/IW_518-Ostaszewski_Barański_K-Krwawy_rok.djvu
KRWAWY ROK
Opowiadanie historyczne
Złoczów.
Nakładem i drukiem Wilhelma Zukerkandla,
Dr. K. Ostaszewski-Barański
I. Wstęp.
„O Panie! Panie! ze zgrozą świata
Okropne dzieje przyniósł nam czas,
Syn zabił matkę — brat zabił brata —
Mnóstwo Kainów jest pośród nas.
Ale o Panie ! oni nie winni,
Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz;
Inni szatani byli tam czynni,
O
! rękę karaj, nie ślepy
miecz!
Pół wieku mija od chwili, która pozostanie
jednem z najboleśniejszych wspomnień naszej prze-
szłości, od tej nieszczęsnej chwili, kiedy ciemny
a przez podżegaczy obłąkany lud polski w bar-
barzyński i dziki sposób mordował naturalnych
swych wodzów i opiekunów, właśnie wówczas,
gdy ci nieśli zań w ofierze wolność i życie.
Rzeź ta, która natchnionemu poecie, Jere-
miemu naszej niewoli, wydarła ze skrwawionego
serca potężną pieśń bolu i skargi a razem prze-
baczenia i nadziei, jest jedną z najciemniejszych
kart w dziejach już nie naszych, ale ludzkości.
Mord na braciach dokonany przez braci, niszczenie
mienia, pożoga, na której ugaszenie trzeba było
morza łez i krwi, to zaiste obraz piekła dantej-
skiego, tem okropniejszy, że nie urojony. To też
na tej karcie naszych dziejów się zatrzy-
1*
4
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
mujemy — dziś po pięćdziesięciu latacli prze-
chodzi nas uczucie niezwykłej zgrozy: a prze-
cież interes nasz narodowy wymaga, ażebyśmy
i tę chwilę poznali i to nietylko w jej stra-
sznych szczegółach, ale w całym historycznym
przebiegu.
Rzeźgalicyjska była faktem nieporównanie
okropniej szym od rzezi humańskiej; w tej dru-
giej , ograniczonej terytoryalnie, ukazuje się
krwawo lud, którego narodowość nie polska —
ale ruska, którego wiara nie katolicka, ale szy-
zmatycka — który istotnie cierpiał ucisk fizyczny
i moralny a pamiętał czasy niekrępowanej swobo-
dy. Lud ten podbechtany głównie przez zmoskwi-
cone duchowieństwo, porwał się do nożów prze-
ciwko tym, których uważał za narodowych, po-
litycznych i religijnych gnębicieli, i w tem szu-
kał dla siebie powodu usprawiedliwiającego zbó-
jeckie dzieło. W rzezi galicyjskiej natomiast od-
grywa rolę lud szczeropolski — równie polski
i katolicki jak szlachta i inteligencya, którą
mordował. I kiedy dopuścił się tej zbrodni?
Właśnie wówczas, gdy szlachta wyciągała ku
niemu życzliwą dłoń pojednania i zgody, gdy
dobrowolnie, bez żadnego wynagrodzenia chciała
się z nim dzielić własnością, gdy usiłowała go
wyswobodzić nie od pańszczyźnianego jeno —
ale od wrogiego jarzma i w niezależnej Ojczy-
znie dać mu prawa człowieka i obywatela. Nie
Krwawy
Eok.
25
cel wyższy władał tym ludem, gdy się porwał
do okropnej zbrodni, rządził nim żyd podający
mu wódkę i biurokrata brzękający trzosem.
W rzezi humańskiej zginęło ciał wiele — w rzezi
galicyjskiej dusz krocie, bo waśń i nieufność,
jakie się zrodziły z krwawego posiewu, na dłu-
gie, długie czasy zatruły serca wszystkich!
„Niczem Sybir — niczem knuty
I cielesnych tortur król...
Lecz narodu duch otruty...
To dopiero bólów ból!"
*
Chcąc należycie zrozumieć tę tragiczną chwilę,
musimy się przenieść myślą nieco w przeszłość.
Zwątpienie, jakie ogarnęło społeczeństwo na-
sze po równie bohaterskiej jak nieszczęśliwej
walce w r. 1831 — nie trwało długo. Ucisk
bezprzykładny, którym rządy chciały do reszty
stłumić ducha narodowego, wywoływał tem sil-
niejszy odpór. Zawodził ogłupiający system szkol-
ny, nic nie pomagały środki policyjne, gorzał
bowiem w sercach święty ogień miłości Ojczyzny,
który nie gasł nawet w obliczu szubienicy. Myśl
narodowa poczęła się stawać czem raz wyra-
źniejszą i jaśniejszą, a to nietylko w Królestwie,
ziemiach zabranych i Księstwie, ale nawet w Ga-
licyi, która w największej pogrążona była apa-
tyi. Myśl ta budzoną była głównie z Paryża.
Rozbitki rewolucyi listopadowej, znalazłszy się
7
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
na ziemi francuskiej, postanowili nie ustawać
w pracy i dalej dzieło narodowego odrodzenia
prowadzić. Bonawentura Niemojowski, ostatni
prezes rządu narodowego, stworzył w tym celu
komitet naczelny złożony z członków byłego rządu
i byłycli posłów sejmowych; komitet ten jednak nie
długo musiał ustąpić innemu, a mianowicie ko-
mitetowi narodowemu polskiemu, na którego czele
stanął Joachim Lelewel. W komitecie tym zna-
leźli się przedstawiciele szlachty i demokracyi —
zachowawców i rewolucyonistów. W nieszczęściu
na tułactwie, w tęsknocie za rodziną i domem
pod rewolucyjnem niebem Francyi zaczęła się
czem raz silniej rozwijać i dojrzewać myśl lu-
doica. Poczęto rozpamiętywać przyczyny tylo-
krotnych niepowodzeń powstania: przypisywano
je jedynie brakowi sił żywotnych, pochodzącemu
z zamknięcia się w ciasnych obrębach kasty
szlacheckiej, bez odwołania się do ludu, bez obu-
dzenia w masach interesu.
„Nędza i tęsknota za krajem" — powiada
Wiesiołowski — „coraz bardziej jątrzyły umy-
sły młode przeciwko szlachcie jako wrzekomo
głównej przyczynie tylu niepowodzeń; — po-
wstały towarzystwa, pisma i broszury jadem
i żółcią tryskające przeciw szlachcie".
W obec takiego stanu rzeczy, mieszany ko-
mitet Lelewela nie mógł długo istnieć, to też
Krwawy
Eok.
25
niebawem widzimy w obozie emigracyjnym przy-
kry rozłam, który potęgował się czem raz więcej.
Z jednej strony szereguje się obóz monar-
chiczny i zachowawczy pod wodzą ks. Adama
Czartoryskiego, z drugiej powstaje „Towarzy-
stwo demokratyczne" (17. marca 1832), zało-
żone przez dwóch członków komitetu lelewelow-
skiego. Pierwszy obóz liczył na pomoc rządów
i gabinetów — drugi chciał zdążyć do celu
przez lud — choćby w połączeniu z rewolucyj-
nymi żywiołami całej Europy. Drugi ten obóz
dzięki popularnym hasłom odpowiadającym du-
chowi czasu, szybko począł wzrastać w siły i po-
stanowił przenieść swą działalność do Ojczyzny.
Pierwszym niedojrzałym owocem tych prac
emigracyjnych była nad wyraz lekkomyślna wy-
prawa Józefa Zaliwskiego w r. 1833. Wyprawę
tę cechuje już nazwa, jaką jej dano: „Zemsta
ludu". Plan tej wyprawy opierał Zaliwski na
powołaniu pod broń mas ludowych, które chciał
poruszyć hasłem rewolucyi społecznej. To natu-
ralnie wywołało w obozie zachowawców ogro-
mną nieufność, która rozszerzyła przepaść dzie-
lącą oba stronnictwa emigracyjne.
Wyprawa ta, spowodowana chyba zupełną
nieznajomością stosunków, zakończyła się szere-
giem ofiar — więzieniem i szubienicami. Ale
nowy ten zawód nie wywołał zwątpienia w zmar-
twychwstanie Ojczyzny. Duch wolności pokonany
8
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
brutalną przemocą zstąpił w podziemny labirynt
spisków, partyzantów zastąpili spiskowcy. Hasło
do tego wyszło znowu z Paryża, gdzie tymcza-
sem w łonie emigracyi ciągła trwała walka.
Pragnąc pogodzić sprzeczności zachodzące mię-
dzy arystokratycznem stronnictwem ks. Adama
a centralizacyą demokratyczną, część szlachty
stworzyła w r. 1838 nowy związek pod nazwą
„Zjednoczenie". Związek ten, obok „niepodległej
Polski w dawnych granicach", głosił nowy po-
rządek rzeczy, oparty na zasadach demokraty-
cznych, a więc usamowolnienie włościan, nadanie
im własności gruntowej, wolność wyznania i ogólną
oświatę. Jak romantycznie a niepraktycznie za-
patrywano się na rzeczywiste życie, dowodem
odezwa tego towarzystwa z lipca 1846, a więc
już po rzezi, w której Zjednoczenie chce,
„ażeby
gminne niewiasty stały się matkami szlachty,
a córki i siostry wasze niech upodobają dziarską
gminną młodzież — niech kapłan przed ołta-
rzem pobłogosławi ich małżeństwa, a wnet zginą
kasty" itd.
Tymczasem obóz demokratyczny rósł w siłę
nawiązywał stosunki z krajem przez swych wy-
słanników i popierał tworzenie się tajnych to-
warzystw, mających na celu budzenie mas lu-
dowych.
Z rozbitków wyprawy Zaliwskiego potwo-
rzyły się rozmaite koła tajnych stowarzyszeń: Ma-
Krwawy
Eok.
25
sonerya, Karbonaryzm, Związek synów ojczyzny,
Młoda Sarmacya, Gromada, Grudziąż itp., po-
wstawały jedne po drugich, jedne gorzej jak
drugie zorganizowane. W tej epoce oddziaływano
bezpośrednio na lud wiejski, młodzież niedoświad-
czona chwytała z zapałem myśli nowe: jak
pierwszą miłością do kochanki, tak rozgorzała
tą pierwszą miłością do ludu. I nie dziw, że
w gorączkowym tym szale rzucono niejedno złe
ziarno — ale młodzieży za to winić niepodobna.
Była to chwila, w której gorętsze umysły mu-
siały powstać przeciw pańszczyźnie i przywile-
jom szlachty, w których widziały powody niepo-
wodzenia myśli narodowej. Że to czyniły nie-
które jednostki zbyt może namiętnie, zbyt nie-
cierpliwie, że przesadzano w zbytniej i jedno-
stronnej, wyłącznej prawie miłości dla ludu, że
mimowoli pracowano w intencyi satrapów powia-
towych _ to pewnie fakt smutny, ale uspra-
wiedliwiony sytuacyą społeczeństwa nękanego.
I znów znalazły się ofiary!
Między innymi przypłacili wolnością ten ruch
Kasper Cięglewicz, Marceli Kropiwnicki, Ludwik
Kępiński, a w Wilnie złożył swe życie w ofie-
rze Szymon Konarski.
Z resztek tych związków i stowarzyszeń
uformował się „Związek demokratyczny polski"
i sprzysiężenie demokratów. Niestety w organi-
zacyi nie zachowano należytej ostrożności: sku-
10
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
tkiem zdrady Wojciecha Hellera policya pochwy-
ciła spiskowych. Po długiem, nader ostrem śledz-
twie i dłuższym jeszcze procesie trzynastu oska-
rżonych usłyszało w styczniu 1845 wyrok śmierci.
Byli to: Henryk Bogdański, Robert Chmie-
lewski, Eugeniusz Ohrząstkowski, Albin
Dunajewski, ks. Mikołaj Hordyński, Le-
sław Łukaszewicz, Leander Pawlikow-
ski, Leonard Stawski, Robert Hef er n, Leon
Korecki, Adolf Leo, Tomasz Rayski i Fran-
ciszek Smolka. Pięciu ostatnich zostało na-
tychmiast ułaskawionych, innym zmieniono karę
śmierci na więzienie od lat ośmiu do piętnastu.
W chwili jednak, gdy odczytywano te wyroki —
gotował się kraj do nowego wybuchu, którego
epilogiem była rzeź!...
3"
II. Rząd i naród.
(Austrya i Galicya. Reformy józefińskie. Lud i szla-
chta. Wnioski stanów w sprawie zniesienia pańszczy-
zny. Stanowisko rządu. Biurokracya i jej charakte-
rystyka.)
W chwili, gdy Austrya zajmowała — czyli
„rewindykowała" Galicyę, nie znajdywała się ta
część ojczyzny naszej w rozkwicie. Ostatnie
wypadki w Rzeczypospolitej sprawiły, że w tych
województwach właśnie życie publiczne obumarło
a stan ich moralny i materyalny pogarszał się
z dniem każdym. Niestety okupacya austrya-
cka nie tylko nie przyniosła polepszenia —
ale zniszczyła nawet resztki pomyślności. Pro-
wincya rządzona przez prokonsulów i hordy urzę-
dnicze nie tylko obce narodowością, ale wrogie
wszystkiemu co polskie, stała się polem najdzi-
waczniejszych eksperymentów, które kraj do-
szczętnie zrujnowały. System ten z biegiem lat
„wydoskonalano" nieustannie: szkoły miały czem
raz wyraźniejszy cel ogłupiania, przemysł i han-
del upadał pod naciskiem fiskalizmu, wszelka wol-
ność myśli była wygnana raz na zawsze. W kraju
umiano równocześnie podtrzymać ciągły ferment:
przeciwko Polakom postawiono Rusinów — prze-
26
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27
ciw szlachcie chłopów. Nigdy zasada „divide et
impera" nie była tak bezwzględnie przeprowa-
dzoną, jak w owym czasie w Galicyi.
Nas głównie obchodzi stosunek ludu do szla-
chty, i dla tego bliżej tej kwestyi przypatrzyć
się należy. Patentem z dnia 5. kwietnia 1782
zniósł Józef II. osobiste — czyli „niewolnicze"
poddaństwo, które istniało jeszcze w Węgrzech,
Czechach, Górnej Austryi, w Morawii, Krainie
i Galicyi. Każdy poddany mógł odtąd zawierać
samowolnie śluby małżeńskie, mógł za zezwole-
niem pana przenieść się do innej wsi, mógł
uczyć się rzemiosła — natomiast nie mógł być
zmuszanym do służby dworskiej. Rozporządze-
niami z lat 1783 i 1784 określono bliżej da-
niny i robocizny, zaś w r. 1786 wyszedł t. zw.
Uniwersał roboczych powinności. Ustanawiał on
dla gospodarzy gruntowych obowiązek odrabia-
nia trzech dni pańszczyzny w tygodniu; robota
trwać miała w lecie dziesięć, w zimie siedm godzin.
Komornicy, ludzie mający więcej jak 60 lat, sy-
nowie służący u ojca, wysłużeni żołnierze, wolni
byli od odrabiania pańszczyzny. Inne prace i da-
niny zostały zniesione. W r. 1787 uregulował
rzad sprawę sukcesyi co do gruntów włościańskich,
w ten sposób, że grunt przypadał najstarszemu
synowi, który spłacał młodsze rodzeństwo. Za-
rząd gminny spoczywał w ręku wójta i przy-
siężnych, wybieranych na przeciąg trzech lat.
Krwawy Eok.
Wójta mianował dziedzic z pomiędzy przedsta-
wionych mu trzech kandydatów. Rozporządzeniem
z 12. maja 1787 określono wzajemny stosunek
właściciela dóbr do gminy i rządu. Wykonawcą
sądownictwa patrymonialnego był justycyaryusz,
którego kontrolował dziedzic a potwierdzał urząd
cyrkularny. Pomocnikiem jego później był „man-
dataryusz".
Chwalcy systemu józefińskiego podnoszą ogro-
mną doniosłość jego reform — my niestety, nie
zapoznając jego dobrych intencyi, nie możemy
tego o nich powiedzieć. Reformy te były poło-
wiczne i niedostateczne; z jednej strony nie-
sprawiedliwie skrzywdziły posiadaczy ziemskich
—
z drugiej przyniosły włościanom bardzo pro-
blematyczne korzyści. Równocześnie dały one
życie zgubnemu systemowi, który stał się za-
sadą biurokracyi austryacldej. System ten zni-
szczył patryarchalny stosunek dworu i gminy,
który często prowadził do nadużyć, ale daleko
częściej był dla poddanego prawdziwem dobrodziej-
stwem. wprowadził natomiast nieufność, zamącenie
stosunków, które coraz pogarszać i utrzymywać
w stanie niepewności stało się jedynym celem rządu.
Wszystko co tylko drażliwego, dotkliwego miała
w sobie władza wykonawcza administracyi: pobór
podatków, pobór rekruta, kara w pierwszej in-
stancyi — wszystko to ów system zepchnął na
dziedzica. Biurokracya zmuszając z jednej strony
26
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27
chłopa do posłuszeństwa, buntowała go z drugiej
strony twierdzeniem, że to co się złego mu dzieje,
dzieje się tylko przez panów i dla nich. To też
te stosunki poddańcze stały się wkrótce powo-
dem licznych, po kilkanaście lat trwających pro-
cesów, które budziły wzajemną nieufność, rozgo-
ryczenie i zawziętość. „Na zmianie patryarchal-
nej opieki panów na opiekę prawniczą biurokra-
cyi włościanin w Galicyi nie zyskał — pisze
Aleksander hr. Fredro.
—
Z ubogiego stał się
nieszczęśliwym, bo stracił wiarę w ludzi i Boga,
bo przyjął w serce zaród nieukontentowania i za-
wiści, bo się nareszcie odsunął od tych, od któ-
rych jedynie oświata dobroczynna na niego prze-
lać się mogła. Ale na tem wszystkiem binrokra-
cya zyskała, bo znienawidzona jej szlachta co-
raz bardziej samą, coraz bardziej opuszczoną się
widziała".
Istotnie! jakkolwiek ustawodawstwo józe-
fińskie było połowiczne i wymierzone przeciw
szlachcie, to jednak nie byłoby ono wywołało
tak zgubnych skutków, gdyby takich nie miało
wykonawców. Nie brakło bowiem wśród naszej
szlachty jednostek rozumnych i wykształconych,
które szczerze pragnęły poprawy złych stosun-
ków pomiędzy gminą a dworem, widząc, że tu
leży cały sekret rozwoju naszego życia politycz-
nego w przyszłości.
Krwawy Eok.
I tak już w roku 1823 podały stany gali-
cyjskie do gubernium wniosek hrabiego Fredry
o wolnem przenoszeniu się włościan ze wsi do
wsi i o nadaniu włościanom własności użytkowej.
W tymże roku wicemarszałek stanów, jeden
z najzacniejszych obywateli, Tadeusz Wasilew-
ski, występuje z wnioskiem zniesienia pańszczy-
zny, „tej głównej choroby kraju naszego, źródła
ciemnoty, niedbalstwa u włościan, ucisku ze
strony dworów, a ujemnego wpływu żydów".
„Znieść w kraju naszym zgodnym sposobem pań-
szczyznę — pisze Wasilewski — jest to spokoj-
ność na wieki mu zapewnić, wszystkie socyalne
wzburzenia niepodobnemi uczynić. Zarówno więc
ludzkość, sprawiedliwość, dobrze zrozumiany wła-
sny interes, jak wzgląd na ogólne dobro kraju,
domagają się zniesienia pańszczyzny".
W roku 1843 sprawa uregulowania kwestyi
włościańskiej była na najlepszej już drodze. Wię-
kszością 86 głosów przeciw 15 uchwalono bo-
wiem: „Upraszać J. C. K . Mość, ażeby raczył
upoważnić stany do ustanowienia komisyi, która
zajęłaby się uregulowaniem stosunku pomiędzy
dworem a gminą, w sposób dla obu stron ko-
rzystny". Eząd na prośbę tę dał wymijającą od-
powiedź, skutkiem czego Stany ponowiły w r.
1844 swą prośbę i to już z większym naci-
skiem, dodając, że celem ostatecznym prac tej
komisyi ma być wypracowanie projektu zupeł-
16
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
nego uwłaszczenia włościan. Rząd zniewolony tą,
ponowną prośbą, zezwolił wreszcie na zamiano-
wanie takiej komisyi, ale równocześnie znacznie
ścieśnił jej zakres działania; w obec tego. Stany
we wrześniu 1845 r. komisyę taką wprawdzie
nstanowiły, ale równocześnie większością 116 gło-
sów przeciw 10 uchwalono prosić monarchę o roz-
szerzenie zakresu działalności tej komisyi i na-
danie jej większej swobody działania.
W odnośnym ustępie adresu ułożonego przez
wicemarszałka Stanów Tadeusza Chochlika z Wa-
silewa Wasilewskiego, zaznaczono także wyraźnie,
że sprawa rozwiązania kwesty i włościańskiej nie
cierpi zwłoki i konieczną jest rzeczą „otworzyć,
pole dobrowolnym układom, które wzmacniając
siły ekonomiczne właściciela i włościanina po
dźwigną kraj i usuną powód wszelkich nieporo-j
zumień pomiędzy klasami społecznemi kraju"...!
Komisya stanowa wybraną została istotnie, ale:
prace jej przerwały krwawe wypadki...
Że szlachta istotnie myślała poważnie o kwe-;
styi włościańskiej, dowodem tego patronizowanie
przez nią towarzystw wstrzemięźliwości, które
w zachodniej Galicyi — według słów Sali —
„rozszerzyły się z szaloną szybkością na kształt
epidemii". Bez względu na ujmę w dochodach
popierała cała prawie szlachta usiłowania księży
w tym kierunku i to tak gorliwie, że aż rząd
począł patrzyć podejrzliwie na ową akcyę.
Krwawy Rok.
17
Również w obec katastrofy spowodowanej po-
wodziami w r. 1845, uchwaliły w tymże roku
Stany zapomogę dla zachodnich powiatów w kwo-
cie 400,000 złr. m. k., zezwalając równocześnie
podnieść tę kwotę do wysokości 1,500.000 złr.
m. k ., gdyby się tego okazała potrzeba. Oprócz
tego szlachta galicyjska i w inny sposób oka-
zała swą ofiarność. Oto w drodze dobrowolnych
składek ofiarowała tymże powiatom 130.000 złr.
m. k . (ogół składek wynosił 217.000) nie licząc za-
pomóg w zbożu i naturaliach.
Widzimy więc, że ta spotwarzana szlachta
miała istotnie dobrą wolę. i wolę tę okazywała
czynem — jednakże rząd paraliżował najlepsze
jej zamiary.
Na czele tego rządu krajowego stał w kry-
tycznej dobie członek domu cesarskiego, arcy-
książę austro esteński, Ferdynand Karol. Był to
pan pobożny, świadczył wiele dobrego, był za-
chowawcą i arystokratą, zajmował się wiele
wojskiem, panował — ale nie rządził. Prezyden-
tem gubernialnym był br. Franciszek K r i e g
v. Hochfelden. Przybył on do Galicyi z Badeń-
skiego a finanse jego nie musiały być w najle-
pszym stanie, gdy się starał o posadę dyurnisty
przy zarządzie celnym Galicyi wschodniej. Ale
—
takim się szczęściło. Jako koncepista guber-
nialny zetknął się z Hauerem, późniejszym gu-
bernatorem Galicyi, który go polubił. Niebawem
2
18
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
widzimy Kriega komisarzem we Lwowie, gdzie
się ożenił z córką bogatego krawca, a w jakiś-
czas potem spotykamy go już radcą gubernial-
nym, później starostą w Tarnowie, później zaś
jako barona już, wiceprezesem nadwornej ka-
mery. Stąd poszedł znów do Galicyi, jako prawa
ręka arcyksięcia. Wysoki, chudy, z wiecznym
uśmiechem ironii na ustach, był prawdziwym
wilkiem co do drapieżności. Właśni jego urzę-
dnicy nienawidzili go serdecznie, a jeden z nich,
sekretarz gubernialny Tatzauer, prześladowany
przez Kriega, zemścił się na nim, umieszczając
w wychodzącej podówczas we Lwowie Mnemo-
zynie wiersz p. t . „Krieg und Frieden",
w któ-
rym w ten sposób uwiecznił swego szefa:
„Seht Thr das hohe, das mag're Gerippe
Mit der blassen Wange und der grinsenden Lippe,
Dies ist der harte, der herzlose Krieg!
O! dass dich, Du Unhold, in Tartarus' Flammen,
Die friedlichen Gotter alle verdaramen,
Es lebe der Frieden, es sterbe der Krieg!"
Cenzor Mnemozyny nie zrozumiał tej przej-
rzystej aluzyi i puścił wiersz do druku. Dopiero,
gdy wśród publiczności rozeszła się wiadomość
o tym utworze, policya poczęła konfiskować nu-
mery pisma w lokalach publicznych się znajdujące.
Krieg był przedewszystkiem wrogiem Pola-
ków; z nadzwyczajną przebiegłością siał on waśń
społeczną, budził ducha zawiści i niezgody w spo
Krwawy Kok.
19
łeczeństwie, które wyrokiem Opatrzności skazane
zostało na jego rządy. W chwili, gdy się wa-
żyły zdania co do wywołania rzezi, on był tym,
który ją głównie zadecydował.
Gubernialnym wiceprezydentem był Leopold
hr. Lazancky v. Bukove, człowiek mier-
nych zdolności i przewrotnego charakteru. Rad-
cami gubernialnymi byli: Andrzej Ettmayer radca
dworu, Wilhelm Reitzenheim, Józef Bobowski,
Karol Maschek, Ferdynand Hausmann, Dr. Józef
Wilhelm Emminger, Franciszek Mitis, Józef
Widmann, ks. Antoni Manastyrski, Walenty Ma-
durowicz, Feliks Kwiatkiewicz, Agenor hr. Go-
łuchowski, Alfred hr. Althan, Henryk Saar,
Dr. Karol Stransky protomedyk i Maurycy br.
Sala, sekretarz prezydyalny arcyksięcia. Arcy-
książę był równocześnie i komendantem sił zbroj-
nych, zastępcą jego na tem stanowisku był Adam
Retsey de Retse marszałek polny porucznik, jego
adjutantem zaś podpułkownik Ludwik Benedek.
Na czele sądu apelacyjnego kryminalnego stał
Karol Enzendorfer; prezydentem sądu kra-
jowego był Karol br. Krauss, prezydentem
sądu karnego zaś Maurycy Witt mann, któ-
rego prawą ręką był rumun, Leonidas Janowicz.
Wszyscy ci ludzie odznaczali się fanatyczną nie-
nawiścią do wszystkiego co polskie.
Gorliwym pomocnikiem Kriega był dyrektor
policyi we Lwowie, jednooki Sacher-Masoch.
2*
20
Dr. IC. Ostaszewski-Barański.
Zajmował on się w wolnych godzinach archeo-
logią, numizmatyką i muzyką, ale naturalnie naj-
więcej czasu poświęcał swej służbie, której ce-
lem było chwytanie jak największej ilości spi-
skowców. Jakie uczucia władały nim w stosunku
do nas, o tem najlepiej przekonywa bezimiennie
wydana przez niego książka p. t. Polnisclie
Revolutionen Erinnerungen
aus Galizien.
Apo-
teozuje on tam inicyatorów rzezi, a nawet na
skrwawioną krwią bratnią głowę bandyty Szeli
wkłada wieniec lojalności.
Galicya podzielona była na 18 cyrkułów,
którymi zarządzali t. zw. Kreishauptmani, czyli
starostowie. W początkach r. 1846 starostami
byli: w cyrkule wadowickim Józef Loserth; w bo-
cheńskim Karol Bernd; w sądeckim Karol Bo-
chyński; w jasielskim Stanisław Przybylski:
w rzeszowskim Tadeusz Lederer a później Au-
gust Festenburg; w sanockim Jan Jerzy Oster-
mann; w przemyskim Karol Czecz y. Linden-
wald; w samborskim Ignacy Hietzgern; w żół-
kiewskim Ignacy Martynowicz; w lwowskim Ka-
zimierz Milbacher: w stryjskim Leopold Kratter:
w złoczowskim Piotr Andrzejowski; w brzeżań-
skim Józef Werner; w stanisławowskim Franci-
szek Lorenz; w tarnopolskim Karol Sacher;
w czortkowskim Wilhelm Krieg v. Hochfelden;
w kołomyjskim Fryderyk Swieceny. Kilku z nich
krwawo zapisało się w dziejach rzezi — naj-
Krwawy Eok.
21
wybitniejszym jednak z nich działaczem, szata-
nem rzezi był starosta tarnowski Józef Breinl
v. Wallerstern, rodem z Pragi czeskiej, którego
współczesny autor książki „Memoiren und Acten-
stiicke" tak charakteryzuje:
„Najnędzniejszy, który zarazem za najdokła-
dniejszy typ austryackich urzędników w Galicyi
uważany być może, jest Breinl v. Wallerstern,
kreishauptmann tarnowski. Ograniczonego umy-
słu, miał tylko rozum do złego, ożywiony gwał-
towną nienawiścią przeciw szlachcie polskiej, i re-
ligii katolickiej. Przy każdej zdarzającej się
sposobności prześladował te dwa mu niena-
wistne przedmioty nikczemnem
szyderstwem
i wzgardliwemi obrazami. Największą jego ra-
dością było widzieć Polaków znieważających się
niegodnymi czynami. Najbardziej zaś tryumfował,
gdy zepsucie wkradało się do szkół publicznych
i gdy namiętność gwałtowna do gier hazardo-
wych opanowała kilku znakomitych obywateli.
„Lubo o powstaniu mówiono głośno w Tar-
nowie, nawet w hotelu krakowskim, tuż obok
urzędu obwodowego, nie kwapił się Breinl z are-
sztowaniem naczelników spisku, gdyż pragnął
obfitego krwi przelewu. Taką widocznie była
jego instrukcya, gdyż już po rzezi wyrażał się
o wypadkach lutowych w sposób następujący:
„Gdybym był działał z własnego natchnienia,
wtedy nie byłoby dosyć wysokiej szubienicy dla
22
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
ukarania mnie, ale order, który noszę, dowodzi,
że rozkazy mi udzielone dobrze wykonałem..."
Breinlowi nie brakło pomocników wśród jego
podwładnych; głównemi narzędziami jego byli
komisarze Joachim Chomiński, Kasper L e-
śniewicz i kancelista Marceli Trojanow-
ski; oni to, przejąwszy się myślą swego szefa,
gorliwie przyłożyli dłoń do jej wykonania, oni
pomiędzy lud ponieśli zarzewie buntu — a na-
wet głos publiczny obwiniał ich, że przebrani
stali na czele czerni, wiodąc ją do mordu i ra-
bunku. Obwinieniom tym autentycznie nie za-
przeczono — to też nazwiska te o swojskiem
brzmieniu otoczone są słuszną pogardą.
Przypatrzmy się teraz bliżej biurokracyi au-
stryackiej , na której tak ciężkie cięży oska-
rżenie.
Stan urzędniczy w Galicyi przed r. 1848
składał się z wyrzutków społeczeństwa. Wyższe
posady zajmowali Niemcy i Czesi: nie pytano
ich o kwalifikacye, żądano tylko, ażeby przejęli
się serdeczną nienawiścią do wszystkiego, co pol-
skie. Ludziom tym nie chodziło ani o kraj po-
wierzony ich pieczy, ani o interes monarchii.
Z jednej strony gospodarka ich niszczyła do-
szczętnie kraj, z drugiej słali ciągle raporty do
Wiednia, ażeby tam utwierdzić przekonanie, że
Polacy nigdy nie wyrzekną się tradycyi rewolu-
cyjnych. Główna ich nienawiść zwracała się prze-
Krwawy Eok.
23
ciw szlachcie, która reprezentowała ideę naro-
dową. Szlachty tej nie cierpieli podwójnie: raz
z obawy przed jej rodowymi związkami, opiera-
jącymi się aż o Wiedeń i najwyższe sfery, po-
wtóre dlatego, że szlachta polska mimo ucisku
i niewoli, mimo gwałtów i brutalnej przemocy,
potrafiła w znacznej większości nawet wobec
najwyższych dostojników - przybłędów zachować
godność osobistą.
To też z całą usilnością starała się biuro-
kracya, ażeby podburzyć chłopów przeciw szla-
chcie i złamać ją za każdą cenę. Słusznie okre-
śla ten stan rzeczy Bogdański w swym pamię-
tniku.
„Ci przybysze urzędnicy nie doznawali od
szlachty, uważającej ich za czynnik nieprzyja-
cielskiego rządu, a poddanej ich władzy, uprze-
dzającego przyjęcia i uważania, co powiększyło
ich nienawiść przeciw bogatszym i zajmującym
poważne w społeczeństwie stanowisko, podwoiło
usiłowania rozjątrzenia poddanych ku ich pa-
nom , wzięciem ich w opiekę przeciw często-
kroć pozornym, a nawet umyślnym uciemięże-
niom i obudzało pragnienie podzielenia się za-
sobem szlachty, a przynajmniej zniszczenia ich.
Komunizm tem straszniejszy i" obrzydliwszy, że
dążono do niego za pomocą ciemnego ludu. Re-
ligia nie stawiała im w tem żadnego hamulca,
bo już od czasów Józefa II. niereligijność wko-
24
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
rzeniła się głęboko w biurokracyę. Komunizm
przeto powstały z nienawiści i zazdrości, połą-
czony z niereligijnością, robił każdy środek do-
brym, który prowadził do opanowania lub zni-
szczenia cudzego mienia, a więc przy zdarzonej
sposobności, jeśliby to bezkarnie powieść się
mogło i zabezpieczyło przywłaszczenie, także
rabunek i morderstwo nie były środkami do po-
gardzenia."
I w istocie, jak rok 1846 pokazał, biuro-
kracya czyhała tylko na podobną sposobność.
Najsmutniejszą rolę w tragedyi r. 1846 ode-
grali oczywiście urzędnicy cyrkularni. Autor
współczesnego dzieła francuskiego o wypadkach
w Galicyi, zbijając zarzut komunizmu czyniony
emisaryuszom tak pisze:
„Największym komunistą w Galicyi jest rząd
austryacki, w całem znaczeniu komunizmu, ko-
muniści są to komisarze cyrkułowi, jego wysłańcy
na prowincye.
„Zwykle na komisarzów cyrkularnych wy-
syła gubernium do cyrkułów tylko takich ludzi,
którzy są synami ubogich rodziców; najczęściej
synów wysłużonych żołnierzy, niższych urzędni-
ków, i synów ubogich rodzin austryackich nie,
mających ukształcenia. W tych ludziach widzi
rząd początkowo tylko trutni próżaujących —
i aby im dać zatrudnienie i sposób bogacenia się
i dobrego bytu — wysyła ich na prowincye do
Krwawy Eok.
25
cyrkułów na komisarzy, dając im najobszerniej
sze instrukcye, jak mają między chłopem i pa-
nem niezgodę rozsiewać, jak księży przeciw pa-
nom podburzać, jak żydów szpiegostwa nauczać,
i jak wszystkie klasy społeczeństwa przeciw so-
bie w ustawicznej walce utrzymywać; jak mają
postępować, aby chłop nie był przyjacielem pana,
aby pan nie był gościem księdza, aby pan,
chłop i ksiądz koniecznie potrzebowali żyda.
„Poczynający komisarz staje się najgorliw-
szym wykonywaczem podobnych instrukcyi —
ponieważ własny interes go już do tego wiąże.
Każdy komisarz cyrkularny stara się mieć na-
przód pięknych parę koni, powóz wiedeński i
człowieka do posług dobrze ubranego. Pensya
sama na to nie wystarczy — musi zatem je-
chać w obwód pod pozorem, czy kancelarye do-
minikalne są w porządku — czy podatki dla
skarbu są należycie wybrane — czy niema gdzie
na prywatnej drodze dziury w moście —-
lub
aby się dowiedzieć, dla czego chłopi tej lub owej
gminy żadnej skargi przeciw swojemu panu do
cyrkułu nie zanoszą.
—
Niepodobna jest uchro-
nić się, aby taki komisarz nie wcisnął się do
domu obywatela; — jakoż pod różnymi pozorami
umie on w każdy kącik zaglądnąć.
—
W stajni
podoba mu się zwyczajnie jakiś koń, na oborze
dobrze dojna krówka, w ogrodzie bujne jarzyny,
a w spiżarni dobrze przyrządzone leguminy. Na
26
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
to wszystko spogląda on okiem bezdennej chci^
wości niedawno wygłodniałego aplikanta — myśl
przez chwilę, jakimby to sposobem tem wszystkiem
podzielić się można. Ezecz bardzo prosta i łatwa
—
wszakże instrnkcya dana mu od gubernium,
podaje mu wszystkie potemu sposoby. W kilka
dni po wyjeździe komisarza z domu obywatel-
skiego — już się skarży gromada, że się jej
należy pastwisko na łanach pańskich, że powinna
mieć wrąb do lasu pańskiego — że nie powinna
tej lub owej powinności w dawny sposób odby-
wać" — że pan winien, iż gromada podatku nie
płaci, że pan pochował młodych ładzi przed re-
krutacyą, że droga nie naprawiona, że księdzu
spłoszyły się konie przy pańskim młynie od
szumu wody — że jakiegoś przechodnia w dru-
giej wsi, o cztery mile odległej, pan nie zatrzy-
mał i do cyrkułu nie odesłał — że ksiądz ka-
zał sobie za nadto wiele zapłacić za pogrzeb,,
że ksiądz winien, iż ktoś nagle umarł bez spo-
wiedzi — że młodzi ludzie za wiedzą księdza
żyją niemoralnie, i wiele innych podobnych skarg,
jakby parową machiną popychanych, leci naraz
do cyrkułu, do referatu komisarza.
—
Wyobraź
sobie, czytelniku, w jakiem teraz jest położeniu
obywatel, chłop i ksiądz naprzeciw siebie, ja-
kiego można się spodziewać sprawiedliwości sku-
tku, gdy sprawa jest w ręku sędziego i kata
razem; to jest w ręku komisarza austryackiego,.
największego komunisty na świecie.
Krwawy Rok.
Otóż strony zaczynają sobie radzić każda
oddzielnie dla siebie, a każda popiera swoją
sprawą
dokumentami. Pan bułanym konikiem,
siwa krówką, melonami, kawonami i czem tylko
mile.
Ksiądz pokłonami i kilkunastu talarami
załatwia w krótkości swoją sprawę i t. d . a tak
komisarz niedawno wygłodniały aplikant Pomy
ślał już o wszystkiem dobrze bopodzieliłsię
już cudzą własnością - i sprawę zawieś
decyzyi na czas niepewny - to jest na czas,
n m si wypróżnią jego zasoby potrzeb domo
wych-apóźniej zacznie strony sądzie i stro-
nom
własnoscią
nom na nowo radzie — to jesi,
na nowo się dzielić.
taki komisarz staje się
„Po kilku leciech
zamożnym panem -
Już cały jego dom
znaj-
dziesz ubrany w kosztowne sprzęty - i zaopa-
trzony we wszystkie potrzeby życia do zbytku.
Powszystkichcyrkularnychmiastach prowadzą
oni huczne życie. Wizyty, wieczory, bale po
Łzyi kosztowne toalety, są dowodem, jaki mają
interes w szerzeniu owej zasady komunizmu,
kS są głównemi sprężynami i uczestnikami
w Galicyi - a z któremi tak wybornie się m
widzie Często się też wydarza, że taki
k=
komunista zrzeka *ię awansu na wyz zy topin
_
i prosi rządu, aby mu wolno było zostic na
tej samej posadzie, choćby z mniejszą płacą, po-
nieważ to jego zdrowiu służy".
III. Przed burzą.
(Marzycielstwo. Krasiński i Słowacki. Dembowski.
Teofil Wiśniowski. Wiesiołowscy. Przygotowań.* spi-
skowych. Postępowanie rządu. Szela i jego sztaD.
Aicyksiaże i biurokracya. Zachowanie sie Bremla.
Ogłoszenia urzędowe.)
Powiedzieliśmy już, że ani aresztowania, ani
więzienia, ani groza szubienicy, nie zdołały po-
wstrzymać ruchu narodowego, i w chwili-gdy
w r 1845 wywożono „zbrodniarzy stanu do
więzień austryackich, w tej już chwili tworzyło
się nowe sprzysiężenie, celem wywalczenia nie-
podległości Ojczyźnie. Powstanie wisiało w po-
wietrzu — mówiono o niem jako o rzeczy nie-
odzownej, koniecznej, nie zgadzano się tylko co do
chwili wybuchu. Poważniejsza część narodu była
przeciwną natychmiastowemu wybuchowi, pra-
gnęła ona przygotować rzecz należycie i wycze-
kać stosownej chwili. Żywioły młodsze i goręt-
sze parły natomiast do wybuchu natychmiasto-
wego. Oba stronnictwa czuły, że skutek i powo-
dzenie akcyi zawisły wyłącznie od udziału ludu
—
ale co do sposobu działania na lud
znów różniły się zdania.
Rozważniejsi — to jest ogromna większosc
społeczeństwa sądzili, że najpierw potrzeba zy-
Nie potrzebujemy jednak uciekać się do źró-
deł nowych : w pismach au torów niemieckich jak
Sali, Di'dackyeg-o znajdujemy zdania, które świad-
Dr. K. Ostaszewski -Barański.
czą, w jakiej pogardzie była biurokracya, a je-
den z wyższych oficerów, autor broszury "Das
Polen - Attentat im Jahre
1846"
wydanej
w Grimma tegoż roku
autor nienawistny
nam do najwyższego stopnia
tak się wyraża
o ówczesnych
urzędnikach:
„ Was aber die oesterreichische durch Acten-
staub und Pederkauen eingeschrumpften Schlen-
drians-Mumien betrifft, oder den Teig, woraus
wenn er
genugsam gesessen hat, Regierungs-,
Apellations und Hofrathe gebacken werden, so
bin ich ansser
Stande dariiber viel Ruehmliches
zu sagen"... gdyby był organem publicznym, mu-
siałby powiedzieć, „ dass der hiesige Beamte mit
den Gesetzen der Gastfreiheit, der Taxordnang
und der
Diaten-Aufrechnung bei Weitem yer-
trauter ist, ais mit den Gesetzen, Rechten und
der Wohlfahrt des Landes" (Beamtenthum str.
65 i 66.). Sąd niepodejrzany
—
ostry, ale jak
z toku opowiadania
się przekonamy, zupełnie
sprawiedliwy.
28
26
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański. 27
skać ufność ludu przez należyte rozwiązanie
kwestyi włościańskiej, a równocześnie podnieść
go umysłowo i moralnie, zaczem się zaapeluje
do jego patryotyzmu; do tych należała nie tylko
szlachta, ale i najszczersi demokraci jak Smolka
i Teofil Wiśniewski — gorętsi natomiast sadzili,
że przyrzeczenie wolności i ziemi wystarczy,
ażeby masy zyskać dla myśli powstania. Był to
rodzaj marzy cielstwa! Jak poetycznie wyobra-
żano sobie lud i jego zapatrywanie się na sprawę
narodową dowodem tego głos Adama Kochanow-
skiego, cytowany przez Wiesiołowskiego.
„Ponieważ — mów.ł on — ani dostatecznej
broni palnej nie mamy, ani armat, by zaczynać
wojnę, niech każdy u siebie zbierze cały lud we
wsi, niech wezwie duchowieństwo, by w orna-
tach z krzyżem w ręku i chorągwiami, bez-
bronny lud ten procesyami w masie prowadziło
do miast obwodowych w jednym dniu, o jednym
czasie, dopominając się głośno o ustąpienie wojska
i urzędników z kraju.
„Rząd w takiem położeniu nietylko nie będzie
się mógł oprzeć tym masom bezbronnego ludu,
ale nawet gdyby chciał użyć siły i strzelać
do bezbronnych, to samo wojsko w większej
części złożone z chłopów galicyjskich, zobaczywszy
w tłumie swych ojców, braci, żony, siostry —•
nie poważy się dawać do nich ognia i raczej da
się rozbroić".
Krwawy Eok.
Ileż tu serca — poezyi — szlachetności, a
jak mało zrozumienia rzeczy!
Ależ ten lud niestety nietylko nie miał po-
czucia swych obowiązków, nietylko nie myślał
iść za krzyżem z ofiarą krwi, ale za chwilę
morderczo rzucił się na swych naturalnych opie-
kunów i obrońców.
Długi ucisk zrobił lud ten na wskroś cie-
mnym, podejrzliwym, dzikim i przebiegłym, tak
że na dobre objawy uczuć był on wprost nie-
czuły. Pojęcia społeczne i narodowe były mu
nieznane, niezrozumiałe.
„U chłopa na Mazu-
rach — powiada Słotwiński — „ojcyzna" była
ojcowizną, „polok" był jakimś mitycznym potwo-
rem, nierównie gorszym od dyabła, a chłop sam
w swem silnem przekonaniu nie był polskim, jeno
„cysarskim"...
I takim to ludem nieszczęsnym,
z szumnem hasłem na ustach: — przez lud, z lu-
dem! dla ludu! — chciała zacna, ale nieopatrzna
emigracya nam wywalczyć niepodległość!
To też wykorzystał to rząd i zdusił powsta-
nie, nim wybuchnęło!
Niewątpliwie jest tu wiele winy po stronie
szlachty. Posiadając rozum i znaczenie, powinna
ona była objąć od razu ster
przygotowujących
się wypadkSw, ze szczerym patryotyzmem otrząść
się z przesądów, poświęcić to, czego wymagał
duch czasu i konieczność, a wpływając na lud
wiejski, ująć propagandę we własne dłonie, nie
32
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
zostawiając tej niebezpiecznej broni w ręku mło-
dzieży, niedoświadczonej i nie mającej środków
wykonania w czynie tego, co czczemi słowy między
ludem rozszerzała. Lud z natury swej bierny,
a mimo fizycznej siły na duchu słaby i potrze-
bujący podpory, rad lgnie tam, gdzie widzi wła-
dzę. Szlachta tylko i rząd mieli ją tu w ręku,
gdy więc pierwsza dobrowolnie jej się wyrzekła,
zwrócił się lud do rządu. Władze rządowe, nie-
równoważone niczyim wpływem, stały się tedy
panem pola bitwy — jedyną wyrocznią rozdra-
żnionego a ciemnego ludu.
A lud ten burzony był nie tylko przez rząd,
ale niestety i przez młodych zapaleńców obozu
demokratycznego, którzy do niego przemawiali
językiem rewolncyonistów francuskich. Prawda, że
lud ich ani nie rozumiał, ani im nie wierzył, ale
działalność ta była głównie dla tego złą, że
waśniła klasy społeczne, i dała niebezpieczną
broń w ręce biurokracyi. Ta bowiem po rzezi po-
sługiwała się wyjątkami tych publikacyi, ażeby
wmówić w świat, że to Polacy sami przez swych
emisaryuszów wywołali rzeź szlachty galicyjskiej.
Fałsz ten znachodził wiarę nie tylko u obcych,
ale nawet u swoich, zwłaszcza wśród wyższej
szlachty. Dziś wiemy, że przypisywanie jakiego-
kolwiek wpływu emisaryuszom na wywołanie rzezi
jest co najmniej niesprawiedliwem.
Krwawy Eok,
33
Najzapaleńszym wyrazem niechęci a raczej
nienawiści do szlachty w owej epoce były dwie
książki napisane przez autora kryjącego się pod
; pseudonimem „Prawdowskiego".
Książki te
były: O prawdach żywotnych narodu polskiego
i Katechizm demokratyczny,
czyli opoioiadanie
słowa ludowego. Nie było tu ani prawd, ani ży-
' wotnych, ani polskich — nie było nawet demo-
kracyi. „Był to — jak powiada Małecki — za-
mach ojcobójstwa w obec przeszłości własnej,
akt zerwania wszelkich węzłów tradycyi.
„Wszelka miłość została tu nazwaną słabością,
powaga hypokryzyą, umiarkowanie — zdradą!
Pół narodu wydziedziczono z czci i odtrącono od
posługi krajowej. A wśród tego hałaśliwie zapo-
wiadano, że nadeszła godzina czynu".
Z powodu pojawienia się tych dwóch książek
w r. 1845 wystąpił Zygmunt Krasiński, pod
przybranem nazwiskiem Spirydyona Prawdzickiego
ze swymi Trzema Psalmami. W ostatnim z nich
j woła:
„Przeciw piekłu podnieść kord!
Bić szatanów czarny ród!
Rozciąć szablą krwawy knut
Barbarzyńskich w świecie hord!
Lecz nie nęció polski lud —
By niósł szlachcie polskiej mord!
Jedno tylko — ach ! zbawienie —
Jeden tylko — jeden cud:
Z szlachtą polską — polski lud!
I
34
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Jak dwa chóry — jedno pienie...
Hajdamackie rzućcie noże
I oszczerstwa i bluźnie rstwa!
By carycy w grobie kości
Nie skleiły sie z radości,
Trup nie parsknął w śmiech szyderstwa"...
W wierszu tym dopatrzył się Juliusz Sło-
wacki zacofania szlacheckiego — co więcej, nie
chcąc zrozumieć jego tendencyi wziął go jako
protest całej szlacheckiej klasy przeciw zamie-
rzonemu powstaniu. Napisał więc pełen gryzącej
ironii wiersz, „Do autora trzech psalmów", w któ-
rym wykpiwa „urojone" jak twierdzi obawy Kra-,
sińskiego, apoteozuje lud i woła: „A tyś zląkł
się, syn szlachecki". Wiersz ten pisany nie długo
przed katastrofą miał niestety doczekać się krwa-
wego zaprzeczenia. Krasińskiemu nawet wrogowie
nie mogli odmówić smutnej w tym razie, lecz
zawsze chlubnej i świetnej nazwy prawdziwego
wieszcza przyszłości. Na krótko polemika ta po-
różniła obu poetów — ale później Słowacki uznał
swą pomyłkę. Krasiński ból swój zamknął
w czwartym „Psalmie żalu", w którym surowo,
ale zasłużenie karci Słowackiego:
„Więc strach — mówisz — mówił ze mnie,
Gdym przeczuwał, że się w ciemnie,
Zasuwamy a nie w zorze!
I że lud sie shańbi może?...
Krwawy Kok.
85
Prawda nakazuje jednak zaznaczyć, że prze-
ważna część tych, do których mówił Krasiński
o „hajdamackich nożach" — byli to raczej ma-
rzyciele niż krwawi republikanie.
Typowym emisaryuszem-marzycielem był w tej
epoce Edward Dembowski. Pan z rodu, należący
do jednej z najpierwszych rodzin szlacheckich,
syn senatorski, przejąwszy się zasadami rewolu-
cyi francuskiej, znienawidził szlachtę i stał się
jednym z najdzielniejszych i najśmielszych emi-
saryuszy. Na rozbudzenie ludu do czynu wy-
dawał wszystkie pieniądze, aż w roku 1844 za
udział w spisku skonfiskowano nu posiadłości.
Uszedłszy szczęśliwie z Królestwa, błąkał się pó-
źniej po Wielkopolsce i stał się główną osią na-
rodowego ruchu. W lutym 1845 przybył do Gra-
licyi, zajeżdżając do Wojsławia, majętności Fran-
ciszka Wiesiołowskiego. Był to człowiek młody,
bez zarostu, z długim blond włosem, twarzy po-
ciągłej, bladej, wzrostu średniego, ruchów nie-
zgrabnych. Był to mówca zdolny porwać każdego
Isiłą swego słowa, zwłaszcza, gdy szło o sprawę
powstania. Był on ludowym radykałem w stylu
francuskich rewolucyonistów, nie cierpiał szlachty
jako kasty i występował przeciw niej namiętnie.
Śmiałość jego jako emisaryusza przechodziła
wszelkie pojęcie — krążyły o nim całe legendy.
Wincenty Pol w poemacie swym „Emisaryusz"
tak powiada:
3*
52
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
„Znacie Morawca, starca, górala,
Znacie żebraka, kominiarczyka,
Węsra, cygana, włocha, moskala,
Co ledwie przyjdzie natychmiast znika,
Co dziś jak flisak do Gdańska płynie,
Jutro jak handlarz do Węgier zmierza,
Co dziś w Stambule, jutro w Londynie,
Dziś u wieśniaka — znów u papieża,
Dziś w głębi Litwy — jutro w Poznaniu
A wszędzie mówi o zmartwyahwstaniu...
Znacie człowieka, co zaparł siebie,
Co dla Ojczyzny, braci, wolności,
Przebiegł pół świata o suchym chlebie,
Wyrzekł się żony, dziatek, miłości!
Co mu wiatr zesiekł wychudłe lica,
Chlebem powszednim cierpienia, troski,
Uściskiem stryczek, grób szubienica:
To Emisaryusz! Edward Dembowski"...
Ciągle ścigany przez policyę zawsze jej ujść
potrafił, nawet wówczas, gdy służył u Kriega
jako kamerdyner! Oddając jednak hołd jego cno-
cie, odwadze i bezwzględnej miłości Ojczyzny, nie
możemy ukrywać tego, że w gruncie rzeczy dzia-
łanie jego było wśród ludu szkodliwe, i że onto
głównie parł do wybuchu powstania...
Obok niego czynnym — ale w inny sposób
był Teofil Wiśniowski. Jest on jedną z naj-
czystszych, najszlachetniejszych i najsympaty-
czniejszych postaci tej doby. Prawdziwy apostoł
sprawy, krążył i działał niezmordowanie po ca-
łej wschodniej Galicyi. Zbierał składki, rozdawał
publikacye emigracyjne, a ciągle pod grozą po-
Krwawy
Eok.
53
ścigu policyi, którą do rozpaczy doprowadzał.
Był 011 wzrostu nieco więcej jak średniego, twarz
miał pociągłą, rumianą, na której malował się
głęboki spokój. Był on w każdym względzie kon-
trastem Dembowskiego, nie był takim, jak on
mówcą, nigdy też nie widywano go w uniesie-
niu, w którem traciłby krew zimną. I w tem się
różnił od Dembowskiego, że nie myślał o pręd-
kiem powstaniu; 011 pragnął systematycznej, po-
wolnej pracy wśród niższej inteligencyi i ludu.
Nie był teoretykiem, znał lud dobrze i wcale się
nie łudził nadzieją natychmiastowego pozyskania
go dla sprawy ojczystej. Autor „Pamiętnika wię-
źnia stanu" tak streszcza jego poglądy. Podług
naszego zapału nie można sądzić ludu. Masy nie
interesują się rządem, nie myślą, tylko słuchają,
a nie należy zapominać, że lud nasz nic nie wie
o Polsce, a jeżeli co wie, to dzięki niecnym za-
biegom, zapewne nip dobrego. Ażebyśmy mogli
za sobą lud pociągnąć, musielibyśmy posiadać je-
go przywiązanie i żeby żadnej krzywdy nie miał
nam do wyrzucenia. Musielibyśmy więc najpierw
z ludem się obrachować, zadane mu rany za-
goić, a jakże to trudno o taki sumienny rachu-
nek!... Ale nie zatrzymujmy się w zaczętem
dziele, róbmy to, co nam obowiązek każe, a re-
sztę zdajmy na Boga. Dążmy do tego, ażeby lud
oświecać, zaprowadzajmy szkółki — my nie wie-
my, kiedy powstaniemy, ale każdą szkołą spła-
38
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
camy dług Ojczyźnie, bo tylko przez oświatę lud
może się dowiedzieć, kim jest.
Teofil Wiśniowski *) urodził się w Jazłowcu,
obwodzie czortkowskim w r. 1806 — miał więc
w tej chwili lat czterdzieści. W roku 1829
ukończył wydział prawny na lwowskim uniwer-
sytecie. Po ukończeniu praw wstąpił na praktykę
do adwokata Zacharjasiewicza w Stanisławowie;
złożył następnie egzamin na sędziego cywilnego
i komorniczego w lwowskiej apelacyi.
U Zacharjasiewicza był bez przerwy do roku
1832, poczem był plenipotentem Henryka Bro-
niewskiego.
W roku 1835 aresztowano go
jako zbrodniarza stanu, ale we wrześniu 1836
wypuszczono z powodu braku dowodów.
Po uwolnieniu udał się do brata Jana, mie-
szkającego w Zabłotowie i bawił u niego przez
pół roku. W tym czasie, prowadząc interesa pra-
wne Bieńkowskich, poznał się z panną Kornelią
Bieńkowską i pojął ją w małżeństwo. Dalej opo-
wiadamy słowami ś. p. Teofila:
„W r. 1838 otrzymałem list anonimowy ze
Lwowa, że znów mam być pociągnięty do inkwi-
zycyi kryminalnej. Ażeby ujść temu losowi, uda-
łem się do Francyi, a mianowicie do Strasburga,
*) Szczegóły tu podane czerpiemy z zeznnń Wiśniowskiego,
złożonych przed sędzią śledczym w dniu 15. lipca 1849 r. Za udzie-
lenie nam tych ciekawych dokumentów, składamy na tem miejscu
podziękowanie Dr. A. Czolowskiemu.
Krwawy Rok.
5
5
gdzie zostałem członkiem sekcyi towarzystwa de-
mokratycznego, którego centralizacya w Poitiers
miała swój zarząd W Strasburgu bawiłem do
kwietnia 1841, robiąc częste podróże po Fran-
cyi, przeniosłem się potem do Wersalu, gdzie
byłem znów członkiem centralizacyi, która tu
miała od r. 1840 swą siedzibę. W Wersalu ba-
wiłem do miesiąca kwietnia 1844 roku, poczem
przez Marsylię udałem się okrętem do Stambułu,
następnie zaś do Jass".
Z wiosną r. 1845 przybył Wiśniowski do
Galicyi i zetknął się z Wiesiołowskim, który był
głównym organizatorem powstania.
Franciszek hr. Wiesiołowski był podówczas
młodym, zaledwie 32 letnim młodzieńcem. Był
on synem hr. Franciszka Ksawerego i Chrystyny
z hr. Świerzyńskich. Żoną jego była Emma hr.
Reyówna. On i brat jego Michał, o dwa lat młod-
szy od niego, całą duszą oddali się sprawie na-
rodowej, a majętność ich Wojsław w Tarnow-
skiem, była ogniskiem konspiracyi. Tu widzimy
na pierwszej naradzie Dembowskiego i Wiktora
Heltmana, tu przybył także Teofil Wiśniowski.
