do- 
słownie: 
„Włóż do kotła nowego na iskrzącym żarze 
Metternicha z Bourbonem*) samych, albo w parze, 
Spuść do nich i Breindela — a w ziół cierpkich braku 
Wsadzisz jeszcze w tę trójkę Sachera dla smaku. 
Gdybyś zaś chciał obfity znaleźć pokup z plonu, 
Nie żałujże i Szeli zamiast estragonu 
Jak octowej esencyi. Warz ich dwie godziny, 
Mieszaj raźno, a gdy się zdejmą szumowiny, 
W których ci się okaże w farbach gęstopłynnych 
Z ich cielska ogniem zmyta z rzezi krew niewinnych, 
Wystudź — i niech się sadzi zbiór ten z piekła brudów, 
Póki wierzchem nie spłyną strumieniem łzy ludów, 
*) Tlourbou t. zw. tygrys neapolitański. 
286 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Poczem odstaw, zlej w butle i bądź tej nadziei, 
Ze będzie ocet lepszy, od czterech złodziei. 
Fabryka octu 
otworzona dnia 18. marca 1848 
w Tarnowie. 
Do tej kategoryi publikacyi należy też „Me- 
nażerya zwierząt w 1846 r." 
Jestto ilustracya 
z wierszami, zastosowanymi do każdej z osób, 
które przedstawione są jako zwierzęta w klat- 
kach żelaznych. Są tu portrety wszystkich obwi- 
nionych o uczestnictwo w rzezi I wśród ludu 
poczęły krążyć śpiewki. Jedną z nich podaje 
nam p. Baltazar Sz. a opiewa ona tak: 
„Z tamtej strony Wisły idzie dziewczę małe, 
Jakieś ma serduszko bardzo zasępiałe; 
Dziewczyno kochana, nie bądź zadumana, 
Tatuś ci umarli, bo zabili pana. 
Choć zabili pana, 
Wina darowana. 
Dziewczyno kochana, 
Nie bądź zadumana! 
Tatuś mało winni, bo nic nie wiedzieli, 
Bo im niemal serce i rozum odjęli. 
Niemcy namawiali, Niemcy rozkazali, 
A tatuś nieboszczyk namówić się dali. 
I zacny czyn górali uwiecznił się drukiem. 
Fr. X . Bełdowski napisał obrazek dramatyczny 
p. t.: „Powrót Górali z Berna", a autor krako- 
wiaka tak śpiewa: 
Krwawy Bok. 
287 
„I wprzódy się góry zmienią na płaszczyzny, 
Ńiż Góral się wyprze swej polskiej Ojczyzny!" 
A propos Chochołowa, wspominamy jeszcze 
o jednym pomniku. Pisze nam o nim wspomi- 
nany już p. B. S . z Bukowska- 
„W potyczce chochołowskiej padł ze strony 
straży finansowej strażnik Grzegorz Kogut. Po- 
grzebanemu w Nowym Targu wystawili przeło- 
żeni pomnik, na którym jeszcze w r. 1868 wi- 
dniał — acz bardzo już zatarty — napis: 
„Hier ruhet Gregor Kogut, k. k . Finanz- 
wachaufseher, 
aus Krempna Jasloer 
Kreises 
geburtig, gef allen in der Revolution von Cho- 
chołów am 23. Feber 1846. Er starb treu 
dem Kaiser, 
betrauert von seinen Kameraden 
und Vorgesetzten, die ihm dieses Denkmal setzten. 
Ruhe seiner Asche." 
Dodamy tu także, że komisarz Fiutowski, 
dowódzca wyprawy na Chochołów, żył później 
na emeryturze w Zbarażu (jeszcze w r. 1876), 
później przeniósł się do Lwowa i tu umarł... 
Czas nam jednak zakończyć nasze opowia- 
danie i przejść do ostatniej karty krwawej doby. 
* 
* 
* 
Krwawy dramat — krwawy też miał epilog. 
W lipcu 1847 zapadły ostateczne wyroki: prze- 
ważna część skazaną została na więzienie, dwóch 
usłyszało wyrok śmierci. Teofil Wiśniowski 
288 
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 
skazany został na śmierć jako winny zbrodni 
stanu — Józef Kapuściński prócz tego jako 
winny zbrodni morderstwa popełnionego na osobie 
Kaspra Markla. O wyrokach tych wiedziano już 
20. lipca, spodziewano się jednak powszechnie, 
że obaj skazani zostaną ułaskawieni. W dniu 
28. odczytano obydwom wyrok śmierci, jak zwykle 
publicznie — a w dniu 31. lipca o godzinie 7. 
rano wyrok został wykonany. 