Na zjeździe u Wiesiołowskiego w Wojsławiu,
postanowiono, że Wiesiołowski z Dembowskim
zajmą się organizacyą kraju po San, podczas
gdy we wschodnich powiatach działać miał Wi-
śniowski. Na razie postanowiono prowadzić akcyę
tylko wśród inteligencyi — agitacyę wśród ludu
40
K. Ostaszewski-Barański.
odkładano na czas późniejszy. Równocześnie po-
częto dla ujednostajnienia toku działania, znosić
się z komitetem poznańskim; na wspólnej nara-
dzie odbytej w Poznaniu w październiku r. 1845
wybrano komitet wykonawczy, w skład którego
weszli:
Karol Libelt, Wł. Kosiński, Aleksander
Gutry, Esswein, Wład. Dzwonkowski
(del. Królestwa) i Prane. Wiesiołowski (del.
Gfalicyi). Nadto powołano do grona tego,jenerała
Mierosławskiego i Gorzkowskiego
(jako delegata Krakowa).
Po powrocie z Poznania, na naradzie odby-
tej w Wojsławiu podzielono Galicyę na poszcze-
gólne okręgi, dla których wyznaczono organiza-
torów.
W okręgu stanisławowskim i brzeżańskim
poruczono czynność orgauizacyjną Teofilowi Wi-
śniowskiemu, w tarnopolskim i czortkowskim
Adolfowi Rozwadowskiemu, w sanockim i przemy-
skim Mazurkiewiczowi, we Lwowie Dembowskiemu,
w bocheńskim i w tarnowskim działali Henryk
Rogaliński, Adam Kochanowski, Clirząstowscy,
Jaworski, Machowicz, Małecki, Gumiński. W sa-
nockim punktem zbornym miał być Wzdów, wła-
sność ś. p . Teofila Ostaszewskiego. Tu organiza-
cją zajęli się Jerzy Bułharyn i Stanisław Brze-
ściański.
Krwawy Rok.
41
We wschodnich powiatach ruszano się ró-
wnież. W Turce organizowali powstanie Win-
centy i Nikodem Pr z estr z e 1 scy z Wojciechem
Strzeleckim, wśród robotników w fabryce tłu-
mackiej agitowali Ludwik i Franciszek Elia-
siewicz, w Podhorcach zbroił oddział sekre-
tarz Rzewuskich Seweryn Wszel aczyński,
w Czerwonogrodzie działał Henryk Górski
z Cichockim, w Tarnopolu myśl powstania
propagowali gorliwie Dymitr Czubaty i Ma-
teusz Zdunikow ski. Najsilniejszą była agitacya,
którą prowadził w Drohowyskiem Czaplicki;
akcya ta skończyła się krwawą rzezią, o której
wspomnimy później.
W styczniu utworzono rząd narodowy.' W skład
jego weszli: Karol Libelt, Jan Alcjato, Lu-
dwik Gorakowski, Jan Tyssowski. Sekre-
taryat powierzono Heltmanowi, przewodni-
ctwo trybunału rewolucyjnego (z pięciu członków)
Teofilowi Wiśniowskiemu. Wielkorządztwo Galicyi
na nalegania Mirosławskiego przyjął Wiesio-
łowski Franciszek, acz z wielką niechęcią.
Kiedy tak partya rewolucyjna przygotowy-
wała powstanie, rząd ze swej strony nie zasy-
piał. Pozwalając w pierwszych chwilach emisa-
ryuszom burzyć lud przeciw szlachcie, zabrał
się następnie sam do dzieła i począł przez swych
urzędników „uświadamiać" chłopa. To też już
przed Wielkanocą r. 1845, zaczęły krążyć jakieś
42
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
tajemnicze pogłoski. W tym czasie rozeszła się
pomiędzy chłopami bałamutna wieść o „powsta-
niu Polaków", którzy buntują się przeciw cesa-
rzowi i będą wycinać chłopów, a równocześnie
poczęli chłopi powtarzać sobie na ucho, że ce-
sarz odbierze panom grunta, i rozda je chłopom,
pozwalając równocześnie, aby całe plemię szla-
checkie wyniszczyli. Te nadzieje poddawane
chłopom przez ajentów rządowych, którymi byli
niżsi urzędnicy, urlopnicy i żydzi zaniepokojeni
szerzeniem się stowarzyszeń wstrzemięźliwości,
stawały się czem raz głośniejszemi i uporczyw-
szemi, a rząd naturalnie patrzył na to przez
palce.
_
Kiedy Kriegowi niektórzy członkowie obra-
dujących Stanów w zapale szlachetnej denuncya-
cyi otwierali oczy na gotujące się powstanie,
tenże zapewnił ich, „że nie ma w tem nic stra-
sznego, a w najgorszym nawet razie, zaburze-
nia nie potrwają więcej nad trzy dni,
poczem będzie sto lat pokoju". Członkowie Sta-
nów powtarzali z zadowoleniem ten dowcip Kriega,
nie przeczuwając ile w nim było krwawej ironii,'
ile aluzyi do owych tragicznych trzech dni: 19,
20 i 21 lutego, w których pozwolono czerni
mordować „Polaków".
Zresztą wszystkie źródła w tem się zgadzają.
W pamiętniku ś. p. Żeleńskiej czytamy: „.Już
przed r. 1846 biurokracya bardzo zły wpływ
Krwawy Rok.
43
wywierała na polskiego chłopa. Schlebiając jego
namiętnościom, starała się ile możności przemie-
nić go na swoje ślepe narzędzie, w końcu zaś
udało się przemienić go w dzikie krwiożercze
zwierzę. Przez dwa lata przed krwawym
lutym głosili ajenci po wsiach, że panowie
i szlachta chcą ich wyrżnąć, a na dwa dni przed
wybuchem ogólnego powstania zwołał starosta
wójtów do cyrkułu i rozkazał im, ażeby się nie
stawili do dwom na wezwanie dziedzica, i ażeby
rozdali chłopom broń, której dostateczną ilość
przygotowano. Ostatnim aktem tego piekielnego
prologu był straszny rozkaz napadnięcia dworów,
mordowania każdego podejrzanego i przywożenia
trupów do cyrkułu."
Pierwsze doniesienia o spiskach nadeszły do
Gubernium już w marcu 1845 r. Bernd, starosta
bocheński, doniósł już wówczas o agitacyi Edwarda
Eylskiego z Gorzkowa, na rzecz powstania, a ró-
wnocześnie wykryto pierwsze ślady sprzysiężenia
w Krakowie między rzemieślnikami. W lipcu
t. r. donosi Sacher-Masoch, dyrektor policyi we
Lwowie, że Teofil Wiśniowski kręci się między
ludem w złoczowskiem, a 9 października podaje
wiadomość o pobycie Edwarda Dembowskiego
pod przybranem nazwiskiem Borkowskiego w po-
wiecie tarnowskim W raporcie swym — na pod-
stawie „konfidencyonalnego" doniesienia zapewnia,
źe głową spisku w Galicyi jest Franciszek
44
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
lir. Wiesiołowski, którego należałoby
zaraz aresztować".
Widzimy więc, że rząd
dosyć wcześnie poinformowany był o toku akcyi,
że mógł stłumić w zarodku powstanie bez ucie-
kania się do siły zbrojnej. Nie uczyniono jednak
tego, gdyż liczono na inny, pewniejszy efekt. Że
tak b3'ło, stwierdza całe dalsze postępowanie or-
ganów rządowych. W październiku 1845 poczęły
się już aresztowania: aresztowano w sądeckiem
Przyłęckiego, w przemyskiem Ludwika Nabie-
laka, kilku szeregowców i podoficerów pułku Nu-
gent posądzonych o współudział w spisku, ucznia
Hassmana i górnika Górskiego... Słowem ze
wszystkich stron donoszono o rozgałęzionym spi-
sku — tylko starosta tarnowski Breinl, na któ-
rego okręg wskazywano jako na ognisko powsta-
nia, nic nie donosił. Celem rozpatrzenia się na
miejscu w położeniu rzeczy delegowano radcę gu-
bernialnego Maurycego br. Salę do wizytacyi
okręgów zachodnich. Przegląd swój rozpoczął on
od cyrkułu przemyskiego, który był dotychczas
zupełnie spokojny; natomiast starosta rzeszowski
Lederer był zaniepokojony, gdyż w nocy d. 10
grudnia skradziono z magazynu wojskowego zna-
czną ilość prochu i ostrych naboi. Lederer są-
dził, że wybuch powstania jest bardzo blizki
i radził powiększyć siły zbrojne. Zupełnie od-
miennie wyrażał się wobec Sali, tarnowski starosta
Breinl v. Wallerstern. Nie wierzył on w to,
Krwawy
Rok.
55
ażeby słabe i niedostatecznie zorganizowane stron-
nictwo rewolucyjne mogło się stać naprawdę gro-
źne. Lud jest zupełnie po stronie rządu i nie da
sobą owładnąć. Gdy Sala zwrócił jego uwagę na
wiadomości zawarte w raportach innych staro-
stów, odparł Breinl z lekceważeniem, że o tem
wszystkiem wie oddawna, a do Gubernium o tem
nie donosił, bo nie chciał niepotrzebnie alarmować
rządu. W Bochni zajęty był starosta Bernd
śledztwem w sprawie spisku wojskowego i jego
zdaniem powstanie było przygotowane a wybuch
blizki. Na podstawie naocznych badań wystoso-
wał Sala raport do Wiednia, w którym twierdzi
wprawdzie, że powstanie nie jest zbyt groźne
w tej chwili, ale wymaga wielkiej czujności
i natychmiastowego stanowczego stłumienia przez
rząd. Podał również do wiadomości centralnego
rządu rezultaty śledztwa prowadzonego przez
radcę kryminalnego Wołtawę.
Tymczasem me zarządzono nic—owszem część
wojska cofnięto z Galicyi! „Gdyby w dniach na-
szych—pisze w r. 1868 Sala—rząd miał tyle dowo-
dów w ręku, czyż wahałby się ogłosić natychmiast
stan oblężenia i zdusić zbrodnicze zamiary w za-
rodku? Jak się to stało, że tak naturalne, same
przez się nasuwające się środki nie zostały wów-
czas zastosowane — to prawdziwa zagadka!"
W Galicyi stało wówczas 30.000 wojska, które
przez powołanie urlopników łatwo do siły 40.000
46
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
wzmocnione być mogło; nie trudno więc było
obsadzić główne centra ruchu. I tego wszakże
jakby umyślnie nie zrobiono, wrzekomo, ażeby
nie pomnażać ludności w okręgach dotkniętych
wylewami i nieurodzajem! Jednak siły wojskowe
i tak były znaczne.
Siły zbrojne w zachodnich cyrkułach przed-
stawiały się w sposób następujący:
Bochnia: 2 bataliony piesze p. Nugent,
tegoż pułku 1 batalion obrony krajowej, cztery
szwadrony szwoleżerów, pół bateryi artyleryi
w sile 1155 pieszych i 656 kawaleryi.
Jasło: Dwa bataliony obrony krajowej
pułków Kaudelka i Mazzucheli w sile 600 ludzi.
Rzeszów: Batalion pieszy p. Kaudelka,
sześć szwadronów kirasyerów arcyks. Franciszka,
jeden szwadron szwoleżerów w ogólnej sile 540
ludzi piechoty i 968 kawaleryi.
Sącz: Batalion pieszego pułku Hohenegg,
wzmocniony powołanymi urlopnikami do siły
620 piechoty.
Tarnów: Batalion pieszy pułku Haynau,
takiż batalion obrony krajowej i pół czwarta
szwadronu szwoleżerów, razem 1080 piechoty
i 574 kawaleryi.
Razem więc w tych pięciu powiatach: 3995
piechoty, 2198 kawaleryi.
Cyfry te podane są już po odtrąceniu wojsk,
które następnie Colin poprowadził pod Kraków,
Krwawy
Rok.
5
5
a które składały się z 1100 piechoty, 230 ka-
waleryi i trzech dział.
Tak więc przeciw garstce powstańców było
6193 należycie uzbrojonego żołnierza, zaopatrzo-
nego w zapas amnnicyi, nie licząc jeszcze roz-
rzuconych po całym obszarze zachodniej Galicyi
posterunków straży finansowej.
Rząd mógł wiec w razie wybuchu
stłumić
wojskiem 'powstanie; ale nie myślał o tem i po-
stanowił odrazu użyć chłopów. Dowodem tego
także fakt, że w najkrytyczniejszej chwili ogo-
łacano Galicyę z wojska.
Już w listopadzie i grudniu poleciło Guber-
nium cyrkułom zaprowadzenie wart chłopskich,
za przyzwoitem wynagrodzeniem. Stosownie do
tego rozporządzenia rozesłali starostowie po dwa-
kroć cyrkularze wprost do wójtów z pominięciem
dominiów. Jeden z takich cyrkularzy, pisany
po polsku, a będący prawdziwym aktem oskar-
żenia przeciw biurokracyi austryackiej, otrzyma-
liśmy dzięki p. W . Ł . w oryginale. Pismo to
wystosowane było do p. Józefa Stelmacha, wójta
z Lisiej Góry, a brzmienie jego następujące:
„Od dłuższego czasu — jak świadczą o tem
liczne doniesienia — ludzie źle myślący pracują
nad obaleniem istniejącego porządku i ojcowskich
rządów Najjaśniejszego Pana. Ludzie ci posta-
nowili obałamucać lud wiejski przyrzekając mu
ulgi, których ani chcą, ani myślą, ani nie mają
48
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
prawa uczynić. Wiedząc zaś, że ludność wiejska,,
zawdzięczająca dzisiejsze swoje położenie wyłą-
cznie Najjaśniejszemu Panu i jego rządowi,
który z ^ boleścią patrzy
na częste i wielkie
nadużycia ze strony dworu wobec poddanych—
nie łatwo uwierzy podstępnym i przeniewierczym
icli obietnicom, postanowili w razie potrzeby
zmusić gwałtem tez ludność wiejską do brania
udziału w zbrodniczych ich knowaniach. Ze
śledztw przeprowadzonych z aresztowanymi re-
beliantami wynika, że gotowi oni byli nawet
przez użycie groźby morderstwa i podpalenia
zmuszać poddaryęh do buntu przeciw Najjaś-
niejszemu Monarsze, i mieli tak twarde serca,
ze chcieli ten lud zwrócić przeciw c. k . armii,
ID której służą synowie i bracia tego ludu}
Zbrodnicze to działanie zmusza rząd cyrkularny
do zarządzenia nadzwyczajnych środków ostro-
żności w porozumieniu z gminami, o których
wierności dla Monarchy i rządu jest przekonany.
W tym celu należy dokładnie pouczyć włościan
o zamiarach ludzi źle myślących i sposobie,
w jaki działać zamyślają. Dalej należy mieć
baczne oko na wichrzycieli, ustanowić ku temu
celowi warty w dzień pojedyncze, w nocy po-
dwójne, przeszkadzać zebraniom się spiskowych,
które odbywają się najczęściej we dworach,
w kancelaryach dommikalnych, iv plebaniach
lub u urzędników i sług dworsliich.
Krwawy Eok,
49
„Na te tedy osoby w każdej gminie należy
nieustannie dawać pozór i o każdem podejrzanem
ich zachowaniu się natychmiast do tutejszego
urzędu donosić, zapewniwszy się poprzednio co
do ich osób.
„Gdyby jednak zanosiło się bezpośrednio na za-
wichrzenie, lub zwłoka z jakiegokolwiek powodu
była szkodliwą, mogą gminy bez obawy ponoszenia
jakiejkolwiek; odpowiedzialności, każdego podej-
rzanego chwytać i związanego do urzędu cyrku-
larnego dostawiać, za co otrzymają przyzwoitą
nagrodę. Należy także zważać na zachowanie
się mandataryuszów przy sesyach wójtów, tudzież
na treść nauk, jakie księża w niedzielę i święta
z ambon udzielają i o treści takowych donosić.
„Ponieważ zachodzi uzasadniona obawa, że
źle myślący, uzbrojeni, gwałtów dopuścić się
mogą, przeto zaleca się gminom w ich własnym
interesie,
ażeby dostateczną ilość
mężczyzn
uzbroiły odpowiednio i przygotowały do obrony .
Gdyby który z przełożonych gmin chciał otrzy-
mać stosowne objaśnienia, może się o każdej po-
rze zgłosić do urzędu cyrkularnego.
Polecając
gminom, aby pilnie czuwały nad bezpieczeństwem
wlasnem i rządu, dodaję, że rząd potrafi ze swej
strony dobrze wynagrodzić takie zasługi około
utrzymania porządku i bezpieczeństwa.
Tarnów 3. grudnia 1845.
Breinl.
4
66
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Jeden tylko starosta żółkiewski Ignacy Mar-
ty 11 o w i c z nie zastosował się do rozporządze-
nia Gubernium. Oświadczył, że środek taki uważa
za niemoralny, tem bardziej, że w danym razie
ma dosyć siły na powstrzymanie rozruchów.
Od grudnia 1845 urzędnicy tarnowscy nieu-
stannie jeździli po wsiach, konferowali z chło-
pami, natomiast zaś wójtowie i wybitniejsi „ple-
nipotenci" chłopów zbierali się często w Tarno-
wie i już to donosili o podejrzanych ruchach
inteligencyi już też zasięgali rady pana starosty.
Oprócz tego rozesłano po gminach urlopników,
z dokładną instrukcyą, jak mają podburzać lud,
a akcyę tę gorliwie popierali żydzi, przejęci nie-
nawiścią do szlachty i duchowieństwa z powodu
szerzenia się Towarzystw wstrzemięźliwości.
Wiernym sojusznikiem Breinla był niejaki Izaak
Luxenberg, propinator tarnowski, który do dyspo-
zycyi starosty oddał wyśmienicie urządzoną ży-
dowską pocztę szpiegowską. On to postarał się
również o zaangażowanie kahałów do pomocy
rządowi i chłopom przeciw szlachcie. Każda
karczma była urzędem policyjnym, każdy żyd
szpiegiem, przed którym nic się nie ukryło. Ży-
dzi, nrlopnicy i kryminaliści, którym rozmyślnie
ujść pozwolono, opowiadali chłopom o zbrodniach,
jakich się panowie w obec włościan dopuszczają,
oskarżali księży, że w interesie dziedziców zata-
ili pismo cesarskie o zniesieniu pańszczyzny,
Krwawy
Rok.
67
że chcą truć ludzi przy ceremoniach kościelnych,
że cesarz zniósł dziesięcioro bożych przekazań
etc. To też gdzie się tylko pojawili urlopnicy,
poczęły się odbywać tajemne narady i chłopi po-
częli pić na „umor".
W ten sposób usiłowała biurokracya zastą-
pić hierarchię szlachty i duchowieństwa nowym
rządem, złożonym z żydów, urlopników i krymi-
nalistów.
W miejsce boskiego słowa i świętych sakra-
mentów zapewniono wpływ wódce i krwawemu
zaślepieniu. Doprowadzono też lud do takiego
rozbestwienia, że rabował kościoły, szaty i sprzęty
poświęcane sprzedawał żydom, a hostyę świętą,
dla okazania wzgardy, wyrzucał na gnój!
Jak się Breinl obchodził z kapłanami, dowo-
dem tego prześladowanie jednego z najzacniej-
szych i najgorliwszych kapłanów-obywateli, śp.
księdza Ser watów s kiego, profesora teologii
w seminaryum tarnowskiem. Z powodu mowy,
wygłoszonej przez tego kapłana w czasie żało-
bnego nabożeństwa za duszę ś. p . księcia Eusta-
chego Sanguszki, żołnierza Kościuszkowskiego,
Breinl zawołał go do siebie i przemowę zaczął
od słów: Bu niedertrachtiger Pfaffe! Kiedy
znów później w czasie rzezi pełnił obowiązki
kapłana i groził chłopom karą Bożą — został
uwięziony pod zarzutem,
„że mieszczan i chło-
pów przeciw rządowi burzył i publicznie w mie-
5*
52
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
ście środki rządu na stłumienie rewolucyi wobec
chłopów ganił".
Gdy po dziewięciotygodniowem
srogiem śledczem więzieniu sędzia ten zarzut mu
powtórzył, odrzekł mu z godnością kapłan: „Nie
wiedziałem, że rząd takich środków używał —
ale jako kapłan muszę je potępić".
Zatrzymany następnie trzy miesiące pod klu-
czem, utracił profesurą mimo protestu biskupa
i przeniesiony został do Lincu jako wikaryusz.
Do kraju wrócił dopiero w roku 1848 i osiadł
w Krakowie, gdzie akademia umiejętności zamia-
nowała go swym członkiem. Umarł w r. 1891.
Głównym wodzem chłopskiej czerni, był Ja-
kób Szela, którego nazwisko na zawsze otacza
przekleństwo narodu.
Jakób Szela urodził się we wsi Smarzowej,
własności Boguszów, niedaleko Pilzna. Od wcze-
snej młodości przesiąkł nienawiścią do „ciara-
chów" i „szargów" i śmiało wśród chłopów odzy-
wał się, że trzeba z nimi zrobić koniec, gdyż
inaczej pańszczyzna nie będzie nigdy zniesioną.
To zyskało mu nietylko w gminie, ale w całej
parafii siedliskiej wpływ prawie nieorganiczony.
Wyszedłszy z wojska, wybrany został „ple-
nipotentem" kilkudziesięciu gmin do prowadze-
nia z dworami procesów, które dzięki akcyi
rządu mnożyły się niesłychanie.
Szczególną nienawiść czuł do Boguszów, któ-
rych też następnie cały ród wygładził.
Krwawy Eok.
53
Nie umiał on ani czytać, ani pisać, ale miał
tak olbrzymią pamięć, że po dwudziestu latach
o każdym szczególe wiedział.
Pisma sądowe dyktował pisarzowi z Brzostka,
•Takóbowi Winiarskiemu, później funkcye sekre-
tarza przy nim pełnił syn jego Stach, urlopnik
od piechoty.
Skutkiem ciągłych procesów zetknął się
z Breinlem, który w lot go przejrzał i zaprzy-
jaźnił się z nim, jako z pokrewnym duchem.
Szela bywał często u Breinla, zwłaszcza
w styczniu i lutym 1846 roku. W dniu 16. lu-
tego przybył do Smarzawy landsdragon i wezwał
Szelę do cyrkułu. Tu odbyła się ostateczna kon-
ferencya, na której, jak sam Szela chwalił się
przed nieszczęśliwą Boguszową, powiedział mu
Breinl: „ Ty jesteś człowiekiem, na którego rząd
rachuje.
Daje
ci pełnomocnictwo
zrobienia
w swej okolicy wszystkiego, co ci się podobać
będzie. Zważ tylko, czem jesteś! Arcyksiąże jest
pierwszym, a ty drugim w Galicyi. Masz, mó-
wię ci, zupełną władzę. W ciągu dwudziestu-
czterech godzin możesz zabijać, mordować i ra-
bować szlachtę. Cały zysk z grabieży należy do
ciebie. Łamiąc ręce i nogi szlachcie, masz zwią-
zanych odstawić do cyrkułu, gdzie ci zapłacą za
każdego trupa 10 zł., za rannego 5 złr., a za
zdrowego 2 zł."
64
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Trudno prawie przypuścić, że tak potworne
słowa mogły wyiść z ust urzędnika: ale wido-
cznie nie kłamał Szela, skoro słowa te ogłoszone
zostały w r. 1848, a ze sfer rządowych nie
ośmielono im się zaprzeczyć. Jak Breinl miał
swego Izaaka Luksenberga, tak Szela miał gor-
liwego ajenta w Lewku Sternie, arendarzu sma-
rzawskim. Gdy powrócił od Breinla, rozkazał,
ażeby w całej okolicy co dziesiąty właściciel wy-
stawił przed chatą pustą beczkę, która miała
służyć do alarmowania; sam nie brał udziału
w mordach, ale wszystkiem kierował. Otaczał go
sztab, jakby jenerała. Gdy przemawiał do czerni
w imieniu Boga i cesarza, miał zawsze w ręku
jakieś papiery. Zasadą jego taktyki było to, że
zawsze do mordowania szlachty używał chłopów
z obcych wsi, snać bał się, aby się w niektó-
rych nie budziło uczucie litości.
Fakt to bardzo ważny, gdyż zadaje kłam
twierdzeniom kreatur rządowych,
umieszczanym
w pismach i broszurach, jakoby główną po-
budką ruchu było „pragnienie zemsty uciska-
nego ludu".
Gdyby tak było istotnie, to mordo-
wanoby przedewszystkiem własnych dziedziców,
a nie szukanoby ofiar w dalszych wsiach. Szela
brał z rabunku dziesięcinę, a łupem dzielił się
z Breinlem, który z Tarnowa wywiózł 100.000
zł. Po rzezi, miał Szela przy sobie około 15.000
Krwawy Rok.
55
zł. i chwalił się, że je zarobił na handlu „świnia-
mi", tj. „ciarachami!"
W chwili wybuchu rzezi miał Szela lat pięć-
dziesiąt, urodził się bowiem w r. 1796.
Był to chłop dosyć wysoki, średniej tuszy
w białą płótniankę zwykle odziany, rysów twa-
rzy nie miał wcale odrażających, oblicze jego
było raczej poważne, a równocześnie przebiegłe.
Był on kilkakrotnie karany za kradzież, a gdy
mu ojciec nie chciał dać gospodarstwa na wła-
sność — podpalił chatę i uciekł. Ożenił się w r.
1830, a w trzy lata później pobił tak ciężko
żonę, że wkrótce umarła. Za to znów dostał
się do więzienia, gdzie przesiedział trzy lata. Na
krótko przed rabacyą siedział znów w kryminale
za nieludzkie i zwierzęce obejście się z 10 letnią
dziewczyną, a wolność swą zawdzięczał widocznie
temu, że go Breinl potrzebował.
Była to natura niezwykle harda i stanowcza,
czem imponował chłopom. Rządził nimi samowła-
dnie przez dwa prawie miesiące, a chłopi uzna-
wali w nim plenipotenta rządu, jak się sam chę-
tnie nazywał. Chłopstwem dowodził po wojsko-
wemu, każdą niesforność i uchybienie karał zaraz
surowo; podróżującym, którzy mu się okupili, lub
których chciał oszczędzić, wydawał karty bez-
pieczeństwa, które chłopstwo wszędzie nadzwy-
czaj szanowało. Strzelbicki, justycyaryusz i man-
dataryusz kameralny w Brzostku, w raporcie
56
K. Ostaszewski-Barański.
swym do Gubernium pisze, że widział dwie takie
kartki wydane przez Szelę Jakóbowi Hiczkiewi-
c.zowi z Brzostka i żonie ekonoma ze Smarzawy
Ulubionym jego frazesem było: „Znam tylko Pana
Boga w niebie, cesarza we Wiedniu i siebie na
ziemi"...
_
Ażeby skończyć tę sylwetkę, powiemy słów
kilka o jego dalszem życiu. Po rzezi, chłopi opa-
miętawszy się, (zwłaszcza, że jego obietnica co
do zniesienia pańszczyzny i podziału gruntów
pańskich nie spełniła się) poczuli ku niemu taką
nienawiść, że Szela dla bezpieczeństwa własnego
musiał się przenieść do Tarnowa.
—
Tu—
pisze Tessarczyk - honorowo był od starosty
Bremla i władz uważany i traktowany, miał wy-
godne mieszkanie wśród miasta, przechadzał się
publicznie, wolny, tylko dla obserwacyi miał do-
danego policyanta, aby go lud miejski nie znie-
ważał, a gdy się to często i tak trafiało, karano
tych, co go lżyli. Widok jego i jego bezkarno-
ści jest dla wszystkich oburzającym, a okropny
dla tych wdów i sierót, które okrył żałobą i po-
zbawił utrzymania. Jest nawet tak bezczelny iż
za spotkaniem znajomych tych ofiar, spogląda na
me szyderczo, zaczepia i rady dawać się im
ośmiela. Natomiast urzędnicy cywilni i wojskowi
wyzszych rang uprzejmie go witają i częstują.
Niemki obsypują g0 prezentami, pamiątkami
Krwawy Bok.
57
i przysmakami. Wszelkie skargi na niego wnie-
sione nic nie osięgają..."
Buta jego była tak wielką, że gdy wicegu-
bernator hr. Leopold Lazansky przybył na ko-
misyę do Tarnowa i wezwał go do siebie, Szela
oświadczył, że się stawić nie myśli. Ta krnąbrność
me przeszkodziła jednak szlachetnemu hrabiemu
bratać się następnie z Szelą, traktować go cy-
garami i spacerować z nim po ulicach Tarnowa
Czcigodnego biskupa Woytarowicza zmusił La-
zansky do tego, że nikczemnego zbója zaprosił
na obiad. Na skargi wnoszone przeciwko Szeli
zwykł był odpowiadać Lazansky „iż to jest nie-
pospolity i zasłużony krajowi człowiek, który
jako zbrodniarz nie może być karany".
Cóż dziwnego, że w obec takiego sądu wy-
sokich figur, rząd Metterniclia skłonił cesarza
Ferdynanda, że reskryptem z dnia 5. sierpnia 1847,
nadał Szeli honorowy medal zasługi!...
Wynagrodzono go jednak i namacalnie), dając
mu obszerne włości we wsi Glid (Lichtenberg)
w dobrach kameralnych Solka, na Bukowinie-
przeniesiono go tam, bo ten wódz ludu nie był
powien życia między Mazurami.
Koloniści niemieccy z obrzydzeniem patrzyli
na niego i raz po raz protestowali przeciw temu '
aby wśród nich, łudzi poczciwych i zacnych,
osadzie „mordercę i rozbójnika".
32
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
W r. 1848 obraził się Szela na rząd, że go
nie kazał wybrać posłem na sejm rakuski —
i napisał skargę do cesarza! Gdy Stadion obje-
żdżał Bukowinę, koloniści zanieśli setki skarg
na butnego chłopa i prosili, ażeby rząd „zdjął
z nich tę hańbę", stawił się i Szela butnie i
dumnie, oskarżał Niemców, że go nie szanują
i żądał ich ukarania. Równocześnie domagał się,
aby go za jego wielkie zasługi lepiej wynagro-
dzono.
Oburzony tem Stadion rzekł: „Za to, coś
uczynił, już ci zapłacili — resztę zapłaci ci
Bóg sprawiedliwy"...
Istotnie ta reszta miała być straszną.
Wyrzuty sumienia, krwawe widma wyprowa-
dzały go z równowagi. Szela rozpił się — a gdy
był trzeźwiejszy, błąka
1
się po górach i lasach.
Tak przeżył lat kilka. Kula wysłana nieznaną ręką,
trafiwszy go w czoło, położyła kres jego krwa-
wemu życiu.
Tak wygląda główny herszt rzezi.
Obok niego głównymi naczelnikami — -
acz
z mniejszem powodzeniem byli: Koryga w Bo-
cheńskiem, Janocha w Sandeckiem,
Bokola
w Samborskiem. Wszyscy oni działali w poro-
zumieniu z Szelą, Breinlem i Berndtem, których
dzielnie sukursował komisarz Chomiński. Obok
tych wodzów byli poddowódzcy i starsi; przyto-
czymy ich nazwiska, o ile z akt sądowych wy-
Krwawy
Rok.
55
ciągnąć się dały. Do najczynniejszych należeli
urlopnicy pułku piechoty br. Koudelki: Matysik,
Wójcik i Kruszkiewicz, który to ostatni był
adjutantem i jednym z sekretarzów Szeli—dalej
Tomasz Wojnarowicz, były policyant, Stach Szela,
syn Jakóba, urlopnicy pułku br. Haynaua: Stefan
Gąsior, Tomasz Ryba, Kasper Zaucha, Kasper
Guziec, Paweł Znba, dalej zaś chłopi Szymon
Siwiński, Paweł Szczepanik, Wojciech Wielgus,
Tomasz Niens, Mikołaj Polański, Autoni Ziemba,
Bartłomiej Leśniak, Szymon Kogut, Jan Ostro-
wski, Tomasz Jardys, dwaj bracia Rachmacieje,
Paweł Hisiarczyk, Kazimierz Zurczan, Marcin
Szczurek, Bartłomiej Warcała, Kasper Gruda,
Paweł Ozimek. Rzecz prosta, że nazwiska te
nie wyczerpują ani jednej setnej części tej fa-
langi morderców, ale ci należeli do najczynniej-
szych, a zbrodnie ich świadectwami zostały
skonstatowane.
Urlopnicy w ogóle odgrywali wielką rolę
w całej tej sprawie; autor w wrogim nam du-
chu pisanej książki p. t .
„Das Polen-Attentat
im Jahre 1846," oficer armii zacliodnio-galicyjskiej
twierdzi, że rzeź wywołali urlopnicy, którzy
w wojsku nabywali wykształcenia i nie chcieli
pozwolić panom na dalsze ich maltretowanie.
Dalej zaś, na stronie 74 pisze: „Urlopnicy to
i wysłużeni żołnierze byli, którzy bandy chłopskie
{Schwarme des Landyolkes) organizowali woj-
33
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
skowo, dowodzili niemi i kierowali w wymierza-
niu sumarycznej sprawiedliwości (summarische
Justiz")... Oni to byli, którzy Polakom zgoto-
wali krwawą — ale jak się spodziewamy, nie-
daremną przestrogę'!..
Szkoda, że waleczny oficer - autor nie dodał,,
kto to tych urlopników tak „patryotycznie"
usposabiał!
Tak przygotowywano ze strony rządu, a ra-
czej biurokracyi krwawe zapusty! Tymczasem
związkowi dowiedziawszy się o aresztowaniach
w Poznańskiem, postanowili przyspieszyć wybuch
powstania, którego termin oznaczono na 21 lutego.
W dniu tym mieli spiskowi, pozyskawszy lud dla
swych zamiarów uderzyć na cyrkularne miasta—
we Lwowie zaś, korzystając z balu u arcyksięcia
uwięzić wszystkich cywilnych i wojskowych dygni-
tarzy. Od tej chwili powstanie przestało być
tajemnicą: poczęto o niem mówić głośno, tak
że rząd chcąc niechcąc o wszystkiem wiedział
—
ale nie przedsiębrał żadnych kroków, bo liczył
na plan Breinla, zabicia powstania chłopami.
Arcyksiążę w pierwszej chwili nie chciał się na to
zgodzić i dopiero po kilku konferencyach, w któ-
rych brali udział Krieg, Sacher-Masoch, Emmin-
ger, Milbacher, Kraus i Wittmann, zapadła
ostateczna decyzja, zwłaszcza gdy arcyksięciu
wytłómaczono, że chodzi tu tylko o „bierny"
opór chłopstwa i do powołania go pod broń, aby
Krwawy
Rok.
5
5
utrzymać spokój i bezpieczeństwo. Owocem tych
narad był raport wysłany przez arcyksięcia
Ferdynanda do Wiednia, w dniu 30 stycznia 1846,
w którym czytamy: „Krajjest wzburzony i zdaje
sie przygotowano wybuch powstania.
Umysły są
zaniepokojone. Rząd jednak może być zupełnie
spokojny — ja pomocy żadnej nie potrzebują,
wszystkie bowiem środki są zarządzone,
ażeby
ewentualne powstanie zgnieść bez kompromito-
wania wojska."
Tak pisał i myślał arcyksiążę w styczniu
1846, jednakże bezpośrednio potem nadeszły
wypadki, które otworzyły mu nieco oczy. Eaport
starosty jasielskiego a następnie rzeszowskiego,
raporty komenderujących jenerałów wskazywały
jasno, że opór chłopski nie pozostanie biernym,
ale przemienić się może w rzeź. Arcyksiążę za-
czął na seryo myśleć o stłumieniu powstania
natychmiast, użyciem siły zbrojnej, ale tu spa-
raliżowała działalność jego biurokracya a prze-
dewszystkiem Breinl, który milczał dopóty,
dopóki nie przygotował rzezi, i robił wszystko co
mógł aby jej nie przeszkodzić.
Dopiero w dniu 11 lutego wystosował do
Gubernium raport doi. 173, w którym zapytuje,
czy nie należałoby może aresztować Franciszka
hr. Wiesiołowskiego, co położyłoby tamę powsta-
niu. Tymczasem arcyksiążę, za poradą Kriega
już reskryptem z dnia 10. lutego 1. 404 upo-
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
ważnił Breinla do aresztowania Wiesiołowskiego
i innych związkowych, znanych mu. Ten reskrypt,
jak protokół świadczy, doręczony został Breinlowi
przez kuryera w dniu 11. lutego. Cóż on robi?
czy aresztuje Wiesiołowskiego? Bynajmniej; ma-
jąc rozkaz aresztowania, o który sam upraszał,
czeka spokojnie na załatwienie swego raportu
z dnia 11. lutego.
Dopiero gdy arcyksiążę rozkazem z dnia 13.
lutego 1. 471 surowo zalecił aresztowanie Wie-
siołowskiego i wszystkich, którzy choćby tylko
podejrzani być mogą — wysłał Breinl — (jak
donosi o tem arcyksięciu w raporcie z 15. lu-
tego 1. 195) komisarza Walentyna Bartmańskiego
doWojsławia celem aresztowania Wiesiołowskiego.
Tymczasem było to zrobione tylko dla oka. Bart-
mański nie zastawszy Wiesiołowskiego w domu
powrócił do Tarnowa, gdzie niemal równocześnie
z nim zjawił się Wiesiołowski i najspokojniej
obradował ze spiskowymi w hotelu obok cyrkułu.
Było to dnia 17.
—
a Breinl wiedział od
rana o pobycie spiskowych; doniósł mu o tem
komisarz Brzeżany i domagał się rozkazu aresz-
towania. Ale Breinlowi, który już obstało wał
chłopów na 18. do rzezi—niechodziło o pochwy-
cenie spiskowych. Cała komedya rewizyjna była
wywołana tylko poto, aby przestraszyć spisko-
wych i skłonić ich do przyspieszenia wybuchu!
To też pisał on rozkaz aresztowania tak długo,
Krwawy Eok.
63
mówił o aresztowaniu zaś tak głośno, że prze-
strzeżony Wiesiołowski opuścił Tarnów i schronił
się do Gumnisk. Dalej go nie poszukiwano! To
zestawienie faktów jest najcięższym dowodem
zbrodniczych zamysłów Breinla — a nawet sekre-
tarz arcyksięcia Ferdynanda br. Sala tak się
dyplomatycznie wyraża: „cokolwiek by o tem
sądzić — to niewątpliwą jest rzeczą, że Breinl
oba razy wybrał do aresztowania Wiesiołowskiego
jakby umyślnie najmniej zdolnych ludzi. W ko-
łach urzędniczych nie było tajemnicą, że Bart-
mański — tęgi zresztą urzędnik — nie miał
talentu policyjnego wcale a Brzeżany był za
lekkomyślny"...
Nie tylko przez swoich szpiegów, nie tylko
przez rząd gubernialny, ale z Krakowa nawet
był Breinl powiadomiony o robotach spiskowców.
Baron Palmrode, rezydent austryacki w Krako-
wie pisał dnia 16. lutego 1846 o terminie
wybuchu powstania do Breinla domagając się
szybkiego aresztowania spiskowych w Tarnowie.
Dywizyoner tarnowski fmp. Csollitsch
pisał 12, 14, 17 lutego do Wiednia i Lwowa
o wzmocnienie garnizonu. W nocie z dnia
14 lutego pisze on:
„Partya demokratyczna nie jest już małą.
Opanowała ona całą Galicyę zachodnią i cieszy
się ogólną sympatyą. Ciągle odbywają się zebra-
nia spiskującej szlachty, która z nielicznymi wy-
'64
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
jątkami (które opuszczają kraj) staje do ruchu.
Aresztowania i zwiększenie garnizonów stają się
koniecznością."
Pisma te jednak starannie przed arcyksięciem
ukrywano. Dopiero gdy nadeszła wieść, że kata-
strofa się zbliża, gdy z drugiej strony doniesiono
arcyksięciu o podejrzanych ruchach chłopskich
w bocheńskim cyrkule — wydaje gubernium —
prosimy uważać na datę — 18 lutego—jakby
na ironię, następujący okólnik do starostw
w Tarnowie, Wadowicach, Jaśle, Sączu, Rzeszo-
wie i Sanoku:
„W
powiecie bocheńskim zdarzyło się, że
kilka gmin przerażonych wieściami o wrzekomo
szybko nastąpić mającem powstaniu szlachty, dla
własnego bezpieczeństwa i utrzymania porządku,
a więc w dobrym i pochwały godnym
zamiarze,
uzbroiło swych mieszkańców w kosy i siekiery,
pouczeni (!) jednak przez przybyłego komisarza
i uspokojeni widokiem wojskowej asystencyi,
powrócili spokojnie do domu. Z powodu jeduak
możliwych nadużyć muszą podobne wypadki być
powstrzymane. Polecisz pan przeto wszystkim
komisarzom i urzędnikom znającym język krajo-
wy, ażeby przy sposobności objazdów i czynności
urzędowych — gdzie tego położenie wymaga —
przez stosowne pouczenie wójtów i poważnych
gospodarzy, starali się wpłynąć na uspokojenie
włościan. (!!!) Urzędnicy ci mają pouczać, że
Krwawy Eok,
65
obecne zaniepokojenie wywołane zostało przez
kilku malkontentów, którzy za cel swój wzięli
zakłócić istniejący spokój i porządek, rozsiewać
kłamliwe wieści o bezpośrednim wybuchu powsta-
nia, ludność podburzać i straszyć, pobudzać ją
do gwałtów i stąd korzyść dla siebie wyciągnąć.
Rząd przedsięwziął silne środki, ażeby złemu za-
pobiedz, wielu podżegaczy już uwięziono i pro-
wadzi się z nimi śledztwo. Rząd uważa za swój
szczególniejszy
obowiązek, dobrze
myślących
obywateli wszystkich stanów, a szczególnie pod-
danych włościan przeciuj wszelkim ekscesom
przez szybkie, skuteczne użycie siły wojskowej
bronić. Ufając silnie w opiekę rządu, niech wło-
ścianie zostaną w domu i spokojnie oddają się
swej pracy, nie dając się bałamucić pogłoskom.
Gdyby jednak doszło coś do ich wiadomości o
knowaniach, to mają o tem donieść władzom cy-
wilnym, lub najbliższej władzy wojskowej. Gdy-
by jednak gdziekolwiek pojawiły się uzbrojone
oddziały chłopów, wyszle pan natychmiast urzęd-
nika, władającego językiem krajowym, z odpo-
wiednią, jednak nie zbyt wielką asystencyą woj-
skową, z poleceniem, aby przez pouczenie i u-
pomnienie skłonił chłopów do rozbrojenia się i
spokoju..."
Ten okólnik to prawdziwy Meisterstiiclc ob-
łudy i przewrotności biurokracyi. Rzecz prosta,
wydano go tylko dla tego, ażeby przejętej
5
66
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
zgrozą Europie wykazać, że rząd nie był zu-
pełnie winny, a wydano go umyślnie dopiero
w dniu 18. lutego, ażeby nie zbałamucić urzęd-
ników.
Jak się do tego zastosowali starostowie i
podwładni urzędnicy, jak rząd wkraczał wszędzie
„silnie i energicznie", aby zapobiedz ekscesom,
dowiodła cała katastrofa.
Równocześnie tego samego dnia, ogłoszone
zostało obwieszczenie podpisane przez arcyksię-
cia tej treści:
OBWIESZCZENIE.
Od niejakiego czasu emisaryusze, czyli wy-
słańcy za granicą przebywających stowarzyszeń,
których celem jest, prawy porządek Galicyi zbu-
rzyć i mieszkańców tutejszych do nieposłuszeń-
stwa przeciw istniejącym władzom podniecać, nie
mniej inni burzyciele ogólnego spokoju, niedo-
świadczonych i łatwowiernych do swych zamy-
słów uzyskać chcieli, rozszerzając postrach przy-
szłego niepokoju, oraz grożąc, że ogólne powstanie
wkrótce wybuchnie i w całym kraju się rozszerzy.
Kiedy ci burzyciele swobody podług różnicy
okoliczności i osób: przywrócenie dawnej Polski,
zniweczenie teraz istniejącej różnicy stanów i
równy podział majątków, za pośrednictwem so-
cyalnego wstrząśnienia, mianowicie zaś włościa-
Krwawy Rok.
67
nom uwolnienie od powinności pańszczyźnianych
i innych danin ewentualnych nie mniej uchylenie
podatków, jako cel mniemanego powstania ogła-
szają, a gdzie te środki niedostatecznymi być się
okazują, lękliwe umysły groźbą krwawej zemsty
zatrważają, prawdziwa ich dążność ku zburzeniu
istniejącego na podstawie religii i prawa trwale
uzasadnionego porządku towarzyskiego jest zwró-
coną. Ci wichrzyciele prawdziwej swobody, wy-
zuwszy się z wszelkiego uczucia cnoty, błąkając
się bez majątku i wpływu w obec towarzystwa
ludzkiego, tego stanu rzeczy z niecierpliwością
wyglądają, albowiem przy zburzeniu prawnego
porządku nic do stracenia nie mają, przeciwnie
zaś na wypadek uwieńczenia ich zbrodniczych
zamysłów nadzieję uzyskania materyalnych ko-
rzyści sobie rokują".
(Tu zapewniwszy, że Rząd ma siłę i energię,
zagroziwszy uczestnikom karą śmierci, od której
nie należy się spodziewać ułaskawienia, tak koń-
czy manifest:)
„Każdy ze stosunkami miejscowymi obznajo-
miony przyzna, że rząd istniejący ma dostateczną
siłę i niezmuszone przedsięwzięcie, zbrodnicze i
zuchwałe zabiegi źle myślących zniweczyć a wier-
nych poddanych Najjaśniejszego Pana od nikczem-
nych i wściekłych zamachów ochronić. Niechże
nikt tem przekonaniem wsparty niewczesnej oba-
wie się nie poddaje, przeciwnie niech ściśle
5*
68
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
prawnem postępowaniem opieki rządowej godnym
się stanie.
We Lwowie 18. lutego 1846.
Ferdynand
Arcyks. Aust. - Esteński, cywilny
i wojenny Jeneralny Gubernator.
Wszystko to było obliczone przez biurokracyę
na przyszłość — dla usprawiedliwienia się w obec
Europy. Tymczasem nadeszła katastrofa...
IV. Katastrofa.
(Przyspieszenie terminu wybuchu — aresztowania we
Lwowie — nowa zmiana terminu — wybuch po-
wstania — pierwsza walka — Lisia góra— Tarnów
w dniach krwawych — ogólne uwagi).
Praca nasza przybrałaby zbyt wielkie roz-
miary, gdybyśmy chcieli szegółowo przedstawić
przebieg rewolucyi lutowej: w opowiadaniu na-
szem przytoczymy tylko to, co koniecznie jest
potrzebnem, ażeby obraz zyskał tło należyte.
Na naradzie spiskowych we Lwowie, w sty-
czniu 1846 odbytej w obecności Fr. hr. Wie-
siołowskiego oznaczono jako termin wybuchu
dzień 22. lub 24. lutego, stosownie do tego,
w którym z tych dni odbędzie się wielki bal
u arcyksięcia gubernatora. Spiskowi postanowili
bowiem skorzystać z tego balu i równocześnie
uwięzić wszystkich zgromadzonych dygnitarzy
cywilnych i wojskowych. Plan ten — jak zo-
baczymy później, nie udał się, gdyż skutkiem
żałoby dworskiej odwołano wszystkie zabawy.
W kilka dni później odbyła się narada
w Krakowie, na której prócz Wiesiołowskiego
znajdowali się Mierosławski, Tyszowski, Gorz-
kowski, Skarżyński i Leon Czechowski. Miero-
sławski przedstawił opracowany przez siebie plan
38
Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
powstania, który otrzymał zatwierdzenie centra-
lizaeyi paryskiej. Rządy miał objąć komitet
z pięciu z władzą dyktatorską, Polskę'podzielono
całą na pięć wielkorządztw, głównych sił na razie
miała dostarczyć Galicya. W Galicyi powstanie
miało wybuchnąć równocześnie na całym obsza-
rze; szlachta miała stanąć na czele chłopów
i rozbroić pomniejsze komendy. Ogniskiem dzia-
łania w Galicyi wschodniej miał być Lwów,
w Galicyi zachodniej Tarnów, poczem połączo-
nemi siłami miano obsadzić Kraków. Wielko-
rządcą Galicyi mianowany został — wbrew swej
woli — Franciszek hr. Wiesiołowski.
Tymczasem policya poznańska wpadła na
trop spisku i rozpoczęła aresztować podejrzanych.
Rezultatami swych zdoby zy podzieliła się na-
tychmiast z dyrekcyą policyi austryackiej we
Lwowie, która w nocy z 12. na 13. lutego 1846
aresztowała trzydziestu siedmiu spiskowych we
Lwowie a między tymi naczelników jak Maryana
Sroczyńskiego, Juliana Gutowskiego, Antoniego
Krzyżanowskiego i w. i . Wiadomość o tych
aresztowaniach, tudzież zachowanie się Breinla
skłoniło Leona Czechowskiego, mianowanego przez
Mierosławskiego naczelnikiem obwodu tarnow-
skiego do przyspieszenia terminu wybuchu. Atak
na Tarnów miał nastąpić w nocy z 18. na 19. lutego
z dwóch stron: od cmętarza pod wodzą Czecho-
wskiego i od Tarnowca pod wodzą Józefa Eisenba-
Krwawy Rok.
5
5
cha, byłego kapitana wojsk polskich. Walkę ropoz-
cząć mieli spiskowi w sameir mieście pod wodzą
Jana Machowicza. Na dzień przed wybuchem
zgłosili się do Breinla deputaci 70 gmin z do-
niesieniem, że panowie namawiają ich do po-
wstania. Breinl kazał im stawiać opór, siłę siłą
odeprzeć, buntowników wiązać i odstawiać do
starostwa i obdarzył ich kwotą 500 zł. (spra-
wozdanie Breinla z 31. marca 1. 851). Rzecz
prosta, że prócz tego dał im inne jeszcze in-
strukcye...
O przyspieszeniu terminu Wiesiołowski nic
nie wiedział: robił on też gorżkie wymówki Cze-
chowskiemu, ale ostatecznie do decyzyi tej za-
stosować się musiał. On i brat jego Michał w do-
brach swych w Woj sławiu i Goleszowie ogło-
sili włościanom zniesienie pańszczyzny i uzyskali
kilku parobków dla powstania. Wójt z Wojsła-
wia Tomasz Sarana przyprowadził osobiście
swego zięcia Marka Mazura do wyprawy i ze
łzami w oczach dziękował panom za zniesienie
pańszczyzny. Swoją drogą ten sam „patryotyczny
włościanin" w trzy dni potem poprowadził chło-
pów na rabunek dworu w Wojsławiu, a
„po-
wstaniec" Marek Mazur — w Lisiejgórze, jako
chłop ubrany w płóciennicę uszedł jakoś uwagi
otaczających nas chłopów, a złączywszy się pó-
źniej z nimi — pisze Wiesiołowski — liulał so-
bie wraz z rozmaitemi bandami rabującemi po
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
okolicy. Gdy w kilkanaście dni potem powrócił
do domu, ganił mocno ludzi wojsławskich, że tak
lekko rabunek odbyli...
Noc z ośmnastego na dziewiętnastego lutego
była wprost okropną; szalała burza z zamiecią,
tworząc olbrzymie zaspy śnieżne, tamujące ko-
munikacyę. Bracia Wiesiołowscy z Gumińskim i
Kłobukowskim, na czele oddziału z 40 ludzi,
wyruszyli wozami ku Tarnowowi. Jechali z tru-
dem przez Eudę, Radomyśl i Żarówkę; wszędzie
było spokojnie i cicho. Tak dowlekli się do Ja-
strzębki, wsi oddalonej o trzy mile od Tarnowa.
Tu popaśli w karczmie, gdzie zastali kilku ochot-
ników, między innymi Gromczewskiego, byłego
oficera. Temu i młodemu Wilhelmowi Romerowi
poruczyli dalsze prowadzenie konwoju, zaś Wie-
siołowscy obaj, Kłobukowski i Gnmiński pospie-
szyli naprzód, ażeby na czas stanąć w Tarnowie.
Z pierwszym brzaskiem jutrzenki minęli
wieś Lisią górę i dotarli do karczmy stojącej
przy gościńcu Tarnowskim.
Przed karczmą stała czerń chłopska.
„Z wrzaskiem i gwarem nie do opisania —
opowiada Wiesiołowski — wypadli ku nam i oto-
czyli nas w jednej chwili do koła. Było ich
może ze 200. Jedni pochwycili zakonie, drudzy
poczęli ściągać z bryczki. Chcieliśmy do nich
przemawiać, ale gwar był taki, że nie słyszeli-
śmy własnych słów. Nie wiedząc co począć od-
Iirwawy
Eok.
73
wiodłem kurki u dubeltówki, chcąc strzelić w tę
kupę, od czego wstrzymał mnie mój brat, jako-
też i ta myśl, że trudno było zaczynać powsta-
nie ludowe od mordowania ludu".
Tymczasem chłopi rzucili się na nich i wią-
zali w tył ręce. Nieszczęśliwy Kłobukowski chcąc
się bronić, dobył z zanadrza sztylet, lecz ten
wypadł mu z ręki i stanął sztorcem w śniegu.
Ściągnięty gwałtownie z kozła, padł na sterczące
żelazo i wskroś przebił się niem pod samem
sercem. Zaniesiono go do karczmy i na pól ży-
wego położono na stole.
Nie byli oni pierwsi.
Znajdowali się tam schwytani przez chłopstwo
i powiązani spiskowcy z Pilzna, którzy z Jó-
zefem Kapuścińskim na czele po zasztyletowaniu
pilzneńskiego burmistrza, gorliwego ajenta rzezi,
Kaspra Mark la — dążyli do Tarnowa.
Po chwili nadciągnął ów oddział pod wodzą
Gromczewskiego; gdyby wówczas wystąpili byli
energicznie i odbili uwięzionych, byłoby to może
zrobiło wrażenie na masach chłopskich. Ale
w niepojętem zaślepieniu, pod pozorem, że nie
godzi się strzelać do ludu, nietylko się nie
bronili, ale odrzucali broń od siebie. Wów-
czas chłopstwo rzuciło się na nich i powią-
zawszy, wtrąciło razem z poprzednimi do piwni-
cy — wśród urągań i bicia. Kilku chłopów
dopadło bryczki Wiesiołowskiego i popędziło do
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Tarnowa, celem sprowadzenia wojska. Jakoś po
chwili przybył szwadron szwoleżerów, pod ko-
mendą podpułkownika Ludwiga. Ten to hanie-
bnej sławy podpułkownik, zamiast rycersko za-
chować się wobec nieszczęśliwych więźniów, gło-
śno zachęcał chłopów, aby porządnie przetrzepali
więźniów i aby na przyszłość mordowali każdego,
kto nie po chłopsku ubrany. Do takich samych
potworów należał dywizyoner Csolitsch — a nie-
stety było i kilku oficerów o polskich nazwiskach,
którzy obojętnie patrzyli się na maltretowanie
więźniów.
Natomiast zapisać należy nazwiska dwóch
szlachetnych oficerów Niemców: byli nimi br.
Beri ich i 11 gen i Bierfeldner, którzy oso-
biście bronili nieszczęśliwych od razów rozbest-
wionego chłopstwa. Obok nich zanotować należy
nazwiska oficerów Lebowskiego, Chaima
i De G r a t i a Polignacz pułku szwoleżerów,
Offenliaima i Zeidela, oficerów piechoty,
tudzież podpułkownika Moltkego i majora
Eosnera.
Po słowach wyrzeczonych przez Ludwiga
rzuciło się chłopstwo na więźniów, katując ich
pałkami i cepami, następnie mocniej pokaleczo-
nych wsadzono na wozy, resztę ustawiono środ-
kiem drogi. Każdego wziął chłop z tyłu za po-
stronek, trzymając pałkę w drugiej ręce i po-
Iirwawy
Eok.
74
pędzając, ażeby dorównał kłusowi konno jadących
żołnierzy!
Po drodze naturalnie znów nie szczędzono
nieszczęśliwym razów: Wiesiołowskiemu rozbito
głowę, Gumiński ledwie się ruszał, Eomer był
cały we krwi. Ale w tej pierwszej chwili nie
rabowano jeszcze.
„Jak dalece chłopi — pisze
Wiesiołowski — byli jeszcze niewprawni w rzezi
i rabunku, dowodzi, że zegarek, 1600 zł. i 52
dukatów w złocie, które miałem przy sobie, zo-
stały nietknięte. Przekonany jestem, że gdyby
nie zachęcano ich do bicia, bylibyśmy zdrowo
wyszli i byłoby się skończyło na tych kilku, co
ich przy rozbrajaniu poszturchali."
Od tej jednak oliwili, chłopi pouczani przez
oficerów i urzędników, poczęli nietylko rabować,
ale i mordować, a to nietylko tych, którzy mo-
gli być posądzeni o zamiar powstania, ale wszyst-
kich bez wyjątku.
Epizod pod Lisią górą był epilogiem powsta-
nia w" Galicyi, a prologiem rzezi. Powstanie
zduszone zostało w samym zarodku, a rozpoczęła
się wyprawa Breinla na szlachtę i inteligencyę.
Kogo chciano ocalić, temu Breinl dawał kartę
bezpieczeństwa; takie karty posiadali między
innymi Franciszek Moszczeński z Wielopola
i Szczepan Leśniewski z Eyglic, który miał kre-
wnego adjutanta przy arcyksięciu. Byli i tacy,
których urzędownie przestrzeżono, i ci wyjechali
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
do miast, w ostatniej chwili zaś wybranym po-
syłano po dwóch żołnierzy uzbrojonych. Gdy
czerń nadciągała, żołnierze ci ukazywali się i
chłopstwo odchodziło w pokorze. Natomiast więk-
szość skazana była na zagładę. Kto z tych ska-
zanych schronił się do miasta, tego wyrzucano,
umyślnie, ażeby wpadł w ręce czerni, pod pozo-
rem, że obecność jego w mieście może się stać
przyczyną rozruchów. Zanim jednak opowiemy o
kilku najjaskrawszych wypadkach, przytoczymy
ogólne uwagi o rzezi, według zapisków H. Bogdań-
skiego:
„Najwymyślniejsze męki, powolne a okrutne,
były zadawane nieszczęśliwym. Tego łamano ce-
pami przez długie godziny, z tamtego zdzierano
żywcem skórę, pieczono go na wolnym ogniu, ła-
mano palce u rąk i nóg, przebijano widłami,
rębano siekierą, przerzynano piłą, wydłubywano
oczy i żyjącym jeszcze w miejsce oka wsadzano
zapaloną świecę, aby oświetliła ciemność nocy.