Trudno opisać wzruszenie — czytamy w liście 
pisanym ze Lwowa w dniu 4. sierpnia 1847 - 
jakie przez te trzy dni w mieście panowało, 
trudno opisać tłumy, jakie zalegały ulice tego 
rana, kiedy przez nie prowadzono tych męczen- 
ników sprawy naszej, którzy na prostych wo- 
zach z dwoma księżmi, każdy w własnych su- 
kniach, siedzieli z wyrazem spokojuości, nawet 
swobody, tak jasnym, tak pięknym — szczególnie 
Wiśniowski — że podziwienie wzbudzali, nawet 
żal u Austryaków. Wiśniowski, na którego bladej 
twarzy o szlachetnych rysach widoczne były 
ślady długich cierpień, ciężkich walk wewnę- 
trznych — przedstawiał obraz zupełnego zwy- 
cięstwa umysłu dzielnego, duszy w nieszczęściu 
zahartowanej, nad ciałem osłabionem, nerwami 
starganymi ciągłem niebezpieczeństwem, ciągłą 
niepewnością. Czystem spokojnem okiem patrzył 
wokoło siebie, jakby ostatniem jeszcze wejrze- 
niem chciał przyjąć w siebie wrażenie całego 
Krwawy Rok. 
289 
ogromu tej sceny, która mu się w ciągu osta- 
tniego ciężkiego pochodu przedstawiała, sceny, 
której on był głównym powodem, był ofiarą 
i ogniskiem. Siedząc z krzyżem w ręku, kłaniał 
się okazującym mu cześć i współczucie. Kapu- 
ściński, który przy publikacyi wyroku zacho- 
wywał się bardzo zuchwale, siedział spokojnie 
i śmiało, ale się nie kłaniał, jakby czuł, że te 
ukłony nie jego się tyczą. Na miejscu stracenia 
Wiśniowski swój ślubny pierścionek darował 
księdzu, Kapuściński zdjął surdut i dał go na 
pamiątkę chłopcu co go wiózł. Kiedy ich po- 
wiązanych wyciągnięto, każdego z osobna na 
szubienicę, Wiśniowski donośnym głosem wykrzy- 
knął po dwakroć „Niecli żyje Polska" i skonał. 
Kapuściński powtórzył ten okrzyk i dodał: „Bra- 
cia, nie dajcie sie odstraszyć moją śmiercią...." 
Mimo deszczu, który zaraz się puścił, cały 
dzień jak procesya ludzie ciągnęli pod szubienicę. 
0 godzinie 6 i pół wieczorem zdjęto trupów, 
posypano niegaszonem wapnem, polano wodą 
1 zakopano, aby ich śladu nie było. Ale dotąd, 
jak gdyby na miejsce pielgrzymki, do dziś dnia 
ciągną liczne tłumy w żałobę ubrane, a zwła- 
szcza kobiety i grób ciągle kwiatami okryty. 
Dużo osób klęczy tam i modli się i zbiera po 
garści ziemi — a wzruszenie i rozdrażnienie 
trwa ciągle..." 
19 
290 
"Dr. 
K. Ostaszewski-Barański. 
Ten urywek listu pisanego współcześnie 
uzupełnimy jeszcze mało znanym szczegółem. 
Oto lekarz pułkowy Tomasz Syrowatka, 
Czech z rodu, który asystował z urzędu przy 
egzekucyi, tak się przejął tą sceną, że powróci- 
wszy do koszar na placu Jabłonowskich, natych- 
miast podał się do dymisyi, a otrzymawszy ją, 
osiadł w Muszynie. On to słyszał i zapamiętał 
ostatnie słowa Wiśniowskiego wyrzeczone przed 
egzekueyą, a zagłuszone bębnami: 
„Polacy ! niech ivas śmierć nasza nie prze- 
strasza... nie traćcie nadziei— 
ufajcie Bogu! 
Choć my giniem, żyć jednak i wolną iędzie 
Ojczyzna/" Córka Syrowatki wyszła za syna 
owego dzielnego organisty, Andrusikiewicza, je- 
dnego z głównych agitatorów powstania w Cho- 
chołowie. Syrowatka opowiadał nieraz córce 
i wnukom ze łzami w oczach o dzielnym Po- 
laku, a kończąc dodawał, że jego bohaterski 
zgon oddziałał na męskie zachowanie się Kapu- 
ścińskiego. Pomysł posypania wapnem niegaszo- 
nem ciał obu męczenników, wyszedł z głowy 
ówczesnego burmistrza miasta Lwowa. Tak przy- 
najmniej powszechnie sądzono. Zanotować jednak 
należy, że dr. Emil Festenburg, w odezwie 
wydanej przez siebie we Wiedniu dnia 10. wrze- 
śnia 1848 roku, zaprzecza temu w słowach: 
„Kłamstwem jest, że grób męczenników wolności 
wapnem zasypać kazałem, bo nie wiem nawet, 
Krwawy Bok. 
227 
czyli i wskutek czyjego rozkazu ten czyn po- 
pełniono — będąc wówczas w kąpielach tru- 
skawieckich. Kłamstwem jest także, że nabo- 
żeństwu nad grobem tychże męczenników przez 
użycie konnicy się opierałem, bo w takie kroki 
policyjne nigdy się nie mięszałem..." 
Bóg jeden wie, po czyjej stronie prawda! 
Śmierć Wiśniowskiego wstrząsnęła do głębi 
całą Polską, tembardziej, że równocześnie niemal 
rozeszła się wieść o zupełnem oczyszczeniu Szeli 
przez sądy austryackie i o odznaczeniu go orde- 
rem.. 
Nawet uczciwsi Niemcy oburzali się, 
a rozumniejsi krytykowali ostro ten krok rządu. 
Poważny dziennik Deutsche Ztg. pisze tak w ru- 
bryce: „Od granic austryackich": 
„Wiśniowski 
i Kapuściński skończyli na szubienicy. Jest to 
wypadek, którego skutków nie obliczono na- 
przód. Źle to, że rząd austryacki wstępuje 
w ślady rządu rosyjskiego i że wyroki wydane 
w Warszawie tak prędko naśladuje we Lwowie. 
Lepiej było pójść za przykładem Prus i nie po- 
pełniać kroku nieroztropnego. Zaprawdę skutki 
egzekucyi lwowskiej są wielkiej wagi. Działa 
ona jakby czarodziejskie hasło. Wzburzyła całą 
Słowiańszczyznę, wzbudziła największe współ- 
czucie, a nawet najzimniejszych przejęła usza- 
nowaniem dla ofiar. W całej Słowiańszczyźnie 
czytano z trudnem do opisania uniesieniem, że 
Polacy we Lwowie, wtenczas, kiedy widokiem 
19* 
292 
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański. 
sromotnej egzekucji chciano ich przerazić, nie 
zastraszeni niebezpieczeństwem, nie zważając na 
wiszący nad nimi miecz, z wozu wiozącego ska- 
zanych pod szubienicę zrobili wóz tryumfalny, 
że wiodącą na hańbiącą śmierć drogę zmienili 
w ścieżkę, prowadzącą do nieśmiertelności. Wielki 
błąd popełniła Austrya, błąd, którego skutki 
przeciw niej fatalnie zwrócić się mogą. Zamiast 
ukarać — uwieńczyła palmą męczeńską. 
„Wiśniowskiego: „Boże, błogosław Ojczyznę, 
niech żyje Polska" 
— 
słowa wyrzeczone na 
stopniach szubienicy wobec otwartego grobu, 
pod cisnącą już ręką kata, unosić się będą nad 
przestrzenią całej Polski i ożywiając ją pełną 
nadzieją w przyszłość, stały się drugą ewangelią 
dla Polaków..." 
Tak pisał Niemiec i miał racyę... 
Bezprzykładnie ostry wyrok, spełniony na 
jednym z najszlachetniejszych ludzi, którego całą 
winą była gorąca miłość Ojczyzny, zamiast zgnę- 
bić, poruszył najszersze warstwy. 
„Galicya — - 
pisze Dziennik narodowy we 
wrześniu, ożywiona jest dziś duchem, jakiego 
nigdy nie miała. Ostatnia niegdyś w patryoty- 
zmie, stoi teraz na równi z innemi prowincyami, 
a nawet je przewyższa. Duch ten będzie ciągle 
wzrastał, bo oprócz tylu przyczyn, będą go bez- 
sprzecznie podniecać: 
Iirwawy 
Eok. 
121 
Wiśniowski na szubienicy z jednej strony — 
Szela ozdobiony orderem z drugiej..." 
W tej strasznej chwili, z tysięcy i tysięcy 
serc płynął do niebios hymn: 
Osłoń nas, ośłoń, Twą świętą dłonią, 
Daj nam widzenie przyszłych Twych łask ! 
Niech kwiat męczeński uśpi nas wonią, 
Niech nas męczeński otoczy blask! 
Ale nie był to hymn rezygnacyi, bo wie- 
rzono, że: 
...z Archaniołem Twoim na czele 
Pójdziemy potem na wielki bój, 
I na drgającem szatana ciele, 
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój! 
Dla błędnych braci otworzym serca, 
Winę ich zmyje wolności chrzest, 
Wtenczas usłyszy podły bluźnierca 
Naszą odpowiedź: „Bóg był i jest!" 