Zabitych później nie odwożono do Tarnowa, ale
rzucano psom i trzodzie do pożarcia. Matkom,
żonom, córkom, kazano trzymać mordowanych lub
przyświecać morderstwu. Która nie usłuchała, tę
czekały najrozmaitsze katusze, przed któremi
wzdryga się natura.
„Morderstwom towarzyszył wszędzie rabunek,
nacechowany istotnym wandalizmem ludzi ciem-
nych, bo popsuli wszystko, czego nie zabrali ze
Iirwawy Eok.
76
sobą i co zdawało im się mieć wartość, lecz nie
było im przydatne. Różne najkosztowniejsze
zbiory, biblioteki, nawet apteki dworskie, z któ-
rych ich rodziny korzystały, zniszczyli".
Sprzęty domowe, lustra, zegary tłukli cepami,
wybijali okna, zrywali posadzki, rozrzucali piece.
Zabrane wartościowe papiery publiczne, srebro,
złoto, klejnoty, ubiory odkupowali od nich za
bezcen żydzi i urzędnicy.
Sobie zostawiali konie, bydło i zboże i uwa-
żali to za wynagrodzenie, należące się im za
wierność cesarzowi.
Były nawet zdarzenia, że grunta dworskie
dzielili między siebie. Najpierw napadano z re-
guły na składy wódki.
Rozbestwiona czerń nie szanowała nic i ni-
kogo. Podobnie jak dwory, rabowano także ko-
ścioły, plebanie, szkoły, pod razami chłopów pa-
dał dziedzic, oficyalista, mandataryusz, ksiądz i
nauczyciel. W pierwszych dniach zwożono jeń-
ców i trupów do Tarnowa; scenę tę tak opisuje
Wiesiołowski:
„Tak zbliżyliśmy się do nieszczęsnego Tar-
nowa. Masa ludu, żydów, uliczników wyległa na-
przeciw nas. Sam mottocli i naj podlejsza częsc
ludności wybiegła na to widowisko. Była to droga
prawdziwie krzyżowa: plwano, ciskano błotem,
katowano nas jako rabusiów i złodziei.
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
„W ulicy zwanej Brama Pilzneńska, naprze-
ciw nas, w otwartem oknie z fajką na długim
cybuchu, rozsiadł się Luxenberg (osławiony
propinator tarnowski i pomocnik Breinla). Z try-
umfującą miną patrzał on z góry na nas.
„Zaprowadzono nas następnie na rynek i tu
przed ratuszem otoczeni wojskiem i chłopami
czekaliśmy godzinę, jedni na wozach, drudzy na
sankach, inni piechotą, a wszyscy mniej lub wię-
cej zbici, zbroczeni krwią, która się lała z wo-
zów po bruku wśród przekleństw, szkalowań
i krzyków rozjuszonej gawiedzi. Baron Berli-
chingen i porucznik Bierfeldner i tu bronili nie-
szczęśliwych od kolb i razów."
Tarnów przedstawiał przerażający widok:
co chwila przywożono rannych i trupy, które
rzucano przed urzędem cyrkularnym, po mieście
Włóczyli się chłopi i urlopnicy, odgrażając się
inteligencyi, która przerażona ukryła się w swych
domach. Eównocześnie żydzi prowadzili w naj-
lepsze handel złupionemi rzeczami. Kiedy pierw-
szy transport nieszczęśliwych przywieziono do
Tarnowa, zebrali się wyżsi urzędnicy cywilni
\ wojskowi, wyrażając swą radość i zachwyt.
Klepano po ramionach krwią niewinnych zbro-
czone chłopstwo, mówiąc „dobre — dobre".
Są niezbite świadectwa, że Breinl i Troja-
nowski doradzali chłopom, aby nie przywozili
Iirwawy Eok. 78
jeńców, ale trupów, takie rady dawali chłopom
także oficerowie Bauer *) i Maurer. Widziano
i to, że za trupy płacono w cyrkule dwa razy
tyle, ile za rannych, i dlatego chłopi w obliczu
urzędników i wojska dobijali rannych już w sa-
mym Tarnowie. Rannych poskładanych hurtem
w sali domu Kamienobrodzkiego nie pozwolono
wcale ratować. Dopiero później polecono prze-
nieść ich do szpitala wojskowego. Było to nowe
piekło i niejeden z rannych, ciągnięty za nogi,
bijąc głową o ziemię, kończył wśród okropnych
mąk na ulicy. Niejaka pani Hope, Niemka, roz-
wiązłego życia kobieta i poufała Breinla, rozda-
wała publicznie cwancygiery chłopom przybywa-
jącym z transportem.
Jakie było usposobienie tej hordy rządzącej
krajem, dowodem profesorowie Niemcy, którzy
bezpośrednio po wypadkach bijąc polskie dzieci,
wykrzykiwali: „To psie polskie buntownicze
plemie, które wytępić należy, dobrze
wierne
chłopy zrobiły, że wam ojców i braci pozabi-
jały i z wami tak samo się stanie."
Wszystkie prawie dobra po wymordowanych
obywatelach w Galicyi, fiskus obciążył tabularnie
na koszta wojenne bez wyrażenia nawet kwoty.
Fałszowano nawet weksle i obligi z podpisami po-
mordowanych, które żydzi z wszelkiem ułatwie-
*) Syn restauratora lwowskiego, b. minister wojny.
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
niem hipotekowali na dobrach. Po katastrofie już,
w marcu, wysłano z cyrkułów urzędników na
wsie dla odbierania od chłopów zrabowanych
pieniędzy i kosztowności. Ezecz prosta, że wszyst-
ko to tonęło w kieszeniach urzędników.
Obywatelki wdowy poznawały później na
Niemcach swoje precyoza, perły, brylanty, futra,
szale i srebra. Szela dzielił się z Breinlem, a
temu ostatniemu spieniężał łupy Luksenberg,
który się ogromnie obłowił. Znaczną część skra-
dzionych kosztowności wysyłano do Węgier, gdzie
znajdywały chętnych nabywców. Jeden z głów-
nych składów był w domu Szeli.
„Gdy nas
wprowadzono do dużej izby — pisze Słotwiński
—
uderzył nas tam przedewszystkiem widok
ogromnej kupy zrabowanych rzeczy. Rzeczy te
drogocenne a wreszcie i mniejszej wartości były
pomięszane i w dzikim bezładzie spoczywały ra-
zem. Obok kupy sreber i bronzów stały niecki
z mąką, na drogich futrach siedziała kura z ko-
tem, złote biżuterye leżały z jagłami na patelni,
a na meblach leżały tu i owdzie: marchew i
wędliny, karpiele i flaszki, stosy porcelany, przę-
dziwa i garnków".
Autor broszury „Memóiren und Actenstiicke"
taki daje nam obraz ogólny: „Właściciele, urzęd-
nicy prywatni, słudzy, kobiety i dzieci, padało to
wszystko pod razami. Nie podobna było ukryć
się przed domowym wrogiem ani próbować ucie-
Iirwawy
Eok.
80
czki, gdyż chłopi powstali równocześnie w całej
okolicy. Pióro odmawia nam posłuszeństwa, uczu-
cie się wzdryga, gdy przychodzi mówić o tej
okropnej zbrodni stanu dokonanej na narodzie.
Szlachtę torturowano formalnie. Jednych po kilka
dni zabijano cepami, innym obcinano uszy, nosy,
piersi, innych pieczono na wolnym ogniu. W ró-
żnych miejscowościach rzucano żywych jeszcze
na pożarcie psom i świniom. W tarnowskim po-
wiecie zaledwie dziesięciu właścicieli uratowało
życie. Nie podobna podać dokładnej cyfry, ale
w powiatach wszystkich zginęło co najmniej do
3000 osób. Najsurowsze prawo nie zrobiłoby
więcej! Część rewolucyonistów mogłaby być uka-
rana śmiercią, reszta poszłaby do więzienia. A tu
tylu ludzi padło! Oskarżonemu i skazanemu po-
zwalają przynajmniej na ostatnią religijną pocie-
chę — nieszczęśliwym ofiarom biurokracyi i tego
odmówiono...
„Nadarmo przeczą wypłacania nagród za za-
mordowanych. Chłopi oddawna przyzwyczajeni
zwozić do cyrkułu zabite wilki, za które im
płacono nagrody — robili toż samo z zamordo-
waną szlachtą. Płacono też im istotnie p > 5 do
20 złr. za „sztukę".
Mordercy jeździli po Tar
nowie jak tryumfatorowie na zrabowanych brycz-
kach, z których krwawe strugi płynęły na świe-
ży śnieg...
82
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
„Co się tyczy kobiet i dzieci, to faktycznie
nie dawała biurokracya nakazu, by ich mordo-
wano. Z tem wszystkiem jednak nie jedna ofiara
i tej kategoryi padła... Dla serca chrześcijań-
skiego bolesnym był rabunek dokonywany na
kościołach. Ubrania kościelne obracano na kami-
zelki i gorsety dla kobiet — naczynia sprzeda-
wano żydom, hostyę świętą rzucano na gnój"...
Opis ten bynajmniej nie jest przesadzony —
owszem odbiega on daleko od rzeczywistości.
Przejdźmy jednak do krwawych szczegółów.
• ®I§aB$00
V. Rzeź.
(Wypadki w cyrkułach: tarnowskim, bocheńskim,
jasielskim, sanockim, sądeckim, rzeszowskim i wado-
wickim).
Rabacya wybuchnęta z największą siłą
w tarnowskim cyrkule: stąd zaś przeniosła się
w sąsiednie a mianowicie w bocheński, jasielski,
rzeszowski, sanocki, sądecki i wadowicki. Im da-
lej od granic powiatu sanockiego, tem słabszy
był wybuch. Ile osób zginęło, tego dokładnie nie
wiemy, zapiski współczesne mówią o 2000 za-
mordowanych lub zmarłych skutkiem ran. Zdaje
się jednak że cyfra ta była w istocie znacznie
większą, w przeszło bowiem 250 miejscowościach
rozegrały się krwawe sceny, z których kilka
opowiemy na podstawie współczesnych pamięt-
ników.
A. Cyrkuł tarnowski.
Na czele cyrkułu stał osławiony starosta,
c. k. radca gubernialny Józef Breinl v. Waller-
stern. Pomocnikami jego w krwawem dziele byli
komisarze: Joachim Chomiński, Kasper Leśnie-
6*
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
wicz, Karol Zminkowski i kancelista Marceli
Trojanowski. Natomiast podnieść należy zacho-
wanie się komisarza cyrkularnego Walentego
Bartmańskiego i starszego komisarza policyi
Adolfa Brzeżany. Ten ostatni,
—
jak świadczy
list p. Klemensa Kutowskiego, —• dowiedziawszy
się o wypadkach z dnia. 19. lutego, chociaż chory
przybył do Breinla i zawołał: „Przebóg panie
starosto, tej krwawej kąpieli trzeba przecież raz
tamę położyć! Daj mi jedną kompanię wojska
a ja ci ręczę, że spokojność i porządek przy-
wrócę". Na to odpowiedział mu ironicznie będący
wówczas u Breinla Chomiński: „Mój przyjacielu!
jesteś niepolitycznym, dajesz się powodować uczu-
ciami ludzkości".
List ten wydrukowany został w Nr. 74.
„Dziennika Narodowego" z r. 1848, z wezwa-
niem K. Wilczyńskiego, ażeby Chomiński z za-
rzutów się oczyścił. Naturalnie trudno było tej
hyenie zaprzeczyć, bo i Brzeżany żył wówczas.
Większość urzędników tarnowskich z Breinlem
i Szelą na czele nie była przystępną „uczuciom
ludzkości"; toteż w powiecie tym rozegrały się
sceny, które nie mają sobie równych w dziejach
świata.
1. Wymordowanie
rodziny Boguszów (i 25
innych osób).
Eodzina Boguszów z Ziemblic, jedna z naj-
starszych w kraju, połączona związkami po-
Iirwawy Eok.
84
krewieństwa z najpierwszymi domami w Pol-
sce, mieszkała od wieku w okolicy Tarnowa.
Reprezentantami tego rodu byli w ostat-
nich czasach Stanisław Bogusz z Siedlisk, Ksa-
wery z Lubasza, Krzysztof z Olszowej, a prócz
tego Antoni i Wojciech, osiedli w Królestwie.
Stanisław Bogusz z Siedlisk był patryarchą
rodziny. Urodzony w Żelechowie nad Wisłą w r.
1760, ukończył szkoły u Pijarów, poczem był
sekretarzem przybocznym króla Stanisława Au-
gusta, a nakoniec szambelanem dworu. Należał
on do grona twórców kónstytueyi 3. maja, brał
udział w powstaniu Kościuszki. Po upadku spra-
wy, ożenił się z córką burgrabiego krakowskiego
Apolonią Stojowską i osiadł w Siedliskach w Ga-
licyi. Szanowany i kochany powszechnie, był ży-
jącą kroniką ostatnich czasów, dom zaś jego był
przykładem staropolskich cnót i życia. Biegły
w językach i nauce prawa, nie przestawał i pod
obcym rządem pracować dla dobra kraju. Dla
poddanych był prawdziwym ojcem, a szeroko i
daleko nie było tak zamożnych chłopów jak
w jego dobrach. Boguszowie mieli pięciu synów:
Feliksa, Stanisława, Wiktora, Henryka i Niko-
dema, tudzież córkę, zamężną Gorayską *). Wszy-
*) Opowiadanie powyższe opiera się głównie na pamiętniku
pani Ludwiki z Boguszów (lorayskiej, matki p. Augusta Goray-
skiego, marszałka powiatu Krośnieńskiego, tudzież na zapiskach
Tessarczyka.
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
scy oni odziedziczyli cnoty swych ojców, żyli
w patryarchalnej miłości i zgodzie, oddając się
rolnictwu — jeden tylko Henryk poświęcił się
karyerze urzędniczej, w rzeczypospolitej krakow-
skiej. Feliks zmarł jeszcze przed r. 1846.
W ręku Boguszów znajdowały się znaczne
dobra jako to: Winnica, Bzędzianowice, Siedliska,
Żarówka i Smarzowa, siedziba Szeli. Potwór ten,
który miał już poprzednio kilka morderstw na
sumieniu, znienawidził całą rodzinę Boguszów
a przedewszystkiem Nikodema i Wiktoryna, któ-
rzy stykali się z nim bliżej, administrując Sma-
rzową. Zapisał im w duszy śmierć.
W dniu 20. lutego w dworze w Siedliskach
zasiedli przy stole, 87 letni Stanisław Bogusz,
siostrzeniec jego Tytus, synowa p. Stanisławowa
Boguszowa (z domu Marya Stojowska) z piętna-
stoletnim synem Włodzimierzem, oczekując na
przybycie Wiktora z Kamienicy i Stanisława
z Rzędzianowic. Niestety! obaj oni nie mieli już
przybyć. Wiktoryn Bogusz
napadnięty
w Kamienicy przez bandę chłopów został okru-
tnie pokaleczony. Byłby może jednak przy po-
mocy żyda karczmarza uniknął śmierci, gdyby
nie Szela, który nadciągnął tu ze swą bandą.
Ujrzawszy Wiktora leżącego w karczmie, rzekł
szydersko: „Jeszcze to żyjesz, Wiktorku? zawsze
mi groziłeś kryminałem, teraz ja ci pokażę, że
ty zginiesz. Chłopcy! weźcie się do roboty!"
Iirwawy
Eok.
87
Wówczas chłopi rzucili się na nieszczęśliwego,
który też skonał pod uderzeniami cepów i ko-
łów. Razem z nim padł PieścińsKi, stary
70 letni rezydent Boguszów Ignacy Zabierzów-
ski i Adam Pohorecki, nauczyciel dzieci Fe-
liksa, Oprócz nich ubito tam jeszcze pisarza go-
rzelnianego Górskiego i jego 15-letniego
brata, tudzież leśniczego Józefa Michalskiego,
10 ludzi niewiadomego nazwiska. Taki sam los
spotkał Stanisława Bogusza, którego na
rozkaz Szeli pochwycono i zamordowano w dro-
dze z Pilzna do Tarnowa.
Teraz wyruszył Szela do Siedlisk, gdzie prócz
Boguszów znajdowali się jeszcze A. Kalita,
mandataryusz miejscowy, Jan
Stradomski,
rządca Siedliski, Antoni Terlecki, manda-
taryusz z Rzędzianowic, Sobolewski,Kr u cz-
kiewicz i Rozkoszny, oficyaliści, Wojciech
Bieliński i Józef Klein, dzierżawcy.
Szela postanowił, wytępić do szczętu całą ro-
dzinę. Na czele 500 chłopów z obcych wsi ru-
szył ku Siedliskom i właśnie w czasie obiadu
napadł niespodzianie na dwór, obsadziwszy po-
przednio wszystkie wyjścia Gdy dzika tłuszcza
uzbrojona w kosy, widły, cepy i pałki wpadła
na salę •—-
Szela stanąwszy wśród oniemiałych
ze strachu biesiadników krzyknął: „Wasza go-
dzina już wybiła, panowie! Wszyscy śmierć po-
niesiecie i przekonacie się, że wszelki opór jest
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
niepodobny, gdyż z tego domu żadna męzka nie
wyjdzie dusza..."
Jeszcze Szela nie skończył, gdy siepacze por-
wali Kruczkiewicza, Sobolewskiego, Strzeleckiego
i Stradomskiego, wywlekli na dziedziniec i bili
cepami, dokąd nie wyzionęli ducha. Korzystając
z zamieszania, Antoni Terlecki pochwycił sta-
rego Bogusza i umknął z nim na poddasze, gdzie
się skrył także Tytus Bogusz. Ale nie uszło to
oczu oprawców. Wnet podążyli za nimi, zrzucili
z poddasza na ziemię nieszczęśliwego starca, a gdy
strzałami zabić go nie mogli, dobili pałkami i
cepami. Taki sam los spotkał Tytusa, którego
zrzucono z poddasza na podstawione widły, za-
bito Polioreckiego, Zabierzewskiego, Brelińskiego,
Kleina, Terleckiego, Kalitę i Rozkosznego.
Czternastoletni Włodzimierz zdołał się ukryć
w piwnicy, jednakże miejsce jego ukrycia zdra-
dziła własna jego mamka i wydała na rzeż tego,
którego własną karmiła piersią. Zabito go
w oczach matki, rozpruwając brzuch... Bo nie-
szczęśliwe kobiety, trzymane przez oprawców,
musiały się przypatrywać tej strasznej tragedyi!...
Równocześnie inna partya rzuciła się na dom
zamordowanego mandataryusza, gdzie czworo
dzieci — chłopców — leżało chorych na szkar-
latynę. Dom zrabowano doszczętnie, a nieszczę-
śliwe dzieci bezlitośnie wyrzucono z łóżeczek na
śnieg.
Iirwawy Eok.
88
—
Psiętom ciarachów nic się nie stanie —-
zawołał Szela do nieszczęśliwej matki wdowy.
I rzeczywiście cudowi chyba zawdzięczyć
należy i szczególnej łasce Opatrzności, że bie-
dne sieroty nie pomarły. Dziś trzech z nich już
nie żyje. Złożyli swe życie na ołtarzu sprawy
narodowej. Pozostał tylko jeden, który o ile nam
wiadomo, jest urzędnikiem w dobrach hr. Poto-
ckiego.
Ze Siedlisk ruszył Szela na czele swej bandy
do Smarzowy, . gdzie mieszkał Nikodem Bo-
gusz — sparaliżowany od lat czterech. I ten
padł pod razami rozjuszonego chłopstwa, osie-
rocając żonę i czworo drobnych dzieci.
Małżonkom pomordowanych darowano życie;
Apolonię Boguszową, wraz z synowemi Maryą
Anną i Józefiną i czworgiem drobnych dzieci
zabrał Szela do siebie i zmusił nieszczęśliwe ko-
biety do ułożenia i napisania raportu o rzezi dla
Breinla!...
„Boguszów już nie ma — dyktował —
wszystko spokojnie. Co dalej robić mamy?" Pi-
sała to Apolonia Boguszową, pod grozą kijów!
Z więźniami obchodził się Szela jak z nie-
wolnikami, wszystkie ich majętności wziął pod
swój zarząd, mówił, że najmłodszego syna swego
ożeni z córką Nikodema Bogusza a majętności
ich rozdzieli między swych krewnych. Zwłoki
pomordowanych zakopano bez pogrzebu — jakże
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
zresztą mogli myśleć o oddaniu ostatniej chrze-
ścijańskiej posługi zbrodniarze, kiedy proboszcza
z Siedlisk ks. Jurczaka modlącego się przed
Przenajświętszym sakramentem na sznurze wy-
ciągnęli z Kościoła i obili. Na cmentarzu nawet
kazał Szela obalić krzyże i nagrobki Boguszów,
krzycząc głośno, że i w tem równość być musi.
Porębanymi krzyżami palono w piecach! Bóg wie
jak długo byłyby cierpiały biedne kobiety swą
straszną niewolę, gdyby nie zacny major Rosner,
który na proźbę Aleksandra Gorayskiego wysłał
oddział żołnierzy z porucznikiem Offenheimerem
na czele, by odebrał z rąk bandytów ostatnie
szczątki rodziny Boguszów. Szela opierając się
na tem, że Rosner stacyonowany w Jaśle nie
ma prawa mięszać się do Tarnowa, stawił opór
a nawet groził oficerowi, że go każe związać,
bo on jest przebranym Polakiem. Lecz stanow-
cze wystąpienie dzielnego oficera poskutkowało
i Szela wydał wreszcie wdowy i sieroty. Nie
tak łatwo poszło z odebraniem Szeli zagrabio-
nych Boguszom dóbr. Dopiero interwencya
Breinla poskutkowała. O tej interwencyi dowia-
dujemy się z listu pisanego przez starostę do
Langnera, „męża zaufania" w Pilznie:
Czytamy tam:
„Odnośnie etc.
—
wzywam Pana, abyś we
wszelki możebny sposób był pomocny p. Bogusz
w odzyskaniu skradzionych rzeczy... Szeli zaś
Iirwawy
Eok.
91
oświadcz Pan w mojem imieniu, że spodziewani
sie tego po nim i oczekuje, że żadnego oporu
stawiać nie bedzie etc.
—
Data, Tarnów 20.
marca 1846."
Wśród licznych zbrodni Szeli, to wymordo-
wanie całego rodu jest najstraszniejszą zbrodnią —
niestety jednak ani skarga p. Apolonii i Hen-
ryka Boguszów, ani ponowne podanie do tronu
Henryka Bogusza, nie odniosły skutku. Szela
wyszedł obronną ręką i z orderem wyrobionym
przez Metternicha.
Z powodu tego orderu, znakomity Nestroy
zaśpiewał raz następujący kuplet:
„ Wollts ihr rauben,
Wollts ihr morden,
Gehts nach Galizien,
JDa kriegts ihr a' Orden..."
Wezwany przez policyę do wytłumaczenia
się, oświadczył odważnie, że czuł się w prawie
i obowiązku dać wyraz opinii całego poczciwego
Wiednia, gdyż prasie tego uczynić nie wolno.
Od tej chwili figurował Nestroy ośm dni na
afiszu, jako „chory"
—
wiedziano jednak, że
nie leżał w szpitalu, ale siedział w areszcie.
Oprócz Boguszów z linii Stanisława zginęli
jeszcze w czasie rzezi dwaj Boguszowie z bocz-
nej linii a mianowicie Krzysztof i Ksa-
wery z Olszowy. Tak więc ośmiu Boguszów
padło ofiarą szalejącego chłopstwa a ostatni —
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
dziewiąty Henryk, autor podania do tronu, został
później w tajemniczy sposób zamordowany.
W sąsiedztwie Siedlisk zamordowano w Go-
rzejowej staruszka Fleszyńskiego i ciężką
cliorobą złożonego Feliksa G umiń skiego..
Razem tedy zginęło w parafii Siedliskiej 34 osób.
2. Wymordowanie Łazowskich (i ośmiu osób).
Pstrągowa, wieś obwodu tarnowskiego, była
t. z. kollokacyą — było tu jedenaście dworów
szlacheckich. W jednym z nich mieszkał podeszły
w latach Erazm Antoni Łazowski, były ofi-
cer polski z r. 1809. Miał on czterech synów:
Aleksandra, Józefa i Henryka, którzy mieszkali
przy nim, i Franciszka, który był w szkołach
w Rzeszowie. Oprócz tego miał dwie córki. Był
to człowiek dla ludu bardzo dobry i względny,
pani Łazowska zaś słynęła w okolicy ze swej
dobroczynności. Zagorzałego wroga mieli Łazow-
scy w niejakim Strzemeskim, szlachcicu zagro-
dowym, znanym pieniaczu. Gdy się rozeszła wieść
o rabacyi, Łazowski ukrył żonę i córki we dwo-
rze, sam zaś udał się wraz z synami do Rze-
szowa, ażeby uniknąć losu, którego na pewno
musiał oczekiwać. Starosta tamtejszy, pod któ-
rego opiekę się udał, oświadczył jednak stanow-
czo, że nie może mu dać schronienia i dodał
ironicznie:
„Szlachta powinna teraz siedzieć w domu,
pilnować ogniska rodzinnego i starać się zapo-
biedz nieszczęściu..."
Iirwawy Eok.
92
Pomimo zakazu starosty zdołał się Łazowski
schronić w domu pani Misingiewiczowej, u któ-
rej syn jego Franciszek stał na stancyi. Policya
wytropiła go jednak, a starosta kazał go wy-
prowadzić z miasta, oddając w ten sposób na
pewną rzeź.
Pojechał tedy nieszczęśliwy starzec, a nie
wiedząc, co się dzieje w domu, stanął w czystem
polu o pół mili od Pstrągowej i wysłał synów
Aleksandra i Józefa na zwiady.
Tymczasem ów Strzemeski w porozumieniu
ze Stachem Szelą, zebrawszy bandę chłopów
przeważnie okolicznych, rzucił się na dwór i zra-
bował go doszczętnie, tak że nawet kobiety,
których schronienie wydała służąca, odarli do
koszuli. Aleksander i Józef odkryci, zaciągnięci
zostali na podwórze i zamordowani w oczach
matki i sióstr, taki sam los spotkał Henryka,
który z kolei poszedł na zwiady. Wybito mu
najpierw pałkairi zęby, a potem zamordowano piłą.
Biedny starzec, nie widząc wracających sy-
nów, przeczuwając katastrofę, sam poszedł ku
wsi i a tu na przeciw niego wybiegła czerń i po-
chwyciła za nogi, wlokąc go do dworu.
Tu ujrzał trupy synów, a przeczuwając, że
go nie oszczędzą, prosił, aby mu sprowadzono
księdza. Przyprowadzono ks. Modłę, którego pa-
miętnik nazywa „kłótliwym sąsiadem"; ten opa-
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
trzył go coprędzej na ostatnią drogę y:nial na-
stępnie powiedzieć do chłopów:
„Teraz go sobie weźcie".
Czy słowa te podyktowała obawa, czy bez-
mierna cliyba nienawiść do Łazowskiego — o
tem jeden Bóg może sądzić. W każdym razie
zachowanie się owego księdza fatalnie odbija od
szlachetnego i pełnego poświęcenia zachowania
się duchowieństwa.
Odarto teraz Łazowskiego z ubrania i
w samej tylko koszuli, zaciągnięto za uszy do
żony i córek, ażeby się z nimi pożegnał. Mężnie
zniósł i ten ostatni cios, a odwracając się do
morderców rzekł, uciekając się do podstępu:
—
Wiecie, że jestem oficerem cesarskim
(był polskim)! wolno mnie tylko zastrzelić, gdy-
byście odważyli się ubić mię pałkami, odpowiecie
srogo przed cesarzem.
Po krótkiej naradzie chłopi zgodzili się i
Strzemeski wystąpił ze strzelbą. Starzec ukląkł
przed oknami swego domu i zawołał: „Zaklinam
cię, Strzemeski, mierz dobrze!" Obnażył koszulę
i zawołał jeszcze: „Boże, przebacz mej grzesznej
duszy i mym mordercom!" Padł strzał — i Ła-
zowski zginął na miejscu. Ale czerń nie była
jeszcze zadowoloną. Strzemeski wołał: „Jeszcze
żyje jeden Łazowski Franuś, chodzi do szkół
w Rzeszowie. I tego trzeba sprawić"...
Jakoż
wysłano furę do Rzeszowa, z wezwaniem niby
Iirwawy
Eok.
94
od rodziców, ażeby Franuś przybywał. Szczęściem
jednak p. Kisingiewiczowa nie zaufała chłopu
i tylko w ten sposób ocaliła ostatniego syna od
zagłady. Oprócz niego pozostały dwie siostry
Walerya i Paulina.
Ciała pomordowanych Łazowskich ułożono-
na wozie w ten sposób, że synowie leżeli na
deskach a trupa ojca posadzono na ciałach dzieci
i włożono mu fajkę w usta! Oprócz nich padli
ofiarą rozbestwionego tłumu Kazimierz Józef
Bełdowski, Paweł Iskrewicz, Ignacy We-
wiórowski; Feliks Stetkiewicz, JózefKo-
szewski, Teofil Tymowski, Józef Hoszow-
ski i właściciel Zawadki Litwiński.
3. Wymordowanie Wolskich, Żurowskich,
Morskich, JBobrownickiego, hr. Dominika Reya,
ks. Gałeckiego, Seweryna Stadnickiego i wielu
innych.
Wypadki, które zamierzamy opisać, rozegrały
się w okolicy Głowaczowej, Dobrkowa, Latoszyna
i Brzezin.
W Głowaczowej, w powiecie tarnowskim, mie-
szkali pp. Onufrowie Wolscy, którzy w okolicy
cieszyli się sympatyą i życzliwością, ale we wsi
mieli nie mało wrogów, podburzonych już prze-
ciwko nim. W tejto wsi, dzięki agitacyi osła-
wionego komisarza akcyzowego Wolframa i Lan-
gera z Pilzna, rozpoczęły się pierwsze rozruchy.
Stanowi to dowód, że nie dopiero wypadki pod
'96
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
Lisią górą wywołały rzeź, ale że ona była na-
znaczoną na 18. Na dwór Wolskich napadła
bowiem zgraja o godz. 7. wieczorem w dniu
18. lutego. W gościnie u Wolskich bawili wów-
czas państwo Żurowscy i młody 12 letni uczeń
gimnazyalny Stefan Pieniążek. Gdy napastnicy rzu-
cili się na dwór, Wolski bronił się dzielnie: żona
nabijała mu broń i podawała, a czynił z niej
tak dzielny użytek, że zabiwszy i zraniwszy
kilku rabusiów, zmusił ich po czterogodzinnej walce
do ustąpienia. Ale Wolski widział, że zguba jest
nieuchronną, ukrywszy drobne dzieci, których
zabierać było niepodobna, poleciwszy je Bogu,
zabrał trochę pieniędzy w gotówce i 7—8000
papierami i wraz z żoną i gośćmi wybrał się
pieszo w drogę. Noc była burzliwa, mróz przej-
mujący. Pani Wolska osłabła wkrótce i mimo
pomocy męża nie mogła iść dalej. Wówczas mąż
ukrył ją w kląbie drzew, a sam z rozpaczą
pospieszył dalej, w nadziei dostania jakiej pod-
wody. Tymczasem omdlałą Wolską znalazła
zgraja morderców; ocucono ją umyślnie, odebrano
pieniądze i kosztowności, zdarto z niej suknię
i obnażoną, powrozami skrępowaną, rzucono o zie-
mię, pastwiąc się nad nią bez miłosierdzia. Do-
póty kłuto jej ciało widłami i osękami, obcięto
piersi, aż nieszczęśliwa wyzionęła ducha. Bazem
z nią zamordowano lokaja Wolskich Ignacego,
Krwawy Kok.
97
Żurowskich zaś odkryto i zamordowano na leśni-
czówce, gdzie szukali schronienia.
Nie uniknął też swego przeznaczenia Onufry
Wolski. Pod lasem, koło kuźni stojącej przy drodze
tarnowsko-pilzneńskiej, pochwycili go złoczyńcy,
i w najokropniejszy sposób zamordowali. Stefan
Pieniążek, pokaleczony kosą, omdlał i temu tylko
zawdzięcza życie. Obecnie służy przy artyleryi
i jest pułkownikiem — o ile nam się zdaje,
w Pradze. Długie lata był w garnizonie lwow-
skim.
Z Głowaczowy pociągnęła tłuszcza do Dobr-
kowa, własności Bobrownickiego. W historyi ro-
dziny Bobrownickich i Morskich rok 1846 rów-
nież bardzo krwawo się zapisał, o czem świadczy
skarga wniesiona przez Maryę Bobrownicką do
Stadiona. W Dobrkowie mieszkał p. Józef Bo-
brownicki, wraz z żoną Maryą z Morskich
i matką żony Pelagią z Bobrownickich Morską.
W dniu 20. lutego banda chłopów z Parkosza
pod dowództwem Józefa Książka, urlopnika, na-
padła dwór, i zamordowawszy pisarza Kul-
czyckiego i oficyalistę Adolfa W i n o g r o d z-
kiego, rzuciła się na Bobrownickiego,
którego cepami ubito na podwórzu w oczach
żony. Matka pani B. uciekła w pole i tu znale-
ziono ją nazajutrz uduszoną. Po zrabowaniu
dworu rzucili się chłopi na plebanię, gdzie za-
mordowali panią S t awi ck ą, krewną proboszcza.
7
98
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
Wikary uciekł do Pilzna, dowiedziawszy się o
tem część chłopów rzuciła się za nim a dognaw-
szy, zamordowali go w okrutny sposób. Nazywał
się on ks. Gałecki. Razem z nim zamordo-
wano synowca proboszcza Antoniego Piasec-
kiego i Seweryna Stadnickiego. Nieba-
wem otrzymała pani Bobrownicka nową przera-
żającą wiadomość o zamordowaniu swych braci
Aleksego Morskiego w Latoszynie i Stani-
sława w Brzezinie. Obu morderstw dokonała
banda Szeli pod dowództwem ojca i syna. Ra-
zem ze Stanisławem Morskim padli pod razami
chłopstwa Ambroży Stron czak, dzierżawca,
Maciej Łobaszewski, ekonom, Ludwik Nide-
cki, dzierżawca, Ksawery i Aleksander Sto-
jowscy, obywatele, Feliks Tabaczyński,
dzierżawca Jaszczurowy, i Alojzy Rucki. Ten
ostatni był to ociemniały starzec; słysząc ruch
niezwykły obok siebie, rozumiał, że to powstańcy,
Opowiedział: „Och! gdybym miał wzrok, poszedł-
bym z wami"! Zginął zabity polanem.
W związku z morderstwem w Latoszynie
była śmierć hr. Dominika Reya, właściciela
Przyborowa. Na wieść o rozruchach chłopskich
wybrał się z żoną z domu Ankwiczówną i dzieć-
mi do Dembicy, by tu znaleźć schronienie. To-
warzyszył mujego rządca Józef Ziątkowski,
ulubieniec hrabiego i jego nieodstępny towarzysz,
tudzież francuz, guwerner.
Krwawy Bok.
99
Konie biegły szybko, aż w Latoszynie, wła-
sności p. Morskiego, gromada chłopów rzuciła
się na podróżnych. Jednakże hrabia Rey i Ziąt-
kowski stawili im dzielny opór i powaliwszy
kilku rabusiów, zdołali wraz z hrabiną umknąć.
Natomiast dzieci hrabstwa dostały się w ręce
czerni a francuz guwerner został zabity. Hrabia
uciekł z żoną do Dembicy i tu chciał, przecze-
kać, a względnie próbować, czyby za pośredni-
ctwem urzędników nie można dzieci wykupić.
Tymczasem w Latoszynie chłopi, zamordowawszy
Morskiego i zniszczywszy doszczętnie dwór, rzu-
cili się w pogoń za Reyem. Znalazłszy go koło
poczty, wywlekli z powozów —• poczęli mordo-
wać w oczach żony, która z bolu i przerażenia
omdlała. Kiedy już hrabia Rey nie dawał znaku
życia, mieszczanie litując się nad nim, zanieśli go
do komisaryatn. Żonę jego ukryto w hotelu Ra-
deckiego. Tymczasem Rey żył jeszcze, przywo-
łano więc spiesznie doktora Grossera, który
istotnie przywrócił go do życia. Wiadomość tę
zakomunikował Langer lub komisarz Wolfram
chłopom. Natychmiast rzuciła się rozjadła tłu-
szcza do pokoju nieszczęśliwej ofiary i wobec
dwóch urzędników i dwóch landsdragonów,
przypatrujących
się temu obojętnie, ponownie
mordować poczęła. Jeden z morderców przebił
pierś widłami, drugi, snać litościwszy, wystrzałem
z pistoletu skrócił jego męki.
,7*
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Ziątkowski uciekł do Przyborowa i tu się
ukrył; zdradzony przez służącą, zabity został ki-
lofem. Hrabia Eey pozostawił dwóch synów,
którzy ocaleli, Mieczysława, właściciela Przecła-
wia, klucza mikulinickiego i wyżnickiego, tudzież
Stanisława i córkę Helenę wydaną za hr. Mar-
cina Kęszyckiego.
4. Zamordowanie Karola Kotarskiego i 26
osib.
Niewdzięczność chłopska, brak wszelkiego
poczucia ludzkiego, w żadnym może wypadku
nie wystąpiły tak dobitnie, jak przy zamordo-
waniu Karola Kotarskiego, .właściciela dóbr
Oleśna w cyrkule tarnowskim. Był to jeden
z najgodniejszych obywateli, dobry, a przytem
szlachetny i iriłosierny bez granic. Dla swych
poddanych nie panem był, ale ojcem prawdzi-
wym i niczem się tak nie zajmował, jak sprawą
poprawy ich losu. W trzech ostatnich latach,
gdy głód panował i ludność rozmaitemi klęskami
dotkniętą została, rozdał przeszło 60.000 złr.
bezprocentowych pożyczek i zapomóg pomiędzy
włościan. Pani Kotarska przedstawiała typ pol-
skiej matrony; jej dwór, kasa, apteka, a prze-
dewszystkiem jej serce było otwarte dla ka-
żdego z poddanych: sieroty miały w niej gorącą
i najzacniejszą opiekunkę. W okolicy zwano
Kotarskiego powszechnie „królem chłopków" i
Iirwawy
Eok.
100
wierzono w jego stanowczy i przemożny wpływ
na włościan.
To czyniło go podejrzanym w oczach Breinla,
który też upatrzył go sobie na jedną z pierw-
szych ofiar.
Gdy w owych pamiętnych dniach doniesiono
Kotarskiemu, że jego okoliczni chłopi zbierają
się we wsi Ćwikowie, ażeby wystąpić przeciw
szlachcie, która „chce wyrżnąć lud i palić
sioła",
ufny w swój wpływ wybrał się natych-
miast z mandataryuszem Grzywińskim i ple-
banem z Bolesławia ks. Wit s kim, ażeby obała-
muconych chłopów uspokoić. To mu się wpra-
wdzie nie udało — ale znalazł się denuncyant,
który w czasie jego pertraktacyi z chłopami po-
leciał konno do Breinla i doniósł, że Kotarski
w kilka tysięcy chłopów ciągnie na Tarnów.
Breinl nie uwierzył w to wprawdzie, ale znalazł
korzystną sposobność do załatwienia się z Ko-
tarskim. Posłał też natychmiast 20 kilku ajen-
tów do Łukowa i Odporynowa, ażeby podburzyć
chłopów przeciw Kotarskiemu. Plan się udał.
W dniu 20. lutego, o godzinie dziesiątej rano
napadła czerń na dwór Kotarskiego pod pozo-
rem, że jako powstańca mają go odwieźć do
Tarnowa. Kotarski nie stawił oporu, pociągnięto
go więc ku karczmie w Oleśnie, gdzie miała się
odbyć ostateczna narada. Pleban miejscowy Ka-
znowski, widząc co się dzieje, wyszedł z kościoła
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
z przenajświętszym sakramentem, ażeby Ind
uspokoić. Tymczasem chłopi zaczęli wołać: „Nie
potrzebujemy Pana Boga — bo teraz wojna!",
a gdy ksiądz zaczął ich upominać, wyrwali mu
kielich z ręki i poczęli bić straszliwie. W tem
ktoś zawołał z tłumu: „Zabijcie Kotarskiego i
trupa zawieźcie clo Tarnowa, tam wam wy-
płacą 100 fl."
Było to hasłem morderstwa.
Czerń rzuciła się na swego dobrodzieja i na
mandataryusza Grzywińskiego i poczęła ich
mordować. Grzywińskiemu wyłupiono oczy i
powyrywano zęby, Kotarskiego rozcięto piłą! Po
dokonaniu tego morderstwa, które wściekłość
chłopstwa do najwyższego podniosło stopnia, roz-
dzieliła się tłuszcza: jedna część uderzyła na
plebanię, a druga na dworskie zabudowania,
gdzie wymordowano 26 osób oficyalistów i są-
siadów Kotarskiego, pomiędzy tymi: Kazimierza
Nowińskiego, ekonoma Rymanowicza, Se-
rafińskiego, gorzelnika, Kopera Franciszka,
stangreta, Żelazowskiego, ekonoma, St. Ora-
czewskiego, Kunaszewskiego, Kosakie-
wicza, Tomaszewskiego, Czyżewskiego
Dwór zrabowano doszczętnie i z taką zaciekło-
ścią, że nawet drzew w ogrodzie nie oszczę-
dzono.
„I taki to los — pisze pani Kotarska
w swej skardze do tronu wniesionej w marcu
1846 — spotkał dziedzica i obywatela Stanów,
Iirwawy
Eok.
102
a to w XIX. wieku, w państwie systematycznie
urządzonem, wśród zupełnego spokoju, wśród
własnych poddanych i na własnym gruncie, a to
z ręki tych, którym z poświęceniem własnego
majątku, podawał rękę pomocy w nędzy i po-
trzebie , którym nigdy nie dał przyczyny do
skargi...
„Został osądzonym, nie będąc przesłucha-
nym, a ukarany — nie będąc osądzonym. Któż
pełnił urząd sędziego? Oto włościanin — przez
długi czas jątrzony fałszywemi pogłoskami i ułu-
dnemi przedstawieniami...
„Kto nadał włościaninowi prawo sędziego ?
Czy rozkaz urzędu cyrkularnego? O potężny
Stwórco, jakżeby głęboko ludzkość upadła, gdyby
wydano rozkaz podobny! Jeclnah jest niepojetą
rzeczą, ze mordercy pokaleczone
ziuloki nie-
winnych ofiar, z najwiekszem przed karą bez-
pieczeństwem
sami przywozili clo miasta cyr-
kularnego, a dających jeszcze niejakie
znaki
życia w obecności iclaclz cywilnych i wojsko-
wych dobijali."
W dalszym ciągu swej prośby o ukaranie
morderców, podaje p. Kotarska fakty nastę-
pujące:
a) Jeszcze przed nieszczęsnymi wypadkami
lutego, służący żyda Lukseuberga perswadował
mieszczaninowi Tomaszewskiemu, żeby się nie
bał rewolucyi, gdyż Luksenberg temu zapobiegł.
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Oddawna bowiem rozesłał listy do kahalów,
aby żydzi ostrzegli chłopów, że ich szlachta
chce wymordować.
b) W dniu 19. lutego, gdy już zwożono po-
mordowanych do Tarnowa, żydzi mówili chło-
pom: Będzie dobrze, ale trzeba jeszcze
zabić
Kotarskiego, Górskiego i Prospera
Konopkę.
c) Rękawicznik z Tarnowa Hossakowski
może stwierdzić przysięgą, iż dnia 19. lutego
słyszał od Lnksenberga,' że na głowę Karola
Kotarskiegj nałożono cenę w kwocie 1000 złr.
d) Sołtys z Ćwikowa zeznał, że ludzi ćwi-
kowskich jakiś oficer w Tarnowie namawiał,
aby Kotarskiego zabili.
e) Tomasz Nidecki i Ostrowski zeznają, jak
chłopi po Tarnowie chodząc, mówili: „spieszmy
się, bo za Kotarskiego dostaniemy 1000 złr."
Pierwsze podanie nieszczęśliwej wdowy miało
ten skutek, że istotnie wytoczono proces —
ale nie przeciw mordercom, tylko przeciw nie-
boszczykowi, któremu po śmierci udowodniono,
że był niebezpiecznym rewolucyonistą. Dowie-
działa się o tem p. Kotarska, wniosła więc
drugą skargę do tronu w grudniu 1846 r.,
w której tak pisze: „Sąd nic nie przedsięwziął
przeciw zbrodniarzom; mordercy i rabusie tak
tu, jak po całym kraju chodzą bezkarnie, zatrzy-
mują dotąd zrabowane przedmioty, a nawet od-
ważają się grozić, że i całą rodzinę wytępią".
Iirwawy Eok.
105
Dalej wykazuje p. Kotarska krzywdy majątkowe,
jakie się dzieją z wiedzą sądu, zaprzecza, jakoby
Kotarski należał do spisku i grał w nim głó-
wną rolę.
„Lecz umarły bronić się nie może, łatwo
jest przeto spotwarzyć go, jeżeli ścisłe śledztwo
dochodzić nie będzie początku oskarżenia i rze-
telności pism owych. O rozpoczęcie śledztwa
tego błaga najuniżeniej podpisana, gdyż jest
jej świętym obowiązkiem stanąć w obronie za-
mordowanego, który zarówno w grobie jest bez
plamy, jak bez plamy był w życiu, powszechnie
kochany i szanowany".
Kończy zaś swe podanie wdowa w sposób
następujący:
„Wasza cesarska i królewska Mość jesteś
najwyższym namiestnikiem sprawiedliwości Boga
na ziemi. Niech więc i w tym razie sprawiedli-
wość podpisanej wymierzoną zostanie, tak co do
oczyszczenia pamięci Karola Kotarskiego, jak co
do pociągnięcia do kary zbrodniarzy, tudzież
wynagrodzenia szkód zrządzonych".
Równocześnie z zamordowaniem Kotarskiego
zrabowano sąsiednią wieś Mędrychowce, własność
lir. Arturowej Potockiej z Branickich, której syn
p. Adam Potocki przed rokiem ofiarował 20.000
złr. na powodzian. Jeszcze dzień przed napadem
—-
w piątek, rozdawano, jak zwykle chłopom
uboższym zboże z dworskich zapasów. W so-
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
botę czerń wpadła do wsi, zamordowała p. Sro-
czyńskiego i jego syna Michała, a pokaleczywszy
srodze Ignacego Smolińskiego, kasyera Steinera,
oficyalistę Grunwalda, leśniczego i strażnika
Zarębskiego, powlokła zabitych i rannych do
Tarnowa.
Obok Dąbrowy spotkali szwoleżerów pod
osławionym Ludwigiem. Smoliński prosił o po-
moc, a ów waleczny rycerz, którego pod Kra-
kowem „koń uniósł z pola bitwy", krzyknął:
„Hauts die verfluchten Hunde! Bijte je!"
Chłopi rzucili się do bicia. Steinerowi złamano
nogę a chcąc dostać sygnet, odcięto palec, do-
mordowano Stanisława Hickla, Józefa Ocho-
ckiego i Jędrzejowskiego, a Smoliń-
skiego tak okropnie zbito, że w Tarnowie wśród
najsroższych mąk życia dokonał. Żona Smoliń-
skiego, Honorata,, z rozpaczy umarła w cztery
miesiące później.
5. Zamordowanie Przetockich i jedenastu
osób.
Do rodzin ciężko dotkniętych wypadkami r.
1846 należy rodzina Przetockich osiadła w Ko-
walowy, obok Ryglic. Z rodziny tej zginęli:
Henryk lat 37, Julian lat 28 i Kryspin
lat 23. Oprócz nich zginęli: Bonawentura Ja-
strzębski, właściciel Uniszowy, Piotr Mali-
nowski, ekonom, Ludwik Stanczykiewicz,
ekonom. Antoni Mus sil. szewc.. Antoni Oświe-
Iirwawy
Eok.
106
cimski, szewc, Jan Szymański, krawiec, Jan
Sozański, ekonom, Jakób Walczyk, woźnica,
Stanisław Zięba, Ludwik Konarski, kucharz,
Jan Oczkowski, ekonom. Razem 14, osób.
6. Rzeź w Laczkach i okolicy.
W dniu 21. lutego odbywał się w Łączkach
pogrzeb dziedzica Szymona Brzeskiego. Chwilę
tę wyzyskali chłopi, ażeby rzucić się na po-
wracających z cmentarza i wymordować bez-
karnie. Tak padli tutaj ks. Trutty, wikary
z Wadowic, Fu cli s, dzierżawca Wadowic, Mi-
chał Psarski, dzierżawca Dulesy, Matuszew-
ski, leśniczy, ekonom Strzempka i pięć osób
ze służby. Następnie banda ta ruszyła na Nie-
dźwiadę i Broniszowę, gdzie w okrutny spo-
sób zamordowano 70-letniego Gruszczyń-
skiego. Ofiarą chłopów padli też dzierżawca
Niedźwiady Franciszek Baranowski wraz ze
synem, dzierżawca Broniszowa Olszewski,
dzierżawca Łączek, węgier Ih ar, ekonom R a ch-
lewicz i ekonom Gere. Żonę Ihara za-
przągnięto obok koni do wozu i kazano jej cią-
gnąć zwłoki męża; gdy zmęczona upadła na
ziemię, bito ją cepami, dokąd nie skonała !
7. Pleśna i Lichwin.
Właścicielem Pleśny był p. Józef E i s e li-
ft a c h, pomimo niemieckiego nazwiska gorący
patryota, żołnierz z 31. roku. Miał on sobie po-
wierzone dowództwo nad oddziałem konnicy,
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
która wspólnie z piechotą Czechowskiego na
Tarnów uderzyć miała. Z nim razem był i jego
syn, który w charakterze' adjutanta wyruszył
z ojcem pod Tarnów. Skutkiem niestawienia się
innych oddziałów, cofnął się Eisenbach z synem
i czternastu spiskowymi do Pleśny. Tu napadła
ich czerń chłopska i wszyscy wymordowani zo-
stali w okrutny sposób. Takiż sam los spotkał
miejscowego proboszcza ks. Wojciecha Ciecz-
kiewicza, który próbując ucieczki rzucił się
do rzeki Biały, ale schwytany położony został
na wóz i zamłocony cepami. Księdza Cieczkie-
wicza zamordował chłop nazwiskiem Iwoniec-
Socha; po niejakim czasie dręczony wyrzutami
sumienia, obwiesił się na dębie pochylonym nad
głębiną rzeki Biały. Ponieważ nikt nie chciał
zdjąć trupa, rząd, by usunąć świadectwo budzą-
cego się sumienia ludu, kazał wyciąć dęba wraz
z trupem. Wymordowawszy tak siedmnaście osób
w Pleśnie, pociągnął tłum ku Lichwinowi, gdzie
inna partya wymordowała już ośm osób, a Aleksan-
dra Chrząstowskiego, właściciela Szczepa-
nowie i Lubczy, dzierżawcę Lichwina, Kazimierza
Górskiego i Felicyana
Szybalskiego
kończyła właśnie mordować. Dwaj pierwsi zgi-
nęli pod uderzeniami cepów — ostatni uratował
się tylko dla tego, że chłopi uważając go za
trupa, rzucili na wóz i odstawili do Tarnowa.
Tu ocalił go jakiś kapelan wojskowy.
Iirwawy Eok.
109
8. Inne ofiary w cyrkule
tarnowskim.
Przedstawiwszy tak najkrwawsze sceny stra-
sznej tragedyi, uzupełnimy je wyliczeniem zra-
bowanych dworów i reszty ofiar rzezi, znanych
z nazwiska. Ofiarą zaburzeń padły dwory:
1) Bistuszowa,
2) Bolesław (zamordowano tu
Michała i Ferdynanda Sroczyńskich i nau-
czyciela dzieci Madeyskie go), 3) Breń (za-
mordowano Prospera br. K o n o p k ę), 4) Bro-
niszowa, 5) Brzeziny, 6) Burzyn (zamordowano
Aleksandra Różyckiego, majora wojsk pol-
skich z r. 1831, tegoż syna Romana, nauczy-
ciela Romana, Marcelego Skałkowskiego,
ojca dr. Tadeusza Skałkowskiego posła sejmowego,
i dwóch oficyalistów), 7) Chojnik (zamordo-
wano Aleksandra Dembińskiego, żołnierza
z 31. roku, którego nadziano na żelazne widły i
podrzucano w górę, Eliasza Dembińskiego,
dzierżawcę Chojnika, Ignacego Dzwonkow-
skiego i Antoniego Tetmajera), 8) Dąbro-
wa (zamordowany Górski z Partynia i leśni-
czy Psarski), 9) Dobrków, 10) Glinki, 11)
Głobikowa (tu zamordowano Konstantego Sło-
t w i ń s k i e g o, właściciela wsi, żołnierza armii
Napoleońskiej, kustosza biblioteki Ossolińskich
i więźnia stanu, z powodu udziału w wyprawie
Zaliwskiego. Siedział dwa lata w więzieniu śled-
czem a od r. 1837--1843 w Kufszteinie. Był
to prawdziwy ojciec ludu: zginął modląc się
108
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
przed obrazem Ukrzyżowanego), 12) Głowaczo-
wa, 13) Gorzejowa, 14) Gromnik, 15) Gruszów
(syn właściciela p. Kazimierza Bzowskiego
widząc zbliżającą się czerń wystrzałem z pi-
stoletu odebrał
sobie życie), 16) Gumni-
ska (w pobliżu Gumniska, Parkosza i Wolicy
zamordowano dzierżawcę Jerzego Nowaka,
ekonoma tegoż, Tadeusza Marynowskiego,
właściciela Gumnisk, tegoż leśniczego i pisarza
Szymona Szumańskiego), 17) Jaszczurowa,
18) Jaworze, 19) Joniny, 20) Kamienica dolna,
21) Karwodża (zamordowano właściciela Flo-
ryana N iem y s kieg o, koniuszego Gauliera,
i pięciu oficyalistów), 22) Kowalowa,
Ko-
paliny, 24) Latoszyn,
25) Łączki, 26) Łęki
dolne (zamordowany rządca dóbr Piotr 01-
szewski), 27) Lichwin, 28) Lisia góra, 29)
Łopuchowa,
30) Lubcza, 31) Luszowice (za-
mordowano Baranowskiego, Górskiego,
Eamuita, starca Antoniego Leśniowskie-
go pobito tak, że wkrótce umarł, a Ludwik
Hubicki okaleczał), 32) Mokrzec, 33) Mędry-
chowbe, 34) Nieciecza (zamordowany dzierżawca
Dulęba), 35) Niedźwiada,
36) Niziny (za-
mordowani Julian Strecz, rządca, Bindychowski
Tomasz, ekonom, Żabicki Jan, Sztoga Błażej),
37) Nockowa, 38) Olesno, 39) Ostrówek, 40) Pa-
dew (zamordowano panią Małecką, mandataryu-
szów Krupickiego i Wincentego Ostrów-
Iirwawy Eok.
110
skiego, tudzież 4 ludzi ze służby), 41) Parkosz
(zamordowany Marceli Szybalski, dzierżawca
Podgrodzia), 42) Partyń, 43) Paszczyzna, 44)
Pilzno, 45) Pleśna, 46) Podgrodzie, 47) Prze-
cław, 48) Przyborowo, 49) Przybysz (zamordo-
wany właściciel Teodor Broniewski i ośmiu ofi-
cyalistów), 50—54) pięć dworów w Pstrągowej,
55) Ryglice, 56) Sepnica, 57) Siedliska,
58)
Siemiechów (zamordowani: Władysław F o x, były
oficer wojsk polskich, dzierżawca Borowy, man-
dataryusz Karol Jaworski, aktuaryusze Miklu-
siński Adam, Talarek Józef i Teleżyński Antoni,
ekonom Nalepa Piotr), 59) Sieradza (właściciel
dóbr Bronisław Star.zeński, widząc nadcią-
gającą hordę zastrzelił się w oczach matki), 60)
Slupie,
61) Smarzowa,
62) Straszęcin,
63)
Strzegocice (zamordowano Erazma Tomczyń-
skiego mandataryusza i ekonoma Józefa Wala),
64) Szczepanowice , 65) Tuszów (Krupiński
mandataryusz), 66) Trzciana,
67) Uniszowa,
68—70) Wadowice (zamordowano tu dzierża-
wcę Hipolita Aczkiewicza i ojca jego żony
Jędrzeja Terleckiego, trzech Fuch sów,
ojca, syna i stryja, Świderskich męża i żonę
tudzież Władysława Komorowskiego), 71)
Wampierzów.,
72) Wielopole skrzyńskie (zamor-
dowani: Piotr Misky ekonom, Marceli Hoszowski,
mandataryusz, Michał Sitkiewicz, pisarz gorzel-
niany, Stanisław i Kasper Litwińscy, właści-
H2
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
ciele Zawadki, Stefan Nawdziński, Antoni
Kanarski), 73) Wiewiórka,
74) Wiercalny,
75) Wiśniowa, 76) Wola szczucińska, 77) Wola
rogowska, 78) Wola Zurakowska,
79) Wolioa,
80) Wołkowa, 81) Zawadka,
82) Zaduszniki
(tu padli Małeccy Feliksowie, mąż i' żona,
Góral Wincenty i Mikiera Szymon), 83) Zgórsko
(zamordowani: ordynat Broniewski Teodor i
dwaj jego bracia Józef i Leon).
Oto rezultat rzezi w tarnowskiem — rezul-
tat nie kompletny. Raport bowiem Zaleskiego
mówi o 150 zrabowanych dworach. Wśród tych
przerażających obrazów jasno odbija zachowanie
się mieszczan Baranowa, Ozudca i Kolbuszowy,
którzy bandy chłopskie mężnie odparli.