I szliśmy — i idziemy z archaniołem Pra- 
wdy i Wolności na czele w długi bój. Krew 
naszych ojców i braci zrosiła niwy dobijających 
się swej wolności Węgier, czerwieniała na Tu- 
recczyźnie, zmięszała się z krwią broniących 
ojczyzny swej Francuzów i rdzawą plamą spły- 
nęła na ziemi włoskiej... Wszędzie, gdzie tylko 
walczono o wolność i niepodległość, krew polska 
lała się obficie. Nie przyszło nam nic wpra- 
wdzie z tego: w chwili, gdy zrozpaczony naród 
porwał się do broni w sześćdziesiątych latach, 
'294 
Dr. K. Ostaszewski-Barański. 
nie odwdzięczył się nam nikt czynem — co naj- 
wyżej współczuciem i łzą, politowania! Lała się 
znów obficie krew polska na polskiej ziemi, sze- 
regiem stawały szubienice, jak drogowskazy pa- 
tryotyzmu... Lała się krew i leje — boć Kroże, 
to nie przeszłość — ale teraźniejszość. 
Ale „krew jest szczególniejszym sokiem" — 
jak mówi niemiecki poeta. Wsiąka ona w zie- 
mię, ale nie bezużytecznie! Każdy kłos zboża 
zmieniony w chleb ma w sobie cząstkę tej krwi 
przelanej — a my chlebem tym się żywimy! 
I kiedy zdaje się, że w nas już inna krew pły- 
nie, że oddani ciężkiej pracy w szarej doli —• 
wegetujemy tylko a nie żyjemy, wystarcza ten 
jeden atom krwi męczeńskiej, aby nas porwać 
do czynu. 
* 
* 
* 
Pięćdziesiąt lat minęło od rzezi galicyjskiej... 
Pięćdziesiąt lat — to tak niewiele czasu, a jednak 
zmian tyle! Popatrzmy tylko na pałac namiestni- 
kowski we Lwowie — na gmachy ministeryalne 
Wiednia — - 
przypomnijmy sobie te chwile, gdy 
w czasie wystawy krajowej król otoczony naj- 
wyższymi dostojnikami stanął na tej części pol- 
skiej ziemi. 
Cóż to się stało? 
Krwawy Bok. 
295 
Czy myśmy się tak bardzo zmienili, czy wy- 
narodowiliśmy się, czy zrzekli miłości Ojczyzny ? 
„ Umiecie godzić obowiązki teraźniejszości z obo- 
wiązkami wobec -przeszłości" — rzekł raz mo- 
narcha do przedstawicieli narodu. Słowa te 
świadczą, że szlachetne serce jego zrozumiało 
nas należycie, że pojmuje ono,, iż na tego tylko 
liczyć można bezpiecznie i w każdej 
chwili, 
kto nawet za cenę życia nie stanie się odstępcą. 
A odstępcą takim byłby każdy Polak, któryby 
zaparł się swej przeszłości i nie wyznał głośno 
wobec całego świata, że nie traci nadziei w przy- 
szłość swej Ojczyzny! 
Tak mówiło i myślało społeczeństwo polskie, 
gdy biurokracya kąpała się we krwi, tak mówi 
i myśli społeczeństwo polskie dziś i tam, gdzie 
rządzi knut i szubienica, i tam, gdzie z pomocą 
milionów wydzierają nam ziemię, i tu, gdzie 
dzięki sprawiedliwości monarchy wolno nam go- 
dzić przeszłość z teraźniejszością. 
Przyszłość leży w ręku Boga — i w ręku 
naszym... 
Zamykamy karty krwawej kroniki, a zamy- 
kamy je ponownie wierszami Krasińskiego: 
Jedno tylko — ach! zbawienie, 
Jeden tylko •- jeden cud: 
Z szlachtą polską polski lud! 
Jak dwa chóry — jedno pienie... 
(III. Psalm miłości.) 
286 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste — 
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole 
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste 
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę! 
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie, 
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami, 
Daj nam, o Panie, świętymi czynami 
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie! 
(Y. Psalm dobrej woli) 
Lwów, 1896 r. 
IW-518 
286 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste — 
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole 
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste 
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę! 
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie, 
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami, 
Daj nam, o Panie, świętymi czynami 
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie! 
(Y. Psalm dobrej woli) 
Lwów, 1896 r. 
IW-518 
286 
Dr. K . Ostaszewski-Barański. 
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste — 
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole 
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste 
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę! 
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie, 
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami, 
Daj nam, o Panie, świętymi czynami 
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie! 
(Y. Psalm dobrej woli) 
Lwów, 1896 r. 
IW-518