B) Cyrkuł bocheński.
Jakkolwiek rabacya najsilniej szalała w tar-
nowskim cyrkule, to jednak i w innych powia-
tach nie brakło licznych morderstw. Im bliżej
leżały okolice koło centrum morderczej bandy,
tem silniej wściekłość chłopstwa występowała.
Godnego współzawodnika w mordowaniu szla-
chty, znalazł Breinl w bocheńskim staroście Bern-
dzie. Nie był on może tak znakomitym organi-
zatorem jak Breinl, nie miał takiego dzielnego
wykonawcy jak Szela, ale wcale nie brakło mu
dobrych chęci wyrżnięcia szlachty, a w kilku
swych urzędnikach znalazł ku teinu bardzo do-
Krwawy Eok.
113
bry materyał. Szelą bocheńskim był włościanin
K o s y g a, urlopnik pułku Kaudelka, a z urzędni-
ków najczynniejszymi byli kancelista Hoschar,
Wojakowski, konęepts-praktykant- Yitzthum i ko-
misarz Proksch.
Tu również rząd jak najdokładniej powia-
domiony był o planie powstania i o nazwiskach
spiskowych To też już w dniu 16. lutego are-
sztowano wyznaczonego na dowódcę związko-
wych p. Antoniego Lewickiego wraz z wieloma
winnymi i niewinnymi. Ale celem rządu było
nie złamanie powstania, tylko wyrżnięcia szlachty
i dlatego bynajmniej nie przeszkadzano włościa-
nom w ich dziele, ale jak świadczą zeznania
osób wiarygodnych, i tu płacono za „trupa". To
też chłopi i w tym powiecie pochwytali i pora-
nili więcej lub mniej ciężko 366 osób, które do-
stawiono do cyrkułu, a około sto dworów zostało
doszczętnie zrujnowanych. Przypatrzmy się kilku
krwawszym scenom.
1. Zamordowanie Żeleńskiego,
Stańskiego
i Promera.
W Grodkowicach mieszkali pp. Marcyanowie
Żeleńscy*), do których właśnie przybyła ich
kuzynka p. Stańska z mężem. Pomimo iż Że-
leński był nadzwyczaj dobrym panem dla wło-
ścian, nie uszli i oni swego losu. Gromada cliło-
*) Rodzica znanego kompozytora.
8
114
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
pów, którą dowodził kancelista cyrkularny Ho-
schar i kilku urlopników, napadła na dwór, a
gdy Żeleński zaczął reflektować chłopów i przed-
stawiać im bezprawie, jakiego się dopuszczają,
własny jego służący zarzucił mu postronek na
szyję i ściągnął z ganku.
Widząc to Stański, odezwał się do nich:
„Opamiętajcie się, ludzie — co robicie!"
„I ty
psie tutaj", krzyknął jeden z hersztów i ude-
rzył go cepem w głowę, co dało hasło mordu.
Stański zginął zatłuczony cepami tak, że ani je-
dnej całej kości w nim nie było. Żeleńskiego
dobito na ekonomii, dokąd go zawleczono: jeden
z opryszków odciął mu szczękę, a drugi —
stróż domowy — siekierą głowę rozpłatał. Panią
Żeleńską, która błagała o życie męża, stratowało
chłopstwo nogami na schodach domu.
Podług
zeznania wysłużonego sierżanta
w pułku Hoheneck, (którego Żeleński trzymał u
siebie do dzieci dla ćwiczenia ich w szermierce)
—
ów kancelista przybrany za parobka, powie-
dział po zamordowaniu dwóch panów i kilku
oficyalistów: „Dosyć już, dosyć macie wynagro-
dzenia na szlachcie, która dawniej życie nasze
pieniędzmi opłacić mogła." Także ów stróż, który
uderzył siekierą w głowę Żeleńskiego, zeznał,
że wśród morderców byli obecni przebrani urzę-
dnicy. Pani Żeleńska za życia swego wymieniała
jako poznanego niejakiego Adolfa Vitzthum'a,
Krwawy Rok.
115
konceptowego praktykanta namiestnictwa, przy-
dzielonego podówczas do starostwa. Tu zginął
także Promer, guwerner dzieci.
2. Zamordowanie Kępińskich i towarzyszy.
Henryk Kępiński powróciwszy wraz z swą
małżonką w dniu 14. lutego do Nieznanowic
został oskarżony w cyrkule przez jednego ze
swych poddanych, jakoby miał mnóstwo broni
z Krakowa sprowadzić. Starosta Berndt zarzą-
dził wnet rewizyę i w tym celu posłał komisa-
rza Karola Proksclia i kancelistę Franciszka
Wojakowskiego, dodawszy im asystencyę woj-
skową z sześćdziesięciu ludzi, a równocześnie
wójtom wsi sąsiednich nakazał, ażeby zebrali
chłopów — również w pomoc komisarzowi. Wójci
uczynili to i cała czerń wraz z wojskiem poszła
na Nieznanowice. Ale najskrzętniejsza rewizya
nie wykryła nic, prócz trzech myśliwskich du-
beltówek, które też zabrano. Komisarz i kance-
lista odjechali, nie omieszkawszy jednak pou-
czyć chłopów, że nie powinni wierzyć szlachcie,
bo ona chce ich zgubić — i polecając im, aby
pilnowali, co panowie robią, i donosili do cyr-
kułu, albo ich samych dostawiali... Chłopi zacho-
wywali się na pozór spokojnie, ale w owych
krwawych dniach przybył wspomniany już Yit z-
thum w okolicę, każąc się „chłopom zbroić
przeciw panom". Przebrany po chłopsku stanął
na czele czerni zebranej z dóbr Marszowiec,
8*
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Pierszcliowa i wsi okolicznych i z nimi ruszył
na Nieznanowice. Kępiński chciał się ratować
ucieczką — ale już było za późno. Chłopi do-
padli ich i poczęli okładać razami — następnie
porwano ich za włosy i na ziemi okrutnie do-
mordowywano. Kępińskiemu wybijano zęby i od-
rywano palce — jego żonie zaś konającej (była
ona w poważnym stanie) rozpłatano brzuch,
ażeby i za tego „przyszłego eiaracha" coś do-
stać. Gdy jedni mordowali, drudzy rzucili się na
dom i tu znaleźli ukrytego brata p. Kępińskiej,
Mieczysława hr. Dębickiego, którego również
wraz z jego lokajem okropnie zamordowano.
Dwór zrabowano doszczętnie, a trupy nieszczę-
śliwych ofiar zawieziono do Bochni, gdzie je
przed cyrkułem złożono.
Zabrano także krzyż wojskowy z r. 1831.
Krzyż kupił komisarz Wangermann i „zatrzy-
mał dla ozdobienia się nim na sądzie osta-
tecznym..."
3. Zamordowanie A. Ilorodyńskiego.
W tym samym czasie zginął dziedzic dóbr
Wesołowa Antoni Horodyński. Na wieść o zbli-
żającej się czerni ukrył się z dziećmi w domu
gajowego. Ten jednak go zdradził. Czerń rzu-
ciła się na niego: żywemu jeszcze rozpruto
brzuch i wydzierano wnętrzności, a jeden z mor-
derców wtłoczył mu widły w usta mówiąc: „Lu-
białeś palić fajkę na długim cybuchu — to za-
pal sobie na wędrówkę."
Iirwawy
Eok.
117
4. Zamordowanie Babskiego,
Bielińskich,
Romera etc.
Dominik Dąbski właściciel dóbr Droginia,
należał do najlepszych panów. Był on gorącym
patryotą, ale zawsze potępiał niewczesne porywy,
a więc i rewolucyę lutową. Był on za pracą
organiczną i powolnem przygotowaniem się do
powstania. To też o ile z początku rząd mu
ufał, o tyle przejrzawszy go bliżej, postanowił
go się później tem energiczniej pozbyć. Berndt
posławszy agitatorów, potrafił zbuntować jego
własnych poddanych, którzy napadli na dwór.
Energicznie spotkał się z nimi Dąbski, ale
chłopi rozjuszeni poznali go, zbili i postanowili
prowadzić do Bochni. Po drodze jednak roz-
myśleli się inaczej; poczęli go znów bić, a gdy
konał już, odcięli mu głowę, i porąbawszy ciało
w sztuki, rzucili je do rzeki Raby.
Ta sama banda napadła na dwór w Racie-
chowicach , gdzie skutkiem zadanych ran zgi-
nęli Kasper Biliński liczący lat blizko 80 i
syn jego Kazimierz, były rotmistrz austryacki.
Pierwszego tarzano po podłodze, na którą rzu-
cono stłuczone szkło, bijąc go przytem niemiło-
siernie. Drugi, syn, wyszedł naprzeciw chłopom
w mundurze austryackim — ale chłopi zaczęli
krzyczeć, że to „przebrany Polak". Pan Kazi-
mierz spostrzegł w tej krytycznej chwili wśród
chłopów przebranego urzędnika Yitztliuma, któ-
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
rego znał — zaczem zawołał do niego: „Vitz-
thum, ratuj!" Na to odebrał odpowiedź: „Gdy-
byś mnie był nie poznał, to może — ale teraz
biada ei! Bijcie, chłopcy"! Wówczas Kazimierz
Biliński dobył pistoletu i wystrzałem odebrał
sobie życie. Fakt ten skonstatowany został
w skardze do sądu. Równocześnie zginął Antoni
Komarnicki, dzierżawca Glichowa. Ludwikowi
Romerowi z Krakuszowiec wiercono kosą
w głowie. Cudownem zrządzeniem Opatrzności
przyszedł do siebie i żył jeszcze lat kilka.
5. Filiciuserowie.
W Gdowie, w cyrkule bocheńskim, w części
własności Henryków Fihauserów, w czasie na-
padu chłopów dnia 20. lutego, gromada wsi,
której dziedzic obiecał znaczne sumy, stanęła
w obronie dworu. Gdy jednak zbliżająca się
czerń wydawała się zbyt groźną, umówił się Fi-
hauser ze swoimi obrońcami, ażeby zabrawszy
jego, żonę i czworo małych dzieci, odwieźli go
jako „zabitego" do Bochni. „Wśród drogi okro-
pne spotykali widoki, pomordowanych i pokale-
czonych obywateli, wiezionych przez oddziały
chłopów pijanych, przebijać się musieli przez
tę dzicz i co chwila wystawieni byli na niebez-
pieczeństwo życia; jak przy karczmach pi-
jane chłopstwo pastwiło się nad żywymi i nie-
żywymi, których wlekli do cyrkułu z różnych
stron. Patrzyli, jak spotykane oddziały wojska,
Iirwawy Eok.
118
maszerującego ku Bochni, nie tylko nie broniły
tych ofiar, ale owszem, pochwalały chłopom ten
ich postępek: żołnierze kolbami, a oficerowie
szpadami sami bili i ranili"...
Gdy przybyli do Bochni, p. Fihanserowej
udało się z nadzwyczajną trudnością dostać do
kancelaryi cyrkułowej, przed którą stały wozy
z trupami. Tu na klęczkach błagała starostę
Berndta, aby męża jej wyzwolił z rąk chłop-
skich — i tak jej jak dzieciom i jemu dał przy-
tułek. „Lecz ten dziki urzędnik odmówił wszyst-
kiego i dał rozkaz, ażeby męża do więzienia,
a ją z dziećmi za miasto wyprowadzić; gdy zaś
nieszczęśliwa, leżąc u nóg jego nie przestawała
go błagać, kopnął ją nogą tak silnie,
iż omdlała upadła, trzymając dziecko przy pier-
siach, które przestraszone dostało drgawek."
Obecny tej scenie prosty landsdragon, Nie-
miec, nie mógł znieść tego widoku i rzekł: „Je-
żeli JW. starosta pozwoli, wezmę tę kobietę
z dziećmi do siebie". Rzeczywiście zabrał ją do
siebie i trzy dni przechowywał. Fihauser, któ-
rego obrabowano z gotówki, przesiedział kilka
miesięcy w więzieniu.
6. Morderstwo w Dąbrowiczu.
W dniu 25. lutego, Henryk Miln, sędzia po-
licyjny w Zegarto wicach, powracał z żoną i swym
policyantem z zapust do domu. Po drodze spo-
tkał p. Kazimierza Bielińskiego, właściciela wsi
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Zegartowice. Chłopi pochwycili ich i pobiwszy
okropnie, wieźli ich do Bochni przez Łapanów
obok mieszkania Karola Schlossera, któremu się
również odgrażali i którego na drugi dzień zabili.
Gdy przybyli do Dąbrowicza, spotkali inną partyę,
która zaczęła wołać, że nie trzeba wieźć żywych,
bo mniej za nich płacą. Wówczas rzucono się
na więźniów, zamordowano Kazimierza Bieliń-
skiego, jego fornala, Dydyńskiego, Wesołowskiego
80-letniego starca i Henryka Milna. Gdy żona
tego ostatniego rzuciła się na ciało męża, zbito
ją okrutnie, tak że utraciła przytomność. Rzu-
cono ją razem z trupami i przywieziono do
Bochni, gdzie zajęli się nią szlachetni mieszcza-
nie. Przyszedłszy do siebie ta niewinna ofiara,
żądała, aby ją prowadzono do starosty. Ten od-
mówił, natomiast kazał odnieść ją do szpitala
wojskowego. Tu odwiedzał ją osławiony Vitz-
thum i z ironiczną miną, wiedząc, że mąż już
nie żyje, wypytywał się, jak się miewa „pan sę-
dzia Miln?"...
Nieszczęśliwa kobieta ciężko to odchorowała.
7. Zamordowanie
Schlossera.
Karol Schlosser był od 14 lat sędzią poli-
cyjnym w Łapanowie, a równocześnie pełnił
urząd poborcy podatków. Miał on żonę i sze-
ścioro dzieci. Gdy doszła go wieść, że chłopi
uzbrojeni się gromadzą i dopuszczają bezprawi,
zwołał on wójtów i zapytał o przyczynę tego.
Iirwawy
Eok.
121
Chłopi odpowiedzieli mu, że „mają taki rozkaz
z cyrkułu"... Schlosser uniesiony gniewem odpo-
wiedział, że to nie prawda, i zagroził karami,,
jeżeli nie przestaną napastować spokojnych lu-
dzi. Gdy jednak pokazano pisemny rozkaz,
Schlosser postanowił udać się do Berndta i jego
interpelować. Tak też istotnie zrobił. Opowie-
dział staroście, co się dzieje, wynurzył swoje
obawy i zaznaczył, że chłopi zasłaniają się roz-
kazem starosty.
W dalszym ciągu zapytał, dla czego to po-
lecenie starostwa nie było jemu zakomuniko-
wane.
Starosta na to:
„Właśnie był tu chłop ze skargą na pana,
że zabraniasz im odbywać po wsiach straży,
którą im nakazałem, powiedziałem przeto, że
gdybyś pan im tego wzbraniał jeszcze, mają
prawo pana związać i tutaj dostawić. Nauczę ja
was buntowników powstawać przeciw rządowi."
—
„Panie starosto — rzekł Schlosser —-
proszę się pierwej przekonać, jaki jest porządek
w moich dominiach i jaki tam spokój panował,
ja z mej strony zaręcz? m, że nikt tam nie my-
śli o powstaniu — a gdyby i tak było, to
przecież innym zaradzić można sposobem, a nie
przez chłopstwo, któremu nadałeś pan tyle mocy,
ze wolno im robić co się podoba, to jest wybić
lub zabić swego pana, lub sędziego. Cóż się
108
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
stanie ze mną? Proszę przeto p. starostę o jaką
straż bezpieczeństwa, tem bardziej, że mam u
siebie pieniądze podatkowe, ważne papiery i
akty. Gdyby zresztą mi się co złego stało, na
czyjemżeby to ciężyło sumieniu, jeżeli nie na
p. starosty?"
Berndt słuchał z zimną krwią i odpowiedział
mu: „Asystencyi panu nie dam, bo nie mam,
ale jedź pan spokojny, bo się panu nic nie sta-
nie."
Ufając w te słowa starosty, powrócił
Schlosser do domu. Było to wieczorem 24. lutego.
Nazajutrz, przerażony wieścią o zamordo-
waniu Kępińskich, postanowił Schlosser wraz
z żoną wyjechać do miasta. Jednakże było już
zapóźno. Banda rabusiów złożona z przeszło
600 chłopów otoczyła niespodzianie dom i zwią-
zawszy Schlossera, jego aktuaryusza i szwagra
Wiktora Zarębę poczęła ich katować.
Poranionych w niemożliwy sposób wsadzono
na wóz i wieziono do cyrkułu. Tu mieszczanie
przywołali lekarza — ale Schlosser był nie do
uleczenia. Miał tylko tę pociechę, że mógł się
pożegnać z żoną i pobłogosławić dzieci, które
staraniem przyjaciół przy asystencyi straży fi-
nansowej przywieziono do Bochni.
Przy rabunku rzeczy Karola Schlossera za-
brano także krzyż wojskowy, który otrzymał za
waleczność roku 1831.. Krzyż ten kupił od
chłopa komisarz Wangenau za 40 ct... i „za-
Iirwawy
Eok.
121
trzymał dla ozdobienia się niir na sądzie osta-
tecznym" dodaje autor pamiętnika.
8. Wymordowanie
Rydlko.
Szlachecka rodzina Bydlów herbu Jelita mie-
szkała częścią w tarnowskiem częścią w bocheń-
skiem, gdzie mieszkał jej patryarcha Bonawen-
tura Rydel w Strzelcach wielkich. Prócz niego
rodzinę składali dorośli synowie Mikołaj i Leo^
pold, bracia Bonawentury Feliks, Józef i An-
toni, szwagrowie Kierwiński Józef i G o ł u-
chowski Ludwik, wreszcie Zaplatalski
Józef, Wendorfowa Antonina i Szumów-
s k i Wojciech. W okropnym tym roku, z całej
rodziny ocalał tylko Bonawentura Rydel i syn
jego Leopold — reszta legła pod razami chłop-
stwa. I tak Mikołaj Rydel po nieudałym za-
machu na Tarnów padł w Dąbrowicy, wraz
z 70-letnim starcem, żołnierzem kościuszkowskim,
Zaplatalskim i swym stryjem Feliksem. Józef
Rydel, żołnierz napoleoński, zginął od kuli chłop-
skiej, a wraz nim jego kuzyn Józef Kierwiński,
który do niego się schronił. Antoniemu Rydlowi
rozbito czaszkę w oczach żony we własnym
dworze w Zielonej a żona skutkiem pomięszania
zmysłów niebawem umarła! Gołuchowski Ludwik,
szwagier Bonawentury, schroniwszy się z synami
Ludwikiem i Walerym do stodoły został w niej
wraz z dziećmi żywcem spalony. Szumowski
Wojciech, cioteczny brat pani Bonawenturów ej,
294
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
zarznięty został kosą, na podwórzu własnego
dworu. Wendorfowa, cioteczna siostra pani Bo-
nawenturowej, umarła również skutkiem zajść
krwawych. Widząc bowiem zranionego i zwią-
zanego męża dostała pomięszania zmysłów i w lek-
kiej odzieży biegła po śniegu za wozem wśród
naigrawań chłopskich. Przeziębiła się nieszczęsna
i w kilka dni umarła na tyfus. Wendorfa ura-
tował porucznik szwoleżerów Lebowski.
9. Inne ofiary w cyrkule bocheńskim.
Ofiarą rabunku i rzezi w bocheńskiem —
o ile nam wiadomo padły dwory i folwarki:
1) Annów, 2) Boczów, 3) Gharzewice, 4) Dą-
browica, 5) Dębno, 6) Demblin,
7) Dołęga
(zamordowano syna pp. Piekosińskich), 8)
Doły, 9) Domosławice, 10) Droginia, 11) Gh-
chóvj, 12) Grodkowice, 13) Gwoździec- (zamor-
dowany ekonom Józef Żubek, Aleksander Trem-
becki, właściciel folwarku, a ks. Jan Hocho-
rowski został tak zbity, że w miesiąc później
umarł), 14) Hucisko (zamordowany Lipowski
wraz z zięciami Henrykiem Komarem i Era-
zmem Niedzielskim), 15) Jaworsko (zamordo-
wany właściciel Daniel Żelechowski, wybijano
mu zęby siekierą, zdarto skórę z głowy i do-
piero domordowano), 16) Jurków, 17) Kisieló-
toka, 18) Komorniki, 19) Laskowa,
20) Li-
pnica, 21) Lustatuice (zamordowani Jan Tel-
Czyński, Hubczyk, Jan Galan, rządca, Pilecki
Krwawy Bok.
295
Antoni i kasyer skarbowy Biliński), 22) Łapa-
nów, 23) Łonioum, 24) Masłów, 25) Nieznano
wice, 26) Ostrów, 27) Ostrówek, 28) Paleśmca
(tu zamordowano uciekających Nikodema Mary-
nowskiego, syna Tadeusza, dzierżawcę Kra-
snego, jego brata ciotecznego Władysława Foxa
i Juliana Nemyskiego, syna Ploryana, dzie-
dzica Karwodzy), 29) Pierzchów, 30) Porzębka
uszewska,
31) Podstohce,
32) Raciechowice,
33) Radłów,
34) Rozdziele, 35—38) Rybie
nowe i stare, cztery dwory, 39) Stojowice, 40)
Strzelcze wielkie, 41) Tarnawa (tu zginął Be-
nedykt Marynowski), 42) Wesołów, 43) Wola
przemykowska,
44) Wielopole, 45) Wróblik
(tu pojmani zostali Feliks Urbański i słynny
emisaryusz I. Gosslar), 46) Zabrń 47) Za-
kliczyn, 48) Zborczyce (zamordowany właściciel
Antoni Hałd ziński), 49) Zegartowice,
50)
Zielona.
*
*
*
Kończąc opis katastrofy w bocheńskiem cyr-
kule, nie możemy pominąć ustępu z raportu
Romana Prackiego, komendanta 1. oddziału
jazdy w powstaniu krakowskiem. Rozbiwszy pod
wsią Łazanami czerń i wziąwszy kilku do nie-
woli, indagował ich w obecności wójta z Ła-
zan, Wawrzyńca Dymka, i gospodarza najstar-
szego wiekiem Jana Dymka. Inkwirenci ze-
127
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
znali pod przysięgą, że rabunków i mordów
dopuszczali się na wyraźny rozkaz cyrkułu wy-
dany wójtom, że za zamordowanych: Kempiń-
skiego Henryka z żoną i dwojgiem dzieci, Ryl-
skiego Antoniego z żoną z Gońkowa, Kempiń-
skiego, Niedzielskiego i innych, zapłacił im
cyrkuł na ręce Marcina, wyrobnika z Borówki.
Zeznali dalej, że od kilku tygodni komisarze
i urzędnicy zachęcali ich do rznięcia
szlachty,
która ich chce mordować, uczyli, ażeby nie na
swego pana, ale na sąsiedniego
napadali i
obiecywano im przysłać urlopników na dowód-
ców! Zeznania powyższe stwierdził wójt Wa-
wrzyniec Dymek, który pod przysięgą oświadczył,
że i jemu to samo mówił komisarz w Niepoło-
micach.
G) Cyrkuł jasielski.
Na czele cyrkułu stał starosta — o polskiem
niestety nazwisku — Stanisław Przybylski.
Chcielibyśmy wyróżnić go korzystniej z pośród
ówczesnej zgrai urzędniczej, ale niestety wszystkie
współczesne publikacye ludzi wiarygodnych nie
pozwalają nam tego. Zarówno pismo manda-
tarynsza Strzelbickiego, wystosowane do guber-
nium, jak raport majora Podoleckiego, jak
i podanie do tronu Jana Kantego Stojowskiego,
byłego c. k . rotmistrza ułanów — nie pozwalają
wątpić, że ów starosta o polskiem nazwisku nie
Iirwawy Eok.
121
był lepszym od swoich kolegów. Głównymi jego
urzędnikami niezbyt pięknej pamięci byli Ignacy
Hejrowski i Narcyz Pajączkowski, komisarze
obwodowi, i Józef Buschina, kancelista, natomiast
ludzkością odznaczał się Niemiec, komisarz
Karol Banholzel.
W powiecie jasielskim ruch rozpoczął się
w powiatach graniczących z tarnowskim cyrku-
łem; w raportach swych przedstawia go Przy-
bylski jako wywołany przez Szelę. Nie mniej
ednak pewną jest rzeczą, że i jasielscy urzędnicy
buntowali lud. We wsi Turze poznano w hersz-
cie chłopskim naczelnika straży finansowej
z Kołomyi; komisarz Pajączkowski, gdy mu
w Jaśle panie z oburzeniem mówiły w oczy, że
urzędnicy rabowali na czele chłopów, odpowie-
dział: „Tak źle nie było — tylko strażnicy
finansowi byli wśród chłopów, aby bronić od
krwi przelewu!..."
W Jaśle trzej obywatele słyszeli komisarza,
jak dawał nauki chłopom, gdzie i jak mają ra-
bować. Komisarz ten przemawiając do chłopów,
zawsze im mówił: „Rząd na was liczy — że
buntowników będziecie łapać", a gdy jakiś chłop
się spytał, co mają robić, jeżeli nie dadzą się
złapać.—
odpowiedział krótko: „zabić".
Major Podolecki opowiada, że dwór w Dembo-
szynie rabowali chłopi w obecności komisarza
Hejrowskiego i oficera od piechoty, a dziedzic
288
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
Bobrowski okuty musiał się temu przypatrywać.
Podolecki aresztowany przez Hejrowskiego, od-
bywał z nim drogę do Jasła. Widział on, jak
komisarz ciągle dawał chłopom tajne zlecenia
i konstatuje, że chłopi urzędnikom i żołnierzom
dawali część łupów. W Kamienicy (gdzie za-
mordowali W. Bogusza) niejaki Tomasz Jardys
chwalił się tak przed Hejrowskim:
—
„Ja to zabiłem Bogusza własną ręką,- ja,
który służyłem dziesięć lat cesarzowi".
Komisarz i landsdragony rozmawiali z tym
bandytą nader poufale i grzecznie.
O staroście jasielskim tak pisze Podolecki:
„Podczas rozmowy z tym prostym, krwi chciwym
człowiekiem, opowiedziałem mu okrucieństwa,
których byłem świadkiem. Odpowiedział mi
prawie wściekle: „Samiście sobie winni — wcale
was nie żałuję..."
„Wozy z więźniami, rannymi i zabitymi eskor-
towane przez morderców, zatrzymywały się ciągle
przed urzędem cyrkularnym, gdzie urzędnicy
i landsdragoni odbierali żyjących i rzucali do
więzienia. Trupy oddawano mordercom napowrót,
z rozkazem pogrzebania ich na tem miejscu,
gdzie mord był dokonany. Widziałem umierają-
cych na wozach przed urząd cyrkularny zawie-
zionych, którzy żądali św. Sakramentu, przyjmując
takowy w obecności swych morderców, którzy
niebawem ze zwłokami napowrót odjeżdżali".
Krwawy
Rok.
289
Bardzo charakterystycznem, nie tylko co do
Jasła, ale w ogóle co do całej katastrofy jest
podanie do cesarza
Ferdynanda
wystosowane w dniu 15. czerwca 1846 przez
Jana Stojowskiego.
Ów Stojowski był c. k . rotmistrzem pułku
ułanów arcyksięcia Karola i odznaczył się w bi-
twie pod Wagram. Przy wojsku służył lat 17,
poczem odziedziczywszy po bracie Michale, który
był radcą przy najwyższym trybunale we Wie-
dniu, dobra Potok i Grodna dolna w jasielskiem,
osiadł na roli i gospodarzył. W dniu 20. lutego
banda Szeli n ipadła na Grndnę i zabiła w okropny
sposób rządcę Kaczkowskiego: bito go całą noc,
następnie oberznięto mu na rozkaz Szeli uszy,
przestrzelono, a wreszcie stratowano końmi.
W dniu 22. lutego gromada chłopów z Odrzy-
konia i Żarnowca napadła na Potok, a zrabo-
wawszy doszczętnie dwór i zrobiwszy szkody
na przeszło 30.000 zł.,
związali Stojowskiego
i synów i odstawili do Jasła, zapewniając, że
„wszystko to robią z rozkazu cyrkułu
11
.
Starego
Stojowskiego wypuszczono natychmiast, synów
zaś zatrzymano w więzieniu. Opowiedziawszy
to wszystko w swem podaniu do tronu, tak
pisze Stojowski:
„Takowe to czyny okrucieństwa wykony-
wano w roku 1846 w Galicyi — na nieszczęście
tyło takowych wiele, lecz okropności te zape-
128
130
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
wne nie dojdą do wiadomości Waszej Cesar-
skiej Mości przez organ właściwy władz miej-
scowych, dla czego jest moim świętym obowią-
zkiem takowe, o ile mnie dotknęły i o ile ta-
kowych byłem świadkiem i ofiarą, podać do
najwyższej wiadomości Waszej Cesarskiej Mości.
„Rządowipowinno
na tem zależeć, aby grun-
townie dojść wątku owych głośnych
wyrażeń
chłopstwa przezemnie samego słyszanych:
„iż
okrucieństwa
takowe
wykonywają
wskutek rozkazów urzędów
cyrku-
larnych",
a gdyby przyczyna takowych wy-
rażeń była zmyśloną, rząd winien odeprzeć rzu-
cane na siebie potwarze, w przeciwnym zaś razie
ukarać władze, które w niepojętem
zaślepieniu
przez wprowadzenie
w błąd i namawianie
chłopstwa do takowych okrucieństu)
twojemu
rządowi starały się taką usługę
wyświadczyć.
Dochodzenie tego jest potrzebnem, aby spokojność
w przerażone umysły powróciła, co tem jest
bardziej naglącem, że gminy, które swoich panów
pozostawiły przy życiu, żałują tego, ile że
w tarnowskim cyrkule prawie wszystkich dzie-
dziców wymordowano i zrabowano, a sprawców
do żadnej nie pociągnięto
odpowiedzialności,
Bezkarnością tą rozzuchwaleni głośno się odgra-
żają, że wymordują pozostałych i podzielą -się
ich gruntami. Dlatego wszystko, co tylko może,
ucieka do miast i ja nie ufam mojemu mie-
Krwawy
Bok.
227
szkaniu na wsi, nie chcąc oddać się na pastw?
zajadłej tłuszczy..." Przedstawiwszy dalej szkody,
jakie poniósł, prosi raz jeszcze:
1.
„Aby prawdę tu wy łuszczonych szczegó-
łów wyśledzić przez osobną komisyę, sądy bo-
wiem kryminalne galicyjskie
zupełnie
milczą
i dotąd nigdzie żadnego
nie
śledztwa
2. .„Aby tych, którzy dopuścili się publicznych
gwałtów i rabunków, oddać sprawiedliwości
i ukarać ich według praw".
Jak wiemy, męzkie to i szczere odezwanie
się starego wiarusa do cesarza, pozostało bez
skutku — -
ale niewątpliwie cesarz pisma tego
nawet nie widział, gdyż w kancelaryi takie
„niewygodne" podania łatwo za Metternicha
rządów znikały.
Akt ten przytoczyliśmy obszerniej, bo jest
on ze względu na osobę autora jednym z naj-
ważniejszych dokumentów przeciw zbrodniom
biurokracyi.
Mówiąc o rabacyi w Jasielskiem, musimy
wspomnieć też o Wincentym Polu. Mieszkał on
podówczas w Maryapolu pod Gorlicami; widząc
wzburzenie chłopstwa, zabrał rodzinę, spakował
co cenniejsze książki i ruszył do Lwowa. W d.
19. lutego przybył do Polanki (własn. Tytusa Trze-
cieskiego), gdzie przybył także Józef Pol, brat
poety, lekarz z Krosna. Nazajutrz nadciągnęła
19*
przedsięwzięły
132
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
tłuszcza od Odrzykonia: chłopi zbiwszy cepami
mężczyzn, przywiązali ich do drzewa i na śniegu
i mrozie tak kilka godzin trzymali. Od czasu
do czasu chłopi powracający z rabunku dworu
znęcali się nad nieszczęśliwymi. Siedmioletniego
syna poety, gdy garnął się do niego z trwogą,
odrzuciło chłopstwo w śnieg, a żona chcąc za-
słonić go od razów, sama otrzymała cios toporem
w głowę. Pol hardo stawiał się napastnikom,
najwięcej też odebrał ran, wreszcie ktoś za
chłopa przebrany, łamanym językiem kazał zwią-
zanych odstawić do Jasła. Po drodze bito ich
przy każdej karczmie, aż wreszcie w Moderówee
wojsko odebrało ich chłopstwu.
Wincenty Pol wyszedł z tej sprawy ze zła-
manem żebrem i zakrwawionem sercem. Odsta-
wiony najpierw do Jasła, zamknięty został pó-
źniej we Lwowie. Tu w więzieniu powstały
„Psalmy pokutne".
Pod wrażeniem strasznych
scen pisał poeta:
W co sie obróci ta polska dziedzina,
I czem sie będzie lud ten dalej bawił?
Gdy pierwszym krokiem, co w życiu postawił,
Już w dziejach świata wyrósł na Kaina.
Chociaż w Jasielskiem mniej mordowano, to
jednak i tu nie brakło krwawych scen i ra-
bunków.
I tak ofiarą czerni chłopskiej padły nastę-
pujące dwory: 1) Bączal dolny (tu pobito silnie
Krwawy Eok,
133
dziedzica Józefa Miazgę i jego syna Marcelego.
Ten ostatni dostał pomięszania zmysłów i umarł).
2) Bączałka,
3) Binarowa,
4) Bonarówka,
5) Brzeżanka, 6) Brzostek, 7) C-zermna, 8) Dem-
bowa, 9) Dobieszyn, 10) Dombrówka, 11) Go-
dowa,
12) Gogolów (tu pod razami cepów
i wideł padli Fryderyk Den ker (ojciec), Ale-
ksander Zdzieński, jego zięć, i Erazm Denker
(syn), dalej Marcin Kwiatek budowniczy, Gu-
staw Fischer gorzelnik, Adam Der ner leśni-
czy i Franciszek Pierzchała współwłaściciel
Gogołowa), 13) Grud na (ekonom Kaczkowski),
14) Januszkowice,
15) Jaszczurowa,
16) Ja-
szczew, 17) Jodłowa (zamordowany leśniczy
Franciszek Merski), 18) Kamienica górna,
19) Klecie,
20) Kowalowa (zamordowano Ju-
liana i Kryspina Przetockich), 21) Kosówek,
22) Kwiatonoiuice, 23) Lipnica dolna, 24—25)
Lutcza, 26) Łużna 27) Markuszowa, 28) Mo-
szczanica, 29) Obpiny (tu pastwiono się w spo-
sób okrutny nad braćmi Romanem i Feliksem
Kamiński mi. Pierwszy zmarł na drugi dzień
z pobicia, drugi cudem ocalał mimo 32 ran
w głowie!) 30) Olszyny (tu zbito i poraniono
Mien tu szewskiego, Niewiarowskiego
i 14-letniego jego syna, tudzież Antoniego Pa-
włowskiego), 31) Opacie,
32) Polanka,
33) Potok, 34) Ropa, 35) Rzegocin (zamordo-
wano Macieja Łobarzewskiego), 36) Rze-
134
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
piennik, 37) Sawina,
38) Siedliska,
39) Sie-
Mówka, 40) Stepina, 41) Swiecany, 42) Sza-
lowa, 43) Szerzyny, 44) Turze, 45) Ustrobna,
46) Wiśniowa,
47) Wola turzańska,
48—49
Wysoka,
50) Zagórzany, 51) Zawadka,
52)
Zyznów.
D) Cyrkuł
sanocki.
W cyrkule sanockim, na którego czele stał
Jan Jerzy Osterman, radca gubernialny, goto-
wali związkowi trzy wyprawy na Sanok. Pun-
ktem zbornym jednej partyi miał być Wzdów,
własność śp. Teofila Ostaszewskiego, drugi od-
dział organizował były wojskowy Jerzy Bułharyn,
trzeci zaś Stanisław Brześciański, właściciel
Ustjanowej. Pierwszy oddział z powodu groźnej
postawy chłopstwa nie zorganizował się wcale,
drugi oddział pod wodzą Bnłbaryna w sile 40
ludzi przebił się przez czerń chłopską pod Bali-
grodem i schronił się na Węgry. Najgorzej za-
kończył oddział trzeci. W chwili bowiem, gdy
proboszcz Jasienia, ks. Józef Putałkiewicz, we-
zwał chłopów do powstania, ci rzucili się na
Brześciańskiego, księdza i jedenastu spiskowych,
a obiwszy ich związali i odstawili do cyrkułu.
Jakkolwiek przebieg rozruchów był tu łagodniej-
szy, niż w tarnowskim i bocheńskim cyrkule,
to jednak i tu czerń chłopska szalała do woli
i dopuszczała się okrucieństw. We wsi Izdebkach
Iirwawy
Eok.
121
mieszkał znany i szanowany obywatel lir. Leon
Bukowski z żoną i synem Bonawenturą, tu-
dzież z p. Szumańczykowską, siostrą swej żony.
W fatalnych dniach lutego przybyli do niego
w gościnę drugi jego syn Edward z żoną, pp.
Józefowie Kotarscy i Aleksander Kabat. W dniu
20. lutego napadła na dwór banda chłopów i wy-
ciągnąwszy mężczyzn na dziedziniec, pastwiła
się nad nimi w dziki sposób, zmuszając kobiety,
aby patrzyły na tę scenę. Po kilkugodzinnych
mękach, ułożono półżywych na jeden stos, herszt
bandy kazał przygrywać muzyce i z urąganiem
„łirabianeczki, magnateczki teraz z nami w ta-
niec", zmuszano omdlałe do tańczenia!
Następnie zabrano wszystkich na wozy i od-
wieziono do cyrkułu, złupiwszy poprzód doszczę-
tnie dwór cały. Żydzi po karczmach dostarczali
im wszędzie za łupy hojnie gorzałki i chwalili,
„że tak dobrze zrobili z panami".
W cyrkule nieszczęśliwe ofiary rzucono do
lochu więziennego bez żadnego opatrzenia i trzy-
mano 49 godzin. Dopiero energiczne upomnienie
się poważnych mieszczan Sanoka ulżyło im
trochę losu i przynajmniej trupów od żywych
oddzielono.
Nie lepszego losu doznał Julian G o s 1 a r,
ów, już nie demokrata, ale demagog zapalony,
który dla ludu i jego sprawy zupełnie i wyłą-
cznie się poświęcił. Dnia 20. lutego przybył do
137
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Haczowa, gdzie — jak mu doniesiono — chłopi
mieli być pozyskani dla myśli powstania. Tym-
czasem było to złudzenie, bo chłopi natychmiast
postanowili go ująć. Goslar ukrył się w domu
ks. Gerarda Lecha, który jednak wydał go
chłopom, za co później otrzymał order. Sceny,
jakie przeżył, tak opisuje Goslar w liście do
siostry:
„Miałem przy sobie dwa dubeltowe pistolety
nabite, ale te nie miały przeznaczenia przeciw
ludowi. Nagle otwierają się drzwi z łoskotem
i widzę sień napełnioną uzbrojonem chłopstwem.
Nigdy mi się przedtem tak okropny widok nie
przedstawił. Gdym widział zbliżające się na
mnie cepy, widły, siekiery, nie uląkłem się, ale
gdy mi oczy chłopów dzikim, jadowitym,
wście-
kłym żarem błysły, zadrżałem — nie mogłem
pojąć, jaka siła nagle tych ludzi w zaciekłe
bestye zmieniła...
„Podaję im ręce, porywają mnie, zaczynają
szarpać i bić na wszystkie strony. Potargali na
mnie suknie, buty ściągnęli i pół nagiego wlekli
po śniegu... Byłem pewny, że ręka moja w ka-
wały połupana, i nie myślałem, że będę nią
pisał do ciebie..."
Po jakimś czasie zostawili
mnie. sądząc, żem nieżywy — gdym zaczął
mówić, wpadła nowa czereda i z okrzykiem:
„to żyje jeszcze ta bestya?" rzuciła się na
mnie znowu".
Iirwawy Eok.
121
Takie katusze zadawano mu trzy dni, po-
czem odwieziono do Sanoka.
„We wszystkich
wsiach, przez któreśmy jechali, stało chłopstwo
po drodze i witało nas drągami. Jechaliśmy przez
drągi i cepy, jak żołnierz idzie przez rózgi.
Przez wieś Milczę drągami bili nas w oczy
i chcieli je wyłupić... W Berku dwie mile od
Sanoka już nietylko chłopi, ale i pijani żołnierze
bili nas kolbami. Do mnie ze- złośliwem szyder-
stwem przystąpił kapral: „Dobrze wam tak,
zbóje — rzekł — coście to wy chcieli zrobić?"
„Gdyśmy wjeżdżali do miasta, ulice, ganki
i okna pełne były widzów. Patrzyłem po twa-
rzach. W kilku tylko dostrzegłem współczucie,
wszędzie malowało się gapiowate przerażenie,
albo tryumfujące szyderstwo".
Dalej opisuje przerażające więzienie —• jedną
celkę, do której wtłoczono 60 więźniów, i donosi,
jakie wrażenie zrobiła na nim wieść o rzezi
w tarnowskim cyrkule.
„Nigdy nie życzyłem sobie śmierci, nie wzy-
wałem jej, ale wtedy złorzeczyłem władzy, która
mnie oddaliła z Tarnowskiego: żal mi było, żem
nie zgiuął razem z rodakami, gdy ich uratować
od mordu nie mogłem. Przez kilka tygodni by-
łem jak zatruty. Niczem męki Haczowian. Każda
nowa wiadomość okrucieństwa Mazurów targała
mi serce i rany jadem napawała. Wtedy mego
dekretu na szubienicę słuchałbym jak najmilszej
138
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
muzyki, plunąłbym w oczy temu, ktoby mię
chciał był uwolnić z więzienia. Najmilszem mo-
jem życzeniem było, żeby mnie ziemia, albo pie-
kło zakryło przed oczyma i pamięcią rodaków,
kiedy należałem do tych, co takie nieszczęście
na kraj sprowadzili. Później pocieszyła mnie
wiadomość, że okolice, w których trzy lata prze-
bywałem, wolne były od mordu. O potwierdź to,
jeżeli możesz, siostro kochana, i co tylko wiesz,
donieś mi z Hadykówka, Komborna, Niwiska
i tych miejsc, gdziem częściej przebywał. Jeżeli
to prawda, że tam chłopi nie mordowali nikogo,
to uwierzę w szczególniejszą łaskę Opatrzności
nademną".
Ofiarą rozbojów chłopskich padły dwory:
1) Bachórz,
2) Bezmiechowa (zamordowano
Kerna), 3) Byblo, 4) Domaradz,
5) Dynów,
6) Graziowa, 7) Bacz 'w, 8) Huwinki, 9) Izdebki,
10) Juryczków, 11) Kombornia, 12) Leszczowa,
13) Lubno,
14) Nowe miasto,
15) Pielnica
(tu zbito Rylskich i bawiącego u nich chwi-
lowo Mieczysława Darowskiego, temu osta-
tniemu zębami ściągano pierścienie z palców
i poraniono go okrutnie. Rannych odstawiono do
Sanoka), 16) Piekiełko, 17) Pisarowice, 18) Prze-
dzielnica, 19) Sielnica, 20) Woytkowa, 21) Wró-
blik, 22) Zagórz, 23) Zarszyn.
Jakkolwiek mniej tu było ofiar, to areszto-
wania były bardzo liczne. Między aresztowanymi
widzimy:
Iirwawy
Eok.
121
Balów Antoniego z Tyrnowy, Franciszka
z Nowosiółek, Jana z Średniej Wsi; Buko-
wskich Wincentego z Jasionowa i Edwarda
z Izdebek; Brześciańsk iego Stanisława z Ust-
janowej; Bobczyńskich Aleksandra i Kon-
stantego z Newistki; Ciesielskiego Adama
z Komborni; Darowskiego Mieczysława z Brze-
zawy; Dydyńskich Wł. i Kajetana z Sietnicy;
D ule mb ów Kleofasa i Leonarda z Jabłonicy;
Gozdowicza Alfreda z Rakszowy; Janow-
skiego Ludwika z Michalczowej; KI ob asę
Karola z Zręcina; Kaczkowskich Ignacego
z Bereznia i Zygmunta z Cisny; Kopystyń-
skiego z Miejsca; Leszczyńskich Leopolda
z Hulskiego, Erazma z Żurawina, Wojciecha
z Turzego; Mary n o w sk iego Karola z Witry-
łowa; Nowosieleckiego Klemensa z Graziowa;
Ostaszewskich Franciszka z Glinnego, Ja-
kóba i Teofila (wraz z piętnastu oficyalistami)
ze Wzdowa; Osuchowskich Sylwestra i An-
drzeja z Zerunia; Popielów Władysława i Wi-
ktora z Grąziowej; Płockiego Karola z Bobrki;
księdza Przylipskiego Augusta z Zarszyna;
Romera Hieronima z Sanoka; Sękowskich
Edwarda i Leonarda z Wydrnego; Sm a la w-
skiego Kaz. z Morochowa; księdza Szym-
czakiewicza Jana z Nozdrzca; księdza Szost-
kiewicza Antoniego z Izdebek; Terleckich
Antoniego i Leopolda z Skorodnego; Urbań-
141
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
skiego Feliksa z Komborni; księdza Winni-
ckiego Kaspra z Trześniowa; księdza Zgrze-
bnego Walentyna z Komborni.
Pierwszy spis urzędowy, który mamy przed
sobą, obejmuje wogóle dwieście pięćdziesiąt jeden
osób aresztowanych w Sanoku!
E) Cyrkuł
sądecki.
We wszystkich powiatach, o których dotych-
czas mówiliśmy, powstanie lutowe trafiło na
bezwzględny i stanowczy opór masy ludu wiej-
skiego, który podbechtany dosyć wcześnie przez
niesumiennych agitatorów rządowych, rzucał się
na swych naturalnych obrońców i mordował bez
miłosierdzia.
Widzieliśmy, że nawet ci, którzy (jak ów
Tomasz Sarana i zięć jego Mazur) w pierwszej
chwili dobrowolnie przyłączyli się do obrońców
sprawy narodowej — później rabowali w naj-
lepsze i to dwory tych, którzy przed chwilą
prowadzili ich ze sobą. Były wprawdzie wyjątki,
że gdzieniegdzie znajdowali się w gminach lu-
dzie zacni i uczciwi wśród włościan, ale wyjątki
te są tak nieznaczne, że giną w masie morder-
ców i rabusiów.
W obwodzie sądeckim widzimy wyjątkowo
jaśniejszy nieco obraz, który odbija od czarnego
tła zbrodni. Tu znalazły się okręgi, w których
ludność, znalazłszy godnych przewodników w ka-
Iirwawy
Eok.
121
płanach i zaufawszy im, przyłączyła się do po-
wstania i nie szczędziła krwi w obronie sprawy.
Takimi przewodnikami byli ks. Józef Kmietowicz
w Chochołowie i ks. Michał Janiczak z Sza-
flar. Znakomitego pomocnika znalazł ks. Kmie-
towicz w osobie organisty chochołowskiego,
byłego żołnierza z r. 1831 — Jana Andru-
sikiewicza.
Celem związkowych było i tu podobnie jak
w innych powiatach zdobycie miasta cyrkular-
nego, zaopatrzenie się w broń i później połącze-
nie z główną siłą. Zamach miał być wykonany
w nocy z 21. na 22. lutego, o czem zresztą
starosta Karol Bocliyński wcześnie już był uprze-
dzony. Sącz nie był pozbawiony środków obrony:
stał w nim bowiem załogą trzeci batalion pułku
Hohenegg o czterech kompaniach w sile 380
ludzi pod komendą majora Fejervary. Na pier-
wszą wieść o zamierzonem powstaniu obwaro-
wano miasto dosyć silnie, utworzono przy głó-
wnych drogach silny kordon, wysłano patrole,
a nadto wzmocniono korpus wojskowy oddziałem
160 strażników finansowych, należycie uzbrojo-
nych. Równocześnie kazał starosta ogłosić w mie-
ście stan oblężenia i wydalił wszystkich nieosia-
dłycli stale w mieście poza jego obręb. Wysłał
też część skarbowej straży, ażeby organizo-
wała po wsiach bandy zbrojne, z któremi plon-
drowano powiat i maltretowano winnych i nie-
winnych.
142
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Gdy się to dzieje w Sączu, zebrali się
w nocy z 21. na 22. lutego na pierwsze we-
zwanie ks. Kmietowicza górale chochołowscy
w chacie Andrusikiewicza. Tu otrzymawszy bło-
gosławieństwo kapłańskie, zorganizowali się jako
tako i uderzyli pod wodzą swych naczelników
najpierw na koszary straży skarbowej w Cho-
chołowie, a następnie w Witowie. Tu zabrano
nieco broni i amunicyi, poczem ruszono do Suchej
góry. I tu znów, podobnie jak w dwóch pier-
wszych miejscach, rozbrojono bez rozlewu krwi
straż skarbową, zabrano kasę celną i w proto-
kole wystawiono imieniem rządu rewolucyjnego
odpowiednie pokwitowanie.
Następnego dnia na czele o wiele liczniej-
szego już oddziału posunął się ks. Kmietowicz
ku Nowemu Ttrgowi. Tymczaseir dowiedziano
się, że komisarz straży skarbowej z Nowego
Targu, Romuald Fiutowski, ciągnie na czele sil-
nej bandy, złożonej ze strażników akcyzowych
i przeszło 200 chłopów, z Czarnego Dunajca na
Chochołów. Postanowiono się bronić.
Istotnie, wkrótce przyszło do walki i to
walki zaciętej, w której plac boju utrzymali
powstańcy. Fiutowski został silnie raniony przez
Andrusikiewicza i wzięty do niewoli; chłopi
z Czarnego Dunajca rozprószyli się nieścigani.
Tu zanotować należy słowa autora „Briefe emes
Deutschen iiber Galizien"
(Wrocław 1847),
Iirwawy
Eok.
121
który acz jest dla nas najnieprzyjaźniejszym,
konstatuje, że „organista Andrusikiewicz, który
zranił Fiutowskiego, był tak szlachetny, że po-
walonego przeciwnika ochronił od mściwych gó-
rali, kazał go zanieść do swego mieszkania i tam
najtroskliwiej go pielęgnował".
Ten szlachetny postępek biednego organisty
z Chochołowa jak świetlanie i jasno odbiia od
barbarzyńskiego, nieludzkiego zachowania się
większości ówczesnych austryackich oficerów!
Jak rycerskim okazał się ów wiarus z r. 1831
wobec powalonego przez siebie przeciwnika —
a jak barbarzyńsko wyglądają czyny owych
Crollicliów, Ludwigów, Benedeków, Galateów i tej
mocy „rycerzy", którzy z zimną krwią patrzyli
na dokonywany w oczach ich mord niewinnych,
albo sami chłopów do dobijania rannych na-
mawiali.
Rok 1846, to ciemna karta w dziejach ofi-
cerów armii austryackiej. Na szczęście karta
ta, podobnie jak ówczesna armia należą do nie-
powrotnej przeszłości! Dziś nie służą najemnicy —
ale służą obywatele!...
Na wiadomość o klęsce Fiutowskiego zorga-
nizowano nową wyprawę, w której wzięło udział
przeszło pięciuset chłopów i strażników akcyzo-
wych pod przewodnictwem starszego komisarza
Bernarda Molitora. Ten napadł na Chochołów,
144
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
otoczył wieś ze wszystkich stron i po długiej
utarczce „zdobył".
W ręce zdobywców wpadli ks. Kmieto-
w i c z, który później omal że nie podzielił losu
śp. Teofila Wiśniowskiego, proboszcz ks. S u-
ławski i czterdziestu górali. And r u siki e-
w i c z przebił się odważnie na czele garstki gó-
rali, ale widząc, że sprawa stracona, że główny
przywódca aresztowany, sam się oddał w ręce
Molitora. Z pomiędzy schwytanych dziesięciu gó-
rali skazano, a trzej z nich siedzieli później
w Grajgórze. Nazwiska ich są Jacenty i Jan
Koisowie iJan Styrcu1a, wszyscy trzej
.z Chochołowa.
Inny oddział stworzył ks. Michał Jauiczak
z Szaflar. Tu zgromadzili się powstańcy w Bia-
łym Dunajcu, ale dowiedziawszy się o smutnym
losie ks. Kmietowicza, rozprószyli się, a ks. Ja-
niczkowi udało się umknąć do Węgier.
Dla lepszej obrony miasta porucznik z pułku
Hohenegg, nazwiskiem Siebert, powołał urlo-
pników i stworzył z nich oddział, liczący prze-
szło 300 ludzi; ci urlopnicy, „nauczeni" należy-
cie, stanęli następnie sami na czele czerni chłop-
skiej i poczęli rabować.
Jakkolwiek nie popłynęła tu krew tak obfi-
cie, to jednak według urzędowego wykazu
zabito 21 szlachty i oficyalistów, zrabowano
92 dworów i dostawiono 144 „insurgentów".
Krwawy Kok.
145
Oto spis — acz niekompletny — zrabowa-
nych dworów i ofiar: 1) Biała Niżna, 2) Brzana
(zamordowany Leon Woynarowiczf syn
właścicielki, który właśnie powrócił do domu z aka-
demii paryskiej. Nieszczęśliwego najpierw zbito
okropnie a później sypano mu do gardła tłuczone
szkło. Wkońcu strzaskano mu głowę o kamień.
3) Bobowa, 4) Bruśnik (tu zamordowani zo-
stali: Artur Rożen, leśniczy, Leon Gojski,
rządca, Józef Zięba, policyant, Aleks. Mon-
kulski, właściciel cząstkowy i Tomasz Dre-
zi ń s k i leśniczy), 5) Dobra (zamordow. Eliasz T a-
rasiewicz, justycyaryusz), 6) Jamna, 7) Jan-
kowa, 8) Jasienna,
9) Jastrzębia (tu zamor-
dowano Juliana Niemyskiego, Piotra Biało-
brzesk iego, pułkownika wojsk polskich, a wraz
z nimi ekonoma i dwóch pisarzy). 10) Jeżów,
11) Jodłownik (pobici okrutnie Konstanty, Mi-
chał i Ludwik Romerowie, Adolf Tetmajer,
Michał Piastasiński, Michał Podoski i Win-
centy Struszkiewicz. Sześciotygodniowe dzie-
cko, Gustawa, (dzisiejszy właściciel Zabełcza
i poseł na sejm kr.), wyrzuciły baby z kołyski
na dwór, aby pościel przetrząsnąć), 12) Kajną,
13) Koszary, 14) Łososina (tu obito tak Jana
Pieniążka, że w kilka tygodni umarł. Żonie
jego Maryi z Dunikowskich przy ściąganiu
pierścieni z palców obgryzano palce. Na nie-
szczęśliwych napadnięto w kościele). 15) Mako-
10
146
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
kowica, 16) Młynne,
17) Niecew (Jakób Ka-
miński), 18) Nowalcówka, 19) Podole, 20) Osi-
ków (Aleksander Kola L u bie niecki, były
oficer austr., widząc nadciągające bandy chłopskie,
a nie chcąc wpaść w ich ręce, zastrzelił się.
W okolicy Limanowy Soter Wielogłowski
z obawy utracił zmysły, zaś Franciszek Brze-
ść i a ń s k i również się zastrzelił). 21) Skrzydlna,
22) Stróże, 23) Stopnica, 24) Szczyrzyc,
25)
Tymbark, 26) Wałowa (tu napadli chłopi na
dwór, kiedy właśnie zwłoki właściciela A. Ujej-
skiego leżały na katafalku. Katafalk obalono,
a dwór zrabowano). 27) Witowice,
28) Wy-
mysłów.
F) Galicya
wschodnia.
Podobnie jak na zachodzie, czynną też była
biurokracya i na wschodzie, a to tak dalece
czynną, że jak później zobaczymy, już po rzezi.
Krwawy Rok.
147
miejscach przyszło do poważniejszego starcia:
w Horożanie, położonej w cyrkule samborskim
i pod Narajowem w cyrkule brzeżańskim. Zanim
jednak pomówimy o tych wypadkach, rzućmy
okiem na stolicę kraju, Lwów, w roku 1846.
Wiemy już, że w grudniu 1845 roku bawił
tu Edward Dembowski, który miał zorganizować
powstanie. . Bawił on tu mimo czujności władz
dosyć długo i nawiązał rozległe stosunki wśród
młodzieży akademickiej i rzemieślniczej.
Przebrany za chłopa, żyda, księdza, Węgra
roznoszącego płótna, lub w stroju kobiecym,
umiał zawsze ujść policyi. W guzikach roznosił
proklamacye rewolucyjne, a nawet był przez
jakiś czas lokajem u br. Kriega i prawdopodo-
bnie niejedną poznał tajemnicę.
On to także zaciągnął się jako szeregowiec
do pułku Nugent, a jego agitacya, jak to później
ibaczymy, nie została i tu bez skutku,
tarnowskiej zachęcano lud do krwawych czynów /
Dembowski zawiązał we Lwowie komitet
Jeżeli we wschodnich powiatach nie przyszło \ ewolucyjny. W skład tego komitetu weszli mię-
"II \ T IrłllfTftHTAl lrnł-nnł-MA+łf -4-^ nrv r.lm
/1-i .i -aM** .
do tak krwawej katastrofy, to zasługą natury
ludu i cliyba dlatego, że wśród urzędników
niemieckich nie znalazł się drugi Breinl, któ-
ryby metodę tarnowską należycie zastosować
umiał. Że Saclierowi, Milbacherowi, Hietzger-
nowi nie brakło dobrych chęci, o tem wobec
dowodów, jakie mamy przed sobą, ani wątpić
nie podobna. Z tem wszystkiem tylko w dwóch
Izy innymi Maurycy Sikorski, Maryan Sro-
czyński i Alojzy Boberski. W agitacyjnej zaś
pracy pomagali im Karol Kaczkowski, Julian
Gutowski, Kleofas Domaradzki. Pomiędzy tymi,
którym Dembowski ofiarował kierownictwo ruchu
we Lwowie, był na pierwszem miejscu dr. Fran-
ciszek Smolka. Ten jednakże nietylko kiero-
wnictwa nie przyjął, ale wprost oświadczył, że
10*
132
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
uważa powstanie w tej chwili za zgubne dla
kraju i sprawy narodowej, że obowiązek pa-
tryotyczny nakazuje mu przeszkodzić niewcze-
snemu wybuchowi.
Dembowski zagroził mu szubienicą. Ale nie
przestraszyło to człowieka, któremu po kilku-
letniem więzieniu, rok temu właśnie czytano
wyrok śmierci...
—
„Ta groźba •— odparł — nie zmienia
w niczem ani mego przekonania, ani mego po-
stanowienia; być myże, że będę wisiał, natomiast
pewien jestem, że uratuję od niechybnej zagłady
młodzież i tych, którzy nie umieją się liczyć
z istotnymi czynnikami obopólnego położenia"...
Smolka miał stokroć racyę, chociaż nie wie-
dział tego, że Sacher-Masoch nietyiko znał
wszystkie przygotowania, ale miał kompletną
listę spiskowych!
Pomimo niepokoju jaki panował, pomimo
drożyzny niebywałej, "karnawał lwowski w r. 1846
należał do najświetniejszych. Nowiniarz Gazety
lwowskiej tak witał rok nowy:
„Skończył się tedy rok stary — zaczyna
się rok nowy pełen nieodgadnionej przyszłości,
miejmy nadzieję, że powodzie, nieurodzaje,
a osobliwie ta dla nas mieszczanów tak nieznośna
drożyzna, zostaną przeszłością wnet zapomnianą,
a natomiast pogoda, słońce, bujne niwy i taniość,
to najpiękniejsze marzenie klas ubogich, będą
Krwawy
Eok,
149
darem nieboszczykowskiego dziedzica, którego
witamy".
Pan Nowiniarz był nietylko sentymental-
nym — zdobył się nawet na poezyę, zapowia-
dając szereg balów:
Zapusty idą. z niemi zabaw chwile,
Z niemi poskoczny bieży także bal,
Aby go przyjąć i powitać mile,
Eadość nam hasłem, rzućmy troski w dal.
Ale jak wiosna smutna jest bez kwiatu,
Obraz nie świetny, kiedy nie ma ram...
Tak też bal na nic nie przyda się światu,
Gdy go nie wieńczy grono pięknych dam!
Waszych to, panie, na to wdzięków trzeba,
Aby śmiertelnik rozkosz życia znał,
Wszak w dobry humor nawet ów pan nieba
Puhar nektaru z rączek wdzieńkiń brał!
Przytoczyliśmy umyślnie ten zabytek urzę-
dowej poezyi, jako rzecz wartą poznania z cza-
sów, kiedy o p. Mickiewiczu nie wolno było nic
pisać w Gazecie lwowskiej.
Początkiem karnawału były próby tańców
w sali strzeleckiej i w sali Tyrego, czyli t. zw.
jaskini weteranów, przy ul. Kurkowej. Wstęp
kosztował 6 kr. m. k. W teatrze grywano w tym
czasie „Ramiro, król Nawary", „Młyn dyabelski",
„Tajemnice Paryża",
„Przypadki sieroty" etc.
W restauracyi Matuli odbywały się od czasu
150
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
do czasu przedstawienia ekwilibrystów i atletów,
znakomita winiarnia Edwarda Zilina, słynna
z swycli wytrawnych win węgierskich, była miej-
scem zboru konsyliarzy i mieszczan, a słodyczy
dostarczały cukiernie Ehrbara, Hehnemana, Pas-
synkowskiego i p. Rossi.
Czas był prześliczny. Grudzień r. 1845 był
niepamiętnie łagodnym — styczeń zaś 1846 zda-
wał się zapowiadać przejście do wiosny. Ale
jak zabawa miała wkrótce przemienić się w ża-
łobę, tak ta fałszywa wiosna z końcem stycznia
zmieniła się znów w ostrą zimę. Jak się w tym
roku bawiono, niech wykaże następujące zesta-
wienie balów:
13. stycznif : Bal z loteryą fantową, urzą-
dzony na strzelnicy (czysty dochód 650 zł m. k .) .
14. Bal Tow. kasynowego w sali Tow. mu -
zycznego.
19. I . Reduta.
21. Bal Towarzystwa dam dobroczynności
(cz. dochód 851 zł. m. k.).
26. II. Reduta.
27. Bal Tow. strzeleckiego.
28. Bal Tow. muzycznego.
4. lutego: III. Reduta.
8. Bal na dochód zakładów ochrony małych
dzieci (cz. d. 470 zł m. k.).
9. IV. Reduta.
Krwawy Kok.
151
10. Bal na zwiększenie funduszu taniego
chleba (doch. 410 zł. m . k ., 1 dukat, 5 rubli).
15. Bal na dom ubogich (czysty dochód
512 zł. m. k.).
16. V. Reduta.
17. Drugi bal Tow. dam dobroczynności (cz.
d. 640), wreszcie, tej samej nocy, w której na
Lisiej górze mordowało chłopstwo naszą młodzież
tj. z 18. na 19. lutego — odbywał się we Lwo-
wie drugi bal Towarzystwa kasynowego.
Na balach tych grywano najulubieńsze pod-
ówczas tańce, jak straussowskie walce, stra-
dellowe kadryle, polki Tymolskiego i mazury
Krasnopolskiego. Bale otwierały się zwykle
polonezem.
„Z miłą przyjemnością — pisze
Nowiniarz G. lwowskiej — słuchaliśmy polonezów
naszego Ogińskiego, których nerwowość i ro-
dzinne dźwięki żywo nam przypominały czasy,
w jakich je tworzył ten muzyk-wojownik". To
jedyne zdanie, zdradzające w Nowiniarzu Polaka,
jakio znaleźliśmy w całym roczniku Gazety
lwowskiej.
U arcyksięcia miały się odbywać bale co
wtorku, jednakże przyjęcia te szybko ustały
z powodu śmierci starszego brata arcyksięcia,
arc. Franciszka IV., ks. Modeny, Massy i Ka-
rary w dniu 21. stycznia. Lwów miał sposo-
bność przyglądać się wspaniałym nabożeństwom
z tego powodu, jak niemniej ceremonii pogrzebu
152
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
arcybiskupa lwowskiego Franciszka de Paula
Piscliteka, który zmarł w dniu 1. lutego.
W styczniu, a mianowicie 31., odbyło się
pierwsze posiedzenie c. k . galicyjskiego Towa-
rzystwa gospodarskiego, które, spowodowało liczny
zjazd szlachty i ożywiło niemało miasto. Zresztą
zajmowano się wiele metodą leczenia, wynale-
zioną przez Priesnitza — i głodem. Bo chleb
był niesłychanie drogi. Bochenek 21 /a f. koszto-
wał od 13 —16 kr. m . k . Wobec tego magistra;
zawarł umowę z pewnym piekarzem, że c
wtorku i piątku dostarczać będzie 2000 — 40CK.
bochenków chleba razowego w 2 częściach z ży
tniej, a w 1 z pszennej mąki, za co magistrat płacił
od bochenka 9 kr. m. k. Bochenki te sprzeda-
wano ubogim w kancelaryach łandwójtów po
4 kr. m . k. Na ten cel obficie sypały się składki,
a z uwolnień od życzeń noworocznych wpłynęło
756 zł. m. k., 3 dukaty i 1 rubel, któremi za-
opatrzono 211 rodzin...
Powróćmy teraz do spiskowców.
W niedzielę lub wtorek zapustny miał się
odbyć bal u arcyksięcia. Na ten dzień nazna-
czono wybuch. Spiskowi mieli aresztować wszyst-
kich obecnych dygnitarzy i uderzyć na wojsko
Wówczas jednooki, ale czujny Sacher-Masoch po-
stanowił nie zwlekać dłużej i puścić swoją sforę.
W nocy z 12. na 13. lutego uwięziono we Lwo-
wie przywódców przyszłego ruchu w liczbie,
Iirwawy
Eok.
121
trzydziestu sześciu. Brutalnością swą wsławił
się wówczas starszy komisarz policyi Kamieno-
brodzki Makary, który schwytanych rzemieślników
katował kijami i kazał obcinać jeden róg przy
konfederatkach! Dowcip ten zyskał mu uznanie
urzędniczego świata!
Powstanie we Lwowie upadło — a w dniu
20. lutego wiedziano już, acz niedokładnie,
z prywatnych wiadomości o katastrofie w Tar-
howskiem.
Gazeta lwowska zachowywała o rzezi i wy-
padkach krakowskich aż do 3. marca t. r . naj-
zupełniejsze milczenie, natomiast w chwili, gdy
'(już w ręku wszystkich były listy donoszące
0 krwawym przebiegu rewolucyi, w dniu 24. lu-
tego, jakby na ironię pojawiło się w niej „Obwie-
szczenie", podpisane przez arcyksięcia Ferdy-
nanda w dniu 18. (!) lutego, grożące karą śmierci
tym, którzy w rozruchach udział biorą
Dopiero w numerze Gazety lwowskiej z dnia
3. marca znajdujemy wzmiankę o rozruchach,
inapisaną w formie wysuce dyplomatycznej.
-Wszystkie gminy poddańcze —• czytamy tam —
powstały przeciw zbrojnym napadom powstańców
1 walczyły z nimi odważnie także dnia nastę-
pnego. Kilkaset powstańców zabrali chłopi i od-
stawili do c. k . urzędu obwodowego. Wielu
z nich w boju (!) to pokaleczono, to zabito.
Podług nadeszłych wiadomości wydarzyły się
154
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
niestety tu i ówdzie niektóre gwałtowności i łu-
piestwa, których obrona przeciw gwałtowi nie-
koniecznie wymagała; upewnić jednak możemy,
że takie wydarzenia należały tylko do wyjątków
i że tam nawet, gdzie się wydarzyły, winowajcy
upomnieni o to od urzędników i osób wojsko-
wych, po największej części spiesznie (!) do po-
rządku wracali. Rząd tymczasem użył środków,
aby dalszym wszelkim bezprawiom ile możności
tamę położyć, jakoż przy tęgości (!) środków
rządowych i dobrym duchu (!), który ogólnie
tutejszy lud wiejski ożywia, ani wątpimy, że
wkrótce wszędzie spokojność publiczna i porzą-
dek przywrócone zostaną".
Oto próbka kolosalnego łgarstwa urzędo-
wego i tej periidyi, która później dyktowała
sprawozdania o wypadkach galicyjskich, za-
mieszczane w płatnych dziennikach niemieckich
i broszurach drukowanych przez rząd, lub tegoż
kreatury.
Tymczasem w dniu pierwszego marca miał
Lwów prawdziwie dantejski obraz. Od rogatki
stryjskiej wszedł do miasta długi szereg wozów,
eskortowanych przez żołnierzy. Byli to zabici
i ranni w Horożanie. Rysy twarzy rannych były
trudne do rozpoznania, gdyż twarze były czarne
z pobicia, lub okryte szmatami. Każde mocniej-
sze stuknięcie wozu o bruk wywoływało z piersi
rannych okropne jęki. Wozy jechały szybko
Iirwawy
Eok.
121
przez plac Ferdynanda (dziś Maryacki) ku Bry-
gidkom. Przechodnie z przerażeniem spoglądali
na te wozy krwią zbroczone, na. ciała półżywe,
nagie, zaledwie kocami żołnierskimi okryte.
Lękali się jednak okazać współczucie nieszczę-
śliwym ofiarom! Natomiast kobiety Polki mniej
okazywały bojaźni i jedna z nich, nie zważając
na groźby żołdactwa przypadła do wozów, wo-
łając: „Nie bójcie się, Bóg was nie opuści!" Za
chwilę zniknął ten transport w otwartej na oścież
bramie Brygidek, gdzie leczono rannych, by
dostarczyć jak najobfitszego materyałn sądom
śledczym.
Widziano także chłopów dowożących zabi-
tych przed gubernium, a ponieważ powiedziano
im, że tylko, za całego trupa płacić im się bę-
dzie, przeto odcięte nogi i ręce przykładali do
pierwszych lepszych zwłok, ażeby tylko całość
utworzyć.
Pomimo że powstanie w zarodku zostało stłu-
mione, pomiędzy „beamteryą" lwowską panował
strach niesłychany. Wielu spakowało rzeczy,
ażeby módz natychmiast uciekać. Pan Romuald
Turasiewicz, który czasy te we Lwowie pamięta
doskonale, opowiadał piszącemu epizody pełne hu-
moru na ten temat. Do tych należy fakt nastę-
pujący: Pewnego dnia, już nad wieczorem, wpa-
dają od strony Winnik leśniczy Grraas i właści-
ciel restauracyi w Krzywczycach 'Weissman do
156
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
miasta,
z okrzykiem:
„Die
Polen
kommen."
Krwawy Bok.
•owe, a do piechoty Festenburg siłą mocą pa-
W jednej chwili całe miasto było w poruszeniuL0wał obywateli przedmiejskich. Milicya ta
urzędnicy chowali się w mysie jamy, wojsko cał^iczyła około 900 ludzi. Otóż — cytujemy tu
stanęło pod bronią i batalion jeden wyrnszyjjłowa G. lwowskiej
—
„gdy się z powodu
w kierunku Łyczakowa.
stotnej obawy, że wichrzyciele zamierzają także
Tymczasem pokazało się, że alarm był fał-jw tem stołecznem mieście zaburzyć spokój pu-
szy wy i że to były warty chłopskie, pełniącebliczny, okazała się potrzeba wzmocnić stano-
straż z rozkazu Milbachera. W każdym raziewiska straży i przedsięwziąć inne środki ostro-
Graas i Weissman okazali się „dobrze myślą-fcności, c. k . radca i burmistrz de Festenburg,
cymi", wskutek czego niebawem — jak czytamyipułkownik zbrojnej milicyi miejskiej, pełnej pa-
w Gazecie lwowskiej:
tryotycznego zapału i bezwarunkowej przychyl-
„J. C . K . Mość raczył najwyższem postano^ności dla sprawy austryac.kiego rządu, oświadczył
wieniem z dnia 30. czerwca b. r . leśniczemujej imieniem z własnej chęci, że się przyczyni
m. Lwowa Janowi Graas i tamtejszemu obywa-do utrzymania spokojnośei publicznej i podjął się
telowi Janowi Weissmann za pełne zasług ich z niezmordowaną wytrwałością wyznaczonej tejże
postępowanie podczas zamieszek w Galicy i, pier- milicyi służby..."
wszenni nadać średni złoty, a drugiemu wielki
srebrny cywilny medal honorowy na wstążce"
Tableau!
Niemniej historycznym epizodem tego krwa-
wego dramatn jest sprawa milicyi miejskiej i jej
odznaczenia. Na czele miasta, jako mianowany
burmistrz, stał dr. Emil Gerard von Festen-
burg, który zarazem był pułkownikiem milicyi.
Milicya ta składała się ze strzelców (Tow. strze-
leckie), z artyleryi, grenadyerów i piechoty.' Na
czele strzelców, którzy składali się z najpowa-
żniejszych mieszczan, stał kapitan Franciszek
Tomanek — inne oddziały były mniej wybo-
Co prawda, służba ta ograniczała się do od-
bywania straży i patrolowania — najniepotrze-
bniejszego w świecie; natomiast p. burmistrz na
seryo bawił się w pułkownika Obok jego mie-
szkania stała warta honorowa, odbywały się
ciągłe raporty i rewie, wychodziły zmiany regu-
laminu. W szlachetnym zapale chciał ^ nawet
strzelcom przepisać- nowy regulamin, aż jalas
poczciwy Niemiec, Weiss, zirytowany tem, zawo-
łał: „Hola. panie komendancie, nasze regulaminy
pochodzą jeszcze od królów polskich — i me
damy ich zmieniać".
Odbywały się także ciągłe
parady i rewie; na jedną z nich przybył raz
158
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
konno Krieg. Festenburg clicąc go uczcić, kazał
dać jednej kompanii ognia. Kriega koń, nieprzy-
gotowany na taką owacyę, przyklęknął ze stra-
chu, a wszechmocny prezes gubernialny w całej
swej postaci zleciał mu przez głowę i padł pla-
ckiem przed przerażonym Festenbnrgiem. Milicya
wybuchnęła śmiechem. Krieg zbeształ Festen-
burga i już od tego czasu nie bawił się w woj-
skowego inspektora milicyi. Tak to się bawiono
w dzień w żołnierza — a wieczorami dzielni
obrońcy rządu odpoczywali po trudach dnia
w winiarni Zihna. Rzecz prosta, że to „patryo-
tyczne i pełne zapału" poświęcenie się milicyi nie
mogło zostać bez nagrody. Najpierw arcyksiążę
wyraził mili yi swe uznaie, później przyszła po-
chwała cesarska, później kasyno oiicerów urzą-
dziło owacyę dla Festenburga. Pod przewodni-
ctwem radcy magistratualnego, majora Kiery-
czyńskiego, korpus oficerów milicyi ofiarował
Festenburgowi kosztowny pałasz honorowy ze sto-
sownym napisem, a kapitan Tomanek uczcił ten
fakt stosowną mową.
Ale nie tu jeszcze koniec nagrodom — bo
oto burmistrz Gerard de i von Festenburg otrzy-
mał tytuł i godność gubernialnego radcy, zaś
kapitan strzelców Franciszek Tomanek, kapitan
grenadyerów Eutymiusz Gusta, kapitan piechoty
Józef Terenkoczy, strzelec Fr. Adamski, otrzy-
mali wielkie złote honorowe medale na wstędze.
Iirwawy Eok.
121
Udekorowanie nastąpiło z niezwykłą uroczysto-
ścią, w sali ratuszowej w obecności dygnitarzy
cywilnych, wojskowych i duchowieństwa, przy-
czem Festenburg miał długą mowę na temat
„Leopolis semper ftdelis" i „Owium Jides, pa-
triae decus
u
.
Dla uzupełnienia humorystyki
przytoczymy początek i koniec artykułu Gazety
lwowskiej — nadesłanego jej, jak zaznacza, „od
k. magistratu lwowskiego".
„Dzień wczorajszy jaśnieć będzie w roczni-
kach naszej stolicy jako dzień najradośniejszego
zdarzenia, albowiem w tym dniu sześciu w kor-
pusie zbrojnej milicyi służących obywateli lwow-
skich, orderami uroczyście obwieszonych zo-
stało.' Najczystsze niebo przyświecało tej dla
obywateli Lwowa tak zaszczytnej uroczystości,
na którą cała milicya miejska pod dowództwem
wego pułkownika wyruszyła".
Taki początek. Potem opis uroczystości, a ko-
ńec jak następuje:
„Tak świetną nagrodę otrzymały wierne
sługi tutejszych obywateli miejskich, a sala
.atuszowa poświęcona została uroczystością, która
w sercach obywateli Lwowa i najdalszych ich
potomków w niewygasłej pozostanie pamięci".
*
*
*
Zaznaczyliśmy już, że tylko w dwóch pun-
ktach Galicyi wschodniej przyszło do krwawych
'294
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
starć: w Horożauie i w Narajowie. Jakkolwiek je-
dnak i tu krew popłynęła, to jednak wypadki
te miały inny charakter, jak rzeź w powiatach
zachodnich. Tam zamierzono mordować i wy-
mordowano szlachtę — tu podbechtano lud prze-
ciw garstce powstańców. W czasie aresztowań
we Lwowie udało się ujść jednemu z naczelników
-spisku, a mianowicie Maurycemu Sikorskiemu
technikowi, który w towarzystwie Maksymiliana
Mullera, konceptowego praktykanta przy fisku-
sie, i Józefa Waligórskiego, manipulanta
zatrudnionego przy redakcyi Gazety hooioshiej,
udał się w dniu 19. lutego do Horożany, wła-
sności hr. Dulskich, gdzie mandataryuszem był
Ferdynand Czaplicki, u którego bawił już
jego brat Henryk, urzędnik lwowskiego magi-
stratu. Ci udali się w dniu 20. lutego do Rumna
do ks. Nahlika, gdzie bawił ks. Tomasz K i n-
tzel, skazany w roku 1845 na karę śmierci,
a potem ułaskawiony, tudzież Jan Waligórski,
jeden z czynniej szych organizatorów powstania
w Samborskiem. Porozumiano się ostatecznie
i ułożono plan powstania, zabrano przygotowaną
broń i ruszono z powrotem do Horożany. Tu
już oczekiwał na spiskowych najmłodszy brat
mandataryusza, Władysław Czaplicki, ekonom
z Horwacza Mikołaj Buczyński i leśniczy z Ho-
rożany Tadeusz Laszkiewicz. Ferdynand Cza-
plicki powołał natychmiast do Siebie pisarza
Krwawy Bok.
295
gorzelnianego Jana Kuziana i wójtów Dudkę
z Ryczychowa, Dmytra Kuchara z Horożany
i Jacka Pełecha z Nowosiółki. Zapowiedział im,
że gminy ich mają się stawić nazajutrz, tj. 21.
lutego o godzinie 7. rano. Wszyscy mężczyźni
powinni przybyć, a szczególniej ci, którzy słu-
żyli wojskowo. Nakazał im również, ażeby spro-
wadzili dostateczną ilość fur i wzięli ze sobą
żywność na dwa do trzech. dni. Chłopi wysłu-
chali spokojnie i udali się wprost — do gr.-kat.
parocha w Horożanie ks. Horodyskiego.
Ten poradził chłopom, ażeby natychmiast
udali się do Drohowyża i donieśli majorowi
Eckertowi, że panowie chcą robić powstanie.
Tak się'stało. Jacko Pełech tejże samej nocy
pojechał i doniósł o stanie rzeczy Eckertowi,
który polecił chłopom, ażeby powstańców przy-
trzymali i schwytali, sam zaś wysłał konnego
gońca do Lwowa, ażeby stamtąd wysłano odpo-
wiednią siłę wojskową. Raport Eckerta przy-
szedł do Lwowa 21. i tegoż dnia około południa
zakomunikowany został arcyksięciu, który na-
tychmiast wysłał zatrudnionego w swem biurze
konceptowego praktykanta Sumpera z 50 ka-
walerzystami, ażeby dokonał aresztowania win-
nych. Niestety — przybył on za późno, już po
krwawym dramacie...
W dniu 21. zgromadzili się istotnie chłopi
z czterech gmin dominium liorożańskiego na
11
162
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
dziedzińcu dworu mandataryusza. Było ich 2fl
3000, a wśród chłopstwa niemało kobiet i
Wszyscy oni byli już „oświeceni" przez k
szowskiego, Dmytra Kucliara i Dudkę o
rach panów. Kucliar objął rolę przewódcy
kazał chłopom, ażeby zatrzymali „panów
Krwawy Rok.
163
z Komarna Jan Bilewicz. Tych zamknięto
•eszcie, tuż obok domu mandataryusza.
idy spiskowi nie odpowiadali na zuchwałe
ii Kuchara, postanowiono ich zmusić do
nia broni. Wybito okna i dokoła dworku
łono słomę; gdy związkowi odpowiedzieli
do nadejścia wojska, a równocześnie, ażebf strzałami, zapałono strzechę, pozostawiając
sztowali każdego, kto do wsi przyjedzie. sadzonym dwie drogi: śmierć w płomieniach,
Czaplicki wyszedł do zgromadzonych i odfmieró
Pod cepami. Gdy sufit domu zaczął
im manifest, znoszący pańszczyznę i zachę
włościan do udziału w ruchu narodowyn
char odparł zuchwale, że chłopi nie bę
przeciw cesarzowi i nie chcą mieć nic wspf
61
"^ rozpaczy
z buntownikami. Na to odezwał się pon
chłopstwem groźny szmer. Spiskowi zroz
w tej chwili, że sprawa stracona i Cza
wraz z Laszkiewiczem starali się uspokoić
pów — ale napróżno. Podbechtywani prz<
lopników, zajęli chłopi stanowisko wprost g
a Kuchar zażądał od zgromadzonych, ażel
poddali i pozwolili aresztować.
Tymczasem warty chłopskie rozstawioi
drogach aresztowały każdego, kto zbliżał
wsi. W ten sposób wpadł w ich ręce Ti
Łomżyński, dzierżawca Opar, i jego służąc
zimierz Wajda, dalej Jan Bredemayer,
ryusz ze Szczerca, ks. August Nahlik, prot
z Rumna, ojciec mandataryusza Józef Czaj
farmaceuta ze Lwowa Gracyan Łagoński i
lalić, zdecydowali się zrozpaczeni wywalczyć
odwrót i przedostali się z domu do aresztu,
abarykadowano drzwi i broniono się znów
Ale chłopi i ten budynek
alili i zmusili nieszczęśliwych do wyjścia,
ednej chwili rzuciło się chłopstwo na roż-
nych, bo nie mających amunicyi, i w ciągu
minut ubili cepami sześciu. Padli pod ra-
chłopów: Jan Bilewicz, Jan Brede-
er, mandatary.usz Ferdynand Czaplicki,
*sz Laszkiewicz, Gracyan Łagoński
izef Waligórski. Równocześnie zginął
lysław Czaplicki, raniony śmiertelnie
jadkowo przez swego brata Henryka. Nadto
ycy Sikorski i Maksymilian Muller,
y uciekli w kierunku lasu, widząc, iż nie
zemście rozjuszonego chłopstwa, postanowili
: sobie śmierć wzajemnie. Stanęli naprzeciw
3, oparli o piersi karabiny i na dany znak
strzelili. Sikorski zginął na miejscu —
11*
164
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Muller został ciężko raniony, ale później nj
szedł do siebie i został osadzony w wiej ;
Inni więźniowie przetrwali katusze — J
zajutrz eskortowani przez chłopów i wyr
ze Lwowa żołnierzy — odstawieni zostL
Lwowa.
Równocześnie z wypadkami w Horo
rozegrała się scena pod Narajowem w Bn
skiem. Tu działał Teofil Wiśniowski — { i
kolwiek nie był on zwolennikiem natychm ,
wego powstania, to jednak wobec postanov
rządu narodowego zajął się organizacyą. Ns
polecenie zebrało się w karczmie zwanej
gła" o pół mili od Narajowa około sześ
sięciu spiskowych. Wiśniowski przedstawi
obecnym jako komisarz rządu rewolucy,
kazał złożyć przysięgę na wierność na złoż
w krzyż szablach i proklamował póws
Jako najbliższy cel wyprawy wskazał Nai
gdzie miano opanować koszary kawaleryi
żarów), zabrać broń i amunicyę, a riast
uderzyć na Brzeżany. Ponieważ koszary
dowały się w trzech miejscach, przeto
1
pi
łono się na trzy oddziały pod dowództwen
łych wojskowych. Ponieważ jednak oc'-Mi
jeszcze na wielu spiskowych, którzy z'
zamieci śnieżnych i złych dróg mogli
źnić — przeto zwlekano przez kilka
a
z wymarszem. Skorzystał z tego żyd,
?
z
Iirwawy
Eok.
121
jący obok, nazwiskiem Aaron Leib Moor i przez
posłańca uwiadomił znanego sobie karczmarza
w Naiajowie Michała Fegyveres (ozdobionego
późni
medalem honorowym!) o zamierzonym
zama u. Fegyveres uwiadomił o tem komen-
danta szwadronu, rotmistrza księcia Lij we n-
steina, który natychmiast wysłał patrol ku
Krągłej. Patrol zderzył się z powstańcami i ga-
lopem zawrócił do Narajowa, powstańcy zaś
widząc, że ich zdradzono, ruszyli już wprost
na miasto. Tu około cmentarza oczekiwał ich
na czele szwadronu ks. Lowenstein i porucznik
Sehimpf. Powstańcy uderzyli na huzarów: dwóch
z nich padło na miejscu, pięciu zaś zostało
lekko ranionych. Książę Lowenstein nakazał
odwrót, a huzarzy tak dzielnie go wykonali,
że się oparli aż o Brzeżany. Powstańcy widząc,
że są w zbyt szczupłej liczbie, ażeby zaraz na
Brzeżany uderzyć, pociągnęli ku Pomorzanom,
gdzie mieszkał jeden ze związkowych ks. Szer-
sznik i tu mieli oczekiwać na drugi oddział,
który pod kierownictwem Ignacego hr. Komo-
rowskiego, właściciela Chorobrowa, miał się ze-
brać w Potutoracli. Oddział ten jednak wcale
się nie zebrał — wobec czego Wiśniowski, wi-
dząc
możliwość dalszej akcyi, dał znak do
się.
sz
Wiśniowski schronił się w Złoczowskie,
rozL
> : }c fantazyi, pomimo że za ujęcie jego,
'294
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
podobnie jak za ujęcie Dembowskiego, wyzna-
czona była nagroda w kwocie 1000 zł. Do pią-
tego marca udało się Wiśniowskiemu ukrywać
w Manojowie w pasiece Kazimierza Zamorskiego,
który wraz z drugim właścicielem tejże wsi
Baltazarem Szczuckim donosili mu pożywienie.
Wiśniowski przebrany był za księdza. Tak
ujrzał go chłop Iwan Budnik i naradziwszy się
z bratem Atanazym i chłopami, odstawił go do
cyrkułu. Tu Andrzejowski mniemanego księdza
Benedykta Lewińskiego pozostawił na razie na
wolnej stopie i Wiśniowski byłby może uszedł,
gdyby nie denuncyacya jakaś, na podstawie
której zesłano ze Lwowa urzędnika kryminal-
nego Selleya, który poznał Wiśniowskiego i od-
stawił do Lwowa.
W innych okręgach Galicyi wschodniej nie
przyszło do krwawych starć, dla dokładności
jednak obrazu uważamy za stosowne przedsta-
wić ruch powstańczy i w tej części kraju. Naj-
więcej powodzenia zapowiadał ruch w górach
samborskich, organizowany przez Leona M a-
z urkiewi cza, Juliana Gosslara, Nikodema
i Wincentego P r z e str z el skich, dzierżawców
Turki, tudzież Alberta Przestrzelskiego,
syna właściciela dóbr Komarniki. Przestrzelski
utrzymywał stosunki ze sprzysiężonymi w '•>. -
noku, a oddział w Turce był wcale liczny.
Tymczasem w przeddzień wybuchu spiskowi zo-
Krwawy Bok.
295
stali zdradzeni, a dowiedziawszy się, że starosta
Hitzgern wysłał już przedtem silny oddział woj-
ska do Turki, musieli zamiaru zaniechać. Jakoż
istotnie przybył znaczny zastęp siły zbrojnej
z protokolistą Kostheimem, który przez cztery
dni przeprowadzał rewizye. Równocześnie na koszt
zarządu dóbr kameralnych utworzono liczne
i silne oddziały urlopników pod dowództwem
przeważnie strażników finansowych.
Nie udało się także powstanie w Stani-
sławowie, które wybuchnąć miało w chwili,
gdy robotnicy zatrudnieni w fabryce cukru
w Tłumaczu podstąpią pod Stanisławów. Orga-
nizacyą wśród robotników, których było do 600,
zajmowali się bracia Ludwik i Franciszek Elia-
siewicze. Jednakże, mimo wszelkiej ostrożności,
przygotowania nie uszły oka starosty Lorenza,
który nie należał wprawdzie do wybitnych urzę-
dników administracyjnych, ale miał znakomite
zdolności policyjne.
W złoczowskim cyrkule zebrali się w dniu
21. lutego spiskowi w zamku podhoreckim,
w mieszkaniu Seweryna Wszelaczyńskiego, se-
kretarza hr. Rzewuskiego. Stawiło się ich około
trzydziestu. Zamiarem ich było uderzyć pod do-
wództwem Waleryana Kossakowskiego na ko-
szary kawaleryi w Olesku i Białym kamieniu —
rozbroić załogę, zyskać broń i amunicyę i pójść
następnie na Złoczów. Jednakże szczupła liczba
168
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
spiskowych i postawa chłopstwa, tudzież zdrada
żydów — uniemożliwiły plan ten zupełnie.
W Tarnop olskiem działał — głównie
między młodzieżą Dymitr Czubay, obok niego
zaś Adolf Rozwadowski i czeladnik krawiecki
Mateusz Zdunikowski. Dla obywatelstwa cen-
tralnym punktem zboru był Zakrzew, własność
Władysława Dombskiego. O działalności spi-
skowych w Tarnopolu mamy najmniej wiado-
mości i znamy tylko doniesienie do gubernium
starosty tarnopolskiego Sachera z dnia 1. marca
1846, w którem zapewnia, że zamach na
Tarnopol miał być wykonany w dniu 28. lu-
tego, ale że potrafił go odpowiednimi środkami
powstrzymać.
Że jednak tu nie brakło na palnym mate-
ryale i że tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi
okoliczności przypisać należy, iż katastrofa nie
przybrała szerszych rozmiarów, dowodem zamor-
dowanie przez chłopów Samuela hr. Golejew-
skiego, właściciela dóbr Hlibowa, i dwóch
jego oficyalistów.
W Czortkowie, jak donosi raport tam-
tejszego starosty Wilhelma Kriega v. Hoch-
felden z dnia 26. lutego, panował spokój Nato-
miast w cyrkule tym pp. Henryk Górski
i mandataryusz Cichocki przygotowywali po-
wstanie. Puuktem zbornym miał być Czerwo-
Iirwawy Eok.
121
nogród, własność ks. Ponińskiego, celem atako-
wania Zaleszczyk. Tymczasem obu spiskowców
zdradzonych przez wójta Tymka Winniczuka
raesztówano
na
dwa dni przed
wybuchem
powstania.
VI. Galicya po rzezi.
(Walka o Kraków.
—
Benedek.
—
Upadek powsta-
nia.
—
Pismo Papieża.
—
Pacyfikacya.
—
Rząd
a chłopi.
—
Duchowieństwo i szlachta).
Skreśliwszy tak obraz nieszczęśliwych usi-
łowań stronnictwa narodowego w Galicyi, uwa-
żamy za stosowne — zanim o skutkach tego
dramatu krwawego w naszym kraju pomówimy —
zwrócić się ku innym ziemiom Polski i przypa-
trzeć się przebiegowi rewolncyi lutowej tamże.
Jakkolwiek główne nici całej akcyi skupiały się
w Poznaniu, to jednak centralnem ogniskiem
całego ruchu miała być stara stolica Piastów
i Jagiellonów.
W Krakowie przygotowywali wybuch Cro-
szkowski, Tyszowski i Alcyato, w okolicy zaś
działał Dembowski. Przygotowania te były tak
widoczne, że rezydent austryacki Palmrode we-
zwał komendanta Podgórza jenerał-majora Collina
do zajęcia Rzeczypospolitej.
W dniu 18. lutego, o godzinie 8. rano,
wkroczył Collin na czele dwóch batalionów pie-
choty, dwóch szwadronów szwoleżerów, ogółem
Krwawy Bok.
171
840 ludzi i trzech dział do Krakowa, który
zachował się zupełnie spokojnie. Równocześnie
z wkroczeniem Austryaków opuścił Alcyato mia-
sto, a cały kierunek ruchu pozostawił dwom
towarzyszom.
Powstanie wybuchnąć miało o świcie w dniu
21. lutego; tegoż dnia istotnie związkowi w sile
około 400 ludzi uderzyli na Collina, który
miał po połączeniu się z milicyą przeszło 1000
ludzi. Walka trwała od 4. rano do 8.,
poczem
powstańcy musieli się cofnąć na Kleparz. Col-
lin — jak się zdaje, — zbałamucony doniesie-
niami szpiegów obawiał się ich ścigać i po-
przestał na tem, że żołnierzom swym pozwolił
strzelać bezbronnych ukazujących się na ulicach.
Kilkanaście osób (były między niemi dzieci i ko-
biety), zostało zabitych. Celem przywrócenia spo-
koju zawiązał się komitet z Józefem hr. Wo-
dzickim na czele, który jednakże już nazajutrz
się rozwiązał.
W dniu 22. lutego stali Austryacy od świtu
w pogotowiu; zabroniono dzwonić i zatrzymano
wszystkie wieżowe zegary. O godzinie 6. Collin
•obawiając się, że siły powstańców wzrosty, zo-
stawia tylko 80 ludzi dla utrzymania straży,
z resztą zaś cofa się na Podgórze, niszcząc
równocześnie post łączący oba miasta.
Tegoż dnia o godz. 8 . zawiązuje się rząd
narodowy, w skład którego weszli:
172
Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
Tyszowski Jan, Grzegorzewski Aleks., G
kowski Ludwik, a jako sekretarz Rogawski
roi. Rząd ogłosił natychmiast protokół zaw
nia się, manifest do narodu z podpisami
ków i ustawę rewolucyjną. Lecz i ten rząd'
rodowy niebawem, bo już 23., rozwiązał się;
browolnie. składając władzę w ręce dyktć
Tyszowskiego. Fakt ten wywołał protest
strony prof. Michała Wiszniewskiego, który
wet na chwilę przywłaszczył sobie dyktato
władzę, za co przez trybunał rewolucyjny z<
skazany i wyjęty z pod prawa.
W dniu 23. lutego Collin odciągnął ku
do wicom, skutkiem czego oddział krakusów'
Skarżyńskim Erazmem na czele zajął Podg<
Również zajętą została przez Dembowsk
Wieliczka, której administrator radca dworu
Blagay umknął na pierwszą wieść o po wsta'
Równocześnie wysłał dyktator Suchorzewsk
z pięciuset ludźmi na terytoryum galicyjskie
Tu nastąpiła katastrofa.
W dniu 25. lutego znalazł się Suchorze\
pomiędzy Książem i Gdowem, na czele swej'
uzbrojonej garstki — a w drodze spotkał r*
larne wojsko pod wodzą majora Benedeka, k:
się tu splamił rzezią. Stał on na czele' batał
pułku Nugent i szwadronu szwoleżerów, a]
byli niepotrzebni, bo Benedek wlókł za
liczne tłumy czerni chłopskiej, dobrze uzbro
Kiwawy Rok.
173
nadto wystarczającej do zgniecenia garstki
tańców. To też pod Gdowem nie było
zki, ale formalna rzeź. Po kilku strzałach
fo się chłopstwo na nieszczęśliwych i mordo-
ich z bezprzykładną srogością. Gdy jeden
cerów zbliżył się do Benedeka z przedsta-
iem, że dość rozbroić i aresztować powstań-
a nie mordować, odrzekł major obojętnie:
e sollen mich die Bauera yerstehen, wenn
ihnen auch sagen wollte, sie sollen der
\qerei ein Ende mac/ien...
11
Dhłopów wynagrodzono pieniędzmi i solą,
sdek mianowany został pułkownikiem i otrzy-
order Leopolda! Czy też w krwawych dniach
5 r., kiedy do ruiny doprowadził monarchię
•yacką, nie stanęło mu przed oczyma widmo
rzezi gdowskiej?...
Niedobitki gdowskie przyniosły do Krakowa
iną wieść o rzezi i nadciągającem chłopstwie,
sowski z Dembowskim nakłonili księży, ażeby
esyą ruszyć ku Wieliczce dla uspokojenia
uągającej czerni. Znów sentyment bez cienia
[tyczności... Zaledwie procesya, na której
e obok księży szedł w sukmanie ubrany
bowski, minęła Podgórze, a już wkroczyli
, Austryacy. Na widok procesyi Collin dał
i do bitwy i znów rozpoczęła się rzeź bez-
nych... Padł Dembowski, ów nieszczęśliwy
Ciebie i kraju marzyciel-demagog, padł ks.
174
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Solarski — a cały plac przed kościołem zapeł-
niony był rannymi i trupami... W trzy dni po-
tem Kraków został zajęty.
Tyszowski widząc niemożność utrzymania
się, przekroczył na czele oddziału 1300 ludzi
granicę pruską. Tu aresztowano go, a następnie
osadzono w Konigsteinie, gdzie przebywał po
koniec r. 1846. Później odstawiono go do Try-
estu, a stąd pozwolono odpłynąć do Ameryki.
We wrześniu 1847 r. ogłosił Tyszowski
w nowojorskiem piśmie „Deutsche Schnettpost"
oświadczenie, w którem zbija czynione mu za-
rzuty i opisuje udręczenia, jakich mu nie szczę-
dzono w Konigsteinie. Ponieważ Tyszowskiemu
zarzucały gazety austryackie, że na jego utrzy-
manie rząd musiał jeszcze łożyć — przeto były
dyktator tak odpowiada:
Gdy mię uwięziono w Dreźnie, odebrano mi
20.000 zł. w srebrze i 400 dukatów; była to
kasa rewolucyjna. Prócz tego miałem około
1500 zł. własnych. W rynsztunku odebrano mi
rzeczy wartości około 1000 zł. i nic z tego nie
zwrócono. Dwór mój w Galicyi za zezwoleniem
rządu zrabowano mi doszczętnie —• za to wszystko
wyznaczył mi rząd na podróż do Ameryki wraz
z chorą żoną i trojgiem drobnych dzieci 553
dolarów..."
Tyszowski był człowiek bardzo zacny, nader
prawy — niestety nie dorósł do stanowiska, na
jakie wypadki go powołały.
Iirwawy
Eok.
121
W innych ziemiach Polski nie zbrakło ofiar.
Królestwie szlachetni synowie Ojczyzny uka-
i zostali szubienicą, w Prusiech zapełniono
i więzienia. Powstanie upadło!
Rozbudzona sztucznie wściekłość ludu nie
t się tak łatwo uspokoić, jakkolwiek sprawcy
istrofy, widząc cel swój osiągnięty, usilnie
ali się o to, wzywając nawet pomocy poni-
>ego dotychczas systematycznie duchowieństwa,
iaką zaś perfidyą starała się biurokracya
iąść ze siebie dosyć wcześnie możliwe podej-
lia, świadczą wypadki następujące.
Breinl, główny podżegacz do rzezi, który
początkach lutego jeszcze zapewniał guber-
n, że się obejdzie bez posiłków, który nie
zedł nawet za przykładem innych starostw
ie skoncentrował w mieście straży skarbowej
kręgu, który w porozumieniu z jenerałem
llichem zaniedbał nakazanego powołania
>pników — ten sam Breinl w dniu 20. lutego,
już więzienia były zapełnione, a trupy
lem leżały, uczuł niesłychaną obawę przed
'stańcami i wystosował do gubernium spra-
;danie 1. 667, w którem przedstawia siły po-
ańców jako bardzo groźne i domaga się,
-przewidywaniu napadu na Tarnów, znacznego
dększenia sił zbrojnych: „Ich bitte bei allem,
? heilig ist, die Gamison von Tarnów be-
:'md
su verstdrken,
und die Truppen
<, t — die Infanterie
auj Wcigen — lńeher
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
stu befórdern,
sonst ist die Sache der In-
surgenten geioonnen, und ganz Galizien folgt
dem Beispiele/"
W dalszym ciągu podnosi
wierność chłopów, którym państwo i kraj jedy-
nie — dotychczas — ocalenie zawdzięcza. Za-
wiadamia dalej o odezwie, jaką zamierza wydać
wspólnie z Crollicliem i prosi o zezwolenie na
ogłoszenie stanu oblężenia. Cel, w jakim pismo
to zostało wysłane, jest tak jasny, że określać
go bliżej nie potrzeba. Tą samą myślą kierował
się ów siepacz, gdy — jakby na ironię —
wydał w tymże samym dniu, a mianowicie dnia
20. lutego (Hornung!) następujący „Aufruf".
„Ludzie źle myślący wywołali (!) w osta-
tnich dniach zajścia, które do wysokiego stopnia
rozdmuchały namiętności, a które nietylko wy-
dają się dla wewnętrznego spokoju niebezpie-
cznemi, ale wstrząsają do głębi każdem czują-
cem sercem (auch jedes fiihlende Her z in dem
Grund erscliiittern). Ponieważ nie można tak
nagle i na wszystkie strony użyć środków celem
zapobieżenia siłą temu stanowi rzeczy, przeto
wzywamy
wszelkie stany, panów, księży,
urzędników krajowych, obywateli i poddanych —
nakazując im równocześnie najzupełniejszą ule-
głość — ażeby zachowali się spokojnie i wszel-
kich gwałtowności unikali".
Tarnów 20. lutego 1846.
Albert Gro/licfi
Breinl
c. k. m . polny porucz. dywizyoner.
starosta.
Krwawy Bok.
177
Charakterystycznem jest, że w piśmie do
gubernium mówił, iż w odezwie swej grozi
ewentualnym stanem oblężenia — a faktycznie
nie czyni o nim wzmianki.
Od tej podstępnej biurokratycznej elukubra-
cyi, jakże odbijają pełne bolu i żalu słowa ks.
biskupa Woytarowicza, który również dnia 20.
lutego wydał następujący list pasterski:
„My Józef Grzegorz z Bożej łaski i woli
stolicy świętej biskup tarnowski, oznajmiamy
wiernym naszej, dyecezyi łaskę Bożą i nasze apo-
stolskie błogosławieństwo. Chrystus pan nakazuje,
ażebyśmy miłowali bliźnich naszych, a nawet
nieprzyjaciół naszych, ażebyśmy najcięższe obrazy
darowywali, a nawet tym, którzy nam źle czy-
nią, dobrze czynili, to znaczy za złe dobrem
odpłacali. Straszno pomyśleć, że wyście wbrew
temu przykazowi Zbawiciela dali się porwać
w dzikiem zaślepieniu do bezgranicznych okru-
cieństw. Całe mnóstwo niewinnych ludzi poranio-
nych lub zabitych. Pomnijcie, o drodzy bracia,
że krew niewinnych podnosi krzyk do nieba
i że Bóg wszechmocnie władnący światem, od
którego pochodzą klęski powodzi, nieurodzajów
i głodu — Bóg ten z bezwzględnę sprawiedli-
wością karać was będzie za ten mord braci
w tem i w przyszłem życiu!
Ufając, że władze cywilne i wojskowe uczy-
nią wszystko celem przywrócenia porządku
12
178
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
i spokoju, rozkazuję wam w imię Boga, naszego
Pana i Zbawcy — od którego błogosławieństwo,
odpuszczenie grzechów i przyszła tam w niebie
szczęśliwość zależy — zróbcie pokój między
sobą!
Powracajcie do waszych domów, spełniajcie
swe obowiązki i błagajcie kornie Pana, aby wam
wybaczył w niewyczerpanej dobroci swojej.
Nawołuję wszystkich, a przed wszystkimi
tych, którzy w gminie poważne zajmują stano-
wiska, by starali się umysły wzburzone uspo-
koić, boć to obowiązek zarówno wobec Boga,
jak wobec władz przełożonych.
A wy, drodzy w Chrystusie bracia, których
obowiązkiem prowadzić powierzone wam owie-
czki do Zbawienia i strzedz twierdzy Zbawiciela,
jako aniołowie pokoju, ogłoście to pismo naszym
dzieciom, upominajcie do spokoju i posłuszeń-
stwa. Niechaj was wiecznie otacza pokój i bło-
gosławieństwo naszego Zbawiciela.
Tarnów 20. lutego 1846.
f Józef Grzegorz.
List ten bardzo nie podobał się p. Breinlowi
i urzędowym historykom owej doby, którzy nie
szczędzą biskupowi zarzutów.
Z jaką perfidyą usiłowano dosyć wcześnie
obałamucić opinię europejską, jak rząd Metter-
nicha nie wahał się używać najpodlejszych kro-
Krwawy Bok.
227
ków, dowodem tego fakt następujący. W prze-
widywaniu już rzezi oskarżono w Rzymie du-
chowieństwo polskie, że nietylko nie dosyć silnie
działa przeciw rewolucyonistom, ale nawet z nimi
sympatyzuje. Pod naciskiem posła austryackiego
chory papież Grzegoż XVI. dał się okłamać
i wystosował list do wszystkich biskupów gali-
cyjskich, datowany 27. lutego 1846. List ten
jako ważny dokument przewrotności biurokracyi,
która go kazała ogłosić jako list wyłącznie do
biskupa tarnowskiego
skierowany, podajemy
w dosłownem brzmieniu:
„Papież Grzegorz XVI.
wielebnemu bratu
Józefowi biskupowi tarnowskiemu
—
pozdro-
wienie i apostolskie błogosławieństwo.
„Pośród ciężkich trosk i niemałych smutków,
które nas przygniatają i dręczą w wielkiem
dzisiejszem zamięszaniu świata chrześcijańskiego,
dowiedzieliśmy się z boleścią, że i w krajach
tych podległych najmilszemu naszemu synowi,
Cesarzowi austryackiemu, Apostolskiemu węgier-
skiemu Królowi i Królowi czeskiemu, przedsię-
wzięto niegodziwy spisek przeciwko panowaniu
najjaśniejszego tego książęcia: spisek tajemnie
knowany zabiegami tych ludzi, którzy w smu-
tnych teraźniejszych czasach, idąc jedynie za
swemi żądzami, wzburzeni bezustannie jak fale
morskie, gardzą wszelkiem panowaniem i bluźnią
przeciw majestatowi tronu; tych ludzi, którzy
19*
180
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
będąc podstępnymi sprawcami kłamstw i podejść,
pod pozorem dobra publicznego, nadużywają
bezbożnym sposobem religii i usiłują oszukać
niedoświadczone umysły tłumu, wprowadzić go
w błąd i wzbudzić rokosze, celem obalenia, jeśli
można, praw i porządku wszelkiego państwa.
Wielebny bracie, ważna ta i smutna wiadomość
zmartwiła nas niezmiernie, albowiem wiadomo
nam, jak jest wielką pobożność najjaśniejszego
tego księcia, który dobrze się zasłużył Stolicy
Apostolskiej, który wspiera religię katolicką
w swych krajach, starannie broni wyznających
ją i całą swą mocą wspiera pomyślność ludności.
Tem więcej jesteśmy zasmuceni, żeśmy się do-
wiedzieli, iż wielu duchownych było nędznie
uwiedzionych złemi radami i intrygami uwodzi-
cieli i że nawet kilku proboszczy ośmieliło się
w sprawie tak ważnej odstąpić od swych obo-
wiązków.
„Przekonani jesteśmy, wielebny bracie, że
będziesz się starał pasterskiem twem wezwaniem
ustrzedz waszych wiernych od sideł zwodniczych,
utrzymać ich w zachowywaniu przepisów religii
katolickiej i w dochowaniu wierności panują-
cemu, ulegając mu nietylko z bojaźni, ale i z roz-
kazów sumienia i wykonując należne mu posłu-
szeństwo. Przesyłamy wam wszakże list niniejszy
dlatego, abyście z większą jeszcze gorliwością
wykładali waszym owieczkom świętą naukę po-
Krwawy Bok,
181
słuszeństwa, które każdy poddany winien jest
sumiennie dochować najwyższej swej zwierzchno-
ści, a to nietylko podług zdania św. Pawła
apostoła, ale nawet podług przepisów boskiego
księcia pasterzy.
„Nie omieszkajcie przedewszystkiem przy-
wołać do obowiązku tych duchownych, którzy
nie pomnąc na swe zobowiązania się i na swą
godność, śmią mieszać się do ruchów rokosznych;
nigdy nie przestawajcie zachęcać i zapalać wa-
szego duchowieństwa, aby pomnąc na swe powo-
łanie, pomnąc na urząd, który od Pana odebrało,
dokładało wszelkich starań, tak przez uczynki,
jak słowami i przykładem, ku oddaleniu chrze-
ścijan od zdradzieckich spisków rokoszan, aby
jawnie ich nauczało, że wszelka władza pochodzi
od Boga, i że nie można gwałcić tego boskiego
przepisu bez popełnienia grzechu, chyba w razie,
jeśliby rozkazywano coś przeciwnego prawom
boskim i kościelnym. Nie wątpimy, wielebny
bracie, o gorliwości, z jaką wspierać będziecie
nasze życzenia i nasze rady, usiłując, aby wierni
poruczeni waszej pieczy, brzydzili się i unikali
szaleństwa umysłów zaciemnionych, bezbożnych
ruchów i zwodniczych usiłowań ludzi burzli-
wych, i aby dochowywali, podług nauki kościoła
katolickiego, wszelkiej czci i posłuszeństwa
najjaśniejszemu swemu książęciu. W oczeki-
waniu oświadczamy i powtarzamy niniejszem
182
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
szczególną naszą życzliwość, z jaką jesteśmy
ku wam i dajemy wam apostolskie błogosła-
wieństwo z całem wylaniem serca, życząc oraz.
abyście wy i wasi wierni zażywali prawdziwej
szczęśliwości.
„Dan w Rzymie, u Świętego Piotra, 27. lu-
tego 1846 roku, szesnastego roku naszego pa-
piestwa".
f Grzegorz P. P. XVI.
Rządowa prasa nie omieszkała wyzyskać
tego nieszczęśliwie napisanego listu i wyczytała
w nim nietylko potępienie duchowieństwa, ruchu
rewolucyjnego, ale i aspiracyi polskich. Prasa
ta ośmieliła się w bezczelności swej posunąć
do tego stopnia, że prawie wyraźnie twierdziła,
ze ojciec św. wydał list, wiedząc już o tem,
co zaszło w Tarnowskiem,
że przeto w liście,
jego mieści się pośrednio pochwała dla biuro-
kracyi i chłopów za ich wierność.
Było tego już za wiele nietylko dla obu-
rzonej Europy, ale i dla sfer duchownych. To
też katolicki dziennik Uniuers, używany do ofi-
cyalnych oświadczeń, wystąpił przeciw tym twier-
dzeniom bardzo ostro i zakończył artykuł nastę-
pującą uwagą:
„Wstrzymujemy się od wszelkiego komen-
tarza, ale pozwalamy sobie tylko nadmienić, że
ojciec św. podpisał w dniu 27. lutego pomieniony
list tylko w tym zamiarze, by zapobiedz po-
Iirwawy
Eok.
121
wstaniu, któremu każda chrześcijańska dusza
byłaby sobie dzisiaj za szczęście miała, gdyby
mu była mogła przeszkodzić. Ale wiadomość
o insurekcyi
nie mogła była pod żadnym wa-
runkiem clojść już wówczas do Rzymu.
Insu-
rekcya wybuchła w dniu 20. lutego, wiadomość
0 tem mogła przyjść do Wiednia najprędzej 22.
Ponieważ zaś najspieszniejszy goniec na prze-
bycie drogi z Wiednia do Rzymu potrzebuje
dni ośm, przeto, gdyby wszystko szło było
a tempo — wiadomość o powstaniu w Rzymie
nie mogłaby być prędzej, jak 2. marca.
Pismo to więc było naprzód zamówione.
Rozmyślnie fałszywie przedstawiono Ojcu św.
stosunki w kraju, a korzystając z jego zaufania,
chciano je wyzyskać!
Że tak jest, świadczy o tem nota Metter-
nicha, wystosowana 18. lutego do rządu francu-
skiego, w której „proroczo" wyraża obawę, że
rewolucya polska wywoła groźne zamieszanie
socyalne, gdyż lud gotów upomnieć się o swe
krzywdy!
Z drugiej strony, dzienniki urzędowe lub
stojące na żołdzie Metternicha, w pierwszej zaraz
chwili umiały „jasno" przedstawić stan rzeczy.
1 tak Oesterr. Beobachter z 23. lutego pisze:
„Spisek był szeroko rozgałęziony, a przez pe-
wien rodzaj terroryzmu wszyscy, co tylko pol-
skim mówią językiem, mieli być przymuszeni
184
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
do wzięcia udziału w tej walce. Ktoby tego nie
uczynił, jako też każdy urzędnik i każdy Nie-
miec mial być zamordowany. (!) Dzięki wier-
nemu, mężnemu ludowi galicyjskiemu uniknęło
się przerażającej katastrofy..."
Wiener Ztg. w tym czasie zamieszczając
kłamliwy opis wypadków w Tarnowie, redukując
liczbę zabitych do kilku, przyznaje jednak, że
widok transportu zabitych i rannych był okropny,
ale „man konnte es den Lanclleuten, bei denen
die edle Grundidee łiervorleuchtete, so schreck-
liches Verderben vom Lande abzuhalten,
nur
zum Guten rechnen...
W numerze 60. Wiener Ztg. czytamy, że
w cyrkułach sanockim, jasielskim, sądeckim, po-
dobnie jak w rzeszowskim i bocheńskim „ver-
theidigen die Landleute die Sache der Regie-
rung und verliai'ten (!) die Aufwiegler"
—
w numerze zaś 61. woła z radością: „In allen
Kreisen hat sich die Yolksstimme gleich aus-
geśprochen".
Tymczasem ta „ Volksstimme
u
zaczynała być
fatalnie głośną i nie bardzo miłą rządowi. To
też od pierwszego marca czytamy we wszystkich
tubach urzędowych,
„że arcyksiążę Ferdynand
d'Este w podróży swej do Tarnowa, dokąd
wyjechał w dniu 5. marca, witany był przez
zupełnie „uspokojoną" ludność z niezwykłym
entuzyazmem..."
Iirwawy
Eok.
121
Niestety! Uspokojeni byli tylko ci, którzy
padli pod razami chłopstwa, konali od ran w szpi-
talach lub siedzieli w więzieniach!
Tak jest! Pomimo wszelkich zapewnień urzę-
dowych i półurzędowycli, kraj nie był wcale
spokojny, chociaż już w dniu 25. lutego ogło-
szono w Tarnowie i sąsiednich okręgach stan
oblężenia... W dniu 28. lutego wystosował Breinl
do gubernium sprawozdanie (1. 345), w ^ któ-
rem donosi o swych czynnościach. Podnosi on,
że ludność jest spokojną, chętnie (?) zwraca
zrabowane przedmioty (!!), ale wyraźnie oświad-
cza, że o jakiejkolwiek pańszczyźnie nikt nie
myśli, zasłaniając się tein, że skoro _ stanęli
w obronie cesarza, powinni przynajmniej dostać
to, co im obiecywali powstańcy, gdyby się z nimi
połączyli. (!) Że chłopi zajęli z kolei groźne
stanowisko i hardo stawili się urzędnikom,,
z którymi niedawno fraternizowali, dowodem
tego odezwa Breinla z 2. marca 1846 r. 1 . 360,
w której w myśl pisma gabinetowego z 26. lu-
tego 1846 r. allen Unterthanen unter An-
drohung der strengsten Strafen rozkazuje za-
chować się spokojnie, nie popełniać gwałtów, nie
wpadać na obce terytorya, zakazuje burzyć
dwory, domy mieszkalne i budynki gospodarskie
i poleca powrócić do roboty, według obowiązu-
jących ustaw.
186
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Równocześnie rozesłano silne patrole po ca"
łym kraju, ustanowiono w miejsce zabitych —
prowizorycznych mandataryuszów, a nieposłu-
sznych „wiernych poddanych" okładano „po
ojcowsku" kijami. Oprócz tego Breinl — jak
świadczy Sala — udawał się do Szeli, ażeby ten
naglił chłopów do roboty.
Ale ugasić pożar było trudniej, jak go
wzniecić. Szlachta albo wymordowana — albo
w więzieniu, duchowieństwo pozbawione wpływu,
urok władzy złamany — wszystko to rozzu-
chwalało czerń. To też długie jeszcze tygodnie
widziano pożary i słyszano o morderstwach.
Chłopi, którym urzędnicy obok kijów nie szczę-
dzili i dalej „należytych" uwag, odgrażali się,
że wymordują wdowy i dzieci dziedziców, zaj-
mowali dworskie grunta, dzielili się nimi i nie
myśleli ustępować nawet przed siłą. Bitki mię-
dzy wojskiem a chłopami były czem raz częstsze.
Równocześnie zaczęły się między ludem rozcho-
dzić wieści o odwecie. Mówiono sobie o „Pola-
kach", „Francuzach" i „Hangielcykach", którzy
połączą się z ciarachami, aby pomścić na chło-
pach rzeź; wsie całe obozowały w borach,
a chłopi trzymali wszędzie warty. Obszernie
opowiada o tem Henryk Słotwiński, syn zamor-
dowanego Konstantego, w swym szkicu „Z krwa-
wych dni",
gdyż i on zmuszony został do od-
bywania wart podobnych. Młodzież w czasie
Iirwawy
Eok.
121
tych wart śpiewała — a ta śpiewka może naj-
charakterystyczniej maluje cały przebieg rzezi.
Oto ona:
„Wygrali, wygrali ci nosi panowie,
Wygrali Ojcyznę cepami po głowie,
Na gardziołku siednę, flaków wydobende,
Na miejscu szlachcica—sam szlachcicem bende."
Potem, brzmiała jakby przestroga i wyra-
żenie przyczyny mordów:
„Polacy, Polacy, marnie wyginiecie,
Że się na cysarza zawdy buntujecie."
Ale dalej brzmiała jakby nuta żałosna, że
nadzieje co do pańszczyzny i branki się nie
spełniły. Śpiewano bowiem:
„Cysarzu, cysarzu, wielgomożny Panie,
Dałeś mi kamaśle, nie dziękuję za nie."
Otóż postępowanie biurokracyi: posłuszna
skinieniom konserwatywnego rządu, który ^ nie
zdobył się w tej chwili wobec swej zbrodni na
radykalny krok — zupełnego uwłaszczenia wło-
ścian, chcąc pozornia usprawiedliwić się wobec
Europy, starała się rzecz załatwić połowicznymi
środkami, ale tak, ażeby z jednej strony szlachtę,
z drugiej włościan podburzyć wzajemnie prze-
ciwko sobie. Urzędnicy wysełani na t. zw. „pa-
cyfikacyę poddanych", zmuszając ich kijami do
roboty, mówili:
188
Dr.
Ii.
Ostaszewski-Barański.
„Biedni wy, biedni! cóż my winni i rząd
cesarski, że tak jest! Ale żyje jeszcze dużo
szlachty, żyją ich wdowy i sieroty i to dla nich
musicie odrabiać pańszczyznę". Tak więc i ta
pacyflkacya poddanych została wyzyskaną, ażeby
w ludzie budzić dalej niechęć do szlachty. Że
biurokracya, zwłaszcza we wschodniej Galicyi,
gotową była naśladować wzory z zachodu, do-
wodzą następujące dokumenty, wydane już po
rzezi tarnowskiej.
I.
(Nr. 169. Circular an alle Ortsobrigkeiten
und Decanate beider Ritus).
Na mocy nadeszłego tu właśnie rozporzą-
dzenia Jeneralnego. Gubernatorstwa, zostałem
upoważniony w poruczonym mi cyrkule złoczow-
skim, każdej chwili, o ile okaże się potrzeba,
stosownie do postanowień I. części kodeksu kar-
nego § 501. —
ogłosić i wykonać prawo doraźne
wojenne. Gdyby powołany wypadek nastąpił,
każdy dopuszczający się zbrodni stfnu będzie
w przeciągu 24 godzin stawiony przed sąd i roz-
strzelany. Ostrzegam tedy wszystkich mieszkań-
ców cyrkułu, ażeby zachowali się spokojnie, nie
brali udziału w ruchach określonych zbrodnią
stanu, a co więcej, zwracam uwagę, że powinni
wszelkich podejrzanych chwytać i do c. k. cyr-
Iirwawy
Eok.
121
kularnego urzędu, a względnie do najbliższej
c. k . wojskowej komendy takowych dostawiać.
W szczególności spodziewam się, że gminy
wiejskie pozostaną wierne obowiązkom swym
i zaufaniu niezachwianemu dla J. C. K . Mości,
że wichrzycieli,
w razie koniecznej potrzeby,
uzbroiwszy się w kosy i siekiery, łapać i do
najbliższego c. k. urzędu cyrkularnego lub c. k.
komendy wojskowej dostawiać będą. Za to na-
tomiast jestem upoważniony
zapłacić im na-
tychmiast stosowną nagrodę pieniężną
w go-
tówce. Takim zacnym fbraven) gminom pospieszą
zresztą z pomocą wojskową rozesłani w różnych
kierunkach powiatu komisarze wojskowi z asy-
stencyą wojskową. W razie, gdyby która gmina
była w wątpliwości, co począć, zechce zgłosić
się o radę do tych komisarzy.
Dzielny lud mazurski w powiatach
zacho-
dnich trwa niezłomnie 10 swej wierności dla
Najjaśniejszego Monarchy,
zbroi on się wszę-
dzie tłumnie 'dla obrony rządu, ściga powstań-
ców i dostawia ich setkami do c. k . urzędów
obwodowych.
Przy' tem jednak ostrzegam gminy, ażeby
nie dopuszczały się ekscesów, nie mąciły spokoju
niewinnych, gdyż samowolne to postępowanie
może ich narazić na karę.
Pismo to, pod groźbą kary zawieszenia
w urzędzie i uwięzienia ma być natychmiast
191
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
ogłoszone przez mandataryuszów i duchowieństwo
odnośnym gminom.
C. k . cyrkuł złoczowski d. 26. lutego 1846.
Andrzejowski m. p ."
II.
(Circular nr.
130).
C. k . podpułkownik-adjutant jeneralnej ko-
mendy v. Benedek zgniótł pod Gdowem insur-
gentów krakowskich i złączonych z nimi insur-
gentów galicyjskich. Kilkuset z nich padło,
wielu raniono i pojmano, reszta zaś uciekła.
W tej aferze ponownie dowiedli chłopi swej
wierności i wdzięczności dla c. k . rządu i wa-
lecznie uderzali na rebelantów. We wszystkich
zresztą powiatach zachodniej Galicyi chłopi po-
stępowali tak samo i odważnie napadali na
•powstańc >w i częścią zabijali ich, częścią zwią-
zanych odstawiali do cyrkułu.
Podobna gorli-
wość ożywia chłopów w całej Galicyi, a ponie-
waż i siły wojskowe zostają należycie wzmo-
cnione, gminy zaś mają polecenie
wszystkich
zakłócających
spokojność publiczną lub podej-
rzanych o to (!!!) chwytać, a w razie oporu
z ich strony — użyć nawet przemocy, przeto
należy się spodziewać, że rewolucya zostanie
niebawem zakończoną. Zresztą dotychczasowe
przepisy utrzymywania przez włościan straży
Iirwawy
Eok.
121
i pogotowia zostają w swej mocy, a nadto ma
się ogłosić gminom także o zwycięstwie nad
rebelantami w Horożanie cyrkułu samborskiego,
tudzież o okazanej przez włościan wierności
i odwadze.
Lwów 2. marca 1846 r.
Milbacher m. p.
Jeżeli tak brzmiały jawne okólniki — jak
musiały wyglądać tajne instrukcye ustne prze-
syłane na zachodzie icprost wójtom przez urlo-
pników i urzędników! Teraz zaś zobaczmy, kto
opłacił to pospolite ruszenie chłopów przeciw
szlachcie! — Oto taż sama szlachta, jak świadczy:
III.
(Circular nr. 142).
Złe wykonywanie przepisów policyjnych
i paszportowych przez dominikalne urzędy uczy-
niło koniecznem powołanie włościan do utrzy-
mania porządku, trzymania straży i chwytania
podejrzanych (!!). Ponieważ dzieje się to z po-
święceniem ich codziennych obowiązków i zajęć,
przeto polecam dominium pod surową odpowie-
dzialnością, ażeby na swój własny
rachunek,
chłopom pełniącym straży, odbywającym patrole
i stojącym w pogotowiu dla odparcia powstań-
ców — wydawały codziennie na głowę po 2 f.
dobrego chleba, lub po 2 f. dobrej mąki. Każdy
288
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
dzień lub noc spędzona przez włościanina w ta-
kiej służbie mają mu być liczone jako dzień
roboczy i w odpowiedni sposób pokwitowane.
PP. cyrkularni i gubernialni urzędnicy, którzy
kierują uzbrojeniem i tokiem służby włościan,
otrzymają polecenie pouczenia ich o tem rozpo-
rządzeniu i czuwać będą z całą surowością nad
•tegoż wykonaniem.
Lwów 2. marca 1846.
Milbacher.
IV.
(Circular an alle Obrigkeiten nr. 321).
Straże bezpieczeństwa, spełniane przez wło-
ścian, zaliczone będą na rachunek robót dwor-
skich.
Każdy właściciel dóbr, urzędnik dworsk-
i dzierżawca, który poddanego źle traktuje, bęi
dzie natychmiast uwięziony.
Każde przekroczenie praw pańszczyźnianych
wobec włościan będzie najsurowiej karane.
Tarnopoi 5. marca 1846.
Sacher.
Dokumenty te wskazują dowodnie, w jakim
•duchu biurokracya „pacyfikowała" wzburzone
chłopstwo i jak ludowi przedstawiano jego obo-
wiązki i prawa. To też nic dziwnego, że wzbu-
rzenie nietylko nie uśmierzało się, ale ciągle
wzrastało.
Krwawy
Rok.
289
Mówiliśmy już, że dnia 5. marca wybrał
się arcyksiążę Ferdynand d'Este do zachodnich
powiatów. Jakie z podróży tej odniósł wra-
żenie — nie wiemy, gdyż Maurycy Sala, naj-
kompetentniejszy w tym względzie świadek, milczy
0 tem zupełnie. Natomiast wiemy o pewnem
spotkaniu, które na nim wywarło głębokie wra-
żenie. Oto w okolicy między Dembicą a Tar-
nowem zaszły mu drogę dwie kobiety, pani
Apolonia Bogusz i pani Broniewska, a rzuciwszy
się na kolana, błagały arcyksięcia o wysłuchanie
ich skargi. Arcyksiążę zaprosił obie do powozu,
a w czasie ich opowiadania nie mógł się po-
wstrzymać od łez...
Zapóźno — niestety zapóźno!
Nie należy zresztą wątpić, że szlachetne
serce magnata i członka domu cesarskiego wzru-
szyło się tem, co widział.
Potrafiono jednak wmówić w niego, że ofiary
rzezi, to wszystko sami spiskowcy, czyhający na
całość monarchii, a zresztą wiemy, że wobec
biurokracyi arcyksiążę był zupełnie bezwładny.
Co chciano zrobić — robiono poza jego plecami
1 wbrew jego woli.
W dniu 10. marca wydał arcyksiążę rozkaz
(datowany Bochnia 10. marca 1846 1. 2974) do
wszystkich cyrkułów, ażeby nie tolerować bez-
robocia chłopów. Urzędnicy mają pouczyć chło-
pów, że spełnianie
obowiązku wobec państwa
192
194
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
i rządu nie zwalnia ich bynajmniej
od speł-
niania obowiązków wobec dworów.
Obowiązki
te nie zmieniły się w niczem, gdyż zmienić je
może tylko wola cesarza. Gdyby się chłopi po-
woływali na obietnice, jakie im czynili insur-
genci (!!!), należy im wytłumaczyć, że byi to-
zbrodniarze, którzy nie mieli prawa tego oblie
cywać, że zresztą gdyby się ich zbrodnicze za-
miary udały, obietnicy tej z całą pewnością
byliby nie dotrzymali (???). W razie oporu
chłopów mają urzędy cyrkularne użyć stosownych
środków przymusowych.
Równocześnie mają starostowie wpłynąć na
dwory, ażeby prawa swe wykonywały z łago-
dnością i na razie żądały tylko tego, co do uprawy
roli jest koniecznem. Wreszcie dominia są obo-
wiązane wobec tego, że chłopi pełnili wartę
i nieśli pomoc rządowi, odpisać im odpowiednią
ilość dni roboczych. (!).
Dalsze rozporządzenie arcyksięcia dotyczyło
rozbudzenia religijnego ducha wśród włościan.
W tym celu wezwał arcybiskupstwo lwowskie
do przysłania w okręgi zachodnie kilkudziesięciu
misyonarzy, którzy też niebawem przybyli.
W Tarnowie też odebrał arcyksiążę Ferdynand
trzy dziękczynne pisma cesarskie: dla armii,
dla biurokracyi i dla „wiernych Galicyan". Pisma
te podajemy w brzmieniu, jak je podała Gazeta
lwowska w numerach 34 i 37 z r. 1846.
Krwawy Rok.
195
I.
Kochany Panie kuzynie arcyksiążę Ferdy-
nandzie!
Zostające pod rozkazami W. M . w mojem
Królestwie Galicyi wojska dały w niezachwianej
wierności podczas groźnych dni najnowszego
czasu tak piękne dowody mężnego postanowienia
do znoszenia wszelkich trudów i walczenia z ka-
źdem niebezpieczeństwem i okazują ciągle to
wzorowe postępowanie z taką wytrwałością, iż
nie mogę sobie odmówić, abym im niniejszem
za tak odznaczające się postępowanie i tak za-
szczytne wypełnienie powinności przez W. M .
zupełnego mojego uznania nie wyraził.
We Wiedniu 12. marca 1846 r.
Ferdynand m. p .
II.
Kochany Panie kuzynie arcyksiążę Ferdy-
nandzie!
W ostatnim groźnym czasie w Galicyi naj-
większa część moich urzędników i sług tego
kraju odznaczyła się szczególniej przytomnością
umysłu i wielorakiem z niebezpieczeństwem po-
łączonem pełnieniem powinności
służbowych,
a przeto pozyskała sobie prawo do zupełnego
13*
196
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
mojego zadowolenia, które ja niniejszem do po-
znania im daję.
We Wiedniu 12. marca 1846.
Ferdynand
m. p.
III.
Obwieszczenie.
Najjaśniejsza Jego Cesarsko Królewska Mość
u przedłożonych Jemu z Galicyi nadesłanych do-
ziesień, o wszystkiem dokładnie
uwiadomiony,
cokolwiek się w tym kraju w ostatnim
czasie
wydarzyło,
Najwyższem swem postanowieniem
z dnia 12. t. m . Najłaskawiej mi rozporządzić
raczył raczył, bym do publicznej wiadomości
podał co następuje:
Do moich Wiernych Galicyanów!
Ciężkie próby w upłynionych tygodniach
mieliśmy do przetrwania! Od dawnego czasu za
granicą uknuty i przygotowany spisek nieprzy-
jaciół porządku i istniejących stosunków socyal-
nych wdarł się niestety i w moje Królestwo
Galicyi.
Udało się mu uczestników sobie zjednać,
przejętych tą nierozsądną nadzieją wciągnięcia
was wszystkich w swe zbrodnicze zamiary.
Używano ku temu celowi wszelkiego przemysłu,
zwodnictwa, wszelkiego rodzaju obietnic — po-
Krwawy Bok,
197
ruszano nawet najświętszych uczuć ku najhanie-
bniejszym celom.
Wierne wasze serca jednakie i zdrowy wasz
rozum nie dały pokusom tym do siebie przystępu.
Gdy pomimo to sprzysiężenie w ślepym szale
wybuchło i w zapamiętałem szaleństwie krwawą
chorągiew zaburzenia podniesiono — zbrodnicze
takowe przedsiębiorstwo przez stały opór was'
wiernych zniweczone zostało.
Memu czułemu sercu stało się potrzebą uko-
chanym moim Galicyanom uznanie ich poczci-
wości i niezachwianej wierności ku swemu Mo-
narsze uroczyście objawić.
Wierni, gdyście się dla porządku i prawa
oburzyli, wzywa się Was obecnie po zniszczeniu
haniebnych zamiarów nieprzyjaciół wszelkiego
prawnego porządku, byście znowu dawnym spo-
kojnym zatrudnieniom się oddali i przez ścisłe
wypełnienia waszych obowiązków poddańczych
nadal dowód złożyli, że tak, jak ku utrzymaniu
porządku i praw walczyć, tak też przez posłu-
szeństwo i uległość im one utwierdzać rozumiecie.
Wiedeń 12. marca 1846.
Ferdynand m. p.
Pismo to ma być podane do powszechnej
wiadomości przez przełożonych gmin i księży.
Tarnów 16. marca 1846.
Ferdynand
arcyksiażę austr. Este.
180
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
Pismo to podsunięte monarsze przez Metter-
nieha jest najdobitniejszym aktem oskarżenia
przeciw rządowi austryackiemu, który w ten
sposób chciał wobec Enropy usprawiedliwić rzeź.
Słusznie też zaznaczył Wielopolski w otwartym
liście do Metternicha, że manifest ten to już nie
tylko v;przebaczenie sprawcom
rzezi,
nietylko
zupełna amnestya — ale coś więcej, bo podzię-
kowanie tym, którzy tyle niewinnej krwi przelali...
Tak to niesumienny minister potrafił uwieść
swego cesarza, z natury tak dobrego, że nie bez
słuszności przydomek „dobrotliwego" mu nadano.
Mamy przed sobą charakterystyczny list jednego
z członków najwyższej naszej arystokracyi pisany
w maju 1846 z Wiednia do znajomego w Galicyi.
W liście tym znajduje się ustęp taki:
„Że ani arcyks. Ferdynand, ani cesarz nie
znali prawdziwego stanu rzeczy, nie ulega wąt-
pliwości. Cesarz dowiedział się i to tylko o części
zbrodni dopiero w połowie kwietnia, a to w spo-
sób następujący. Hrabina A. Węgierska dowie-
dziawszy się o strasznych scenach rzezi gali-
cyjskiej, a wiedząc, że cesarz o tem nic nie wie,
na pewnem zebraniu dworskiem, znalazłszy się
w pobliżu cesarza zaczęła swemu otoczeniu pół-
głosem opowiadać, jak barbarzyńsko ludzi mor-
dowano. Cesarz usłyszał urywek tej rozmowy
i począł słuchać uważniej... Wreszcie przerażony
opowiadaniem, zapytał hrabiny, gdzie się to stać
mogło ?
Krwawy Bok,
198
—
Wasza Cesarska Mość — odpowiedziała
odważnie kobieta — niestety nie tylko mogło
się stać — ale istotnie się stało. To co opowia-
dałam, jest niczem wobec strasznej zbrodni,
która tysiące kobiet uczyniła wdowami, tysiące
dzieci sierotami. Mordowano najniewinniejszych,
a gdzie się to stało? O Najjaśniejszy Panie,
spytaj o to hr. Kolowratha, a pewnie odpowie,
że nie w Galicyi, nie w Austryi, nie w Twojem
państwie!..."
Cesarz usłyszawszy te słowa, omdlał i dostał
ataku, który był następstwem wrodzonej mu
już słabości. Niestety jednak Metternich i Kolo-
wratli, acz przeciwnicy tam, gdzie chodziło
0 omamienie cesarza, musieli iść wspólnie. To
też słowa odważnej, kobiety wytłómaczono jako
potwarz. W każdym razie na wyraźne życzenie
cesarza powołano arcyksięcia natychmiast po tem
wydarzeniu do Wiednia, gdzie bawił czas dłuższy
1 gdzie wobec publicznych oskarżeń w izbie
francuskiej i prasie angielskiej, postanowił podać
się do dymisyi...
Arcyksiążę został poniekąd zmuszony przez
Metternicha do wzięcia tej dymisyi; przybywszy
do Wiednia w dniu 9. kwietnia 1846, wrzekomo
dla ważnych obrad, nie miał już stamtąd wrócić.
Wprawdzie powołano go do redakcyi aktu łaski,
który poniżej podajemy, ale tak długo zwlekano
z zezwoleniem na jego powrót do Galicyi i tak
200
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
naciskano na niego, ażeby się podał do dymisyi,
że arcyksiążę, acz wbrew swej woli — jak
świadczy Sala — zażądał w dniu 21. czerwca
uwolnienia, które mu 2. lipca najłaskawiej udzie-
lone zostało. Nazajutrz, t. j. 3. lipca, następca
jego zamianowany został: lir. Rudolf Stadion,
pełnomocny komisarz dla Galicyi.
Ów akt łaski dla chłopów, połączony z roz-
kazem odrabiania dalszego pańszczyzny, jakże
jaskrawo odbija od żądań stanów galicyjskich
w latach 1844 —1845! Ze względu na ważność
podajemy go w dosłownem brzmieniu za Gazetą
lwowską nr. 46:
My, Ferdynand, z Bożej łaski etc.
Przez zaszłe w pierwszych miesiącach bie-
żącego roku wypadki w naszem królestwie Ga-
licyi, poddańcze gminy i posiadacze poddańczych
gruntów do oporu i do zaprzeczenia
zwierz-
chnościom swoim należących się im powinności
w pańszczyźnie i daninach uwieść się dały. (!!!)
Uznając dowody wierności i przychylności,
które klasa poddanych w owym czasie wspo|
mnianych bolesnych wypadków do naszej osoby
i naszego rządu okazała, oczekujemy po ich
wiernym sposobie myślenia i po ich zamiłowaniu
porządku, że się wstrzymają od
wszelkiego
oporu przeciwko ustawom własności broniącym
i od wszelkiego zaprzeczania
w
wypełnianiu
sicoich powinności.
Iirwawy
Eok.
121
Jak to z jednej strony należy do szczegól-
nych usiłowań naszej ojcowskiej pieczołowitości*
bronić praw naszych poddanych od uciemiężenia
i nienależyte domaganie się od nich oddalać
i rozporządzenia poczynić do polepszenia ich bytu,
tak z drugiej strony uznajemy to za nasz obo-
wiązek i mocno trwamy w tem postanowieniu
nie cierpienia gwałtów, albo zaprzeczania po-
winności opartych na istniejących prawach i uka-
rania takowych podług całej surowości ustaw.
Oddajemy się przeto zaufaniu, że poddani
ze spokojnością i ufnością oczekiwać będą roz-
porządzeń, które nasze ojcowskie staranie o dobro
ogólne nam poda.
Wskutek tego stanowimy już teraz co na-
stępuje:
1. W patencie z dnia 16. czerwca 1786
roku pod nazwą dalekich podwód oznaczona
powinność pańszczyźniana od czasu niniejszego
ustaje.
2. Rozporządzeniem z dnia 9. sierpnia 1786
roku dominiom za zapłatę dozwolone dni po-
mocne w czasie sianokosów i żniwa nadal od
poddanych wymaganemi być nie mogą.
3. Gdy poddani przez jakie wymagania
dominium czują się być uciążonymi, mogą się
udać ze swoją żałobą wprost do urzędu cyrku-
larnego, albo do postanowionych ku temu władz
202
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
monarchicznych, nie potrzebując się udawać
uprzednio ze skargą do zwierzchności gruntowej.
Rozkazujemy wszelkim władzom, dominiom
i poddanym, aby się podług tych przepisów
zachowali i nad dopełnieniem takowych ostro
czuwali.
Dan etc. Wiedeń 13. kwietnia 1846 roku,
a panowania naszego jedenastego roku.
Ferdynand
(L. S)
Karol hi. Inzaghi
najwyższy kanclerz.
Fr. br.
Pillersdorff
kancl. nadworny.
Jan Baron Krticzka de Jaden
wice-kanclerz.
Według J. C . K. Apostolskiej Mości naj-
wyższego rozkazu
Wacław Zaleski
c. k. radca nadworny.
Ale i to wszystko nie zdołało uspokoić je-
szcze wzburzenia.
*
*
*
Posłuchajmy teraz współczesnych, przeważnie
urzędowych raportów o stanie kraju. Wacław
Zaleski, radca dworu przy kancelaryi nadwornej,
późniejszy gubernator Galicyi, wysłany celem
Kr wawy Ko k.
151
naocznego zbadania katastrofy, w raporcie swym
z Rzeszowa, dnia 18. marca 1846 roku tak
pisze: „Cyrkuł tarnowski przedstawia bardzo
smutny obraz. Większość dworów i folwarków
w 152 dominiach jest zrabowaną. Od małych
początków przyszło do opróżnienia magazynów
i spichlerzy, aż wreszcie bandy podniecone
winem i wódką wpadły w formalną wściekłość.
Przy rabunku zabierano nietylko wszystko, co
się wziąść dało, ale systematycznie niszczono
wszystko, co służyło do wygody lub komfortu.
Jasną dla mnie jest rzeczą, że rabunki te nie
były pozbawione wpływów wskazujących pewien
plan (dass dieśe Raubzuge nicht ohne leitenden
Einflus waren). Na granicach powiatu jasiel-
skiego i tarnowskiego widziano ludzi,
którzy
w imieniu
rządu wzywali
gminy
do rabowania
i oświadczali, ze rząd wobec^
istniejących stosunków pozwala
rabować
wszelką własność szlachty.
„W działalności tej dopatrują się złej dzia-
łalności komunistycznych (!) emisaryuszów. (Man
will darin das arge Treiben commumstischer
Emissare
erblicken)..."
Że jednak śp. Wacław Zaleski dobrze zro-
zumiał, kim byli ci emisaryusze, a tylko nie od-
ważył się jasno napisać, dowodzi zdanie dalsze:
„Czy byli to istotnie tacy emisaryusze, czy
też po prostu łotrowska gromadka złodziei i ra
j
204
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
bnsiów — to nie da się zaprzeczyć, że złośliw
e
zbrodnie nie działy się bez podburzania ze stronY
obcej (nicht ohne fremde Instigation geschah)1
'.
Zaznacza także raport, jako rzecz chara-
kterystyczną, że mordy były przeważnie speł-
niane przez poddanych gmin obcych. U chłopów
panuje niewzruszone przekonanie, że otrzymają
na wyłączną własność grunta dworskie. Liczbę
ofiar dostawionych do cyrkułu tarnowskiego
w dniach od 19. do 23. lutego podaje na 146
trupów, z których tylko 30 poznano. 114 było
tak skatowanych, że ich poznać było niepodobna.
W więzieniach do 14. marca t. r . w Tarnowie
było 543 osób, z których 444 zdrowych, 99
rannych. Wśród tych było 78 właścicieli dóbr
i dzierżawców, 10 księży, 5 strażników skar-
bowych i 451 innych — przeważnie mandata-
ryuszów i olicyalistów..."
Czcigodny ks. Karol Antoniewicz,
który
był jednym z najgorliwszych misyonarzy w po-
wiatach zachodnich, tak streszcza swe wrażenia:
„Zgroza i spustoszenie jakby straże odby-
wały przed każdą wioską i wyinownem milcze-
niem do przejeżdżającego przemawiały. I tu jak
wszędzie zbrodnia zagościła i tu krew przelaną
została. Patrząc na dwory — pierwsze pytanie:
gdzie pan? Zginął pod cepami ludu, z którym
pracował!
Iirwawy
Eok.
121
„Gdzie żona? gdzie dzieci? — Jako biedne
ptaszęta z gniazdka wypłoszone tułają się po
świecie. I posłyszy serce te dzwony kościelne
i zaraz ciemna jak chmura myśl błogie przyćmi
wzruszenie. Ach! może i ten kościółek był świę-
tokradzko zelżony i spojrzy oko na te chaty,
które niegdyś miłosierdzie i politowanie budziły
i odwróci się: może w tej chacie morderca
mieszka. O! w tak krótkim czasie wiele —
wieleśmy boleści przeżyli...
„Każda wioska, każdy niemal dwór był wi-
downią scen krwawych, każdy dwór ma teraz
swoje pamiątki, swoją historyę krwawą, bolesną...
Dzieje tych kilku dni, to historya boleści serca
ludzkiego i niestety nędznej natury ludzkiej!"
Gazeta lwowska w części urzędowej i re-
dakcyjnej nie wspominała o zaburzeniach ani
słówkiem, owszem pisała czasem o pogłoskach,
które „złośliwe umysły uwzięły się dla szerzenia
trwogi rozsiewać"
—
ale przecież i w tem pi-
śmie urzędowem znajdują się w dziale gospo-
darstwa notatki, które mówią wiele. Przytoczymy
z nich kilka:
Gazeta lwowska 1846 nr.
36:
„Z Tarnowa 20. marca.
„Rozruchy ostatnie
naturalnie, że handlowi i przemysłowi bardzo
znaczny cios zadały, przeto o handlu hurtownym
czy to zbożem czy okowitą nie ma co donieść.
Na miejscową zaś potrzeb, czyli w mniejszych
'294
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
partyacli, cena okowity podskoczyła w dwójnasób,
gdyż teraz płacą szynkarze za handel okowitą
po1złr.30kr.m.k., aleizatęcenętrudno
jej dostać, gdyż zapasy po magazynach domini-
kalnych poszły po największej części w niwecz.
Zboże zapewne znacznie w górę pójdzie;
spi-
chlerze pańskie powypróżniane,
chłopi są wpra-
wdzie zaopatrzeni,
ale u nich niedługo to po-
trwa.
Roboty w polu mimo pięknej pogody
dotychczas się nie rozpoczęły. Mało która wieś
ma teraz ekonoma do zarządu."
Gazeta lwowska nr. 47 .,
Z Sanoka 16.
kwietnia: Handel w naszym powiecie ciągle je-
szcze zatamowany. Targi po miasteczkach nigdzie
się nie odbywają, a nawet i zboże nie sprze-
daje się... Garniec okowity po 45 kr. m. k .
i podobno bardziej jeszcze podrożeje, bo śluby
na wstrzemięźliwość
wszędzie pozrywane i za-
pory podczas ostatnich wypadków
poniszczone.
Dziennik Narodowy w korespondencyi z Tar-
nowa z dnia 2. maja tak pisze:
„Chłopi w miejscach, gdzie wygubili szlachtę,
są dotąd panującymi. Wszystkie służby ustały,
nikt żadnymi nie zajmuje się obowiązkami. Część
kraju zupełnie zdezorganizowana, dwory popa-
lone lub poniszczone, bydło i trzody wyrżnięte
lub porozprószane, zapasy zboża na zasiew zu-
żyte, nikt o nowym zasiewie nie myśli, chłopi
dojadają to, co znaleźli po dworach, pola pora-
Krwawy Bok.
295
stają trawą — wszędzie pustki i zniszczenie.
Oto stan Galicyi zachodniej.
„Pełen obywatelstwa cyrkuł tarnowski przez
zbestwione chłopstwo wymordowany tak, że
ze szlachty i oficyalistów zaledwie 19 pozostało,
skaleczonych lub uwięzionych ze 40. Reszta
morderczo i okrutnie zabici, stali się męczenni-
kami nieszczęścia i machiawelizmu rządu. Któż
z obywateli obchodząc się poczciwie z wieśnia-
kiem,. mógł pomyśleć, że on dlań będzie tyle
okrutnym? Demoralizacja za poduszczeniem
urzędników rozprzęgła wszystkie towarzyskie
stosunki.
„Kiedy na żądanie wieśniaków, aby grunta
rozdzielone były pomiędzy nich, odpowiedział
rząd, że do nich mają prawo pozostałe żony
i dzieci, chłopi mówili: „pozabijaliśmy psów,
trzeba pozabijać suki i szczenięta, nie damy im
żyć dłużej, jak do Wielkiego Piątku.
„Dwory, odległe od wsi, chłopi popalili, te
zaś, które przytykały do chat wiejskich, poroz-
walali. Wszystko pobrali i poniszczyli, w nie-
których miejscach gnój nawet powywozili na
swoje grunta. Szlachtę, która się chroni do miast
cyrkularnych, władze zmuszają do opuszczania
takowych, pod pozorem braku żywności, każą
288
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
mi wracać do swych majątków. Tymczasem
miasta ogłoszone są w stanie oblężenia, otoczone
linią demarkacyjną, kogo wypchną po za linię,
tego nie puszczają, a do przedzierających się
strzelają".
*
Zaznaczyliśmy już, że biurokracya nieco
przedwcześnie cieszyła się urojonem zwycięstwem
i pozyskaniem chłopa dla siebie. Chłop ten,
który dzięki działalności takich Breinlów, Bern-
dów, Chomińskich i t. p. zbroczył dłonie we krwi
bratniej, stawał się czem raz groźniejszym sprzy-
mierzeńcem. Podobnie jak demokracya paryska,
deklamująca niedorzeczne frazesy o wszech-
władztwie ludu i stawiająca hasła: „przez lud
i dla ludu" nie miała najlżejszego pojęcia o isto-
tnem tego ludu usposobieniu, tak łudziła się także
i biurokracya. Chłop nie był ani polskim, ani
austryackim — był sobie po prostu chłopem,
a zbiorowo biorąc, ciemną, egoistyczną masą,
która o jakichkolwiek hasłach nie miała pojęcia,
a w której dziki instynkt zawsze oddźwięk znaj-
dował. Chłopu zależało tyle na Polsce, ile na dy-
nastyi i rządzie — jeżeli czego pragnął, to chyba
tego, ażeby jak najmniej robił, a jak najwięcej
miał ziemi. Pod słowem „Polak" rozumiał chłop
rewolucyonistę, którego mu cesarscy urzędnicy
przedstawiali jako wcielonego dyabła. Tak samo
Krwawy
Rok.
289
w pogardzie stał u niegi „Niemiec" — i nigdy
chłop nie przypuszczał, ażeby „cysarz" mógł
być Niemcem; w cesarzu widział on coś nad-
ziemskiego, jakiegoś naczelnika bez narodowości.
„Galicyaninem" nigdy chłop się nie nazywał —
a pod „Austryakiem" rozumiał tylko żołnierza.
O ojczyźnie również nie miał pojęcia: nazywał
się albo podług cyrkułu, albo ogólniej „z cesar-
skiej strony".
To też chłop mordujący szlachtę
nie miał pojęcia o tym patryotyzmie cesarsko-
austryackim, który przypisywały mu korespon-
dencye dzienników niemieckich. Wprawdzie Szela
w czasie swych morderczych napadów przyjął
jako hasło: „Bóg i cesarz",
ale na cesarzu za-
leżało mu właśnie tyle, ile na Bogu, którego
kapłanów kazał wiązać, bić i mordować, którego
świątynie kazał łupić, którego święte ziemskie
wyobrażenie kazał rzucać na gnój!
Ten brak „cesarsko-austryackiego" patryo-
tyzmu u chłopa z boleścią odczuła biurokracya,
gdy jej przyszło kraj pacyfikować. Chłopi nic
sobie nie robili z manifestów i przedstawień,
głośno wołali, że urzędnicy przez panów prze-
kupieni zostali, że za ich wielkie usługi, oddane
dynastyi i monarchii, należy im się wolność —
siłą opierali się zmuszaniu ich do roboty, a ko-
misarzom — jak świadczy śp. p. Żeleńska —
w oczy wyrzucali, że im za wyrżnięcie szlachty
obiecywali grunta dworskie. W najgorszej sy-
14
210
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
tuacyi znalazł się tarnowski starosta p. Breinl.
Z jednej strony czuł, że wobee chłopów, którzy
byli ślepem jego narzędziem, nie może wystąpić
ostro, z drugiej obawiając się gniewu arcyksięcia,
musiał się starać o spokój w powiecie. To też
mimo że pismem z 2. marca 1846 1. 36 zagroził
renitentom najostrzejszemi karami, starał się
sprawę przeprowadzić łagodniejszymi środkami.
W raportach swych do Gubernium przedsta-
wiał Breinl w najczarniejszych kolorach wzrost
komunizmu, a podnosząc wielkie zasługi chłopów,
doradzał, ażeby arcyksiążę na własną rękę wy-
dał rozporządzenie, zmieniające dotychczasowy
ustrój pańszczyzny. Chciał on mianowicie, ażeby
utrzymując zasady pańszczyzny, płacono jednak
chłopom mierną kwotę za każdy dzień roboczy.
W tym duchu działał też Szela między
chłopami.
Tej przyjaźni Breinla z Szelą było już za
wiele, szczególniej nie podobała się ona młodemu
staroście rzeszowskiemu, Augustowi Gerardowi
Festenburgowi, który na życzenie arcyksięcia
zastąpił niedołężnego Lederera właśnie w chwili
rozkwitu rabacyi, w drugiej połowie lutego 1846.
Postanowił on z całą energią zwalczyć ruch
chłopski, a że działał szlachetnie i po ludzku,
mamy na to dowód w adresie nader sympaty-
cznym, jakim go żegnało obywatelstwo rzeszowskie
w r. 1848. Festenburg też pierwszy doniósł
Krwawy Bok.
227
arcyksięcin, że Szela korzystając z łagodności
Breinla, buntuje dalej chłopów. Toż samo doniósł
starosta jasielski pismem z dnia 30. marca 1846
1. 900, że Szela sprzedaje chłopom odpisy ostrze-
żenia arcyksięcia z dnia 18. lutego, twierdząc,
że są to dekrety, którymi cesarz zupełnie i bez-
warunkowo zniósł pańszczyznę.
Raporty te otworzyły arcyksięciu oczy; do-
piero wówczas przejrzał plan Breinla i pismem
z dnia 30. marca 1846 1. 1988 w ostrej formie
zarzucił mu, że jego pertraktacye
z Szelą za
długo się ciągną, że projekt jego
uwzględniony
być nie może, gdyż wszelkie koncesye,
uczynione
chłopom w tej chwili, uchodziłyby w ich oczach
za nagrodę morderstw i rabunków,
popełnionych
na osobach ich dziedziców i panów, a wreszcie
nakazał mu, ażeby o ile możności łagodnymi
środkami położył koniec rozruchom.
„Ażeby je-
dnak — czytamy — w razie niespodziewanie
spotkanego czynnego oporu, uniknąć wszelkiej
małoduszności, która ostateczny skutek osłabićby
mogła, poleca się już teraz p. staroście, ażeby
w takim wypadku polecił z broni robić użytek
bez względu na możliwe skutki (in einem sol-
'chen halle ohne Jiucksieht auf
mogli-
che Folgen
von der Waffe Oebrauch ma-
chen zu lassen). W razie rozruchów należy
natychmiast bezwzględnie przeprowadzić postę-
19*
180
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
powanie doraźne z zastosowaniem całej srogości
ustawy..."
Równocześnie z kuryerem, który wiózł tę
depeszę, maszerował do Tarnowa batalion pułku
Haynau, a w dniu 31. marca wyruszył do Tar-
nowa pułk Deutschmeistrów.
Arcyksiążę miał istotną wolę złamania buntu
chłopskiego, ale biurokracya umiała rozporzą-
dzenie jego wypaczyć.
Lud stał na rozdrożu; im bardziej wchodził
w siebie, tem więcej czuł swą zbrodnię. Związek
patryarchalny między dworem a gminą, między
ojcem i dziećmi został zerwany. Rozlał się
między nimi potok krwawy, który tylko miłość
chrześcijańska przekroczyć była w stanie. Wło-
ścianie długo nie śmieli się zbliżyć do pani,
której zamordowali męża i synów — a ta chcąc
im podać pomocną rękę, poznawała na ich dłoni
krew swoich,..
Teraz rozpoczęła się działalność duchowień-
stwa: działalność przykra, bolesna, narażająca
niejednokrotnie misyonarza na bezgraniczne cier-
pienie moralne. A i tu położył rząd ciężką swą
rękę; obawiając się bowiem, że pod wpływem
spowiedzi lud zwróci się przeciw tym, którzy
go zbuntowali, starał się, ażeby spowiedź ta
była dla chłopów jak najmniej przykrą.
W dniu 22. marca zażądał Breinl od biskupa
Wojtarowicza, ażeby „ze względu na interes
Krwawy
Bok,
213
państwa i kościoła" zalecił duchowieństwu jak
najwzględmejsze
traktowanie winnych przy spo-
wiedzi. Oburzony biskup odmówił temu życzeniu,
ale Breinl postarał się o okólnik gubernialny
z dnia 26. marca, którym w bardzo stanowczy
sposób doradzano duchowieństwu, ażeby nie od-
mawiało rozgrzeszenia,
nie domagało się zbyt
natarczywie
zwrotu niepraionie
przywłaszczo-
nych sobie rzeczy (co za zwrot!), a wreszcie,
ażeby w czasie kazań i nauk misyjnych duchowni
niezbyt „atakowali" lud i nie przedstaioiali zbyt
jaskrawo grozy sądu ostatecznego!
Na szczęście większa część duchowieństwa
oparła się temu niebywałemu w katolickiem
państwie gwałtowi i sumiennie i gorliwie speł-
niała swój obowiązek, wskazując ludowi jego
haniebną zbrodnię i karcąc tych, którzy go do
tego popchnęli.
Dla poznania wewnętrznego stanu ludu znaj-
dujemy niesłychanie ciekawy materyał w „Wspo-
mnieniach
misyjnych z r. 1846",
napisanych
przez ks. Karola Antoniewicza. Nikt jak on
nie umiał zajrzeć w głąb serca tego ludu, który
setkami garnął się na jego nauki i do jego lcon-
fesyonału. Przytoczymy kilka jego uwag:
„Część — dzięki Bogu — bardzo mał? ludu
chodzi jeszcze z piętnem Kaina na czole —
większa jednak część czołga się jakby przywa-
lona brzemieniem wstydu, które to słowo „zło-
214
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
dziej, rabuś, morderca",
wzbudza w każdym,
kto z tych zbrodni rzemiosła nie czynił. Lecz
tymczasem wszystkie pojęcia Indu pomieszane
były, sami nie wiedzieli, czy to, co uczynili,
było dobrem czy złem, czy zasłużyli na nagrodę
czy na karę, a nie mieli nikogo, kogoby się po-
radzić, komuby zaufać mogli. W takiem poło-
żeniu jeden ksiądz mógłby icli oświecić, ale i ta
ostatnia pociecha i pomoc została im odjętą.
Jakąż mogli położyć ufność w słowach kapłań-
skich ci, którzy bezkarnie lżyli, wiązali, bili
i zabijali kapłanów?
„I ten ostatni promyk światła i rozumu,
który jeszcze przyświecał w głowach i sercach
ludzi, zgasł wpośród krwi potoków i zostali
wpośród ciemnej nocy wyrzutów sumienia, nie-
ufności, nędzy i wątpliwości o przyszłości. Ciężko
padła na nich ręka sprawiedliwości Boga, bo oni
to prawo natury w sercu każdego zapisane: nie
zabijaj, nie bierz cudzego mienia, — zgwałcili..."
Istotnie wpływ duchowieństwa podkopywany
przez biurokracyę był bardzo mały, a potem
nie istniał wcale. Lud w grubych ciemnościach
pogrążony miał wiarę, ale nie taką, by ją do
praktycznego zastosować życia, a proboszczowie
przy najlepszych nawet chęciach, mając do wal-
czenia z rozsiewanem wśród ludu podejrzeniem,
że są narzędziami panów, że zataili ogłoszenie
zniesienia pańszczyzny, że mają truć ludzi ko-
Iirwawy
Eok.
121
mnnią itd., nic zrobić nie mogli. Takie to wpływy
zewnętrzne zawarły jakby sojnsz z przebie-
głością żydowską i wrodzonym pociągiem do
wódki, aby lud zepsuć i rozbestwić. Jak wielką
ta nieufność była, dowodzą następujące fakty:
W pewnej parafii, już po zaburzeniach, ksiądz
zresztą lubiany, posłał raz chłopa do apteki po
proszki na kaszel. Wnet gruchnęło po wsi, że
ksiądz chce wytruć ludzi przy rozdawaniu ko-
munii — i chłopi tak długo do stołu pańskiego
nie przystąpili, dokąd ksiądz przy nich owych
proszków nie zażył.
W czasie święcenia paschy, chłopi wyle-
wali wodę przygotowaną, przynosili inną, którą
ksiądz w oczach ich musiał święcić i nią do-
piero kropić.
Długi czas nie chrzczono dzieci, gdyż oba-
wiano się trucizny w soli, którą ksiądz dziecku
do ust wkłada.
Równocześnie w masach odzywały się wy-
rzuty sumienia: chłopi pili na umor, ale ich
zgłuszyć nie mogli. Wypadki szaleństwa były
czem raz częstsze, pod wpływem krwawych
wizyi i jakiejś nieokreślonej trwogi wieszali się
lub topiii. Cale gromady chodziły jak błędne
i za lada popłochem uciekały w lasy i kryły się
z żonami i dziećmi. Pan B. opowiadał mi, że
gdy w pięć miesięcy po rzezi jechał i przybył
nad jakąś rzekę, którą trzeba była przebyć,
217
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
furman jego nagle zemdlą} i wpadł w wodę.
Uratowano go jednak, a gdy przyszedł do siebie,
opowiadał, że wspomnienie morderstwa, którego
tu był uczestnikiem w czasie rabacyi, tak na
niego oddziałało.
Czuli chłopi jakby gniew Boży, który karał
i ścigał sprawców — nawiedzały ich choroby
i klęski, a to potęgowało ten strach tajemny,
który owładnął masami.
Później, później dopiero ożywcze działanie
wiary zwróciło lud na drogę pokuty. Ksiądz
Antoniewicz opowiada, jak wielki był wpływ
kazań na lud. „Gdym raz opisywał wewnętrzny
stan duszy mordercy, słowy prostemi, ale do-
bitnie, jeden ze słuchających, który wytężonego
oka przez cały ciąg mowy zuchwale nie spu-
szczał, raptownie pobladł i omdlały wyniesiony
został z kościoła (co się zresztą często trafiało).
Obecni poznali w nim jednego z morderców
p. W." Często na pytania, dlaczegoś mordował,
dlaczegoś rabował, odpowiadali chłopi: „Ja nie
wiem sam, co się ze mną stało — żeby mi
ojca rodzonego kazano zabić, byłbym wówczas
zabił,"
„To pewna — pisze ks. Antoniewicz — że
niektórzy jakby w obłąkaniu zmysłów dopuszczali
się zbrodni, inni niestety z największą rozwagą
to robili. Co do rabunków, to chęć zysku je-
dnych wiodła, drudzy zmuszeni groźbami, inni
Iirwawy Eok.
121
w mniemaniu, że już panów nie będzie, a więc
wszystko do chłopów należy. Nie wezmę ja —
to weźmie kto inny, rozumowali. Kobiety przy
rabunkach najczynniejszemi się okazały, a choć
który gospodarz nie chciał tego czynić, to mu
żona spokoju nie dawała, póki i on swej ręki
nie przyłożył."
Pod wpływem misyonarzy lud zaczął się
uspokajać, korzyć, pokutować, ze wstrętem od-
wracał się od przewódców i oddawał w części
zrabowane rzeczy.
„Gdy po skończonej mszy zaintonowałem
pieśń „Przed oczy Twoje Panie",
to lud rzu-
ciwszy się na kolana śpiewał. Był to głos bo-
lesny, pochodzący z głębi rozdartego serca, które
poznawszy zbrodnię, żebrze zlitowania i miło-
sierdzia. Ten ponury mrok kościoła, przytomność
Boga na ołtarzu, wśród blasku świec, ten głuchy
głos organu, wszystko to dziwnie duszę wzru-
szało. I mimowolnie myśl przychodziła: czy po-
dobna, aby ten lud tak skruszony, korzący się
przed Bogiem swoim, był tym ludem, który przed
kilkunastu tygodniami broczył w krwi bratniej,
znieważał i bluźnił Bogu, katował jego sługi?
Cóż go w jednej chwili tak złym uczyniło, cóż
go tak prędko do poznania przywiodło? Złym
uczyniła go złość ludzka,
łudu za narządzie
ślepe użyioając, do poznania przywiodło go mi-
218
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
łosierdzie boskie. Och,
sąd
ostateczny
okropne światu wykryje
tajemnice..."
Zwracamy na te słowa szczególniejszą uwagę.
Ksiądz spowiednik zamknąć musiał w swej duszy
wszystko słyszane, a ostatnie te słowa o „okro-
pnych tajemnicach" do niczego innego odnosić
się nie mogą, jak do buntowania ludu przez
biurokracyę. Wobec tych słów zacnego kapłana,
słów wydartych boleścią, wszelkie wątpliwości
co do udziału biurokracyi w rzezi muszą zniknąć,
nawet gdybyśmy innych pozytywnych dowodów
nie mieli.
Moglibyśmy dziesiątkami cytować fakta nie
ulegające zaprzeczeniu, gdzie chłopi głośno o roz-
kazach mówili. Gdy po Wielkiej nocy wdowy
zaczęły wracać do swych wsi, gromady wycho-
dziły je witać i nazywały „matkami."
-—
Zabiliście mi męża i dzieci, a mnie zo-
wiecie matką?
—
A cóż pani, myśmy temu nie winni, to
urząd kazał, mówiąc, że panowie nas zabiją.
—• A dlaczegóż zabijaliście księży?
—• Nie mieliśmy do nich wiary, bo nam
wódkę pić zakazują i trać nas chcieli!
Z kolei cała nienawiść chłopów zwróciła si
e
przeciw Szeli, a nienawiść ta przybrała taki
rozmiary, że urząd cyrkularny musiał obrońcę
wolności chłopskiej przechowywać w Tarnowie
Iirwawy
Eok.
121
pod pozorem śledztwa przeciwko niemu. Szela
chodził zawsze pod opieką policyantów.
Kiedy tak lud powracał powoli do normal-
nego stanu, biurokracya szła swoją drogą.
Mówiliśmy już o jej działalności przed rzezią;
na miejsce dawnej hierarchii socyalnej szlachty
i duchowieństwa podstawiła ona nowy rząd, zło-
żony z żydów i urlopników, powagę słowa
Bożego i świętych sakramentów zastąpiono pod-
nietą trunków i fałszów, upojeniem mordów
i rabunków.
Zduwaćby się może komuś mogło, że stra-
szne sceny mordów i łupieży wpłynęły na
zmianę trybu postępowania biurokracyi? Gdzie
tam! Cała czynność pacyfikacyjna nacechowana
była również dążnością jeszcze większego wa-
śnienia klas społecznych i stanów. Przytoczone
okólniki Milbachera, Andrzejowskiego i Saehera,
wydane już po rzezi, wskazują aż nadto wy-
raźnie, że duch ożywiający biurokracyę nie
zmienił się zupełnie.
Wynikiem tego były starania, ażeby chło-
pom na wszelki sposób zapewnić bezkarność,
raz dlatego, że po tylu manifestach, podzię-
kowaniach i odznaczeniach, które Wiedeń na
wiarę raportów galicyjskich satrapów wydawał,
trudno było pozwolić wyjść na wierzch prawdzie
i pokazać światu, że większość „patryotów" to
prości mordercy — powtóre dlatego, ponieważ
220
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
sprawcy obawiali się inkwizycyi sądowej, któr
winę ich byłaby wykazała.
Dla usunięcia chłopów od odpowiedzialności,
wynaleziono istotnie bardzo dowcipny sposób —
bo podciągnięto ich pojedynczo pod pojęcie zbro-
dniarzy politycznych. Oto jak zrobiono:
Na podstawie rozporządzenia gabinetowego
jeszcze z 9. maja 1834, pociągano do odpowie-
dzialności za zbrodnie polityczne tylko prze-
wódców, ich bezpośrednich czynnych pomocników,
tych, którzy już raz za zbrodnie zdrady stanu
byli karani,
wreszcie tych, którzy piastowali
jakiś urząd publiczny. Zasady te obowiązywały
dotychczas. Pomimo tego biurokracya galicyjska
udając naiwną, zapytała we Wiedniu, czy sądy
mają i nadal kierować się tą zasadą? Gabine-
towem pismem z 26. lutego 1846 rozporządził
cesarz, ażeby zasady powyższe i nadal były
utrzymane, czyli ścigani być mieli tylko naczel-
nicy rozruchów, ich pomocnicy i osoby w służbie
publicznej jakiegokolwiekbądź rodzaju zostające.
Już to samo byłoby wystarczyło sądom do
puszczenia płazem chłopskich zbrodni, gdyż ci
do żadnej kategoryi wymienionej powyżej nie
należeli — ale galicyjska naczelna biurokracya
postarała się, ażeby pismo to cesarskie należycie
zostało wytłómaczone. Intymując tedy pismo ga-
binetowe władzom sądowym, zaznaczył okólnik
1. 965 z dnia 4. marca, iż cesarz pragnie, ażeby
Krwawy Kok.
151
sprawa toczyła się szybko i z jak największą
pobłażliwością, a kończy w ten sposób: „Recht
und Billigkeit erheischt eine um so grossere
Rucksicht und Schonung bei Beliandlung des
Landvolkes eintreten zu lassen, uielches sich aus
Anlass des Aufstandes
zu mancherlei (!) Ge-
waltthatigkeiten hochst bedauerlicher Art hin-
reissen liess, um so mehr ols sich die Regie-
rung nicht verhehlen kann, dass gerade die
Erhebung des treuen Bauernstandes die In-
surrection mit Aufopferung des eigenen Le-
bens (!!!) erstickt und dadurch von dem Lande
und von der Regierung
eine grosse Galamitat
abgewendet hat.
Kto to przeczyta, ten zrozumie, jak po
wyższe rozporządzenie oddziałać musiało na sę-
dzio w-Niemcó w! Jednakże i to wydawało się
biurokracyi niedostatecznem, to też w dniu
30. maja 1846, wyszło odręczne -pismo cesarskie,
określające bliżej zasady w osądzeniu chłopów.
Pismo to obejmuje 7 punktów, z których pierwszy
orzeka, że „gwałty (Gewaltthathigkeiten.) popeł-
nione przez poddanych z powodu (co za kla-
syczne wyrażenie!) zaburzeń rewolucyonistów,
a wywołane „durch solche Handlungen,
welche
dem treuen Landvolke gegrilndeten Anlass zum
thatigen Einschreiten gaben, um die demselben
uncl dem Btaate drohende Gefahr
abzuioenden,
sind in dem strafgerichtlichen Wege selbst dann-
222
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
nicht zu verfolgen, wenn dabei die Grenzen
der Nothwehr uberschritten warden war en.
Pod takie pojęcie dały się naturalnie pod-
ciągnąć wszystkie chłopskie zbrodnie. Dalsze
postanowienia orzekają, że każda skarga przeciw
poddanym ma być komisyjnie zbadaną, rezultat
ma być przesłany do apelacyjnej władzy i ta
dopiero decyduje o dalszych krokach! Niemniej
elastyczny i ciekawy jest ustęp 7 cytowanego
cesarskiego rozporządzenia, który orzeka, że
tam,
„gdzie całe gminy lub znaczniejsza ilość
mieszkańców brała udział w gwałtach wywoła-
nych z powodu zamierzonego powstania, mają
być „pociągani do odpowiedzialności"
tylko
przewódcy owych gmin..."
Do dnia 13. kwietnia 1847 ujrzały się sądy
spowodowane wytoczyć procesy w 467 wypad-
kach, z powodu których 11 chłopów uwięziono.
Sądy jednak były głóionie zajęte
sprawą
zdrady stanu i sprawa osądzenia cMopóyj —
jak powiada urzędowy historyk —-
przeciągnęła
się po r. 1848, w którym, jak wiadomo, wy-
daną została ogólna amnestya. Zapomina jednak
p. Sala dodać, że amnestya dotyczyła tylko po-
litycznych więźniów, a nie zwykłych morderców
i rabusiów...
Zobaczmy teraz, jak poskutkowały zarzą-
dzenia arcyksięcia w sprawie „pacyfikowania"
poddanych i jak je sobie tłumaczyła biurokracya.
Iirwawy
Eok.
121
Z wielu dokumentów wybieramy koresponden-
cyę mandataryusza cieszyńskiego z cyrkułem
jasielskim.
I.
Wysoki c. k. cyrkule!
Według oświadczenia poddanych cieszyńskich
wydał osławiony rozbójnik Szela pisemne pole-
cenie gminom, ażeby pod surową, z góry ozna-
czoną karą nikt nie odważył się odrabiać pań-
szczyzny, która też skutkiem tego zupełnie
ustała. Buntowniczy ten rozkaz przyjęty został
przez chłopstwo tem skwapliwiej, że uważają go
za osobę ważną, skoro głośne jego zbrodnie nie
zostały dotychczas — niestety — ukarane. Oprócz
tego twierdzi Szela, że ze strony rządu do ta-
kiego postępowania jest upoważniony. Ponieważ
ten rokosz Szeli rozszerza się jak zaraza i może
wywołać nader niemiłe następstwa, a nawet
groźne zawikłania, przeto spełniając swój obo-
wiązek, uwiadamiam o tem świetny c. k. cyrkuł
z prośbą o szybkie zaradzenie złemu, przywró-
cenie porządku i posłuszeństwa, zwłaszcza, że
nastała pora robót polnych.
Cieszyn dnia 22. marca 1846 roku.
Grodziński m. p .
Na pismo to — z niezwykłą w cyrkułach
szybkością — nadeszła odpowiedź następująca:
22-1
Br. K. Ostaszewski-Barański.
II.
Nr. 1522. Zwraca się przełożeństwu domi-
nium (der Grrunclobrigkeit) z uwagą, że nie
widzi się na razie potrzeby do wydawania za-
rządzeń w tej sprawie, tem bardziej, że wobec
zaszłych okoliczności Szela sam zapewnił, iż
usilnie o to starać się będzie, ażeby poddani
uprawili ziemię dworską pod zbiór letni. Jest
jednak wskazanem, co zresztą natychmiast stać
się było powinno — ów wrzekomo pisemny
rozkaz Szeli dostać w swoje ręce i przesłać go
urzędowi cyrkularnemu z nadmienieniem, czy
chłopstwo i nadal odmawia odrobienia pańszczy-
zny, czy też dało się do niej nakłonić.
Jasło 28. marca 1846.
Reiss m. p.
Nietylko wobec morderców i odmawiających
pańszczyzny, ale i wobec rabusiów zachowywały
się władze austryackie z równą pobłażliwością,
jak świadczą fakty następujące.
Rozporządzeniem z dnia 21. marca 1846
1. 5564 polecił wyższy sąd krajowy pouczyć
dominia, że przy odbieraniu skradzionych rzeczy
należy postępować z wszelką rozwagą i bez dra-
żnienia ludności. (!) Urzędy cyrkularne zastoso-
wywały się do tego z wielką gorliwością. I tak
cyrkuł tarnowski wydał okólnik do dominiów
w dniu 1. maja 1. 1039, w którym oświadcza,
że poszukiwania i rewizye w sprawie zrabowanych
Kiwawy Rok.
225
przedmiotów mogą być dokonywane tylko na
polecenie
urzędu cyrkularnego. Grdyby więc
mandataryat otrzymał w tym kierunku jakieś
nieuzasadnione doniesienie, to może wprawdzie
zarządzić to, co nie cierpi zwłoki (!), ale donie-
sienie, wraz z usprawiedliwieniem zarządzonych
przez siebie ostrożności, ma posłać do cyrkułu
i oczekiwać dalszych rozporządzeń. Wszystko
jednak, co mandataryusz zamierza choćby chwi-
lowo zarządzić — musi być przedsięwzięte w asy-
stencyi wiarygodnych świadków i zostać natych-
miast w ich obecności zapisane do protokołu."
Podczas więc, gdy chłopom cyrkularzami
pozwalano łapać i wiązać każdego podejrzanego
według ich uznania — mandataryuszowi nie
wolno było nawet odebrać skradzionej rzeczy!
Przypatrzmy się teraz, jak się działo w pra-
ktyce. Mandataryusz w Dynowie otrzymał do-
niesienie, że jedenastu mieszkańców jego gminy
brało udział w rabunkach i że posiadają zra-
bowane rzeczy. Robi więc odpowiednie docho-
dzenia, każe uwięzić rabusiów i donosi o tem
sądowi karnemu w Samborze dnia 9. maja 1846
roku 1. 328. Z pospiechem godnym lepszej
sprawy odbiera z sądu już 13. maja 1846 roku
następującą rezolucyę do 1. 5569 .
Na urzędowe pismo donoszące o krokach
zarządzonych w sprawie poddanych obwinio-
nych o rabunek rzeczy dokonany w różnych
15
226
"Dr. K. Ostaszewski-Barański.
dworach — odpowiada się zwróceniem uwagi
świetnego dominium, że w myśl pouczeń wyso-
kiego sądu krajowego z dnia 21. marca b. r .
dominikalne urzędy mają jedynie prawo wdra-
żania przedwstępnych kroków śledczych. Nato-
miast do dalszej działalności kryminalnej, tudzież
do więzienia osób obwinionych potrzeba nie-
odzownie zezwolenia wysokich władz karnych.
Na podstawie tego zarządzenia, poleca się
świetnemu dominium, ażeby uwięzionych z po-
wodu podejrzenia, iż należeli do rabunków, na-
tychmiast wypuścił z wiezienia.
Sambor 13. maja 1846 roku.
[Podpis nieczytelny).
Wobec tego naturalną było rzeczą, że za-
ufanie do wszelkich władz zniknęło, że nie wno-
szono nawet skarg do Wiednia, gdyż w rezul-
tacie, w braku osobnej komisyi, skargi te w pier-
wszym rzędzie dostawały się do załatwienia tym
samym urzędnikom, przeciwko którym były skie-
rowane*). Wówczas zaś urzędnicy ci, zamiast
*) W jakiej pogardzie była biurokracja, dowodem tego zdanie
0 niej oficera, autora dzieła „Das Polen-Attentat im Jahre 1846",
wydanego w roku 1846. Autor nienawistny nam do tego stopnia,
że wszystkich Polaków podejrzywa o najohyrtniejszy bandytyzm,
który broszurę swą kończy tryumfalnym okrzykiem: „Finis Po-
1 o n i a e", przyznaje, że to niedołężność biurokracyi zmusiła rząd
odwołać się do pomocy chłopskiej. O biurokracyi zaś, czyli o ogóle
urzędników tak się wyraża : „Was aber die oesterreichischen durch
Actenstaub und Federkauen eingesehrumpften Schlendrians-Mumien
betrifft, oder den Teig, woraus, wenn er genugsam gesessen hat,
Krwawy Bok.
227
dochodzić prawdy, zamiast ukarać zbrodniarzy,
brali ich w opiekę i starali się udowodnić, że
skarżący należał do rewolucyi.
W dziele „Memoiren u. Actenstiicke" znaj-
dujemy fakt następujący, odnoszący się do sprawy
zamordowanego Nikodema Bogusza, który był
sparaliżowany. Oskarżonego o jego morderstwo
chłopa pyta sędzia:
—
Czyś ty mordował pana?
—
Taki był befel! Mordowałem.
—
Czy pan się bronił?
—
Nie. On był chory.
—
Czy miał on w domu jaką broń?
—
Nie znaleźliśmy, tylko osęki do gaszenia
ognia.
Po tej odpowiedzi sędzia dyktuje aktuaryu-
szowi do protokołu: „W domu znaleziono liczny
zbiór lanc i pik."
Aktuaryusz, za szlachetny do podobnego
śledztwa, nie chciał tego zapisać, co spowodowało,
że usunięto go natychmiast od protokołowania.
Drugi przykład znajdujemy w pamiętniku
p. E. W toku indagacyi pyta sędzia chłopa,
Regierungs-, Apellations-und Hofrathe gebacken werden, so bin ich
ausser Stande, daruber viel ruhmliehes zu sagen!" Dalej twierdzi,
że gdyby był organem opinii publicznej, to musiałby powiedzieć :
„dass der hiesige Beamte mit den Gesetzen der Gastfreiheit, der
Fahrordnung und der Diaten-Anfrechnuiig bei Weitem vertrauter
sei, ais mit den Gesetzen, Rechten und der Wohlfahrt des Landes
etc. etc." (Beamtenthum str. 65 i 66). Sąd ostry — ale sprawiedliwy
i niepodejrzany.
19*
228
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
który twierdził, że mieli rozkaz rabowania
i mordowania, kto mu taki rozkaz wydał —
czy nie jaki „emisarz". Chłop powiada: tak jest,
kazali tak pan komisarz. W protokole jednak
zanotowano „do rabunku i mordów podmawiał
nas jakiś emisarz polski..."
Takich faktów przytoczyćby można wiele
z aktów sądowych, które mamy przed sobą.
Słyszymy tam np. chłopów mówiących o cen-
tralizacyi paryskiej, o emisaryuszach i o emigracyi.
W protokole przesłuchania Butrymowicza, dtto
Tarnów, 5. października 1846, czytamy np.
zeznania Marcina Szczurka, polowego, który
tak mówi:
„Już przeszłego roku przybywali do nas
emisaryusze
polscy a centralizacyi
paryskiej,
ażeby wywołać w gminach komunistyczne
ruchy
i ażeby nas skłonić do zbrojnego powstania
przeciw cesarzowi i państwu. W zbrodniczych
tych działaniach uczestniczył p. Butrymowicz,
który nam mówił: „dopiero wówczas będzie wam
dobrze, jak cesarskich wszystkich urzędników
wyrżniecie."
—
W tej formie, która chyba najdo-
bitniej świadczy, że ani jedno podobne słowo
z ust chłopskich wyjść nie mogło — spisywane
są zeznania przeważnej części świadków.
Gdy tak oszczędzano winnych, dla ofiar
otwierały się równocześnie bramy więzienia.
Wśród zupełnie niewinnych porywanych na go-
Iirwawy
Eok.
121
ścińcach lub w mieszkaniach, nie brakło takich,
którzy się sami oskarżali fałszywie i oddawali
w ręce władzy, aby ujść śmierci. W więzieniach
obchodzono się ze wszystkimi jak najgorzej. Za-
mykano po 60—90 osób w jednym małym po-
koju i półnagich zostawiano wśród zimna, nie
dawano im pożywienia ni napoju. W niektórych
więzieniach zgłodniałym rzucano umyślnie śle-
dzie, aby patrzeć, jak później cierpieli z pra-
gnienia. O pielęgnowaniu chorych nawet mowy
nie było...
Centrem inkwizycyi był Lwów, tu zwożono
nieszczęśliwych ze wszystkich stron kraju. Umie-
szczano ich w Brygidkach, u Karmelitów, w wol-
nych koszarach. Najgorsze, prawdziwie plugawe
pomieszkanie znajdowali więźniowie w więzieniu
Karmelitów, gdzie pod pryczami roiły się mi-
ryady stonóg i gdzie mieszczono ich wspólnie
z najprostszymi zbrodniarzami. Okropności tego
więzienia kreśli z realizmem Czaplicki w swym
pamiętniku *).
*) Jedyną ulgę znajdowali więźniowie we współczuciu im
okazywanem zwłaszcza przez odważne panie nasze, które mimo
najgroźniejszych zakazów potrafiły się porozumiewać z więźniami
i nieść im pociechę. Jedną z najodważniejszych była piętnastoletnia
Aleksandra Swubodówna, później zamężna Tycowa. Więźniowie
zwali ją zwykle krótko „L e s i ą" lub „Czarną łapką.
1
'
Zwykle
ukrywała się ona na strychu jednego z domów na ulioy (dziś) Ba-
torego, naprzeciw podwórza, po którem przechadzali się więźniowie
i drobną swą rączką ubraną w czarną rękawiczkę porozumiewała
się z nimi za pomocą osobnego alfabetu. Młodej Lesi towarzyszyła
zwykle jej siostra Albertyna. O niejednem uwiadamiała więźniów,
co im się później w śledztwie przydało. (Zmarła 1896 r.).
180
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Pożywienie, jakie więźniowie dostawali, było
nad wyraz wstrętne. W południe na obiad poda-
wano im jakąś brudną i cuchnącą ciecz, zwaną
pompatycznie zupą, którą przynoszono w wiel-
kim kotle. Oprócz tego na leguminę dawano im
t. z . sałamachę, t. j . rozgotowaną fasolę, bób,
groch lub kaszę. We czwartki i niedziele dosta-
wali żyły i kości, które dozorcom podobało się
nazywać mięsem. W potrawach tych były często
gęsto dla dodania apetytu muchy, pająki i inne
tym podobne specyały. To też przeważna część
nieszczęśliwych, którym nie pozwolono, lub
którzy nie mogli postarać się o jedzenie z poza
krat więziennych — żyła wodą i chlebem razo-
wym, zawsze czerstwym, a często spleśniałym.
Postarano się także o towarzystwo dla więźniów:
przez przegniłe na wpół podłogi wkradały się
do cel ciekawe szczury z kanałów i gospodaro-
wały w najlepsze. Rodzinom i krewnym nie po-
zwalano się z reguły widywać z więźniami,
a jeżeli ktoś pozwolenie takie otrzymał, to obe-
cność delegowanego ad hoc urzędnika i jego za-
chowanie się, groźby, któremi miotał, zatruwały
te słodkie chwile. Dla oka jednak i dla świata
robiono także nieco. Oto co tygodnia jeden
z wyższych urzędników kryminalnych obchodził
wszystkie cele, zadawał szablonowe pytania, czy
więźniowie się na co nie uskarżają, zapisywał
zażalenia i z całą powagą odchodził. W pier-
Krwawy Bok,
231
wszycli tygodniach więźniowie biorąc to na seryo
uskarżali się na brak wody, powietrza, na nie-
chlujstwo, na ścisk w celach, na złe pożywienie,
na niegodne obchodzenie się straży, która zwła-
szcza nocnemi rewizyami maltretowała więźniów,
i na inne rzeczy. Gdy jednak spostrzegli, że za-
żalenia te nietylko nie przynoszą im żadnej ulgi,
ale co gorsza, wywołują tem sroższe prześlado-
wanie podrzędnych organów, dali za wygraną
i nie skarżyli się więcej.
Podczas więc, gdy Szela i inni bandyci ko-
rzystali z zupełnej bezkarności i nie byli pocią-
gani do odpowiedzialności, w więzieniach lwow-
skich znajdowały się setki najniewinniejszych
często ludzi, niepewnych, co im groźne jutro
przyniesie.
Wśród uwięzionych znajdowali się między
innymi: ks. Bereźnicki Józef, Bobczyńscy
Aleks, i Konstanty, Bober ski Alojzy, Bo-
browski Żelisław, Bogusz Łucyan z żoną,
Brześciański Stanisław, lir. Bukowski Bo-
naw., Chłędowski Józef, Chołodecki To-
masz, Czapliccy Józef i Wład., lir. Dębicka,
Dębowski Jan, ks. Długoszewski Ignacy,
Dydyńscy Kajetan i Władysł., ks. Godówski
Józef, Goslaro wie Jan i Julian, Grodzki
Stanisław, ks. Grossman, Gumiński Jan,
Jaworski Józef, Kamieński Henryk, Ka-
puściński Józef, ks. Knicel Tomasz, ks.
232
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Kmietowicz Józef, Koisowie Jacenty i Jan,
hr. Komorowski Ignacy, Kowalski Stani-
sław, Krasiński Alojzy, Krobiccy Julian
i Wiktor, Leszczyńscy Emil i Leopold, ks.
Lacheta Franciszek, Madejewski Leop.,
Morelowski Antoni, ks. Morgenstern,
Muller Maksymilian, N a b i e l a k Robert, ks.
Nahlik Antoni, ks. Olpiński, Pawlikowski
Aleksander, PochwalskiW
7
incenty, Podoski
Ferdyn., Potocki Ignacy, Przestrzelski
Nikodem, hr. Eomerowie Teofil i Wilhelm,
Rudnicki Franc., Rylski Edward, Schmitt
Henryk (aresztowany powtórnie), Sieniieradzki
Konstanty, Smagłowski Winc., Sobolewskich
dwóch, Styrcula Janek, Stokowscy: ks.
Leon, Ludwik i Marceli, ks. Szajnok Franc.,
Szeligowski Tomasz, ks. Szersznik, ks.
Szostkiewicz,
Szymańscy Eustachy
i Leon, Tarnowski Michał, Terleccy An-
toni, Feliks, Leopold, Tadeusz, Ujejski Józef,
Urbański Franc., Wiśniowski Teofil (po-
wtórnie), Woronieccy August i Henryk,
ks. Zgrzebny, Żurowski Franc. i przeszło
100 innych.
Szlachta galicyjska uważaną była zawsze
za kopciuszka; zarzucano jej lekkomyślność, ży-
cie bez treści, brak poczucia obowiązku, a na-
wet — brak patryotyzmu. Zwłaszcza od chwili,
gdy niecierpliwe i niesforne demokratyczne To-
Iirwawy
Eok.
121
warzystwo zaczęło z Paryża kierować żywiołami
demokratycznymi w kraju, posypały się na szla-
chtę takie obelgi, takie podejrzenia, że nie zo-
stawiono na niej, jak to mówią, „suchej nitki."
A jednak zarzuty te nie były słuszne: pra-
wda, że w Galicyi było wiele jednostek wśród
wyższej zwłaszcza szlachty, które niepomne swych
obowiązków albo żyły hulaszczo, albo, lgnąc do
klamki pańskiej, dosługiwały się orderów i hono-
rowych godności z ujmą godności własnej i go-
dności narodowej — ale niezaprzeczoną jest rze-
czą, że wielka masa szlachty drobniejszej, jedno-,
dwu- i trzywioskowej była zawsze ożywiona
duchem jak najlepszym, a głęboki i szczery pa-
tryotyzm jej nie ulegał najmniejszej wątpliwości.
Ale i przeważna część tych gorszych jednostek
w chwili, gdy sprawa narodowa tego wymagała,
umiała spełnić zawsze swój obowiązek. Najgorsi
wrogowie nasi, owe płatne pisarskie gadziny,
które szkalowały społeczeństwo nasze po r. 1846,
przyznają, że olbrzymia większość szlachty brała
udział „w komunistycznej rewolucyi" i ubole-
wają, że ta nibyto zachowawcza część narodu —
w ich oczach naturalnie — tak nizko upadła.
Od tego zaszczytnego świadectwa dla olbrzymiej
większości szlachty, jakże odbija nienawiść, jaką
otoczyło ją bezzasadnie Towarzystwo demokra-
tyczne! Do jakiego stopnia obłąkania dochodzili
fanatycy tego obozu — najlepszym dowodem
234
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Dembowski, który w mowie swej wygłoszonej
w krakowskim klubie rewolucyjnym użył nastę-
pującego zwrotu: „Ol dziwna, dziwna ta ła-
godność naszego ludu, ze uraz tak łatwo za-
pomina, ze Sroiej się nie pomścił na tych, któ-
rzy go tak długo deptali i bezcześcili!
A dodajmy, że mowę tę wygłosił w dniu
26. lutego 1846, to jest w chwili, gdy mordy
na szlachcie i inteligencyi były już spełnione,
że słowa te padły wobec stosów trupów, wobec
szalejących chłopów, którzy zbroczyli swe dłonie
w krwi bratniej.
To już nie zwykły fanatyzm — to obłąkanie!
Tymczasem fakta mówią inaczej — na ko-
rzyść szlachty. Równą niechęcią przejęte były
po wsze czasy rządy rozbiorowe przeciw tej
klasie społecznej, uważając ją słusznie za rdzeń
narodu — a polityka ta przetrwała aż do na-
szych czasów.
Przeciwko komuż to dziś jeszcze zwraca się
cała zapalczywość Moskali i Prusaków, jeżeli
nie przeciw drobniejszej szlachcie? Wszędzie
widzimy dążności do oddzielania jej od ludu,
do pozbawienia wpływu na szersze masy, do
wywłaszczenia z ziemi; słowem do unicestwienia
jej materyalnego i moralnego wpływu. Jest to
wypływem przekonania, że drobna, gospodarna
szlachta z natury rzeczy jest najniezawiślejszą
klasą narodu naszego.
Krwawy Bok.
171
Rząd austryacki odrazu to spostrzegł i odrazu
też jął się polityki różnienia.
Podobnie, jak przeciwstawił Rusinów Pola-
kom, drażniąc pierwszych przeciwko drugim,
tak samo zupełnie starał się poróżnić szlachtę
z ludem. Z jednej strony unormował, stosunek
poddańczy w ten sposób, że właściciel wsi,
spełniając funkcye urzędnika państwowego przez
pobór podatków i pobór żołnierza, stał się znie-
nawidzonym u ludu — z drugiej strony nie
dozwolono tej szlachcie spełniać najgorętszych
jej pragnień wobec tego ludu. Równocześnie
zaś biurokracya, rekrutująca się z iudywiduuów
najgorszego gatunku i całej rzeszy przybłędów,
dyszących nienawiścią do wszystkich posiadają-
cych, buntowała lud i wskazywała mu na panów,
jako na przyczynę i źródło złego.
W dobie spiskowej przeto emisaryusze To-
warzystwa demokratycznego i biurokracya pra-
cowali w jeden i ten sam. sposób — choć w innym
zamiarze — przeciwko szlachcie. Rzecz prosta,
że przewaga była po stronie biurokracyi, gdyż
ta wobec chłopa otoczona była aureolą władzy,
a więc wierzono w możność spełnienia jej obie-
tnic, podczas gdy emisaryusze obiecywali to,
czem rozporządzać nie mogli. Logika chłopskiego
rozumu była niewzruszoną.
Tymczasem ta oczerniona szlachta na seryo
myślała o stanowczein rozwiązaniu kwestyi wło-
236
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
ściańskiej. Ona to stała się — wbrew swemu
materyalnemn interesowi — gorliwą opiekunką,
i propagatorką towarzystw wstrzemięźliwości,
które rozwinęły się pomyślnie, ona na sejmach
stanowych domagała się zmiany, względnie znie-
sienia pańszczyzny. Wnioski sejmu natrafiały
jednak na nieprzezwyciężony opór Wiednia, który
nie chciał, ażeby inicyatywa wyszła od szlachty,
choćby ta szlachta największe nawet poniosła
materyalne ofiary. Dopiero pod wpływem ener-
gicznych domagań się seimu, złożonego z samej
szlachty w latach 1843 i 1844, zgodził się rząd
na ustanowienie (w r. 1845) komisyi
stanowej,
której zadaniem było zastanowić się nad spo-
sobami nadania włościanom własności użytkowej
gruntów i nad zaprowadzeniem wiejskich ksiąg
gruntowych. W dalszym toku miała komisya ta
obmyśleć środki zmienienia pańszczyzny w czynsz
lub daniny w zbożu, a następnie całkowitego
zniesienia pańszczyzny i wszelkich połączonych
z nią uciążliwości. Do komisyi tej wybrani zo-
stali deputowani wszystkich cyrkułów, a rząd
mianował swych przedstawicieli. W adresie
z r. 1845, uchwalonym na wniosek wicemar-
szałka stanów, czcigodnego Wasilewskiego, upra-
szał sejm o rozszerzenie zakresu działalności tej
komisyi, której głównem zadaniem jest „otworzyć
pole dobrowolnym układom i dać sposobność lep-
szego rozwinięcia sił tak właścicielom dóbr, jak
Iirwawy
Eok.
121
włościanom, ku podniesieniu krajowego gospo-
darstwa i bogactwa — jakoteż usunąć powód
wszelkich nieporozumień
między klasami spo-
łecznemi!..."
Na tym samym sejmie uchwalono
wnieść prośbę do tronu o ułatwienie włościanom
tańszego nabywania soli dla ludu i dla celów
gospodarczych tegoż.
Również wobec katastrofy powodzi i głodu
uchwaliły Stany 400.000 zł. zapomogi dla tych
powiatów i zezwoliły w razie potrzeby podnieść
tę kwotę do wysokości 1,500.000 zł. m . k .
Uchwała ta uzyskała zatwierdzenie cesarza,
który raczył „najmiłościwiej rozkazać stanom
galicyjskim oznajmić, jako o gotowości ich do
niesienia pomocy z własną nawet ofiarą wło-
ścianom w niewoli pogrążonym z upodobaniem
powziął wiadomość..."
Ale niedosyć na tem. Szlachta galicyjska
cała dała dowód niezwykłej ofiarności, bo gdy
zarządzono dobrowolne składki na rzecz wło-
ścian powiatów zachodnich, które przyniosły
okrągło 217.000 zł. m . k .,
nie licząc wielkich
darów w naturaliach — to sama szlachta zło-
żyła 130.000 złr.! Rozdawnictwem tych składek
zajmowały się organa rządowe i oto się stało,
że ci, dla których szlachta takie poniosła ofiary,
mordowali sicych dobrodziejów, a biurokracya
pieniędzmi szlachty wynagradzała jej morder-
ców pod pozorem zapomóg głodowych!
238
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
A po rzezi?
Znów na clilubę znacznej części naszej
szlachty potrzeba powiedzieć, że gdy uspokoiły
się namiętności, nie mściła się bynajmniej na
ludzie, nie zwróciła przeciw niemu swej niena-
wiści. Z jednej strony czuła, że ona i przod-
kowie jej dużo, dużo wobec tego ludu zawinili,
z drugiej widziała jasno, że lud ten był ślepem
narzędziem. W jednym z listów, który mamy
przed sobą — a rodzina piszącej uległa stra-
sznym ciosom 1846 roku — znajdujemy wszystko,
co na usprawiedliwienie ludu posłużyć mogło.
List kończy się zaś na stępuj ącemi słowy: „Ale
nie jątrzyć się nam wzajemnie, lecz przebaczyć
temu ciemnemu ludowi. Morze łez i krwi stanęło
pomiędzy nami — oby ta krew ofiarna prze-
błagała gniew Boga za grzechy nasze i ojców.
Odpuśćmy tym, którzy nie wiedzieli, co czynią,
tak, jak pragniemy, aby odpuścił nam Bóg
i otoczył raz już miłosierdziem tę krainę mogił
i więzień. Odpuśćmy •— a na mogiłach naszych
najdroższych zakwitnie najpożądańszy nam dziś
kwiat — kwiat zgody."
Ten sam duch ożywia wiele innych korespon-
dencyi i dokumentów, on także w energiczny
sposób przebija się z adresu do Stadiona, wrę-
czonego mu w lipcu 1846 r.,
a opracowanego
przez hr. Fredrę i hr. Stadnickiego i opatrzo-
nego podpisami 107 członków Stanów.
Krwawy Kok.
239
Adres ten zawiera najpierw dosadne oska-
rżenie biurokracyi i jej zachowanie się podczas
rzezi, domaga się ukrócenia jej
samowoli,
żąda, ażeby komisya stanowa dla sprawy wło-
ściańskiej natychmiast się zebrała i radykalnie
rozwiązała tę piekącą kwestyę, a nareszcie
w następujący sposób krytykuje „pacyfikacyę
poddanych":
„Bez ogródki twierdzimy, że obecny szafu-
nek tysiącami i tysiącami kijów jest podwójnie
szkodliwy. Eaz, że jest nie ludzki, a powtóre
gorzej jeszcze usposobi włościan przeciw rządowi
i dziedzicom, zwłaszcza, gdy się im przedstawia,
że dzieje się to na żądanie panów. Konieczność,
uciekania się do takich środków dowodzi niedo-
skonałości prawodawstwa i zdradza brak stoso-
wnych środków wykonawczych.
„Zdaniem naszem byłoby zgodniejszem z na-
turą rzeczy i uszanowaniem należnem godności
człowieka, aby w razie oporu włościan prze-
wódcy osądzeni byli na wydalenie z gruntów
i wyrok ten został natychmiast wykonany. Mamy
najgłębsze przeświadczenie, że lepiej jak bicie
pomogłoby na uspokojenie włościan wydalenie
dwóch najkrnąbrniejszycli we wsi i oddanie ich
gruntów natychmiast innym." Adres kończy się:
użaleniem, że zbrodnie dotychczas nie zostały
ukarane i prośbą o szybkie zaradzenie złemu.
240
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
Adres ten nadzwyczaj nie podobał się
we Wiedniu. Zwrócono go podpisanym z wyra-
żeniem zdziwienia, że coś podobnego mogli złożyć
u stóp tronu!
Dowodem, że szlachta i po rzezi nie prze-
stała myśleć o rozwiązaniu kwestyi włościańskiej,
jest także i wniosek, który miał być postawiony
na sejmie w roku 1846, ale „zamarł w tece",
gdyż sejm się nie zebrał.
Wnioskodawca*) wykazawszy, że jeśli istniały
nadużycia jakie wobec włościan, to winien temu
rząd, który ich nie karał, tak stawia kwestyę:
„Ponieważ rząd sam, bez względu na to, ile
własnej swej sprawie tem szkodzi, czernił nas
wobec Europy jako ciemiężycieli włościan, powi-
nien obecnie dać dowód dobrej woli, odebrać
nam środki ciemiężenia włościan, a sobie powód
do spotwarzania nas przed światem. Stało się
dla niego i dla nas konieczną potrzebą zerwać
pod słusznymi, nikogo nie krzywdzącymi wa-
runkami dotychczasowe uciążliwe ze wszech miar
stosunki między właścicielami włości, a włościa-
nami. Usamowolnić i uwłaszczyć
ostatnich,
obmyśleć dla nich środki stosownej oświaty, po-
stawić ich pod wzgledem prawa na
równi
z resztą obywateli kraju, a następnie przypuścić
*) Manuskrypt nosi tytuł: „Głos w tece obywatela galicyjskiego
zamarły, z powodu niedozwolonego przez rząd zebrania się stanów
prowincyi na zwyczajny sejm postulatowy 1846 roku."
Krwawy Bok.
541
do takiego przynajmniej udziału w reprezentacyi
narodu, jaką obecnie miasta mają—jest sprawą
nie cierpiącą
zwłoki."
Rozpisaliśmy się obszerniej nieco o szlachcie
galicyjskiej w owej dobie —• bo tak nam kazało
poczucie sprawiedliwości. Nie ukrywaliśmy w ciągu
opowiadania jej grzechów i win, nie tłumaczyli
błędów, ale bezstronność nakazywała nam pod-
nieść także to, co stanowiło dodatnią stronę
działalności tej poważnej klasy narodu, którą
radzi zawsze widzimy w pierwszych szeregach
pracowników na ojczystej niwie.
16
VII. Epilog.
(Potwarze rządowe. — Metternich wobec Europy.
—
Dowody, iż biurokracya wywołała rzeź.
—
„Ślepy
miecz".
—
„Bene meriti".
—
Ordery i nagrody.
—
Zakończenie.)
I znów powstajem w ufności szczersi,
A za Twą wolą zgniata nas wróg !
1 śmiech nam rzuca jak głaz na piersi:
A gdzie ten Ojciec? A gdzie ten Bóg!
Powstanie stłumione!
Reszta wolnej Ojczyzny — Kraków — za-
jęta. Kwiat narodu częścią zniszczony kosą
chłopską, częścią więdnieje w więzieniach!... Oto
bilans pierwszych kilku miesięcy tego krwawego
roku, w którym wrogowie nasi nie już setki
i tysiące obywateli, ale cały naród polski sta-
wili przed trybunał Piłatów i Kaifaszów, ażeby
fałszywemi oskarżeniami pozbawić go ostatn*"
pociechy — dobrej sławy.
Bezduszne, nielitościwe narzędzia polityki
noszące na hańbę sprawiedliwości miano sę-
dziów — ludzie ze wszystkiem obcy naszemu
społeczeństwu,
nie mogąc zrozumieć, czem
jest
dla Polaka uczucie miłości ojczyzny — sądzili.
Krwawy Kok.
243
oskarżonych jako rewolucyonistów komunistycz-
nych, którzy mieli zamiar posługiwać się mordem,
trucizną i rabunkiem. Jeden jedyny — smutny
zresztą fakt zamordowania Kaspra Markla, bur-
mistrza pilzneńskiego, generalizowano i przedsta-
wiano jako najwymowniejszy dowód krwawego
terroryzmu Polaków. Ale w chwili, gdy Polacy
stali jako oskarżeni przed sądem swych wro-
gów, stanęła Polska w świeżo skrwawionej swej
szacie, targana dłonią obłąkanych przez wrogów
dzieci przed trybunałem Boga i opinii narodów
jako ofiara i oskarżycielka. Wszędzie, gdzie
tylko sumienie i słowo nie było skrępowane,
odezwały się głosy podziwu i współczucia dla
ofiar — pogardy i potępienia dla sprawców.
Francya, Anglia, Włochy, Szwajcarya, Belgia,
Szwecya — nawet większa część Niemiec roz-
brzmiewały strasznymi szczegółami mordów po-
pełnionych w Galicyi, a te opisy budząc rzetelne
współczucie dla ofiar, burzyły zarazem podwaliny
absolutyzmu. Dla znającego dzieje ówczesnej
doby, nie nowem będzie twierdzenie, że rzeź
galicyjska była jednym z momentów, które złożyły
się na energiczny ruch rewolucyjny w Europie.
Mowy pp. markiza de Rechajacąuelina,
hr. de M o r n a y, markiza de Castellane,
a szczególniej hr. de Montal ember ta, która
była formalnym aktem oskarżenia przeciw rzą-
dowi austryackiemu, wywołały w całej Europie
16*
244
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
niesłychane oburzenie przeciw rządom austryac-
kim. W kołach najwięcej interesowanych rozległ
się jeden okrzyk do nowego papieża Piusa IX.:
„Usłysz, o ojcze święty, ten jęk z głębi serca
Polaków, najwierniejszych Twych syriów. Przez
krew niewinnie przelaną Chrystusa Pana wnieś
twój głos potężny, by ulżyć ich cierpieniom"
(innaha la tua voce possente a solli vare
que miseri). Pieśń ta brzmiała w kościołach
Rzymu!
Uczciwa prasa całej Europy stanęła również
po stronie ofiar, to też jakkolwiek rządy dyplo-
matycznie tę sprawę traktowały, czuł Metternich
potrzebę usprawiedliwienia się przed ogółem.
Lecz jakżeż można usprawiedliwić tak krzyczącą
zbrodnię — jeżeli nie rzuceniem oszczerstw na
Polskę i poniżeniem jej wobec Europy? Tego
też systemu chwycił się rząd Metternicha, znaj-
dując powolne narzędzie w pismakach Wiener
Ztg.,
Oester. Beobachter, Allgem. Preuss. Ztg.,
a zwłaszcza w rozpowszechnionej wówczas Augsb.
Allg. Ztg. W pismach tych dowodzono:
1. że Polacy są zawsze niepoprawnymi re-
wolucyonistami, zagrażającymi porządkowi spo-
łecznemu Europy;
2. że sprzysiężenie miało charakter komu-
nistyczny ;
3. że gwałtem i terroryzmem zmuszono lud
do wzięcia udziału w powstaniu;
Iirwawy
Eok.
121
4. że Polacy jako broń swą obrali skryto-
bójstwo, że głównym ich celem było urządzenie
rzezi na wzór nieszporów sycylijskich, że zamie-
rzali otruć lub wymordować wszystkich Niemców
i ku temu mieli przygotowane olbrzymie zapasy
trucizny i sztyletów;
5. że lud usposobiony patryotycznie odwrócił
się od szlachty, która właściwie jest nie polskiego,
ale tatarskiego pochodzenia (!!!) — i stanął
wiernie przy rządzie i cesarzu;
6. że obawiając się gróźb szlachty i mszcząc
się na niej tyluwiekowych krzywd, lud przekro-
czył nieco granice obrony koniecznej i uniesiony
słuszną zemstą w zbyt dotkliwy sposób karał
swych tyranów;
7. zaprzeczono stanowczo, jakoby biurokracya
brała jakikolwiek udział w podburzaniu chłopów
lub płaciła za mordy.
Podłe te kłamstwa rozstrzelone w różnych
pismach zebrano następnie w broszury, któremi
zasypywano zwłaszcza Niemcy. Broszury te pi-
sane na obstalnnek rządu, są:
1. Aufschlusse uber die jung sten Ereignisse
in Polen. Mainz 1846.
2. Bas Polen-Attentat
im J. 1846;
aus
dem Tagebuche eines Ofjiciers der westgali-
zischen Armee. Grimma 1846.
3. Briefe eines Beutschen uber
Galizien.
Breslau 1847.
246
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Ceclią tych wszystkich urzędowych publi-
kacyi jest brak wszelkiej przedmiotowości, nie-
nawiść do wszystkiego, co polskie, i bezimien-
ność, z równoczesnem powoływaniem się na akty
urzędowe.
Zadaniem naszej pracy — zadaniem głównem
jest zebranie rozprószonych dokumentów, odno-
szących się do rzezi. Nie wdając się więc w treść
publikacyi prywatnych, przytoczymy tu znane
nam listy i noty urzędowe Metternicha, celem
wykazania, jak rząd austryacki usiłował zba-
łamucić i okłamać Europę, a zwłaszcza rząd
francuski.;
1
')
Poufne listy Metternicha do hr. Apponyi,
ambasadora austr. w Paryżu.
i.
Nr. 1524.
(Wyjątek.)
Wiedeń 20. lutego 1846.
„Człowiek mojego charakteru znajduje się
często w położeniu, w którem miotają nim wręcz
sprzeczne uczucia. Ożywiające mnie uczucie
ludzkości nakazuje mi uważać za szczęśliwą
każdą okoliczność, pozwalającą stróżom bezpie-
*) Noty i listy cytujemy w dosłownem tłómaczeniu z dzieła :
„Aus Metternichs npchgelassenen Papieren. Herausgegeben von dem
Sohne des Staatskanclers Ftirsten Richard Metternich-Winneburg.
7. Band. Wien 1^83 " Tłóniaczenie to zawdzięczamy p. M. Sch.f
za co na tem miejscu składamy uprzejme podziękowania.
Iirwawy
Eok.
121
czeństwa publicznego zapobiedz wybuchowi re-
wolucyi, a stanowisko moje jako męża stanu
zmusza mnie przeciwnie ubolewać nad temi
samemi okolicznościami. Ostatnie to uczucie
wbudza we mnie konieczność, której ulegliśmy
wprowadzając wojsko cesarskie do Krakowa
w celu przeszkodzenia wielkim nieszczęściom.
Jutro byłoby dla nas korzystniejsze niż wczoraj.
Ale miasto byłoby zmasakrowane, wiele posia-
dłości prywatnych zniszczonych, tysiące ludzi
padłoby ofiarą; niech to będzie mojem uspra-
wiedliwieniem.
„Istnieje obecnie w świecie porządek rzeczy,
który z czasem stanie się nie do zniesienia.
We wszystkich czasach były i będą rządy spra-
wiedliwe i takie, które idą fałszywą drogą; będą
stronnictwa popierające utrzymanie porządku
i stronnictwa destrukcyjne; będą tłumy bez-
myślne, stające się ofiarą wichrzycieli i sprytni
przywódcy umiejący z tego korzystać. Ale co
jest charakterystyczną cechą naszej epoki, oto, że
szeroko rozgałęzione przedsięwzięcia rewolucyjne
mają do swojej dyspozycyi bezpieczne ogniska,
w których mogą bezkarnie wypracować i przy-
gotować swoje plany za zgodą niemądrego
ducha reformy i z pomocą składek rzekomo na
cele patryotyczne i filantropijne zbieranych. Tak
rzeczy stoją, kochany hrabio — poddać się im
musimy. Europa monarchiczna tolerowała przez
248
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
wieki całe barbarzyńskich piratów, a nawet
płaciła daninę ich przywódcom. Dzisiaj Europa
liberalna daje schronienie oszustom politycznym;
w czem leży różnica?"
II.
Nr. 1525.
(Wyjątek.)
Wiedeń 20. lutego 1846.
„Zdaje się, że odkrycia, jakie uczyniono
w Wielkiem Księstwie Poznańskiem, skłoniły
stronnictwo komunistyczne do przyspieszenia wy-
buchu w Księstwie Krakowskiem. Przedsięwzięcie
to było niedorzeczne, ale stronnictwo to może
tylko działać zgodnie z duchem w niem panu-
jącym. Spodziewano się tam dostać pieniędzy
i strachem dokonać reszty... a potem niech się
dzieje co chce.
„Trwoga, którą rozsiewają wśród mieszkańców
miasta ci krwiożerczy burzyciele, jest tak stra-
szną, że właściciele domów, położonych w dziel-
nicach przez nich zajętych, obawiają się nocować
w swoich mieszkaniach. Jeśli uparci filantropi
podnoszą jeszcze głos, broniąc sprawy polskiej,
to wymowa ich, bogata w dźwięczne frazesy,
pozbawioną jest zupełnie praktycznego zastoso-
wania. W dzisiejszej mojej depeszy mówię
o dwóch stronnictwach polskich; ale mogę zarę-
czyć, że partya arystokratyczna rozbitą jest
Iirwawy
Eok.
121
zupełnie i że to skrajna lewica rej wodzi. Składa
się ona ze zrujnowanych obywateli, małych
urzędniczków z kasty sbatier (Betteladel*) i z sza-
lonych głów ze wszystkich warstw społeczeństwa
pochodzących. Stronnictwo to głosi zasadę po-
działu dóbr i całymi oddziałami
napada na
właścicieli ziemskich. W Galicyi chłopi sta-
nowią obecnie policye.
„Chłopi nasi są teraz zadowoleni ze swego
położenia i obawiają się jedynie przywrócenia
dawnych stosunków, (!!) dlatego też chwytają
propagatorów nowych idei i wydają ich wła-
dzom (!!!). (A mordy? a rabunki?)
„W depeszy mojej daję broń do ręki pana
Guizot. Spodziewam się, że z niej skorzysta.
Zajęcie Krakowa nie będzie, powtarzam, i tym
tak jak i zeszłym razem, operacyą polityczną,
ale środkiem zapewniającym bezpieczeństwo
miasta, a podyktowanym przez uczucie ludzkości.
Uznane za miasto wolne, nie powinno być ska-
zanem na poddanie się najwstrętniejszej z ty-
ranii... tyranii klubu, terrorystów
najgorszego
gatunku."
Im dalej w las, tem więcej drzew —• im
późniejsza nota, tem więcej kłamstw. Tegoż sa-
mego dnia, 20. lutego, gdy zaledwie niektóre
szczegóły mogły być znane w Wiedniu, wysłał
*) Szlachta zaściankowa.
250
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Metternich depeszę do Appony'ego i memorandum
dla francuskiego rządu.
III.
Nr. 1541.
Wiedeń 20. lutego 1846.
„Spisek wkroczył stanowczo na tory komu-
nizmu i jako bronią posługuje się terroryzmem.
Einigracya polska, która przez dłuższy czas
dzieliła się na dwa stronnictwa: arystokratyczne
i demokratyczne, uległa teraz losowi wspólnemu
wszystkim rewolucyom. Partya umiarkowana nie
jest w stanie zwyciężyć tej, która idzie naprzód,
a ta z kolei ulegnie prawom tych, którzy zechcą
iść jeszcze dalej. Co jednak może dziwić, to to,
że -przywódcy partyi arystokratycznej
przykła-
dają rękę do działań komunistów.
Idee demo-
kratyczne nie dały się zastosować do ludu sło-
wiańskiego takiego, jakim są Polacy, i idee te
głoszone przez część emigracyi musiały z ko-
nieczności przerodzić się w komunizm,
to jest
wymordowanie
właścicieli ziemskich i grabież
ich własności. Zechciej pan bez zwłoki powyższą
depeszę podać do wiadomości p. Guizot i za-
pewnić go, że może śmiało w razie interpelacyi
zaręczyć, że decydując się zająć wolne miasto
Kraków, trzy sprzymierzone mocarstwa nie dzia-
łały w celu widoków politycznych, ale tylko pod
wpływem poczucia obowiązku, nakazującego im
nie dopuścić, aby spokojna ludność miasta i rząd
Iirwawy
Eok.
121
jego stały się ofiarą spisku, którego jedną
z głównych pobudek było pragnienie
grabieży.
„18. lutego rano, pułk piechoty, półtora szwa-
dronu kawaleryi i pół bateryi artyleryi przeszło
przez Wisłę i zajęło Kraków. Spokój i bezpie-
czeństwo publiczne nie zostało naruszone w tem
mieście."
Równocześnie z tą depeszą wysłał ks. Met-
ternich rządowi francuskiemu
Memorandum.
Nr. 1542.
Wiedeń 20. lutego 1846.
„Od jakiegoś czasu raporty z Krakowa do-
noszą o ruchu, powstałym wśród znanych stron-
ników partyi rewolucyjnej. Ruch ten, do którego
należeli młodzi ludzie z naj pierwszych rodzin
kraju i wielka liczba ludzi niższej sfery, roz-
szerzał się z dniem każdym; nikt nie wątpił, że
w Krakowie przygotowuje się wybuch mający
być znakiem dla powstańców sąsiednich prowin-
cyi, których udział w spisku krakowskim wido-
cznym był z zeznań i wiadomości zebranycli
w Galicyi i Wielkiem Księstwie Poznańskiem.
„Ludzie zamożni, posiadający jaki majątek
w Krakowie, nie śmieli już pokazywać się na
ulicach, bojąc się, aby nie stali się pierwszemi
ofiarami przygotowujących się zamachów. Wła-
dze nawet i osobistości urzędowe przestraszone
252
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
by}y groźbami, wygłaszanemi publicznie i prze"
syłanemi im bezpośrednio przez ludzi znanych
jako rewolucyoniści. Ostrzegano ich, że dosię-
gnie ich zemsta narodu, jeśliby odważyli opierać
się lub starali się przeszkodzić przygotowującemu
się powstaniu.
„Taki stan rzeczy wzbudzał paniczną trwogę
w całem mieście i paraliżował czynności rządu
krakowskiego, który nie mógł się łudzić co do
niedostateczności środków represyjnych, jakimi
rozporządzał. Reprezentanci trzech sprzymierzo-
nych mocarstw, stale pounadamiani
o losach
spisku, otrzymali wkońcu pewną wiadomość: że
dwóch przywódców partyi rewolucyjnej polskiej
ukrywa się w Krakowie, aby stanąć na czele
powstania, które miało wybuchnąć między 20.
lutego,
a ostatnimi dniami karnawału,
że
wszyscy młodzi ludzie w Krakowie, nawet nale-
żący do najpierwszych rodzin w kraju, otrzymali
wezwania, aby byli gotowi na dany znak po-
łączyć się z naczelnikami powstania, a jedno-
cześnie grożono pogardą tym, którzyby nie sta-
wili się na wezwanie, śmiercią zaś tym, którzyby
ośmielili się uwiadomić władze o spisku. Szcze-
góły tak pozytywne, a tak niepokojące zarazem,
nie pozwalały dłużej reprezentantom dworów
pozostać widzami wypadków przygotowujących
się przed ich oczyma i grożących wybuchem
w niedalekiej przyszłości.
Iirwawy
Eok.
121
„Wskutek tego zwrócili się do krakowskiego
senatu z zapytaniem, czy uważa własne swoje
siły za dostateczne do stłumienia powstania,
które zdawało się być groźnem, i do utrzymania
porządku i bezpieczeństwa publicznego. Dopiero
na przeczącą odpowiedź senatu i deklaracyę, że
sprzymierzonym dworom powierza starania o do-
starczenie odpowiednich środków obrony, repre-
zentanci trzech mocarstw wezwali komendanta
wojsk cesarskich i królewskich do Podgórza,
naprzeciw Krakowa, jako do najbliższego stano-
wiska, najpierw nakazując mu trzymać się w po-
gotowiu, a potem wkroczyć do miasta z siłami
wystarczającemi do odparcia powstania, gdyż
lody ruszyły na Wiśle i komunikacya przerwaną
była na dni kilka."
Kończy zaś tak:
„ Obawiam się, aby nie wybuchło w Galicyi
powstanie włościan przeciwko szlachcie, ^ oba-
wiam się, ażeby socyalna komplikacya jeszcze
bardziej nie utrudniała przeszkód politycznego
położenia, abyśmy po rozwiązaniu kwesty i po-
litycznej, nie 'mieli do czynienia z trudnościami
socyalnej
zawieruchy."
A więc:
Podczas gdy w depeszy do Appony'ego z dnia
20. lutego 1846 mówi o mordowaniu i rabo-
waniu szlachty, jako o koniecznem następstwie
254
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
idei rewolucyjnej, jakby o fakcie już dokona-
nym — to w piśmie do rządu francuskiego
z tegoż samego dnia, wypowiada tylko swoją
obawę na ten temat.
Wszystkie pisma, które rząd austryacki wy-
dał jako usprawiedliwienie rzezi, wszystkie przez
nas cytowane broszury i korespondencye do
dzienników, a nawet urzędowi zupełnie historycy
jak Ostrow-Drdacky i Maurycy br. Sala twier-
dzą z całą stanowczością i nieustannie, że „die
blutige Reaction des Landvolkes ein Ereigniss
loar, von welchem Niemand eine Ahnung liatte,
und welches den Behorden gewiss ebenso uner-
wartet kam, wie den Insurgenten..."
Tymczasem, jak widzimy, było to rozmyśliłem
kłamstwem, bo skoro Metternich już 20. lutego
stanowczo mówi o mordowaniu szlaclity przez
lud, to władze krajowe musiały chyba o wiele
wcześniej z tą ewentualnością się liczyć. Zresztą
sama data uderza. Wszak pierwsze morderstwa
dokonane zostały dnia 19. lutego — do Wiednia
więc najwcześniej mogła dojść wiadomość do-
piero 21. Skoro więc Metternich w depeszy
z 20. wyraża swe obawy, to znaczy, że o za-
mierzonej rzezi wiedział, chciał winę jej zwalić
na powstańców, a siebie przedstawić jako prze-
widującego męża stanu. Zresztą rzeź służy mu
jako moment usprawiedliwienia zaboru Krakowa.
Iirwawy
Eok.
121
Co więcej, Metternich w chwili, gdy wyrażał
swą obawę — równocześnie wycofywał wojsko
z Galicyi ku Krakowowi, ażeby się później
usprawiedliwić, że z powodu braku wojska rzezi
niepodobna było zapobiedz!
Następny list do Appony'ego, nosi datę 27.
lutego 1846 r. Użaliwszy się na trudne położenie
rządu w obecnym czasie, tak pisze Metternich:
„Przyznaję, że wiele jeszcze komplikacyi
wytworzyć się może wskutek zbrodniczego ruchu
wywołanego przez emigracyę polską w kraju,
którego ludność nie podziela jej zapatrywań.
Ruch ten raz rozpoczęty, gdzie się zatrzyma
i w jakim kierunku rozszerzać się będzie? Po-
czątek odsłonił niebezpieczeństwo grożące oby-
watelstwu, które stanęło na czele partyi komu-
nistycznej, a lud galicyjski powstaje przeciwko
podżegaczom, bo nie chce przyjąć doktryn, któ-
rych nie rozumie.
„Emigracya rozrzuciła po kraju setki tysięcy
broszur treści religijnej i instrukcyi do zorga-
nizowania oddziałów powstańczych. Wprawdzie
"" t . buntu tłumów przeciwko apostołom nowa-
kim nie tkwi w duchu tych instrukcyi, ale
pstwo, które morduje dziś panów, nauczyło
z nich, jak postępować z przeciwnikiem.
• • • awiedliwość ludu jest straszną
si^rawiedli-
i.zią {La justice du pewple est une terrible
ice), a rząd — znajduje się wskutek tego
144
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
w nader fałszywem położeniu; zmuszonym jest
walczyć zarówno z przyjaciółmi jak z wrogami.
Czy tego chciały sentymentalne damy, uważa-
jące się w buduarach swoich za dobroczynne
i nabożne, opiekujące się stowarzyszeniami,
rzekomo dobroczynnemi, a których dochody
wpływały do kasy rządu rewolucyjnego? Czy
tego chcieli emigranci, którym pomordowano naj-
bliższych krewnych i którym chłopstwo wkrótce
popaliło pałacef Właściwości polskiego umysłu
wychodzą tu na jaw. Polak nie umie nigdy
przewidzieć następstw swoich czynów. Idzie
z zamkniętemi oczyma do celu, który widzi
przed sobą. Środki wiodące do tego celu są mu
obojętne. Na czyją korzyść obrócą się one
ostatecznie?
„Będę się starał donosić panu o przebiegu
wypadków. Niech rząd francuski czuwa bacznie
nad emigracyą i niech nie stanie się wspólni-
kiem jej zbrodni. Nie wątpię o dobrych chę-
ciach króla i jego ministrów w tym względzie,
dlatego też uwaga moja nie odnosi się do ich
zamiarów, ale do sposobu ich wykonania."
Oburzającym zaiste jest cynizm, z jakim
Metternich kłamie, z jakim wyszydza patryotyzm
kobiet polskich. Ale szczytem cynizmu jest naiwna
szczerość, z jaką ten reprezentant „ojcowskiego
rządu" zapowiada w dalszym ciągu rabowanie
Krwawy
Kok.
145
i palenie dworów i pałaców szlachty przez
zbuntowanych chłopów.
Jedno z dwojga: albo w tem jest wyraz
zadowolenia z tego, co się stało -- albo też
przyznanie, że rząd jest za słaby, aby w kraju
utrzymać porządek.
Ten sam ton, ta sama miłość prawdy brzmią
i w dalszych listach do ambasadora, z których
przytoczymy następujące wyjątki:
Nr, 1537.
Wiedeń 6. marca
1846.
„Depesze moje zdały już panu sprawę z wra-
żeń moich dotyczących tego przedmiotu. Teraz,
kiedy burza minęła, chcę przesłać moje zdanie
o tych wypadkach, ich przyczynach i skutkach.
Raport mój nie będzie długim, a zawiera czystą
tylko praiudę.
„Koniec głupiego i zbrodniczego przedsię-
wzięcia emigracyi polskiej nosił te same cechy,
co całe dzieło.
„Rozbitki powstania poddały się armii pru-
skiej na granicy Szląska i ziem krakowskich.
Miasto zostało zajęte bez żadnych trudności na
usilne żądanie samych mieszkańców. Zupełny
spokój przywrócony został w całej Gralicyi i spra-
wiedliwość ludu zatrzymała się sama przez się.
Podróżny, przejeżdżający pocztą przez tę pro-
wincyę ku granicy zachodniej, nie poznałby, że
cokolwiek zakłóciło spokój państwa. Chłopi po-
17
258
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
stępują za pługami jak dawniej (!!!). Miasta
powiatowe pełne są więźniów przyprowadzonych
przez włościan, a kiedy władze pytają się ich,
jaki jest powód ich aresztowania, podają fakta,
a jeśli nie mogą tychże dostarczyć, odpowiadają
niezmiennie: „Trzymajcie aresztowaną osobę pod
dobrą strażą, to Polak, który buntował się
przeciwko władzy cesarza!" Oto jest rezultat,
do jakiego doprowadzili dzieło swoje szaleńcy,
którzy sądzili, że spokojna ludność Galicyi po-
dzielać będzie ich idee!"
Nr. 1538.
marca.
„Depesza, którą wysyłam dzisiaj, traktująca
o niendałem powstaniu w Galicyi, zainteresuje
prawdopodobnie króla i p. Guizot. Spodziewam
się, że pracy mojej nie odmówią zalet opisu,
nacechowanego tym spokojem (!!), który sam
nadaje rzeczywistą siłę nieszczęśliwym, obarczo-
nym kierownictwem spraw publicznych. Uważano
zaszłe tu wypadki jako najważniejsze w ostatnich
czasach pod względem socyalnym. Powstanie
upadło w walce z ludem i z instytucyami mo-
narchicznemi — nim rządzącemi.
„Fakt ten zdolny jest, nie przeczą,
wzbić
w dumą przyjaciół obecnego porządku
rzeczy.
Co do mnie,' przyzwyczajony godzić się _ z wy-
padkami szczęśliwie zakończonymi (!) i zajmować
się jedynie obowiązkami, które przebieg tych
Krwawy Bok.
227
wypadków nakłada na sfery rządzące, starałem
się pracy mojej tę właśnie nadać cechę. Sprawę
tę, ściśle rzeczy biorąc, uważać można za skoń-
czoną. Powstanie i wszelkie plany rewolucyjne
utraciły na długo sympatyę kilku milionów Po-
laków, poddanych cesarza. Przyjmujemy z za-
dowoleniem tę przerwę w walkach, ubolewając
jedynie nad ofiarami niegodnie uwiedzionemi.
Galicya odzyskała spokój zewnętrzny (!!), a lu-
dność jej ukazała się w świetle, które jedynie
przebieg wypadków mógł wydostać na jaw, tak,
jak to miało miejsce (!!). Czego więcej możemy
pragnąć?
„Ludność Galicyi powróciła do zupełnej ró-
wnowagi, co przemawia na jej korzyść tak, jak
i opór, który tak energicznie przeciwstawiła
powstańczemu ruchowi, do którego nakłonić ją
chciała party a emigracyjna.
„Usposobienie to kilku milionów ludności
świadczy bezwątpienia korzystnie o rządzie i in-
stytucyach rządowych."
Depesza, o której w poprzednim liście wspo-
mina Metternich, nosi datę 7. marca 1846 (nr.
1543). W niej sprawcą wszystkich nieszczęść
nazywa polską szlachtę, która się niczego nie
nauczyła i nie zapomniała niczego. Obszernie
przedstawia ustawodawstwo austryackie na polu
ludowem i dowodzi, że jest rzeczą naturalną, iż
19*
'294
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
lud nie dał się uwieść szlachcie i dokonał sam
aktu sprawiedliwości!
Emigracja polska, nie
znając tego stanu rzeczy, przedstawia się jak
sztab jeneralny bez armii— ona to jest winną
rzezi. Nieodzownem jest, aby dla przykładu
spełnić kilka surowych wyroków sprawiedliwości,
inaczej bowiem wierny lud mógłby słusznie
sarkać (!!!), a powaga władzy ucierpiałaby na
tem.
„Chłopi, jak pod wpływem czarodziejskiej
różczki, powrócili do swych spokojnych zajęć,
a rabusiów (!) sami chwytają (!!!). Zachowanie
się ich zasługuje na bezwzględną pochwałę."
W dalszym ciągu domaga się Metternich od
rządu francuskiego, ażeby ograniczył prawo azylu
wobec emigraeyi polskiej, której działanie jest
zwodnicze.
„Gdyby los nie był obrócił się
przeciw spiskowcom,
tysiące ofiar
niewinnych
byłoby padło pod ciosami sztyletów i morder-
czej broni, którą mniemam patryoci dali chło-
pom do rak, a której ci użyli ku obronie
swego spokoju, przedkładając
to, co nazywane
bywa niewolą, nad dzikie okrzyki źle zrozu-
mianego liberalizmu.
1
'
1
W dniu 18. marca znów pisze Metternich
do Appony'ego i przesyła notę dla rządu. W li-
ście usprawiedliwia konfiskatę dóbr ks. Adama
Czartoryskiego, jako moralnego wodza powstań-
ców, którzy „powiedzieli sobie: Zacznijmy
od
mordów i grabieży!! a potem pomyślimy o re-
Krwawy
Bok.
295
szcie. Instrulccya ta ściśle została
wykonaną
przez sprzysiężonych w tarnowskim powiecie
Oto próbka kłamstwa dyplomatycznego!
Nie większą prawdomownością grzeszy też
nota (1544) z dnia 18. marca, zredagowana dla
rządu francuskiego. Zaznacza Metternich w niej,
że państwo austryackie przebyło niezasłużenie
ciężką próbę, której nie wywołało (que certes
U n'ą ni provoquee ni meritóe). Nie rząd je-
dnak zgniótł powstanie, ale sama ludność wiernej
prowincyi — i to dowodzi, jak demokratyczna
emigracya w rachubach swych się myliła. „ Une
democratie sans łe peuph gniest-elle?" zapytuje
ironicznie kanclerz, a równocześnie podnosząc
dobrodziejstwa, wyświadczone chłopom przez
rząd anstryacki, tłumaczy, dlaczego chłopi nie
dali się uwieść „zbrodniarzom".
W dalszym
ciągu opowiada, jak rozszerzano zasady komu-
nistyczne wśród ludu, jak go wzywano do po-
wstania, jak „bito kijami lub nawet strzelano
do opornych chłopów" (sic!) iils tuerent quel-
ques paysans a coups de pistolet).
Wtedy to cierpliwi i spokojni włpścianie
rzucili się na swych katów (!) i zaczęły się
„wypadki" znane już. Dalej streszcza pokrótce
wypadki w Księstwie i Królestwie — gdzie
według twierdzenia Metternicha, chłopi również
zabijali szlachtę i rabowali dwory (co jest, jak
wiemy, zupełną nieprawdą —• schwytali tylko
262
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
powstańców, mających uderzyć na Siedlce.) Opo-
wiedziawszy tak „fakta",
odzywa się znów
Metternich do rządu francuskiego z żądaniem
ograniczenia prawa „azylu" dla polskiej emigracyi.
Dalsze tolerowanie jej zbrodniczych knowań
przyniosłoby w rezultacie ogólno-europejską anar-
chię społeczną. Skoro obywatele francuscy nie
mają prawa mięszać się do spraw innego pań-
stwa, to tem bardziej powinien tego zabronić
rząd emigracyi polskiej — ludziom „bez kraju
i ojczyzny..."
Za zbrodnie, jakich dopuściła się
emigracya, każdy Francuz musiałby być ukarany.
Zbrodnia przedsięwzięta była wobec Austryi na
szerokie rozmiary, a „jeżeli się nie udała, to za-
wdzięczamy to prawdziwemu narodowi (la veri-
table nation, t. j. chłopi!), anie tej części jego,
która sobie nazwę narodu przywłaszcza."
„Naród nie przyjął haseł głoszących mord
i rabunek." (Pięknie nie przyjął!)
Zaprzecza dalej, jakoby nie cała emigracya
była winną — owszem, wszyscy ponoszą winę
i wszyscy zasługują na karę.
Tak to, czerniąc nasz naród, starał się
Metternich usprawiedliwić wobec Europy. Tem
samem piórem, tym samym atramentem pisane
były nietylko jego listy i noty, ale te anonimowe
publikacye, o których poprzednio mówiliśmy,
i liczne, również anonimowe korespondencye do
płatnych pism.
Iirwawy
Eok.
121
Wszędzie Polacy przedstawiani byli jako
szajka rabusiów, morderców i trucicieli*) — lud
jako obrońca rządu i zasad konserwatywnych...
Ażeby już skończyć z Metternichem, po-
patrzmy jeszcze, jakie plany miał on co do Ga-
licyi na przyszłość.
Wychodząc z założenia, że „der Polonismus
ist nur eine tormel, ein Wortlaut, hinter dem.
die Eevolution in ihrer crassesten Form steht —
er ist die Revolution selbst und nicht eine Ab-
theilung derselben, twierdzi, że walka z póloni-
zmem jest nietjlko prawem, ale najświętszym
obowiązkiem wszystkich mocarstw. Jako jeden
ze środkow tej walki podaje zmianę systemu
rządzenia Galicyą. a) Przedewszystkiem należy
podzielić Galicyę na dwa okręgi — wschodni
i zachodni. Podział ten wynika tak z położenia
geograficznego, jak z natury stosunków. Lwów
jak na stolicę kraju leży za daleko od Wiednia,
a nawet od zachodnich granic Galicyi, skutkiem
czego administracya nie może być dosyć sprę-
żystą. b) Należy dalej stworzyć w Galicyi cały
szereg fortec i c) uformować silny oddział żan-
*) Autor korespondencyi umieszczonej w nr. 37
„Augsb. Allg.
Ztg.", opierając się na raporcie rotmistrza szwoleżerów Kirchbacba,
twierdzi, że przy aresztowaniu Bobrowskiego znaleziono dwa funty
arszeniku, przeznaczonego na wytrucie armii cesarskiej. Hrabina
Wanda Bobrowska w piśmie swem do redakcyi nazwala doniesienie
to „bezczelnem kłamstwem", powołując się na świadectwo starosty
Ostermanua, inspektora Brosenbacha i burmistrza Wadowic Stasz-
kiewicza, którzy rewizyę przeprowadzali. Taką to bronią wal-
czył rząd!
264
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
darmeryi, na razie ze straży finansowej, któr
a
okazała się w czasie ostatnich wypadków zdolni
do takiej służby, d) Żywioł niemiecki powinien
być otoczony w Galicyi najgorętszą opieką i jak
najsilniej wspierany.
Z jednej strony należy Niemcom ułatwić
przez pomoc państwową
zakupno
posiadłości
ziemskich.,
z drugiej podnieść w miastach nie-
mieckie mieszczaństwo, a w szkołach zaprowa-
dzić język niemiecki*), e) Dalej doradza rewizyę
instytucyi „stanów", co jest tem potrzebniejsze,
że szlachta nie okazała się godną zaufania mo-
narchy i wolności, jaką ją tenże obdarzył. Wre-
szcie kończy propozycyą wystosowaną do tronu,
ażeby stolicą Galicyi zachodniej był Cieszyn,
tak, że gubernium nazywałoby się „Schlesisch
•und Westgalizisches."
Był to także jeden ze
środków niemczenia kraju.
*
*
*
Taką to bronią fałszów, kłamstw i obelg
walczono przeciw powalonemu wrogowi. Ale je-
żeli nie brakło oszczerców, to nie brakło nam
i obrońców. Przedewszystkiem mowom posłów
francuskich zawdzięczyć mamy, że Europa do-
wiedziała się o faktycznym stanie rzeczy i o prze-
*) Nie można więc przyznać Bismarkowi oryginalności pomysłu
Wyprzedził go Metternich, wyprzedził go i Mensdorf, który opra-
cował nawet dokładny finansowy plan celem wywłaszczenia szlacht}-
gaiicyjskiej na rzecz Niemców i żydów.
Iirwawy
Eok.
121
rażających okropnością szczegółach zbrodni. Na-
stępnie szeroko i obszernie poruszyły sprawę
naszą zgromadzenia ludowe we Prancyi i Anglii,
które, niekrępowane przez policyę, korzystały
z wielkiej swobody słowa.
Równocześnie także prasa francuska i an-
gielska, tudzież tak poważne dzienniki, jak
Breslauer Zeitung, Kblnische Zeitung, Rhein.
Beohachter i wiele innych, odsłaniało prawdziwy
stan rzeczy i nie szczędziło rządu austryackiego.
Wyszły też publikacye, które bezstronnie
i prawdziwie rzeczy wyjaśniały. Do takich na-
leżały przedewszystkiem: 1. List Wielopolskiego
do Metternicha. 2. Bnefe
eines polnischen
Edelmannes
an einen deutschen Puhlizisten.
Hamburg 1846. 3 . La verit,e sur les evenements
de Galicie. Paryż 1846. 4 . Wizerunki dumy
narodowej — Ojczyzniarza (Trentowski). Paryż
1847, a przedewszystkiem 5. Memoiren
und
Actenstucke aus Galizien im Jalire 1846, ge-
sammelt von einern Mdhren. Leipzig 1847.
Te prace, pisane pod świeżem wrażeniem
rzezi, przyczyniły się znakomicie do wyjaśnienia
tej zagadkowej dla Europy sprawy.
W późniejszych czasach wyszło naturalnie
—
'
!
ele prac odnoszących się do tej doby — tu
pomnimy o dwóch tylko, z których jedna
.t aktem oskarżenia — druga obroną. Pier-
za z nich wyszła z pod pióra Leonarda
267
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Chodźki, a nosi tytuł: Les massacres de Ga-
licie en 1846. Paris 1861 —• drugą widocznie
z polecenia sfer dworskich napisał były sekre-
tarz prezydyalny Maurycy baron Sala pod tytu-
łem: Gescłrichte des polnischen
Aufstandes
im Jahre 1846. Wien 1867.
Ostatnie to dzieło jest niesłychanie ważne —
bo jakkolwiek Sala staje wyłącznie na stano-
wisku rządu, to jednak dla podwładnych urzę-
dników nie szczędzi nagany — a Szelę przed-
stawia takim, jakim był istotnie, to jest jako
zwykłego rozbójnika i mordercę.
Pomimo tylu dzieł — niepodobna dziś już
pisać dokładnej historyi rzezi; obie strony były
interesowane i trudno przypuścić, ażeby w przed-
stawieniu rzeczy kierowały się bezwzględną
przedmiotowością.
Ostatecznie sprawa da się wyjaśnić nale-
życie dopiero wtedy, gdy dla historyka otworzą
się drzwi tajnych archiwów wiedeńskich, lub
gdy przynajmniej uzyska przystęp do tych
aktów namiestnictwa lwowskiego, które ozna-
czone są: G. (geheim) i G. G . (ganz geheim)„
Niestety, nie prędko to nastąpi — gdyż obecnie
wolno studyować akta archiwów rządowych
we Wiedniu tylko po rok 1830!
W każdym jednak razie dosyć już jest zna-
nych ogólnie dokumentów odnoszących się do
rzezi, ażeby stworzyć sobie sąd jaki taki o jej
Iirwawy
Eok.
121
przyczynach. My mieliśmy ponadto do dy.spo-
zycyi akty sądowe z procesu Franciszka hr.
Wiesiołowskiego i Teofila Wiśniowskiego,
tu-
dzież urzędowe kopie zeznań złożonych w sądzie
poznańskim przez Mierosławskiego. Prócz
tego mieliśmy kilka urzędowych dokumentów —
0 których dotychczas tylko ogólnie wspominano —
a które rzucają na sprawę ciekawe światło. To
też sądzimy, że materyał ten na razie przynaj-
mniej wystarcza, ażeby o genezie mordów 1846
roku wyrobić sobie należyte zdanie.
Że urlopnicy używani byli przez biuokracyę,
na to nie brak dowodów. Sala wspomina, że
urlopnicy pierwsi donosili o wszystkich podej-
rzanych ruchach powstańców, że oni znosili się
z urzędnikami. Autor broszury oficyalnej p. t .:
„Briefe eines Deutschen iiher Galizien
u
pisze:
„Usposobienie ludu było wszędzie przychylne
dla rządu —• o wszelkich ruchach spiskowych
chłopi donosili. Najlepszymi ich doradcami byli
urlopnicy lub wysłużeni żołnierze, którzy ich
utwierdzali w wierności dla rządu."
Również
wojskowy autor „Tagebuchu" oddaje urlopnikom
należyte pochwały za ich wierność, gorliwość,
z jaką utwierdzali lud w przywiązaniu do rządu
1 za zaufanie, z jakiem odnosili się do urzędni-
ków i oficerów. To też na czele band widzimy
wszędzie urlopników lub wysłużonych żołnierzy.
Biurokracya, buntując lud w ten sposób, wie-
268
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
działa, jakie będą następstwa; świadczą o tem
słowa Kriega, który powiedział: „walka potrwa
trzy dni — a będzie pięćdziesiąt lat spokoju" —
świadczy o tem odezwanie się Metternicha:
„niech szlachta tylko próbuje powstania, a po-
trafimy zdusić ją bezwzględnie..."
Że rzeź nie była dla biurokracyi niespo-
dzianką, dowodem raport starosty bocheńskiego
Bernda z 13. lutego 1846, w którym donosi do
•Gubernium, że chłopi z Nieznanowic i okolicy
zbroją się i przybierają groźną postawę.
„Raport ten zrobił na arcyksięciu — pisze
Maurycy Sala — wprost przygnębiające wraże-
nie (•peinlichen Eindruck). Arcyksiążę liczył za-
wsze na wypróbowaną wierność ludu wiejskiego,
ale nigdy mu nie przyszło na myśl, ażeby wier-
ność ta objawiła się inaczej, jak przez bierny
opór przeciw nakłanianiom powstańców. Tymcza-
sem raport Bernda otworzył mu oczy, że opór
ten chłopski stać się może i czynnym.
Jasnem
mu było, że gdyby tak się stało, rządowi by-
łoby bardzo trudno opanować wzburzone, dzikie
siły, utrzymać je w posłuszeństwie i porządku..."
Następstwem tego był ów spóźniony niestety
reskrypt, zakazujący chłopom się zbroić...
Arcyksiążę swoje — biurokracya swoje.
Gdy w dniu 17. lutego wójt z Lisiej Góry,
Stelmach, na czele wóitów z kilkudziesięciu
gmin zjawił się u Breinla i doniósł mu, że pa-
Iirwawy Eok.
121
nowie się zbroją, a ksiądz Morgenstern namawia
ich do powstania, miał do nich Breinl długą
mową, którą — według urzędowego świadectwa
autora „Briefe eines Deutschen iiber Gcilizien" —
zakończył tak:
„Gdyby panowie uciekali się do przymusu,
to chłopi są bezwzględnie uprawnieni odeprzeć
go siłą. Wówczas niech się starają pojmać przy-
wódców i odstawić ich do cyrkułu. Niech nie
tracą odwagi: rząd, który się nimi zawsze opie-
kował i teraz jest po ich stronie, liczy na ich
wierność i skuteczny opór potrafi wynagrodzić..."
Współczesne źródła inaczej nieco przedstawiają
tę mowę — ale i urzędowy dokument wystarcza,
ażeby pojąć, co w tej zachęcie się kryło.
Niezaprzeczonym dalej jest faktem, że różne
kreatury rządowe brały nawet czynny udział
w rzezi, że żołnierze i niżsi urzędnicy zachęcali
lud do mordowania i rabowania, że pijanych
wódką i mordem chłopów witali Niemcy w Tar-
nowie jak zbawców, że płacono nagrody większe
za zamordowanych niż za żywych. Pamiętniki
nasze wspominają o nagrodach po 20 zł. za
głowę; obrońcy rządu zbijają to twierdzenie
jako śmieszne i dowodzą, że chłopi dostawali
tylko za „fatygę" po kilkadziesiąt centów,
p0 i_2 zł. za furę, na której przywozili
rannych i pomordowanych, a z dobrowolnych
datków kupowano im wódkę, piwo, chleb i t. p.
270
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Kwestya tego płacenia jest jedną z najcie-
kawszych i dlatego zbadamy ją "bliżej. W ra-
porcie swym z d. 17. marca 1846 pisze w tej
sprawie Wacław Zaleski: „Starałem sie po-
głoskę tę zbadać jak najdokładniej,
muszę je-
dnak wyznać, że wobec zupełnie
sprzecznych
świadectw nie mogłeyn dojść prawdy",
zaznacza
jednak, że starosta Breinl wypłacał istotnie' '
drobne kwoty tytułem wynagrodzenia za fury,
za opłatę rogatek, und unter ahnłiclien Titełn.
Sądzi jednak (!), że Breinl żadnych nagród
jako zachętę do mordu nie dawał. Przydzielony
do tarnowskiego cyrkułu były dyrektor policyi
w Krakowie, Wo1farth, w piśmie z 4.kwietnia
1846, również zaprzecza pogłoskom, jakoby
Breinl wyznaczał ceny na głowy, ale pisze:
„Że wymieniony p. starosta delegatów gmin,
którzy w przededniu powstania do niego z do-
niesieniem przybyli,
obdarowywał (beschenkt
hatte) i że chłopom, którzy następnych dni
zwozili żywych insurgentów, płacił drobne kwoty
tytułem wynagrodzenia
za podwody — jest
istotnie prawdą, nieprawdą jest jednak, jakoby
płacił za nieżywych..."
Znamy nadto raport Breinla do gubernium
z dnia 31. marca 1846 1. 851 — w którym
składa raport z użycia tajnego funduszu w kwo-
cie 1600 zł. Otóż w raporcie tym czytamy, że
z ogólnej sumy rozdano:
Iirwawy
Eok.
121
1. 445 zł. m. k. gminom w okolicy Tar-
nowa „zur Aneijerung
im Wachdienste.
u
2. 500 zł. m . k . na podarki dla deputatów
70 gmin, którzy byli u Breinla w dniu 17.
i 18. lutego.
3. Beszta w kwocie 655 zł. m . k. użytą
została na wynagrodzenia za fury i na wyna-
grodzenia konnych posłańców roznoszących roz-
kazy gminom (byli to właśnie urlopnicy prze-
znaczeni na przewódców czerni).
A więc coś płacono!
Ale nie ma tu pieniędzy, które dał Luxen-
berg na rachunek łupów, nie ma rachunku z fun-
duszu, złożonego przez szlachtę dla włościan
dotkniętych powodzią. Otóż v:łaśnie z tego to
ostatniego funduszu,
którym Breinl
rozpo-
rządzał samowładnie,
nagradzano
broczących
w krwi szlachti/ chłopów.
Według sprawozdania sumarycznego, za-
mieszczonego w Gazecie łwowskiej
nr. 108
z 17. września 1846 r.,
z ogółu wydanych na
zapomogi pieniędzy w kwocie 210.000 zł. m. k .
rozdano w cyrkule tarnowskim 45 235 zł. m. k.,
w bocheńskim 36.943 zł. m . k . —
a więc w tych
dwóch powiatach, gdzie rzeź najbardziej szalała,
rozdano najwięcej, bo ogółem 82.178 zł. m. k .,
podczas gdy inne powiaty dostawały znacznie
mniej. Tak samo się działo ze zbożem. Niemniej
ciekawa jest pozycya zapomóg, jakie rozdał
2
88
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
hr. Lazańsky w tarnowskim i bocheńskim cy:
kule osobiście zaraz po rzezi. Wyniosły 01
kwotę 1520 zł.
Jakkolwiek więc nie ma faktycznego dowodi
że chłopom wypłacono za mordy pewną stai
oznaczoną kwotę, to jednak nie ulega "żadne
wątpliwości, że mordercom przyrzekano i wy
płacono pogłówne. Że zresztą biurokracyi ni
były obce takie środki, dowodem ogłoszon
w Gazecie lwowskiej nagroda w kwocie p
1000 zł. za schwytanie, względnie „dostaioie
nie" (!) Teofila Wiśniowskiego i Edwarda Dem
bowskiego.
Zresztą cóż uczyniono, ażeby zapobiedz rzezi?
Nic, a jednak zapobiedz było łatwo. Świadczą
o tem urzędowi pisarze, że mundur jeduego
żołnierza starczył, aby tłuszczę powstrzymać
od mordu i rabunku; glejty Breinla, wydane
Monczyńskiemu i Leśniewskiemu, ocaliły ich
dwory od wszelkiej napaści. Tymczasem nietylko
nie wysłano wojska i urzędników, ale przeci-
wnie chcących się schronić do miast wypędzano,
aby wpadli w ręce chłopstwa. Że można było
ruch powstrzymać — dowodem cyrkuł rzeszowski, j
w którym następca Lederera August Gerard
Festenburg*), wspólnie z jenerałem Legediczem
potrafili stłumić ruch chłopski w zupełności.
*) Urzędnikowi temu należy się zaszczytna wzmianka, tem
bardziej, że zachowanie się jego pięknie odbija od działalności
Krwawy Rok.
289
Nie innem było zachowanie się biurokracyi
i po rzezi. Wiemy, że chłopom schlebiano, że
nazywano ich obrońcami ojczyzny i tronu! Wiemy,
że nietylko winnych nie ukarano, ale sprawców
pośrednich i bezpośrednich wynagrodzono —
pieniędzmi i orderami. Wiener Zeitung, a za
nią Gazeta lwowska przynosiły długie donie-
sienia o odznaczeniach i darach pieniężnych,
a działo się to w imieniu cesarza,
którego
rządy Metternicha potrafiły tak haniebnie oszu-
kać i okłamać, tak długo utrzymać w błędzie...
Przypatrzmy się tym odznaczeniom.
brata jego Emila, byłego burmistrza lwowskiego. Festenburg był
starosta rzeszowskim do roku 1848. Gdy "się dowiedziano, że
Stadion przeniósł go do Stanisławowa, obywnte-e rzeszowscy wy-
stosowali prośbę do Gubernium, aby go pozostawiono nadal, w pro-
śbie tej podnieśli wyraźnie jego szlachetne postępowanie w roku
1846. Pismo to podpisali: Jerzy ks Lubomirski, Henryk Jędrze-
jowicz, Leon Boznański, Leon Rylski, Sylwester Wyszkowski, Jan
hr. Tarnowski, Maurycy Szymanowski, Konstanty Nowaczyński,
Antoni Gozdowicz, Julian Odrowąż Pieniążek, Feliks Jawornicki,
Ludwik Jabłoński, Józef Świderski, Floryau Odrowąż Pieniążek,
Grzegorz Jędrzejowicz, Antoni Mikołajewicz, Klemens Zaremba,
Czesław br* Jakubowski, J. Straszewski, Maryau br. Brunicki,
Wacław Jabłoński, Józef Straszewski, Ksawery Pick, Alojzy Ja-
błonowski, Kajetan Skrzyński, Władysław hr. Rey.
Do tego dołączono pismo następujące :
„Przedstawienie do Najwyższej władzy Rządowej obywateli
cyrkułu rzeszowskiego, oddające hołd zasłudze i cnocie Twojej,
JW. Starosto, którym prosimy' rządcę krajowego o pozostawienie
Ciebie nadal, załączam w odpisie. Dopełniając w tem jedynie
skłonności i życzenia serca, poczytuję to sofcie jako zaszczyt, że
publicznie mogę złożyć świadectwo prawdzie odpowiednie. Racz
Panie Starosto'miły nam Zwierzchniku, takiem sercem przyjąć,
z jakiego pochodzi, wówczas nawet, gdyby prośba nasza nie była
wysłuchaną, niech to stanowi dowód szacunku i miłości, jakieo.i
obywatele obwodu tego przejęci zostają.
Słocina 24. grudnia 1847 roku.
Maurycy Szymanowski m. p.
18
275
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
Pisaliśmy już o podziękowaniu cesarskiem
dla wojska i urzędników, takie też same uzna-
nie i podziękowanie otrzymała „galicyjska straż
finansowa
za okazane w ostatnim
trudnym
i niebezpiecznym
czasie czynne i wierne jej
postępowanie"*).
Prezydent gubernialny br. Kri eg otrzymał
postanowieniem z dnia 28. maja 1846 wielki
krzyż ces. austryackiego orderu Leopolda z uwol-
nieniem od taksy.**)
Prośba nie została wysłuchaną Rozporządzeniem z dnia 2 sty-
cznia 1848 1 40 polecił Stadion Festenburgowi starostwo w Stani-
sławowie, przesłał mu jednak owe podanie i wyraził nadzieję, że
podobnie jak w Rzeszowie, tak i na nowem stanowisku potrafi
zjednać sobie zaufanie obywateli i władz. Wspomnieliśmy obszer-
niej o tym fakcie — dla jego rzadkości! S. p . Antoni Festenburg
był ojcem dr. Edwarda Festenburąa, znanego lekarza lwowskiego,
i Eugeniusza, obecnie adwokata w Brzozowie.
*) „Gazeta lwowska" z roku 1846 nr. 39 i nast , „Wiener Ztg."
z roku 1846—7 nr. 37 i nast.
**) Koniec karyery Kriega był dosyć komiczny. Pan baron
lubił dalsze wycieczki i zatrzymywał się w domach, gdzie nieko-
niecznie odpowiednie było towarzystwo dla takiego dygnitarza.
Jeden z takich domów, w pobliżu ogrodu hr. Skarbka (obok dzi-
siejszej wojskowej strzelnicy), ukrywał nadobną tajemnicę, o której
pani Dorota Krieg najprawdopodobniej nie wiedziała. Krieg zachodził
tam często, a dla upozorowania odwiedzał mały zwierzyniec, gdzie
zwykł był drażnić źwierzęta. Rogacz — widocznie źle myślący
i należący do partyi przewrotu, nie miał upodobania w żartach
Jego Ekscellencyi, przewrócił go na ziemię i pobódt niemiłosiernie
tak, że musiano kawalera orderu Leopolda ponieść na noszach.
To go ośmieszyło okropnie.
Urzędowy historyk, autor dzieła p. t .:
„Bauera Krieg",
v. Ostrów Drdacky, t&k opisuje to nieszczęście: „Krieg cieszył się
większem niż kiedykolwiek zaufaniem rządu. Już mianowanie go
gubernatorem w miejsce arcyksięcia było rzeczą postanowioną, gdy
nieszczęśliwa gwiazda zawiodła go do pewnego zwierzyńca we Lwo-
wie. Jak zwykle zaciął się bawić z dużym capem, rzucając mu
gałązki. Złe zwierzę rzuciło się na niego i pobodło. Wstrząśnienie
było tak silne, że na noszach musiano go zanieść do domu. Ten
Krwawy
Bok.
227
„Zwycięzca" z pod Gdowa, Ludwik Benedek,
otrzymał taki sam order i posunięty został na
stopień pułkownika.
Ażeby dać próbkę pojęć, jakie w Wiedniu
co do odznaczonych panowały, przytoczymy nie-
które pisma cesarskie w dosłownem brzmieniu:
Wiedeń 24. czerwca
1846.
Życząc sobie rozszerzyć jak najbardziej mą
monarszą łaskę, tak, aby z niej mogli korzystać
tak wyżsi urzędnicy jak członkowie gmin, oraz
ci wszyscy, którzy w czasie ostatnich wypadków
rozwinęli tyle pożytecznej działalności i odzna-
czyli się w sposób tak wyróżniający się, usta-
nawiamy obecnie i nadajemy:
turniej barona z polskim capem był wyzyskany jako śmieszność,
a potęga śmieszności jest tak wielką, że musiano się z nią liczyć.
W Galicyi stał się niemożliwym, a niedługo został spensyo-
nowany.,."
Co prawda, to ośmieszono Kriega w mieście. Widzieliśmy ry-
sunki z owego czasu z podpisem : „Krieg im Kriege mit der Ziege."
Krieg w pełnym mundurze, z orderami na piersi, leży na ziemi —
cap uderza go rogami, a całej scenie przypatruje się z załamanemi
rękami owa piękność tajemnicza.
I rymotwórca Baltazar Szczucki uwiecznił ów fakt w swej
„Kolendzie" na rok 1846. Kolenda ta pisana w języku, jakim mó-
wili ówcześni urzędnicy, krążyła w setkach odpisów. Koniec jej taki:
Widział Mesyjasz zrobiona krzywda w naroda,
Wysyłał capa z ostrego rogi do Groda.
Cap Kriega wymacał,
Jakgszturknol przewracał,
Do góry nogami bestyja!
Bo w prizidenta największa wina znachodzil,
Że na zagłada bidnego Poloka nawodzil.
Z całego świat ausschussa,
Łajdaka, Derusa,
Co jak gangrena dokuczał...
19*
276
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
1. Wielki złoty medal honorowy*) na wstę-
dze Mateuszowi Stankiewiczowi, burmi-
strzowi miasta Wadowic, i Alojzemu Temple,
zarządcy dóbr Brzeszcze w pow. wadowickim.
2. Średni złoty medal honorowy na wstędze
Franciszkowi Stankovich z Brzeska, Franci-
szkowi Huszka z Brojcina, Leopoldowi Loeben-
steinowi ze Skawiny, Michałowi Parylewi-
czowi z Niepołomic i Adolfowi Koschina,
burmistrzowi Rzeszowa.
3. Mały złoty medal honorowy na wstędze
i 100 zł. m. k. gotówką:
Józefowi Stelmachowi**), wójtowi z Lisiej
Góry, Dmytrowi Kucharowi***), wójtowi z Ry-
czychowa, Janowi Komperdzie****), wójtowi
z Czarnego Dunajca, Jakóbowi Chlebkówi-
również z Czarnego Dunajca, Janowi Śmiałow,
skiemu, wójtowi z Czudźca, Andrzejowi Sie-
ni a wsk i emu, wójtowi z Targowiska.
4. Przeznaczam 1000 zł. do rozdziału po-
między mieszkańców sześciu wsi, należących do
dominium Horożany, 1000 zł. do rozdziału mię-
dzy mieszkańców wsi Baranówka, Stefkowa, 01-
*) Odznaki tej były dwa rodzaje: był medal srebrny i medal
złoty. Każdy zaś z nich miał trzy klasy: wielki, średni i mały,
Znaki podawane znaczą: w. wielki, ś. średni, m. mały medal,
z. złoty, sr. srebrny.
**) Ten, który był 18. u Breinla i pierwszy dał hasło do mor-
dowania powstańców pod Lisią Grórą.
***) Dowódca chłopów w napadzie na Czaplickich w Horożanie.
****) Dowódca chłopów przeciw góralom z Chochołowa.
Iirwawy Eok.
121
szanica i Ustjanowa*). Takąż kwotę rozdzielą
władze miejscowe odpowiednio do zasług pomię-
dzy mieszkańców wsi: Targowisko, Leżany,.
Widacze. Jaszczewo, Jedlicze, Mencinek i Ko-
żuchów**).
5. Po 100 zł. przeznaczamy dla Jana D u-
fanika, wójta z Horoszowy i Hnata Poleją,
wójta z Podwysokiego**'*).
Po 60 zł. m . k . dla Iwana Niemyki, wójta
z Baranówki, Szczepana Packi, wójta ze Stef-
kowy, Iwana Popiela, wójta z Olszanicy, i Jana
Cybaka, wójta z Ustjanowej.
Dalej rozkazujemy, aby władze miejscowe
udzieliły wsparć jednorazowych wdowom i siero-
tom po tych włościanach, którzy zginęli w czasie
zamieszek w Lisiej Górze i Horożanie, i wre-
szcie, aby wyrażono w mojem imieniu pisemne
podziękowanie gminom Czarny Dunajec i Pod-
czerwone.
Ferdynand m. p.
Dalsze pismo przynosi odznaczenia dla sta-
rostów powiatów zachodnich w sposób nastę-
pujący:
Wiedeń 18. lipca 1846.
Pragnąc wynagrodzić tak wybitne usługi
oddane państwu w czasie ostatnich wypadków
*) Powiat sanocki
**) Powiat jasielski.
***) Powiat samborski.
279
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
w Galicyi, nadaję krzyż rycerski orderu Leopolda
pp. Breinl de Wallerstern, staroście tar-
nowskiemu, i Karolowi Csetschowi de Lin-
denwald, staroście przemyskiemu. Równocześnie
wynoszę do stanu szlacheckiego pp. Józefa Lo-
serth, starostę wadowickiego, Karola Bernd,
starostę bocheńskiego, Karola Bo cliyńskiego,
starostę sądeckiego, i Stanisława Przybyl-
skiego, starostę jasielskiego. Obie kategorye
odznaczeń wolne są od wszelkich taks i opłat.
Ferdynand
m. p.
Rozporządzeniem z d. 18. lipca 1846 od-
znaczeni zostali za „wierne i pełne patryotyzniu
zachowanie się" niektórzy urzędnicy galicyjskiej
straży finansowej. Wielki złoty medal otrzymali
nadkomisarze: Juliusz Brosenbach z Wadowic,
Jan Markel z Rzeszowa, tudzież komisarze:
Romuald Fiutowski*) z Nowego Targu i Ale-
ksander Lowel z Podgórza. Średni złoty medal
honorowy otrzymali komisarze: Antoni Br uhl
w Wiśniczu i Henryk Krach w Łańcucie. Mały
złoty medal honorowy otrzymali respicyenci:
Michał Kreyss, Hubert St. Jeune-Homme,
Fryderyk Wintuschka**) i Michał Troj-
nalski. Wielki srebrny medal honorowy otrzy-
mał Karol Grail.
*) Dowódca chłopów przeciw ks. Kmietowiczowi.
**) Dowódca chłopów (w przebraniu) w Kołaczycach.
Iirwawy Eok.
121
Wiedeń 18. sierpnia 1846.
Pragnąc wynagrodzić wierność niżej wy-
mienionych swych urzędników i poddanych, udo-
wodnioną ważnemi usługami, jakie oddali, roz-
wijając tak energiczną działalność w celu obrony
porządku publicznego w czasie ostatnich wy-
padków w Galicyi. nadajemy najłaskawiej średni
złoty medal honorowy Fryderykowi Koja,
zwierzchnikowi urzędowemu (justycyaryusz) w My-
ślenicach i Lanckoronie, tudzież Ignacemu Lan-
gerowi, zw. urzędowemu w Makowie. Mały
złoty medal Jakóbowi Bargiel o w i, wójtowi
Sułkowic. Po 50 zł, nagrody wyznaczamy wój-
tom: Janowi Klin nas z Lubienia, Antoniemu
Malinowskiemu z Borek, Piotrowi Ma-
ślonka z Woli Radzieszowskiej, Norbertowi
Kloc z Kobierzyna i Wojciechowi Laska
z Błonszek.
Ferdynand
m. p.
Za też same usługi pismem z dnia 30. sier-
pnia 1846 roku, polecono wypłacić nagrody:
mieszkańcom Lisiej Góry 1000 zł., mieszkańcom
Odporyszowa 500 zł., osobno zaś wójtowi Odpo-
ryszowa Pawłowi Rozborskiemu 100 zł.,
mieszkańcom zaś tej wsi: Andrzejowi Tatar-
czykowi 100 zł. a Łukaszowi Szostakowi
50 zł. Rozporządzeniem z dnia 21. września
1846 roku otrzymali mieszkańcy gminy Żtiko-
280
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
wicy 600 zł., a gminy Gorzyce 300 zł. nagrody
W dalszym ciągu odznaczeni zostali: ksiądz
Gerard Lecli, proboszcz z Haczowa (w. z.),
Ferdynand Stieber, dominikalny reprezentant
państwa Andrychowskiego (sr. z.), Stanisław
Piróg, wójt z Borowej. Antoni Łazarski,
wójt z Grabówki, Józef Se diak, wójt z Za-
błocia, Wojciech F i g a c z , wójt ze Strusina,
Antoni Preyssner, wójt z Haczowa (wszyscy
m. zł.) . Oberżysta z Narajowa Michał F e g y-
y e r es, otrzymał średni złoty medal honorowy
za ostrzeżenie Narajowa przed powstańcami.
Leopold Sacher-Masoeh otrzymał tytuł
radcy dworu, Józef Emminger mianowany
radcą nadwornym, Ignacy Heyrowski został
komisarzem II. klasy, Joachim Chomiński*)
został wkrótce sekretarzem gubernialnym we
Lwowie. Wiceprezydent hrabia L a z a n s k y,
otrzymał krzyż komandorski orderu Leopolda...
Koroną tych odznaczeń było nadanie Jaku-
bowi Szeli „największego złotego medalu ho-
norowego z wielką wstęgą" postanowieniem z dnia
5. sierpnia 1847 r. Odznaczenie to miało być
„wyróżniającym dowodem uznania za wierność
*) Następca Breinla Csetsch von Lindenwald wydał Chomiń-
skiemu w dniu 16. grudnia 1816 roku 1. 4278 najpochlebniejsze
świadectwo, jako urzędnikowi wybitnych zdolności i pełnemu zasług.
Mieszkał on pod koniec życia we Lwowie przy ulicy Skarb-
kowskiej. Pogardzani nim powszechnie, straszono nim dzieci i pal-
cami pokazywano go na ulicach.
Iirwawy
Eok.
121
i zachowanie sie Jakóba Szeli w czasie wy-
padków zaszłych w Galicyi",
oraz „wzięciem
go w obronę przeciw niecnym napaściom, ja-
kiemi go obrzucano."
Na medalu widniał napis:
„Bene merito..."
Rzecz naturalna, że doba tak krwawa w lite-
raturze naszej odbiła się głośno. Nie jest jednak
naszem zadaniem bliżej się nad sprawą tą roz-
wodzić. Wspomnimy tu tylko o wierszu W. Pola
p. tyt. Bok 1846, tudzież o cyklu strof p. t .:
Z więzienia,
które stanowią trzecią część zna-
nych tak dobrze „Pieśni Janusza".
Potężniej,
bo „z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej"
odezwał się Kornel Ujejski, tworząc w „Skar-
gach Jeremiego" prawdziwy klejnot naszej lite-
ratury. Nietylko jednak pisane mamy z tej
epoki skargi. Nazwiska sprawców rzezi utrwalone
zostały na medalach, wykonanych w Paryżu.
W zbiorach biblioteki Ossolińskich znajduje się
pięć sztuk medali, odnoszących się do owego
czasu. Największy z nich o średnicy 23 cm.
jest z żelaza w formie talerza: jest to kopia
medalu wykonanego w Paryżu 1847 na podstawie
szkicu polskiego artysty, którego nazwiska nie
znamy. Środek medalu zajmują portrety (w pro-
filu) Metternicha i Szeli, nazwisko ministra wy-
ryte jest na czole, nazwisko Szeli na szyi.
282
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
Nad głowami ich unosi się Orzeł polski,
trzymający w szponach szeroką wstęgę z na-
pisem:
Horrori execrationi Umversarum Gentium.
Dokoła portretów umieszczono napis:
Austriae minister ministrissimus —
Sicariorum Austriacorum Dux —
Dół ramy, otaczającej portret, zajmuje po-
mnik grobowy z napisem:
D.O.M.
Gaiiciae civibus, iniquissimo dolo
lussu
a stipendiosis
sicariis interemptis. Febr. MDCCCXLVI.
Z prawej strony grobu niewiasta płacząca,
obok niej dzieci sieroty, z których jedno obu-
rącz z całej siły ściska kotwicę, znak nadziei,
drugie pod łańcuchem skurczone, tuli się do
grobu. Po drugiej stronie grobu znów grupa
dzieci, które zdają się grozić zemstą przyszłego
pokolenia. Naprzeciw portretów są zwoje okryte
napisami. Ze strony Metternicha napisano:
Libertatis inimicus, iPoloniae, Hungariae, Ita-
liae, Germariiae, Bohemiae oppressor, ze strony
Szeli Parricitla, latro, airocis Austriae poli-
ticae instrumentum, cum sociis Krieg
Breindl (powinno być Breinl), Benedek, Berndt,
Castiglione, iMiibacher.
Iirwawy
Eok.
121
Pomiędzy Szelą a Metternichem widnieją
noszone przez nich i nadane z powodu rzezi
ordery.
Takiż sam medal zmniejszony znajduje się
w bronzie.
Inny medal wykonał słynny rzeźbiarz David
d'Angers w trzech rozmiarach.
Na jednej stronie stoi kobieta w starożytnej
draperyi w czapce wolności (frygijskiej), u nóg
jej leżą porwane kajdany. W prawej dłoni
trzyma bagnet, którym na obok stojącej szu-
bienicy kreśli wyrazy:
Massacres de Galicie (Metternich, Breinl).
Z drugiej strony między pochodnią a mie-
czem jest napis: „La democratie
franęaise
a fait frapper cette medaille pour livrer les
auteurs des massacres de Galicie a l'execration
clu monde et de la posterite.
Na mniejszym medalu znajduje się także
wyobrażenie wolności, po drugiej zaś stronie
szubienica, pod nią napis podobny jak pierwszy.
Wreszcie jest jeszcze jeden, mały medal,
na którym widnieją cepy, widły, kosy, noże etc.
a dokoła napis:
Smutne wspomnienie bitwy pod Gdowem
28. lutego 1846.
Ulotnych pism na temat r, 1846 pojawiło
się w druku mnóstwo, przeważnie na po-
284
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
czątku r. 1848. Znamy wiersz „Do sprawców
rzezi" Antoniego Rydla, wspominaliśmy już
o „Kolendzie" Baltazara Szczuckiego. W reper-
toarze śp. Pieniążka zapisaną jest „Pieśń z r.
1846" zaczynająca się od słów:
„Gdzież waleczni są żołnierze,
Ów młodzieńczy piękny kwiat" itd.
Wiersz ten napisany był pod wpływem
oburzenia, jakie podzielali wszyscy prawi pa-
tryoci, z powodu agitacyi „russo- i prusomanów."
Rząd austryacki po rzezi i nieprawnem zajęciu
Krakowa był tak znienawidzony, że całe niemal
społeczeństwo szukało gdzieindziej oparcia. Po-
myślano przedewszystkiem o carze. Wielkopolski
w otwartym swym liście do Metternicha wzy-
wał naród do bezwarunkowego oddania się „ry-
cerskiemu carowi", Kraków prosił o zajęcie go
przez wojska rosyjskie, we Lwowie na gwałt
poczęto się po rosyjsku uczyć i obdarzano Mo-
skali szczególniejszą sympatyą. Wyrazem tych
dążeń była cytowana już książka Kubrakiewicza
p. t Essai sur le gouvervement paternel et les
mysteres d' Autriche, tudzież książka Gurowskiego
p. t.
„ Ostatnie wypadki w trzech
częściach
Polski.
1
'
Równocześnie inna część społeczeństwa
zwróciła swe sympatye ku Prusom, a rzeczni-
kiem tego kierunku był p. Eugeniusz Breza,
autor broszury: De la Russomanie dans le
Grand Duche de Posen. Breza nie ograniczył
Iirwawy Eok.
121
się na krytyce russomanii — ale przeciwstawi!
jej prusomanię. Był to ieden z pierwszych
objawów tej niezdrowej polityki „potrójnej" lo-
jalności, która później stworzyła Wielopolskiego
i jego naśladowców...
Przeciw temu to protestuje autor „Pieśni z r.
1846", wołając z żalem:
Maż nadzieja być ostatnia,
Ze nam wróg poprawi los?
Póki żyje wiara bratnia,
Polak woli śmierci cios!
Nie brakło jednak i humoru — w później-
szych zwłaszcza publikacyacli. Do takich należą
wiersze o Kriegu, „Zbój galicyjski w r. 1846",
„Ocet czterech złodziei, preparowany na sposób
polsko-konstytucyjny" przez S. F . B . Przepis
ten jest tak krótki, że go możemy podać do-
słownie:
„Włóż do kotła nowego na iskrzącym żarze
Metternicha z Bourbonem*) samych, albo w parze,
Spuść do nich i Breindela — a w ziół cierpkich braku
Wsadzisz jeszcze w tę trójkę Sachera dla smaku.
Gdybyś zaś chciał obfity znaleźć pokup z plonu,
Nie żałujże i Szeli zamiast estragonu
Jak octowej esencyi. Warz ich dwie godziny,
Mieszaj raźno, a gdy się zdejmą szumowiny,
W których ci się okaże w farbach gęstopłynnych
Z ich cielska ogniem zmyta z rzezi krew niewinnych,
Wystudź — i niech się sadzi zbiór ten z piekła brudów,
Póki wierzchem nie spłyną strumieniem łzy ludów,
*) Tlourbou t. zw. tygrys neapolitański.
286
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Poczem odstaw, zlej w butle i bądź tej nadziei,
Ze będzie ocet lepszy, od czterech złodziei.
Fabryka octu
otworzona dnia 18. marca 1848
w Tarnowie.
Do tej kategoryi publikacyi należy też „Me-
nażerya zwierząt w 1846 r."
Jestto ilustracya
z wierszami, zastosowanymi do każdej z osób,
które przedstawione są jako zwierzęta w klat-
kach żelaznych. Są tu portrety wszystkich obwi-
nionych o uczestnictwo w rzezi I wśród ludu
poczęły krążyć śpiewki. Jedną z nich podaje
nam p. Baltazar Sz. a opiewa ona tak:
„Z tamtej strony Wisły idzie dziewczę małe,
Jakieś ma serduszko bardzo zasępiałe;
Dziewczyno kochana, nie bądź zadumana,
Tatuś ci umarli, bo zabili pana.
Choć zabili pana,
Wina darowana.
Dziewczyno kochana,
Nie bądź zadumana!
Tatuś mało winni, bo nic nie wiedzieli,
Bo im niemal serce i rozum odjęli.
Niemcy namawiali, Niemcy rozkazali,
A tatuś nieboszczyk namówić się dali.
I zacny czyn górali uwiecznił się drukiem.
Fr. X . Bełdowski napisał obrazek dramatyczny
p. t.: „Powrót Górali z Berna", a autor krako-
wiaka tak śpiewa:
Krwawy Bok.
287
„I wprzódy się góry zmienią na płaszczyzny,
Ńiż Góral się wyprze swej polskiej Ojczyzny!"
A propos Chochołowa, wspominamy jeszcze
o jednym pomniku. Pisze nam o nim wspomi-
nany już p. B. S . z Bukowska-
„W potyczce chochołowskiej padł ze strony
straży finansowej strażnik Grzegorz Kogut. Po-
grzebanemu w Nowym Targu wystawili przeło-
żeni pomnik, na którym jeszcze w r. 1868 wi-
dniał — acz bardzo już zatarty — napis:
„Hier ruhet Gregor Kogut, k. k . Finanz-
wachaufseher,
aus Krempna Jasloer
Kreises
geburtig, gef allen in der Revolution von Cho-
chołów am 23. Feber 1846. Er starb treu
dem Kaiser,
betrauert von seinen Kameraden
und Vorgesetzten, die ihm dieses Denkmal setzten.
Ruhe seiner Asche."
Dodamy tu także, że komisarz Fiutowski,
dowódzca wyprawy na Chochołów, żył później
na emeryturze w Zbarażu (jeszcze w r. 1876),
później przeniósł się do Lwowa i tu umarł...
Czas nam jednak zakończyć nasze opowia-
danie i przejść do ostatniej karty krwawej doby.
*
*
*
Krwawy dramat — krwawy też miał epilog.
W lipcu 1847 zapadły ostateczne wyroki: prze-
ważna część skazaną została na więzienie, dwóch
usłyszało wyrok śmierci. Teofil Wiśniowski
288
Dr. Iv. Ostaszewski-Barański.
skazany został na śmierć jako winny zbrodni
stanu — Józef Kapuściński prócz tego jako
winny zbrodni morderstwa popełnionego na osobie
Kaspra Markla. O wyrokach tych wiedziano już
20. lipca, spodziewano się jednak powszechnie,
że obaj skazani zostaną ułaskawieni. W dniu
28. odczytano obydwom wyrok śmierci, jak zwykle
publicznie — a w dniu 31. lipca o godzinie 7.
rano wyrok został wykonany.
Trudno opisać wzruszenie — czytamy w liście
pisanym ze Lwowa w dniu 4. sierpnia 1847 -
jakie przez te trzy dni w mieście panowało,
trudno opisać tłumy, jakie zalegały ulice tego
rana, kiedy przez nie prowadzono tych męczen-
ników sprawy naszej, którzy na prostych wo-
zach z dwoma księżmi, każdy w własnych su-
kniach, siedzieli z wyrazem spokojuości, nawet
swobody, tak jasnym, tak pięknym — szczególnie
Wiśniowski — że podziwienie wzbudzali, nawet
żal u Austryaków. Wiśniowski, na którego bladej
twarzy o szlachetnych rysach widoczne były
ślady długich cierpień, ciężkich walk wewnę-
trznych — przedstawiał obraz zupełnego zwy-
cięstwa umysłu dzielnego, duszy w nieszczęściu
zahartowanej, nad ciałem osłabionem, nerwami
starganymi ciągłem niebezpieczeństwem, ciągłą
niepewnością. Czystem spokojnem okiem patrzył
wokoło siebie, jakby ostatniem jeszcze wejrze-
niem chciał przyjąć w siebie wrażenie całego
Krwawy Rok.
289
ogromu tej sceny, która mu się w ciągu osta-
tniego ciężkiego pochodu przedstawiała, sceny,
której on był głównym powodem, był ofiarą
i ogniskiem. Siedząc z krzyżem w ręku, kłaniał
się okazującym mu cześć i współczucie. Kapu-
ściński, który przy publikacyi wyroku zacho-
wywał się bardzo zuchwale, siedział spokojnie
i śmiało, ale się nie kłaniał, jakby czuł, że te
ukłony nie jego się tyczą. Na miejscu stracenia
Wiśniowski swój ślubny pierścionek darował
księdzu, Kapuściński zdjął surdut i dał go na
pamiątkę chłopcu co go wiózł. Kiedy ich po-
wiązanych wyciągnięto, każdego z osobna na
szubienicę, Wiśniowski donośnym głosem wykrzy-
knął po dwakroć „Niecli żyje Polska" i skonał.
Kapuściński powtórzył ten okrzyk i dodał: „Bra-
cia, nie dajcie sie odstraszyć moją śmiercią...."
Mimo deszczu, który zaraz się puścił, cały
dzień jak procesya ludzie ciągnęli pod szubienicę.
0 godzinie 6 i pół wieczorem zdjęto trupów,
posypano niegaszonem wapnem, polano wodą
1 zakopano, aby ich śladu nie było. Ale dotąd,
jak gdyby na miejsce pielgrzymki, do dziś dnia
ciągną liczne tłumy w żałobę ubrane, a zwła-
szcza kobiety i grób ciągle kwiatami okryty.
Dużo osób klęczy tam i modli się i zbiera po
garści ziemi — a wzruszenie i rozdrażnienie
trwa ciągle..."
19
290
"Dr.
K. Ostaszewski-Barański.
Ten urywek listu pisanego współcześnie
uzupełnimy jeszcze mało znanym szczegółem.
Oto lekarz pułkowy Tomasz Syrowatka,
Czech z rodu, który asystował z urzędu przy
egzekucyi, tak się przejął tą sceną, że powróci-
wszy do koszar na placu Jabłonowskich, natych-
miast podał się do dymisyi, a otrzymawszy ją,
osiadł w Muszynie. On to słyszał i zapamiętał
ostatnie słowa Wiśniowskiego wyrzeczone przed
egzekueyą, a zagłuszone bębnami:
„Polacy ! niech ivas śmierć nasza nie prze-
strasza... nie traćcie nadziei—
ufajcie Bogu!
Choć my giniem, żyć jednak i wolną iędzie
Ojczyzna/" Córka Syrowatki wyszła za syna
owego dzielnego organisty, Andrusikiewicza, je-
dnego z głównych agitatorów powstania w Cho-
chołowie. Syrowatka opowiadał nieraz córce
i wnukom ze łzami w oczach o dzielnym Po-
laku, a kończąc dodawał, że jego bohaterski
zgon oddziałał na męskie zachowanie się Kapu-
ścińskiego. Pomysł posypania wapnem niegaszo-
nem ciał obu męczenników, wyszedł z głowy
ówczesnego burmistrza miasta Lwowa. Tak przy-
najmniej powszechnie sądzono. Zanotować jednak
należy, że dr. Emil Festenburg, w odezwie
wydanej przez siebie we Wiedniu dnia 10. wrze-
śnia 1848 roku, zaprzecza temu w słowach:
„Kłamstwem jest, że grób męczenników wolności
wapnem zasypać kazałem, bo nie wiem nawet,
Krwawy Bok.
227
czyli i wskutek czyjego rozkazu ten czyn po-
pełniono — będąc wówczas w kąpielach tru-
skawieckich. Kłamstwem jest także, że nabo-
żeństwu nad grobem tychże męczenników przez
użycie konnicy się opierałem, bo w takie kroki
policyjne nigdy się nie mięszałem..."
Bóg jeden wie, po czyjej stronie prawda!
Śmierć Wiśniowskiego wstrząsnęła do głębi
całą Polską, tembardziej, że równocześnie niemal
rozeszła się wieść o zupełnem oczyszczeniu Szeli
przez sądy austryackie i o odznaczeniu go orde-
rem..
Nawet uczciwsi Niemcy oburzali się,
a rozumniejsi krytykowali ostro ten krok rządu.
Poważny dziennik Deutsche Ztg. pisze tak w ru-
bryce: „Od granic austryackich":
„Wiśniowski
i Kapuściński skończyli na szubienicy. Jest to
wypadek, którego skutków nie obliczono na-
przód. Źle to, że rząd austryacki wstępuje
w ślady rządu rosyjskiego i że wyroki wydane
w Warszawie tak prędko naśladuje we Lwowie.
Lepiej było pójść za przykładem Prus i nie po-
pełniać kroku nieroztropnego. Zaprawdę skutki
egzekucyi lwowskiej są wielkiej wagi. Działa
ona jakby czarodziejskie hasło. Wzburzyła całą
Słowiańszczyznę, wzbudziła największe współ-
czucie, a nawet najzimniejszych przejęła usza-
nowaniem dla ofiar. W całej Słowiańszczyźnie
czytano z trudnem do opisania uniesieniem, że
Polacy we Lwowie, wtenczas, kiedy widokiem
19*
292
Dr. Ii. Ostaszewski-Barański.
sromotnej egzekucji chciano ich przerazić, nie
zastraszeni niebezpieczeństwem, nie zważając na
wiszący nad nimi miecz, z wozu wiozącego ska-
zanych pod szubienicę zrobili wóz tryumfalny,
że wiodącą na hańbiącą śmierć drogę zmienili
w ścieżkę, prowadzącą do nieśmiertelności. Wielki
błąd popełniła Austrya, błąd, którego skutki
przeciw niej fatalnie zwrócić się mogą. Zamiast
ukarać — uwieńczyła palmą męczeńską.
„Wiśniowskiego: „Boże, błogosław Ojczyznę,
niech żyje Polska"
—
słowa wyrzeczone na
stopniach szubienicy wobec otwartego grobu,
pod cisnącą już ręką kata, unosić się będą nad
przestrzenią całej Polski i ożywiając ją pełną
nadzieją w przyszłość, stały się drugą ewangelią
dla Polaków..."
Tak pisał Niemiec i miał racyę...
Bezprzykładnie ostry wyrok, spełniony na
jednym z najszlachetniejszych ludzi, którego całą
winą była gorąca miłość Ojczyzny, zamiast zgnę-
bić, poruszył najszersze warstwy.
„Galicya — -
pisze Dziennik narodowy we
wrześniu, ożywiona jest dziś duchem, jakiego
nigdy nie miała. Ostatnia niegdyś w patryoty-
zmie, stoi teraz na równi z innemi prowincyami,
a nawet je przewyższa. Duch ten będzie ciągle
wzrastał, bo oprócz tylu przyczyn, będą go bez-
sprzecznie podniecać:
Iirwawy
Eok.
121
Wiśniowski na szubienicy z jednej strony —
Szela ozdobiony orderem z drugiej..."
W tej strasznej chwili, z tysięcy i tysięcy
serc płynął do niebios hymn:
Osłoń nas, ośłoń, Twą świętą dłonią,
Daj nam widzenie przyszłych Twych łask !
Niech kwiat męczeński uśpi nas wonią,
Niech nas męczeński otoczy blask!
Ale nie był to hymn rezygnacyi, bo wie-
rzono, że:
...z Archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy potem na wielki bój,
I na drgającem szatana ciele,
Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!
Dla błędnych braci otworzym serca,
Winę ich zmyje wolności chrzest,
Wtenczas usłyszy podły bluźnierca
Naszą odpowiedź: „Bóg był i jest!"
I szliśmy — i idziemy z archaniołem Pra-
wdy i Wolności na czele w długi bój. Krew
naszych ojców i braci zrosiła niwy dobijających
się swej wolności Węgier, czerwieniała na Tu-
recczyźnie, zmięszała się z krwią broniących
ojczyzny swej Francuzów i rdzawą plamą spły-
nęła na ziemi włoskiej... Wszędzie, gdzie tylko
walczono o wolność i niepodległość, krew polska
lała się obficie. Nie przyszło nam nic wpra-
wdzie z tego: w chwili, gdy zrozpaczony naród
porwał się do broni w sześćdziesiątych latach,
'294
Dr. K. Ostaszewski-Barański.
nie odwdzięczył się nam nikt czynem — co naj-
wyżej współczuciem i łzą, politowania! Lała się
znów obficie krew polska na polskiej ziemi, sze-
regiem stawały szubienice, jak drogowskazy pa-
tryotyzmu... Lała się krew i leje — boć Kroże,
to nie przeszłość — ale teraźniejszość.
Ale „krew jest szczególniejszym sokiem" —
jak mówi niemiecki poeta. Wsiąka ona w zie-
mię, ale nie bezużytecznie! Każdy kłos zboża
zmieniony w chleb ma w sobie cząstkę tej krwi
przelanej — a my chlebem tym się żywimy!
I kiedy zdaje się, że w nas już inna krew pły-
nie, że oddani ciężkiej pracy w szarej doli —•
wegetujemy tylko a nie żyjemy, wystarcza ten
jeden atom krwi męczeńskiej, aby nas porwać
do czynu.
*
*
*
Pięćdziesiąt lat minęło od rzezi galicyjskiej...
Pięćdziesiąt lat — to tak niewiele czasu, a jednak
zmian tyle! Popatrzmy tylko na pałac namiestni-
kowski we Lwowie — na gmachy ministeryalne
Wiednia — -
przypomnijmy sobie te chwile, gdy
w czasie wystawy krajowej król otoczony naj-
wyższymi dostojnikami stanął na tej części pol-
skiej ziemi.
Cóż to się stało?
Krwawy Bok.
295
Czy myśmy się tak bardzo zmienili, czy wy-
narodowiliśmy się, czy zrzekli miłości Ojczyzny ?
„ Umiecie godzić obowiązki teraźniejszości z obo-
wiązkami wobec -przeszłości" — rzekł raz mo-
narcha do przedstawicieli narodu. Słowa te
świadczą, że szlachetne serce jego zrozumiało
nas należycie, że pojmuje ono,, iż na tego tylko
liczyć można bezpiecznie i w każdej
chwili,
kto nawet za cenę życia nie stanie się odstępcą.
A odstępcą takim byłby każdy Polak, któryby
zaparł się swej przeszłości i nie wyznał głośno
wobec całego świata, że nie traci nadziei w przy-
szłość swej Ojczyzny!
Tak mówiło i myślało społeczeństwo polskie,
gdy biurokracya kąpała się we krwi, tak mówi
i myśli społeczeństwo polskie dziś i tam, gdzie
rządzi knut i szubienica, i tam, gdzie z pomocą
milionów wydzierają nam ziemię, i tu, gdzie
dzięki sprawiedliwości monarchy wolno nam go-
dzić przeszłość z teraźniejszością.
Przyszłość leży w ręku Boga — i w ręku
naszym...
Zamykamy karty krwawej kroniki, a zamy-
kamy je ponownie wierszami Krasińskiego:
Jedno tylko — ach! zbawienie,
Jeden tylko •- jeden cud:
Z szlachtą polską polski lud!
Jak dwa chóry — jedno pienie...
(III. Psalm miłości.)
286
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste —
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę!
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie,
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
(Y. Psalm dobrej woli)
Lwów, 1896 r.
IW-518
286
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste —
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę!
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie,
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
(Y. Psalm dobrej woli)
Lwów, 1896 r.
IW-518
286
Dr. K . Ostaszewski-Barański.
Błagamy Ciebie — stwórz w nas serce czyste —
Odnów w nas zmysły — z dusz wypleń kąkole
Złud świętokradzkich — i daj wiekuiste
Śród dóbr Twych dobro — daj nam dobrą wolę!
Teraz, gdy rozgrzmiał się już Twój sad w niebie,
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
(Y. Psalm dobrej woli)
Lwów, 1896 r.
IW-518